sobota, 27 sierpnia 2022

Egzotyczna wyspa Cape Clear - ciąg dalszy


Emigracja nie doprowadziła jednak do wymarcia starszej populacji i opuszczenia wyspy - losu, który spotkał niejedną irlandzką wysepkę. Pomimo wielu przeszkód tak bardzo obecnych w historii nowożytnej  Cape Clear, pomimo wysoce zakaźnej odry i tyfusu plamistego, chorób, które w XIX wieku szerzyły się niczym nieokiełznany pożar i siały zniszczenie, a także pomimo klęski głodu, wyspiarze  radzą sobie zadziwiająco dobrze. 


Ci bardziej religijni wierzą, że to zasługa świętego Kierana, ich patrona, którego święto celebrują piątego marca, zanim Irlandia na dobre rozhula się w celebrowaniu Dnia Świętego Patryka (17.03).


To właśnie święty Kieran przepowiedział im, że na wysepce zawsze będą ludzie i że wiara tu nie zginie. A święty był nie byle kim - był jednym z nich. Uważa się bowiem, że to właśnie tutaj się urodził w 325 roku, i co więcej, że to tu odprawiono pierwszą w Irlandii mszę świętą. Świętego trzeba mieć zatem w poważaniu, bo jak głosi miejscowa legenda - mężczyzna, który niegdyś orał pole, zamiast należycie święcić dzień święty, padł trupem jeszcze tego samego wieczoru. Dla zainteresowanych - na wyspie są pozostałości średniowiecznego kościoła świętego Kierana.



Bez względu na to, czy za dobrą passą wyspiarzy stoi opatrzność świętego czy po prostu ich żyłka do biznesu, Cape Clear jest miejscem niezwykle ciekawym i estetycznym. I jak na tak małą i kompaktową wysepkę - nieco ponad 5 km długości i niecałe 3 km szerokości - ma sporo atrakcji dla przyjezdnych. 

 


Są tu ruiny wspomnianego wyżej kościoła świętego Kierana z XII/XIII wieku, pozostałości niewielkiego zamku na skale (dostęp do niego jest bardzo utrudniony), są ruiny emerytowanej latarni, jest Chleire Haven - pierwsza w Irlandii "wioska" z mongolskimi jurtami z bajecznym widokiem na zatokę w South Harbour. 

 

 

Jest tu odgrywające ogromną rolę obserwatorium ptaków (Bird Observatory) założone w 1959 roku przez grupę zapalonych angielskich miłośników ornitologii. Jest tu nawet destylarnia lokalnego ginu 3 SQ. MILES, zdaje się pierwsza w całej Irlandii - i jedyna taka - destylarnia na wyspie. 

 

Jest też tu lokalny "celebryta", Ed Harper, właściciel Cléire Goats, farmy kóz, gdzie można nabyć wytwarzane przez niego kiełbaski, sery i lody z koziego mleka. Lodów ostatecznie nie spróbowaliśmy, mimo że mijająca nas turystka z dziećmi szczerze mlaskała z zachwytu i serdecznie polecała. Nie o lodach jednak chciałam pisać, a o samym Edzie, bo zdecydowanie jest to oryginalna postać. Tak samo zresztą jak jego historia.

 

Widzisz, czytelniku, Ed, nie jest zwykłym farmerem - cierpi na ślepotę. Jak sam jednak twierdzi, to nie ślepota go w życiu najbardziej ogranicza, lecz sztywność stawów. Ed do najmłodszych nie należy. W listopadzie będzie miał ukończone 74 lata. Codziennie jednak wstaje i robi to, po co tu przyjechał. A przyjechał z daleka - aż z Manchesteru, gdzie pracował jako wykładowca socjologii (Ed jest tak wielkim zwolennikiem doktryny marksistowskiej, że nawet swojego kota nazwał na cześć bolszewika, Lwa Trockiego).


Los nie obchodził się z nim szczególnie łaskawie. Praktycznie całe jego życie naznaczone jest ślepotą. Tylko przez kilka początkowych lat życia mógł oglądać świat w całej swojej okazałości. Od dawien dawna w starciu ze ślepotą pomaga mu pies przewodnik. Obecnie jest to owczarek niemiecki o imieniu Izzy. 

 

Ed zainteresował się kozami, kiedy miał jakieś 7 lat, ale na realizację swoich marzeń, z którymi kozy są nierozłącznie związane, musiał poczekać dobrych kilkanaście lat. Najpierw jednak musiał przeprowadzić się z Anglii na małą irlandzką wyspę na południowym zachodzie Irlandii. 

 

Można powiedzieć, że los chciał, by tu osiadł. Kiedy bowiem znalazł się tu w latach 70., i pojechał obejrzeć dom z ogłoszenia, które go zaintrygowało, okazało się, że to nie jest ten dom O'Driscolla (nazwisko tak tam powszechne jak u nas Nowak albo Kowalski), o którym myślał. Dom z ogłoszenia miał jedynie pięć akrów, a ten do którego trafił - aż 27. Obydwa jednak były na sprzedaż. Co więcej, cena była taka sama. Reszty można się już z łatwością domyślić, skoro Ed od 1979 roku zajmuje się tu kozami. 

 

Pierwsze kozy - tak jak on - przybyły tu ze Zjednoczonego Królestwa, i są to przedstawicielki brytyjskiej rasy alpejskiej. Nie nastręczają Edowi zbytnich zgryzot, bo nie są krnąbrne i ładnie współpracują. Ale też Ed dobrze je traktuje. Koza też człowiek - do szczęścia potrzebuje schronienia i pożywienia. Nie lubią być mokre i zmarznięte - to najkrótsza recepta, aby wysłać je na drugi świat. 

 


Przepowiednia świętego Kierana nadal jest aktualna, lecz mimo to populacja Cape Clear  powoli i systematycznie się zmniejsza. Dziś zamieszkuje ją ponad 100 stałych mieszkańców. Ta liczba znacznie się zwiększa w okresie letnim, kiedy na wyspę przybywa młodzież w celu nauki irlandzkiego, jak również ci, którzy pomieszkują tu okresowo w swoich domkach wakacyjnych.


Już w przeszłości zdarzało się mieszkańcom niespodziewanie natrafić na przeróżne pamiątki po prehistorycznym człowieku, jak również na mogiły z jego szczątkami. Ziemia, tak pieczołowicie użyźniania w XIX wieku, nadal sporadycznie wypluwa z siebie kamienie, mimo że w minionych stuleciach wydobyto ich tutaj tysiące i użyto do utworzenia kamiennych murków. Swoją długością przekraczają ponoć 14 mil (nie wiem, komu chciało się to mierzyć...).


 

Ludzkie szczątki i artefakty z dawnej przeszłości skutecznie przypominają, że nie da się tak po prostu zapomnieć, że kiedyś było tu inne życie. Nie można zapomnieć, że już w neolicie żyli i umierali tu ludzie. Ziemia do dziś skrywa ich pozostałości, ale to nie ich należy się bać. Prawdziwe niebezpieczeństwo grozi nam ze strony żywych. Nawet w miejscu takim jak Cape Clear - oazie zieleni i rajskiej enklawie, która w ciepłe i słoneczne dni wydaje się być rajem na ziemi. 


Uważaj na siebie, droga czytelniczko, jeśli kiedykolwiek uda Ci się tutaj trafić. Jeden z synów Eda, Duncan Harper, tak prężnie działający w lokalnej społeczności (pracujący między innymi na łodzi, w destylarni ginu i w barze), miał niedawno sprawę w sądzie o seksualne molestowanie turystki, której zaoferował podwózkę do domu. On dostał karę dwóch lat pozbawienia wolności, ona - traumę do końca życia. Zło bardzo często ukrywa się w niepozornych miejscach i przybiera formę niepozornych ludzi. Takich Duncanów jest więcej. Cape Clear jest jednak jedna i mimo wszystko warto ją odwiedzić.