Mokro, wietrznie i... romantycznie! Czyli mój ulubiony rodzaj pogody na dni, kiedy nie muszę nigdzie być, mogę zostać w domu i z suchego miejsca obserwować liście tańczące na wietrze.
Październik zaczął się z przytupem, mamy bowiem pierwszy sztorm tego miesiąca o jakże wdzięcznym i niewinnym imieniu Amy.
Co ciekawe, wcale nie było dziś zimno, a "jedynie" wiało i lało. Najgorzej było oczywiście na zachodzie kraju, czyli tam, gdzie mnie nie ma. Choć raz jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie, ha!
W moim hrabstwie to raczej bułka z masłem. "Popłuczyny" po sztormie z prawdziwego zdarzenia. A mimo to podmuchy wiatru były tak mocne, że poprzewracały mi donice z kwiatami, a nawet ciężką, metalową ławkę ogrodową. Sąsiadce zaś sztorm Amy bezpardonowo wybebeszył – niczym Kuba Rozpruwacz – kubeł z recyklingowymi odpadami. W ten oto sposób dowiedziałam się, bez jakiejkolwiek wyrafinowanej inwigilacji, że sąsiadka pije rozpuszczalną kawę Nescafe Azera i – jak na szanującą się Irlandkę przystało – smaruje pieczywo irlandzką margaryną Dairygold. Nie musiałam wróżyć z fusów, wystarczyło, że rzuciłam okiem na śmieci, którymi usłany był jej ogródek z tyłu domu. Lekcja na przyszłość, drogie dzieci, nie trzymamy kubłów na śmieci od strony nawietrznej.
Przy okazji pogratulowałam sobie wyczucia czasu, bo na parę dni przed sztormem dotarł termos, który zamówiłam dla Połówka i dziś właśnie miał swój wielki debiut. Połówek niestety nie zaliczył się do szczęśliwców, którzy mieli przywilej pozostania w domu. Nie było zmiłuj się, musiał jechać w tych opłakanych warunkach do Dublina, więc kiedy rano kąpał się przed pracą, zakradłam się do kuchni, podgrzałam do czerwoności zupę pomidorową, którą przyrządziłam wczoraj wieczorem, i taką bulgoczącą, niczym wywar czarownicy, przelałam do nowego nabytku. Według obietnicy producenta termosu miała pozostać gorąca przez 15 godzin. Mam nadzieję, że to nie była zwykła kiełbasa wyborcza dla naiwniaków!
Podglądałam przez chwilę transmisję na żywo z lotniska w Dublinie, aby zorientować się, jak sytuacja wygląda w stolicy – widziałam, że piloci całkiem dobrze radzili sobie z panującymi warunkami. Niemniej, nie chciałabym być na miejscu tych pasażerów.
Myślałam, że tegoroczny rozdział podróżniczy już zamknęłam sierpniowym wyjazdem na wyspę Arranmore, ale mój niespokojny duch (czy to Ty, mężu Hildegardy Zollstock?) znów zaczyna dochodzić do głosu. Chodzi mi po głowie pomysł jakiegoś krótkiego październikowego wyjazdu. Mam już nawet kilku potencjalnych faworytów, ale decydujący głos będzie jednak miała pogoda. Długoterminowa prognoza jest w miarę optymistyczna; całkiem znośne temperatury, zarówno w ciągu dnia, jak i w nocy, więc tym bardziej kusi mnie ten pomysł.
A skoro o Hildegardzie Zollstock mowa, to do Połówka dotarła długo wyczekiwana, najnowsza gra planszowa z wiedźmińskiego uniwersum, więc gdyby się ktoś zastanawiał, co będziemy robić na urlopie, to już informuję – zapewne wcielać w wiedźminów ze Szkoły Wilka.
Nie planowałam tego wpisu. W oryginalnym zamyśle miałam kontynuować relację z wyspy Arranmore, bo mam jeszcze sporo niepublikowanych zdjęć i chciałabym, aby zobaczyły światło dzienne, ale niestety znów opuściła mnie wena. Story of my life.
Ten post jest więc po to, abym się rozpisała i przestała być starym, zaschniętym i niedomagającym długopisem. Łudzę się, że siłą rozpędu uda mi się jutro, albo najpóźniej w niedzielę, wreszcie napisać tę relację, która chodzi za mną jak bezpański pies i domaga się uwagi, ja zaś konsekwentnie okazuję jej obojętność, a może nawet niechęć. Trzymanie kciuków mile widziane!
Czym ta biedna Amy sobie zasłużyła żeby nazwać jej imieniem sztorm?
OdpowiedzUsuńChętnie poznam termos Połówka, ponieważ sama muszę poszukać nowego. Mój powinien już odejść na emeryturę. Cudownie mieć taką osobę. Ja bym się rozpłynęła z miłości zajadając przy takich mało korzystnych warunkach ciepłą pomidorową. Ciepło na sercu gwarantowane.
Kiedy tak piszesz o ekshibicjonizmie śmieciowym sąsiadki to zaczęłam się zastanawiać czym Ty Droga Taito smarujesz pieczywo? Jaka kawa umila Ci poranki?
Mnie też nosi hen w dal, ale nie dla mnie takie rarytasy. Jedyne wycieczki na jakie mogę sobie pozwolić aktualnie to te do szpitala.
Koniecznie podaj nazwę gry bo jak wiesz i ja mam w domu fana poczciwego staruszka Wiedźmina.
Piękny ten wpis i czasami taki jest potrzebny. Ciepłe uściski w te wiatry i wichury, a u nas w mrozy przesyłam z dalekiej Polandii.
Wystarczyło, że urodziła się kobietą ;) Zauważyłaś, że sztormy przeważnie mają kobiece imiona? Czyżby to była jakaś mało subtelna aluzja? Że niby jesteśmy jak ten żywioł natury i powodujemy ogromne spustoszenia? ;)
UsuńA co dolega Twojemu staruszkowi? Starczy uwiąd? ;) Nie trzyma ciepła, płynu czy jedno i drugie?
Obecnie... niczym, bo odstawiłam pieczywo (buuu!) Muszę trochę poprawić wyniki krwi i odpowiednia dieta ma mi w tym pomóc :) No dobra, powiem Ci, ale musisz obiecać, że nie powiesz mojemu lekarzowi ;) Otóż w tych starych pięknych i dobrych czasach, kiedy jeszcze jadłam pyszny chlebek i bułeczki, to uwielbiałam smarować je majonezem albo sosem tatarskim Winiary :) I nie, nie mam za wysokiego cholesterolu ;) Od zawsze nie cierpię margaryn, tfu, paskudztwo! Jak w ogóle można bezcześcić tym pieczywo? ;)
Co się zaś tyczy kawy, to dziś wypiłam jedno espresso delizioso, jedno fortissimo i jedną pełnowymiarową kawę classique, a wszystkie łączyło to, że były z tej samej firmy, czyli L'Or :) Najchętniej pijemy właśnie taką, choć jak skończą się kapsułki do Tassimo, to zdarzy mi się pić fusiastą :) Nie jestem specjalnie wybredna, ale moja kawa nie może być kwaśna. Nadal niestety nie dorobiliśmy się ekspresu z prawdziwego zdarzenia, z młynkiem do kawy, bo taki porządny (Miele, Jura, De'Longhi) to wydatek rzędu nawet 1000-1500 euro! Zawsze szkoda mi kasy na tak duże wydatki! Chyba jednak mam węża w kieszeni!
A teraz Twoja kolej – czekam na odpowiedzi na te same pytania :)
Dla mnie być może też nie, to się dopiero okaże :) O nie, czyli ciąg dalszy szpitalnej epopei i zero poprawy? :(
To "Wiedźmin: Ścieżka Przeznaczenia". Miałam zrobić zdjęcia do wpisu, ale mi się nie chciało, no i było już późno. Jeszcze jej nie testowaliśmy. Graliśmy za to w poprzednią – "Wiedźmin: Stary Świat" i bardzo się nam podobała. Dla mnie jej minusem jest jednak czas rozgrywki, bo to jakieś trzy godziny! Nie zdzierżę jej za jednym zamachem! Konieczna jest przerwa w połowie, bo mój delikatny tyłek odmawia mi posłuszeństwa (ech, te twarde krzesła kuchenne, wiesz coś o tym, nie? :))
Ooo, wielkie dzięki za te słowa :) Wiem, że niektórzy lubią takie, więc zdecydowałam się naskrobać parę słów, licząc przy okazji, że wróci mi wena, bo Arranmore trzeba dokończyć! Otulaj się ciepłą pierzyną w te mrozy (już? Tak wcześnie?!)
Jesteśmy po prostu jak tornado, inspirujemy meteorologów 😉
UsuńZasadniczo najpierw zepsuła mu się nakrętka i uszczelka, zamieniliśmy zatem z termosu K., który już w ogóle nie trzymał ciepła. Czasami przecieka, ale mam ogromny sentyment do tego termosu. Kupiłam teraz szklany, z dwoma kubeczkami, ale on bardziej nadaje się do auta niż na długie, piechurskie wyprawy. Razem z termosem kupiłam szklany dzbanuszek w ramach rekompensaty dla domu za swoją głupotę 😉
Ojej! Mam takiego majoneziarza w domu. Do wszystkiego musi dodawać majonez lub ketchup 😉Margaryna mi nigdy nie smakowała.
Co do kawy to my mamy french presser i ekspres kolbowy. Od dawna marzy mi się aeropress. Nasz ekspres staruszek, który dostałam porządne kilka lat temu na urodziny i tak zamierzamy wymienić na kolbowy. Te drogie „porządne” ekspresy szybko i często się psują a w środku mają kolonię mikrobów. Stąd nie tęskni nam się do nich, a jak mamy ochotkę na jeszcze lepszą kawę to na nią idziemy. Mamy knajpki przynajmniej dwie z pysznymi, włoskimi kawami. Obecnie raczymy się Lucaffe. Moje kawowe marzenie to kawiarka Bialetti, chociaż jak ostatnio się dowiedziałam, że kupiła tą markę Chińska firma to mam złamane serduszko. Do tej pory nie kupiłam bo mieli tylko jeden, jedyny model na kuchenkę indukcyjną.
Nie wypowiem się w temacie szpitalnej epopei. Wiesz jak jest…
Muszę sobie zapisać na wypadek świątecznych pomysłów bo jak wiesz mam fana Wiedźmina w domu 😉 To my tak mamy. Everdell. Gra jest fantastyczna, ale bardzo długo się w nią gra, a w więcej osób to już w ogóle potrzebne jest mnóstwo czasu.
My zwykle gramy na dywanie, ale prędzej czy później faktycznie stare kości bolą, na kuchennym krześle nie usiedzę dłużej niż 40 min 😉
Nawet nie wiedziałam, że są szklane termosy – ja to jednak zacofana jestem! Wszystkie, jakie mam są "tradycyjne". Szkło mnie trochę przeraża, bo jednak łatwo je stłuc. Cud, że jeszcze nie rozbiłam szklanego dzbanka na wodę, choć parę razy było już blisko! Oby Twój najnowszy nabytek pożył dłużej niż jego poprzednik ;) Bądź dla niego czuła i miła, to może długo Ci posłuży :)
UsuńMajonez to życie! :D K. wie, co dobre! :) Z majonezem wszystko smakuje lepiej :) Ketchup i musztardę też lubię. Nawet tę sarepską :)
Mój kuzyn ma (a przynajmniej miał) aeropress. Dla mnie to zawsze była wyższa szkoła jazdy ;) Wystarczy mi French press i ekspres do kawy. Aż taką koneserką nie jestem. Przyznam jednak, że parę dni temu, z okazji Amazon Prime Days, przyglądałam się ekspresowi z młynkiem, bo akurat była na niego promocja, ale ostatecznie się rozmyśliłam. Smakuje nam kawa z naszego ekspresu, dopóki działa bez zarzutów, to raczej nie będziemy go wymieniać.
Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że za rzadko "wychodzimy na miasto"/do restauracji, więc któregoś dnia poszliśmy. Dostałam w zamówionym śniadaniu jajko... ze sporym kawałkiem skorupki (byłoby ciekawie, gdybym jej nie zauważyła w porę, tylko połknęła...) i od tamtej pory przeszła mi chęć na stołowanie się na mieście ;) Choć oczywiście kawa czasem wpadnie gdzieś poza domem.
Chyba nie słyszałam wcześniej o tej grze, musiałam ją sobie wyszukać. Bryłki żywicy skradły moje serce ;) Na dywanie nie dałabym rady grać, bo ma zbyt długie włosie, a to nie jest stabilna podstawa pod grę. W naszym przypadku kuchenny stół jest zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem, bo jest dużo miejsca na plansze (niektóre są bardzo duże), no i twarde podłoże, więc nic się nie rozjeżdża, nie sypie, itd.
Szklane termosy to ja jeszcze z czasów PRL-u kojarzę!
UsuńOkaże się. Miewam szczęście to tłuczenia rzeczy.
Musztardę i ketchup lubię, ba majonez nawet też, ale w umiarkowanych ilościach 😉
My przynajmniej kilka razy w mcu wychodzimy na kawę. Jeśli mowa zaś o stołowaniu się to nam jest ciężko gdziekolwiek znaleźć jedzenie lepsze niż mamy w domu.
Oj Everdell była jedną z moich wymarzonych gier.
Poczytałam trochę na ten temat i faktycznie, były bardzo popularne w czasach PRL-u, tylko łatwo było je stłuc. Ponoć wkład był wymienny i przy odrobienie szczęścia można było go sobie odkupić. Ja w sumie nie przypominam sobie, byśmy często korzystali z termosu, kiedy byłam dzieckiem. Może coś mi wyleciało z głowy, bo miałam ważniejsze i ciekawsze rzeczy do zakodowania ;)
UsuńNo ja też, to nie jest tak, że codziennie zjadam pół słoika, albo dodaję do wszystkiego, jak leci ;) Ketchupu to ja już nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam. Musztardę dodawałam do ogórków, bo robiłam miodowo-musztardową zalewę...
Coś w tym jest. W domu masz to, co lubisz, wiesz też, w jakich warunkach zostało przygotowane (nie ufam ludziom pod względem higieny) i co się w tym posiłku dokładnie znajduje. A do tego dochodzą jeszcze straszne ceny w restauracjach (oczywiście wszystko bardzo podrożało), więc często uruchamia mi się wąż w kieszeni, jak pomyślę sobie, ile kosztuje jednorazowy obiad na mieście dla dwojga, a ile produktów można kupić za tę samą kwotę. Czasem jednak mam ochotę zjeść coś na mieście i móc wybrać sobie jakąś nietypową potrawę.
No to fajnie, że udało się to małe marzenie spełnić! :)
Mam i termosy, i kubek termiczny, termos specjalnie na zupe (moze byc nawet gesty eintopf), z szerokim otworem, ale wszystko lezy w szafkach, a ja nie uzywam. Chyba musze zaproponowac corkom.
OdpowiedzUsuńU nas tez dzisiaj nieco pizdzi, choc trudno to nazwac sztormem, w kazdym razie nie czyni szkod.
Termosy i kubki termiczne świetnie się spisują o tej porze roku. A także na wyjazdach :) Połówek dojeżdża do pracy (nawet półtorej godziny w jedną stronę), więc to są przydatne gadżety na wagę złota.
UsuńJeśli są sprawne i mają leżeć bezużytecznie, to chyba faktycznie lepiej dać im drugie życie. Pytanie tylko, czy córki korzystają z tych wynalazków. A nawet jeśli nie one same, to może dzieciakom w szkole by się przydały. Syn moich znajomych lubił przemycać w termosie gorącą czekoladę :) Czasami też jakąś zupę.
Czas już się przyzwyczajać do tych słot, wszak taka pora roku – lepiej nie będzie, a przynajmniej nie przez kilka najbliższych miesięcy.
Dobrego weekendu, Pantero :)
Kocham deszcz i wiatr, ale sztorm z fruwającymi elementami gospodarstwa domowego, to już przygoda 😁 Kiedyś byłam w środku trąby powietrznej - cisza jak makiem zasiał, a potem pół lasu z powyrywanymi drzewami. I to latem. Jesień jest spokojniejsza, mimo wszystko 😉
OdpowiedzUsuńSivko, alez to wlasnie pozna jesienia i zima sa najwieksze sztormy :)) A pozniej wiosna, zawsze jak przechodzimy z jednej pory roku w nastepna , nastepuje potezna zmiana cisnien ... Tak mnie uczono na geografii :)) Kitty
UsuńA zatem witaj w klubie! To jesteśmy w mniejszości, bo z tego, co zauważyłam, ludzie zazwyczaj narzekają na takie warunki atmosferyczne. Dla mnie mają one duży urok. Uwielbiam snuć się po domu, kiedy za oknem jest wichura :) Za trąbę powietrzną jednak podziękuję – nie mam aż takiej potrzeby ekstremalnych doznań ;)
UsuńIrlandia jako pierwsza bierze na siebie te atlantyckie sztormy , najbardziej zawsze dostaje sie tej zachodniej i polnocnej czesci , biora na siebie " pierwsze uderzenie " i " land fall" czyli nie tylko te wiatry, ale tez te mase deszczu, ktora tam spada. Dowiedzialam sie, ze jestescie po przeciwnej stronie , blizej Dublina, wiec faktycznie do was juz Amy doszla lekko oslabiona :)) A do nas dotarla wczoraj wieczorem, juz na ostatnim oddechu :)) Zaczelo mocno wiac , huczec i padac , az musialam calkiem zamknac okno na noc, bo nie dawala spac. Dzisiaj rano zrobilam obchod naokolo domu - tylko jedna mala doniczka przewrocona, wiec nie bylo zle. A za to ukazalo sie nam piekne blekitne niebo i choc troszke wieje to zapowiada sie piekny dzien ☀️🌤️☀️ a moze i caly wikend. Dzieki Amy 🙏🏻Moj MM bez termosu nie rusza sie do pracy. W jednej rece dzierzy kubek termosowy z kawa na droge, a w torbie ma jeszcze zapas kawy na caly dzien:)) Na tym bazuje :)) Ja tez oczywiscie uwielbiam kawe, ale dobra. Niedobra, gorzka , podla kawa jest dla mnie nie do przelkniecia , za to jestem tradycyjna " fusiara". Nic nie daje takiego aromatu i smaku jak dobra kawa zaparzona prosto wrzatkiem z grubym kozuchem na wierzchu ☕️☕️☕️ Zaden ekspres tego nie wydobedzie. Mamy i maszyne i rozne zaparzarki do kawy, a oboje i tak trzymamy sie utartych szlakow :) MM pije rozpuszczalna , ja fusiare 😊 Oczywiscie porzadnie zaparzona, pozniej delikatnie pomieszana az wszelkie fusy opadna na dno , dopiero potem dodana smietanka , znow delikatnie pomieszana i gotowe. To jest caly rytual :)) Jestem bardzo ciekawa jaka to podroz wymyslilas i dokad nas zabierzesz ... 😇 Milego wikendu ! Kitty
OdpowiedzUsuńTo prawda, to taki "wiatrochron" dla reszty kraju i UK ;) Zachodnie wybrzeże jest piękne i surowe, to moje ulubione strony wyspy, ale życie bywa tam naprawdę brutalne – sztormy potrafią wyrządzić tam ogromne szkody. Jeśli u mnie zdarza się, że wiatr powali jakieś drzewo, to mogę jedynie wyobrazić sobie, co tam się dzieje!
UsuńDobrze, że nie zaznaliście pełni gniewu Amy :) Tak, to takie typowe – po burzy zawsze wychodzi słońce, i u nas faktycznie tak było. Sobota była jeszcze lekko kapryśna, ale niedziela już ładna, sucha i słoneczna. Nikt by nie powiedział, że dwa dni wcześniej był jakiś sztorm!
Kawa to jedna z moich małych, codziennych przyjemności :) I podobnie jak Ty, też mam swoje preferencje. W ostatnich latach kilka razy zdarzyło mi się w jakiejś restauracji/knajpce, że nie dałam rady jej wypić, bo smak był ponad moje siły ;) Nie lubię kwaśnych kaw i takich ze zbyt dużą dozą goryczki (jako że nigdy kawy nie słodzę), bo wtedy mam wrażenie, że zamiast "nektaru" piję truciznę ;)
Co się zaś tyczy wspomnianej przeze mnie podróży, to to wszystko patykiem po wodzie pisane. Myślałam o jakimś małym wyjeździe. Tutaj, lokalnie. Może ponownie jakaś irlandzka wyspa, a może latarnia, a może tylko "zwyczajny" hotel... Robi się coraz chłodniej, nie wiem, czy coś z tego wyjdzie. Pożyjemy, zobaczymy :)
Sztorm to musi być coś. Ja bym się go bała. Z czasem pewnie można się do tego przyzwyczaić. Tak jak ja przyzwyczajam się do tego co mam na miejscu. Nawet po najgorszej pogodzie zawsze wychodzi słońce. Tak jak po każdej trudnej smutnej sytuacji w życiu przychodzi radość. Jestem pewna że już niedługo wena znów do ciebie przyjdzie. Ze zdwojoną siłą sprawi że znów będziemy czytać twoje wpisy z ogromną radością ❤️ trzymam kciuki bo tak jak piszesz kciuki warto trzymać. Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego najlepszego życzę 🌹
OdpowiedzUsuńJa to chyba jestem jakaś nienormalna, bo raczej bardziej mnie fascynuje, niż przeraża :) Mieszkam w głębi lądu, nie nad oceanem, więc u nas objawia się on przeważnie intensywnymi opadami i mocnymi, porywistymi wiatrami. Marzy mi się jednak oglądanie sztormu z bezpiecznej perspektywy, najlepiej z domku latarnika – to muszą być niezapomniane widoki i przeżycia :)
UsuńZgadza się. Po burzy zawsze wychodzi słońce i tak też było w tym przypadku :)
Fajnego nowego tygodnia Ci życzę :)
Hej, pozdrawiam z miejsca, gdzie niedaleko do dworca, na którym piździ 🤣 zajrzałam do ciebie korzystając z twojego wpisu u innej kolezanki. Wracam do ciebie przez lata, i przypominam sobie, że poznałyśmy się, gdy mieszkałam we Francji. I też tak chciałam pisać o urokach tego kraju, ale rodzina gnała mnie w różne inne rejony.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam przy okazji piękną relację z wyspy Arranmore. Bardzo mi to przypominało Islandię, za którą bardzo tęsknię. Tamtejsza lokalizacja i niezwykłe piękno wyspy również przerażało i zachwycało. Zawsze rozpatruje to w kontekście historycznym, jak ludzie przez wieki zamieszkiwali tam i przetrwali. Czekam na kolejne refleksje.
Ja też mam ten niby ekspres tossimo. Kapsułki można kupić w Kauflandzie, chociaż nie wszystkie rodzaje. Lubię caffe creme.
Dziękuję za pozdrowienia, no i oczywiście odwdzięczam Ci się tym samym –wysyłam Ci dużo ciepłych i pozytywnych myśli z Zielonej Wyspy, łap je ;)
UsuńJakiś czas temu dodałam "wtyczkę Obserwatorzy", która znajduje się po prawej stronie bloga (ale nie w wersji mobilnej, tylko standardowej), więc może to pomogłoby Ci w śledzeniu bloga na bieżąco? Jeśli oczywiście masz taką chęć – to nie jest lektura obowiązkowa dla nikogo, więc nie zmuszam :)
Zgadza się, tak właśnie się poznałyśmy :)
Wielkie dzięki za cofnięcie się do tych wcześniejszych wpisów i za przemiłe słowa na temat mojej wycieczki na Arranmore. Próbowałam podzielić się z Wami tą ekscytacją, która mi wówczas towarzyszyła, a także pokazać piękno wyspy :) Każda irlandzka wyspa jest wyjątkowa i z tą jest nie inaczej. Islandia plasuje się dość wysoko na mojej prywatnej liście destynacji turystycznych. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się na nią dotrzeć! Nie dziwię się, że za nią tęsknisz.
U nas chyba nie ma Kauflandów. Nigdy żadnego nie widziałam. Caffe crema to chyba firmy Jacobs?
Masz rację, w sklepach stacjonarnych jest bardzo ograniczony wybór kapsułek, dlatego zaczęliśmy zamawiać je ze specjalistycznej strony internetowej – byłam zszokowana tym, jak duży wybór mają! Zamówiliśmy kilka nowych rodzajów kawy na próbę i testujemy. Niektóre okazały się niewypałem. L'Or za to po raz kolejny potwierdziło swoją klasę :)
Kliknęłam na to okienko obserwatorzy. To zobaczymy jak zadziała, bo ja głównie używam smartfona. POkazała się przy okazji moja poczta. Mam kilka i zawsze mylą mi się hasła.
UsuńLaptopa tylko wtedy, gdy piszę nowy post.
Tak, moja caffe crema jest z Jacobsa. Ja zawsze mówię caffe creme, tak z francuską. Mąż na wsi zamawia i tam mamy ogromny wybór. Łącznie ze smakowymi, których ja akurat nie lubię. Dużo mlecznych i też kakao dla dzieci. Ostatnio nawet kupił herbaty 🤣 ale niedobre, zielona i zwykłą.
Ja akurat wróciłam z tygodniowego SPA i jestem bardzo zadowolona. Miałam też trzy zabiegi dziennie typu sanatoryjnego w pakiecie, a dokupywałam sobie inne atrakcje.
To do usłyszenia.
Wielkie dzięki za dołączenie do mojego skromnego, ale zacnego, grona obserwatorów :) Nie powiem Ci dokładnie, jak to działa, bo... sama nie wiem ;) Nikogo nie obserwuję, bo wyobraź sobie, że ten przycisk u mnie nie działa. Kiedy na niego klikam, wyświetla mi się komunikat o jakimś błędzie, i jeszcze każe spróbować później!
UsuńNie wyobrażam sobie pisania postów na telefonie, więc doskonale rozumiem Twoje preferencje w tym temacie :)
O, to mamy podobnie :) Ja również nie używam tych kapsułek ze smakowymi, kawowymi wynalazkami ;) Zdarza mi się wypić cappuccino, najczęściej jednak sięgam po espresso albo normalną czarną kawę (np. L'Or Classique) Ostatnio testowaliśmy kapsułki "Morning Cafe Filter" i muszę powiedzieć, że mnie one nie podchodzą! Brakuje mi tej apetycznej "pianki" u góry!
Szczęściara! Musiało być cudownie w tym SPA! Zazdroszczę tych rozkoszy dla ciała i duszy :) Będziesz jeszcze piękniejsza, niż jesteś ;)
Oj, u nas tez wieje straszliwie i cieszę się, że mogę siedzieć w domu i czytać.
OdpowiedzUsuńZa mną tez chodzi jakiś wypad do SPA, bo po remoncie zda się siły podreperować. Wszystko zależy od pogody.
Ciekawe, jaki kierunek wybierzesz...
W takie "niekorzystne pogodowo" dni tym bardziej doceniam dach nad głową i te wszystkie udogodnienia, o których często zapominamy w natłoku codziennych zajęć. A czytanie książek przy akompaniamencie deszczu i wiatru ma swój niepowtarzalny urok :)
UsuńKoniecznie powinniście wynagrodzić się za te trudy związane z remontem! Trzeba korzystać z życia, póki jeszcze je mamy :)
Chleb smaruję masłem, twarożkiem homogenizowanym, lub pastą z awokado, w zależności od tego, co ma na nim dalej wylądować. Dziś miałam grzankę z twarożkiem i figą (obłożenie znalazło się na grzance dopiero po ściągnięciu jej z patelni. Ostatnio moja przyjaciółka podrzuca mi różne figowe pomysły, jak np. rukola, mozarella, figi, orzeszki pistacjowe i oliwka- pychota). A z kaw pijam w zasadzie mleko z kawą, więc na mieście latte macchiato, a w domu rozpuszczalna nesca - trzy ziarenka z dużą ilością mleka, czasem spienionego w garnuszku do ubijania mleka, a czasem, jak mi się nie chce ubijać - z kartonika. Takie wpisy - na pozór o niczym dają czasami większą możliwość komentowania niż takie konkretne o rzeczach, na których się nie znamy. :)
OdpowiedzUsuńDobrej jakości masło jest naprawdę pyszne, czego nie można powiedzieć o margarynie. Serek homogenizowany zdarzało mi się jeść jako deser. Bardzo ciekawie i dość oryginalnie brzmią te Twoje posiłki :) Jadłam sałatki z podobnych składników, tylko zamiast fig były buraki, które bardzo lubię.
UsuńU mniej częściej cappuccino niż latte macchiato, generalnie jednak "wyrosłam" z mlecznych kaw. Teraz najczęściej piję czarną. Koniecznie bez cukru.
Masz rację co do tych wpisów. Ja jednak absolutnie nie jestem ortodoksyjna pod tym względem i nie wymagam od czytelników ścisłego trzymania się tematu wpisów. Post, tak naprawdę, ma być tylko pretekstem do miłej pogawędki z lubianymi ludźmi :) To taki wirtualny odpowiednik wspólnego picia kawy i "plotkowania" :)
Super pomysł. Wydaje mi się, że często nawet przeczytawszy jakiś wpis nie wiemy co napisać, bo jak ktoś pisze o XVI wiecznej świątyni, jej architektach, wymiarach itp. a ty nie masz nic do powiedzenia na ten temat, czasami ci się podoba, a czasami niekoniecznie - przecież pisanie pod każdym postem piękne miejsce, albo nie w moim guście - to tak głupio. Chyba rzeczywiście czasami lepiej napisać, a u nas dziś była paskudna pogoda, siedziałam cały dzień w domu i czytałam książkę o ....
UsuńKawa bez cukru - oczywiście od ponad pięćdziesięciu lat pijam bez cukru. :)
Zgadza się. Wielokrotnie tak miałam, dlatego moje komentarze u innych nie zawsze dotyczą głównego tematu wpisu. Często skupiam się na jakimś wątku pobocznym, czymś, co dałoby mi pretekst do skomentowania, bo mimo wszystko staram się pozostawiać po sobie jakiś znak. Wiem, że każdy bloger to docenia. Są jednak też takie dni, kiedy nic nie piszę, bo nie mam albo czasu, albo ochoty, albo nic do powiedzenia. A często też tego wszystkiego.
UsuńNiezły staż picia kawy! :)
Sztorm o imieniu Amy, to na pewno sprawka jakiegoś faceta meteorologa ;) śmieci sąsiadki kojarzą mi się z filmami szpiegowskimi, gdy agenci analizują zawartość śmietnika i dzięki temu wiedzą o kimś prawie wszystko :) u mnie w Indiach nadal często pada, chociaż teoretycznie pora deszczowa powinna odejść z końcem września i zacząć się okres, który najbardziej lubię, czyli pogoda przypominająca temperaturami lato w Polsce :) pozdrawiam serdecznie i czekam na info, jak się spisał termos z zupą pomidorową :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że też mi się to tak skojarzyło? :) Możemy się śmiać, ale ile w tym prawdy! Dziś z cudzych śmieci można się niemal wszystkiego dowiedzieć. Pokaż mi swoje odpadki, a powiem Ci, kim jesteś ;)
UsuńTych pustych opakowań na trawie u sąsiadki było więcej, ale nie wszystkie produkty były mi znane ze sklepowych półek, a szkoda – mogłabym Wam tutaj przemycić więcej smaczków ;))
Suchych i ciepłych dni życzę :)
U nas może nie sztormowo, ale wieje i pada, więc z gorącą herbatą, książką i Puszkiem chowam się pod koc i tak sobie październiczeję:-) Na jesienne wieczory kupiłam grę w magnetyczne kamienie, zupełnie nieambitną i taką prostą przyjemność, niewymagającą męczena mózgu;-)
OdpowiedzUsuńJako geograf doceniam użycie fachowego terminu „strona nawietrzna” i ujęcie nauki w tak zabawny sposób;-)
Twoja wena wcale Cię nie opuściła:-) Ubrała się w sztormiak i wyszła na spacer, bo opisujesz wszystko z taką energią i dowcipem, że Amy o mało mnie nie zwiała. Kciuki oczywiście trzymam! Za napisanie relacji, za urlop i za nowy, dobry tydzień:-)
"Październiczeję"! Hahaha, kocham! Cudowne słowotwórstwo :) Dobrze, że akurat nie piłam kawy, bo niechybnie oplułabym ekran monitora! Zaintrygowałaś mnie tymi magnetycznymi kamyczkami, aż sobie wyszukałam tę grę, obejrzałam krótki filmik i już wiem, że GRAŁABYM! I to z przyjemnością :) Te proste gry też są fajne. Czasami nawet lepsze niż te skomplikowane, bo w przeciwieństwie do tych ostatnich rozgrywka jest szybka, krótka i przyjemna :)
UsuńO, proszę! Cóż za niespodzianka :) Nie wiedziałam, że mam przyjemność z panią geograf :) Dziękuję bardzo za pochwałę, rumienię się i cieszę jednocześnie :) Ja ogólnie staram się używać jak najbardziej poprawnej polszczyzny, jednak nie jestem alfą i omegą –jedynie prostą babą ze wsi ;) – i nie zawsze mi się to udaje. Uwielbiam jednak polski język i staram się szlifować swoje językowe umiejętności :)
Kochana jesteś, i bardzo dziękuję Ci za te budujące słowa, ale jednak wena mnie opuściła – to już oficjalne i potwierdzone :( Niedziela powoli dobiega końca, a ja nadal nic nie napisałam! Frustruje mnie to!
Dobrego nowego tygodnia :)
E tam, od razu pani geograf:) nie przesadzajmy:) Też jestem prostą babą ze wsi, wiem skąd naprawdę bierze się mleko (że nie z kartonu) i że krowy nie są fioletowe;), a zapachy natury to nie tylko fiołki i róże (chociaż muszę przyznać, że w mieście bardziej śmierdzi niż na wsi).
UsuńTwój polski jest piękny i poprawny. I wiesz, jestem naprawdę pod wrażeniem, że mieszkając tyle lat za granicą dbasz o to, żeby mówić i pisać po polsku tak pięknie. Znam osoby, które na drugi dzień po wyjeździe z kraju zapomniały polskiego w gębie, nabierały dziwnego akcentu, itp. Strasznie mnie to wkurza.
To mamy jasność. Twoja wena jak nic poszła się łajdaczyć;) Przerabiałam to ze swoją przy poprzednim blogu. Znikała, a jak się wyszlajała, wyponiewierała to wracała skruszona na... jakiś czas;) W każdym razie, jak ją gdzieś spotkam to natychmiast ją do Ciebie odeślę:)
Pozdrawiam i przytulam:)
Ale jak to? A krowa Milka? ;)
UsuńSłuszne spostrzeżenie – jak tak teraz podumałam nad tym, co napisałaś, to faktycznie uzmysłowiłam sobie, że moja wieś mi nie śmierdziała, tu natomiast o tej porze roku przeszkadza mi smród w powietrzu, bo niektórzy sąsiedzi zamienili kominki gazowe, które "z automatu" były w domach na te na opał. Jestem wrażliwa na smród, a dym tego typu mnie drażni (nikotynowego też nie znoszę!).
Dziękuję Ci pięknie za docenienie mojej polszczyzny :) To mój ukochany język i mam do niego nabożny stosunek :) Kaleczenie go – w dodatku świadome! – nie przeszłoby mi przez usta, albo palce ;) Tak, chyba wszyscy słyszeli o tych emigrantach, którzy po tygodniu pobytu na obczyźnie nabyli obcego akcentu :)) Mnie to absolutnie nie grozi. Choć otaczam się angielskim, to jednak codziennie używam też swojego ojczystego języka (prowadzenie bloga po polsku też bardzo pomaga), no i ostatni argument, ten najważniejszy – słoń nadepnął mi na ucho i jestem upośledzona muzycznie ;) Co za tym idzie, zupełnie nie mam słuchu muzycznego!
Koniecznie! Wyszarp za uszy i odeślij (w trybie natychmiastowym) do mnie – już ja jej pokażę! ;) Skoro to przerabiałaś, to na pewno wiesz, jak bardzo uporczywe jest to "zatwardzenie intelektualne" ;)
U mnie październik jest całkiem inny, bo wiosna i coraz ciepłej. Zresztą zawsze jest zielono, pory roku podobne, tylko lato wyróżnia się że ciepło a nawet bardzo ciepło.
OdpowiedzUsuńPaździernik był kiedyś moim ukochanym miesiącem i tak go zachowałam w pamięci, październik w Polsce najbardziej zapamiętany, bo wtedy zaczynał się rok studencki.
Zgadza się, u Ciebie jest wszystko "do góry nogami" ;) Nie mam wielkich problemów z październikiem – w moim przypadku to bardzo "rozrywkowy" miesiąc, bo dużo urodzin i imienin moich bliskich ma wtedy miejsce.
UsuńPrzesyłam Ci serdeczne i ciepłe pozdrowienia :)
Ja jestem natomiast zaskoczona pogodą u mnie w West Midlands. Sztorm Amy wprawdzie dotarł i tutaj, jednak popadało tylko jeden dzień i tyle. Wiatr się utrzymał przez kolejne 2, jednak mimo wszystko na niebie nie było ani jednej chmurki. Dzisiaj świeci słońce i jest 19 stopni, pierwszy raz spotykam się z taką piękna jesienią na wyspach!
OdpowiedzUsuńTo tak jak u nas – wczoraj było tak ładnie, słonecznie i ciepło (18 stopni), że z powodzeniem udało mi się wysuszyć pranie w ogródku, a i kot zdążył się trochę "opalić" ;) Dziś już inna historia – rozpadało się na wieczór :)
UsuńHmm, ja akurat nie lubię kiedy jest mokro i wietrznie... Nie lubię również nosić ze sobą parasolki, więc po prostu się pod nią nie chowam, wiedząc, że z cukru nie jestem. Ale często po takim spacerze mam podrażnione gardło xD
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie Twoja analiza śmieci sąsiadki. Przenikliwość godna rasowego detektywa ;D
Ale mi narobiłaś smaka na zupę pomidorową. Już wiem co będę jadła jutro :)
Serdecznie pozdrawiam :)
A wiesz, że w Irlandii mało kto korzysta z tego wynalazku? Na początku też mieliśmy parasolkę, bo to przecież "deszczowa kraina", szybko jednak brutalnie się przekonaliśmy, że mija się to z celem (wyłamane druty). Te tanie nie mają szans z mocnym wiatrem. Czasem można natrafić na takie połamane parasolki wyrzucone gdzieś w krzaki.
UsuńMam nadzieję, że udało Ci się zjeść tę pomidorową, na którą niechcący narobiłam Ci ochoty :)
Dzięki za miłe słowa i odwiedziny!
Oczywiście trzymam kciuki za to, żebyś nie była tym zaschniętym długopisem :) No bo pomyśl tylko, jak będziesz wtedy wyglądała??? :)
OdpowiedzUsuńSztormów u mnie nie ma, bo ja daleko od morza jestem aktualnie, ale wiatry są, i owszem...
Zawsze się ich boję, to znaczy nie takich normalnych wiaterków, tylko takich silnych, niszczących wszystko po drodze. Co dziwne, nie miałam tego nigdy mieszkając kiedyś w mieście, a teraz tutaj na wsi mam jakiś lęk przed silnymi podmuchami. Gdyby mi jeszcze do tego dołożyć sztorm, to chyba siedziałabym pod łóżkiem :)
Mówisz, że bez inwigilacji widziałaś czym sąsiadka chleb smaruje??? W takim razie, dla ciekawskich takie wiatry i ich taniec z kubłami, to czyste dobro. Bez zaglądania komuś pod przykrywkę mogą nawet ustalić sąsiedzki jadłospis z ostatniego tygodnia :)
Trzymaj się tam, kochana i zdradź wyjazdowe plany... moje podróżnicze serce jest spragnione takich tematów :)
Witam w tej szarej, pourlopowej rzeczywistości :) Mam nadzieję, że udało Ci się w niej na nowo odnaleźć i że nie był to zbyt długi i bolesny proces ;)
UsuńNaoglądałam się trochę tych szkód wyrządzonych w Polsce przez gwałtowne wichury i trąby powietrzne, więc nie dziwi mnie Twoja obawa. Macie uroczy dom, mnóstwo pięknych roślin w ogródku, czyli krótko mówiąc – wiele do stracenia. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby...!
O tak, nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele zdradza o nas zawartość naszych kubłów na śmieci ;)
Nie wiem, czy w ogóle będzie jakiś wyjazd, bo to były tylko takie luźne plany, wszystko patykiem po wodzie pisane. Na razie nic nie wymyśliłam. W domu też jest fajnie :) Jeśli pogoda będzie sprzyjać, to może gdzieś wyskoczymy na krótki, lokalny wyjazd (hotel przy plaży, domek latarnika, albo coś w tym stylu. Na pewno nie będzie jednak żadnych ciepłych krajów i Twoich klimatów ;))
No to trzymam kciuki, bo od tego wypada zacząć. Jak ja nie lubie takiej pogody i Ci jej nie zazdroszczę, choć pewnie Ty już zdążyłaś się do niej przyzwyczaić . U ans ostatnio trochę wietrznie i deszczowo, ale na szczęście mogę popracować z domu. Kubki termiczne bardzo wskazane choć niestety nie każdy trzyma ciepło dobrze i długo :-( a w taką pogodę jakby nie patrzeć to się jednak przydaje. A Amy to sobie ostro zażartowała z Twojej sąsiadki robiąc jej psikusa tym rozrzuceniem smieci - no zawzse mogła tam ukrywać gorsze "śmieciowe skarby " ;-). Cieplutko pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie bardziej doskwiera żar tropików niż deszczowy dzień. Mam małą tolerancję na nieznośne upały. Mokre i wietrzne dni bywają za to przytulne, szczególnie wtedy, kiedy można spędzić je w domu, a dodatkowo sprawiają, że bardziej doceniam to, co mam, czyli dach nad głową, wygodne łóżko, ciepło, gorącą wodę w wannie :)
UsuńPrzed Wami zimna i deszczowa pora roku – trzymaj się tam ciepło i zdrowo!
Kochana życzę, aby wena Ci wróciła, bo bardzo fajnie piszesz i z przyjemnością czytam Twoje wpisy :) A co do gier planszowych to my też je bardzo lubimy :) Są niezastąpione zwłaszcza w długie jesienne wieczory :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje przemiłe słowa i zgadzam się co do gier planszowych! :)
UsuńJA akurat jestem ciepłolubna. Jak słyszę o deszczu i wietrze chowa sie głęboko pod koc
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i komentarz, Joanno. Ja również jestem "ciepłolubna", pod warunkiem, że przez ten termin rozumiemy umiarkowanie ciepłe temperatury, takie do 25 stopni :) Tych bardzo wysokich nie lubię – źle je znoszę. Nie lubię szarego nieba, wolę deszcz.
UsuńJa nie przepadam za jesienną szarugą a taka u mnie od pierwszego dnia października. OMG, nawet nie wyobrażasz sobie jak ja kocham czytać Twoje posty. Rano przy kawie na telefonie zawsze zaglądam na Twoje posty i wtedy nawet najbardziej nieprzyjemny dzień staje się radośniejszy. Narobiłaś mi ogromnej ochoty na pomidorówkę. U mnie oczywiście bez śmietany. Robiłam ją kopę lat.
OdpowiedzUsuńSamych słonecznych, jesiennych dni Tobie życzę. Ściskam mocno i serdecznie pozdrawiam:)
Szare niebo bywa depresyjne, więc rozumiem Twój brak entuzjazmu na myśl o jesiennej szarudze. Mimo wszystko uważam tę porę roku za bardzo przytulną – te wszystkie koce, rozgrzewające zupy, herbaty, aromatyczne ciasta śliwkowe, dyniowe, marchewkowe mają nieodparty urok o tej porze roku :)
UsuńŁucjo... jesteś przemiła! Nawet nie wiesz, ile przyjemności sprawiły mi Twoje słowa – więcej dla mnie znaczą, niżbyś mogła sobie to wyobrazić! Prawdziwy miód na moje serce. A przy okazji przepraszam, że tak rzadko piszę i że nie mogę częściej umilać Ci Twoich dni :(
Ja również ściskam Cię mocno i przesyłam mnóstwo pozytywnych myśli – niech to słońce i ciepło wreszcie zawitają do Ciebie!
W kwestii pogody zgadzam się całkowicie ^^ fajnie opisane :)
OdpowiedzUsuńO, proszę – jak miło, nasze grono rośnie w siłę! :)
UsuńDzięki za wizytę i komentarz :)
Witaj w klubie jesiennych romantyków. Niestety z tym "nic nie muszę" trochę nie kompatybilne, bo teraz jest tak ładnie, a mam dużo pracy. Weekend w szkole do późna. Ale nie zamierzam się poddać, absolutnie. Coś z tego czasu wyciągnę.
OdpowiedzUsuńPrzyjdzie czas, że zluzuję i będę mogła chodzić za głosem serca, na razie muszę chodzić za głosem systemu.
Śmietnik to prawdziwa skarbnica wiedzy o człowieku. Nie bez powodu śledztwa zaczynają się najczęściej od kubłów. :)
Jeśli oglądałaś Dr. House'a, to tam też tego nie negowali. ;)
Skoro o termosach mowa, nabyłam sobie dziś termo-kubeczek z rączką, wygląda jak kubeczek domowy. Czarny, elegancki, z przykrywką. Będzie idealny, bo jest niski i na stacji kawę mogę lać bezpośrednio do niego, czyli nie dopłacam za kubek.
Potrzebuję mieć takie coś w podróż, niezależnie od tego, czy jestem kierowcą czy pasażerem. Bardzo ułatwia.
Jesień to czas na podróże, zdecydowanie. Szkoła krzyżuje plany, ale staram się jak mogę.
Na początku października byłam w Niemczech na 2 dni. Potem zobaczymy, czy będę miała kiedy gdzieś pojechać.
W listopadzie w pierwszy weekend, Skalne Miasto i jaram się na ten pomysł jak zapałka. Mam nadzieję, że to wypali.
Witam, witam – z pewnością nie będziemy nigdy najliczniejszym klubem, ale nawet nieco się zdziwiłam, że w naszych szeregach znalazło się kilka nowych twarzy :) Rozumiem Twoje jesienne rozterki, bo o tej porze roku kolory faktycznie są piękne. Sama też chciałabym się wybrać w jakieś urocze miejsce, ale nie jestem pewna, czy coś z tego wyjdzie. Boję się, że następna wichura ogołoci wszystkie drzewa. Już teraz mocno ucierpiały przy okazji sztormu Amy, a szkoda – lubię te barwy jesieni.
UsuńTak się jakoś złożyło, że ominął mnie szał na ten serial. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek obejrzała choć jeden cały odcinek. Widziałam jedynie jakieś fragmenty, ale to bardziej przy "skakaniu po telewizyjnych kanałach".
Ależ oczywiście, kubły są prawdziwą skarbnicą wiedzy o danym człowieku!
Tak, o tej porze roku wszelkie termosy i kubki termiczne są na wagę złota, zwłaszcza jeśli ktoś często przebywa poza domem i cywilizacją ;) Niech dobrze Ci służy!
Skalne Miasto brzmi super!
nie przyszłoby mi do głowy (jako człowiekowi blokowiska) że trzeba sprawdzać co się wyrzuca do śmieci bo w razie takiej nawałnicy sąsiedzi się o tym dowiedzą :) ale pewnie mojej siostry która ma dom pewnie to nie dziwi. U nas październik jest wilgotny ciągle mży albo pada ale temperatura 10-12 stopni jest ok. Choć cienkie rękawice już odpaliłam. No i mój koc temperaturowy zaczął być mocno monotonny i ma już dosyć szeroki pas zielony bo temperatura stoi w miejscu.
OdpowiedzUsuńU Was to chyba wszystko idzie do jednego wspólnego śmietnika (jesteś więc bezpieczna i anonimowa), a u nas każdy ma swój kubeł przed/za domem, więc jak się komuś przewróci, to widać, jak na dłoni, jaki styl życia prowadzi; co je i pije ;)
UsuńU nas nawet OK – temperatury wyższe od Waszych, nie pada, parę dni temu było 18 stopni (jednorazowo) i suszyłam pranie w ogródku :) A dziś z kolei sąsiadka to robiła, choć nie wierzę, że jej wyschło, bo było dość chłodno. Noce bywają jednak zimne. Dziś temperatura ma spaść do 4 stopni.
A do zrozumienia Twojego ostatniego zdania było mi potrzebne Google, bo w ogóle nie wiedziałam, co do mnie mówisz! ;))