wtorek, 30 października 2012

Zamek Clifden - smutne ruiny w uroczej scenerii



W kraju, w którym jest jakieś dwa i pół tysiąca zamkowych ruin, nie ma możliwości zachowania wszystkich w zadbanym stanie. Jest to po prostu niewykonalne. Dlatego spora część z nich jest zwyczajnie porzucona. Zapomniana, zaniedbana i skazana na powolny lecz systematyczny rozkład. Taki jest właśnie zamek Clifden.




Clifden Castle jest usytuowany w malowniczej scenerii. Zatoka, pagórki, wiejska okolica. Ruiny niszczeją. A malownicze usytuowanie nie jest niestety w stanie tego zmienić. Nie powstrzyma procesu degradacji, ani nie uczyni go przyjemniejszym. Tu pomóc może tylko ludzka ręka i napęczniały portfel właściciela. Żal mi tych ruin. Historia zamku zakończyła się zbyt wcześnie – zanim się na dobre zaczęła.




1812 rok. Wszystko zaczęło się od jednego człowieka. Był sobie niejaki John D’Arcy. Był przedsiębiorczym Irlandczykiem, pochodził ze znaczącego rodu, miał wówczas 27 lat i trójkę synów. Oprócz tego posiadał także pomysł na życie i 17000 akrów ziemi na zachodnim wybrzeżu Irlandii. D’Arcy był człowiekiem czynu – wymarzył sobie założenie miasta i zrobił to. Tak powstało miasteczko Clifden, a w kilka lat później rezydencja Johna – wspomniany Clifden Castle.




Sielanka nie trwała jednak zbyt długo. D’Arcy umarł stosunkowo wcześnie, w wieku 54 lat. Na łożu śmierci mógł poczuć się spełniony. Nie tylko powołał do życia czternaścioro dzieci, lecz także miasteczko, które wówczas prężnie się rozwijało. Tylko, że D’Arcy nie wiedział, iż najgorsze dopiero nadejdzie, choć jego to już nie będzie dotyczyło.




Po śmierci D’Arcy'ego w 1839 roku zamek wraz z miasteczkiem przejął jego syn, Hyacinth. Jego losy potoczyłyby się zapewne inaczej, gdyby nie nadszedł bolesny dla Irlandii okres wielkiego głodu. Ulice Clifden wypełniły się wygłodzonymi mieszkańcami desperacko poszukującymi pożywienia i źródła dochodu. Plaga głodu dotknęła wszystkie klasy społeczne.




Hyacinth w ślad za wieloma innymi właścicielami ziemskimi popadł w znaczne długi. Zbankrutował. Został zmuszony do sprzedaży zamku i miasta w 1850 roku. Niedawne dobra Hyacintha przeszły w ręce Anglików: Thomasa i Charlesa Eyre. Bracia zapłacili za nie ponad dwadzieścia tysięcy funtów.




Rodzina Eyre zamieszkiwała Clifden Castle do 1920 roku. Wtedy to zamek przeszedł w ręce państwa, a potem z braku pełnoprawnego właściciela został szybko ograbiony z co wartościowszych surowców i przedmiotów. W taki oto sposób miejscowa ludność odwdzięczyła się założycielowi ich miasta. There are no traffic problems on the way to ruin – mówi pewne powiedzenie. Od tego momentu zamkowi Clifden już nic nie stało na przeszkodzie na drodze do przeistoczenia się w malownicze ruiny.




Droga do zamkowych ruin jest wyboista i podmokła. Wkracza się na nią wkrótce po opuszczeniu Clifden, kierując się na Sky Road. Po lewej stronie drogi trzeba uważnie wypatrywać bramy wjazdowej w kształcie łuku. I to tam należy zostawić samochód.




Obecnemu właścicielowi zamku turystyczne pielgrzymki są prawdopodobnie nie na rękę – stąd znak informujący o prywatnym terenie. Myślę, że zlekceważenie go jest do przyjęcia pod warunkiem, że turyści kulturalnie udadzą się do ruin wyznaczoną dróżką nie zaś przedzierając się przez tamtejsze ogrodzenia i pastwiska. Zresztą, wydaje się to być bezsensownym manewrem.




Wytyczona droga jest kiepskiej jakości, a deszczową porą może zamienić się w bagno, ale wszelkie niedogodności rekompensują widoki i standing stones – kamienie pionowo wbite w ziemie – rozsiane po pastwiskach. To całkiem udane imitacje megalitów, których nie brakuje na wyspie. Za ich powstanie również odpowiedzialny jest John D’Arcy. Powolny spacer wzdłuż drogi zajmuje jakieś 10-15 minut, maksymalnie 20 z dopieszczaniem uroczych rumaków pasących się na łąkach.




Niecałe półtora kilometra dalej na malowniczym wzgórzu, z którego rozciąga się ładna panorama na Clifden, znajduje się Abbeyglen Castle. Ten zamek również wybudowano dla Johna D’Arcyego, ale on w przeciwieństwie do zamku Clifden nie popadł w ruinę, lecz został zamieniony w elegancki hotel.