piątek, 11 września 2009

ŻycioUmilacze, czyli rzecz o sąsiadach

Kiedy człowiek staje się mieszkańcem danego lokum, wchodzinie tylko w posiadanie nowych czterech katów, lecz także inwentarza złożonego zmieszkających obok sąsiadów. Nie ma to większego znaczenia, gdy jest się szczęśliwymposiadaczem domku wolnostojącego. Sprawa wygląda znacznie gorzej w przypadkudomu typu „terraced house”, czyli dobrze znanego również z polskich realiów szeregowca.I tak się składa, że Taita i Połówek mieszkają właśnie w takim domu.

 

Kiedyś przy wyborze potencjalnego lokum zwracałam uwagęgłównie na reputację danego osiedla. Nie chciałam mieszkać w piekle, gdziewyjście na ulicę zakrawa na misję samobójczą. Chciałam cichego i bezpiecznegomiejsca. I w zasadzie trafiłam na takie. W zasadzie. Nie przewidziałam tylko,że nasz wymarzony spokój będzie systematycznie zakłócany przez ŻycioUmilaczy wprzeróżnej postaci.

 

Drodzy Państwo, poznajcie zatem naszych ŻycioUmilaczy.

 

Zacznę może od tych mniej upierdliwych. Ich dom przylegado naszego prawą ścianą. Ach, zapomniałam dodać, ze nie jest to Jakaś TamZwykła Ściana. To ściana irlandzka. Typowo regipsowa. Czyli zamiast solidnegobetonu jest płyta kartonowo-gipsowa. Szalenie cienka. Szalenie kiepska podwzględem izolacyjności akustycznej.

 

Dom, w którym obecnie mieszkają ŻycioUmilacze Lewostronni,kiedyś zamieszkiwany był przez inną irlandzką rodzinę. Pomijając fakt, że wśródwspomnianych osobników był jeden ze skłonnościami ekshibicjonistycznymi [októrym zresztą już wcześniej wspominałam], byli oni idealnymisąsiadami. Spokojni, nie sprawiający kłopotów, grzeczni. Jednak wszystko copiękne, szybko się kończy. Skończył się więc nasz spokój, bo w domu zamieszkałarodzina ŻycioUmilaczy Lewostronnych. A w jej składzie znalazł się AmatorProcentów.

 

Życiowa ideologia Amatora Procentów jest dziecinnieprosta. Praca i rozrywka. Jako że nie samym chlebem człowiek żyje, AmatorProcentów jest stałym bywalcem pubów. Pije dużo, ale nie za dużo. Tyle, bypóźniej włożyć klucz w zamek właściwych drzwi. Jego powrót do domu jest zawszejednym wielkim hałasem.

 

Pewnej nocy, wyrwana ze snu przez nieziemski harmider, podeszłamdo okna, by wybadać sytuację. Zobaczyłam jakiegoś Napitego Przygłupa, doskonałyprzykład na potwierdzenie tezy, że człowiek zszedł z drzewa na ziemię. Przygłupbiegł po naszym osiedlu, doskoczył do młodego drzewka i zaczął nim tarmosić zewszystkich sił. Wymachiwał nim niczym chorągiewką, myśląc ewidentnie, że jestTarzanem. Całość tego idiotycznego widowiska była okraszona dzikimi okrzykami, głupkowatymśmiechem i kwikiem. Miał świetną zabawę. Jak się okazało chwilę później,Przygłup to nasz sąsiad.

 

Kiedyś zrywałam się z łóżka ze strachem w oczach, kiedynad ranem budziły mnie hałasy przed naszym domem. Teraz już tego nie robię.Kiedy w nocy z sobotę na niedzielę słyszę radosny i beztroski kwik połączony zpijackim bełkotem, wiem jedno: Przygłup is back. Ponoć do wszystkiego można sięprzyzwyczaić.

 

ŻycioUmilacze Prawostronni, zwani również Młotami, przezdługi okres byli całkiem fajnymi sąsiadami. Do czasu, aż ich szeregi zasiliłaMała Terrorystka. Jeez, ja nie wiem, skąd oni wzięli to dziecko. Choć z wyglądusprawia wrażenie aniołka, to diabeł wcielony. Ludu, nie daj się zwieść. ToLucyfer, Belzebub i Mefistofeles w jednym.

 

Za każdym razem, kiedy ją widzę, nie mogę nadziwić się,jak z tak małej istoty może pochodzić tak potężny huk. Dziecko to jest dla mnieprawdziwym fenomenem. W negatywnym znaczeniu niestety. Jest mikroskopijnawręcz. To drobniutka postać, która parametrami odpowiada dziecku w przedzialewieku 6-9 miesięcy. W rzeczywistości ma dużo, dużo więcej, bo biega po osiedlujuż od jakiegoś czasu. Co więcej, potrafi mówić, a to kolejny argumentobalający tezę, jakoby miała jakieś 6-9 miesięcy. To ona codziennie fundujenaszym bębenkom niebezpieczną dawkę decybeli. Ona nie kwili. Ona nie płacze.Ona nawet nie szlocha. Wybaczcie mamy, ale muszę powiedzieć to głośno iwyraźnie – to dziecko DRZE MORDĘ. A co gorsze, potrafi tak dłuuugimi godzinami.To nie jest zwykły płacz. Dzieci to już takie typki, które lubią sobiepopłakać. Ale w wykonaniu tego Małego Diabła to jest RYK. Ryk będący zwykłymwymuszaniem. Ona nie drze się, bo jest smutna, bo ją coś boli. Ona drze się, bolubi. Bo to jej metoda na rodziców. A ten jej krzyk to jest chyba najgorszyrodzaj dziecięcego wrzasku. Bóg mi świadkiem: jak długo stąpam po ziemi,jeszcze nigdy nie spotkałam dziecka tak piekielnie rozwrzeszczanego.

 

Rodzina Młotów, to w ogóle specyficzna rodzina. Ichzachowanie wskazuje na to, jakoby byli władcami całego osiedla. Ojciec Młot zsynem Młotkiem namiętnie praktykują sport. A jest nim hurling. Tzn. nietypowaodmiana hurlingu polegająca na ciągłym naparzaniu piłką w drzwi i okna naszegodomu. Nierzadko też w donice z moimi kwiatkami.

 

Kiedy widzę Dużego Młota w towarzystwie Młotka,zaopatrzonych w hurleysy [kije do hurlingu], już wiem, ze zaraz usłyszępierdyknięcia w nasz dom. Czasem jeszcze nie zdążę o tym pomyśleć, a jużdobiega mnie odgłos walnięcia piłeczką w moje okno. Połamane łodygi kwiatów iuszkodzone doniczki to także ich sprawka.

 

Czasem, słysząc po raz setny wrzask Małego Diabła, czy teżhuk w nasze drzwi, walczę z samą sobą. Zastanawiam się, czy powinnam znówzacząć odliczać do 100, czy po prostu kupić sobie zestaw Głośny Sąsiad i codziennie przez parę godzin zapuszczać im jakżerozkoszną składankę: płacz dziecka, skuwanie tynku, czy też odgłos wiertarki.

 

Ponoć ludzka cierpliwość ma swoje granice, a zemstajest słodka.