poniedziałek, 7 czerwca 2010

Pływanie z delfinem w Dingle


Kilkadziesiąt lat temu Dingle było mało popularną turystycznie osadą rybacką. Kilka przecinających się ulic, garść pubów i sklepików, to wszystko. Życie płynęło tam spokojnie, rutynowo i sielsko. Bo miasteczko usytuowane jest nad wyjątkowo malowniczą zatoką. Mieszkańcy codziennie mijali na ulicach te same twarze, rybacy jak co dzień wypływali kutrami na połowy. Wszystko odbywało się według tego samego planu. Mieszkańcy tworzyli jedną, wielką rodzinę. Nikt jeszcze wtedy nie przeczuwał, że za niedługo stanie się coś, co zupełnie odmieni oblicze tej osady rybackiej.



Wszystko zaczęło się w 1983 roku, podczas jednego z wielu, na pozór takiego samego rutynowego połowu. To właśnie wtedy uwaga miejscowych rybaków została przykuta przez pewne nietypowe zjawisko. Oczy Irlandczyków spoczęły na okazałym butlonosym delfinie, który zamiast salwować się ucieczką, sprawiał wrażenie zadowolonego z ich obecności. To był moment przełomowy dla Dingle i dla jego mieszkańców. Ten dzień przeszedł do historii tej niewielkiej mieściny. Następnego dnia, zresztą jak i wielu kolejnych, delfin znów ukazał się ciekawskim oczom mieszkańców. Szybko wzbudził ich sympatię, podbił ich serca. Sława o tym nowym, jakże nietypowym mieszkańcu zatoki rozeszła się z prędkością torpedy. Delfin szybko został ochrzczony Fungie i stał się niezwykle ważnym trybikiem w machinie turystycznej Dingle.



Od tego wydarzenia minęło już jakieśdwadzieścia siedem lat. A sława butlonosa ciągle jest żywa. Delfin okazał siębyć dla Dingle kurą znoszącą złote jajka. To dzięki niemu nastąpił tam boom ekonomiczny, miasteczko zaczęło prężnie się rozwijać i stanowić ważną atrakcję turystyczną Irlandii. Szacuje się, że Fungie przyciągnął do Dingle setki tysięcy turystów z wielu nieraz bardzo odległych krajów. Prawdopodobnie żadne inne zwierzę na świecie żyjące zupełnie na wolności nie przyciągnęło tylu ciekawskich, co właśnie Fungie.



Miejscowi szybko zwęszyli niepowtarzalną okazję. Zaczęto organizować wycieczki pod nazwą „Swimming with the dolphin” [Pływanie z delfinem], a wielu rybaków porzuciło dotychczasowe zajęcia, by zająć się nową funkcją – zostać kapitanem łodzi zabierających turystów na godzinny rejs w poszukiwaniu delfina. Interes zaczął się kręcić do tego stopnia, że dla wielu rybaków Fungie jest jedynym źródłem dochodów.



Do dziś za całkiem niemałą sumkę [16€] można wsiąść na pokład jednego z kilku kutrów i wyruszyć na rejs po zatoce. Łodzie dostępne są przez cały rok i wypływają zawsze wtedy, kiedy warunki pogodowe na to pozwalają. Przewoźnicy są tak pewni siebie, że oferują turystom zwrot pieniędzy za rejs, jeśli Fungie się im nie pokaże. Ale praktycznie zawsze się pokazuje, więc wsiadając na pokład kutra – szczególnie jeśli jest się z rodziną – należy liczyć się z dość dużą zapłatą za rejs. Bo opłatę uiścić trzeba, nawet jeśli Fungie nie będzie w nastroju do wysokich skoków, a nam dane będzie zobaczyć tylko jego płetwę, bądź nie zobaczyć prawie nic, jeśli pasażerowie przesłonią nam oczekiwany przez nas widok [na niewielkiej łodzi znajduje się nawet trzydzieści – czterdzieści osób i bywa ciasnawo].



Ci, dla których taka możliwość wydaje się być mało ekscytująca, mają inne opcje do wykorzystania. Zawsze można wybrać bardziej bezpośrednią formę kontaktu z delfinem: wyruszyć kajakiem, pontonem, lub łodzią motorową na spotkanie z Fungie. Za dwadzieścia parę euro można też wypożyczyć na dwie godziny strój do nurkowania i liczyć na to, że delfin zainteresuje się naszą skromną osobą. Paniom radzę jednak uważać, bowiem irlandzcy funkcjonariusze policji mieli już do czynienia ze wzburzonymi przedstawicielkami płci pięknej, które przyszły na komisariat zaskarżyć delfina o… molestowanie seksualne.


 
Wyjątkowy charakter delfina został doceniony przez jego mieszkańców. Nieopodal pirsu, skąd wyruszają łodzie na rejs, znajduje się nietypowa ławka z brązu. To hołd złożony delfinowi przez mieszkańców Dingle, jak i również samego twórcę tego pomnika, cenionego amerykańskiego artystę. Rzeźba przedstawia oczywiście ukochanego butlonosa i została wkomponowana w architekturę miasta w 2000 roku z okazji inauguracji nowego millenium.


 


Fungie niespodziewanie stał się żywą maskotką tego irlandzkiego miasta. Mieszkańcy Dingle zarzekają się, że delfin przebywa w zatoce absolutnie z własnej woli i że w żaden sposób nie jest dokarmiany ani zachęcany do pozostania. Specyfika wód w porcie Dingle powoduje, że Fungie ma praktycznie na wyłączność wszystkie ryby. Gdyby nie fakt, że może najeść się do syta [nawet do 30 kg ryb dziennie], pewnie nie mieszkałby w zatoce od blisko 30 lat. Bo delfiny nie mają w zwyczaju samotnego trybu życia w jednym i tym samym miejscu. 99.9% tych ssaków żyje w dużych grupach, ale jak widać nie tylko wśród ludzi zdarzają się outsiderzy.



Cała historia, nieco romantyczna i bajkowa, lecz przede wszystkim niezwykła, nie skończy się niestety happy endem. Bo wszystko ma swój kres. Nie wiadomo, ile lat miał Fungie, kiedy pojawił się w zatoce w Dingle. Wiadomo jednak, że średnia życia delfinów butlonosów wynosi jakieś 40-50 lat. Kiedyś zatem nadejdzie ten dzień, kiedy to sympatycznie i chętne do zabaw stworzenie, mające obecnie co najmniej trzydzieści lat, poprostu zniknie. Bo takie jest prawo natury. I to jest właśnie ta mała, czarna chmurka, która niezmiennie wisi nad Dingle.

22 komentarze:

  1. nie do wiary że on od 23 lat tam żyje .... ciekawe ale szkoda, że z rodzinką nie przypłynął :))))PS. ja chcę zamieszkać w takiej chacie latarnika .... !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały delfin a i ławka niezwykła. Pływnie z delfinami to niezwykłe przeżycie. Sama we Włoszech doświadczyłam czegoś takiego. Wprawdzie tylko w basenie w delfinarium, ale i tak było cudownie :)Pozdrawiam ciepło Taitko :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie Fungie skory był tylko płetwę grzbietową zaprezentować. Zimno było, to mu się nawet nie dziwię. Szczęściem okoliczne widoki z nawiązką tę drobną niedogodność nadrobiły.Myślę, że mieszkańcy Dingle mają już dawno opracowany plan na wypadek zejścia delfina. W zasadzie nie zdziwiłbym się, gdyby to już nie był ten sam okaz, na który rybacy natknęli się ponad dwadzieścia lat temu

    OdpowiedzUsuń
  4. To niesamowite, jak Irlandczycy potrafili wykorzystać obecność tego sympatycznego zwierzaka. Nie przegapili okazji, by zrobić z niego atrakcję turystyczną. Taito, ciągle niezmiennie, podziwiam Twoje zdjęcia. Te pod poprzednią notką po prostu zachwyciły mnie. Zresztą wszystkie! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. renatad7@poczta.onet.pl9 czerwca 2010 12:19

    a ja mialam wlasnie napisac, ze ten delfin pewnie plywa w niebie do tej pory:) z tego, co zrozumialam, to on ciagle zywy.ja zbieram sie do zobaczenia puffinow na Isle of May w tym roku, ale jakos mi wiecznie nie po drodze, bo trzeba pojachac na druga strone do Fife, a tu nie moge.pozdrawiam Taito i do uslyszenia po moim powrocie z wakacji;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie od 23 a od 27 lat ;) Słyszałam, że czasami odwiedzają go inne delfiny, by się z nim pobawić, ale żaden z nich nie zdecydował się zamieszkać z nim na stałe ;)A co do chatki latarnika, to pewnie po tygodniu miałabyś dość ;) Wiesz, jak tam wieeejeee?

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak widać na załączonych zdjęciach, nam pokazał niewiele więcej. Trochę byłam rozczarowana, bo na tych wszystkich widokówkach delfin zawsze pięknie skacze i można podziwiać go w całej okazałości. Widoki trochę zrekompensowały nam zawód ;) A tak w ogóle, to nie wiedziałam, że byłeś w Dingle! Czemu nie czytałam Twojej relacji? Hmm? Była w ogóle jakaś? Aleś Ty podejrzliwy ;) Ja tam ufam, że to ten sam osobnik :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz, Pioanko, chyba dobrze się stało,że mieszkańcy Dingle wykorzystali ten fakt. Stworzyli ciekawskim możliwość obcowania z delfinem, a co najważniejsze - Fungie przebywa całkowicie na wolności. Nikt nie ingeruje w jego "prywatność". Co więcej, on sam zdaje się szukać kontaktu z człowiekiem. Dziękuję za komplement :) To nie zdjęcia są piękne, ale otaczająca mnie przyroda Irlandii. Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ławkę wykonał James "Bud" Bottoms, ceniony amerykański artysta uwielbiający delfiny. Inne jego dzieło - fontannę z delfinami można podziwiać w Santa Barbara. Zazdroszczę Ci tego obcowania z delfinami. To musiało być niezapomniane przeżycie. Przesyłam ciepłe pozdrowienia ze słonecznej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  10. No jasne, że żyje i ma się dobrze. Chęci do zabaw mu nie brakuje. Puffiny są urocze. Mam nadzieję, że kiedyś jakiegoś upoluję ;) Oczywiście na potrzeby fotki :) Spokojnie, kiedyś jeszcze tam dotrzesz. Najważniejsze to mieć plan, marzenia i dążyć do ich realizacji. Bezpiecznego lotu i udanego pobytu życzę. Odpoczywaj i rób wiele fotek, abym po Twoim powrocie miała co oglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  11. pewnie wieje ale za takie widoki muszą być jakieś minusy ;DDD

    OdpowiedzUsuń
  12. renatad7@poczta.onet.pl11 czerwca 2010 12:07

    dziekuje i do uslyszenia. o 3 rano mam autobus do Glasgow, bo przeciez ze stolicy nie ma lotow do Wwy :/ a caly moj dobytek rozsypany na podlodze w pokoju i nic, ale to nic nie spakowane. najgorsze jest to, ze w piatek, za tydzien jade w Bieszczady i prosto z gor na lotnisko, wiec ten caly majdan musze targac w gory:)pozdrawiam Taito, daj znac, czy czegos Ci nie trzeba z Polski, chetnie przywioze i wysle Ci. buzka.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie chciałbym się chwalić Taitko, ale zobaczę jeszcze Connemarę, wypy Aran, ładną Irlandkę i mogę się stąd zawijać. Byłem w Dingle trzy lata temu. Delfin pokazał nam jeszcze mniej niż Tobie. A relacja jest, ale wyjątkowo kulawa, więc nawet linka nie podsyłam. Kilka zdjęc - też kulawych - jest pod zakładką 'Kilernia'.

    OdpowiedzUsuń
  14. Eee, to wszystko wyjaśnia. Trzy lata temu, to ja nie miałam nawet najmniejszego pojęcia o Twoim istnieniu :) A Twojego, pokaźnego jakby nie było, archiwum w całości nie przestudiowałam. Hmm, czyli plan mamy prawie podobny :) Prawie robi jednak różnicę, bo ja ładne Irlandki widziałam już wiele razy, no i nie myślę o powrocie :) Ale Connemarę i wyspy Aran mam w planach od dawna. To pierwsze zwiedzę od A do Z najprawdopodobniej już niedługo przy okazji naszego urlopu. Kto wie, może miniemy się kiedyś na jakiejś ścieżce ;) Świat jest przecież taaki mały :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak to już niestety bywa w życiu. Coś za coś :) Polly, u mnie dziś tak okrooopnie wiało, że strach było wychylać nos zza drzwi. A chciałam zaznaczyć, że nie mieszkam nad morzem. Tam to musiało być dopiero ciekawie. Nie cierpię wiatru. Wolę już deszcz. Przesyłam weekendowe pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Niezbyt ciekawie się to wszystko przedstawia. Nie dość, że wyjazd o tak barbarzyńskiej porze, to jeszcze Glasgow, którego nie cierpisz. No i z gór prosto na lotnisko. Hmm, myślę i myślę, ale chyba niczego nie potrzebuję. Z Polski to ja zawsze przywożę walizkę pełną książek i...Blend-a-med, której niestety u mnie nie uświadczysz :) Dzięki jednak za dobre chęci. Trzymam kciuki, by wszystko poszło zgodnie z planem. Uściskaj ode mnie Veritę :) Życzę Wam wspaniałych przygód, serdecznych osób spotkanych na Waszych ścieżkach i pięknej pogody. I już tęsknię! Dwa tygodnie bez Twojego bloga to dla mnie tragedia. No nic. Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  17. a u mnie upały 33 stopnie w cieniu i zero wiatru ... co chwilę słychać pogotowie na sygnale ...

    OdpowiedzUsuń
  18. Współczuję. Nie cierpię upałów i może dlatego irlandzka pogoda mi odpowiada :) Z dwojga złego wolę już silny wiatr. Przynajmniej powietrze jest orzeźwiające. Rozmawiałam ostatnio z moją mamą. Skarżyła się na upały i na burze, których nie znosi. A tak w ogóle, to straszne jest to, co dzieje się w Polsce. Z bólem serca oglądam te wszystkie pozalewane wioski i miasta. Tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Niesamowita historia! Uwielbiam delfiny! Czasami jak je obseruje, to mam takie wrazenie, ze one maja rozum i dusze, moze to glupie, ale tak wlasnie czuje :)Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  20. no właśnie ... najpierw powódź, teraz fala upałów a podobno na wieczór idzie do nas z północy nawałnica z gradem i tak tylko czekam i mam nadzieję, że samochodu nie uszkodzi mi ten grad bo Lu nie będzie zadowolony ....

    OdpowiedzUsuń
  21. Mam podobne zdanie, Lauro. Od dawna uważam delfiny za jedne z bardziej rozumnych stworzeń. Słodkie są. Foki też lubię :) Szkoda tylko, że Fungi nie był w nastroju do wysokich skoków. Weekendowe pozdrowienia przesyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Titania_yng_Nghymru19 czerwca 2010 14:43

    Pozdrowienia dla Fungie! :) super zwierzak! :) rzeczywiscie szkoda będzie jesli kiedyś odejdzie, powinni mu sprowadzić jakąś pannę do towarzystwa i do zabaw :) zeby rodzinka delifnów się pojawiła pojawila w przyszlosci :)pięknie krajobrazy, zdjecia ze skałam i wybrzeżami mnie zachwyciły :)

    OdpowiedzUsuń