Wychował
się w południowo-zachodniej części Niemiec, w Heidelbergu, gdzie znajduje się
jeden z najstarszych uniwersytetów w Europie. To tam studiował biologię i
medycynę. I nie robił tego z przypadku. Miłość do zwierząt i ptaków
towarzyszyła mu już od wczesnych lat dzieciństwa. W zasadzie od zawsze.
Niegdyś
z utęsknieniem spoglądał w kierunku centrum poświęconego dzikim ptakom w jego
rodzinnym mieście. Nie stać go było na bilet wstępu. Spacerował więc w jego
pobliżu, licząc, że natrafi choć na jedno piórku zgubione przez któregoś z tych
majestatycznych ptaków. Dziś sam jest właścicielem takiego centrum. Daje
schronienie około 350 ptakom i zwierzętom z kilkudziesięciu różnych gatunków.
Są tu nawet gołębie, które - jak żartobliwie mówi - „srają na podwórko”, ale on nie ma nic
przeciwko. Tego ostatniego już nie dodaje, bo też nie musi. Kiedy obserwuję go
w akcji, nie mam żadnych wątpliwości, że on robi to, co kocha. W moich oczach Lothar
jest zaklinaczem ptaków.
Nie
planował tego. Do Irlandii przybył w 1999 roku, by w spokoju spędzić swoje
emerytalne lata. Był tu już wcześniej, w 1992 roku, ale wtedy zabawił tu tylko
kilka miesięcy. Siedem lat później pozostawił za sobą swoje dotychczasowe życie
w Niemczech. Zabrał ze sobą to, co miał najdroższe: żonę Reginę i kilka ptaków
drapieżnych, by prowadzić nad nimi badania.
Los
miał jednak inne plany wobec niego. Pasja Lothara i jego ptaki spotkały się z
dużym zainteresowaniem lokalnej ludności. Wkrótce zaczęło go odwiedzać coraz
więcej osób, część z nich dostarczała mu także zranione ptaki i inne zwierzęta,
by w zaciszu jego rezerwatu, pod jego czujnym okiem, mogły wracać do zdrowia.
To skłoniło go w 2003 roku do oficjalnego otwarcia centrum dla zwiedzających,
Eagles Flying, które zajmuje obecnie pierwsze miejsce na Trip Advisor wśród
atrakcji w hrabstwie Sligo.
Bilet
wstępu dla dorosłego kosztuje 13.90€. Nie należy do najtańszych, ale są to
pieniądze zdecydowanie dobrze spożytkowane. Centrum, które prowadzi Lothar
uzależnione jest od datków pochodzących od odwiedzających. Pożarło sporą część
jego oszczędności, bo i jego mieszkańcy pożerają mnóstwo pokarmu.
Ptaki
drapieżne praktycznie zawsze żywią się mięsem – miesięcznie zużywa się tutaj
jakieś 20 kg ryb, kilka owiec i kilkanaście tysięcy małych, żółciutkich
kurczaczków. To właśnie one znajdują się w torbie Lothara. Pochodzą z fermy
zajmującej się chowem kur dla jaj. Niedługo po wykluciu trafiają pod czujne
oczy sekserów: jeśli są męskimi osobnikami, giną. Na fermie są bowiem
bezużyteczne, ale dla Lothara i jego pięknych ptaków drapieżnych są cennym
nabytkiem. To one robią za przynętę dla „współpracowników” Niemca.
Kiedy
mężczyzna stoi przed tłumem ludzi, by przeprowadzić jeden z dwóch pokazów,
które codziennie odbywają się tutaj [o 11:00 i 15:00], martwe kurczaczki są
wabikami dla ptaków. Odrywa im nóżki, macha nimi zachęcająco, czasami kładzie
je na czapkach lub ramionach widzów. I woła po imieniu każdego z ptaków, które
nam prezentuje.
Każdy
z nich ma ludzkie imię, i jak to bywa z ludźmi, one też mają swoje humory i
swoje pomysły na spędzanie czasu. Żaden pokaz nie jest taki sam, bo po prostu
nie sposób przewidzieć reakcję ptaków. Czasami któryś z nich odmawia współpracy.
„Bo one są jak dzieci” – mówi Lothar. „Doskonale znają swoje imiona, ale
czasami udają, że nie słyszą, jak się je woła”. Właśnie tak jak oglądana przez nas
charakterna sówka. Lothar kusi ją i woła
do siebie, a ona za każdym razem „odpyskowuje”. Przekomarzają się tak chwilę, ku uciesze publiczności, w
końcu majestatyczna sowa, będąca nie tylko symbolem mądrości, ale przede
wszystkim fantastycznym okazem piękna, robi to, o co prosi ją mężczyzna.
Te oczyska!!!
Przez
chwilę przestępuje z nogi na nogę, jakby niecierpliwiąc się, a potem rozkłada
swoje skrzydła i leci wprost na mnie i na siedzące za mną osoby. Co niektórzy,
a raczej niektóre, bo to są głównie kobiety, wrzeszczą i krzyczą. Zupełnie
niepotrzebnie, bo mimo iż ptaki – orły, sępy, jastrzębie, sowy i sokoły –
szybują nad naszymi głowami, nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo z ich
strony. Wszystko jest pod kontrolą. Aż chciałoby się powiedzieć: Relax! And enjoy!
To
mit, że ptaki drapieżne porywają niemowlaki i zabijają jagnięta. Bardzo jednak
krzywdzący mit. Błędne przekonania wielu ludzi sprawiły, że ptakom drapieżnym
nadano przydomek szkodników. Bezwzględnie i bezmyślnie tępiono je, nie
zaprzątając sobie głowy rozważaniami nad ich rolą w ekosystemie. To w
połączeniu z powszechnym stosowaniem pestycydów sprawiło, że populacja tych
pięknych ptaków uległa znacznemu zmniejszeniu. Dziś ptaki drapieżne są pod
ścisłą ochroną gatunkową.
Lothar
lubi nazywać to, co robi „edutainment”. Jego pokaz w rzeczy samej jest
połączeniem rozrywki z jednoczesnym edukowaniem widza. Nauka przez zabawę
zawsze była skuteczną metodą przyswajania wiedzy, i zdaje się, że sympatyczny
Niemiec doskonale o tym wie. Przez całe
godzinne show umiejętnie dzieli się z nami informacjami na temat swoich podopiecznych. Wszystko odbywa się w tak przyjemny sposób, że aż łezka kręci się
w oku na myśl o tym, że szkolne lekcje biologii tak nie wyglądają.
Z
humorem i pasją opowiada nam o tym, co zapewne mówił wcześniej tysiącom innych
widzów. O charakterystycznych zakrzywionych dziobach ptaków drapieżnych, o ich
ostrych jak brzytwa szponach. O tym, że pełnią
istotną funkcję w środowisku, eliminując chore i najsłabsze osobniki, co
z kolei dobrze wpływa na ewolucję. Poprzez zabijanie swoich ofiar zapobiegają
ich reprodukcji, a poprzez żywienie się padliną, odgrywają ogromną rolę
sanitarną, której wielu ludzi zwyczajnie nie docenia. Wielu z nich musi się o
tym przekonać w bolesny sposób. Jak pokazało wiele przykładów z przeszłości, tam,
gdzie całkowicie wytępiono drapieżniki, w tym właśnie ptaki drapieżne,
odnotowano rozprzestrzenianie się wielu chorób epidemicznych wśród zwierzyny
łownej.
Dlatego
Lothar raz po raz powtarza, że ptaki drapieżne nie atakują i nie zabijają dla
zabawy. Robią to po to, by przetrwać, by zdobyć pożywienie. Nie tracą energii
na czynności, które nie przynoszą im żadnych korzyści: nie fruwają bezmyślnie,
nie atakują, kiedy nie są głodne. I doprawdy nie porywają się na zabicie
bezbronnego niemowlaka czy owcy. Owszem, czasami można je zobaczyć w trakcie
pożywiania się mięsem bydła czy innego zwierzęcia, ale tylko dlatego, że to
zwierzę było już martwe. Coś innego je zabiło: choroba, człowiek albo inny mięsożerca, ale nie ptaki drapieżne. One przyleciały tylko na łatwy posiłek.
One po prostu lubią iść na łatwiznę. Jak wielu z nas.
I
żeby nie pozostać gołosłownym Lothar wabi do siebie potężne orły, sępy, sowy,
sokoły i jastrzębie, mimo że koło nóg praktycznie cały czas plącze mu się
żarłoczna czapla, która w naturalnym środowisku spokojnie może czasami paść
ofiarą większych od siebie ptaków drapieżnych. Tu jednak nie pada. Bynajmniej
nie dlatego, że jest ociężała od połkniętych wcześniej martwych piskląt i zbyt
powolna, by uciec. Wcale nie musi uciekać, bo ptaki zwyczajnie nie są
zainteresowane. Wolą łatwy łup, czyli żółtego, martwego kurczaczka. „Czapla nie
jest taka głupia, na jaką może wyglądać” – mówi mężczyzna. „Dobrze wie, że
orzeł jej nie zaatakuje i że jest bezpieczna”.
To,
co Lothar robi może zapewne budzić w niektórych niesmak i powodować
kontrowersje. Bo trzyma ptaki na uwięzi, bo niektóre z nich są zamknięte w
wolierach. Bo to, bo tamto. Zmierzając w kierunku areny, na której odbywa się
pokaz, i mijając po drodze ptaki siedzące na metalowych podestach, czułam przez
chwilę smutek i żal. Przypominały mi nieruchome eksponaty i psy uwięzione na łańcuchu koło budy –
trudno było nie zauważyć tych pasków u ich nóg. Może faktycznie widziałam w
ptasich oczach smutek, a może jestem tylko przewrażliwioną neurotyczką i
mimozą, która doszukuje się drugiego dna tam, gdzie go nie ma.
Pamiętajmy
jednak, że Lothar jest biologiem z pasją. To, co robi, to nie jego widzimisię.
To nie szalony pomysł szalonego naukowca, lecz autentyczna chęć niesienia
pomocy ptakom i zwierzętom, to chęć uratowania ich od wyginięcia. To nie on
skrzywdził ptaki, które trafiły pod jego opiekę. Nie on znudził się nimi, kiedy
okazały się zbyt kosztowne w utrzymaniu. To nie on bezdusznie pozbawił je domu.
Całowałabym tę słodką mordkę! ;)
Bez
ludzi takich jak on nie byłoby już niektórych gatunków ptaków. Ten człowiek
dokonuje rzeczy niemal niemożliwych. Oswaja lisy, nosi je na rękach, leczy i
pielęgnuje zranione ptaki. Poświęca swój czas i swoje życie na robienie czegoś,
co MA znaczenie. Ile z nas robi coś, co ma pozytywne znaczenie nie tylko w
zasięgu lokalnym, ale także tym światowym?
To
dzięki niemu i jego współpracy z innymi placówkami tego typu udało się
doprowadzić do powiększenia liczebności zagrożonych populacji ptaków. Centrum badawcze
Lothara szczególne sukcesy odnosi na polu rozmnażania sępów himalajskich,
będących jednymi z największych ptaków drapieżnych na świecie. Ich waga może
osiągnąć nawet 14 kg, a rozpiętość skrzydeł dojść nawet do ponad trzech metrów
u samic. Tylko garstka placówek na świecie ma u siebie tego rodzaju ptaki, nie
wspominając o tym, że na wolności znajduje się ich coraz mniej.
Przepiękna Ashley!
W
rezerwacie Niemca schronienie znalazło wiele innych gatunków zwierząt. Od tych
doskonale nam znanych po te rzadziej spotykane. Część z nich powróciła tutaj,
mimo że zostały uprzednio wypuszczone na wolność. Nutrie, szynszyle, węże,
świnki morskie, króliki, konie, kozy, przedziwne świnki, czy tchórzofretki – to
tylko nieliczni mieszkańcy tego przybytku.
Myślę,
że dwie godziny powinny wystarczyć na spokojną wizytę w tym miejscu. Ja
niestety przybyłam tutaj na krótko przed ostatnim pokazem o 15:00, więc po jego
zakończeniu zostało mi naprawdę niewiele czasu na dokładne zapoznanie się z
wszystkimi zwierzakami i ptakami. Centrum zamykane jest o 16:30. Absolutnie nie
żałuję jednak wizyty w tym miejscu. Było naprawdę fantastycznie! Zaryzykuję
stwierdzenie, że nietypowe przedstawienie Lothara i jego ptaków było lepsze niż niejedna sztuka
teatralna. Każdy kto siedział w zasięgu mojego wzroku, miał nieschodzący uśmiech
z twarzy. Ten pokaz rozweseliłby nawet największego ponuraka, a lekarze powinni
przepisywać go na receptę wszystkim tym, którzy cierpią na depresję. Dobra
zabawa gwarantowana!
Rosie. Jedyne 350 kg żywej wagi!
Kocham! Można przytulać i głaskać do woli! :)