wtorek, 16 grudnia 2008

Szkoła życia

Pamiętam bardzo popularne kiedyś koszulki z żartobliwymnapisem „Szkoła Óczy”. Nie będę tu jednak roztrząsać tego stwierdzenia, bo dlamnie odpowiedź jest oczywista. Uczy. Twierdzę tak mimo iż zdaję sobie sprawę zniedoskonałości nauczycieli, systemu nauczania i z samej instytucji kształcąceji wychowawczej, za jaką powszechnie uważa się szkołę. Tu nie o to chodzi.Chciałam skupić się na nietypowej szkole, jaką jest nasze życie. To chyba onojest największą szkołą przetrwania. Ta specyficzna szkoła chyba każdemu daje wpewnym momencie niezły wycisk. Jednych uczy pokory i szacunku, drugich złychnawyków, łamania zasad nie tylko kodeksu prawnego lecz przede wszystkimmoralnego. Czego nauczyła mnie?

Będąc nastolatką naiwnie wierzyłam, że moja osobowośćzostała już mocno ukształtowana, a charakter przybrał określoną formę. Wydawałomi się, że zawsze będę taką osobą, jaką wtedy byłam. Że nic mnie nie zmieni,jeśli ja sama nie zechcę zmodyfikować swojego wnętrza. Nie sądziłam, że ktośpotrafi w dość krótkim czasie zgubić gdzieś swoje dobre „ja” i zamienić się wzupełnie inną osobę. Chyba nie do końca zdawałam sobie wtedy sprawę zdestrukcyjnej mocy, jaką niosą niektóre wydarzenia.  Nie sądziłam, że człowiek musi niekiedy zgiąćswój dumny kark pod życiowym ciężarem.

Przyszłość oczywiście zweryfikowała moje oczekiwania.

Dorosłe życie nadeszło szybciej niż się spodziewałam.Przyniosło ze sobą dużo trudnych decyzji, odpowiedzialność i zgryzoty takcharakterystyczne dla tego rozdziału życia, a niewidoczne dla oczu dziecka. Ztych dziecięcych lat tak naprawdę niewiele mi już pozostało. Egzystencjalnezawirowania częściowo zmieniły mój charakter i przyniosły wiele refleksji nadtym co było, jest i co być powinno. Ciągle wiele jeszcze mam z tej małejdziewczynki o niezwykle wrażliwym sercu, która wylewała morze łez z powodukrzywdy ludzkiej czy zbitego zwierzątka. Do dziś zachowałam romantyczną duszęprzez co wzruszam się, oglądając „W Imię Ojca”, „Moją Lewą Stopę” czy„Ostatniego Mohikanina”. Już nie tak łatwo obdzielam ludzi kredytem zaufania,ale nadal nie potrafię przejść zupełnie obojętnie obok cierpiącego, chorego czypotrzebującego. Ciągle jeszcze zamykam w sobie smutki i gorycz, nie chcącdzielić się nimi z innymi. Wiem, że czasem największe świństwa potrafią zrobić najbliższeosoby.

Zdaję sobie sprawę, że współczesny świat nie jest idealnymmiejscem dla osoby o wrażliwej naturze. Masz miękkie serce? Musisz mieć twardąd**ę. Życie w którym często na dominującą pozycję wysuwa się obojętność,przemoc i zło, ciągle jest dla mnie jedną wielką lekcją życia. Szkoła uczyłamnie wiedzy ogólnej i zdrowej rywalizacji, ale nie mówiła, jak znaleźć środekna szczęście. Nie dała żadnych wskazówek dotyczących odnalezieniaznieczulającego pancerza, który jednocześnie pozwoliłby nie zatracić się wzgubnych uciechach tego świata.

Życie jest dla mnie szkołą, która ciągle uczy mniewybaczania – to nadal przychodzi mi z wielkim trudem. Tak jak odpowiadaniemiłością na doznawane zło. Niekiedy wydaje mi się, że w naszym świecie nawetdawni święci mieliby z tym poważny problem… Oprócz porażek są też małe sukcesy.I to cieszy. To tu, w Irlandii, nauczyłam się szeroko uśmiechać do ludzi. I niez przymusu, lecz ze szczerości.

O tak. Życie to prawdziwa szkoła. A jednym z moich marzeńjest to, by w dniu jej zakończenia z uśmiechem na twarzy zrobić sobieretrospekcję i z czystym sumieniem przyznać, że żyłam tak, jak chciałam -uszczęśliwiając, a nie krzywdząc.

 

czwartek, 11 grudnia 2008

O tempora, o mores!

Starzeję się. Niestety.

Phi – powiecie - żadna to sensacyjna wiadomość. Każdy się przecieżstarzeje. No tak, będziecie mieć rację, ale nie do końca! Mimo że starzenie sięto jeden z tych procesów, których odwrócić się nie da i tutaj można zauważyć niesprawiedliwośćnaszego marnego świata. Podczas gdy ja w ramach desperackiego ratunku zamieniamswoją łazienkę w gabinet kosmetyczny, taki sobie obywatel ?!MiSzA!? dozłudzenia przypomina młodego boga! Pytam więc Was, moi drodzy, jak to się,kurna, dzieje że jeden wygląda jak pomarszczony kaszalot, a inny jak żywyprodukt kuracji botoksem? Dlaczego dla niektórych czas łaskawie zatrzymał swójupływ, a dla innych przyspieszył? Ja stanowczo protestuję przeciwko takimniecnym taktykom!

Jako przedstawicielka płci [ponoć] piękniejszej, żyjąca wczasach hołdujących pięknu i urodzie, odczuwam wielką presję otoczenia, którewymaga, w nawet żąda, by współczesna kobieta była wiecznie młoda, powalającopiękna i zgrabna. Tak boska w swej boskości, by przy niej Pamela Anderson czyjakaś inna silikonowa seksbomba wyglądała jak wiejska raszpla. Problem polegatylko na tym, że tak się nie da! Co zrobić, kiedy patrząc w lustro widzi siękobietę niezbyt idealną ale PRAWDZIWĄ: czasem w lepszej formie, a czasem zcieniami pod oczami, niepożądanym wypryskiem czy nowym nabytkiem w postacizmarszczki? Odwrócić się i odejść? Czy może własnym czerepem rozwalić przeklętelustro? [w końcu ryj nie szklanka – nie stłucze się] ;)

To, co mnie najbardziej wnerwia w środkach masowegoprzekazu, to m.in. skrzywiony obraz piękna, jaki nam serwują. Czasem mamwrażenie, że żyjemy w jakimś chorym świecie, gdzie na każdym kroku potykamy sięo przewrócone piramidy ludzkich wartości. Krzykliwe tabloidy usiłują zbudować wnaszych umysłach nowy obraz kobiety idealnej. Kobiety, której tak naprawdę niema, a która jest produktem Photoshopa. Również telewizja, środek przekazuporażający swoją mocą, bombarduje nas najnowszymi wizerunkami „piękna”. Lansujeanorektyczki przy których Jordan, Victoria Beckham, czy Eva Longoria wyglądająna mocno zaokrąglone. To właśnie z odbiorników telewizyjnych wyłania się obrazwspółczesnej kobiety. Tej, która jest wiecznie piękna i młoda. Bohaterki filmówi seriali zawsze mają zrobiony manicure, makijaż, super uczesanie i nawet tużpo opuszczeniu łóżka wyglądają jak po wyjściu z gabinetu odnowy biologicznej.Wystarczy jeden rzut oka, by wiedzieć, że one prezentowałyby się super nawet pozarzuceniu jutowego worka. Telewizja kłamie! Telewizja ogłupia!

To, co kiedyś uznawane było za wzór dobra, jest dziśoznaką zła. To, co brzydkie plasuje się obecnie w czołówce kanonów piękna. To,co było jeszcze stosunkowo niedawno przykładem szlachetnego postępowania, terazjest wielkim obciachem. Czasy i obyczaje zmieniają się za szybko, moralnośćludzka sięga dna, wywołując u mnie jeden wielki grymas. Patrząc na to wszystko,chciałoby się zacytować Cycerona – „O tempora, o mores!”. W naszym świecie niema już miejsca dla tego, co przeciętne. Nie ma miejsca na brzydotę ani na to,co nie jest idealne. Nie ma miejsca dla zwyczajnych ludzi. Chcesz być trendy?Musisz być wiecznie młodym i pięknym! Bo tego żąda masa zasiadająca przedszklanym ekranem. Tego żąda ogłupiony tłum, który w pogoni za żółtą prasą izłudnym ideałem już dawno zatracił swoją oryginalność.

Życie pędzi niczym super szybki pociąg, a ja najczęściejmam ochotę z niego uciec i przesiąść się do jakiegoś wolno jadącego. Tylkogdzie taki znaleźć?

 

[PS. Miało być o czymś innym, a wyszło to, cowyszło… ]