No doprawdy nie wiedziałam, że dziś Tłusty Czwartek. Czekam na niego cały rok, a potem oczywiście zapominam o nim! W tym roku nie będzie to niestety słodki dzień obżarstwa, bo doszłam do wniosku, że wyczerpałam już swój miesięczny limit na słodycze i teraz poszczę ;) Dieta, jak nic ;) Będzie to raczej sprawdzian mojej silnej woli.
Pewnie nadal bym żyła w błogiej nieświadomości, gdyby nie to, że najpierw brutalnie uświadomił mnie narzeczony: „dziś Tłusty Czwartek!”. To dopiero uświadomiło mi, że w istocie tak jest. Potem zaś otrzymałam sympatycznego linka od Robala, który postanowił podzielić się ze mną wirtualnym pączusiem – dziękuję :) Po kliknięciu na linka otwiera się strona ze smakowitym pączkiem, zachęcająca do ugryzienia go. Od dokonania tego skutecznie odciągają brutalne liczby, bo oto okazuje się, że przeciętny pączek (100g) zawiera aż 378 kalorii! Tak, drogie panie, dobrze się zastanówcie, czy na pewno chcecie podtrzymać tradycję ;) Po przeczytaniu zalecanych czynności, potrzebnych do spalenia jednego pączka, może się okazać, że wiele z pań dojdzie do wniosku, że tak naprawdę to one nie są głodne ;) Czy gra warta jest świeczki, same/i oceńcie:
Aby spalić jednego pączka (ok. 100g - 378 kcal) trzeba AKTYWNIE:
- 25 minut pływać
- 30 minut skakać na skakance
- 35 minut biegać
- 1,5 godziny jeździć na rowerze
- 2 godziny robić makijaż
- 4 godziny sprzątać pokój
Nie wiem, jak Wy, ale ja podziękuję ;) Dla tych, którzy jednak się skusili, mam link, gdzie czeka na nich mój wirtualny pączek: http://www.paczekdlaciebie.pl/1117233 :)
Do dzisiejszego dnia mam sentyment, bo wiążą się z nim piękne wspomnienia z mojego domu rodzinnego. Moja mama, mając w domu czterech głodomorów do nakarmienia, zawsze starała się, by w tym dniu były świeżuteńkie pączki jej własnej roboty. Nie muszę chyba wspominać, że każdy z wielką ekscytacją wyczekiwał na swoją porcję. Pączków było sporo, były pyszne – tak smakować mogą tylko przysmaki przyrządzone przez ukochaną osobę :) Po skończeniu pieczenia, do stołu przybiegały wygłodniałe dzieciaki, a mama rozdzielała pączki na pięć osób. Oczywiście nie brakowało przy tym wydzierania się typowego dla dzieci: „a ona ma większy!” albo bardziej zdesperowanych okrzyków typu: „ja się tak nie bawię! Moje pączki są najmniejsze!” – po czym następował wielki potok łez i szloch. Takie oto problemy mieliśmy ;) Jak już doszło do sprawiedliwego podziału, każdy zachłannie chował swój przydział, aby czasem ktoś mu nie podkradł, bo i takie sytuacje miały miejsce ;)
Dziś z uśmiechem na ustach wspominam ten dzień, choć muszę przyznać, że wtedy nie było mi do śmiechu, kiedy to ja byłam tym zdesperowanym i pokrzywdzonym dzieciakiem krzyczącym: „a ona ma większy!!”
Będę pierwsza?:)A ja tam podtrzymuję tradycje, tradycja to tradycja a co:) Podtrzymywać trzeba, i od pączka się nie przytyje:) Raz w roku nie można sobie żałować:) A więc do pączków !!!:):)
OdpowiedzUsuńSmacznego pączusia Taitko :)
OdpowiedzUsuńa ja podtrzymuję tradycję :D i wszystkim życzę smacznego ;) (chociaż już nie jest pora na jedzenie pączków ;D)
OdpowiedzUsuńRobal już dawno czytał, ile ma taki pączuś... Potem zakupił sobie rower treningowy [którego siedzisko rujnuje mu fundamenty] i okazało się, że aby spalić 100 kcal, trzeba się nieźle spocić na owym rowerze przez 30 min. Nabrał więc szacunku do kalorii i lekkiej awersji do pączków... Tyle, że kiedy przeczytał, że leżąc na kanapie przez godzine, organizm zużywa 90 kcal... zaczał z lubością stosować tą druga metodę. Rowerek słuzy jako oparcie dla robaczywych odnóży, chociazby w tej chwili... Ale Robal jest z siebie dumny, bo udało mu sie zjesc TYLKO 1 [słownie: jednego] pączka! czyli 4 godziny spokojnego leżenia :) SUPER
OdpowiedzUsuńHehe. Jak to mozliwe, ze 100 kalorii spalasz w godzinę? To muszę się pochwalić, że jestem lepsza, bo ja w trakcie 10 min spalam 60-80 w zależności od tego, jak bardzo chce mi sie pedałować ;) Az z ciekawosci musze to jeszcze sprawdzić ;) Pojeżdżę na rowerku przy najbliższej okazji ;)
OdpowiedzUsuńA ja nie podtrzymałam ;) Choć troszkę żałuję :) Przynajmniej nie będę mieć wyrzutów sumienia z powodu zjedzenia bomby kalorycznej ;) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie było żadnego pączusia, Kamilko :) A Ty ile zjadłaś, przyznaj się :)
OdpowiedzUsuńJa nie podtrzymałam Promyczku, choć chęć na pączusia miałam olbrzymią ;) Zresztą to już chyba nie pierwszy raz, kiedy zapomniałam o tym dniu i nie zjadłam pączka ;) A jak po imprezie u Ciebie? Towarzystwo dopisało?
OdpowiedzUsuńA ja w tłusty czwartek nie liczę kalorii i generalnie żywię się pączkami. Wczoraj było 7 i ani jednego nie żałuję. Jest to jedyny dzień w roku kiedy sobie folguję :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo udany blog :]. Naprawdę mi ię podoba :P. Te kolory są w moim typie, i dla tego blog mi sie bardzo podoba. Nie często powstają takie klimaty... No nic Pozdro i zapraszam do mnie :} [kalynca.xx.pl]
OdpowiedzUsuń2 dni temu zrobiłem masaż mojej bratowej i bratu... 2,5 godziny na podłodze w pozycji pół zgiętej... Do dziś czuję moje mięśnie. Zapracowałem sobie na tego pączusia, a co tam! A może mam schrzaniony licznik? he he he... na razie, to ledwo powłóczę odnóżami...
OdpowiedzUsuńNo baaa....impreza jeszcze trwa heheA wiesz, ja pewnie też bym zapomniała, tylko w piekarniach cukierniach i w kazdym sklepie i w tv trąbili o pączkach hehe, ale jak mieszkałam sama to też pączków nie jadłam:) Nawet w tłusty czwartek:)
OdpowiedzUsuńHihiiihhi...kto by patrzal w ten dzien na takie liczby? ja tam codziennie patrzec moge, ale w tlusty czwartek nigdy:). A ten paczus wirtualny byl naparwde pyszny:). Normalnie usmialam sie jak napiasalas o tych wspomnieniach i okrzykachw domu, ze ten to ma wiekszy od mojego...dokladnie takie same okrzyki plynely w ten dzien w moim domu:). Dlatego tak bardzo tesknie za paczkami domowej roboty:)
OdpowiedzUsuńO kurcze, zapomniałem na śmierć o Tłustym Czwartku! Ostatnio tylko praca i praca, człowiek zagoniony i nikt mu nie przypomni:(. Paradoksem jest to, że mój menadżer wręcz żre codziennie (wczoraj też) angielskie pączki i uodporniłem się już na widok słodkości. Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńHej! Jeśli lubisz opowiadania potterowskie, szczególnie te o Draconie i Hermionie, to koniecznie zajrzyj na www.dm-love-hg.blog.onet.pl. Jest to historia dwojga ludzi, z pozoru do siebie nie pasujących...a jednak...Zapraszam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam ani jednej części H. Pottera, ale postaram się zaglądnać do Ciebie - jak tylko znajdę chwilę czasu.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHehe, nie jesteś sam. Ja zawsze o nim zapominam ;) To już nie te czasy, kiedy było się dzieckiem i już na miesiąc przed tym Tłustym Czwartkiem odliczało się dni do niego ;)Pozdrawiam ze ośnieżonej dziś Irlandii :)
OdpowiedzUsuńHehe, no proszę i Joasia była krzykaczem pączkowym ;) Kolejne takie samo wspomnienie z dzieciństwa :) Jak dobrze wiedzieć, że nie tylko ja byłam takich nieznośnym dzieciakiem wykłócającym się o lukrowe słodkości ;) A czy we Włoszech nie ma czasem "tłustego wtorku", jak to ma miejsce w Irlandii i Francji?całusy i uściski :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję! Czym sobie zasłużyłam na tyle komplementów? ;) Postaram się zajrzeć w wolnej chwilce. Przesyłam pozdrowienia z ośnieżonej Irlandii :)
OdpowiedzUsuńO, jaaaa... Siedem pączków ;) Też bym tak chciała ;) Muszę się przyznać, że kiedyś tyle zjadałam, ale od paru lat już tego nie robię ;) Kupne pączki to nie to samo, co te przygotowane przez mamę. Czegoś im brakuje. Jasne, że możesz szaleć w ten dzień skoro uważasz na kalorie przez cały rok ;) Opłaciło się, nie? ;)Pozdrowienia Elso i ciepłe uściski :)
OdpowiedzUsuńUuu, to musiało boleć ;) Jasne, że sobie zapracowałeś ;) Robale z natury są pracowite ;) Jak widać nie odbiegasz od normy ;)
OdpowiedzUsuńNo to zaszalałaś z tą imprezką ;) Dziś pewno kaca leczysz i zarzekasz się, że to już ostatni raz było ;) Wybacz, że tak szybko się zmyłam z imprezki, ale sama rozumiesz: obowiązki, praca i te sprawy ;)
OdpowiedzUsuńWczoraj zjadłam dwa, takie wspaniałe pachnące, z różaną konfiturą w śi lukrem na wierzchu. Ale dzisiaj dwie godziny na siłowni spalałam te słodkości. Mimo wszystko warto było być wczoraj łakomczuchem :)))Buziaki Taitko :)))
OdpowiedzUsuń2 godziny na makijaż, a 4 na sprzątanie pokoju??? To nakładanie makijażu to taki intensywny wysiłek? Przy takim porównaniu, to sprzątnięcie mojego pokoju zajęłoby chyba 4 dni... ;)))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAle mi narobiłaś ochoty, Danusiu. Ja walczyłam z chęcią podtrzymania tradycji i zjedzenia choć jednego, ale w koncu odpuściłam ;) Pozdrawiam cieplutko i ściskam :)
OdpowiedzUsuńHehe, też mnie zdziwiły te dwie godziny "makijażowania się" ;) Ale cóż, skoro tak podają, to pozostaje mi uwierzyć im na słowo ;)
OdpowiedzUsuńI to im...zawsze probowalam nadgonic braci i co sie okazywalo, ze robilam wiecej krzyku niz oni obydwoje:). A tlusty wteorek jest ajk najbardzije, ale oni opychaja sie anzerotti i focacciamii takimi tam, co mi sie juz znudzilo,,,stanowczo wole nasz tlusty czwartek:)Taitko, a dzis jaki mialam cudowny sen..snila mi sie Irlandia, ale taka zupelnie inna, przepiekna..i ze w niej zamieszkalismy:).To pierwszy ladny sen od dawien dawna, bo ostatnio to same koszmary mis ie snily:)
OdpowiedzUsuńNiezła agentka z Ciebie była ;) Nie dałaś sobie w kaszę dmuchać ;) A co do snu, to w istocie piękny, Kochana :)) Może to przedsmak tego, co Cię czeka? Poczekamy, zobaczymy ;) Wszystko w życiu jest możliwe :) Pozdrawiam cieplutko i ściskam gorąco :))
OdpowiedzUsuń