piątek, 1 lutego 2008

Mamo, tato, poczytajcie mi!

Odnoszę wrażenie, że w obecnych czasach ludzie za mało czasu poświęcają na czytanie książek. Wszyscy, bez wyjątku: dzieci, młodzi i starsi. Jestem wręcz przekonana, że książka, odwieczne źródło wiedzy, skarbnica wiadomości, jest traktowana po macoszemu. Wydawałoby się, że czasy jej panowania to już przeszłość, a jej następcy w postaci urządzeń typu: komputer, telefony komórkowe, MP3, telewizor czy Play Station,  mają zdecydowanie więcej zwolenników, niż tradycyjna poczciwa książka.

Po części nie dziwi mnie takie zjawisko, bo człowiek z natury nie lubi się wysilać i często wybiera najłatwiejsze rozwiązanie. Taką oto postawę prezentują szczególnie dzieci i młodzież, o czym świadczy ciągle rosnąca popularność wszelkiego typu ściąg i opracowań. Mało który uczeń sięga po lekturę. Łatwiej jest przecież sięgnąć po opracowanie, które w porównaniu z lekturą nie odstrasza ilością stron. A ile przy tym czasu można zaoszczędzić? Myli się jednak ten, kto uważa, że coś zyskuje poprzez zastąpienie lektury opracowaniem. Zyskuje trochę czasu, nic więcej – to wszystko. Korzyści z czytania książek jest naprawdę wiele i co najważniejsze, efekty częstego obcowania ze słowem pisanym są naprawdę widoczne! Wydaje mi się, że nie jest ciężko zauważyć różnicę pomiędzy osobą oczytaną, a tą niezbyt lubiącą czytać. To się rzuca w oczy. Osoba oczytana dysponuje zdecydowanie większym zasobem słów, potrafi ładnie i składnie się wypowiadać, operuje wieloma związkami frazeologicznymi, jest w stanie tworzyć piękne porównania, a pisanie na ogół nie sprawia jej problemu. Dziecko, które od małego obcuje z książką potrafi tworzyć naprawdę fantastyczne wypracowania, bo jego wyobraźnia jest już dość dobrze rozwinięta. Generalnie nie ma ono problemów  z poprawnym szykiem zdań, czy ortografią. Pisanie zadań domowych nie stwarza mu problemów i na ogół robi to z przyjemnością. Jego światopogląd ciągle się kształtuje, umysł wzbogaca, a horyzonty poszerzają. Nie ograniczajmy więc swoich dzieci! Czytajmy im przy każdej nadarzającej się okazji: w wolnej chwili, po porannej pobudce, przed snem… Każda okazja jest dobra! Wiem, że to kosztuje sporo czasu i chęci, ale ten wysiłek nie pójdzie na marne! Owoce tych działań będą zbierane przez długi czas. Rodzice nie będą się musieli wstydzić na wywiadówkach, a i pozostanie satysfakcja, że mamy inteligentne, oczytane dziecko. Takie dziecko raczej nie będzie sięgało po opracowania, które swoją drogą, prezentują nieraz żałosny poziom i zawierają błędy…

Uczmy dzieci obcowania z książkami. Nie żałujmy pieniędzy na ich zakup. Nie usprawiedliwiajmy się brakiem czasu na wspólne czytanie – to przecież potrafi wytworzyć piękną i trwałą więź między dzieckiem a rodzicem. Nasze dziecko będzie nam kiedyś za to wdzięczne. Będzie nam dziękowało za godziny wspólnie spędzone nad książka. Będzie z sentymentem i czułością wspominało oraz przechowywało starą już, ale bezcenną książkę – podarunek od ukochanej mamy, taty, babci czy dziadka. Nie brońmy dziecku czytać książek, które naszym zdaniem nie należą do ambitnych i nie zaliczają się do arcydzieł literatury światowej. Może przyjdzie taki dzień, kiedy dziecko sięgnie właśnie po te książki. Jeśli nie przyjdzie – trudno. Każdy kontakt z książką jest dobry. Co z tego, że nie lubi literatury popularnonaukowej? Czy to ma jakieś większe znaczenie, że nie lubi klasyki obcej? Nie. Niech czyta i jeszcze raz czyta. Jeśli lubi fantastykę, to niech ją czyta. Lubi poezję? To bardzo dobrze! Kupmy mu piękny tomik wierszy, niech je czyta, analizuje i być może samo spróbuje pisać swoje wiersze.  Jeśli  będą słabe - nie zniechęcajmy, ale dodajmy otuchy. Może po prostu nie miało natchnienia, albo jeszcze nie potrafi mistrzowsko przelać swoich myśli na papier. Zachęcając je do tego, by się nie poddawało, dajemy mu szansę na to, że kiedyś osiągnie perfekcję. Zniechęcając – odbieramy mu tę szansę, a przy okazji być może wytwarzamy w nim poczucie beznadziejności i nieudolności. Przymykajmy oczy na drobne niedoskonałości. Do celu podąża się przecież małymi kroczkami i wiele razy się upada…

A sami też czytajmy. Niech dziecko bierze z nas przykład. Nie ma nic gorszego w zachowaniu rodzica niż pusta gadanina – nie mająca odzwierciedlenia w rzeczywistości. Słowa muszą znaleźć odbicie w czynach. Nie mówmy dziecku, że ma nie przeklinać, skoro sami to robimy, bo doprowadzimy do tego, że będzie odbierało świat jako zakłamany, a sami stracimy szacunek w jego oczach.

 

Bądźmy przykładem, to wystarczy.  Słowa będą wtedy zbędne.