Kilkadziesiąt lat temu Dingle było mało popularną turystycznie osadą rybacką. Kilka przecinających się ulic, garść pubów i sklepików, to wszystko. Życie płynęło tam spokojnie, rutynowo i sielsko. Bo miasteczko usytuowane jest nad wyjątkowo malowniczą zatoką. Mieszkańcy codziennie mijali na ulicach te same twarze, rybacy jak co dzień wypływali kutrami na połowy. Wszystko odbywało się według tego samego planu. Mieszkańcy tworzyli jedną, wielką rodzinę. Nikt jeszcze wtedy nie przeczuwał, że za niedługo stanie się coś, co zupełnie odmieni oblicze tej osady rybackiej.
Wszystko zaczęło się w 1983 roku, podczas jednego z wielu, na pozór takiego samego rutynowego połowu. To właśnie wtedy uwaga miejscowych rybaków została przykuta przez pewne nietypowe zjawisko. Oczy Irlandczyków spoczęły na okazałym butlonosym delfinie, który zamiast salwować się ucieczką, sprawiał wrażenie zadowolonego z ich obecności. To był moment przełomowy dla Dingle i dla jego mieszkańców. Ten dzień przeszedł do historii tej niewielkiej mieściny. Następnego dnia, zresztą jak i wielu kolejnych, delfin znów ukazał się ciekawskim oczom mieszkańców. Szybko wzbudził ich sympatię, podbił ich serca. Sława o tym nowym, jakże nietypowym mieszkańcu zatoki rozeszła się z prędkością torpedy. Delfin szybko został ochrzczony Fungie i stał się niezwykle ważnym trybikiem w machinie turystycznej Dingle.
Od tego wydarzenia minęło już jakieśdwadzieścia siedem lat. A sława butlonosa ciągle jest żywa. Delfin okazał siębyć dla Dingle kurą znoszącą złote jajka. To dzięki niemu nastąpił tam boom ekonomiczny, miasteczko zaczęło prężnie się rozwijać i stanowić ważną atrakcję turystyczną Irlandii. Szacuje się, że Fungie przyciągnął do Dingle setki tysięcy turystów z wielu nieraz bardzo odległych krajów. Prawdopodobnie żadne inne zwierzę na świecie żyjące zupełnie na wolności nie przyciągnęło tylu ciekawskich, co właśnie Fungie.
Miejscowi szybko zwęszyli niepowtarzalną okazję. Zaczęto organizować wycieczki pod nazwą „Swimming with the dolphin” [Pływanie z delfinem], a wielu rybaków porzuciło dotychczasowe zajęcia, by zająć się nową funkcją – zostać kapitanem łodzi zabierających turystów na godzinny rejs w poszukiwaniu delfina. Interes zaczął się kręcić do tego stopnia, że dla wielu rybaków Fungie jest jedynym źródłem dochodów.
Do dziś za całkiem niemałą sumkę [16€] można wsiąść na pokład jednego z kilku kutrów i wyruszyć na rejs po zatoce. Łodzie dostępne są przez cały rok i wypływają zawsze wtedy, kiedy warunki pogodowe na to pozwalają. Przewoźnicy są tak pewni siebie, że oferują turystom zwrot pieniędzy za rejs, jeśli Fungie się im nie pokaże. Ale praktycznie zawsze się pokazuje, więc wsiadając na pokład kutra – szczególnie jeśli jest się z rodziną – należy liczyć się z dość dużą zapłatą za rejs. Bo opłatę uiścić trzeba, nawet jeśli Fungie nie będzie w nastroju do wysokich skoków, a nam dane będzie zobaczyć tylko jego płetwę, bądź nie zobaczyć prawie nic, jeśli pasażerowie przesłonią nam oczekiwany przez nas widok [na niewielkiej łodzi znajduje się nawet trzydzieści – czterdzieści osób i bywa ciasnawo].
Ci, dla których taka możliwość wydaje się być mało ekscytująca, mają inne opcje do wykorzystania. Zawsze można wybrać bardziej bezpośrednią formę kontaktu z delfinem: wyruszyć kajakiem, pontonem, lub łodzią motorową na spotkanie z Fungie. Za dwadzieścia parę euro można też wypożyczyć na dwie godziny strój do nurkowania i liczyć na to, że delfin zainteresuje się naszą skromną osobą. Paniom radzę jednak uważać, bowiem irlandzcy funkcjonariusze policji mieli już do czynienia ze wzburzonymi przedstawicielkami płci pięknej, które przyszły na komisariat zaskarżyć delfina o… molestowanie seksualne.
Wyjątkowy charakter delfina został doceniony przez jego mieszkańców. Nieopodal pirsu, skąd wyruszają łodzie na rejs, znajduje się nietypowa ławka z brązu. To hołd złożony delfinowi przez mieszkańców Dingle, jak i również samego twórcę tego pomnika, cenionego amerykańskiego artystę. Rzeźba przedstawia oczywiście ukochanego butlonosa i została wkomponowana w architekturę miasta w 2000 roku z okazji inauguracji nowego millenium.
Fungie niespodziewanie stał się żywą maskotką tego irlandzkiego miasta. Mieszkańcy Dingle zarzekają się, że delfin przebywa w zatoce absolutnie z własnej woli i że w żaden sposób nie jest dokarmiany ani zachęcany do pozostania. Specyfika wód w porcie Dingle powoduje, że Fungie ma praktycznie na wyłączność wszystkie ryby. Gdyby nie fakt, że może najeść się do syta [nawet do 30 kg ryb dziennie], pewnie nie mieszkałby w zatoce od blisko 30 lat. Bo delfiny nie mają w zwyczaju samotnego trybu życia w jednym i tym samym miejscu. 99.9% tych ssaków żyje w dużych grupach, ale jak widać nie tylko wśród ludzi zdarzają się outsiderzy.
Cała historia, nieco romantyczna i bajkowa, lecz przede wszystkim niezwykła, nie skończy się niestety happy endem. Bo wszystko ma swój kres. Nie wiadomo, ile lat miał Fungie, kiedy pojawił się w zatoce w Dingle. Wiadomo jednak, że średnia życia delfinów butlonosów wynosi jakieś 40-50 lat. Kiedyś zatem nadejdzie ten dzień, kiedy to sympatycznie i chętne do zabaw stworzenie, mające obecnie co najmniej trzydzieści lat, poprostu zniknie. Bo takie jest prawo natury. I to jest właśnie ta mała, czarna chmurka, która niezmiennie wisi nad Dingle.