Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawa zabawek i kostiumów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wystawa zabawek i kostiumów. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Tanie zwiedzanie: Rathfarnham Castle


Czas jest niczym złowroga siła. Nie można go okiełznać. Nie można go dotknąć. Nie da sie go zamknąć w butelce niczym dżinna i nie da się go powstrzymać. Płynie, leci, biegnie. Ciągle i bez przerwy. Raz szybciej, raz wolniej, ale nigdy nie przestaje tego robić. Ma doskonałą kondycję. Kiedy my dostajemy zadyszki, on dopiero się rozkręca. Jest giętki i plastyczny: rozciąga się na kwadranse, godziny, tygodnie, miesiące, lata. Nieustannie przynosi zmiany. Bywa kapryśny i niesłychanie stronniczy: sprzyja jednym, działa na niekorzyść innych.



Czas, niczym łaska pańska, na pstrym koniu jeździ. Parę lat temu upodobał sobie Irlandię, która nagle stała się krainą mlekiem i miodem płynącą, a jednocześnie przyciągająca całe multum różnych spragnionych, którzy ochoczo napiliby się z tych strumieni dobrodziejstw. Celtycki Tygrys wesoło i beztrosko brykał po zielonych polach wyspy. Był to czas niemalże doskonały dla wszystkich tych, którzy chcieli samochodem podróżować po tej krainie. Zachęcała do tego głównie niska cena paliw. Potem jednak czas przyniósł zmiany, które nie spodobały się sporej grupie osób. Podróżowanie i życie nagle stało się droższe. Można nadal opłakiwać czasy, kiedy benzyna kosztowała nieco poniżej 1€/litr, a bilety do wielu atrakcji były tańsze. Można zamknąć się w czterech ścianach i stwierdzić, że już się nie opłaca zwiedzać, bo teraz za ten sam litr musimy zapłacić niemal 60 centów więcej. Można. Tylko po co, skoro nadal istnieje tu mnóstwo darmowych atrakcji. Irlandia to mała wyspa, ale oferująca dość szeroką ofertę zabytków dla turystów: i bogaty i biedny coś tu dla siebie znajdzie. Czasami trzeba tylko nieco powęszyć.



Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zobaczyłam Rathfarnham Castle, leżący kilka kilometrów na południe od centrum Dublina, dostrzegłam zamek, który może nie do końca jest zaniedbany, ale także nie do końca wymuskany. Ponure zacieki szpeciły białe ściany, a lokalna dzieciarnia namiętnie zostawiała na jego ścianach swoją ‘wesołą twórczość’. Naskalne rysunki pozostawione w jaskiniach przez człowieka z Cro-Magnon biły na głowę wspomniane bazgroły.



Niezwykle miło mi się zrobiło, kiedy ponownie pojawiłam się na zamkowych włościach i dostrzegłam zmiany. Czas ewidentnie zadziałał tu na korzyść. Zabrudzenia zlikwidowano, a odświeżona, biała elewacja niemalże epatowała sklepową nowością. Wisienką na torcie okazała się być możliwość zwiedzenia zamkowych wnętrz. I choć remont wnętrz jeszcze nie dotarł do swojego finalnego punktu, przez co turyści nie dotrą do wszystkich pomieszczeń, Rathfarnham Castle można zwiedzać. W dodatku za darmo: z broszurką w ręce lub w towarzystwie przewodnika, który oprowadzi, zabawi i opowie o różnych ciekawostkach.



W tym szesnastowiecznym zamku, wybudowanym dla Adama Loftusa, angielskiego duchownego, który dorobił się dwadzieściorga dzieci, mieści się obecnie The Berkeley Costume and Toy Collection, wystawa XVIII- i XIX-wiecznych kostiumów, lalek i zabawek. Kolekcja przywędrowała do Dublina z hrabstwa Wexford. To to tam Ann Griffin Bernstorff, irlandzka hrabina i artystka, zaczęła ją pieczołowicie gromadzić ponad dwadzieścia lat temu. To, co niegdyś mogły tylko podziwiać oczy arystokratki i jej najbliższego grona, dziś jest dostępne dla wszystkich chętnych.



Zamek jest rezydencją o charakterze obronnym, co dobitnie podkreślają jego cztery narożne wieże. Wielu właścicieli przewinęło się w jego historii, wiele wydarzeń i zmian zaszło w obrębie jego murów. Osoby zaznajomione z architekturą podejrzewać mogą, że jego obecna forma nie była tą początkową. Słusznie zresztą. Pod koniec XVIII wieku rezydencję poddano znacznemu liftingowi, zatrudniając przy tym wybitnych architektów ówczesnych czasów: Williama Chambersa i Jamesa Stuarta, którego efekty pracy rzadko można oglądać w Irlandii. Panowie nadali wnętrzom dystyngowanego wyglądu i potwierdzili swoją klasę. Ich prace szczęśliwie przetrwały do naszych czasów, przez co zacna kolekcja zabawek, strojów i portretów rodzinnych znalazła zacne wnętrza.



Gdzieniegdzie z murów wyziera jeszcze nędza z przeszłości. Oczywiście nie wszystko jest tu doskonałe i wymuskane, ale mimo wszystko jest to miejsce naszpikowane historią. Trzeba mu nieco pomóc, by ją odkryć. Najlepiej zrobić to w towarzystwie przewodnika, bo same mury nie opowiedzą nam wszystkiego. Kolekcja też tego nie zrobi, choć na pewno solidnie przybliży nam minione epoki, kiedy to niewiasty przemieszczały się w efektownych, ale zapewne nie do końca wygodnych sukniach, a dzieci potrafiły spędzać całe godziny na zabawie prostymi przedmiotami, które absolutnie nie miały nic wspólnego z elektronicznymi gadżetami. W pewnym sensie piękne i barwne to były czasy.



Historie zamków to niejednokrotnie historie zamieszkałych w nich duchów – tajemniczych bytów, które z jakiegoś powodu utknęły między naszym światem a zaświatami. I w tym przypadku nie brakuje nieszczęsnych dusz, które skazane są na tułaczkę. Rathfarnham Castle nie jest gorszy od nawiedzonych zamków. Ma nie jedną zjawę, a nawet kilka - w tym ducha… bohaterskiego psa. Zwierzak próbował ratować swojego pana, pod którym załamał się lód w stawie. Obydwaj poszli na dno. Jest też duch zamordowanego chłopca i młodej urodziwej kobiety – do wyboru, do... koloru chciałoby się rzec. Szczątki owej niewiasty odkryto w sekretnym pomieszczeniu pod koniec XIX wieku. Najprawdopodobniej przeleżały tam jakieś 130 lat. Dwóch amantów rywalizujących o jej wdzięki postanowiło pobawić się w rycerzyków. Swoją żywą nagrodę ukryli w tajnym schowku, a sami stoczyli pojedynek. Pech chciał, że obydwaj zginęli. „Księżniczka” nie doczekała się księcia wybawiciela. Nikt nie przyszedł jej na ratunek, bo nikt nie wiedział o całej sprawie.



Podobało mi się, choć ilość eksponatów jakże daleka jest od tych wystawionych w Luwrze. Czasami miło jest sobie przypomnieć, jak to było kiedyś, kiedy ludzie nie dysponowali żadnymi ze współczesnych, wysoce zaawansowanych gadżetów.  Oczywiście byłabym bardziej usatysfakcjonowana, gdybym mogła zajrzeć do podziemnych tuneli odkrytych w zamku pod koniec lat 80. XX wieku, zobaczyć szkielet wspomnianej nieszczęśnicy, albo obejrzeć sejsmograf, który skonstruował tu jeden z jezuitów - zamek przeszedł w ich ręce przed pierwszą wojną światową – ale to, co zobaczyłam i czego się dowiedziałam, sprawiło, że nie wyszłam stamtąd rozczarowana.



Wewnątrz zamku obowiązuje zakaz robienia zdjęć. Ponieważ zwiedzanie jest darmowe, postanowiłam łaskawie na to przystanąć i uszanować narzucony zakaz.