poniedziałek, 14 czerwca 2010

Okrągła wieża Timahoe


Zielona Wyspa słynie nie tylko z zamkowych ruin, lecz także z okrągłych wież. Te ciekawe budowle są cechą charakterystyczną Irlandii. W całym kraju można natrafić na kilkadziesiąt przeróżnych wież. Mają różną wysokość, różną ilość okien. Jedne z nich chylą się ku upadkowi, inne wprost olśniewają swą urodą. I choć ich styl architektoniczny jest niezwykle prosty, mają w sobie coś, co mnie urzeka. W moim odczuciu zawierają one jakiś pierwiastek magiczny. Coś, co sprawia, że z przyjemnością zawieszam na nich wzrok.


 


Najbardziej finezyjna okrągła wieża, jaką miałam okazję podziwiać, znajduje się w hrabstwie Laois. To Timahoe round tower. Jeśli ktoś Wam jej nie poleci, jeśli przypadkowo nie natkniecie się na znaki kierujące do niej, to prawdopodobnie nie znajdziecie jej w żadnym książkowym przewodniku.




Doskonale pamiętam ten widok. Wjechaliśmy do zacisznej wioski Timahoe, by za chwilę ujrzeć fragment wieży wyłaniającej się zza drzew. Ten charakterystyczny stożek, jakim najczęściej zwieńczona jest irlandzka okrągła wieża, sprawia, że przypomina ona… ołówek. Bardzo długi i gruby, kamienny ołówek.


 


Tuż obok wieży znajdują się dwa inne obiekty. Jednym z nich jest współczesny kościół protestancki z czerwonymi drzwiami, który, jeśli się nie mylę, służy obecnie jako miejscowa biblioteka. Obiekt zdecydowanie mało interesujący, jeśli w zasięgu wzroku ma się tak imponującą budowlę, jak Timahoe round tower. Drugim z obiektów kompleksu są piętnastowieczne ruiny kościoła ufortyfikowanego jako zamek dwa wieki później. Niewiele z niego pozostało do naszych czasów – tylko jedna ściana zawierająca w sobie zamurowany łuk dawnego kościoła.


 


Jeden z patronów hrabstwa Laois, święty Mochua, założył tutaj w VII wieku klasztor, który kilka stuleci później został spalony, a następnie odbudowany. Sama wieża pochodzi z XII wieku, stoi w miejscu dawnej osady z epoki brązu i ma 30 metrów wysokości. To, co ją wyróżnia spośród innych irlandzkich wież, to podwójne wejście, misternie wykonane w stylu romańskim, pięknie udekorowane przeplatającymi się głowami z włosami. Nie jest to typowy detal architektoniczny okrągłych wież. Z uwagi na czasochłonność i stopień trudności ozdoba ta rezerwowana była głównie dla ważnych obiektów sakralnych.


 


Aby móc dokładnie przyjrzeć się tej misternej i pracochłonnej robocie dawnych budowniczych, warto by było przynieść ze sobą… lornetkę i drabinę. Wejście do wieży znajduje się bowiem na wysokości kilku metrów. Niepraktyczne? Skądże. Była to celowa taktyka, mająca na celu utrudnienie najeźdźcom przedostania się do wnętrza wieży dającej schronienie mnichom w sytuacjach zagrażających ich życiu. Dziś ponoć nie ma tam ani podłóg ani drabin. Kiedyś były.


 


Co ciekawe, tylko dolna część wieży zbudowana jest z lokalnego wapienia. Wybudowanie pozostałej części wieży wiązało się prawdopodobnie z transportowaniem materiałów znajdujących się jakieś ćwierć mili od wioski. Całość przetrwała do naszych czasów w niemalże idealnym stanie – renowacji wymagał jedynie stożek wieży.


 


Na terenie kompleksu znajduje się także ciekawy pomnik. Dla osoby nie znającej jego genezy, może się on wydawać dziwny, nietypowy i niezrozumiały. Rzeźba znalazła tutaj swój dom w 2005 roku. Przedstawia książkę, koguta, mysz i muchę. Bez sensu, mogłoby się wydawać. A jednak z sensem. Pomnik zwie się „Biurkiem świętego Mochuy” i ma na celu upamiętniać patrona Laois. Rekwizyty są nieprzypadkowe.


 


Święty Mochua był eremitą, żyjącym bez dóbr materialnych. Całym jego majątkiem był żywy inwentarz właśnie w postaci koguta, myszy i muchy. Każde z nich miało swoją rolę. Kogut budził go codziennie rano na modlitwę. Jeśli święty zaspał lub uciął sobie drzemkę, mysz skubała go w ucho, nie pozwalając mu spać dłużej niż trzy godziny. Mucha zaś spacerowała wzdłuż linijek tekstu psałterza. Kiedy święty robił się zbyt zmęczony, by się modlić, mucha pełniła funkcję zakładki :) Zatrzymywała się w miejscu, w którym skończył i czekała tam, aż wznowi modły.


 


Nie tylko wieża mnie urzekła. Spodobało mi się również otoczenie, w którym znajdują się wspomniane obiekty. Cały kompleks otacza kurtyna bujnych drzew, sprawiając wrażenie mini-parku. Jest tam cicho i spokojnie. Miejsce jest jednak nieco zaniedbane. Nieliczne nagrobki toną w trawie, a tu i ówdzie leżą śmieci. Szkoda, bo jest to naprawdę ciekawy zakątek.


 


O tej porze roku całe hrabstwo Laois prezentuje się niezwykle urodziwie. Podróż wiejskimi dróżkami obnaża zielone bogactwo tego hrabstwa. Mnóstwo tu drzew, krzewów, łąk i pastwisk. Wszystko w różnych odcieniach zieleni. Istna oaza.


 


Gdyby nie charakterystyczna irlandzka architektura budynków, można byłoby pomyśleć, że jest się na wakacjach u babci na wsi. To była dla mnie miła odmiana po jednej z ostatnich podróży, gdzie otaczało mnie głównie surowe piękno, nagich wzgórz i skał.  

33 komentarze:

  1. faktycznie kolejne magiczne miejsce :))) wieża cudo ja bym skombinowała drabinę żeby się do niej dostać :))) a kościółek z czerwonymi drzwiami też cudo ....

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam irlandzkie okrągłe wieże, a ta jest naprawdę piękna. Ma w sobie coś czarodziejskiego i intrygującego :)Skombinować drabinę to nie problem. Leży sobie bezczynnie u mnie pod łóżkiem i czeka na lepsze czasy :) Problem mógłby być ewentualnie z jej transportem. No a poza tym, moja droga, ja mam lęk wysokości, więc chyba nawet na te pięć metrów bym się nie wspięła ;) Może Połówek by się skusił ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja nie mam lęku wysokości no ale nie mam też drabiny pod łóżkiem ... hmmm generalnie mam drabinę ale pożyczyłam ją Lu do remontów i jakby to powiedzieć nie odebrałam do tej pory :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow!!!! znowu piękne, magiczne miejsce, tak dawno tu nie byłam, dziękuje, że jesteś, dziękuje, e jest Irlandia wudziana Twoimi oczami...:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow!!!! jak dawno tu nie byłam.... wspaniałe magiczne miejsce, ciekawy komentarz, .... dziękuje, że jesteś:)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne miejsca, piękna jest Irlandia. Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  7. ~boskap@poczta.onet.pl16 czerwca 2010 09:28

    Ladny kawaleczek zainteresowań, ślicznie zilustrowany - szkoda,że nie jesteś tam szczęśliwa, ale trzymam kciuki - może.....

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapomniane i zaniedbane stare cmentarze też mają nieodparty urok i zazdrośnie kryją historie tam spoczywających, zapomnianych a przez to tajemniczych osób. Zdecydowanie wolę je od nekropolii wyglądających jak park miejski, do tego ogromny i przez to sprawiający iż tam pochowani. pomimo pomników i wyraźnych tablic są bezimienni w tym tłoku i ścisku. To sprawia przygnębiające wrażenie "masowej obsługi" w przeciwieństwie do starego małego cmentarza, gdzie można fizycznie wręcz poczuć obecność jego "mieszkańców" w powietrzu.i gęstych chaszczach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne zdjęcia, takie soczyste, zgaduję, że albo polar, albo raw i potem obróbka w PS?pozdro

    OdpowiedzUsuń
  10. Wspaniałe. Właśnie takie miejsca w Irlandii utrwalają moje wyobrażenie o niej jako o pełnej magii i tajemnic.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taka sama jest w Dublinie 22, Clondalkin. Śliczna budowla.

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajna wieża tylo co się tak tam dymi??

    OdpowiedzUsuń
  13. ~mysz patrząca16 czerwca 2010 15:15

    ...Wiking palacz.

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadza się :) Niedaleko są dwie inne - w Swords i Lusk, ale ta z Clondalkin jest moim zdaniem najładniejsza z nich :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Potwierdzam :) I zapraszam ponownie na kolejne wirtualne wycieczki po Zielonej Wyspie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Iwonko, to ja dziękuję za pozostawiony komentarz i Twoje zainteresowanie tą stroną.

    OdpowiedzUsuń
  17. No nie do końca zgadłeś ;) Wielkie dzięki za komplement :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  18. Czyli nie tylko ja mam wrażenie, że Irlandia ma niesłychanie tajemniczy, magiczny i romantyczny charakter :) Przesyłam serdeczne pozdrowienia z Zielonej Krainy :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Coś w tym jest. Z tego co piszesz, wynika, że kompleks w Timahoe przypadłby Ci do gustu. Miejsce jest niewielkie, ale przesiąknięte historią. A te zaniedbane, zapomniane nagrobki dodają mu mrocznego charakteru i tajemniczości.

    OdpowiedzUsuń
  20. Cieszę się, że się podobało :) Zastanawiam się tylko, dlaczego uważasz, że nie jestem tutaj szczęśliwa. Jestem. Bardzo. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Byłaś może w Carlingford?

    OdpowiedzUsuń
  22. Byłam w zeszłym roku i bardzo mi się tam podobało. Jeśli chcesz przeczytać relację, znajdziesz ją w archiwum z grudnia 2009 :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Niezwykłe miejsce. Aż tchnie magią, zresztą jak wszystko na Zielonej Wyspie. A pomnik jest uroczy :)Pozdrawiam serdecznie Taitko i ściskam mocno :))

    OdpowiedzUsuń
  24. No tak, przepiękna okolica, będzie co miała zwiedzać, moja córka wyjeżdża tam na tygodniowe wakacje. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  25. Miledo, widzę, że Irlandia bardzo do Ciebie "przemawia" :) Myślę, że powinnaś tutaj kiedyś zawitać i na własne oczy zobaczyć to, o czym piszę :) Przesyłam serdeczne pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Jeśli tylko będzie miała czas i ochotę na podróże, to będzie mieć co robić :) W hrabstwie Louth, gdzie leży miasteczko Carlingford, nie brakuje atrakcji turystycznych. Warto na przykład zwiedzić opactwo Mellifont [pisałam o nim 21 VI 2009], Monasterboice [opisane 19 VI 2009] i zobaczyć okazały dolmen Proleek [28 II 2010]. Pozdrawiam serdecznie :) Mam nadzieję, że Twojej córce spodoba się Irlandia. Była już tutaj wcześniej?

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie, nie była jeszcze. Myślę, że spodoba jej się w dwójnasób, przez 9 dni będzie gościć u rodziny swojego kolegi, rodowitego Irlandczyka. nie obca jej także historia sztuki więc myślę, że będzie baaardzo usatysfakcjonowana. Twoje podpowiedzi również się bardzo przydadzą. Przedstawiasz Irlandię w sposób magiczny, oglądając Twoje zdjęcia czuję się kulturę celtycką. Aż żal, że nie mogę tam pojechać, przynajmniej w tym roku, ale... . Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Ach! Pobyt u rodowitych Irlandczyków - chyba nie można sobie lepiej wymarzyć. Będzie mieć zatem świetną okazję, by bliżej poznać mieszkańców Irlandii, ich kulturę i zwyczaje. A jeśli trafi na tubylców gawędziarzy, to dowie się wielu ciekawych rzeczy, o których niekoniecznie przeczytałaby w przewodnikach :) Lubię tę gawędziarską naturę Irlandczyków. Właśnie z tego powodu uwielbiam zatrzymywać się na nocleg w B&B, czyli tutejszych pensjonatach. Już wielokrotnie spotkałam się z ogromną sympatią właścicieli tego rodzaju przybytków - doradzali w sprawie zwiedzania, pomagali, jeśli była taka potrzeba, umilali pobyt, raczyli ciekawymi opowieściami... Dzięki temu poznałam wielu fantastycznych Irlandczyków, których z przyjemnością odwiedzę, jeśli kiedyś w czasie podróży znów będę potrzebować noclegu. Jeśli marzy Ci się wizyta na Zielonej Wyspie, nie pozwól, by to marzenie odeszło w zapomnienie. Jeśli nie w tym roku, to może chociaż w następnym uda Ci się tutaj przyjechać. Nie poddawaj się :) Miłego dnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Titania_yng_Nghymru19 czerwca 2010 14:36

    super miejsca nam pokazujesz Taito :) o tych ołówkowych wieżach nigdy nie słyszałam. bardzo interesujące :) i od razu przypomniała mi sie bajka o brytyjskiej Rapunzel co miała włosy długie do samej ziemi i spuszczała je z okna wieży :) zastanawia mnie tylko jedno, jesli te wieze mialy funkcje obronna to ile w takiej wiezy szlo wytrzymac podczas oblęzenia? toż to bardzo klaustrofobiczny budynek ;) no a co z dostawami żywnosci? :Plegenda o mnichu eremicie mi sie podobała :) a mucha jako bookmark? nie dziękuję, raczej nie dla mnie :P no bo jak się ksiązke zamknie... :Ppozdrawiam serdecznieps. blogger nam sie udoskonalił i u mnie małe zmiany: przeniosłam swoja emigrację na nowy blog: www.fish-n-chips-stories.blogspot.com ale Planeta nadal funkcjonuje jak bylo :) zapraszam w swoje nowe kąty

    OdpowiedzUsuń
  30. Pozwoliłam sobie na jeszcze jeden list.Znasz Irlandię bardzo dobrze. Jaki jest wg Ciebie stosunek Irlandczyków do Polaków? Wiem od młodego, że bardzo krzywo patrzą na tych, którzy od lat są na "socjalu", różnie bywa też z akceptacją, bo jednak pojawiają się czasem dość ostro nacjonalizmy. Dlatego obawiam się trochę o jej wyjazd, bo "każdy kij ma dwa końce". Rodzina jest bardzo tradycyjna i gościnna(córka została zaproszona przez rodziców chłopaka w podziękowaniu za to, że opiekowałam się nim podczas nagłej i ciężkiej choroby) i bardzo jej wyczekuje. Wiem jednak z opowiadań córki, że młodsza siostra bardzo nie lubi Polaków więc może to skończyć się dla mojego dziecka niezbyt miło, tym bardziej, że córka biegle mówi po angielsku i z łatwością wyłapuje wszelkie niuanse językowe. Dlatego pozwoliłam sobie Ciebie zapytać jak to wygląda na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Witam ponownie :) Jeśli byłaby taka możliwość, to prosiłabym o Twój adres mailowy. Zapowiada się dłuższa odpowiedź na Twoje pytanie. Jeśli jednak z jakiegoś powodu nie chcesz ujawnić swojego adresu mailowego, nie ma problemu. Odpiszę po powrocie z pracy [albo na blogu albo w mailu - do wyboru], bo teraz czas za bardzo mnie goni. Proszę o trochę cierpliwości :)Pozdrawiam i do poczytania wkrótce :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Witam. Czytam Twego bloga od dawna, a dziś szykując się do wyjazdu do syna i planując trasę moich przyszłych wycieczek w okolicach Naas natknąłem się na mapie na Timahoe Castle, I cóż się okazało , trafiłem tam gdzie Twoje drogi też prowadza. Miło się czyta Twego bloga. Pozdrawiam. Zdziaław50

    OdpowiedzUsuń
  33. Witam Panie Zdzisławie :) Świat jest naprawdę mały :) Dziękuję za miłe słowa i życzę udanego pobytu na Zielonej Wyspie. Oby pogoda Panu sprzyjała. Jeszcze do niedawna było naprawdę ładnie. Lato ma być ciepłe w tym roku :) Przesyłam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń