niedziela, 11 marca 2018

Primo poradnik dla promowego żółtodzioba



Zanim wyruszyłam na swój dziewiczy rejs promem, zastanawiałam się nieraz, czy w trakcie rejsu można przebywać w aucie, ale jakoś nigdy nie miałam śmiałości zapytać o to znajomych, którzy już mieli w tym temacie doświadczenie. Wolałam milczeć niż zobaczyć, jak przekręcają oczami i myślą sobie "jaka kretynka!".
Jeśli i Tobą szargają podobne wątpliwości, pozwól, że właśnie je rozwieję - nie, nie można przebywać w swoim pojeździe. W cudzym tym bardziej nie.
Na bramie do piekła w "Boskiej Komedii" Dante Alighieriego widniał napis: "Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją". Na "naszym" promie równie dobrze mogłaby widnieć informacja o podobnej treści: "Ty, który wchodzisz, żegnaj się z autem" [a przynajmniej na czas trwania rejsu].  
Przed opuszczeniem swojego czterokołowca i wejściem do recepcji musisz nie tylko zaciągnąć hamulec ręczny i zostawić swój pojazd na biegu, ale także dezaktywować detektor ruchu w samochodowym systemie alarmowym. Mówiąc prościej: zrób tak, żeby Twoje auto nie wyło, kiedy Ciebie nie będzie. 
Wszyscy wiemy - a już szczególnie ci, którzy mieszkają na irlandzkich osiedlach - jak bardzo upierdliwe są te wyjące alarmy domowe i samochodowe. To nieoficjalna przyczyna rwania włosów z głowy, przedwczesnych zgonów a zarazem wyrafinowana tortura, uplasowana tuż za waterboardingiem. Wyobraź sobie teraz pięćset wyjących pojazdów na promie. No właśnie. Nie chcemy, żeby kapitan strzelił sobie w łeb. Wszyscy chcemy bezpiecznie przeprawić się z punktu A do B. 
Jak już się upewnisz, że masz ze sobą wszystko, co będzie Ci potrzebne na kilkugodzinny rejs [lekarstwa, bagaż podręczny, portfel, telefon...] i to, co będzie Ci niepotrzebne, ale jest ono na tyle drogocenne, że wolałbyś to mieć przy sobie, nie zapomnij z nerwów i roztargnienia o najbardziej prozaicznej czynności - zamknięciu auta. Co prawda głupie wpadki zdarzają się nawet najlepszym, ale głupim jednak znacznie częściej. A Ty przecież nie jesteś głupi, prawda?  
Jeśli nie masz wykupionej kabiny, mogą Ci się przydać substytuty łóżka, które pomogą Ci zadbać o jakość snu: koce, tradycyjne poduszki lub podróżnicze rogale, opaski na oczy do spania [nikt specjalnie dla Ciebie nie zgasi światła na promie], a nawet stopery do uszu na wypadek gdyby los pokarał Cię chrapiącym sąsiadem [wcale nie taka rzadkość]. 
Ale umówmy się: łóżka polowe, dmuchane materace, śpiwory, namioty, tipi i inne parawany to może sobie daruj. Nie chcesz przecież wyglądać jak przesiedleniec i uchodźca. Nawet jeśli w życiu prywatnym jesteś wygodnicką księżniczką na ziarnku grochu, nie musisz wszystkim dawać tego do zrozumienia. No chyba, że bardziej niż księżniczką jesteś drama queen. Wtedy koniecznie weź ze sobą megafon, wykłócaj się na pokładzie o najmniejszą i najbardziej absurdalną pierdołę [jak na przykład o to, że za oknem widzisz tylko ciemność, a liczyłeś na różowego delfina i na białego wieloryba prosto z "Moby Dicka"], no i upewnij się, że skoro Ty nie śpisz, to inni też nie zmrużą oka. 
Najlepiej jednak będzie, dla Ciebie i dla innych, jak grzecznie zajmiesz miejsce i zajmiesz się sobą. 
A na koniec takie małe memento, ale nie mori, bo choć wypadki chodzą po ludziach, to jednak nie życzę Ci, abyś doświadczył tego, co pasażerowie Titanica czy Costa Concordia. Pamiętaj, że nie jesteś pępkiem świata. Ten statek jest w takim samym stopniu dla Ciebie, jak i dla innych. We are all in the same boat. Taka mała gra słów. 
Od nas wszystkich zależy, jak bardzo udany będzie ten rejs. To kolektywny wysiłek. Bo jestem pewna, że nie wyczarterujesz sobie tego rejsu. Gdyby Cię było na to stać, nie czytałbyś tego wpisu, prawda?