środa, 23 stycznia 2008

Italia vs Irlandia, czyli powycieczkowy bilans :)

Za pomocą dzisiejszego posta chciałam zrobić małe podsumowanie mojej wyprawy do Włoch. Będzie to zarazem zestawienie wszystkich zjawisk (tak to nazwijmy), które najbardziej mnie uderzyły po przylocie do Mediolanu.  Ot, taki mały zbiór różnic między Italią a Irlandią. Różnic, które najbardziej rzuciły mi się w oczy. Jeśli ktoś jest już znudzony tym tematem, to obiecuję, że  to już ostatni post dotyczący mojej wycieczki. Myślałam, że uda mi się spisać wszystkie moje wrażenie w postaci jednej notki. Teoretycznie jest to możliwe, bo mogłabym połączyć te trzy posty i utworzyć całość. Ale… Miejmy litość, kto by dobrnął do końca tej relacji? No właśnie – nikt. Zdecydowałam się więc na trzy posty, choć i one nie należą do najkrótszych (wybaczcie, taki już mój marny styl pisania). Myślę jednak, że takie rozwiązanie jest optymalne, a informacje zawarte w postach,  w miarę łatwe do przetrawienia. A może się mylę? 

 

1) Jak już wspominałam, pierwszą różnicą dostrzegalną z pokładu samolotu (przygotowującego się do lądowania, rzecz jasna) był krajobraz i architektura. Nie widziałam charakterystycznych i rozległych irlandzkich pól, oddzielonych od siebie krzewami. Pojawiły się natomiast Alpy, piękne, dostojne i ośnieżone – elementy tego obrazu rzadko spotykamy na Zielonej Wyspie. Włoski krajobraz tworzyły szare blokowiska, też stosunkowo rzadko wpisane w obraz Irlandii.

 

2) W miarę zwiedzania miasta, ze zdziwieniem odkryłam, że w tej części Włoch prawie każdy dom, czy też blok ma żaluzje, szczelnie dzielące wnętrze domu od przedstawienia rozgrywanego na ulicach miasta. Tak też było w naszym hotelu. Nie wiem, jak jest w pozostałych hrabstwach Irlandii, ale w moim nie stosuje się wyżej wspomnianych okiennic i żaluzji. Nigdy też nie widziałam ich podczas moich wycieczek.

 

   


 

3) Kolejnym elementem zaskoczenia były dla mnie ogromne nieraz drzewka hodowane przez Włochów na balkonach i dachach bloków. Często zdarzało się, że maleńki balkonik przypominał wycinek dżungli. Niemal całą jego przestrzeń zajmowała roślinność: kwiaty, krzewy, czy też wspomniane drzewka. Czyżby dla spragnionych zieleni Włochów, była to namiastka parku i ogródka? Podobnie wyglądały dachy bloków. Będąc na przykład na szczycie Duomo, mogłam dostrzec ławeczki, stoliki, i krzesełka znajdujące się wśród zieleni. To wszystko oczywiście na dachach pobliskich budynków.

 

    

 

4) Nie wiem, czy to tylko taki przypadek, ale odniosłam wrażenie, że ludzie zamieszkujący północ Włoch są mniej sympatyczni od Irlandczyków. Cóż, człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrych rzeczy. Półtora roku mieszkania wśród uśmiechniętych i serdecznych twarzy robi swoje ;) A tymczasem w Mediolanie… Obsługa naszego hotelu była wręcz antypatyczna. Odniosłam wrażenie, że pracownicy są tam za karę: zero uśmiechu, oficjalny ton, brak kontaktu wzrokowego, zero jakichkolwiek informacji o tym, kiedy możemy zjeść śniadanie, czy wymeldować się z pokoju. O tym, że w hotelu był darmowy dostęp do Internetu dowiedziałam się jak już wróciłam do Irlandii. Ponadto recepcjonista wprowadził nas w błąd, bo kiedy zapytaliśmy go o godzinę wyprowadzenia się, odparł, że musimy to zrobić o 11:00. Lekko się zdziwiliśmy, bo doba hotelowa trwa z reguły od 12:00 do 12:00. Kiedy zapytaliśmy innego pracownika, usłyszeliśmy, że pokój mamy opuścić jednak w  południe!


Uprzejmością nie grzeszyli też pracownicy jednej z restauracji, którą odwiedziliśmy. Liczę jednak, że to takie sporadyczne przypadki. W ramach równowagi spotkaliśmy bardzo sympatyczną kelnerkę w  Gran Cafè Brulett (polecam), pana w pizerii „Ciao San Siro” i tego przystojnego Włocha, który sam nam zaoferował pomoc w znalezieniu poczty.  Czyli norma: zawsze są ludzie i parapety ;) A czy we Włoszech jest mniej sympatycznych ludzi niż w Irlandii? Nie wiem.  Nie chce generalizować mówiąc, że tak – to by było krzywdzące w stosunku do tych miłych osób, które wymieniłam wcześniej.

 

5) Spora część Włochów napotykanych w Mediolanie była przystojna, ale niskiego wzrostu. Że są przystojni - wiedziałam. Ale, że tak niscy – nie do końca byłam tego świadoma. Często miałam wrażenie, że jestem Gulliverem w Krainie Liliputów (bez obrazy dla ludzi niskiego wzrostu)

 

6) Miłym zaskoczeniem był dla nas brak tłumów z Polski, co w Irlandii jest już normą. Praktycznie w każdym miejscu można się natknąć na rodaków i to niekoniecznie na tych fajnych. W Mediolanie – wprost przeciwnie. Z polską mową spotkaliśmy się tylko raz.

 

Reasumując: wyjazd był bardzo udany, ani w trakcie, ani po powrocie do Irlandii nie żałowaliśmy. Warto zaznaczyć, że turysta posługujący się angielskim nie powinien mieć żadnych problemów z dogadaniem się (w każdym bądź razie mniejsze niż we Francji ;) Praktycznie w każdej restauracji, urzędzie, hotelu obsługa mówi po angielsku, co niewątpliwie jest wielką ulgą dla tych, którzy nie znają pięknego włoskiego języka. Ci, którzy mają jakieś pojęcie o nim, nie powinni mieć obaw przed jego używaniem. Spotkani przez nas Włosi mówili raczej wyraźnie  nie stwarzając tym samym większych  problemów w odbiorze.

 

I tym oto sposobem dobrnęliśmy do końca mojego podsumowania. Ciekawa jestem, jak Wy odebraliście Włochy i ich mieszkańców. Czy macie podobne spostrzeżenia, czy też kompletnie inne? Domyślam się, że w różnych częściach Italii, różnie to wygląda. Wiem, że część z Was była we włoskiej krainie, wobec tego nie krepujcie się - podzielcie się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami :) Będę wdzięczna za nie.

57 komentarzy:

  1. Ella_Jeremy_Pawel23 stycznia 2008 14:59

    Nie bylam we Wloszech ale sie wybieram-hehehhe. Nie wiem czy akurat do Mediolanu bo Rzym mi sie marzy ale kto wie na co mnie bedzie stac-hehehhe. Ciesze sie ze jestes taka usmiechnieta i pelna fascynacji nowym miejscem. Pewnie kiedys tam wrocicie-cooo? CaluskiPs. w Holandii zaluzje sa w prawie kazdym domu, tam gdzie wisza firany to albo Turcy mieszkaja albo Polacy hehhe. Caluski

    OdpowiedzUsuń
  2. W Irlandii też są żaluzje, nawet bardzo popularne, ale mi chodziło o sam efekt... Nie umiem tego wytłumaczyć, to są inne żaluzje - to trzeba zobaczyć ;) A do Mediolanu oczywiście jeszcze wrócimy :)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi sie zdarzylo byc kilka razy we Wloszech i najwieksze wrazenie zrobilo na mnie podejscie Wlochow do przepisow ruchu drogowego. Normalnie masakra. Przy Wlochach Irlandczycy sa spokojnymi, niedzielnymi kierowcami ;)Pozdrawiam serdecznie!PS: Dawno mnie tu nie bylo i narobilem sobie zaleglosci. Kiedy ja to nadrobie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. We Włoszech byłam raz, w Rzymie na pogrzebie papieża Jana Pawła II. Więc całkiem inne okoliczności, aczkolwiek do tego miasta muszę wrócić, bo pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Mnóstwo do zwiedzania i na pewno nie na jeden dzień

    OdpowiedzUsuń
  5. Dave :)) Wreszcie wróciłeś :) Pieszy we Włoszech musi przejść prawdziwą szkołę przetrwania ;) W Irlandii natomiast piesi czasami przebiegają na czerwonym świetle, a stojący obok funkcjonariusz Gardy nie zwraca na nich uwagi ;) Fajnie tu mamy, nie? PS. A ja ciągle czekam na bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, na pewno. Myślę, że na dogłębne zwiedzenie Rzymu przydałby się tydzień, jak nie więcej czasu ;) Jest tam co robić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~bardzofajnakasia23 stycznia 2008 20:56

    Ech Italia! Jak bym sie chciala tem wybrac. Zazdroszcze kolezance. Pozdowionka i cmoki dla Panstwa:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Najważniejsze Taitko, że ogólnie Ci się podobało :))Pozdrawiam bardzo cieplutko i buziaki przesyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak czytałaś moją relację z Sycylii, to wiesz jaki jest mój stosunek do tego kraju i jego mieszkańców (jeśli nie czytałas to polecam;)) Jestem zauroczona, zarówno krajem, jak i ludźmi. Fakt - w hotelach nie mieszkaliśmy - ale nie spotkałam się z gburowatością, wszędzie ludzie byli bardzo serdeczni, pomocni i uśmiechnięci, mimo, że były problemy komunikacyjne. Niestety po angielsku naprawdę rzadko z kim mogliśmy sie dogadać. nawet w knajpkach i kawiarniach (na szczęście kawa ma wszędzie podobne brzmienie:)). Do tego stopnia, że az wylądowaliśmy w kuchni jednej pizzerii, zeby pokazać o co nam chodzi;) Ale najfajniesze było to, że sami nas do tej kuchni zaprosili. Co do żaluzji, to znam wytłumaczenie. We Włoszech jest znacznie cieplej niż w Polsce czy Irlandii, w lecie temp. często przekracza 40 stopni, a klimatyzatory jeszcze kilka lat temu były urządzeniem luksusowym. Pomysłowi Włosi mają w oknach żaluzje, żeby żar się do domu nie wlewał, a jednocześnie był jakiś przewiew, bo przy zamkniętych szybach byłaby nie lada "parówa". co do Twoich relacji z wycieczek - dla mnie są super i wcale nie ś adługi, więc trzy posty w jednym przeczytała bym na pewno :) Tylko tak dalej:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Normalka. U nich chamstwo to codziennosc. Nie tylko do obcokrajowcow ale rowniez do innych Wlochow. Uwielbiaja tez stwarzac problemy nawet z najdrobniejszymi rzeczami. Ten narod to tragedia.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja pare razy bylam swiadkiem jak funkcjonariusz Gardy widzac ludzi przebiegajacych na czerwonym wszedl na jezdnie i zatrzymal samochod ktory nadjezdzal. Fajnie tu mamy : )

    OdpowiedzUsuń
  12. promyczek83@op.pl24 stycznia 2008 12:23

    O tak we Francji dogadanie się po angielsku to cieżka sprawa, dowiedziałam się, że oni nie muszą się uczyć języków obcych bo i po co, nikt nigdzie się nie wybiera i już. Super nie?:)A kwiaty i drzewa na dachach we Francji też są:) Fajowa sprawa, chcesz wyjść do przyrody idziesz na dach hihihi

    OdpowiedzUsuń
  13. Francuzi nie znoszą Anglików i ich języka - niejednokrotnie mi to podkreślali. Myślę, że to taka niechęć w stylu naszej do Niemców. Po części ich rozumiem, nie muszą lubić wszystkich narodów - zresztą kto lubi? Nie rozumiem natomiast ich zarozumiałości - uważają się za pępek świata i nie dopuszczają do siebie, że może być inaczej ;) Niech żyją w błogiej nieświadomości :)Nie spotkałam się z takimi krzaczastymi dachami we Francji. Ja byłam w Normandii, a to piękna i charaktersytyczna kraina z własną, odmienną architekturą. Byłam zauroczona tymi ich chatkami :) Ludzie byli wspaniali, polecam! A Ty Promyczku to pewnie zwiedziłaś Bordeaux, Paryż i okolice? A może coś jeszcze, o czym nie mam pojęcia? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie da się ukryć ;) We Włoszech to nawet przejście na zielonym świetle wymaga rozglądania się, a kierowcy nieraz nic sobie z tego nie robią...

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie widzę przeszkód - pakuj ślubnego i w drogę :) W końcu musicie wybrać się gdzieś na podróż poslubną ;) Pozdrawiam świeżo upieczoną małżonkę Kasię :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Oczywiście, że mi się podobało, Miledko :) Nie ma kraju idealnego, każdy ma jakieś zalety i wady. Przyznam jednak, że z radością powróciłam do Irlandii ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Oczywiście, że czytałam - jak mogłaś zapomnieć? ;) Hmm, to w Mediolanie bardziej "zanglicyzowana" ludność ;) Nieraz to nawet "irytowaliśmy" się, bo jak usłyszeli, że gadamy między sobą po polsku, to rozpoczynali rozmowę mówiąc po angielsku ;) I ćwicz tu człowieku włoski w takich warunkach ;) Lekko jestem zdzwiona, że na południu, w tak turystycznym miejscu, mieliście problem ze znalezieniem Włocha posługującego się angielskim. Chyba są bardziej leniwi niż ci z północy ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Hmm, nie znam ich tak dobrze, nigdy na dłuższą metę nie mieszkałam we Włoszech. Wydali mi się mniej sympatyczni niż Irlandczycy, ale to mogło byc tylko mylne wrażenie. Generalnie lubię ten naród i kraj...

    OdpowiedzUsuń
  19. Jak juz wczesniej Ci pisalam, osobiscie nie lubie Mediolanu, i niestety nie oddaje on klimatu prawdziwych Wloch, ani jesli chodzi o krajobraz ani o mentalnosc Wlochow. Ja zawsze porownuje Mediolan do naszego Slaska - brudny, szary i smierdzacy, szczegolnie latem. Wiele miejsc we Wloszech nawet w srodku zimy cieszy oko piekna zielona przyroda. Z duzych miast w ktorych bylam bardzo mi sie podobala Siena, ma niesamowity klimat. Juz Torino jest sympatyczniejszym i ladniejszym miastem niz Mediolan. A wysokich Wlochow znajdziesz w okolicy Triest. Rodzina mojego M.pochodzi z tego regionu i moj M. ma 1,90 wzrostu ;))Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Doskonale rozumiem :) Wiem, że są piękniejsze miasta we Włoszech :) Mam nadzieję, że kiedyś do nich dotrę :) A Mediolan? Myślę, że jest w nim co robić i co zwiedzać. Podoba mi się jego centrum, ale generalnie jest szary i nie powala urokiem. Wybraliśmy się tam mając na uwadze pewną sprawę, nie chodziło o samo zwiedzanie ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja chyba tak sie przyzwyczailam do tych ciezkich drewnianych zaluzji (nienawidze ich) i ogrodow na balkonach (w Mediolanie im wyzej tym wiekszy smog, wiec co to za przyjemnosc siedzenia w takim miejscu i rozkoszowania sie namiastka zieleni), ze juz nie zwracam na to uwagi. Co do nieuprzejmosci to potweirdzam, na Polnocy co chwila spotykalam nieuprzejmych ludzi, chamskich i po prsotu majacych Cie w nosie. Ale sa tez wyjatki i ciesze sie, ze na takie natrafilas. Mnostwo mieszkancow Mediolanu przyjezdza do nas na wakacje i naprawde duzo fajnych osob poznallam, choc jest tez wielu, ktorzy uwazali sie za lpeszych i chodzili z nosem w gorze nie patrzec na nikogo. Kiedy przyjedziesz tutaj Taita to co Cie uderzy na pewno to ogromna uprzejmosc ludzi..to niesamowite jak Ci ludzie sa tu sympatyczni, zyczliwi, gotowi pomoc w kazdej chwili..nie daj Boze cos Ci sie stanie, przewrocisz sie, zaraz podbiegaja do Ciebie, podnosze Cie i pytaja czy do domu moga Cie zaprowadzic:). Ja jestem zachwycona, choc troche tu brudno...nie wiem, ale Poludniowcy jakos nei przepadaja za porzadkiem:). Chyba dlatego wole Poludnie od Polnocy, chociaz duzo ciezej jest tu z praca.

    OdpowiedzUsuń
  22. Zdziwiły mnie te żaluzje, bo nigdy jeszcze się z takimi nie spotkałam. Poza tym, kiedy wszystkie są pozamykane, totworzą taki specyficzny efekt, miasto wygląda jak, hmmm... opuszczone? Mam nadzieję, że na południu Włosi są sympatyczniejsi, bo to naprawdę nic miłego, kiedy obsługa w hotelu ma taki olewający stosunek do życia i nie raczy nawet ust otworzyć, żeby człowieka poinformować o godzinach śniadania, obiadu, czy innych rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
  23. promyczek83@op.pl24 stycznia 2008 14:01

    Masz rację trochę są wyniośli co tam troche hehe :)Ale niech sobie myślą co chcą:) Oni nie uczą się prawie żadnych języków, może trochę Hiszpańskiego. A angielski tak jak mówisz, i nawet w hotelach bardzo ciężko się dogadać, no chyba, że w 5 gwiazdkowym hihihiSą są ogródki na dachach nawet w Paryżu i okolicach, jak ląduje samolot i nie ma chmur to wspaniale widać:)A Promyczek zwiedził jeszcze Szampanię we Francji:) hehe ja nie wiem tu wina tu szampany:) Ale się porobiło hihihi

    OdpowiedzUsuń
  24. Trochę to chyba za mało powiedziane, hehe. Ale, jak wszędzie, zdarzają się wspaniali ludzi, których ciężko zapomnieć po powrocie do swojego kraju. Ja posługiwałam się francuskim, bo miałam problemy z dotarciem do odpowiedniego miejsca na dworcu, i wtedy nie było problemów, każdy mi grzecznie odpowiadał, a czasem nawet proponował pomoc w taszczeniu ciężkiej torby. Podejrzewam jednak, ze gdybym pytała ich po angielsku, to raczej nie byliby chętni do pomocy ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Przez cały tydzień pobytu na Sycylii spotkaliśmy jedną Polkę, która wyszał za mąż za Sycyliczka i mieszka tam juz od siedmiu lat. Mówiła, ze u nich w szkołąch dopiero dwa lata temu wprowadzili obowiązkowy angielski, tak to był tylko obligatoryjnie. W szkole tylko włoski ipodstawy francuskiego :)

    OdpowiedzUsuń
  26. promyczek83@op.pl24 stycznia 2008 14:33

    A ja właśnie mówiłam po angielsku:) Bo po francusku to sie denerwuje i cięzko mi idzie:) A po angieslku mi łatwiej, i prawdę mówiąc to mi pomagali i na lotniskach i na dworcach tak samo. Nawet jeden pan zaprowadził mnie sa sam peron:) tylko jego żona dziwnie spogladała na mnie hehe A jak jechaliśmy samochodem i pytalismy o drogę to dogadywalismy się we wszystkich jezykach świata i dojechaliśmy hahaha najlepszy był mój kuzyn który nie mówi w żadnym obcym języku a porozumiał się z francuzami:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja Ci moge gwarantowac to Taitka, ze na Poludniu sa duzo milsi. natsepnym razem to sprobujcie wybrac sie do jakiegos gospodarstwa agroturystycznego, szczegolnie jesli jedziecie na Toscanie. My to na pewno zrobimy. PO pierwsze sa bardzo ale to bardzo goscinni, po drugie jest tam cudonwie, a po trzecie poznacie kraj od podszewki:). A moze kiedys umowimy sie wszyscy razem do takiego gospodarstwa i tam sie spotkamy?:).

    OdpowiedzUsuń
  28. To by wszystko wyjaśniało. Być może na północy Włoch wcześniej wprowadzili naukę angielskiego, bo naprawdę nie było problemu. Jeśli zauważyli, że ktoś jest obcokrajowcem, to od razu gadali po angielsku, nawet czasem nie pytali czy zna włoski ;) Jedna babka na poczcie to nawet po francusku nam odpowiedziała ;) Mimo że pytanie było po włosku ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Wcale się nie dziwię, Promyczku. W takich sytuacjach należy używać języka, który zna się lepiej ;) Też tak często robię ;) Po co sie stresować, jeśli mogę to swobodnie powiedzieć w innym języku ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Kto wie, może kiedyś :) Pewnie masz rację. W takim gospodarstwie agroturystycznym na pewno bardziej dbają o klienta, w końcu to leży w interesie gospodarza. Słyszałam, ze Toscania jest piękna, z przyjemnością bym się tam kiedyś wybrała, ale to raczej w dalszej przyszłości, bo póki co, mam inne priorytety :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Co do wzrostu, to już się przyzwyczajam, że ''będę wysoki'' [178 cm]:) większość moich hispanojęzycznych znajomych nie przekracza 170 cm :) i to na całym świecie. LOL! Rosnę w siłę :) he he he... A grzeczność jest cechą osobniczą, a nie narodową [zresztą jak wiesz, ostatnio zmieniam zdanie]. Dzisiaj w autobusie Pani Kanar posłała mi piękny uśmiech, kiedy podziękowałem Jej za sprawdzenie biletu. Wszystko działa. Tak jak należy :)

    OdpowiedzUsuń
  32. ja to zawsze byłam ciekawa jak obcokrajowcy widzą Polskę :) nawet nieraz mam ochotę się kogos zapytac, ale mi glupio strasznie :D

    OdpowiedzUsuń
  33. To tak, jak ja, Sheilo :) W Irlandii Polacy generalnie są lubiani, ale coraz częściej da się też zauważyć rosnącą niechęć do nas - zresztą wcale mnie to nie dziwi, bo co tu ukrywać: na pierwszy rzut oka widać tych najbardziej rozwrzeszczanych, pijanych i rozrabiających...

    OdpowiedzUsuń
  34. Widzę, że i Ty będziesz Gulliverem w Krainie Liliputów ;) Co do grzeczności, to mnie się wydaje, że są narody mniej i bardziej przyjazne...

    OdpowiedzUsuń
  35. Ja mieszkam z Wlochem juz prawie rok wiec dobrze wiem. Problemy probemy i jeszcze raz problemy. Nikt za nim nie przepada.

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie jestem przekonany do tego bloga. Zobacz ile czasu minelo od mojego poprzedniego komentarza... To nie wrozy czestych postow ;)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  37. <toscania jest przecudowna, a jakie teeraz plany masz Taitko? zdradzisz nam cos?

    OdpowiedzUsuń
  38. Kiedys planowalam wyczyscic konto bankowe i udac sie na miesieczna podroz po Wloszech. Ale cholerny glos rozsadku popsul moje plany. Bardzo zaluje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  39. Bylam we Włoszech zdaje się, że raz... albo dwa? Nie jestem do końca pewna, podróżuje po świecie od czwartego roku życia i nie pamiętam wycieczek z wczesnego dzieciństwa. Głównie pływam w basenie, zwiedzamy malo - podczas trzytygodniowej wyprawy jakieś trzy razy na wycieczce - wychodzi średnio raz w tygodniu :) Jesteśmy nastawieni na relaks. Włochy kojarzą mi się z gorącem i malowniczą okolicą. I... w zasadzie tyle! Ogólnie zagranica kojarzy mi się z basenem... raj dla takich jak ja :) i z Eurocampem - solidna firma, mili ludzie z obsługi, atmosfera na campingu świetna, każdy do każdego się uśmiecha i mówi "Hello". Nieważne czy starzy czy młodzi :) To właśnie dzięki tej niepowtarzalnej atmosferze tak bardzo lubię wczasy za granicą :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. Planów mam wiele, Kochana ;) W tym roku chciałabym zaliczyć przede wszystkim ojczyzne, bo starsznie tęsknię za bliskimi, a jeśli się uda to także Włochy i Francję. Co do priorytetu, to zdradze Ci, że to... Mediolan raz jeszcze (wiesz co mnie tam ciągnie, ale niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą ;)

    OdpowiedzUsuń
  41. A ja już myślałam, że nie jesteś przekonany do mojego bloga ;) Wielka szkoda marnować taki talent, ale rozumiem, że nie masz czasu :( Trzymaj się cieplutko i nie przemęczaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  42. Współczuję współlokatora ;) Pewno coś w tym jest, bo Włosi to przecież gorącokrwisty naród ;)

    OdpowiedzUsuń
  43. Szkoda, że nie zrealizowałaś tego pomysłu, myślę, że warto by było :) Ale nic straconego, jeszcze możesz to zrobić ;) W zyciu czasem potrzebne są takie "szalone" chwile :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Witaj Kiciaro :) Każdy robi, to co lubi :) Ja pływać nie umiem, więc nie mogę sobie pozwolić na pluskanie w wodzie. Zawsze się boję, że się utopię - taka moja mała fobia ;) Od wody wolę zwiedzanie :) Ja też lubię urlop za granicą, to taka miła odskocznia od codzienności :) Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  45. Uooo jak dużo podróżujesz :)Mój tata pracuje w Irlandii...jak przywozi nam fotki to widać,jak tam pięknie ^^ pozdro

    OdpowiedzUsuń
  46. Włochy i Włosi1) na południu zdecydowanie milsi i serdeczniejsi niż na pólnocy2) generalnie niscy3) jeśli mówia po angielsku (rzadko, głównie w Rzymie; w Neapolu i po Neapolem-SPORADYCZNIE) to po to, żeby Cię "orżnąć"=doliczyć do rachunku: za serwetki, obsługę etc np za to że pijesz przy stoliku kawę (a niby jak masz pić??) 100% wyższą cenę niż ta którą podają zapytani ILE KOSZTUJE KAWA? [dla sprawiedliwości dodam, że doliczają nawet gdy zapytasz po włosku-sprawdzono empirycznie niestety]4) Włosi - towar przereklamowany; a jednak daje się zauważyć, dziwny-i-dla-mnie-niepojęty magnetyczny wpływ na Polki. Pozdrawiam JC

    OdpowiedzUsuń
  47. uwielbiam Irlandię-ale niestety znam ją tylko z opowidań i książek. masz poczytnego bloga. zapraszam w wolnej chwili na: www.horsesmypassion.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  48. W Irlandii jest pieknie - takie jest moje zdanie. To kraj, który obfituje w zamki, zamczyska, opactwa, a także piękne, naturalne cuda przyrody typu cliffs of Moher. Być może będziesz miała okazję ocenić urodę Zielonej Wyspy - czemu nie wpaść do taty na krótki wypoczynek? ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  49. Witam i dziękuję za cenne informacje. Jesteś kolejną osobą, która twierdzi, że Włosi z południa są dużo sympatyczniejsi od tych z północy. Kiedyś muszę to sama sprawdzić :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  50. Witaj Owieczko :) Właśnie przed chwilką Cię odwiedziłam i widzę, że mamy wspólne pasje :) Cieszę się, bo to dobvrze, gdy człowiek ma jakiś cel w życiu, coś co nadaje sens jego istnieniu.Nie zrażaj się przeszkodami i realizuj swoje pasje :)Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  51. ~polka na emigracji28 stycznia 2008 03:49

    Mieszkalam wystarajaco dlugo we Wloszech, aby roscic sobie prawo do naniesienia pewnych korekt na Twoj powierzchownie naszkicowany krajobraz Wloch. -zaluzje w oknach maja podloze pragmatyczne (razace slonce, wysokie temperatury), a nie ideologiczne (chec szanowania prawa do intymnosci sasiada - co za absurd!);-Wlosi nie mowia po angielsku, komunikatywnosc w kwestiach dogadania sie w restauracji nie oznacza opanowani tego jezyka w stopniu co najmniej zadowalajacym. Ma to zwiazek z ich egocentryzmem, ograniczonymi horyzontami i niskim poziomem szkol. Oczywiscie zdarzaja sie wyjatki potwierdzajace regule;- spotkac przystojnego Wlocha jest bardziej mozolne niz szukanie igly w stogu siana. Na ogol to karakany, w wielkimi nosami i konskimi zebami, w zaden sposob nie przystajacy do stereotypu. Pomijam tu ich poczucie estetyki (rozowe sweterki, wiesniackie, swiecace bluzki i buty w stylu agro - dance) czy kwestie horyzontow ( ukonczenie szkoly podstawowej na ogol jest standardem, UWAGA: 1/3 Wlochow nie umie czytac!);- Wlosi z polnocy sa zwykle glupi,ale na ogol sympatyczni. Powitanie "czesc Piekna", to jak u nas "dzien dobry", nie interpretujcie go rozszerzajaco :) Wlosi z poludnia sa zezwierzeceni pod kazdym wzgledem, pocawszy na wygladzie, a skonczywszy na ograniczeniu potrzeb zyciowych do fizjologii;-masz szczescie, ze zwracalas sie do nich po angielsku. Polakow traktuje sie w tym kraju jak SMIECI!!!Od powyzszych przykladow zdarzaja sie cudowne wyjatki!

    OdpowiedzUsuń
  52. ~polka na emigracji - kamila28 stycznia 2008 04:19

    A wracajac do kwestii, dlaczego tak malo spotkalas Polakow, spiesze z odpowiedzia. -Na ogol Polki pracuja jako sprzataczki, w barach lub przy opiece nad starszymi osobami, ktora w najlepszym przypadku ma forme dotrzymania towarzystwa dewotce, a na ogol polega na myciu tylka staruchom. Slowa "staruch" uzywam tu nieprzypadkowo, ostatnio ma znajoma pewien "ciezko chory" zgred poprosil by go masturbowala, bo byl w stanie, gdy nie mogl sie poruszac.-Zaluzje zastalas zasloniete, bo bylo lato lub czas fiesty, tj. ich popoludniowej drzemki.-Ludzie, nie osadzajcie kraju tylko po krajobrazach i muzyce, bo te rzeczywiscie zapieraja czesto dech w piersi. Klimat miejsca tworza ludzie! Wlosi to kraj idiotow, w kolebce cywilizacji spotkacie na ogol burakow mowiacych tylko o sexie i dewotki, dla ktorych problemem dnia jest wybor pasty. Przed wydaniem sadu o kraju, pomieszkajcie w nim troche - w wypadku Wloch odpychajace spostrzezenia nasuna sie samorzutnie. Ja tez kiedys wybralam to panstwo na swe miejsce na ziemi, bedac pod urokiem turystycznej wycieczki.....

    OdpowiedzUsuń
  53. :)...a ja do ojczyznby to chyba jednak sie juz poki co nie wybiore i troche mi z tym smutno, ale czasami trzeba bardziej liczyc sie z wieloma sprawami, ktore zwykle mialam gdzies..czasami to wydawalam ostatnie pieniadze, zeby tylko pojechac choc na chwile do domu, teraz niestety na takie gesty juz nie moge sie zdobywac, bo czuje odpowiedzialnosc za rodzine..choc troche mi z tym smutno..ale jak ojczyzne odwiedzisz to na pewna ja ode mnie pozdrowisz:)

    OdpowiedzUsuń
  54. ~Polka na emigracji - kamila29 stycznia 2008 11:27

    Czy bylas tam latem, czy zima nie ma znaczenia dla kwestii zaluzji. Maja one podloze w klimacie Wloch. Latem jest tak goraco, ze na kilka godzin zawieszona zostaje niemal kazda dzialalnosc zawodowa. Wlosi wykorzystuja ten czas na celebrowanie obiadu w gronie nalblizszych, a potem krotka drzemke, a co za tym idzie, stwarzaja nastroj w domu, sprzyjajacy zasnieciu. Wroslo to w ich tradycje na tyle, ze nie zawieszaja tego ceremonialu na czas zimy. Napisalas, ze zaluzje "oddzielaja od PRZEDSTAWIENIA rozgrywajacego sie na ulicy", A TYM SAMYM sama nakreslilas obraz lokatora jako WIDZA, obserwujacego uliczny spektakl zza okna swego domu. Coz, to pewnie pochodne Twych doswiadczen....Nie stawiaj mi zarzutow powierzchownego przeczytania Twego artykulu, bo nie jest istotne w jakim miesiacu przyjechalas, nie bylo esencja mej wypowiedzi wykreowanie Ciebie jako Czesi z Pcimia Dolnego, gaworzacej o urokach Italii.Co do mej wypowiedzi dotyczacej urody meskiej, nie nazwalam nikogo brzydalem, bo nie pozwala mi na to me poczucie humanizmu, pokora wobec swiata i ludzi, brak odruchu dzielenia innych w oparciu o to kryterium. Poczucie estetyki i wrazliwosc na oryginalnosc ma wplyw na wykluczenie tego slowa z zakresu terminologii, ktora operuje. Nie wmawiaj mi wiec czegos, czego nie powiedzialam. Wskazalam tylko na cechy, ktore odbiegaja od stereotypowego kanonu harmonii i piekna meskiej urody ( wielki nos). To Ty wysunelas problematyke "przystojnosci" Wlochow, a wiec to w Twojej glowie istniec musza podzialy ludzi na "podludzi", nie przystajacych Twoim kryteriom, i Przystojnych Wlochow, trafiajacych w Twe gusta (wzrost). Pamietaj, ze co dla Ciebie brzydkie, dla innej kobiety moze byc prawdziwym pieknem, jak to sama ujelas swym moralizatorskim tonem katachetki. Ja staram sie postrzegac ludzi przez to, co soba reprezentuja, nie mam w glowie radaru i syfmiarki, do ktorych parametrow dopasowuje napotkanych przechodniow. O GUSTACH SIE NIE DYSKUTUJE, cytujac Cie, wiec nie odwracaj uwagi od wlasnych sadow wmawiajac mi, ze narzucam innym wlasne poczucie estetyki, bo chyba sama to robisz. Co do kwestii powierzchownosci, to wydaje mi sie groteskowa wizja zglebiania zycia obyczajowo - kulturowego przez turystke mieszkajaco kilka dni w...hotelu. Jak myslisz, jesli pracownicy hotelowi, ktorzy z racji specyfiki zawodu powinni sluzyc Ci wsparciem i cieplem, przyjeli Cie, nazwijmy to, chlodno, to jaki jest stosunek przecietnego obywatela, nie majacego interesu, by byc milym, do obcokrajowca, o Polaku nie wspominajac?! Napewno nie reaguja jak Irlandczycy, CO SAMA ZAUWAZYLAS.Jesli chodzi o moje "generalizowanie", to kolejny absurd wyimaginowany przez Ciebie. Opisujac realia wloskie, za kazdym razem wskazywalam na CUDOWNE wyjatki, bedace swiadectwem nieadekwatnosci mych opisow. Moj chlopak to Wloch. Nacja ta ma swa specyfike, ktora dla zachdniej Europy w wielu sferach niejednokrotnie wysoce odbiega od ogolnocywilizowanych kanonow. Stawiajac pytanie kluczowe eseju, czy Irlandczycy sa sympatyczniejsi od Wlochow, sama generalizujesz i nakreslasz schemat spostrzezen w oparciu o strukture: "Nasza Szkapa to ksiazka o koniu"!!! Nie stosuj tej retoryki wobec mnie, zarzucajac mi generalizowanie i powierzchownosc sadow, bo to przymioty Twej optyki myslenia. Nie mierz wszystkich swoja miarka!!!Chetnie popolemizuje innym razem. Musze konczyc - obowiazki wzywaja.

    OdpowiedzUsuń
  55. Po przeczytaniu Twoich wypowiedzi nasuwa mi się kilka myśli. Raz -nie przeczytałaś uważnie mojego posta (nie wiem, czy zauważyłaś, ale styczeń to nie lato, więc nie byłam w Mediolanie w lecie, ale w zimie!). Myślę, że w generalizowaniu posuwasz się zdecydowanie za daleko. Z Twojego komentarza można wyciągnąć wnioski, że każdy Włoch to cholerny zbereźnik, głupol, brzydal i jakiś pokurcz. Litości! Podejrzewam, że Twoje doświadczenia z Włochami nie były najlepsze, ale nie przekreślaj od razu całego narodu! Chciałabyś być wrzucona do worka razem z wieloma innymi? Nie bardzo, prawda? Co do urody: z pewnością nie każdy jest przystojny, norma, nie? Pamiętaj, że o gustach się nie dyskutuje i ten, którego Ty określasz brzydalem, może byc prawdziwym bóstwem dla innej kobiety. To i ja pogeneralizuję: Włosi są atrakcyjni! Znam bardzo wielu przystojnych, choć Ty pewnie nawet nie raczyłabyś na nich spojrzeć.. Ach, i jeszcze jedno. Nigdzie nie napisałam, że żaluzje są po to, by poszanować prawo do prywatności sąsiada - to jeszcze jeden dowód na to, że powierzchownie przeczytałaś mój tekst.

    OdpowiedzUsuń
  56. bardzo mi sie podoba Twoj blog,zaluje ale przyznaje sie ze pracujac w Dublinie( ksiegowy,analityk) jestem chyba tym dusigroszem.Odkladam do kredytu i mieszkania w moim Kochanym Krakowie.Bardzo mi tego klimatu tutaj brak,a moze jestem lokalnym patriota.Malo tego zawsze i wszedzie (fakt Irlandczycy mili ale jak Amerykanie tez bywaja rozny i dwulicowi) reklamuje to moje miasto.Co do pieniadza to owszem mysle wazny ale patrzac(podsumowywyjac moje doswiadczenie jak skromnie ale bylem Wlochy(Piemont),USA,Holandia) to potrzebny aby godnie tylko zyc.Sam pochodze z rozbitej rodziny i wartosc rodziny jest najwazniejsza wciaz dla mnie,pieniadze srodek do celu nic wiecej.Widze w Irlandii Kolezanki wilebice tego bozka, goniace Irlandczykow bo oni sa lepsi niz kazdy jeden Polak i robi sie mi ich zal.Ja wiem ze to sie nie tyczy tylko kobiet ale najbardizej mnie to zwyczjanie kole w oczy.Zupelnie jakby ludzie glupieli,jakby sie czyms nakotyzowali.Kocham zycie ale nie kocham pieniedzy jak inni.Byc moze to w sobie najbardziej po tych 25-26 latach swoich cenie.trzeba zyc cieszyc sie zyciem ale zyc gonie z wartosciami.To tak jak wiatr lamie tylko glownie chore i slabe drzewa,bo silne i tak przetrwaja(silne wewnetrzenie)Bede napewno odwiedzam Twoj blog czesciej moze sie tez od ciebie czegos naucze ,bo na nauke nigdy zapozno.Pozdrawiam Bartus gg8642397 bartosz.charchut@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  57. Witam Cię Bartku serdecznie i na wstepie dziękuję za miłe słowa - nie ukrywam, że takie wpisy zawsze dodają mi radości, bo wiem, że to co robie, komuś się podoba. Zgadzam się z Twoją wypowiedzią, w dzisiejszym świecie pieniądz nabrał wielkiego znaczenia. To prawda, że ułatwia życie i czyni je zancznie przyjemniejszym, ale nigdy nie możemy mu przyznać pierwszego miejsca w hierarchii naszych wartości.Zyczę Ci spełnienia Twoich marzeń i powrotu do ukochanego Krakowa :) Pozdrawiam Cię ciepluteńko :)

    OdpowiedzUsuń