Wyglądają bardzo niepozornie, mało zachęcająco i niezbyt atrakcyjnie. Wydawać by się mogło, że nie oferują nic ciekawego, bo na pierwszy rzut oka nie ma tam nic do zwiedzenia i nic do odkrycia. Tymczasem skrywają w sobie mnóstwo skarbów bezcennych dla dziedzictwa narodowego. Są źródłem znalezisk, które u niejednego archeologa i naukowca powodują szybsze bicie serca i wywołują przyjemny dreszczyk ekscytacji.
Przede wszystkim są niezwykle ważnym elementem naszego środowiska. Miejscem ciężkim do życia, ale jednocześnie bardzo ciekawym z naukowego punktu widzenia. Są siedliskiem wielu rzadkich gatunków roślinnych i zwierzęcych, których być może nie zobaczylibyśmy nigdzie indziej. Zwykło się je określać mianem księgi historycznej, bo w istocie są takim nietypowym źródłem wiedzy, dzięki któremu możemy dosłownie stanąć oko w oko nawet z człowiekiem z epoki żelaza.
W maju 2003 roku Kevin Barry, pracujący na torfowisku w hrabstwie Offaly, wydobył z podłoża tajemnicze szczątki ludzkie. Nie wiedział, że jego niepozorne odkrycie wkrótce przejdzie do historii. Znalezione przez niego pozostałości ciała nie były tym, czym myślał zarówno on, jak i przybyła na miejsce policja. To nie były zwłoki jednej z zaginionych wówczas osób, lecz mężczyzny, który zmarł… grubo ponad 2000 lat temu! Niewiele jednak na to wskazywało, zatem zanim archeologowie mogli obejrzeć ciało i oszacować wiek zmarłego, policja zajęła się jego odciskami palców w celu wszczęcia śledztwa. I nie, nie jest to głupi żart, ani historia wyssana z palca. Torfowiska wykazują doskonałe właściwości konserwujące, a ich zimne, kwasowe, pozbawione tlenu środowisko sprawia, że znajdujące się w nich ciała nie ulegają rozkładowi, lecz do tego stopnia podlegają naturalnemu procesowi mumifikacji, że dzięki odpowiednim badaniom można określić nawet zawartość żołądka zmarłego. Zmarłego ponad dwa tysiące lat temu, przypominam.
Old Croghan Man, bo tak ochrzczono zmarłego mężczyznę, był pozbawiony głowy i dolnej części ciała. Miał najprawdopodobniej dwadzieścia parę lat i był niezwykle wysoki jak na dawne warunki, mierzył niemalże dwa metry. Miał rany kłute klatki piersiowej, a także zadbane dłonie, co wskazywałoby na dość wysoki status społeczny i wykluczało ciężką pracę fizyczną. Ciało pozwoliło archeologom uzyskać odpowiedź na wiele pytań, ale są też takie pytania, które do dziś pozostają bez odpowiedzi. Czy widoczna na jego ręce rana kłuta zdradza próbę obrony przed atakiem? Złożono go w ofierze bóstwom płodności, czy zabito z innego powodu? Czy torturowano go za życia, czy też może widoczne nacięcia miały symboliczne znaczenie i dokonano ich pośmiertnie?
Znaleziony w tym samym roku w hrabstwie Meath Clonycavan Man był dla odmiany bardzo niewielkiego wzrostu. Mierzył jakieś 160 cm, a jego imponujący, nażelowany irokez był prawdopodobnie nie tyle elementem ozdobnym, co po prostu próbą dodania sobie kilkunastu dodatkowych centymetrów. Jemu udało się nie stracić głowy, ale nie zdołał ocalić swego młodego życia. Zabito go najprawdopodobniej latem lub wczesną jesienią, wypatroszono. Obrażenia głowy i klatki piersiowej zdradzają atak ostrym narzędziem, najprawdopodobniej siekierą. Ciała obydwu mężczyzn nie były pierwszymi odkryciami tego rodzaju. W samej Irlandii wydobyto ich już blisko sto.
Torfowiska stanowiły niegdyś ważne plemienne granice. Ciała, które w nich znaleziono, były niekiedy okaleczone i pozbawione sutków. Do takich należały wspomniane szczątki Old Croghan Man i Clonycavan Man. Dla niektórych archeologów są one wystarczającym dowodem na to, że szczątki należą do niedoszłych królów. Na korzyść tej tezy przemawia tradycja… ssania sutków króla, praktykowana w pogańskiej Irlandii. Taki gest był przede wszystkim wyrazem oddania, lojalności i przywiązania do władcy. Zapewne nie bez znaczenia pozostawała przyjemność seksualna czerpana z takich praktyk. W grze o tron brak sutków oznaczał dla pretendenta tylko jedno: game over.
Z torfowisk wydobywa się nie tylko tajemnicze ciała, lecz także przedmioty osobistego użytku, broń, a niekiedy nawet… ser. W 1987 roku kolejny Irlandczyk dokonał niecodziennego znaleziska. Paddy Casiddy wraz z synem udał się na torfowisko w celu pozyskania materiału na opał. Jakie było jego zdziwienie, kiedy jego standardowa wizyta zakończyła się odkryciem ponad pięćdziesięciokilogramowej bryły sera pochodzącej z około XI wieku. Znalezisko było w na tyle doskonałym i apetycznym stanie, że niedługo później Helen Lucy Burke, znany krytyk gastronomiczny, pokusiła się o degustację. Wrażenia smakowe były zdecydowanie niezapomniane. Ziarnisty ser przywoływał zapach stóp zakażonych grzybicą i smakował niczym zjełczałe masło. Tym zresztą najprawdopodobniej był.
Warto bowiem wspomnieć, że w VI wieku zapoczątkowano zwyczaj wkładania masła wymieszanego z czosnkiem do wiklinowych koszyków lub innych drewnianych naczyń i zakopywania go w torfowiskach. Taki sposób konserwacji wzmacniał smak, zapewniał niską temperaturę i zapobiegał narastaniu grzyba. Pozyskiwano w ten sposób specjalny rodzaj masła na pewne okazje jak na przykład post. Być może masło było w późniejszym okresie chowane ze względów bezpieczeństwa – przed atakami angielskich oddziałów usiłujących zniszczyć zapasy żywieniowe irlandzkich klanów, a tym samym doprowadzić do głodu.
Clara Bog Visitor Centre + biblioteka
Wszystkim tym, którzy chcieliby się zapoznać z ciekawą tematyką irlandzkich torfowisk, polecam przyjechanie do Clary w hrabstwie Offaly. To tu w budynku mieszczącym bibliotekę przy Ballycumber Road (R436) znajduje się centrum turystyczne. Visitor Centre [zamknięte w niedziele] ma niewielkie rozmiary, ale w zupełności wystarczające, by oswoić odwiedzających z często obcą im tematyką torfowisk. Zawiera wiele ciekawych interaktywnych ekspozycji w języku irlandzkim i angielskim, a entuzjastyczni pracownicy z pewnością zadbają o to, byśmy jak najwięcej skorzystali na tej wizycie.
kuliki (curlew) - jedni z mieszkańców torfowisk
Samo torfowisko leży na południowy wschód od Clary, jakieś 2 km od Visitor Centre, na drodze łączącej Clarę i Rahan. Raczej nie natrafimy tam na tłumy, bo jak słusznie stwierdziła pracownica Visitor Centre - it’s very peaceful. To bardzo ciche miejsce, gdzie mamy doskonałą okazję pospacerować po specjalnie skonstruowanym deptaku o długości jednego kilometra. Przy odrobinie szczęścia uda nam się dostrzec – ale niekoniecznie sfotografować - kolorowe ważki potrafiące pędzić nawet z prędkością 30 mil na godzinę. Clara Bog to także przykład jednego z najlepiej zachowanych, stosunkowo niezniszczonego przez człowieka, torfowiska wysokiego w całej zachodniej Europie.
Wizyta na torfowisku jest z pewnością wizytą niestandardową. Inną niż typowe zwiedzanie ruin i zabytków. Dla mnie okazała się ciekawą lekcją botaniki, dzięki której udało mi się poszerzyć przysłowiowe horyzonty. Interesujące miejsce dla otwartych i ciekawych umysłów. Polecam najpierw zapoznać się z Visitor Centre, a dopiero potem podjechać na torfowisko. Aby docenić ten niezwykły teren, jakim jest 440-hektarowe torfowisko Clara Bog, warto najpierw zbudować sobie zaplecze wiedzy. Fajnie spaceruje się po deptaku [nie wolno z niego schodzić], kiedy umysł z nami współpracuje i podsuwa nam np. obrazki gigantycznych, dwumetrowych irlandzkich jeleni, których rozpiętość poroża wynosiła nawet 3,5 metra. Dziś już ich nie spotkamy, wyginęły po epoce lodowcowej, ale gdzieś tam kilka metrów pod powierzchnią ziemi zapewne są jeszcze ich szczątki. I nie tylko ich.
Clara Bog regularnie organizuje różne atrakcje dla dorosłych i dzieci. W każdą środę o 12:00 odbywa się darmowe oprowadzanie, a dziś z uwagi na International Bog Day, Międzynarodowy Dzień Torfowisk, zapewne przygotowano jeszcze więcej atrakcji.
Ciekawe.
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce, bardzo ciekawe. Tyle juz niespodziewanych odkryc dokanal czlowiek a ciegle nie wiadomo skad wzielismy sie na naszej planecie. Byc moze irlandzkie bagniska torfowiska kryja odpowiedz na ta zagadke.
Torfowiska kryją w sobie wiele tajemnic. Nawet nie wiesz, jak czasami żałuję, że nie studiowałam archeologii... Dziś może zajmowałabym się badaniem ciał wydobytych z tutejszych mokradeł. To byłoby coś! :)
OdpowiedzUsuńSpodobało mi się to miejsce, mimo że nie spodziewałam się po nim rewelacji. To była fajna lekcja botaniki: oglądanie kijanek, owadów, roślin... I nie musiałam jechać do Ameryki, by sfotografować bawełnę ;)
Pozdrawiam serdecznie z kapryśnej ostatnio wyspy.
Pewnie czytałaś książkę "Irlandia Jones poszukiwany". Autor ciekawie pisze ale między wierszami widać, że bycie archeologiem w Irlandii to głównie siedzenie w deszczu w wykopie a znalezisko trafia się rzadko :)
OdpowiedzUsuńByć może Cię zdziwię, ale jeszcze jej nie czytałam. Jakoś nigdy nie wpadała mi w ręce, ani też specjalnie jej nie poszukiwałam.
OdpowiedzUsuńWażna jakość, nie ilość :) Zresztą, wszystko ma swoje dobre i złe strony.
Piękne! Natura faktycznie kryje wiele tajemnic i może to właśnie dlatego tak zachwyca? Bardzo mi się podoba, że w Irlandii takie miejsca jak to można spotkać całkiem niedaleko ruin i muzeów - fajnie sobie przeplatać jedne i drugie, zwiedzanie wówczas nie męczy :-)
OdpowiedzUsuń"Ziarnisty ser przywoływał zapach stóp zakażonych grzybicą i smakował niczym zjełczałe masło" - nie wiedzieć czemu nasuwa mi się skojarzenie z deską serów zamówioną ostatnio na dublińskim lotnisku... Mam nadzieję, że nie pochodziła z XI wieku!
jak zwykle bardzo ciekawie i dowcipnie :)))
OdpowiedzUsuńnie slyszałam o tych historiach, czuję się, jakbym właśnie wróciła z wycieczki
No, zdziwiłaś mnie, wydawało mi się że dużo czytasz i nie opuściłaś tej ciekawej książki.
OdpowiedzUsuńHehe, ale to akurat nie kłóci się ze sobą. Dobrze Ci się wydawało, dużo czytam, a sporo z tych przeczytanych pozycji to anglojęzyczna literatura poświęcona Irlandii. Niestety sporadycznie wstawiam książkowe recenzje, bo nie czuję się mocna w ich pisaniu. Przeczytałam kilka książek o wyspie, których autorami byli Polacy i niestety czuję się nieco rozczarowana - chyba tylko dwie z nich były naprawdę przyjemną i ciekawą lekturą. Reszta była taka sobie, rewelacji nie było. Po takim doświadczeniu przestałam zamawiać polskie książki o Irlandii. W mojej bibliotece nie ma tej wspomnianej przez Ciebie. Dlatego jej nie przeczytałam. Jeśli kiedyś trafi w moje ręce, poczytam, ale specjalnie nie będę się o nią starać. Tak to wygląda.
OdpowiedzUsuńTo tylko czubek góry lodowej, Ewo :) Jestem pewna, że torfowiska mają więcej ciekawych historii do "opowiedzenia". To, co w sobie skrywają, naprawdę mnie fascynuje.
OdpowiedzUsuńHehe, jeśli tak było, to powinnaś czuć się zaszczycona! :)
OdpowiedzUsuńNawet po mojej rekomendacji? Żałuj.
OdpowiedzUsuńWierzę Ci na słowo, że jest dobra. Ale tak, jak wspominałam: jeśli kiedyś 'spadnie mi z nieba', to przeczytam, jednak nie będę stawać na rzęsach, by ją zdobyć. Mam co najmniej pięć książek o Irlandii do poczytania, a oprócz tego kilka ciekawych thrillerów, mam więc co robić w wolnych chwilach.
OdpowiedzUsuńWitaj Droga Taito, w końcu udało mi się do Ciebie dotrzeć. Wczoraj już już miałam komentować, ale zasnęłam z Twoim blogiem u swojego boku. Torfowiska na pewno są z różnych względów dobre, ale nie jestem pewna czy chciałabym je zwiedzać. Natomiast biblioteka wydaje się interesująca. Nadal macie takie tropiki czy od Was przeszły do nas?
OdpowiedzUsuńA co Ty. Jak tylko zaczął się nasz wspólny urlop i moglibyśmy nawet całe dni spędzać na plaży i w wodzie, to oczywiście nadeszła pora deszczowa.
OdpowiedzUsuńProszę o zostawianie komentarzy na temat treści posta, a dopiero potem o ewentualne reklamowanie swojej strony.
OdpowiedzUsuńJest wiele miejsc które pokazują piękno przyrody w Europie , bardzo ciekawy blog , dowiedziałem się z niego kilku nowych rzeczy, bardzo zachęcający do odwiedzenia Irlandii - zapraszam również http://ciekawe-miejsca-polska-wakacje.blog.pl/
OdpowiedzUsuńTo zabieraj te tropiki do siebie jak najprędzej. Ja się chętnie ich pozbędę, żyć się nie da. Ledwie się ruszę cała się lepię. Wezmę prysznic i już czuję się nieświeżo. Urlop powiadasz? I co Ty robisz na urlopie w Irlandii?
OdpowiedzUsuńO nie, nie, teraz to ich nie potrzebuję. Za parę dni wracam do pracy, wtedy już nie będzie mi zależało na ładnej pogodzie.
OdpowiedzUsuńWspółczuję tej wysokiej temperatury. Mam nadzieję, że upały niedługo się u Ciebie skończą.
Co robię? Sprzątam, czytam, piszę posty, załatwiam zaległe sprawy, przemieszczam się po wyspie i... nudzę się. Chcę już wrócić do pracy!
To prawda, Tomku. Chciałabym kiedyś zwiedzić wszystkie kraje Europy.
OdpowiedzUsuńJa też ich nie potrzebuję. Wolę mrozy. Wtedy przynajmniej można się ubrać, a tak to już nie ma się z czego rozbierać.
OdpowiedzUsuńO. Ja też dziś sprzątałam. Długo już niczego nie czytałam...Uchylisz rąbek tajemnicy dokąd to się przemieszczasz? Nudzisz? Zwariowała kobieta. Zaśmierdziało pracoholizmem;)
Trochę się przemieszczałam po takich hrabstwach jak Dublin, Galway, Cork, Limerick, Westmeath... Pewnie coś tam pojawi się wkrótce na blogu.
OdpowiedzUsuńJeszcze niedawno sama bym w to nie uwierzyła. Kiedy pracowałam, nie miałam czasu na nudę. Ileż można siedzieć w domu na urlopie? Inaczej sobie to wyobrażałam - plecak, namiot, plaża, kilkugodzinne 'baraszkowanie' w wodzie, oglądanie wschodów i zachodów słońca...
Nie jestem pracoholikiem, ale muszę wrócić do pracy, żeby niektórych wyściskać, wycałować i... poprosić szefa o podwyżkę! ;)
Taito witaj!! Strasznie dawno nie bylo mnie na blogach :) jakie piekne zdjecia z torfowiska!! :) i ta cudowna welnianka :) tu gdzie teraz mieszkam mam mnostwo torfowisk i tych welnianek rosnie wszedzie pelno :) mysle, ze Irlandczycy nie doceniaja za bardzo ich unikatowosci i eksploatuja je bardzo :/ chociaz rozumiem tych co pozyskuja torf, jest to ich zrodlo utrzymania i w takiej Connemarze nie ma za bardzo innych opcji. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitaj, Lusin! :) Jakże miło mi Cię tutaj widzieć! Myślałam o Tobie ostatnio, mam nadzieję, że wrócisz do blogowego świata. Smutno bez Ciebie!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa.
Zgadza się, mało które torfowisko nie zostało jeszcze poszkodowane przez człowieka. Dlatego Clara Bog jest tym bardziej wyjątkowe.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Mam nadzieję, że u Ciebie - u Was! - wszystko w porządku.
Bardzo ciekawe wiadomości o torfowiskach. Nie wiedziałam , że maja takie właściwości jak np. nie rozkładanie ciał. Ciekawa jestem także tych ciał być może królów i zwyczaj ssania sutków xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam: ludzietworzaswiat.blog.pl/
Galway bym chciała bardzo zobaczyć,ale chyba już o tym kiedyś pisałam.
OdpowiedzUsuńNo jak to ile? Ile się da mieć urlopu. Oddaj mi trochę, jak masz go za dużo;) Ja nie mam w ogóle;) Nie wierzę, że Ty spędzasz urlop w domu. Wszyscy tylko nie Ty.
Może poprosisz i moją szefową o podwyżkę, tylko uważaj, ona na pewno znacznie różni się od Twojego szefa;)
bardzo lubię torfowiska. najbliższym Edynburga jest Red Moss za Balerno. no i zawsze myślałam, że Rannoch Moor w Highlandach to torfowisko, a jednak nim nie jest:)
OdpowiedzUsuńnatomiast w Europie Wschodniej piękne torfowiska są w Estonii.
Piękne zdjęcia i ciekawe opisy . Bardzo fajny blog .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam http://zamazany-zeszyt.piszecomysle.pl/
To miejsce jest bramą do świata baśni. Jakaż inspiracja dla ludzi pióra:).
OdpowiedzUsuńWszędzie jest fajnie ale najlepiej w domu. Nasza ojczyzna jest w Niebie.
OdpowiedzUsuńtaka brutalna zbrodnia, siekiera i prucie bebechów, tymczasem policja zasłania się tym, że 2000 lat temu. A wszystko za nasze podatki. Wierzyć się nie chce ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że jadąc do Clara Bog nie spodziewałam się rewelacji, ale miejsce bardzo mi się spodobało. Nie wykluczam innych wizyt w przyszłości, wszak torfowisk tutaj nie brakuje. A nowe torfowiska to zapewne nowe, intrygujące historie i odkrycia.
OdpowiedzUsuń