czwartek, 31 stycznia 2008

Dzień, o którym zawsze zapominam

No doprawdy nie wiedziałam, że dziś Tłusty Czwartek. Czekam na niego cały rok, a potem oczywiście zapominam o nim! W tym roku nie będzie to niestety słodki dzień obżarstwa, bo doszłam do wniosku, że wyczerpałam już swój miesięczny limit na słodycze i teraz poszczę ;) Dieta, jak nic ;) Będzie to raczej sprawdzian mojej silnej woli.

Pewnie nadal bym żyła w błogiej nieświadomości, gdyby nie to, że najpierw brutalnie uświadomił mnie narzeczony: „dziś Tłusty Czwartek!”. To dopiero uświadomiło mi, że w istocie tak jest. Potem zaś otrzymałam sympatycznego linka od Robala, który postanowił podzielić się ze mną wirtualnym pączusiem – dziękuję :) Po kliknięciu na linka otwiera się strona ze smakowitym pączkiem, zachęcająca do ugryzienia go. Od dokonania tego skutecznie odciągają brutalne liczby, bo oto okazuje się, że przeciętny pączek (100g) zawiera aż 378 kalorii! Tak, drogie panie, dobrze się zastanówcie, czy na pewno chcecie podtrzymać tradycję ;) Po przeczytaniu zalecanych czynności, potrzebnych do spalenia jednego pączka, może się okazać, że wiele z pań dojdzie do wniosku, że tak naprawdę to one nie są głodne ;) Czy gra warta jest świeczki, same/i oceńcie:

Aby spalić jednego pączka (ok. 100g - 378 kcal) trzeba AKTYWNIE:

  • 25 minut pływać
  • 30 minut skakać na skakance
  • 35 minut biegać
  • 1,5 godziny jeździć na rowerze
  • 2 godziny robić makijaż
  • 4 godziny sprzątać pokój

 Nie wiem,  jak Wy, ale ja podziękuję ;)  Dla tych, którzy jednak się skusili, mam link, gdzie czeka na nich mój wirtualny pączek: http://www.paczekdlaciebie.pl/1117233 :)

 

Do dzisiejszego dnia mam sentyment, bo wiążą się z nim piękne wspomnienia z mojego domu rodzinnego. Moja mama, mając w domu czterech głodomorów do nakarmienia, zawsze starała się, by w tym dniu były świeżuteńkie pączki jej własnej roboty. Nie muszę chyba wspominać, że każdy z wielką ekscytacją wyczekiwał na swoją porcję. Pączków było sporo, były pyszne – tak smakować mogą tylko przysmaki przyrządzone przez ukochaną osobę :) Po skończeniu pieczenia, do stołu przybiegały wygłodniałe dzieciaki, a mama rozdzielała pączki na pięć osób. Oczywiście nie brakowało przy tym wydzierania się typowego dla dzieci: „a ona ma większy!” albo bardziej zdesperowanych okrzyków typu: „ja się tak nie bawię! Moje pączki są najmniejsze!” – po czym następował wielki potok łez i szloch. Takie oto problemy mieliśmy ;) Jak już doszło do sprawiedliwego podziału, każdy zachłannie chował swój przydział, aby czasem ktoś mu nie podkradł, bo i takie sytuacje miały miejsce ;)

Dziś z uśmiechem na ustach wspominam ten dzień, choć muszę przyznać, że wtedy nie było mi do śmiechu, kiedy to ja byłam tym zdesperowanym i pokrzywdzonym dzieciakiem krzyczącym: „a ona ma większy!!”