czwartek, 4 lipca 2013

Gone With The Wind

Pochłonięta codziennością o mało co nie przegapiłam mojej kolejnej rocznicy pobytu na wyspie. Jasność spłynęła na mnie niespodziewanie w domowym zaciszu: to już lipiec, to już... czekaj, czekaj, nie wierzę! Siódmy rok życia w Irlandii! Zdziwienie zagościło na mojej twarzy, bo już dawno przestałam przeliczać tutejsze życie na miesiące i lata spędzone z dala od ojczyzny. A tu nagle na palcach skrada się nie byle jaka rocznica i bierze cię znienacka. Buu! – mówi. Uderza w głowę otwartą dłonią i z wyrzutem pyta: nie zapomniałaś o czymś?! Niczym sroga nauczycielka każe ci usiąść na krześle i podumać chwilę nad przeszłością, nad minionymi siedmioma [really?!] latami.


Siedem lat, szmat czasu. Tysiące dni, dziesiątki miesięcy i zapewne miliony sekund magicznie wciśnięte w jedną cyfrę – 7. Moja świadomość jeszcze nie do końca chce zaakceptować ten fakt. Moja kobieca duma tym bardziej się buntuje: bo jak to? Jestem już siedem lat starsza od tamtego momentu, w którym siedziałam w samolocie Ryanaira? Niemożliwe! Coś tu nie gra. Przecież mogę przysiąc, że to działo się n i e  t a k  d a w n o  t e m u, a siódemki zdecydowanie nie można podpiąć pod „nie tak dawno temu”.  Jeszcze ostatkiem siły próbuje się tłumaczyć, myśląc, że zaszła jakaś pomyłka. Złudzenia znikają tak szybko, jak rocznica z ironicznym uśmieszkiem na twarzy [ciągle mająca postać surowej belfrzycy] syczy: do the math! Policz sobie! [A ja już wiem, że musi być matematyczką, bo do tych nigdy nie pałałam sympatią]. Możesz to nawet zrobić na palcach. Jeśli musisz... – prycha lekceważąco. Liczę więc, ale bez pomocy rąk, i prawda nagle staje się naga i brzydka: siedem, nie ma wątpliwości. Nie zaszła żadna pomyłka. Jestem o siedem lat starsza, jestem o siedem lat bogatsza w doświadczenia. I teoretycznie o siedem lat mądrzejsza. Ale tylko wtedy, gdy przymkniemy oko i udamy, że nigdy nie słyszeliśmy o złośliwej teorii jakoby człowiek miał głupieć na starość.


Siedem lat temu po raz pierwszy znalazłam się na dublińskim lotnisku. Przyjemnie podekscytowana nowością i zachodzącymi zmianami w moim życiu, z miłością u boku i z dwiema walizkami, za którymi ukrywały się małe obawy o to, jak od teraz będzie wyglądało moje życie i czy uda mi się poszerzyć grono rodaków, dla których spełnił się Irish dream.


Wiele zmieniło się przez te siedem lat życia. Ja się zmieniłam, przede wszystkim sama Irlandia się zmieniła. Zmienili się Irlandczycy i ich pogląd na emigranckie otoczenie. Nie zmienił się dystans 2 500 km dzielący mnie od mojego rodzinnego miejsca, ale sama wyspa jakby się dramatycznie skurczyła. Coraz więcej tu miejsc, do których już dotarłam, coraz mniej tych, do których mogę dotrzeć. To trochę smuci. Każdy miecz jest jednak obosieczny, a to oznacza, że przez minione lata nie próżnowałam i robiłam wszystko, by poznać, by zrozumieć kraj, w którym żyję. Nie dodam  „by pokochać”, bo nad tym akurat nie musiałam pracować. Samo przyszło w błyskawicznym tempie. Jak to zwykle bywa z miłością.


Ciągle jeszcze nie dowierzam, że jestem już tutaj tyle lat. I ciągle zastanawiam się, jak to jest możliwe, że te wszystkie lata nie ciągnęły mi się nieznośnie, nie dłużyły w nieskończoność? Tak nagle wskoczyły w przeszłość, wyszły z mojego życia iście po angielsku [a może wypadałoby powiedzieć „po irlandzku?”]: cicho, bez pożegnania i zdecydowanie za szybko. Zostawiły mnie z nieco gorzką refleksją: czy tak właśnie wygląda całe życie? Upływając w oka mgnieniu? Gdzieś między pracą i domem? A gdzie czas na... życie? Takie w tempie adagio nie presto.


Ponoć największym złodziejem jest komputer. Za dużo czasu nam kradnie. A ja wysuwam własną tezę: niechlubny tytuł największego złodzieja wędruje do samego czasu. Bo to właśnie on kradnie nam to, co najcenniejsze: naszych bliskich, młodość, zdrowie... A czasami nawet ogniki z oczu. Mogłabym przysiąc, że miałam je wyjeżdżając do Irlandii. Niestety gdzieś się zagubiły. A może to proza życia je skradła? A może równie dobrze same umarły śmiercią naturalną, kiedy młodzieńcze ideały sięgnęły bruku? Kiedy nagle okazało się, że resztę dorosłego życia trzeba będzie spędzić głównie w pracy.


Nie ma się co smucić. Pierś do przodu, głowa do góry. Wszak siódemka to szczęśliwa liczba. Niech przyniesie mi dużo szczęścia w tym roku, tego sobie życzę. Bo jak do tej pory rocznica przyniosła mi tylko mikroskopijne zmartwienie: jak ją uczcić? Jakieś pomysły?

16 komentarzy:

  1. oszzzzzzzzzzzzzz kurczaki no to faktycznie szmat czasu :) ja jutro też będę świętowała ale nie wiem jak mogłabyś to uczcić nic mi nie przychodzi do głowy ;/

    W każdym razie gratuluję, że tyle wytrzymałaś na obczyźnie. Ja nigdy nie musiałam się mierzyć z taką rozłąką od rodziny ale spodziewam się, że to nie łatwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. A Ty z jakiej okazji? Nic mi do głowy nie przychodzi. Czyżby urodziny?

    Wiesz, nie ma czego gratulować. Nie przeżywałam tutaj żadnych cierpień, wręcz przeciwnie. Irlandii nigdy tak naprawdę nie traktowałam jako obczyzny, ale jako mój dom. Owszem, czasami żałowałam, że nie ma mnie w Polsce z bliskimi i że tak zwyczajnie nie mogę spędzić z nimi świąt, czy zrobić grilla w niedzielne popołudnie, ale generalnie nie żałuję, że wyjechałam z kraju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny post Taito. Wiesz, ja też jeszcze niedawno nosiłam pieluszki, uwierzysz?;) Wybijalam sobie mleczaki o kant ławki i panicznie bałam się białych fartuchów. Na widok białego fartucha wpadałam w lament;) Pamiętam jeszcze Ryana i dublińskie lotnisko. Jechałam na nie z przyświecającym mojej drodze wschodzącym słońcem nad rzeką Liffey. Piękny to był widok. Było wcześnie rano, a na lotnisku tyle ludzi...I góry Wicklow w tle...

    Myślę, że tak właśnie wygląda życie. Mija w oka mgnieniu, zanim się zorientujemy, dlatego trzeba je wyciskać, jak cytrynę. Na starość nie pamięta się tego, co było wczoraj, a to co było dawno dawno temu pamięta się jakby wczoraj. Może zrób w Eire coś czego byś nigdy nie zrobiła? Jakaś plaża nudystów?:D

    I dostrzegłam też inny aspekt, jak Wy tyle ze sobą wytrzymujecie z Połówkiem? To możliwe? Tyle lat? Matko, ja ciągle nie wierzę w miłość.

    Naprawdę piękny post. Irlandia zmieniła moje serce na zawsze. Śmieję się czasami, że zostawiłam je tam na wyspie, aby kiedyś po nie wrócić. Wzbudziła we mnie wieczną tęsknotę. Nie dziwię się, że tak szybko ją pokochałaś i uczyniłaś swoim domem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, wiem, ciągle przecież masz mleko pod nosem ;) Ja nie wybijałam sobie mleczaków, za to z dużą częstotliwością coś sobie przecinałam, przez co mam parę drobnych blizn. Białe fartuchy nie napawały mnie strachem, a raczej kojarzyły się z mamą. Poza tym bywały takie dni, że spędzałam parę godzin u mamy w gabinecie, więc byłam przyzwyczajona do nich.

    Na dublińskim lotnisku prawie zawsze jest mnóstwo ludzi. O różnych porach wylatywałam, czasami byłam tam wcześnie rano, albo w połowie nocy, a i tak ludzi nie brakowało. Często zastanawiam się, gdzie i po co lecą ci wszyscy ludzie.

    Właśnie tego się obawiam - że minie za szybko. Że jednego dnia położę się do łóżka piękna i młoda, a obudzę stara i pomarszczona niczym suszona śliwka ;) Czas płynie nieubłaganie, kalendarz pokazuje, że jestem starsza o siedem lat, a mnie nadal się wydaje, że mam tyle lat, ile miałam w dniu przylotu na wyspę.

    Ale rozbawiłaś Połówka tym pomysłem o plaży nudystów :) A wiesz, że w najbliższym czasie znów mamy mieć upały, więc możliwe, iż znów pojawimy się na plaży? Weekend ma być bardzo ładny, a w następnym tygodniu mamy mieć nawet 24-26 stopni. Założę się, że będzie nawet o dwa, trzy stopnie więcej, tak, jak to miało miejsce w czasie ostatniej fali upałów.

    Nie wiem, jak my ze sobą wytrzymujemy ;) Pewnie nie bez znaczenia jest fakt, że we dwójkę płaci się mniejszy czynsz ;) A tak poważnie to kiedyś w głowie mi się nie mieściło, jak przez 24 godziny na dobę można żyć z facetem pod tym samym dachem. Nie jest tak źle, jak by się wydawało :) Nawet ma to swoje plusy.

    Mam nadzieję, że kiedyś uwierzysz. Chyba istnieje. Tak mi się wydaje, kiedy spotykam na swej drodze staruszków trzymających się za ręce. Jakiś czas temu widziałam taką parę na szlaku w Howth. Spacerowali razem tym swoim wolnym kroczkiem i podziwiali klify.

    Jak miło, że post przypadł Ci do gustu. Dziękuję! Nie planowałam napisania go. Siedziałam przed komputerem i nagle poczułam potrzebę skreślenia "paru zdań". Połówek aż sprawdził w Wordzie, ile słów zużyłam na napisanie tego, co on ująłby w jednym zdaniu: "jestem siedem lat w Irlandii" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ładny wpis. Taki... 'serdcoszczipatielnyj'. Nam też kilka miesięcy temu stuknęła siódemka, ale opisałem to o wiele mniej poetycznie :) O, tutaj można poczytać

    Pozdrawiam i życzę, żeby następne siedem przeleciało trochę wolniej :]

    OdpowiedzUsuń
  6. no to inna sprawa jak dobrze się tam czujesz :)) w zasadzie 90% tych których znam i wyjechali też nie żałują ale tęsknią i raczej mówią, że kiedyś chyba wrócą a już na pewno nie nazywają swoich nowych krajów domem :)

    Ano dziś mam małą rocznicę :))) już ją opisałam

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki, dzięki! :) Doceniam komplement. A Twój wpis pamiętam. Czytałam go już kiedyś.

    Oby się spełniło!

    OdpowiedzUsuń
  8. Idę poczytać, bo mnie ciekawość zżera :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Troche refleksji nad uplywajacym czasem nie zaszkodzi ale tak zycie wyglada, ze lat nam przybywa. Starosc ci na pewno nie grozi bo gdy dusza mloda to strzykanie w kosciach i zmarszczki nie popsuja ci humoru. Czytajac ciebie od lat sadze, ze masz mloda dusze i ciagle szukasz czegos nowego w swoim zyciu. Siedem lat temy zdecydowalas sie na Irlandie i to jest rowniez przykladem na to, ze odwaga cie nie opuszcza i kto wie co jeszcze przed toba, jakie wyzwanie rzucisz sobie za kilka lat.
    Najwazniejsze aby usmiech na twarzy nigdy cie nie opuszczal bo za czterdziesci lat wypijesz kufel Guinnessa przy barze i pomnkniesz w tany z mlodziencem gorszac zebranych w pubie gosci:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Skąd wiedziałaś?;) Mam karton i dwie butelki mleka w lodówce:D A to też...Ja mam najwięcej blizn na kolanach i nogach. Zawsze się przewracałam na jakieś szkła czy cuś.

    Myślę, że nasze europejskie lotniska i tak nie pokazują takiego ruchu jak na przykład w USA.

    Czas ucieka, to prawda. Ja się nie boję, że będę staruszką, ale że nie zdążę zobaczyć wszystkiego, co świat i życie ma mi do zaoferowania. Posmakować, poczuć, doświadczyć. Nie boję się śmierci samej w sobie, ale tego, że pewnego dnia tuż przed nią poczuję niedosyt, że nie wykorzystałam życia tak jak powinnam była to zrobić.

    No widzisz, to okazja będzie do plaży nudystów, tylko tym razem może gdzieś, gdzie jednak są młodsi nudyści, a nie wysuszeni, żeby traumy się nie nabawić:D Może lot jakimś samolotem, aby podziwiać widoki nad wyspą? Zobaczyć ją z odpowiednim 'dystansem'?

    Ha, ha. Tak myślałam, że musicie czerpać z tego jakieś korzyści, w końcu nie ma nic bezinteresownie:P Mi się mieści w głowie, ale jakoś tak nie odczuwam takiej potrzeby.

    Naprawdę wierzysz, że można być ze sobą całe życie i tak samo się kochać? Że nie mija to z czasem i zostają zupełnie inne uczucia, a czasami zwykła rutyna, przyzwyczajenie?

    Nie wierzę, na pewno by mu zajęło to więcej. Choć z drugiej strony to w końcu facet. Nie analizuje i nie przetrawia tak wszystkiego jak my, kobiety. U nas to następuje w głowie samo;)

    OdpowiedzUsuń
  11. W pierwszych słowach mego listu stokrotne dzięki, bowiem moja rocznica za pasem, a jakoś mi ze łba wypadło i bym niechybnie przegapił.

    My wpadliśmy na pomysł, by zrobić nowszą wersję naszego pierwszego zdjęcia w Irlandii. W takiej altance w St. Stephen`s Green. Trochę śmy pokpili sprawę, bo tej starej fotki zapomnieliśmy zabrać do Dublina i nie do końca udało się scenę zaaranżować jak osiem lat temu, ale będzie okazja powtórzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kto wie? Może w końcu dojrzeję do tego, by któregoś dnia wyjechać z Irlandii? Na razie tylko nieśmiało o tym myślę.

    Baardzo podoba mi się wizja młodzieńca "obracającego" mnie w pubie :) Ale chyba by to nikogo nie zgorszyło. Nie gdyby to był pub irlandzki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze do usług.

    Całkiem niegłupi pomysł. Nasze pierwsze zdjęcia zrobione zostały na pokładzie samolotu, a kolejne na płycie lotniska z walizką w ręku, a to by oznaczało wybranie się w kolejną zagraniczną podróż. Oh yes!

    OdpowiedzUsuń
  14. Pewnie nie pokazują, ale nic w tym dziwnego, bo to trochę tak jakby porównywać Dawida do Goliata.

    Też mi się wydaje, że się jej nie boję, bardziej przeraża mnie strata bliskich, ale pomyśl co by było, gdybyś usłyszała od lekarza następujący wyrok: dwa, trzy miesiące życia. Wtedy byś się jej nie bała? Twój niedosyt z pewnością by się wtedy odezwał.

    Jak dasz namiary na plażę nudystów, gdzie są same młode ciacha, to ja bardzo chętnie ;) Póki co spotkałam się tylko z wysuszonym staruszkiem pod Dublinem [nie wierzę, że pamiętasz!]

    Lot samolotem? Z moim lękiem wysokości? Odpada. Wsiądę do boeinga i airbusa, ale nie dam się wcisnąć do żadnej awionetki ani helikoptera. No chyba, że by mnie wzięli podstępem, tak jak to zawsze miało miejsce z B.A w "Drużynie A": https://www.youtube.com/watch?v=DaJOeLuUD94

    Chyba nie bardzo w to wierzę. Nie jestem najlepszym materiałem do rozprawiania o wiecznej miłości i błogosławieństwach małżeństwa. Ale zdaje się, że nawet po kilkudziesięciu wspólnych latach nadal można kochać i szanować. Uczucia też się zmieniają, bo są w pewnym sensie jak ogień. Jak go umiejętnie podsycisz, to długo będziesz się nim cieszyć. Czasami niewiele potrzeba, by taki płomień zgasić.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bałabym się właśnie tego, że zabraknie mi czasu, ale wiesz nie myślę o tym. Aż zanadto miałam okazji w życiu, aby się tego bać.

    Namiary powiadasz?;) Nie wiesz skąd? Nie zwiedzałam w Eire plaż dla nudystów;) A szkoda:D Pamiętam.

    Masz lęk wysokości? Nie wiedziałam...Ja mam lęk na niskich wysokościach, więc pewnie helikopter czy awionetka też by odpadały, wolę być jednak wyżej, choć kiedyś chciałabym skoczyć na spadochronie, bungee czy przelecieć się paralotnią;)

    A może po prostu kolacja lub piknik w jakimś ciekawym miejscu?

    Też nie jestem reprezentatywna w tej kwestii, ślubów nawet nie lubię o małżeństwie nie wspominając;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Wcale się nie dziwię, są przyjemniejsze tematy do rozmyślań.

    Mam, taki częściowy lęk wysokości. Paralotnia, spadochron i bungee? Odważnaś! Zuch dziewczyna ;)

    Wygląda na to, że będzie wyprawa na plażę. A jakaś solidniejsze celebrowanie rocznicy to chyba dopiero za jakieś dwa tygodnie, jak już będę mieć urlop.

    OdpowiedzUsuń