niedziela, 29 czerwca 2008

Być kobietą...

Ostatnio coraz częściej stykam się z pewnym tematem, wobectego postanowiłam poruszyć go na blogu. Chcę przy tym poznać Waszą opinię,byłoby mi więc bardzo miło, gdybyście zechcieli podzielić się ze mną swoimiobserwacjami i przemyśleniami. No, ale przejdźmy do konkretów. O co chodzi? Anoo to, że my, współczesne kobiety to jednak mamy ciężkie życie!  Z pewnością dużo cięższe niż mężczyźni! Śmiemtwierdzić, że to my odwalamy „brudną robotę” w związku. Skąd takie śmiałe,feministyczne poglądy? Cóż, po prostu z życia wzięte. Z obserwacji i moichdoświadczeń. Jeśli ktoś chce mnie nazwać feministyczną świnią – proszę bardzo,ja i tak nie zmienię mojego poglądu na tę sprawę.

Cofnijmy się trochę do minionych czasów i rozpatrzmysytuację kobiet. Weźmy pod lupę nasze babcie i prababcie. Jakie były? Jakwyglądało ich życie? Jak na mój gust rola płci pięknej była nieco inna.Kobieta, strażniczka domowego ogniska, kojarzona była głównie z domem. To byłjej cały świat. Podczas gdy jej mąż pracował, nasza bidulka urzędowała w chatce,sprzątała, gotowała i wychowywała dzieci. Nie pracowała więc większość swegoczasu spędzała w domu. Jeśli mieszkała na wsi, to jeszcze dodatkowo zajmowałasię gospodarką. Z upływem miesięcy przybywało jej obowiązków, bo od czasu doczasu zdarzał się nalot bocianów, więc załapała się na bobasa. Kolejnego jużzresztą. I tak oto jej życie było niekończącym się cyklem prania, pichcenia,sprzątania i przewijania potomstwa. A przecież w dawnych latach nie było tychwszystkich ulepszaczy, które czynią życie współczesnych mam dużo łatwiejszym, amacierzyństwo dużo przyjemniejszym. Dziś sklepowe półki uginają się odwszelkiego rodzaju kosmetyków dziecięcych, pampersów, ubranek i kaszek. Naszeprababcie nie miały tyle szczęścia. Było im ciężko – to na pewno. Niezapominajmy, że w dawnych czasach kobiety nie miały tak mocnej pozycji jakdzisiaj. Nie były tak wyzwolone, swobodne i odważne jak te dzisiejsze. Najczęściejpozostawały w cieniu swych mężów, a niekiedy wręcz bały się sprzeciwić im izabrać głos w danej sprawie. Wpojono im, że mają być podporządkowane swoimmężczyznom, więc były. Czy były szczęśliwe? Nie wiem. Każdy ma inną definicjęszczęścia.

Czy kiedykolwiek Wasze babuleńki opowiadały Wam owychowaniu dzieci, o życiu, jakie wiodły? Jeśli tak, to świetnie – macieporównanie. Jeśli nie – szkoda. Ja bardzo miło wspominam opowieści mojej babci.To była taka lekcja życia i historii w jednym.

A teraz zostawmy nasze (pra)babcie  i wróćmy do rzeczywistości. Te realiainteresują nas bardziej, jako że mamy z nimi do czynienia. Jak jest dzisiaj?Cóż. Jeśli się zastanowić, to sprawa wygląda podobnie. Owszem, mamy łatwiej, boświat poszedł z postępem, a my stałyśmy się bardziej wyzwolone. Współczesnekobiety znają swoją wartość, inwestują w siebie, często są bardzo ambitne i zanic na świecie nie chcą dać się sprowadzić do roli kury domowej. Od roli żony imatki coraz częściej preferują własny rozwój i wspinanie się po szczeblachkariery. Macierzyństwo odkładają na późniejsze lata, ciągle powtarzając sobie,że to nie jest odpowiednia pora na dziecko. Coraz częściej wykonują zawodyuchodzące za męskie, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu zarezerwowane byływyłączne dla płci męskiej. Współczesne kobiety mają więcej obowiązków niż te zprzeszłości. Oprócz zajmowania się domem i wychowywania dzieci dochodzą namjeszcze obowiązki związane z pracą zawodową. Tak więc dzisiejsze mamy są bardzozabiegane, bardzo zmęczone i… często niedoceniane przez ich mężczyzn!Błogosławione te białogłowy, które mają zdrowy, partnerski układ ze swoimtowarzyszem życia, albowiem nie znają one katorgi mam, które prosto poprzyjściu z pracy, rzucają się w wir obowiązków domowych. Takich mam – wbrewpozorom – jest bardzo dużo.

Przedstawię Wam pokrótce problemy moich znajomych,pracujących zawodowo Irlandek. Teraz one idą pod lupę. Wspomniane panie sąróżne. Mamy wśród nich  np.przedstawicielkę sektora medycznego, mamy także nauczycielki college’u.  Znajdzie się też kosmetyczka. To, co je łączyto wiek  (nie identyczny co prawda, alebardzo zbliżony), macierzyństwo i praca zawodowa. To one dwoją się i troją, bydom był w miarę czysty, by dzieci i mąż mieli co zjeść i założyć na siebie. Wewszystkich przypadkach rola panów ogranicza się JEDYNIE do zarabianiapieniędzy. Owszem, po pracy tatusiowie pobawią się z dziećmi, ale to przecieżnie to samo, co przebywanie z nimi cały dzień lub chociażby pół dnia. Facecizazwyczaj nie mają pojęcia, ile energii, ile wysiłku i czasu pochłaniająwszystkie czynności, które normalnie wykonują kobiety. I nie mówię tu omakijażu czy robieniu fryzury, ale o tych wszystkich czynnościach, uznawanych zadomenę „kur domowych”. Ja wiem, że oni są inaczej skonstruowani, że mają innytok myślenia i że generalnie stworzeni są do innych rzeczy, a nie do latania zeszmatą, ale to przecież nie zwalnia ich z obowiązku wspomagania swoichpartnerek życiowych!

Za każdym razem, kiedy spotykam się z moją koleżanką,Mary, ona zawsze uskarża się na brak wyrozumiałości męża, na nadmiar obowiązkówi na permanentny brak czasu dla siebie. Zawsze coś ma do zrobienia, zawszeczeka na nią sterta brudnych rzeczy do prania i tych świeżych do prasowania.Ciągle w biegu. Pracuje na pół etatu, a mimo to nie ma chwili wytchnienia. Zpracy jedzie odebrać dzieci ze żłobka, potem szybko do domu, by tam znówprzystąpić do pracy. Bycie mamą to bardzo wyczerpujący zawód. Bardzo!

Z moich obserwacji wynika, że to najczęściej kobiety musząsię poświęcać dla dobra rodziny czy związku. Znam kilka małżeństw mieszanych i- co ciekawe – w każdym z nich zaobserwować można pewien schemat. Aby żyć zeswoim ukochanym kobieta opuszcza swoją ojczyznę, pozostawiając w niej wszystkichbliskich. Rzuca dobrą pracę, upycha swój dobytek do kilku walizek i zostawiacały swój świat  Poświęca się w imięmiłości. Ryzykuje. Jedzie (często) w nieznane. Zaczyna nowe życie. Cena zażycie z ukochanym z dala od ojczyzny, przyjaciół i rodziny jest wysoka. Ale jakkobieta kocha, to zrobi wszystko. Poświęci wszystko, nawet samą siebie. A ilumężczyzn byłoby w stanie tak się poświęcić?

Ze sfery życia prywatnego przechodzimy teraz dopłaszczyzny zawodowej. I tutaj płeć piękna ma pod górkę. Częściej nie jestdoceniana. Częściej pada ofiarą mobbingu. Częściej zarabia mniej mimo że niekiedyprzerasta swych męskich współpracowników. Pracodawca często decyduje się namęski personel, bo facet nie zajdzie w ciążę w najmniej odpowiednim momencie, niebędzie potrzebował macierzyńskiego urlopu i nie będzie z przejmującym lamentemżebrał o kolejny dzień wolnego, bo dziecko chore… Podwładni płci męskiej częstonie mogą zaakceptować faktu, iż władzę nad nimi ma szef w spódnicy. W takich przypadkachnie obywa się bez gorzkich docinek, buntu i utrudniania życia. Brak współpracyi dobrego kontaktu na linii pracodawca-personel jeszcze do niczego dobrego niedoprowadził…

Facet może prawie wszystko. Może się upić, zanurkować wrowie, zrobić sobie z niego noclegownię i być tam znalezionym przez sąsiada –to przecież takie normalne! Upija się kobieta – w ruch idą stwierdzenia:„stoczyła się już na dno”. Dla młodej seksbomby facet zostawia rodzinę i dzieci– pewnie miał powody! Kobieta odchodzi do innego – „a to wredna jędza! Innegochłopa się jej zachciało!”. Kiedy facet zalicza na każdym kroku wszystko, cosię rusza – jest doświadczonym partnerem seksualnym. Kiedy miejsce ma odwrotnasytuacja – kobieta nie jest doświadczoną partnerką, ale doświadczoną [beep]!

Namiastka równouprawnienia w postaci czynnego prawa  wyborczego, to zawsze tylko i wyłącznienamiastka. Od dawien istnieją granice, których kobietom po prostu nie wypadaprzekroczyć. W momencie, kiedy tego dokonują – tracą szacunek społeczeństwa iwystawiają się na publiczne ośmieszenie i zniesławienie. W przypadku mężczyzntych granic albo nie ma albo po prostu się zacierają. Równouprawnienia nie ma inie będzie! Jeśli ktoś się łudzi, że tak jest - żyje mrzonkami.

My, kobiety  w wieluprzypadkach naprawdę mamy [beeeeep]!

Panowie! Jeśli czytacie tego posta, to uświadomcie sobie,że życie Waszych kobiet będących matkami, kucharkami i sprzątaczkami w jednejosobie, to naprawdę ciężki kawałek chleba. Doceńcie je i trud, jaki codzienniewkładają, abyście mieli w szafie czyste i pachnące koszule, aby Wasze żołądkinie były puste i abyście mogli wrócić do czystego, przytulnego kąta, a nie dobajzlu na kółkach. Wynagrodźcie im ich wysiłki poprzez romantyczną kolację,drobny upominek, bukiet kwiatów, lub przynajmniej przez DOBRE SŁOWO! Odciążcieje spędzając więcej czasu z dziećmi lub przygotowując posiłek. Jeśli nie wieciedo czego służy odkurzacz i pralka, to przynajmniej nie śmiećcie! Brudne rzeczywkłada się do specjalnie przeznaczonego do tego celu kosza na bieliznę, nie zaśpod poduszkę, czy pod łóżko! Dom nie dekoruje się porozrzucanymi częściamigarderoby, ale różnymi bibelotami, do których absolutnie nie należy Waszabielizna. Brudne naczynia, których używaliście, same nie pójdą do zlewu czy zmywarki!  Wiem, że nie widzicie sensu ścielenia posobie łóżka, ale czyniąc to, sprawicie radość Waszym partnerkom! Spróbujciechoć na jeden dzień wcielić się w rolę żony i matki. Zaraz po pracy – zamiastlokować się przed telewizorem – przystąpcie do gotowania, sprzątania ispędzania czasu z Waszymi dziećmi, a gwarantuję Wam, że po paru godzinachbędziecie padać z nóg i błagać o godzinkę spokoju i wytchnienia! Może wtedyzrozumiecie, co w dzisiejszych czasach oznacza bycie aktywną zawodowo matką iżoną…

 

PS. Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że post jestsporym uogólnieniem. Wiem, że są związki w których panują zdrowe relacje (samaw takim jestem), a także takie, w których sytuacja jest dokładnie odwrotna dotej przedstawionej w poście.

Nie bulwersujcie się więc zbytnio, bo moja notatka tozapis obserwacji środowiska moich znajomych :)