wtorek, 1 stycznia 2008

Nollaig Shona Duit, czyli święta w Irlandii

Wiem, że wielu z Was z chęcią zapoznałoby się z irlandzką tradycją związaną z Bożym Narodzeniem. Często o to pytacie, wobec tego postanowiłam przybliżyć Wam ten temat.

Nie ciężko domyślić się, że na Zielonej Wyspie Święta nie wyglądają tak samo, jak u nas w ojczyźnie. W mojej skromnej opinii, to właśnie Polska ma najpiękniejszą tradycję związaną z narodzeniem Jezusa, a już w szczególności z Wigilią. Co nie oznacza, że tradycja irlandzka nie zawiera ciekawych elementów. Jest piękna na swój sposób.

Generalnie trzeba zaznaczyć, że dla mieszkańców Zielonej Wyspy święta są okresem rodzinnym, do którego przywiązuje się dużą wagę. Świadczą o tym głównie tłumy irlandzkich emigrantów na lotniskach i portach promowych, wracających zza morza do rodzimej Irlandii.  

Święta poprzedzone są wielkimi łowami. Każdy pragnie zdobyć jak najlepszy prezent dla swoich bliskich, co w efekcie sprawia, że zakupy w tym gorącym okresie są prawdziwym koszmarem. Ale to znamy także z polskich realiów. Choć pewno różnica tkwi w kwocie wydawanej na upominki świąteczne. Ostatnie sondaż wykazał, że Irlandczycy średnio wydają 514 euro na podarunki. Sporo, jak na mój gust :) Wielki plus tych szaleństw zakupowych to fakt, iż kupujący bardzo często wspomagają przeróżne organizacje charytatywne, nabywając specjalne kartki świąteczne, słodycze czy np. ozdoby. Wielu tubylców nie żałuje eurówek i chętnie je wrzuca do puszek kwestujących wolontariuszy, co bardzo mi się podoba, bo wydając kasę na upominki, uszczęśliwiamy nie tylko naszych bliskich, ale i tych obcych, nieznanych nam ludzi, którzy znajdują się w potrzebie.

Boże Narodzenie jest okazją do dobrej zabawy. Zapadnięcie zmroku związane jest z rozbłyśnięciem świeczek i lampek w irlandzkich oknach. Pełnią one ważna rolę, gdyż są symbolem gościnności. Tradycja przekazuje, że mają one wskazywać Maryi drogę do domu, w którym znajdzie schronienie. Świeczki w oknach powinien zapalić najmłodszy członek rodziny. To nie koniec frajdy dla dzieciaków, gdyż mają one jeszcze jedną misję do wykonania. Mianowicie muszą zadbać o brzuch św. Mikołaja ;) Jeśli maluch chce otrzymać prezenty od świętego, musi przed snem przygotować dla niego tacę za smakołykami. Jeśli tego nie zrobi, może zapomnieć o upominkach. Kiedy, na drugi dzień, taca jest pusta, jest to powód do radości. Oznacza to, że Mikołaj zadowolił się smakołykami i w nagrodę pozostawił upominki pod choinką.

 Dla Irlandczyków najważniejszy jest pierwszy dzień świąt, bowiem właśnie wtedy zasiadają oni do uroczystego obiadu (kolacji). Generalnie rzecz ujmując, w różnych domach ów obiad różnie wygląda, gdyż związane jest to z rodzinną tradycją. Na  ogół obiad otwierają przystawki (np. zupa, melon, łosoś). Na ich stołach króluje indyk – to nieodłączny element świąt. My mamy karpia, oni zaś indyka, który jest daniem głównym, spożywanym po przystawkach.  Po daniu głównym przychodzi pora na deser, a jest nim świąteczny pudding. Niektóre przepisy podają, iż przysmak ten powinno się przygotować na dwa miesiące przed świętami. W praktyce różnie z tym bywa. Często zdarza się, iż irlandzkie panie domu zabierają się za niego dopiero 2 tygodnie przed jego podaniem. Tradycyjny pudding był gotowany w kawałku płótna. Do jego głównych składników należą: chleb, kukurydza, rodzynki, wiśnie i jajka. Oczywiście nie można zapomnieć o wzbogaceniu jego smaku szklaneczką whisky bądź też stouta. Tak oto wygląda pierwszy dzień świętowania.

Drugi dzień świąt, to tzw. St Stephen’s Day, czyli dzień Świętego Stefana. W niektórych małych miejscowościach przejawia się on kolędowaniem młodzieży, która chodzi od domu do domu z towarzyszącą im figurką małego ptaszka. Legenda głosi, iż ów ptaszek (strzyżyk) doprowadził do śmierci Świętego Stefana. Jego śpiew zdradził żołnierzom miejsce ukrywania się świętego.

Zdarza się, że koniec Bożego Narodzenia zbiega się z rozebraniem choinki i zdjęciem ozdób świątecznych. W kilka dni po ich zakończeniu domku irlandzkie przyjmują swój powszedni wygląd, gdyż tradycja mówi, iż wszelkie ozdoby powinny zniknąć w dniu święta Trzech Króli, czyli Little Christmas. Jeśli tak się nie stanie, może to przynieść domownikom wielkiego pecha.

 

 

Posta opracowałam przy dużej pomocy Polskiej Gazety (www.polskagazeta.ie), mojego ulubionego polskiego tygodnika w Irlandii :) oraz Anonsu Polskiego, tygodnika ogłoszeniowo-informacyjnego (swoją drogą, polecam wyżej wspomniane gazety wszystkim emigrantom na Zielonej Wyspie)

26 komentarzy:

  1. linkaaa23@onet.eu1 stycznia 2008 16:49

    Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)Ewelina (polka23)

    OdpowiedzUsuń
  2. jak tylko wróce z moich wojazy gorskich zabieram sie za dokładne czytanie ciebie:-) tymczasem pozdrawiam noworocznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Taitko.Czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Te Święta mają ogromną moc. Zawsze są to rodzinne i ciepłe Święta. Szkoda tylko, że tak wcześniej się w Irlandii chowa te wszystkie ozdoby świateczne. Ale co kraj to obyczaj. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)))Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  4. promyczek83@op.pl2 stycznia 2008 12:08

    Witam Taitko w Nowym Roku:) Ja to chętnie spróbowałabym tego puddingu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzajemnie Ewelinko :) Zrealizowania wszystkich marzeń, dużo zdrówka, szczęścia i miłości :) Wielu przygód w angielskim światku :) Pozdrawiam i ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wobec tego, świetnej zabawy na stoku Ci życzę :) Konioecznie wróć w jednym kawałku ;) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie tak Danusiu. Tak się składa, że to samo wczoraj pomyślałam. Dziś jest już 2 stycznia, niedługo znikną wszystkie ozdoby, a domy powrócą do swego normalnego wyglądu... Coś mi się wydaje, że złamię tę irlandzką tradycję i u mnie choinka postoi dłużej, może do połowy stycznia ;) W przesądy nie wierzę, więc nie obawiam się, że to przyniesie mi pecha ;)Pozdrawiam Cię cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też :) Zresztą nie tylko puddingu, bo ja generalnie otwarta jestem na nowe smakołyki kulinarne :) Oczywiście w granicach rozsądku, bo czasem górę bierze u mnie obrzydzenie ;) A kuchnię irlandzką lubię, szczególnie pyszne słone masło, które świetnie smakuje z chlebkiem domowej roboty :) Wczoraj, nasi znajomi Irlandczycy uraczyli nas całą tacką "mince pies" domowej produkcji :) To coś na kształt babeczek z nadzieniem z owoców :) Pyszne było :) Ale dziś pozostała po nich tylko tacka ;) (właśnie sobie uświadomiłam, że mogłam je sfotografować!)

    OdpowiedzUsuń
  9. promyczek83@op.pl2 stycznia 2008 14:53

    Ooo właśnie, nie ma fotki:/ :) Ja też lubię poznawać nowe kuchnie i smaki, jak dotąd do gustu nie przypadła mi chińska. Jakoś nie mogę przekonać się do dziwnego smaku ich potraw:)

    OdpowiedzUsuń
  10. I znów zacznę odpowiedz od "Ja też" :) Nie cierpię wszystkich chinese take away, których w Irlandii pełno na każdym kroku. Fuj, fuj, fuj ;) Ja najbardziej lubię kuchnię polską, włoską i francuską (z tym, że nie jadam ich specjałów typu ślimaki, żabie udka i niektórych owoców morza) A Ty Promyczku, miałaś okazję skosztować powyższych potraw? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. jestem bardzo ciekawa jak smakuje ten pudding. Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
  12. promyczek83@op.pl2 stycznia 2008 15:31

    Hehe ślimaków nie jadłam i żabich udek też nie:) Jadłam podejrzaną potrawę rybną - tylko nie wiem co to było hahaha ale było pyszne:) , We Francji jadłam foie gras- pyszne, langusty, i jakieś malutkie rybki, które obierało się ze skorupki:) nie pamiętam ich nazwy:), ale polskiej nazwy nie mają:) co tam jeszcze....krewetki no i sushi choć to potrawa japońska:)No i zajadałam się ich sałatkami - przystawkami, które dla mnie mogły być głównym daniem:) No i jeszcze te nieszczęsne chińskie dania, nawet nie wiem co to było hihihi ale było ohydne:D

    OdpowiedzUsuń
  13. aga.stankiewicz@onet.eu2 stycznia 2008 15:50

    Ciekawe te tradycje :) Zastanawia mnie ten pudding, próbowałaś go? A z tym zdejmowaniem ozdób, to dość szybko się je zdejmuje. U nas zawsze jakoś do połowy stycznia a nawet dłużej są. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja miałam możliwość zjedzenia ślimaków, ale nie dałam się namówić. Wyglądały i pachniały okropnie, to zdecydowanie nie dla mnie! Zabich udek również bym nie tknęła. Co do tej potrawy rybnej, to może była to bouillabesse - zupa rybna? Będąc we Francji dałam się skusić na małże, krewetki i ostrygi, ale o ile dwie pierwsze potrawy przypadły mi do gustu, o tyle nie przepadam za ostrygami.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie mam pojęcia jak on smakuje. Nie miałam możliwości skosztowania go. Podejrzewam, że jest smaczny, jak wszystko, co jest słodkie ;) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Myślę, że Irlandczycy za szybko pozbywają się ozdób świątecznych. Inna sprawa, że oni już z początkiem grudnia dekorują domy i ubierają choinki. Ja swoją przystroiłam dopiero w połowie grudnia, więc nie chcę już jej rozbierać. Za wcześnie, jak dla mnie. Poczekam z tym jeszcze ok 2 tygodni :)A puddingu nie miałam okazji skosztować. Może kiedyś się uda? :) Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  17. I znowu się czegoś ciekawego dowiedziałam o Zielonej Wyspie. Dzięki Tobie. Dziękuje Taita :))) Jak odwiedzę Irlandię nie będę laikiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Taitko te irlandzkie święta nieszczególnie różnią sie od polskich, takie odnoszę wrażenie i bardzo mnie to cieszy. Powiem ci jeszcze w sekrecie, ze jestem zachwycona, czytając to, co piszesz o Irlandii, jej mieszkańcach, obyczajach, krajobrazie itp. Dzięki temu poznaję lepiej ten kraj, czuję że jest mi bliski i chyba zaczynam czuć do niego coś więcej. Powiem ci nawet, że mój P* też dziś ze mną rozmawiał dziś o Irlandii i o dziwo wyznał, że bardzo ją lubi- a on jakoś nie przepada za wyspami. Dziękuję ci za to, co robisz, kochana i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
  19. ~Beata z http://mojbelfast.blog.onet.pl/2 stycznia 2008 21:36

    Witaj Taita. Szczęśliwego Nowego Roku. Nie wiedziałam, że piszesz bloga. Dziekuję, że odwiedziłaś moją stronę:-) Fajnie wiedzieć, że jest nas więcej na emigracji. Pozdrawiam Cię serdecznie zza nieistniejącej granicy.

    OdpowiedzUsuń
  20. Drugi Dzien Swiat to Dzien sw. Szczepana...Ale to fakt, ze nigdzie Swieta nie sa tak piekne jak w Polsce:-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hihi, no nie będziesz :) Jednak te blogi przydają się na coś :) Pozdrawiam serdecznie, Melisso :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Masz rację, nie ma jakiejś super wielkiej różnicy jeśli chodzi o celebrowanie Bożego Narodzenia przez Polaków i Irlandczyków. Są małe różnice na przykład w postaci braku Wigilii, 12 potraw, czy rodzaju spożywanych posiłków. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dziękuję za życzenai noworoczne i również Ci je składam. Oby spełniły się Twoje marzenia, a przygoda na irlandzkiej ziemi była bardzo miłą :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak, to prawda. W gazecie znalazłam jednak tłumaczenie jako "dzień św. Stefana" toteż tak podałam. Może wkradł się im mały błąd :) Zgadzam się, że polskie Boże Narodzenie ma najwięcej uroku. W niektórych państwach, jak np we Francji ciężko czasem odróżnic czas świąteczny od zwykłego, szarego życia... Ludzie oddalają się od tej pięknej tradycji - wielka szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  25. Rzeczywiscie szkoda, ze ludzie czasem gdzies w tym pospiechu zapominaja a moze lekcewaza to co tak naprawde jest piekne i swiadczy o nas samych...:-(

    OdpowiedzUsuń
  26. Dokładnie tak, Agnieszko. Tradycja polska jest jeszcze mocno zakorzeniona i to mi się podoba. Mimo że święta wymagają wielu przygotowań i poświęceń, nie brakuje osób, które są gotowe podjąć się tego wyzwania. Wiele zachodnich narodów idzie na łatwiznę. Wiele osób odchodzi od religii, często zdarza się to nawet tym, którzy zostali wychowani w wierze katolickiej. Co, nie ukrywam, jest dla mnie przykrym zjawiskiem, bo uważam, że powinniśmy praktykować wiarę naszych przodków i przekazać ją potomkom. Każdy robi jednak to, co uważa za słuszne. Konsekwencje naszych czynów na pewno nas nie miną. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń