piątek, 28 sierpnia 2009

Tam, gdzie Ben Bulben łysy łeb obnażył…

Pomysł wybraniasię do hrabstwa Sligo narodził się w moim umyśle już jakiś czas temu, przyokazji wyjazdu do uroczego i smaganego wiatrem Donegalu. Wstępnie mieliśmy tamzawitać już w czasie naszej czerwcowej przerwy urlopowej.

  

Donegal okazałsię jednak na tyle absorbujący, iż nie wystarczyło nam czasu na zwiedzenieSligo. Kilkudniowy urlop minął zdecydowanie za szybko, a szara rzeczywistośćupomniała się o nas. Plan zwiedzania Sligo został troskliwie wciśnięty pomiędzykartki przewodnika, aby kilka tygodni później doczekać się wielkiego comebacku.

  

Sligo jeststosunkowo niewielkim hrabstwem leżącym na północnym-zachodzie SzmaragdowejWyspy. Często nazywane jest krainą Yeatsów, bo tam znaczną część swego życiaspędzili dwaj wielcy irlandzcy artyści. Pierwszym z nich był William ButlerYeats, ceniony poeta, dramaturg i filozof, laureat nagrody Nobla. Drugi, tojego młodszy brat Jack, nieco mniej znany, lecz równie utalentowany. Sligo dośćmocno zapisało się w pamięci i sercu Yeatsów – łatwo jest więc odnaleźć w ichtwórczości związki z tą właśnie częścią Irlandii.

  

Jadąc do Sligo,bardzo chciałam poznać krainę, która wywarła na tę znaną dwójkę tak duży wpływ.Przyjechałam tu i nie rozczarowałam się. Znalazłam tu to, co zawsze pozwala misię doskonale zrelaksować. Krystalicznie czyste powietrze, wspaniałe góry onietypowej formie, rozległe połacie trawy w przeróżnych odcieniach zieleni, ado tego wszechobecna cisza, piaszczyste wybrzeża i małe natężenie ruchuturystycznego. Sligo z pewnością docenią ci, którzy uwielbiają kontakt znaturą, a także miłośnicy megalitycznej Irlandii.

  

Praktycznie nakażdym kroku spotkać można jakiś ślad po odległej przeszłości. Wyniosłe szczytypagórków często kryją tajemnicze cmentarzyska, megalityczne kopce i dolmeny.Niejednokrotnie oferują również wspaniały widok na okolicę.

  

Do dziś zsentymentem wspominam panoramę ze szczytu neolitycznego cmentarza Carrowkeel iwarunki tam panujące. Nasza dwójka, porośnięte wrzosem wzgórza, zero śladucywilizacji w promieniu kilkuset metrów, spokojna tafla jeziora w oddali i...liczne stadko pasących się nieopodal pięknych wierzchowców. Widok rodem zmagicznej francuskiej Camargue.

  

Im bliżejmiasta Sligo, tym bardziej da się odczuć związek z wyżej wspomnianymiirlandzkimi artystami. Bracia Yeats bez wątpienia unieśmiertelnili Sligopędzlem i piórem, a Sligo odwdzięczyło się im tym samym.

  

Mimo że odśmierci starszego Williama upłynęło już 70 lat, jego duch ciągle tutaj żyje.Corocznie organizuje się tu imprezy i festyny podtrzymujące przy życiu pamięć oYeatsach, a turyści chyba nigdy nie przestają napływać na maleńki i zacisznycmentarz w Drumcliff, gdzie w pobliżu uwielbianego Ben Bulbena spoczął W.BYeats.

  

Było tak, jaksobie zażyczył poeta: zwłoki przetransportowano z Francji, pochowano wIrlandii, a na jego pomniku widnieje doskonale znane niektórym epitafium:                      

 

                                       „Taksamo chłodno spójrz

                                      Na życie i na śmierć,

                                      Niewstrzymuj konia, jedź!”

 

  

Mały, skromnykościółek otacza kurtyna z drzew. Za nią przebija się masywna sylwetka BenBulbena, który w momencie naszego przyjazdu do Drumcliff, kryje się we mgle inie pozwala sfotografować się w całej okazałości. Deszcz pada z różnymnatężeniem, a mimo to na parkingu panuje ruch. Turyści podziwiają pobliski wysokikrzyż, jeden z najpiękniejszych w Irlandii, oraz uszkodzoną przez błyskawicęokrągłą wieżę, której pozostałość według legendy ma runąć na najmądrzejszegoczłowieka, który będzie koło niej przechodził.

  

Grób Yeatsajest wyjątkowo łatwy do zlokalizowania. Znajduje się tuż przy wejściu po lewejstronie cmentarza. Zdecydowanie wyróżnia się wśród pozostałych nagrobków.

  

Mogiłairlandzkiego poety jest wykonana z solidnego materiału i przede wszystkim zadbana,podczas gdy groby pozostałych śmiertelników są takie, jaka była ich pozycjaspołeczna. Niczym się nie wyróżniają, są łudząco do siebie podobne i przedewszystkim mocno nadgryzione zębem czasu.

  

Pamięć o Yeatsieciągle żyje, co wykorzystują przeróżni ludzie. Mam wrażenie, że w Sligo codrugi pensjonat, hotel, restauracja, czy pub mają w nazwie coś, co dotyczyYeatsa.  Przycmentarne centrumturystyczne wprost pęka w szwach. W ciasnym pomieszczeniu pomiędzy stolikaminiczym derwisz śmigają szczuplutkie kelnerki, podając turystom wzmacniającenapoje i posiłki.

  

W sklepiku niebrakuje przeróżnych gadżetów mających na celu odchudzenie portfeli turystów. Nasamym końcu pomieszczenia ulokowany jest sporej wielkości regał z wieloma mniejlub bardziej pozycjami. Ostrożnie przeciskam się do jego półek, a czynność tagraniczy niemalże z przedzieraniem się przez gęstą dżunglę. Tu zamiast drzew ibuszu mamy las ludzi.

  

Wzrokiemogarniam wszystkie dobrodziejstwa znajdujące się na kilku półkach, nigdziejednak nie znajduję tomiku wierszy Yeatsa. Zamiast tego natrafiam na chybasetną z rzędu biografię poety. Z braku pożądanych przeze mnie pozycji wybieramdwie książki, dorzucam kilka widokówek, płacę i z ulgą wychodzę na dwór, gdzieorzeźwiające powietrze przywraca mnie do równowagi.

  

Tutejszecentrum, to chyba jeden z najbardziej komercyjnych punktów w Sligo. A przecieżcałe hrabstwo wcale takie nie jest. Wystarczy wyjechać poza Sligo, by przekonaćsię, że jest to kraina niezwykle emanująca spokojem.

  

A tam spotkamywidoki typowe praktycznie dla całej Irlandii. Są owce błąkające się po niesamowiciesoczystych wzgórzach i śpiące tuż przy drodze, rozległe połacie ofantastycznych ciepłych barwach ziemi: brązu i zieleni, a tu i ówdzie nawetmałe stadka zadziornych i przemiłych osiołków, które oczywiście nie pozwalająmi przejść obojętnie koło nich.

  

I te wąskie,niejednokrotnie wyboiste dróżki, narażające nasz samochód na przeróżne usterki…A do tego jak gdyby uśpione wsie, miasta i miasteczka. Tylko gdzieniegdziepoboczem przewinie się pieszy, a ciszę rozedrze na skrawki donośne szczekaniapsa. O tak, Sligo to kwintesencja Irlandii.

  

Doskonalepamiętam to uczucie, kiedy przekroczywszy granice hrabstwa, wyjechaliśmy naautostradę, a przed nami pojawiła się cywilizacja. Zagęszczenie domów znówwróciło do normy, krajobraz się zmienił, a ja poczułam się dziwnie. Zupełnietak, jakbym właśnie przed chwilą wróciła z innego wymiaru świata...