sobota, 16 lipca 2011

Z pamiętnika asystenta kier-owcy

Są na tym świecie dziwy, o których nie śniło się nawet filozofom - westchnęła sobie Taita, przyglądając się nietypowemu zjawisku.


 


Minutę wcześniej siedziałam wygodnie rozpostarta w aucie, nie przeczuwając nadchodzącej - choć bardziej adekwatne byłoby tutaj stwierdzenie "leżącej" - atrakcji. Pół minuty później, z rękami zaciskającymi się na aparacie, już krzyczałam do Połówka, by zatrzymał na chwilę auto. Przyczyną takiego stanu rzeczy był obraz, który zauważyłam kątem oka.


 


Wysiadłam z auta. Wstrzymując oddech i przemykając cicho niczym lis skradający się do kurnika, podeszłam do ogrodzenia, wysyłając tajemniczej istocie leżącej w trawie przede mną prosty przekaz: "tylko nie uciekaj, tylko nie uciekaj, proszę". Szybko przekonałam się, że tak naprawdę mogłabym wykonać potrójne salto, lądowanie z telemarkiem albo po prostu zacząć naśladować bojowe okrzyki Indian, a stworzenie leżące w trawie i tak pewnie by mnie zignorowało.


 


Fenomenalne zwierzę, które leżało na soczyście zielonym pastwisku, miało wyjątkowo smutne spojrzenie, w którym dopatrzyłam się oznak cierpienia. Oczywiście pierwszym moim odruchem bezwarunkowym była chęć dotknięcia nietypowej owcy, zupełnie jakby to w jakiś sposób mogło ulżyć jej ewentualnemu cierpieniu. Dzielące nas ogrodzenie w połączeniu z zakorzenionym szacunkiem do cudzej własności kazało mi pozostać tam, gdzie jestem. Pozostało nam zatem mierzenie się spojrzeniem.


 


W samej tylko Irlandii widziałam setki owiec, ale jak żyję, takiej jeszcze nie spotkałam. Jeszcze długo, już po powrocie do auta, zastanawiałam się nad tym, czy widziana przeze mnie czteroroga owca to wybryk natury, czy też może taka odmiana. Tak jak niespodziewanie natrafiłam na tę nietypową owcę, tak samo przez przypadek trafiłam na odpowiedź. Otóż sfotografowana przeze mnie owca - bo po cechach morfologicznych mniemam, że to samica była, a nie samiec - jest prawdopodobnie [bardziej lub mniej szlachetną] przedstawicielką uroczej rasy Jacob's sheep, owiec Jakuba.


 


Trzoda tej rasy charakteryzuje się posiadaniem ładnego, plamistego, biało-czarnego umaszczenia. Owce Jakuba mogą posiadać od jednej do trzech par rogów, jednak najczęściej spotyka się osobniki czterorogie. To dość rzadka rasa hodowana przede wszystkim dla walorów smakowych mięsa, lecz także dla wełny i skór. Zdarza się, że hodowcy nabywają je tylko ze względu na ich ozdobny i miły dla oka wygląd. Co ciekawe owce tej rasy wykorzystywane były do pełnienia funkcji obronnych na farmie: do chronienia innych zwierząt gospodarskich przed drapieżnikami, a także przed złodziejami i wandalizmem.


 


Niektórzy twierdzą, że przedstawiciele tej rasy są bezpośrednimi potomkami plamistych owiec Jakuba opisanych w Starym Testamencie. Inni nazywają je "Spanish sheep", hiszpańskimi owcami. Według wersji tych drugich zwierzęta miały przybić do brzegu po rozbiciu okrętów hiszpańskiej Armady udającej się z atakiem na Anglię w 1588 roku.


 


Jakiekolwiek jest pochodzenie tych urodziwych owiec, Jacob's sheep ciągle pozostaje rasą cenioną nie tylko ze względu na swe walory estetyczne, lecz przede wszystkim inteligencję, a także wysoko rozwinięty instynkt macierzyński samic. Jagnięta już chwilę  po przyjściu na świat stają się aktywne i pełne energii. Zarówno samce jak i samice posiadają rogi, ale te należące do baranów są zdecydowanie bardziej imponujące. I co ciekawe nie jest to jedyna wieloroga rasa.


 


Człowiek uczy się całe życie.

wtorek, 12 lipca 2011

White Island i jej enigmatyczne posągi

 

O marinie w CastleArchdale Park w hrabstwie Fermanagh na pewno nie można powiedzieć, że jestpusta. Parking zastawiony samochodami, spacerujący ludzie i łodzie spokojniecumujące w wodach Lower Lough Erne. Ja patrzę głównie na jedną, na Gypsy Lady.To ona ma nas zawieźć na pobliską wyspę White Island.

  

Po kilku minutachoczekiwania przychodzi sternik. Przekręca klucz w zamku bramy prowadzącej dołodzi i w tym momencie rozpoczyna się nasza przygoda. W skromnym,sześcioosobowym towarzystwie, wsiadamy do Gypsy Lady. Nasza"Cyganeczka" spokojnie mieści wszystkich pasażerów, a tymzaopatrzonym w aparaty umożliwia zajęcie strategicznej pozycji.

  

Rejs mija szybko. Sterniktwierdził, że dotarcie na wyspę zajmie jakieś 15 minut. Mam wrażenie, że zajęłomaksymalnie około 10. W przerwach między podziwianiem pejzaży, wpatruję się wszerokie plecy naszego "kapitana" schowane za koszulką z napisemanimal. Z rozbawieniem przyglądam się też zabiegom adoracyjnym córek jednej zpasażerek. Małe, odziane w róż kokietki co jakiś czas z uwielbieniem w oczach wpatrująsię w Połówka. Wiem, że ma boskie ciało, ale nie sądziłam, że oddziałuje onotakże na pięcio czy sześcioletnie podlotki. Ja w ich wieku bawiłam się lalkami.

  

Na wyspie White znajdująsię ruiny świątyni pochodzącej z XII wieku. Są to dość marne pozostałości,jednak ogromnej atrakcyjności nadaje im wyjątkowo dobrze zachowany romańskiportal, a przede wszystkim komplet kilku tajemniczych płaskorzeźb wbudowanych wjedną ze ścian kościelnych ruin.

  

Gdybyśmy cofnęli się do odległejprzeszłości, najprawdopodobniej zobaczylibyśmy tutaj monastyczną"wioskę": kościół, cmentarz, ogrody, budynki gospodarcze, warsztaty imnisie cele. Niestety po prymitywnych, drewnianych budynkach nic już niezostało. Prostokątny, kamienny kościółek został zbudowany w miejscu dawnej,drewnianej struktury. Potwierdziły to wykopaliska archeologiczne. Nasuwa sięzatem myśl, że tutejszy kompleks monastyczny został zniszczony i spalony.Zapiski w starych manuskryptach o najeździe Wikingów w IX wieku na klasztoryusytuowane wokół jeziora Erne pozwalają przypuszczać, że to właśnie oni byliodpowiedzialni za wspomniane zniszczenia.

  

Perełką ruin są tajemniczefigury. Powiedzieć o nich, że są piękne i imponujące to za mało. Ich wiek,pochodzenie, przeznaczenie, jak również znaczenie to jedna wielka tajemnica.Szacuje się, że powstały około IX-X wieku. Ślady, które zawierają, pozwalająsądzić, że rzeźby mogły być wcześniej wmurowane w jakąś całość, jak równieżsłużyć jako kolumny podtrzymujące inny element budynku. Pewne jest to, żepóźniejsi budowniczowie kościoła nie byli nimi zbytnio zainteresowani, używającich jako zwyczajnych bloków.

  

Rzeźby odkrywano w różnymokresie, na ostatnią natknięto się stosunkowo późno, bo dopiero w 1958 roku. Odkrycietych nietuzinkowych posągów przyczyniło się do wielu burzliwych dyskusji iprzeróżnych interpretacji. Jedni twierdzą, że płaskorzeźby obrazująpielgrzymów, inni, że odzwierciedlają one siedem grzechów głównych. Jeszczewedług innych figury przedstawiają epizod z życia świętego Patryka.

  

Wszystkich płaskorzeźbjest osiem, jeśli wliczyć w to dwie ostatnie znajdujące się po prawej stronie.Sześć z nich przedstawia ludzkie sylwetki. Większość postaci nosi długie tunikitypowe dla duchownych. Skrzyżowanie nóg pierwszej figury sugeruje, że jest toznana ekshibicjonistka Sheela-na-Gig, mająca rzekomo stanowić dla mnichówprzestrogę przed cielesnymi uciechami. Druga postać siedzi i trzyma w rękachpewien obiekt. Być może jest to Chrystus - jego podobny wizerunek umieszczono wKsiędze z Kells. Trzecią osobą jest prawdopodobnie zakapturzony opat trzymającydzwonek i pastorał. Czwarta figura według jednych reprezentuje świętego Dawida,a zdaniem innych... drapie się po brodzie. Piąta ma uroczo kręcone włosy itrzyma dziwne stworzenia: pół-ptaki, pół-zwierzęta. Mogą to być gryfysymbolizujące dwojaką naturę Chrystusa: częściowo boską, a częściowo ludzką. Szóstapostać oprócz kręconych włosów posiada także miecz, tarczę i celtycką broszkę.

 


Siódmemu kamieniowi nadanotylko wstępny kształt. Z jakiegoś powodu nie dokończono go. Co w tymprzeszkodziło? Śmierć rzeźbiarza, jakaś katastrofa, najazd wrogów? Niedokończonymonument świadczy o tym, iż nad rzeźbami pracowano najprawdopodobniej na miejscu.Ósma płaskorzeźba przedstawia tylko zachmurzoną twarz. Autor wszystkich posągówpozostaje ciągle nieznany. Określa się go jako Master of White Island. Mistrz zBiałej Wyspy - jeszcze jedna nierozwiązana zagadka Irlandii.