wtorek, 11 maja 2010

Phoenix Arts Festival

Nadejście wiosny oznacza nie tylko przyjemniejsze dla oka widoki i cieplejsze dni. To również znak, że świat systematycznie wybudza się z zimowego snu. Znak odradzającego się życia i większej liczby okazji do zabaw, do spędzania czasu w plenerze. Świetne okazje do rozrywki na świeżym powietrzu zapewniają irlandzkie festiwale. Jest ich mnóstwo. Ciężko byłoby je wszystkie zliczyć. Bo oprócz tych o międzynarodowej sławie, jak chociażby Dzień Św. Patryka, są przecież te mniejsze, lokalne, dużo mniej popularne.

  

Irlandczycy jako rozrywkowy naród uwielbiają festiwale. Bo to okazja do dobrej zabawy, do spotkań w pubie przy kuflu Guinnessa, posłuchania muzyki na żywo i do długich pogawędek. To także fajna odskocznia od szarej codzienności.

  

Zielona Wyspa bawi się praktycznie przez cały rok. W każdym miesiącu gdzieś na terenie kraju trwają jakieś festyny i festiwale. Bo przecież powód do zabawy jest zawsze. Życie nie polega jedynie na pracy i żmudnych obowiązkach.

  

W ostatnich dniach miał miejsce Phoenix Arts Festival w Tullamore. Impreza, która już kilka lat z rzędu bawi mieszkańców tego niewielkiego miasta w środkowej części Zielonej Wyspy. Zapowiadało się ciekawie, nie do końca tak było, ale po kolei.

  

Warto zwrócić uwagę na nazwę samego festiwalu. Nie wzięła się ona z przypadku. Phoenix oznacza mitologicznego feniksa znanego również jako Ognistego Ptaka. Feniks jest symbolem nieśmiertelności i wiecznego ognia. Długo można by było o nim pisać. To niezwykle interesujące stworzenie żyjące kilkaset lat. Ograniczę się jednak do jednego jego aspektu – odrodzenia. Otóż jak mówią legendy, feniks pod koniec swojego życia wił gniazdo przypominające stos. Wszystko to po to, aby na koniec spocząć w nim i spłonąć. W ten oto sposób rozpoczynał się nowy cykl. Po trzech dniach z popiołu powstawał nowy ptak. Symbol wieczności, nieskończoności, czegoś fascynującego.

  

Chyba żaden inny symbol nie byłby bardziej adekwatnym znakiem Tullamore. W herbie tego miasta znajduje się właśnie feniks. Bo tak jak on miasto spaliło się - w 1785 roku na zabudowania spadł ogromny balon powietrzny.  I tak jak on ”zmartwychwstało”. Nowe, odrodzone, bardziej cywilizowane i nowoczesne.  

  

Pamięć o tamtym wydarzeniu odżywa co roku właśnie w trakcie trwania festiwalu Phoenix. Mieszkańcy celebrują ponowne narodziny miasta. I chyba mają powody, bo miasteczko systematycznie się rozwija. Prymitywne, drewniane chaty dawno zastąpione zostały budynkami z prawdziwego zdarzenia. Starsza część miasta koegzystuje z tą nową. Domami masowo wznoszonymi w trakcie boomu ekonomicznego.

  

Wracając do festiwalu. Co mnie rozczarowało i dlaczego? Spodziewałam się większych atrakcji. Większego zainteresowania ze strony widzów. Kiedy pojawiłam się w parku Lloyda, gdzie odbywał się festiwal, nie zobaczyłam tłumów, których się spodziewałam. Fakt, był drugi i ostatni dzień całej imprezy. Być może więcej uczestników było w sobotę, pierwszego dnia. To właśnie wtedy było teoretycznie więcej atrakcji – szczególnie tych związanych z ogniem.

  

Niedziela okazała się raczej spokojna, a przestrzeń w parku niezbyt wypełniona ludźmi. W zasadzie można by było pomyśleć, że to zwyczajny dzień w parku, gdyby nie umalowane twarze dzieci, scena z wykonawcami muzyki, dwa namioty pokaźnych rozmiarów, garstka żonglerów i artystów. 

        

Punktem kulminacyjnym całej imprezy miały być pokazy balonów powietrznych. Przyznam, że to głównie ze względu na nie pojawiłam się na festiwalu. Oczekiwanie na pokaz poszło jednak na marne. Trochę się wynudziliśmy, trochę wymarzliśmy na jednej z ławek, trochę nerwowo spoglądałam na zegarek. I pewnie dalej czekalibyśmy na tę atrakcję, narzekając przy tym na spóźnialskich tubylców, gdyby nie podszedł do nas pewien Irlandczyk i nie zapytał, czy czekamy na pokaz balonów. Z niewiadomych przyczyn balony się nie pojawiły. Mimo że pogoda pozwalała na ich lot. Nie było ich ani w sobotę ani w niedzielę. Kilka minut po rozmowie z tym Irlandczykiem nie było w parku także i nas.

26 komentarzy:

  1. Raz miałam okazje uczestniczyć w obchodach dnia Sw .Patryka... zmieniając jednak temat... Zielona wyspa cudnie kontrastuje z kolorem włosów autochtonek.. (zdjęcie 2).. Uwielbiam ten typ urody... cudne , płomienne włosy!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~pełnoletnia11 maja 2010 12:55

    Brzmi fajnie! Szkoda, że nie wiedziałam ;) Po raz kolejny musze pochwalić Cię za zdjęcia, bo są świetne. Takie prawidziwie reportażowe :) Naprawdę oddają klimat tej imprezy. Aż chce się tam być. I choc atrakcje rzeczywiscie z opisu wypadają marnie, to na pewno przyjemnie było spędzić dzień na swieżym powietrzu! A co do balonów, to nic dodać, nic ująć - typowo irlandzkie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uczestnictwo w obchodach dnia świętego Patryka jest zawsze ciekawym doświadczeniem. Im większe miasto, tym większe emocje i wrażenia. Włosy ładne, to fakt. Takiego koloru czupryny chyba jeszcze nie miałaś ;) Nie kusi Cię, by zaszaleć i sprawić sobie właśnie taką żywą, wiosenną barwę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz prawdziwy talent do pisania o niczym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może brzmi ciekawie, ale niestety nie do końca tak było. Sobota była piękna, więc pewnie było więcej ludzi w parku. Niedziela też niczego sobie: dużo słońca, lekki wiatr. Jednak po południu zaczęło się robić coraz zimniej, więc trochę zmarzliśmy. Kurtki zostały w domu, na nogach pojawiły się sandałki :) W poprzednich latach bywało ciekawiej. No i były balony ;) Mam wrażenie, że tegoroczna impreza została niezbyt dobrze nagłośniona. Dużo osób zupełnie o niej zapomniało - w poprzednich latach festiwal miał miejsce w lipcu. Jednak w tym roku zmienili datę, bo chcieli, żeby impreza przypadła dokładnie w rocznicę pożaru. Co więcej, dowiedzieliśmy się od Irlandczyków, że organizatorzy stracili sponsora, Guinnessa, więc może dlatego było tak drętwo ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A mimo to uwielbiasz o tym czytać :) Witaj, trollu :) Nudno tu było bez Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie festiwale, spotkania i festyny są ciekawe. Szkoda, że nie udało się obejrzeć lotów balonem. Może następnym razem :))Pozdrawiam ciepło Taitko :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgadza się, Miledo. Dostarczają nie tylko rozrywki, ale także uczą, bawią i pomagają poznać tutejszą kulturę. Dlatego lubię brać w nich udział. A balony? Cóż. Może za rok się uda. Przesyłam ciepłe pozdrowienia ze słonecznej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  9. verita2@onet.eu11 maja 2010 19:51

    Festyny łączą Polaków i Irlandczyków. Przecież u nas jak tylko zacznie się wiosna organizowane są weekendowe majówki, koncerty w plenerze, pikniki, jarmarki i również festyny. Ważne, by było mnóstwo śmiechu, ludzi, atrakcji i pogoda dopisała :)Zdjęcia jak zwykle cudne, cudne (ukłon w kierunku Połówka?) :)Szkoda, że nie było balonów. Może je odwołali ze względu na niską frekwencję ludzi????Pozdrawiam serdecznie.P.S. Feniks zawsze mocno przemawiał do mojej wyobraźni :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, później dowiedzieliśmy się z rozmów z tubylcami, że organizatorzy nie wykupili ubezpieczenia i dlatego nie było lotów. Pogoda była w porządku - to nie ona stanęła na przeszkodzie. Jeśli chodzi o fotki, to w tym wypadku wszystkie są mojego autorstwa. Połówek doszedł do wniosku, że festiwal jest nudny i nie ma co fotografować ;) A feniks - coś w nim jest :) Pozdrawiam i zabieram się za obowiązki.

    OdpowiedzUsuń
  11. Taito - odnoszę się do komentarza pod poprzednim postem - zawsze czytam wszystkie Twoje notki, a talent do opowiadania masz taki, że chyba nigdy mi się nie znudzą :)) Nie zawsze komentuję, ale zawsze jestem :))) Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, Elso i doceniam to :) Bo przecież nie chodzi o to, żeby komentować każdego posta - pisać, aby tylko pozostawić po sobie jakiś ślad. Ja sama komentuję inne notki blogowe tylko wtedy, kiedy mam na to czas, ochotę i kiedy mam coś do powiedzenia :)I cieszę się, że podoba Ci się mój styl narracji. Przesyłam Ci ciepłe myśli ze słonecznej krainy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy ja dobrze zrozumiałem? Tullamore spłonęło w efekcie katastrofy ... balonu!? Ja rozumiem, że konstrukcja balonu uwzględnia sporych rozmiarów palnik - bodaj - gazowy, ale brzmi to komicznie, choć z pewnością nie powinno. Balony powietrzne wydają się takie nieszkodliwe...

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze zrozumiałeś :) Musisz jednak pamiętać, że to był rok 1785 - wtedy Tullamore nie było kilkunastotysięcznym miastem, a niezbyt dużą osadą. Pożar pochłonął wtedy jakieś 100 domów, pewnie w znacznej mierze drewnianych. Potrzebna była gruntowna odbudowa.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ach, no i warto wspomnieć, że ten nieszczęśliwy wypadek zapisał się na kartach historii jako "world's first aviation disaster" :)

    OdpowiedzUsuń
  16. adamek141@vp.pl23 maja 2010 10:39

    Super blog!Dużo ciekawostek i informacji!Fajny design!Ocena 9/10 !!!Zapraszam na:www.pc-max.tk

    OdpowiedzUsuń
  17. ~kot w butach25 maja 2010 10:54

    Taito Kochana! Nic nie piszesz, powiedz dostałaś mojego maila? Jak tam u Ciebie? Jak minął weekend? Ściskam Cię cieplutko:-))) kot w butach

    OdpowiedzUsuń
  18. Witam, witam :) Mail szczęśliwie wylądował w mojej skrzynce. Mało się udzielałam w internetowym świecie, bo dużo się u mnie ostatnio działo. Nie było czasu ani okazji. Blog nie jest moim priorytetem. Prowadzę go bardziej dla rozrywki niż dla zabicia czasu :) Trzymaj się ciepło i... sucho :) Bo to w ostatnim czasie ważne :)

    OdpowiedzUsuń
  19. ~www.kotwbutach.blox.pl27 maja 2010 23:45

    Witam:-) Zgadzam się z tym blogiem, choć u mnie kilka blogowych znajomości przerodziło się z znajomości mailowo, telefoniczno smsowe i cieszę się strasznie bo udało mi się ciekawych ludzi poznać:-)) Tu puszczam oczko do Ciebie;-)U mnie praca, praca, praca, sporo spotkań z przyjaciółmi, wyprawa do Bielska. Intensywnie i dobrze, bo wtedy nie ma czasu na smuteczki. A jak plany na weekend? Ściskam ciepło:-))

    OdpowiedzUsuń
  20. ~pełnoletnia28 maja 2010 12:58

    Taito, widzę, ze nie masz kompletnie czasu na pisanie, a moze złapałaś takiego "zawiasa" jak i ja??? Mam w każdym razie nadzieje, ze u Ciebie wszystko w porządku!!! Daj jakiś znak życia :)

    OdpowiedzUsuń
  21. I bez troli jest tu nudno, nie sadzisz?

    OdpowiedzUsuń
  22. Plany na weekend są takie jak zawsze :) Czyli wyprawa krajoznawcza - jeśli tylko pogoda dopisze. Mam kilka pomysłów i mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować. Ostatnio intensywnie podróżowaliśmy, bo były idealne warunki: piękna i słoneczna pogoda, wysoka temperatura :) Może wrzucę tu jakieś fotostory. Jeśli tylko znajdę na to czas i chęć. Ps. Nie mów, że dostałaś pracę? :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Daję znak życia :) To fakt, ostatnio zupełnie nie miałam czasu ani okazji do pisania. Intensywnie podróżowaliśmy, pracowaliśmy i nawet nie miałam dla siebie godziny dziennie, by coś naskrobać. Zresztą, ostatnio jakoś nie mam potrzeby pisania. Czyli nie tylko Ty tak masz :) Ładna pogoda, wakacje - to wszystko sprawia, że blogowe życie zamiera na jakiś czas. A mnie martwi Twoja "groźba" zniknięcia z bloga - mam nadzieję, że nie będzie tak źle, jak pisałaś. Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Titania_yng_Nghymru30 maja 2010 00:38

    Fajna imprezka, zawsze to jakiś odskok od codzienności :)podoba mi sie to malowidło w Wallace'm :)a balony pewnie sie nie pojawily bo uznano, że warunki pogodowe nie sa odpowiednie, u nas w llangollen tez co roku jest festiwal z balonami (pisałam o nich na blogu jakis czas temu) i bywa czasami, że balony są nadmuchiwane ale nie startują ale wieczorem organizowany jest tzn night glow - balony podświetlone od dołu :)pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  25. To znowu ja.Jest "środek nocy" - 8.20 am, więc proszę weź poprawkę na nieludzką porę i łaskawszym okiem spójrz na komentarz. Nie będę się rozpisywał, bo małżonka w ten niedzielny poranek udała się do pracy, a dzieciaczki zaraz będą wołać o jedzenie.Ale czytając archiwalne wpisy wywnioskowałem, że oprócz natury, zachwycasz się także książką i sztuką. Filmy nie tylko rozrywkowe, festiwale, muzea itd. aż zachęcają do zapoznania się z nimi po Twoim opisie. Dlatego też pozwalam sobie wrzucić kolejne hasła do worka z Waszymi kolejnymi wyprawami. W kolejności chronologicznej:1.Mercedes-Benz International Gordon Bennett Rally2.Stradbally Steam Rally i Fenagh Steam Rally (http://nk.pl/#profile/9800312/gallery#!q?album=4)3.Graiguenamanagh Book FestivalO ile pierwsze dwa punkty mogą bardziej podobać się Połówkowi (choć nie koniecznie), o tyle Book Festival powinien przypaść wam obojgu do gustu.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Dzień dobry, Zielaku :) Zacznę może od życzenia Ci przyjemnej i spokojnej niedzieli. Szkoda, że nie możecie spędzić jej w komplecie. Takie jest niestety życie. My niedziele mamy na szczęście wolne. Zatem w moich planach jest relaks i próba napisania zaległego posta o pewnej atrakcji Brukseli. Słusznie zauważyłeś - nie ograniczam się tylko do podziwiania pięknych widoków. Uwielbiam wyjścia do kina i teatru. Doceniam ciekawe imprezy, porządną kinematografię i literaturę - to wszystko, co na długo zostaje w pamięci. Co wzrusza i daje do myślenia. Lista atrakcji tworzona przy Twojej pomocy robi się coraz dłuższa :) Już nie mogę doczekać się otwarcia sezonu turystycznego. O Stradbally i Gordonie słyszałam, o reszcie nie. Dwie pierwsze imprezy wzbudziłyby prawdopodobnie większy entuzjazm u mnie niż u Połówka, bo on niestety nie interesuje się motoryzacją. Nie wykluczam jednak, że kiedyś się na nie udamy. Pozdrawiam serdecznie i dzięki za wszystkie rekomendacje. Wszystko skrupulatnie zapisuję :)

    OdpowiedzUsuń