Kiedy człowiek staje się mieszkańcem danego lokum, wchodzinie tylko w posiadanie nowych czterech katów, lecz także inwentarza złożonego zmieszkających obok sąsiadów. Nie ma to większego znaczenia, gdy jest się szczęśliwymposiadaczem domku wolnostojącego. Sprawa wygląda znacznie gorzej w przypadkudomu typu „terraced house”, czyli dobrze znanego również z polskich realiów szeregowca.I tak się składa, że Taita i Połówek mieszkają właśnie w takim domu.
Kiedyś przy wyborze potencjalnego lokum zwracałam uwagęgłównie na reputację danego osiedla. Nie chciałam mieszkać w piekle, gdziewyjście na ulicę zakrawa na misję samobójczą. Chciałam cichego i bezpiecznegomiejsca. I w zasadzie trafiłam na takie. W zasadzie. Nie przewidziałam tylko,że nasz wymarzony spokój będzie systematycznie zakłócany przez ŻycioUmilaczy wprzeróżnej postaci.
Drodzy Państwo, poznajcie zatem naszych ŻycioUmilaczy.
Zacznę może od tych mniej upierdliwych. Ich dom przylegado naszego prawą ścianą. Ach, zapomniałam dodać, ze nie jest to Jakaś TamZwykła Ściana. To ściana irlandzka. Typowo regipsowa. Czyli zamiast solidnegobetonu jest płyta kartonowo-gipsowa. Szalenie cienka. Szalenie kiepska podwzględem izolacyjności akustycznej.
Dom, w którym obecnie mieszkają ŻycioUmilacze Lewostronni,kiedyś zamieszkiwany był przez inną irlandzką rodzinę. Pomijając fakt, że wśródwspomnianych osobników był jeden ze skłonnościami ekshibicjonistycznymi [októrym zresztą już wcześniej wspominałam], byli oni idealnymisąsiadami. Spokojni, nie sprawiający kłopotów, grzeczni. Jednak wszystko copiękne, szybko się kończy. Skończył się więc nasz spokój, bo w domu zamieszkałarodzina ŻycioUmilaczy Lewostronnych. A w jej składzie znalazł się AmatorProcentów.
Życiowa ideologia Amatora Procentów jest dziecinnieprosta. Praca i rozrywka. Jako że nie samym chlebem człowiek żyje, AmatorProcentów jest stałym bywalcem pubów. Pije dużo, ale nie za dużo. Tyle, bypóźniej włożyć klucz w zamek właściwych drzwi. Jego powrót do domu jest zawszejednym wielkim hałasem.
Pewnej nocy, wyrwana ze snu przez nieziemski harmider, podeszłamdo okna, by wybadać sytuację. Zobaczyłam jakiegoś Napitego Przygłupa, doskonałyprzykład na potwierdzenie tezy, że człowiek zszedł z drzewa na ziemię. Przygłupbiegł po naszym osiedlu, doskoczył do młodego drzewka i zaczął nim tarmosić zewszystkich sił. Wymachiwał nim niczym chorągiewką, myśląc ewidentnie, że jestTarzanem. Całość tego idiotycznego widowiska była okraszona dzikimi okrzykami, głupkowatymśmiechem i kwikiem. Miał świetną zabawę. Jak się okazało chwilę później,Przygłup to nasz sąsiad.
Kiedyś zrywałam się z łóżka ze strachem w oczach, kiedynad ranem budziły mnie hałasy przed naszym domem. Teraz już tego nie robię.Kiedy w nocy z sobotę na niedzielę słyszę radosny i beztroski kwik połączony zpijackim bełkotem, wiem jedno: Przygłup is back. Ponoć do wszystkiego można sięprzyzwyczaić.
ŻycioUmilacze Prawostronni, zwani również Młotami, przezdługi okres byli całkiem fajnymi sąsiadami. Do czasu, aż ich szeregi zasiliłaMała Terrorystka. Jeez, ja nie wiem, skąd oni wzięli to dziecko. Choć z wyglądusprawia wrażenie aniołka, to diabeł wcielony. Ludu, nie daj się zwieść. ToLucyfer, Belzebub i Mefistofeles w jednym.
Za każdym razem, kiedy ją widzę, nie mogę nadziwić się,jak z tak małej istoty może pochodzić tak potężny huk. Dziecko to jest dla mnieprawdziwym fenomenem. W negatywnym znaczeniu niestety. Jest mikroskopijnawręcz. To drobniutka postać, która parametrami odpowiada dziecku w przedzialewieku 6-9 miesięcy. W rzeczywistości ma dużo, dużo więcej, bo biega po osiedlujuż od jakiegoś czasu. Co więcej, potrafi mówić, a to kolejny argumentobalający tezę, jakoby miała jakieś 6-9 miesięcy. To ona codziennie fundujenaszym bębenkom niebezpieczną dawkę decybeli. Ona nie kwili. Ona nie płacze.Ona nawet nie szlocha. Wybaczcie mamy, ale muszę powiedzieć to głośno iwyraźnie – to dziecko DRZE MORDĘ. A co gorsze, potrafi tak dłuuugimi godzinami.To nie jest zwykły płacz. Dzieci to już takie typki, które lubią sobiepopłakać. Ale w wykonaniu tego Małego Diabła to jest RYK. Ryk będący zwykłymwymuszaniem. Ona nie drze się, bo jest smutna, bo ją coś boli. Ona drze się, bolubi. Bo to jej metoda na rodziców. A ten jej krzyk to jest chyba najgorszyrodzaj dziecięcego wrzasku. Bóg mi świadkiem: jak długo stąpam po ziemi,jeszcze nigdy nie spotkałam dziecka tak piekielnie rozwrzeszczanego.
Rodzina Młotów, to w ogóle specyficzna rodzina. Ichzachowanie wskazuje na to, jakoby byli władcami całego osiedla. Ojciec Młot zsynem Młotkiem namiętnie praktykują sport. A jest nim hurling. Tzn. nietypowaodmiana hurlingu polegająca na ciągłym naparzaniu piłką w drzwi i okna naszegodomu. Nierzadko też w donice z moimi kwiatkami.
Kiedy widzę Dużego Młota w towarzystwie Młotka,zaopatrzonych w hurleysy [kije do hurlingu], już wiem, ze zaraz usłyszępierdyknięcia w nasz dom. Czasem jeszcze nie zdążę o tym pomyśleć, a jużdobiega mnie odgłos walnięcia piłeczką w moje okno. Połamane łodygi kwiatów iuszkodzone doniczki to także ich sprawka.
Czasem, słysząc po raz setny wrzask Małego Diabła, czy teżhuk w nasze drzwi, walczę z samą sobą. Zastanawiam się, czy powinnam znówzacząć odliczać do 100, czy po prostu kupić sobie zestaw Głośny Sąsiad i codziennie przez parę godzin zapuszczać im jakżerozkoszną składankę: płacz dziecka, skuwanie tynku, czy też odgłos wiertarki.
To sie usmialam. Pozdrawiam z Kolumbii.
OdpowiedzUsuńJednak fajni sąsiedzi to prawdziwy skarb. Ja się na moich skarżyć nie mogę, bo stanowimy naprawdę zgraną paczkę :) Choć czasami też jest to męczące zwłaszcza, gdy chcą wszystko wiedzieć :) A pomysł z zestawem głośny sąsiad - całkiem niezły. Buziaczki
OdpowiedzUsuńCóz, gdy mieszkałem w Anglii miałem "przyjemność" mieć sąsiada który w godzinach popołudniowych( czytaj do 10wieczór) oraz w weekendy bawił się w majsterkowanie czyli młotki i wiertarki na okrągło.
OdpowiedzUsuńTaito! To coś okropnego! To właśnie mnie przeraża. Że kupię mieszkanie za kredyt który bank łaskawie da mi na 100 lat i trafię koło gościa pijaka, męskiego boksera, non stop wyjące "pociechy" lub... muzyków. Mieszkam pod wiolonczelistką. Napisałam kiedyś o tym http://kotwbutach.blox.pl/2009/05/Jak-dobrze-miec-sasiada.htmlDla wiolonczelistki godzina 7-8 w weekend nie jest złym czasem na początek ćwiczenia gamy (pomimo lat ćwiczeń niewiele więcej umie...). W klatce obok mieszka pianista. Niedaleko (1-2 bloki w promilu) są: trąbka, pianino, skrzypce, obój, perkusja, flet (nie dam głowy bo nie jestem ekspert). Dziwne mam to osiedle, pytałam znajomych, nikt nie ma aż typu muzyków. Ostatnio z rodzicami widzieliśmy na dole osiedla że się ktoś wprowadzał i oczywiście (!) niósł instrumenty muzyczne. A! Do wiolonczeli czasami przychodzą skrzypce. Jest szał ;]ehhŚciskam
OdpowiedzUsuńBuahaha :) O kurde, ale sajgon :) Współczuję! I wiesz co? Chyba wcale nie mam tak źle! Trzymaj się i nie daj się muzykom ;) Ps. Swoją droga, to naprawdę dziwne jest to blokowe skupisko muzyków ;)
OdpowiedzUsuńEwuniu, pozdrawiam serdecznie z bajecznie słonecznej Irlandii :)
OdpowiedzUsuńHaha, Alku, a może ten majsterkowicz pochodził z rodziny opisanych przeze mnie Młotów? Świat jest przecież tak mały ;) Pozdrawiam serdecznie z cieplutkiej wyspy. Miło znów Cię tutaj widzieć ;)
OdpowiedzUsuńHa, to ja mam odwrotnie ;) Mimo że to małe miasto nie narzekam absolutnie na brak dyskrecji. Tutaj nikt nie interesuje się życiem swoich sąsiadów. I chyba dobrze.A fajni sąsiedzi, to istotnie prawdziwy skarb.Weekendowe pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńDziwne dziwne! Wszyscy mi to mówią którym to opowiadam. Jak widzę kogoś maszerującego z instrumentem to mnie to już nie dziwi. Ostatnio gdy do wiolonczeli przyszły skrzypce to było nawet ok, bo skrzypce dobrze grają i zagłuszały wiolonczele;] Grali "Skrzypka na dachu"Ściskam;]
OdpowiedzUsuńNo to nieciekawych masz sasiadow, najszczersze wyrazy wspolczucia. My z sasiadami problemow nie mamy, ale za to na nasze podworko przychodza niedzwiedzie. Pozdrowienia z New Jersey.
OdpowiedzUsuńUsmiecham sie a jednoczesnie współczuje jak czytam ten poscik Taitko, od razu przypominaja mi sie stare czasy z Polski :P kiedy zylo sie blisko sasiadow roznego gatunku i pokroju. Wspolczuje uciazliwych wspolmieszkancow. Wrzaski dziecka, a zwłaszcza cudzego, moga byc naprawde uciazliwe. zgadzam sie w 100%. szkoda, ze sasiedzi niszcza wam doniczki i kwiaty, przykre jest, ze ludzie nie maja ani wyobrazni ani wzgledu na drugiego czlowieka.Moze na czas pracy kiedy was nie ma w domu, zaserwuj im muzyke heavy metal albo niemieckiego Rammsteina LOL volume na full :P ale cos co zdecydowanie nie lubia :D ja nie mam takich problemow bo mieszkam w cottage ale za to za oknem mamy ruchliwa ulice, co prawda jest tylko dwupasmowa ale NAZBYT CZESTO uczeszczana przez samochody, motory i ciezarowki. dom, mimo iz z kamienia, drzy jak przy trzesieniu ziemii, gdy przejezdzaja ulica z wielkim impetem naladowane po brzegi ciezarówy. poza tym jest ona niebiezpieczna nie tylko dla ludzi ale i zwierzat. potracono na niej kilka "naszych" kotów :((((( boze, jak ja nienawidze tej ulicy!innym problemem sa smiecie wrzucane na nasz teren przez przechodzacych obok ludzi, glownie nastolatkow, czesto w nocy, jak wracaja podpici z pubów. az prosi sie miec wysoki mur na 2 metry :)a sasiadow swoich to nawet dobrze nie znam poza jednym starszym facetem, no i w domu obok mieszkaja rodzice tżta. polityka: zyj i pozwol zyc do spolki z zasada niewtracania sie. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZapewne Tobie nie jest do śmiechu, ale sposób w jaki to opisałaś sprawił, że się nieźle ubawiłam! Humor na takie bolączki to najlepsza metoda, do tego tak lekko podana! Dużo słońca na niedzielę!
OdpowiedzUsuńmam sasiada na gorze, ktory umila mi noce wlaczonym telewizorem. dam rade odroznic program, a wiadomosci slucham o 22.00 od niego, bo dokladnie je slysze. i tak on cala noc nadaje. na dole mam sklep, wiec jest ok.
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tą kasetą :D moi sąsiedzi grają i śpiewają, raz lepiej, raz gozej, ale to kwestia zamknięcia okna, na szczęście ściany działowe są murowane ;)
OdpowiedzUsuńW aż takie szczegóły nie wnikałem ale znając wyspiarskie dziwności w materii koligacji rodzinnych nie jest to wykluczone
OdpowiedzUsuńnieee no boscy sa :) U nas Sąsiadumilacze górni są z tych z gatunku remontowych - CIĄGLE coś remontują...
OdpowiedzUsuńNo to szczerze wspolczuje ... my mielismy w poprzednim mieszkaniu sasiadke (nad nami), emerytowana nauczycielke, ktora w dzien spala a w nocy tlukla sie doslownie po mieszkaniu, przesuwala meble, stukala w czyms w cos co noc. Zaczelismy pisac skargi na nia, dzwonic do jej corki i td. ja wowczas bylam w ciazy i zero cierpliwosci, wiec zlozeczylam tej kobiecie, oj zlozeczylam...i ta wziela i umarla i od tamtej pory spokoj mielismy, a mnie nawet przykro sie nie zrobilo. Wiem wredna jestem, ale ona nam uprzykrzalazycie przez kilka miesiecy.
OdpowiedzUsuńNiezły hardcore z tymi niedźwiadkami ;) Z dwojga złego chyba jednak wolę moich ŻycioUmilaczy ;)
OdpowiedzUsuńW Polsce nie miałam takich problemów, bo mieszkałam w domku wolnostojącym. Tu jest inaczej, niestety. A dom kolo drogi to też swego rodzaju katorga. Większe zagrożenie dla życia zwierząt domowych, no i ten hałas. Spałam kiedyś w B&B pod którym było metro... sajgon. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńCzyli nie mam Ci czego zazdrościć ;)
OdpowiedzUsuńU mnie cisza przed burzą ;) Od kilku dni jest podejrzanie cicho ;) Żadnego kwilenia, żadnych krzyków, zero darcia... normalnie jak w raju ;)
OdpowiedzUsuńHaha ;) Spójrz na to z innej strony :) Zawsze jesteś na bieżąco z newsami, a poza tym możesz zaoszczędzić na prądzie ;) Nie zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńKiedyś się doigrają ;)
OdpowiedzUsuńA tam wredna. Nie ukrywajmy, pewnie każdy by się cieszył na Twoim miejscu ;)
OdpowiedzUsuńA ty sie tak nie chwal na moim blogu swoimi zamkami! Dobrze wiesz ze zamkow u mnie nie ma za wiele! :) Mamy za to duzo maslakow. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo to oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńAjajaj, to masz wesoło. Podejrzewam, że mnie bardzo szybko puściłyby nerwy i okolica byłaby świadkiem krwawego mordu na sąsiadach :-) Na szczęście nasi najbliżsi sąsiedzi miszkają dobre 10 mertów od naszego domu i są całkiem w porządku.Pozdrawiam z zimnej Norwegii!
OdpowiedzUsuńSzczęściara! O dziesięciu metrach to ja mogę tylko pomarzyć ;) Pozdrowienia i uściski z Zielonej Wyspy :)
OdpowiedzUsuńSluchaj, ten zestaw Glosny Sasiad to wcale nie jest glupi pomysl. Reagowanie za pomoca dopraszania sie spokoju jest, ze tak powiem Standardowe. Kazdy wie, ze w takiej sytuacji Sasiad w koncu sie wk*** i zareaguje jak wszyscy.Wyobraz sobie taka sytuacje: Mala Wredna zaczyna drzec morde, a ty wystawiasz kolumny na zewnatrz i puszczasz na ful jej wlasny ryk. I to glosniej niz ona. Wyobraz sobie teraz zaskoczenie Potwora i Potwornickich. I to, ze TY JESTES GLOSNIEJSZA OD NICH. Sprobuj zrobic tak chociaz raz. Ja bym zrobil.Pozdrawiam cieplo ze spokojnego blokowiska
OdpowiedzUsuńsprawdz czy jeszcze zyja ;)
OdpowiedzUsuń