sobota, 19 stycznia 2008

Wyprawa do Mediolanu - cz.1

Zacznę tak: nie chce mi się przeokrutnie pisać tej relacji, ale robię to tylko i wyłącznie dla tych czytelników, którzy lubią czytać o moich podróżach. Wybaczcie więc jeśli mój post będzie czerstwy, jak to określa moja druga połówka :) Mój intelekt nie jest dzisiaj na wyżynach ;) A ja czuję się tak, jak wtedy, kiedy musiałam odrabiać zadanie domowe z niezbyt lubianego przedmiotu ;)


   


Dziś na tapecie Mediolan – znana stolica światowej mody i Lombardii, ogromny ośrodek przemysłowy liczący ponad milion mieszkańców, zajmujący drugie miejsce we Włoszech pod względem wielkości. Już w samolocie wiedziałam, że czeka mnie niezwykła przygoda. Kiedy podchodziliśmy do lądowania, ja z zaciekawianiem oglądałam tak różny od irlandzkiego krajobraz. Moim oczom ukazała się masywna sylwetka ośnieżonych Alp i miasteczko u ich podnóża. Wszystko było inne – na pierwszy rzut oka widać, że nie jestem w Irlandii ;) Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że już wkrótce na własnej skórze odczujemy znaczne, jak na mój gust, różnice między Zieloną Wyspą a Italią.


   

 

Pod dotarciu do naszego hotelu w Mediolanie, wyruszyliśmy na miasto, aby obczaić co, gdzie i jak :) Gorączkowo poszukiwaliśmy jakiejś restauracji, by w spokoju wypić filiżankę kawy i zjeść gorący posiłek. Byliśmy zmęczeni podróżą, a ja marzyłam tylko o tym, by wypić kawkę. Niestety. Restauracji pod dostatkiem, ale wszystkie zamknięte. No tak, w niedzielny poranek Włosi odpoczywają, a nie pracują. W tym przekonaniu utwierdziły mnie pozamykane okiennice w otaczających nas blokach. I tu po raz pierwszy zatęskniłam za Irlandią ;) Miasto sprawiało wrażenie pogrążonego we śnie. Nie było zbyt dużego ruchu, nie było tłumów na ulicy… Jak miło :)


   


Zamiast skupiać się na oglądaniu architektury Mediolanu, skupiałam się na wypatrywaniu szyldów restauracji. Po kilkunastu minutach wreszcie znaleźliśmy otwartą  restaurację na Via Fara. Uff, ale ulga. Jedzenie smakowało wyśmienicie, ale obsługa była niezbyt sympatyczna. Chyba już tam nigdy nie wrócimy. Po zapłaceniu rachunku, wróciliśmy do hotelu, by szybko podładować baterie, a potem w drogę – do centrum.


   


Sam Mediolan mnie nie urzekł, wygląda na typowe miasto przemysłowe. Troszkę szare i nijakie. Centrum jest natomiast urocze i godne zwiedzenia. Uwagę wszystkich turystów skupia Duomo, piękna gotycka katedra narodzin św. Marii, znajdująca się na głównym placu w centrum miasta. Dla niej samej warto odwiedzić Mediolan – to arcydzieło architektury gotyckiej. Jest cudowna, potężna i niewątpliwie budzi podziw. To jeden z najbardziej znanych budynków w całej Europie. Uderzyły mnie jej bogate zdobienia i strzeliste wieżyczki. Na zewnątrz budowla przyozdobiona jest figurkami w liczbie (uwaga, uwaga!) 2245! Wiele trudu włożono w jej budowę, wiele czasu upłynęło zanim dokonano ostatecznych wykończeń. Jednak warto było. Ukończona Duomo budzi respekt i wywołuje głębokie wrażenie wizualne dla spragnionych piękna turystów. 


   


Kiedy zbliżamy się do niej, by wejść do środka, spostrzegamy licznych strażników. Pilnują wejścia, a każdy, kto zechce dostać się do środka musi przejść dość dokładną kontrolę. Przystojny Włoch prosi mnie, bym pokazała zawartość całej torebki, a następnie sprawdza zawartość plecaka mojego mężczyzny. Możemy wejść, ale musimy wyłączyć telefon i nie pstrykać fotek w środku katedry. Wewnątrz okazuje się, że tak naprawdę nikt nie przejmuje się tymi zakazami. Turyści, jak opętani pstrykają fotki, niektórzy lokują się w ławkach, by złapać jak najlepsze ujęcie. Inni zaś nerwowo szukają komórek, kiedy nagle rozbrzmiewa melodia w ich telefonach.


   


Wnętrze katedry podzielone jest pięcioma nawami, jest ogromne i ciemne z powodu słabego oświetlenia. Duomo jest wysoka, i pięknie zdobiona witrażami. Niektóre z nich to prawdziwe perełki. Jest ich mnóstwo, na każdym kroku można się na nie natknąć. Turyści doceniają ich piękno, bo namiętnie je fotografują.


  


Dla tych, którzy chcą pogłębić swoje doznania, istnieje możliwość zwiedzenia skarbca znajdującego się w katedrze. Opłata jest symboliczna (1 euro), skarbiec niewielki, ale godny zobaczenia. Przechowywane są w nim szaty, korony, pierścienie i inne skarby kościoła. W krypcie katedry znajduje się urna ze srebra zawierająca relikwie San Carlo Borromeo, arcybiskupa z XVI wieku i ważnej postaci w historii Mediolanu.


   


Istnieje też możliwość dostania się na szczyt Duomo. Jak kto woli: pieszo albo windą. Czas nas goni, więc wybieramy windę. I tu także mała niespodzianka. Po zakupie biletu trzeba przejść przez bramkę do wykrywania metalu. Duomo strzeżona jest bardziej niż Biały Dom ;) Przechodzimy przez nią, ale nieszczęsna bramka zaczyna piszczeć. Zrezygnowana już chce się poddać kontroli, kiedy odzywa się strażnik: „Pamiętacie mnie?” Spoglądam na niego i olśnienie: no tak, to ten przystojniak, który sprawdzał nas przed wejściem do wnętrza katedry. Przystojny Włoch pozwala nam przejść, a my cieszymy się, że uniknęliśmy kontroli.


   


Wjazd na górę trwa zaledwie kilka sekund. Wychodzimy z windy i rozpoczynamy oglądanie Mediolanu z lotu ptaka. Ciekawy widok, wart tych kilku wydanych na niego euro. Dopiero teraz, ze szczytu Duomo można doskonale uświadomić sobie, jak wieeeluu ludzi znajduje się na placu okalającym katedrę. Tłum, tłum i jeszcze raz tłum – z nim zawsze będzie mi się kojarzył ten plac. A także z podstępnymi Senegalczykami, którzy jak muchy krążą wokół turystów, uwiązując im na nadgarstkach kolorowe sznureczki i żądając za nie „drobnej” zapłaty. „Drobnej”, bo monet nie chcą przyjmować, chyba, że jako dodatek do banknotu. Strzeżcie się ich! ;)

 

Ciąg dalszy w produkcji.

25 komentarzy:

  1. promyczek83@op.pl20 stycznia 2008 13:10

    Ja tam jestem zwolenniczką Twoich Taitko opowieści o podróżach:) Także zawsze czytam z zapartym tchem:) Co nieco słyszałam o tym, że Mediolan to miasto przemysłowe, ja byłam tam tylko na lotnisku i to w przelocie i w biegu dosłownie:) hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Mediolan jest piękny, pamiętam z doświadczenia :), wspaniałe miasto, choć kiedy tam byłam, to do najczystszych nie należało- mam nadzieję, że teraz to się zmieniło :). Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za umieszczenie zdjęć- odżyły wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj po powrocie Taitko.Dziękuje Ci za relację i zdjęcia. obudziłas wspomnienia. Ale prawdę powiedziawszy i mnie Mediolan się niezbyt podobał, chociaż zabytki są niezwykłe :)))Buziaki i ciepłe myśli przesyłam :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Promyczku za miłe słowa :) Myślę, że warto zwiedzić Mediolan. Centrum jest bardzo ładne, to miasto wielu muzeów, jednego z największych stadionów na świecie, wielu eksluzywnych sklepów - jest więc co tam robić. Jeśli chodzi o jego urodę, to ponoć inne miasta włoskie jak np. Florencja są dużo ładniejsze. Mam zamiasr to sprawdzić w najbliższej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm, tak się zastanawiam nad tym, co napisałaś i nie wiem, czy to miasto można sklasyfikować jako bardzo brudne. Wiadomo, są części bardziej i mniej usyfione ;) Generalnie nie było aż tak źle pod tym względem. Smieci to niestety plaga naszych czasów. Szkoda, że tak mało osób przejmuje się ochroną środowiska...Jak dobrze pójdzie, to zrobię galerię z Mediolanu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam Miledo :) Myślę, że mamy podobne zdanie na temat Mediolanu :) Zabytki, w istocie, są godne zwiedzenia, a centrum ma fajny klimat, choć mnie osobiście przeszkadzał straszny tłum, trzeba było zwracać uwage na torebkę... A czy Ty też musiałaś przechodzić przez kontrolę, aby wejść do Duomo? Zwiedziłaś inne włoskie miasta? Jeśli tak, to chętnie zapoznam się z Twoimi spostrzeżeniami :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Naprawdę ta katedra robi wrażenie, nawet na zdjęciach. A co jest przed jej wejściem - jakieś billboardy??Mediolan mi się kojarzy z wielkim światem mody i blichtrem

    OdpowiedzUsuń
  8. Robi, robi, to prawda :) Przynajmniej na mnie :) Hmm, wiesz, że będąc tam nawet dobrze się nie przyjrzałam tym reklamom? Myślę, że to bilboardy, a co najlepsze wydaje mi się, że na drugi dzień naszego pobytu już ich tam nie było. Nie jestem jednak pewna ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja przeczytalam z mila checia :) W Mediolanie nigdy nie bylam. Dzieki! :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie na początku mojego pobytu w Hiszpanii denerwowało, że nie mogę zjeść obiadu później niż o 15... bo zanim zrobią, podadzą i się zje.. trzeba sie wyrobić do 16... bo później już wszystkie restauracje są zamknięte aż do 20... jednak na dłuższą metę.. ma to swój urok... no i trzeba jeść o stałych porach!

    OdpowiedzUsuń
  11. A długo byliście w Mediolanie ? My z Mężusiem wybieramy się na wiosnę, a loty z Wrocławia mamy tak, że musimy dwa dni tam zostać :) Wajnie czegoś sie dowiedziec przed, a poza tym bardzo lubię Twoje relacje :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. A proszę bardzo :) Nic straconego, może jeszcze kiedyś tam wybędziesz na urlop :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Hiszp/Anko :) Do wszystkiego trzeba się przyzwyczaić :) Wszystko ma swoje plusy i minusy :) Mnie generalnie nie przeszkadzają późno otwierane restauracje ;) Rzadko w nich jadam - tylko wtedy, kiedy jestem na wyjeździe. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Elso :) To fakt, przed wyjazdem w nowe miejsce dobrze jest dowiedzieć się o nim przydatnych rzeczy :) Ja tak zawsze robię, aby uniknąć przykrych niespodzianek. Wiadomo, że poszczególne kraje różnią się od siebie. Czasem nawet nie podejrzewamy ich o tak spore różnice.Dziękuję za miłe słowa - cieszą :)A w Mediolanie byliśmy tylko dwa dni, to troszkę za mało jeśli chcesz zwiedzić "wszystkie" zabytki, najważniejsze muzea i nacieszyć się życiem w tym mieście. Może kiedyś polecimy tam na dłużej. Choć z drugiej strony część rzeczy juz zwiedziliśmy, więc na następny raz nie będziemy zaczynać zwiedzania od zera :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ależ Ci zazdroszczę tej podróży :) moje największe marzenia podróżnicze to Włochy, Ziemia Święta i Egipt... Ech...

    OdpowiedzUsuń
  16. Taitko, ja generalnie to nie lubie Polnocy Wloch, bo wlasnie jest szaro i nieciekawie. Ale zapraszam nastepnym razem do siebie..sloneczko Was nie zawiedzie, jest swiezo, pachnaco i zielono..no i cieplutko:). Poza tym Duomo cale szczescie,z e w koncu zostalo odrestaurowane po latach...dotychczas bylo caly czas zakryte. Wiec mieliscie szczescie. A do tych przerw to po prsotu trzeba sie przyzwyczaic, choc az dziwie sie, ze restauracje sa tam pozamykane..tutaj prawie wszystkie wlasnie pootwierane, bo Wlosi uwielbiaja chodzic szczegolnie w niedziele na obiady do restauracji...ale ot moze tak jest na Poludniu:). Czekam na dalsza czesc.

    OdpowiedzUsuń
  17. Słoneczko, w życiu wszystko jest mozliwe - wierz mi :) Więc kto powiedział, że Ty i mąż nie możecie się tam wybrać? Niekoniecznie teraz, ale nawet za pare lat. Czasem warto zaszaleć i pozwolić sobie na taki wypad.Ja też chciałabym zobaczyć Egipt na własne oczy :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No my też byliśmy bardzo zaskoczeni, przecież w Mediolanie nie brakuje turystów. Myślałam więc, że chociażby ze względu na nich restauracje będą otwarte. A tu jak na złość wszystko pozamykane. A jak zdarzyła się jakaś otwarta, to była to restauracja chińska, a za nią podziękujemy. Trafiliśmy też do takiej (włoskiej), która niestety serwowała same owoce morza, a to raczej nie było nasze wymarzone "śniadanie" więc też grzecznie podziękowaliśmy. Nie wiem, może w innych częściach miasta restauracje są wcześniej otwarte? Między północą, a południem Włoch są ogromne różnice. Mam taką fajną książeczkę "Przewodnik ksenofoba" i tam świetnie, w żartobliwy sposób są opisani Włosi i ich kraj. Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć :) Poza tym z zajęć na studiach wiem, że we Włoszech istnieje mnóstwo dialektów i czasem Włosi sami siebie nie rozumieją, kiedy np. spotka się przedstawiciel częsci północnej z tym z części południowej ;) Cóż, ciekawy kraj :) Lubię go :)A drugą część posta mam zamiar napisac dzisiaj :) PS. Dziś postaram się wysłać fotki dla Ciebie i Vito :) Niech się chłopak cieszy :) Całusy :))

    OdpowiedzUsuń
  19. Po pierwsze to dziekuje w imieniu chlopaka za fotosy z gory:). Po drugie to rzeczywiscie roznice sa ogromniaste miedzy Polnoca a Poludniem, ale wyobraz sobei,z e co do dialektu to z miejscowosci na miejscowosc zmienia sie on i ciezko jest cokolwiek zrozumiec juz 10 km od miejsca, w ktorym mieszkasz:).Z tego co wiem na Polnocy wszystko otwarte jest w godzinach 9.00-12.30 oraz 15.30 lub 16.00-19.30. Natomiast na poludniu jest lepiej, bo sklepy otwarte sa do 13.30 przed poludniem, a po poludniu az do 21.00, a za zyciem nocnym to po prsotu przepadam i kiedsy jak bedzie cieplo to chcialabym Cie tu zaproscic, zebys sama sie przekonala:). O polnocy jest tu mnostwo ludzi na ulicach i kazdy spaceruje i objada sie lodami, czego na polnocy w ogole nie widzialam:)No rzeczywiscie owoce morza sa mala gratka na sniadanie, stanowczo wole kawke i cornetti:). teraz musze sobie kupic kawke zbozowa, bo tej zwyklej raczej nie chce pic w ciazy, a poza tym mnie nei ciagnie:).

    OdpowiedzUsuń
  20. No właśnie, Kochana, tyle razy pisałaś o cornetti i kawce, że ja właśnie na takie śniadanie liczyłam. A tu zonk! Może dlatego, że to był niedzielny poranek... Być może w inne dni tygodnia łatwiej jest zjeść takie śniadanie na mieście.Podejrzewam, że na południu Włoch życie nocne jest bardziej ozywione, bo jest to część bardziej turystyczna niż północ. W koncu morze przyciąga wielu amatorów spragnionych powygrzewania ciała :)

    OdpowiedzUsuń
  21. promyczek83@op.pl21 stycznia 2008 17:22

    :) Sprawdzanie - relacjonowanie z fotosami będzie:) To sie Promyczkowi podoba:) :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie no normalnie ja bym padla jakbym przyjechala tutaj do Wloch i nie skosztowala wloskiej kawy i cornetti cieplutkiego. Moze powinniscie udac sie bezposrednio do caffeteria, jednak na takie sniadanko to masz szanse zalapac sie tak do godz. 11, pozniej to jzu raczej wszystko wykupione. Jakos nie wierze, ze w Mediolanie nie ma takiego sniadanka, ale jak pojade i zobacze, ze nie ma, to ich normalnie zdziele, bo co to za Wlochy???? tutaj w niedziele wlasnie jak najbardzije znadziesz takie pysznosci, wiec nastepnymr azem to nie ogladajcie sie i przyjezdzajcie do mnie, juz ja Was pooprowadzam:). Inaczej tez jest juz w Rzymie..bardzije swojsko:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Joasiu, koniecznie musisz się tam udać i zaprowadzić porządek, hehe. Też nie mogłam zrozumieć, jak to mozliwe, że w tak dużym mieście pełnym turystów, nie można zjeść tego włoskiego przysmaku. Z kawką nie było problemu. W naszym hotelu zaserwowali nam pyszne cappuccino do śniadania, mniam :) Z kolei w jednej z restauracji zamówiłam sobie caffe corretto. Myslałam, że to będzie kawa z odrobiną likieru, a tymczasem miałam likier zodrobiną kawy ;) Mocne diabelstwo ;) No i oczywiście podane w tradycyjnych, maleńkich filiżankach ;) Ukochany wypił caffe macchiato, ja zresztą też jej skosztowałam i była pyszna ;) No i wreszcie zasmakowałam gnocchi ai quatri formaggi :) Mniam, mniam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. kocham to miasto, gdyby je wizyta w nim 100 lat temu dzisiaj pewnie nie kochała bym tak bardzo Itali i nie mówiła po włosku! piekne zdjęcia bo ja znam te miejsca, świetny pomysł z opowieścią....

    OdpowiedzUsuń
  25. Fajnie jest oglądać fotki z miejsc w których się było :) Wtedy wspomnienia nabierają większej mocy :) Na pewno jeszcze tam wrócimy, byc może nawet w tym roku ;)

    OdpowiedzUsuń