Szansa na zastanie mnie przeobrażoną w „piżmaka” domowego jest tak niewielka, jak na sfotografowanie yeti. Klasycznej dwuczęściowej piżamy rzadko używam, a nawet jeśli, to nie w zestawie ze szlafmycą. Należę do tych osób, które nigdy - nawet w weekendowe dni - nie snują się po domu odziane w ten jakże wygodny, ale mało elegancki strój. Nawet w dni wolne od pracy wykonuję swój rytuał: pobudka, toaleta, zmiana stroju, czasem makijaż, a dopiero potem śniadanie.
Jednak w sylwestrowy poranek moją rutynę trafił szlag. Bardzo celnie. Najpierw usłyszałam budzik Połówka, potem zobaczyłam jego sylwetkę pochylającą się nade mną, by ucałować mnie przed wyjściem do pracy. A potem zostałam sama. Usiadłam na łóżku i dotarło do mnie, że to ostatni dzień roku i... że mam ochotę spędzić go na opak. Miałam niepowtarzalną okazję, by po raz pierwszy, a zarazem ostatni w tym roku spędzić pół dnia w łóżku. Leniwie, w piżamie, bez makijażu, bez pośpiechu. Na przekór wszystkim regułom, wg których w Sylwestra już od rana powinno się wykonywać ostatnie przygotowania do hucznej zabawy.
Rzuciłam okiem na „Blondynkę na Czarnym Lądzie” leżącą na mojej szafce nocnej, potem na krople deszczu spływające po szybie, na delikatnie poruszane korony drzew i uznałam, że nie mogłoby być lepszej okazji do poczytania o gorącej Afryce. Jeśli góra nie przychodzi do Mahometa, to Mahomet musi przyjść do góry (i stworzyć sobie klimat tropikalny pod kołdrą).
Zeszłam do kuchni, otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej słoik z kawą opatrzony etykietą z napisem Pure Indulgence. Czysta przyjemność. Całkowite zaspokajanie swoich kaprysów – taki właśnie miał być mój dzień. Chwilę później siedziałam w łóżku z kubkiem aromatycznego czarnego napoju i ciężką książką Pawlikowskiej.
Do trzech razy sztuka - mówi znane powiedzenie. A życie udowadnia, że czasami do czterech. Tak właśnie było w przypadku mojej przygody z książkami tej znanej podróżniczki. Jakieś dwa lata temu przeczytałam „Blondynkę na Kubie”, by dowiedzieć się czegoś więcej o tym odległym kraju i jego bohaterze narodowym, Ernesto Che Guevarze. Nie było źle, ale rewelacji też nie było. Kupiłam dzieło Pawlikowskiej, ale Pawlikowska nie kupiła mnie. Po przeczytaniu książka powędrowała do pudełka pod łóżkiem, a ja nie zdecydowałam się na kupno kolejnych pozycji. Do udanych kontaktów międzyludzkich potrzeba swego rodzaju iskry. Nawet na linii czytelnik-książka ewentualnie czytelnik-pisarz. A tu? There was no spark.
W grudniu przeczytałam siedem książek, z czego sześć miało tematykę stricte podróżniczą, a wśród nich były właśnie trzy pozycje Pawlikowskiej. Co się okazało? Że pani Beata przeciera nie tylko egzotyczne szlaki, ale także wędruje czasem po sobie tylko znanej sinusoidzie. Gdybym miała graficznie przedstawić poziom jej książek, narysowałabym właśnie sinusoidę. Raz wspina się na wyżyny literackie, po to tylko, by chwilę później w mało eleganckim stylu zjechać do doliny.
„Blondynkę w Tanzanii” i „Blondynkę na Wyspie Wielkanocnej” mam w wersji kieszonkowej. W 2010 i 2011 roku na rynku pojawiły się dzienniki z podróży - nowa seria przygodowych książek tej pisarki. To cykl książek zabierających czytelnika w szereg mniej lub bardziej egzotycznych zakątków świata: Brazylii, Zanzibaru, Tybetu, Sri Lanki, Kambodży, Peru. To nie jest zła seria, ale czegoś wyraźnie w niej brak.
Po przeczytaniu zapisków z Tanzanii i Wyspy Wielkanocnej mam wrażenie, że Pawlikowska zaczyna rozmieniać się na drobne. Weźmy na przykład taką „Blondynkę w Tanzanii” – autentycznie niewiele się dowiedziałam z tej malutkiej książeczki nie mającej nawet 100 stronic. Gdyby odjąć od niej te trzydzieści kilka kartek, na których umieszczono zdjęcia z podpisami – będącymi fragmentami treści książki – naprawdę niewiele by pozostało. Ma się mały niesmak, że to dobry przykład przerostu formy nad treścią. Że książka nie powstała po to, by spełniać funkcje edukacyjne, lecz by nabić kabzę autorki. Mam też nieodparte wrażenie, że niejeden czytelnik może poczuć się nabity w butelkę. Zwłaszcza, że zapiski z Tanzanii są małą częścią składową „Blondynki na Czarnym Lądzie”. Jeśli ktoś ma zamiar czytać właśnie tę książkę [a jest zdecydowanie bardziej godna uwagi], to w zasadzie mógłby sobie odpuścić czytanie „Blondynki w Tanzanii”.
Autorce nie udało się oczarować mnie afrykańskim klimatem, jego zapachami i smakami – zanim zaczęłam czuć tę atmosferę, dotarłam do końca książki. Czyta się ją naprawdę szybko. Plus daję za to, że przez przypadek odbyłam podróż sentymentalną do mojego dzieciństwa. Kiedy czytałam, w pewnym momencie dotarło do mnie, że ten zbiór często powtarzających się słów: baobaby, likaony, gnu, bawoły, antylopy, akacje, itd – coś mi przypomina. Bo dawno temu, kiedy byłam małym dzieckiem, dostałam od mamy jedną z pierwszych książek, ładnie wydany album o sawannie, jej zwierzętach i roślinności. Całkiem o tym zapomniałam. A szkoda, bo to bardzo miłe wspomnienie.
„Blondynka na Wyspie Wielkanocnej” jest dużo lepsza. Rozmiar książki podobny, w końcu to ta sama seria podróżnicza, ale wartości merytoryczne są tu już na wyższym poziomie. Książka nie tylko podziałała na mnie nostalgicznie – jakże chciałabym zobaczyć te piękne i enigmatyczne posągi moai – ale przede wszystkim zaopatrzyła mnie wsporo informacji. Spełniła swój cel. Rzecz jasna, preferowałabym bardziej rozbudowaną wersję, ale po lekturze tego dziennika poczułam się w miarę usatysfakcjonowana.
„Blondynka na Czarnym Lądzie” ma słuszną wagę i rozmiary. Mnóstwo pięknych i egzotycznych fotografii, dużo pożytecznych informacji. Oczywiście po jej przeczytaniu nie można powiedzieć, że się „było” w Afryce, ale dzięki niej ma się znacznie poszerzony horyzont. Wiadomo już jakie są afrykańskie barwy, kogo możemy spotkać na naszej drodze, co może nam najbardziej zagrozić i że „wilk” nie zawsze kryje się pod złowrogo wyglądającą postacią. Czasem wygląda jak nieco przerośnięty i ociężały miś pluszowy.
Książka jest dobrym punktem wyjściowym do refleksji nad kulturą prostych ludów i cywilizowanych ludzi. Doskonale pokazuje, że nie wszystko jest czarne i białe, a prymitywnym człowiekiem jest często ten, który nie urodził się w afrykańskim buszu. Skłania do rozmyślań, sama podsuwa garść mądrych myśli. Na przyszłość warto by było przyłożyć większą wagę do korekty [brakuje wielu przecinków, ale to na szczęście nie ma wpływu na jakość czytania i wartość merytoryczną] i poprawnego zapisu zagranicznych słów. Czasami przeszkadzały mi wyolbrzymienia często stosowane przez autorkę, ale poza tym nie mam większych zastrzeżeń. Po tej książce mogę powiedzieć, że Pawlikowska wreszcie dała mi to, czego szukałam. To będzie pierwsza jej książka, którą postawię na moim regale.
Taito, dobrego nowego roku :)Czasem trzeba spędzić dzień inaczej niż zwykle ;)Widzę, że najpierw zabrałaś się za Cejrowskiego, a potem za jego (byłą chyba) żonę :) "Gringo" Cejrowskiego mam u siebie, podobała mi się. A Pawlikowskiej czytałam tylko "Blondynka śpiewa w Ukajali", tę tylko posiadam. Za to lubiłam słuchać jej radiowych audycji.Pozdrawiam! :)O.
OdpowiedzUsuńTak, raz do roku nie zaszkodzi spędzić połowy dnia w łóżku - tym bardziej jeśli towarzyszy nam dobra książka. Z tego, co mi wiadomo ich ślub unieważniono, choć Cejrowski ponoć nawet po tym wydarzeniu twierdził, że jest żonaty. Zresztą on chyba ma teraz nową żonę. Nie interesuję się zbytnio jego prywatnym życiem. Wszystkiego dobrego dla Ciebie w tym 2012 roku.
OdpowiedzUsuńCo do piżamy (a raczej jej braku na co dzień) bym coś napisała, ale znowu wyjdę na "małą zbereźniczkę", więc ten wątek pozostawię w sobie;)Ja uwielbiam w wolne dni chodzić do godziny 13, 14 w piżamie, robi to ze szczególną bezczelnością;)Hm..Książki Pawlikowskiej najczęściej mają dużo mniejszą cenę niż WC czy MW. Nie mogę się wypowiadać, ponieważ nic nie przeczytałam z tej kategorii, aczkolwiek przyznam, że język literacki Pawlikowskiej nie jest zbyt górnolotny. No i co ja mam teraz zrobić? Pewnie nie kupię żadnej z jej podróżniczych książek. Wiem! Zapiszę się w końcu do biblioteki;) Widzisz, wszystko dzięki Tobie:)
OdpowiedzUsuńOj, dawaj, dawaj. Tak się nie robi. Nie pokazuje się dziecku lizaka po to tylko, by za chwilę go schować i pokazać figę z makiem :)Fakt, Cejrowski się ceni. Przeglądam teraz różne pozycje książkowe Fiedlera i Pałkiewicza i widzę, że są dużo tańsze. Coś sobie zamówię, bo już mam kilka książek na oku. Kieszonkowe książki Pawlikowskiej, te z serii dzienniki z podróży - są tanie. Te w twardych okładkach wcale nie są najtańsze - na mojej jest cena 59.99 zł. No nie mów, że jeszcze się nie zapisałaś do biblioteki. Czas to zmienić! Gdyby u mnie w mieście był większy wybór książek polskich autorów, to byłabym w raju.
OdpowiedzUsuńNo bo wiesz jak się nie śpi w piżamie to śpi się bez niej;) Choć to drastyczna wizja bo nie wiem czy macie już sprawne ogrzewanie. Cejrowski z tego co wiek jest całkowicie sam odpowiedzialny za swoje książki i ich wydawanie, Pawlikowska chyba też, Martyna to NG-wiadomo. No i u Wojciechowskiej zdjęcia są rewelacyjne, nie da się ukryć. Nie znam tych panów, o których wspominasz, a powinnam?Nie lubię korzystać z bibliotek, brzydzi mnie świadomość, że przede mną tysiące ludzi miało tą książkę w rękach i różnie się z nią obchodziło. Lubię mieć swoje pozycje, w których zaznaczam cytaty ołówkiem i kiedy chcę mogę do nich sięgnąć. Z biblioteki wypożyczałam ostatnio raz książki w pracy (była świetnie wyposażona!), te których nie byłabym pewna kupna. I tak czytałam np. Ligocką i nie mogłam przebrnąć czy właśnie spróbowałam Cejrowskiego, którego chciałabym zakupić. No tak, u Ciebie pewnie problem z książkami w języku polskim. A skąd zamawiasz?
OdpowiedzUsuńHe,he- kolejna rzecz do której podchodzimy tak samo- wychodzę z załoenia że w piżamie się śpi, a nie chodzi po domu, choć nie ukrywam ze w te święta nabyłam specjalne "stroje domowe" w których kilka razy zdarzyło nam się spedzić poranki. Ale przy H.ugo to i tak piżamowe szwędanie sie po domu nie wchodzi w grę- za dużo sierści, a poza tym jak już wstane to zabieram go od razu na spacer. Mam nadzieje że w 2012 planujecie wizyte w Corku lub okolicach, bo mam wielka ochotę na kawę z Tobą!!! Wszystkiego dobrego:)
OdpowiedzUsuńW piżamie czuję się dziwnie nieatrakcyjnie i niechlujnie, dlatego rzadko ją zakładam. Oczywiście, że planuję wizytę w Twoich stronach, bo dawno tam nie byliśmy, a obydwoje uwielbiamy hrabstwo Cork. Tam spędziliśmy swój pierwszy irlandzki urlop. Cudnie było. Teraz mamy autostradę i dojazd do Cork zabiera ponoć tylko dwie godziny. Czas pokaże, czy uda mi się zrealizować plany. Mój grafik na 2012 rok powoli się zapełnia :) Podziwiam Cię za te wczesne pobudki i spacery z Hugo. Strasznie ciężko opuścić mi łóżko, kiedy za oknem jest ciemno. Pozdrowienia dla Ciebie i dla Bossa ;)
OdpowiedzUsuńTo zależy, jaką książkę potrzebuję. Jeśli coś z anglojęzycznej literatury, to wtedy najczęściej z ebay, sporadycznie z amazon.com [choć ofertę mają świetną]. Polskie książki zamawiam z allegro. Widzę, że masz podobnie jak Połówek. To nocny nudysta ;) Wszelkie okrycia ciała mu przeszkadzają, a do założenia bielizny na noc zmusiło go dopiero niesprawne ogrzewanie i klimat subpolarny panujący w sypialni. Pawlikowska też publikuje swoje książki za pośrednictwem National Geographic. Ja nie odczuwam jakiegoś obrzydzenia, kiedy wypożyczam książki z biblioteki, choć czasami zdarzało mi się dezynfekować oprawki ;) To głównie w czasie "epidemii" ptasiej grypy.
OdpowiedzUsuńA polskie księgarnie nie prowadzą wysyłki zagranicznej, że na allegro. Ostatnio pierwszy raz trafiłam na ebay i zaczęłam przeglądać, amazon nie wiem czemu kojarzy mi się z drogimi opłatami. Przecież pisałam, że ja śpię w piżamie i nie tylko śpię, ale chadzam do późna;) Żeby być nudystą trzeba mieć z kim, samej to żadna zabawa, aż tak wyzwolona nie jestem;)Faktycznie, zapomniałam -w NG Pawlikowska też jest dostępna. To dlatego, że to co ja przeczytałam jest z zupełnie innego wydawnictwa, za które chyba ona odpowiada choć dokładnie nie wiem. Mogę się mylić. Poważnie dezynfekować? To ja tak żel z tych co to bez wody się je używa nosiłam w torebce jak jeździłam komunikacją, ale to serio były powody bo jak taki bezdomny złapał się siedzenia czy rurki....
OdpowiedzUsuńJasne, że prowadzą, nawet zdarzyło mi się parę razy coś zamówić, ale jakoś wolę korzystać z allegro. Wielu użytkowników ma opcję "wysyłam za granicę", więc nie ma żadnych problemów. Amazon.com to amerykańska strona i choć ofertę mają kapitalną, a książki często są niedrogie, to jednak przesyłka z reguły jest dość wysoka i zabiera dużo czasu. Tu leży pies pogrzebany. Jest też amazon.co.uk, ale nigdy z niego nie korzystałam. Prr, mamy tu niewielkie nieporozumienie :) Już wszystko jasne. Fakt, pisałaś, że w dni wolne z lubością paradujesz do późna w piżamie, ale pisałaś też: "No bo wiesz jak się nie śpi w piżamie to śpi się bez niej;)", a ja to źle zrozumiałam. I to nie jest tak, że ja sypiam bez piżamy. No co Ty :) Jest jeszcze inna możliwość - bardziej kobiece koszule nocne w niczym nie przypominające worków pokutnych, jakimi z reguły są piżamy :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie tak mi się kojarzyło amazon. Namawiano mnie do skorzystania jak potrzebowałam literaturę do pracy magisterskiej. Taito, ale Wy w Irlandii macie piękne piżamy! I o wiele tańsze niż tu! ja właśnie z Dublina przywiozłam śliczną piżamkę, która z worem pokutnym czy tym od kartofli ma niewiele wspólnego;) Tutaj takie są okropnie drogie, a tam trafiłam na wyprzedaż i zapłaciłam połowę ceny takiej piżamy w Polsce, albo nawet więcej niż połowę. Ja jeśli nie w piżamie to lubię spać w koszulce i bieliźnie, ale musiałam się odzwyczaić ponieważ moje współlokatorki się gorszyły;) Nie lubię kobiecych koszul ze śliskiego materiału, ale bawełniane jak najbardziej:)
OdpowiedzUsuńZnam to z autopsji. Jak pisałam pracę licencjacką, to miałam niezły orzech do zgryzienia. Brakowało mi wielu źródeł w związku z czym musiałam zamówić kilka zagranicznych książek. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Aż tak dokładnie nie przyglądałam się tym piżamom, ale fakt, czasem można trafić na coś naprawdę oryginalnego i fajnego. A jeśli jeszcze trafi się na przeceny, to żyć i nie umierać :) Co do cen, to niestety w Polsce sporo rzeczy jest droższych, albo niewiele tańszych. Paranoja jakaś - przecież zarobki są tam dużo niższe. No właśnie - żeby nikogo nie gorszyć, zakładam dwuczęściowe piżamy. Zatem zawsze wtedy, kiedy mamy gości, noszę piżamę, która więcej zakrywa niż odkrywa. Chciałam przy okazji zaznaczyć, że nie używam też szlafroka :)
OdpowiedzUsuńJa nic nie zamawiałam. Poradziłam sobie z pomocą Wujka Google i jego books. Literatury dużo było na mój temat, więc dałam radę:)No u nas taka fajna piżama to kiedyś kosztowała około 80 zł, teraz pewnie więcej. Nie chodzę po sklepach to nie wiem. Fakt, że są bardzo dobre gatunkowo. Ja też nie noszę szlafroka, wolałam tak spać bo dziwnie śpię i spodnie od piżamy zazwyczaj zwijały mi się wokół nóg i się budziłam bo mi było niewygodnie, więc na noc je ściągałam. Z drugiej strony pomyślałam sobie, że to takie kobiece, piżama jest mało kobieca, przynajmniej ta dostępna dla wszystkich. Ja poluję na allegro i jakiś czas temu na lato udało mi się kupić śliczną białą piżamkę z Anglii z koronkami za 1 zł:) Podobają mi się też z primarku, ale primark kiepski gatunkowo.
OdpowiedzUsuńJa pisałam pracę literacką na temat bardzo ciekawej, ale mało popularnej w Polsce autorki, więc trzeba było się nieco pogimnastykować, by dotrzeć do jej książek [chciałam przeczytać kilka pozycji, by mieć lepszy pogląd na sprawę], lub jakichkolwiek źródeł na jej temat. Widzę, że teraz na allegro można dostać kilka jej książek, ale wtedy nie było tak łatwo. Biała, koronkowa piżama brzmi naprawdę ciekawie. Bardzo lubię koronkową bieliznę, jest niesamowicie elegancka. Doszły mnie słuchy o kiepskiej jakości rzeczy z Primarku, ale niewiele mogę powiedzieć na ten temat, bo nigdy nic nie kupowałam.
OdpowiedzUsuńw Dublinie jest taki sklep z czyms bardzo dobrym...CHAPTER... sie nazywa.to oczywiscie ksiegarnia.ja tam spedzam duzo czasu i pieniedzy zreszta tez.ceny sa naprawde dobre i obsluga fantastyczna.na koniec happy new year.
OdpowiedzUsuńCzasem warto zrobić sobie taki dzień inny niż wszystkie ;) Też tak czasem robię :)) Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, wielu podróży i przygód.
OdpowiedzUsuńSłyszałam same pozytywne rzeczy na temat Chapters, ale jeszcze tam nie byłam. Czeka mnie za jakiś czas wizyta w Dublinie, więc wtedy tam zajrzę.Odszukałam ich stronę internetową i już mi się podoba - sklep wygląda na całkiem sporych rozmiarów. Księgarnie w moim mieście są dużo mniejsze. Boję się tylko jednej rzeczy: jak tam wejdę, to pewnie wydam całą fortunę, a w dodatku stracę cały dzień. Dzięki za życzenia, ja również życzę Ci szczęśliwego roku 2012.
OdpowiedzUsuńElso, muszę uczciwie przyznać, że bardzo spodobał mi się taki sposób na relaks i coś mi się wydaje, że będę go częściej praktykować. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie i T. - niech ten nowy rok będzie dla Was szczęśliwy. Oby przyniósł Wam realizację wszystkich Waszych planów i marzeń.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku, usciski:)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wzajemnie :)
OdpowiedzUsuńGdybym miała poczucie, że wiecznie muszę wyglądać perfekcyjnie, biegać w makijażu od rana, nawet w wolny dzień, dawno bym już oszalała...
OdpowiedzUsuńAle ja takiego poczucia nie mam. Do pracy zawsze stawiam się w bardziej eleganckim stroju, w makijażu, etc, ale w domu pozwalam sobie na więcej luzu. Dziś mam dzień wolny, sportowy strój na sobie i zero makijażu.
OdpowiedzUsuńOj, Taita, chyba się zaraz zacznę turlać ze śmiechu. Właśnie Onet polecił ten post, a jakiś REDAKTOR opatrzył go tytułem "Piżama to wstyd". Zdaje się, że zaczęli zatrudniać ludzi, którym trudność sprawia przeczytanie notki od początku do końca, mam nadzieję że płacą adekwatnie mało tak upośledzonym nieszczęśnikom, bo naprawdę, wysoce nieetyczne jest płacenie za niewykonaną pracę.
OdpowiedzUsuńwidać tak jesteś paskudna, ze bez makijażu nie możesz się pokazać!!
OdpowiedzUsuńPrzed makijażem umyj się.
OdpowiedzUsuńBingo! Na twoim miejscu dziękowałabym wszystkim bóstwom, że nie możesz mnie zobaczyć, bo jestem niczym Meduza - spojrzenie na mnie nie tylko zamienia w kamień, ale i zabija. Bez odbioru.
OdpowiedzUsuńNo cóż, Onet zawsze szukał sensacji. Pojawiły się już nawet pierwsze ofiary, które połknęły nie tylko przynętę, ale także haczyk i linkę :)
OdpowiedzUsuńRady od eksperta, który uczył się na własnych błędach, są zawsze w cenie. Dzięki.
OdpowiedzUsuńNo przepraszam, jak ktoś czyta Pawlikowską to o czym tu gadać?
OdpowiedzUsuńhahahaha więcej opowiadania o książkach niż, o piżamie, a onet z tego zrobił sensacje. Dobre sobie.Pozdrowienia dla autorki
OdpowiedzUsuńTak, widzę, nie tylko redakcja Onet ma mentalne problemy z przeczytaniem notki ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuńJeśli Pawlikowska to dla ciebie za wysokie progi, to polecam "Wybór najpiękniejszych baśni" z serii "Biblioteczka onetowego trolla".
OdpowiedzUsuńChyba pidżama jak już.
OdpowiedzUsuńObydwie formy (piżama i pidżama) są poprawne.
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam i cieszę się, że są jeszcze osoby, które czytają ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuńPokusiłabym się o stwierdzenie, że oni robią to z premedytacją, licząc na wzmożoną aktywność lokalnej gromady trolli. Mechanizm jest prosty: im więcej tanich sensacji, tym większe wpływy z odświeżanych reklam.
OdpowiedzUsuńJa mam 47 lat i prawie zawsze śpimy z żoną bez niczego(nago),oczywiście nie paradujemy przy dzieciach ale też nie chowamy sie za wszelką cenę , razem w łóżku w koszulach i piżamach to chyba tragedia,dwa nagie ciałka przytulone to rozkosz obojętne w jakim wieku.
OdpowiedzUsuńPiszesz o książce, a Onet dał na główną z tytułem, że piżama to wstyd... No, to ja tylko piszę o tej piżamie ;) Ja od małego miałam piżamy i piżamy lubię, choć gdy jest ciepło o wiele wygodniej jest w bieliźnie i koszulce ;) I nie wyobrażam sobie jeść śniadanie kompletnie ubrana i umalowana, więcej luzu życzę :)
OdpowiedzUsuńBo to tani chwyt Onetu. Chodziło o wywołanie sensacji i - jak widać po powyższych komentarzach - całkiem im się to udało. Ja preferuję krótkie i bardziej kobiece koszule nocne. Tradycyjną piżamę zakładam głównie wtedy, kiedy jest mi zimno. A z tym śniadaniem to nie jest kwestia luzu, a bardziej wygody, lub... lenistwa ;) Kuchnię mam na parterze, sypialnie na piętrze, zatem po pobudce jest mi wygodniej wstać, iść do łazienki na poranny prysznic, ubrać się do pracy, zrobić makijaż i dopiero przed wyjściem zjeść szybko śniadanie. Szkoda tracić czas na bieganie po schodach do góry i na dół. Poza tym to także kwestia przyzwyczajenia. Pozdrawiam z chłodnej wyspy.
OdpowiedzUsuńWitaj w nowym roku! I wszystkiego co najlepsze z tej okazji! :)Pani Pawlikowskiej jakoś nie mogę strawić. Ani w wersji telewizyjnej ani radiowej ani książkowej. Nie wiem czy to jej sposób opowiadania, pisania ale do mnie nie przemawia. Czegoś mi w tym brakuje. Książki w wersji kieszonkowej to rzeczywiście przerost formy nad treścią a "Poradnik globtrotera" nie wnosi niczego nowego, czego nie można znaleźć na portalu turystycznym czy podróżniczym. Wielkie rozczarowanie, przynajmniej dla mnie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa nie śpię nago tylko w koszuli nocnej. Kiedy jest mi wyjątkowo zimno, zakładam ciepłą piżamę i...skarpety. Zdecydowanie przyjemniej przytulić się od nagiego ciała niż do ciała okrytego piżamą.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem, bo i do mnie nie do końca przemawia. Ma w sobie coś, co mnie nieco drażni. Czytając "Blondynkę na Czarnym Lądzie" i to, jak opisuje niektóre osoby, miałam wrażenie, że jest nieco zarozumiała. Może się mylę. Nie jest to jednak moja ulubiona podróżniczka i pisarka. Wszystkiego najlepszego dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńautorka tego bloga to jakiś chory królik , tyle można z jej tonu wypowiedzi wywnioskować .
OdpowiedzUsuńPochwalisz się kto to taki?Ja pisałam na temat średnio związany z moim kierunkiem, bardziej medycyną:)Mają świetne rzeczy wizualnie. Kupiłam torbę z allegro kiedyś, u nas takich nie ma niestety a ona mi się spodobała i stylem i kolorem. Bo trzech miesiącach urwało się jedno ramię i nie wiem co z tym fantem zrobić bo jest tak wykonana, że nie ma za bardzo pola do popisu. Widzę, że onet Cię polecił w zakładce "Piżama to wstyd";)
OdpowiedzUsuńO nie, na pewno nie. Nie przy takim tłumie przypadkowych osób. Może trafiłaś na jakiś kiepski okaz? Nawet w swetrze Tommy'ego Hilfigera może przedwcześnie zrobić się dziura :) Jak już wspominałam, nie miałam nic z Primarku, wiem jednak, że są osoby, które uwielbiają się tam zaopatrywać. Niestety przypadł mi ten "zaszczyt" goszczenia u siebie tłumu idiotów.
OdpowiedzUsuńTeraz to rozumiem. Daj spokój, nieźle się ubawiłam czytając komentarze i Twoje odpowiedzi;) Właśnie dlatego nie lubiłam onetu...Porządne osoby zazwyczaj odzywały się na pocztę, a na blogu jak u Ciebie tłumy idiotów. Współczuję.
OdpowiedzUsuńJa za to sie snuje w pizamie. czasem nawet na lewej sstronie. I bardzo dobrze sie z tym czuje. oczywiscie nie neguje Twojej postawy, prosze tez nie mysl sobie ze jestem jakims nieudacznikiem, zer na koncie kilka mam, jakies literki przed nazwiskiem tez by sie znalazly.Rozni sa ludziePozdrawiam cieplutko.p.s.Calego wpisu mi sie nie chcialo czytac, zaintrygowal mnie tylko pizamowy watek.
OdpowiedzUsuńPidżama !!!
OdpowiedzUsuńNie ma piżamy,jest pidżama.Ta samo jak nie ma karnistra tylko kanister.
OdpowiedzUsuńWitam!Też tu trafiłam za piżamą, co to się za nią trzeba wstydzić, a na Pawlikowską wpadłam. Ach ten Onet! Pomyśleć, że porzuciłam go prawie rok temu i wcale, ale to wcale nie żałuję :)))Pawlikowskiej nie czytałam, oglądałam tylko kilka jej programów, ale cały czas mam o niej nieco pobłażliwe zdanie. Wszak to (była?) żona Cejrowskiego, którego namiętnie nie znoszę za arogancję i pyszałkowatość. Skoro jest żoną takiego pana, nie mogę myśleć o niej inaczej.A sylwestra, widzę, więcej osób spędziło równie leniwie jak ja :)))Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńnie ma to jak z samego rana zrobic sobie dobra kawe i poczytac ulubiona ksiazke :)
OdpowiedzUsuńZmęczyło mnie wdawanie się w dyskusję z trollami. Poszłam poćwiczyć z Cindy Crawford :) A teraz z trudem łapię oddech. Dała mi w kość ;)
OdpowiedzUsuńKarnistra faktycznie nie ma, ale piżama jest:http://pl.wikipedia.org/wiki/Pi%C5%BCamahttp://www.sjp.pl/pi%BFama
OdpowiedzUsuńPozdrawiam domorosłego psychoanalityka o weterynaryjnych inklinacjach :)
OdpowiedzUsuńJa po domu chodzę ubrany tylko w klapki, żeby nóżki mi się nie pobrudziły.Śpię również nago.W ten sposób czuję się całkowicie nieskrępowany.
OdpowiedzUsuńMakijaż, a potem śniadanko... Ło matko, któż na dłuższy czas z taką sztuczną Barbi wytrzyma.
OdpowiedzUsuńDaleka jestem od wysuwania tak pochopnych wniosków. Jak dla mnie możesz chodzić nawet w worku pokutnym. Wolnoć Tomku w swoim domku.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMarku, jeśli masz już dość swojej sztucznej Barbie, to spuść z niej powietrze, schowaj do szuflady i poszukaj sobie prawdziwej dziewczyny. Może wtedy zrozumiesz, że makijaż nie musi oznaczać tony tapety.
OdpowiedzUsuńBardzo fajna riposta :).Nie noszę pidżamy, śpię w t-shircie i krótkich spodenkach. A serii o podróżującej blondynce nie lubię - jakaś taka bez polotu.
OdpowiedzUsuńZachwycalam sie Pawlikowska dopoki nie trafilam na jej autobiografie - masakra! Pisze (kiepsko) o wszystkim, nawet o gwalcie, ale slowem nie zajaknela sie na temat swego malzenstwa z Cejrowskim! Oboje opisywali te same wyprawy, dawali te same zdjecia do druku. Z ta roznica ze Cejrowski pisal ze byli we dwoje a Pawlikowska juz nie. Ot taki maly niuans.
OdpowiedzUsuńMusiałaś odreagować widzę;) Pozdrów Cindy ode mnie. Mi się ona kojarzy z pierwszą porządną, zakupioną po sesji wodą toaletową, oczywiście w rozmiarze mini;)Nie ma co walczyć z wiatrakami.
OdpowiedzUsuńNo, jasne... Je śniadanie i maluje się - barbie, jak nic. Prawdziwe kobity podcierają tyłek spódnicą, twarzy nie myją, nie upiększą się nijak i jeszcze na dodatek brzydzą się takimi trywialnymi zajęciami, jak konsumpcja śniadań. He he he
OdpowiedzUsuńSylwester to dla mnie zwyczajny dzień. Nigdy go jakoś specjalnie nie celebrowałam. A ja lubię Cejrowskiego, cenię jego książki. Jego małżeństwo z Pawlikowską zostało unieważnione, więc nie musisz już patrzeć na nią krzywym okiem ;)Pozdrawiam z chłodnej wyspy.
OdpowiedzUsuńmówiąc o piżamie tak mało wybrednie to świadczy wyjątkowej elegancjiwątpliwego autoramentu.mógłbym się rozpisywać w nieskończoność o wyższości piżamy nad jej brakiem ,ale mało KTO zrozumie
OdpowiedzUsuńco to ma być? reklama Pawlikowskiej?
OdpowiedzUsuńMożna odnieść wrażenie, że to temat tabu dla nich. Cejrowski też niechętnie rozmawia o swoim małżeństwie z Pawlikowską. Nawet mu się nie dziwię - to są ich prywatne sprawy. Nie każdy chce publicznie prać brudy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńtaka brzydka ze od rana musi sie malowac hehehe
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że nie zawsze się tak da. U mnie taki scenariusz możliwy jest tylko w sobotę i niedzielę.
OdpowiedzUsuńCiężkie jest życie bazyliszka.
OdpowiedzUsuńTaito, ja właśnie spojrzałam na onet i ręce mi opadły. Przecież to jest całkowite przeinaczenie. Ten tytuł nic się ma do Twojego tekstu. To już nawet nie jest chyba szukanie sensacji, tylko po prostu brak umiejętności czytania ze zrozumieniem.O.
OdpowiedzUsuńno,nareszci ktos odbrazowia te ikone populizmu z martwa narracja
OdpowiedzUsuńA JA JESTEM Z LIMERICK,POZDRWIAM:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że ona ma jakąś linię kosmetyków. Gdybyś wiedziała o fajnej EDP, to daj znać. Ja się dość szybko nudzę zapachami i co jakiś czas muszę zmienić swoje perfumy. A może po prostu nie trafiłam jeszcze na zapach, który idealnie by mi pasował?
OdpowiedzUsuńObiezy_swiatko, to JEST szukanie sensacji. Onet najczęściej poleca teksty, które mają bulwersować, szokować, przyciągać jak największą ilość ludzi i stymulować ich do dyskusji. Tu chodzi o jak najczęstsze odświeżanie stron i reklam. Tak się to kręci. Z tego mają kasę. Wyrywają zdania z kontekstu, dokładają tytuł z kosmosu i gotowe. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNie porywa, to prawda. Spodziewałam się czegoś lepszego. Miej się na baczności, bo grupa zażartych zwolenników piżam z ONETu [akronim oznacza Obozowisko Niezbyt Elokwentnych Trolli] jest gotowa oskalpować każdego, kto nie nosi tego typu ubioru ;)Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńGdybyś posiadał(a) cenną umiejętność czytania ze zrozumieniem, uzyskał(a)byś odpowiedzi na wiele dręczących cię pytań.
OdpowiedzUsuńKsiążki? super...ale czy nie jesteś lekko przesadzona...? A co będzie jak kiedyś zachorujesz i nie mam tu na myśli kataru. Zdajesz sobie sprawę jaki to będzie szok. Zawsze taka piękna, zadbana, makijaż a tu nagle zupełna niemoc. Trzeba się trochę wyluzować, bo życie potrafi być przewrotne. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAga, może uściślę. Makijaż w moim wydaniu jest niemalże niewidoczny. To nałożenie tuszu na rzęsy i podkładu na twarz. Czasem zaszaleję z BEZBARWNĄ pomadką lub błyszczykiem. I nie zakładam worka na głowę, kiedy ktoś mnie zastanie bez makijażu.
OdpowiedzUsuńWiem, czytałam Twój post o nim. Jestem zdecydowanie w tym drugim obozie i zgadzam się z Twoimi słowami. Trzeba temu panu przyznać jedno: się go lubi albo nie. Bezbarwny nie jest.U nas w PL też ciepło nie jest (choć jak na grudzień, to dalej aura mnie zadziwia), ale u Ciebie pewnie bardziej zimowo :)))Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOtóż nie - tegoroczna zima jest naprawdę łagodna. Przymrozków praktycznie nie było, święta były zielone, a temperatura wahała się w granicach 10 stopni. Teraz pada deszcz i jest prawie 6 stopni. Miło mi, że przeczytałaś - ze zrozumieniem :) - coś więcej, a nie tylko jeden post. Trzymaj się ciepło.
OdpowiedzUsuńNie wiem co lubisz, każdemu odpowiada inny zapach. Najlepszy według mnie zapach to Naomi Campbell Cat de luxe buteleczka czarna, ciemniejsze fioletowe opakowanie. Cudnie pachnie. Potem lubię Halle od Halle Berry. To z tańszych rzeczy, ponieważ ja na co dzień perfumuję się raczej tanimi, marnymi wodami za 30 zł z Rossmanna. Z droższych (czyli kupionych po okazyjnej cenie na allegro) bardzo podoba mi się DKNY be delicious-czyli słynne zielone jabłuszko. Na pierwszy rzut węchu wydawał mi się za mocny, ale po czasie ślicznie pachnie i co najważniejsze pachnie do momentu uprania ubrań. Mam jeszcze armani code, ale zapach nie powala. Jak na lotniskach wąchałam te drogie perfumy to one zawsze dla mnie śmierdziały, chyba nie mam zbyt wyrafinowanego gustu zapachowego;) Marzy mi się powąchanie Euphorii Cleina i Miss Cherie Diora.
OdpowiedzUsuńjak bardzo za onetem nie teskni nikt,kto z onetu uciekl przypominam sobie teraz.co za badziew.a w czym tu sensacji szukac:)))? w recenzji ksiazki?Pawlikowskiej nie lubie. w kolo o bulimii,zorganizowaniu,rezygnacji z odzywek i generalnie nudno. piec ksiazek napisala o tym samym tylko w innych slowach.wystarczyla jedna.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swoje granice. Jak mnie kiedyś naprawdę zirytują, to się stąd wyniosę. Ostatnio świetnie im się to udaje - najpierw tworzą jakąś beznadziejną galerię z moich archiwalnych, baaardzo kiepskich zdjęć zamków, a potem na siłę szukają sensacji tam, gdzie jej nie ma. "Piżama to wstyd" - faktycznie ;) Poczytałabym coś jeszcze z twórczości Pawlikowskiej, ale pod warunkiem, że nie musiałabym tego kupować ;) Bo raczej nie warto. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMnie strasznie nie podoba się Chanel number 5. A to przecież taki hit. Podsunęłam go pod nos Połówkowi, a jego reakcja była bardzo podobna do mojej: ale śmierdzi! :) Pytam, bo nie lubię chodzić do perfumerii i wąchać wszystko, jak leci ;) Lepiej iść z konkretnymi pomysłami. Nie znałam tych zapachów, kiedyś zwrócę na nie uwagę. Przy okazji przekonam się, czy mamy podobny gust :)
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie wąchałam Chanel. Fajny zbieg okoliczności bo akurat zamierzam o niej pisać. Nie może pachnieć, bo Chanel podobali się panowie pachnący sianem czy krowami tudzież końmi. W każdym razie miała dziwne upodobania zapachowe. Może te same, może inne. De gustibus non disputandum;)A ja dziś wyobraź sobie zrobiłam wielką rzecz. Zapisałam się do biblioteki;) I wypożyczyłam blondynkę na czarnym lądzie;)
OdpowiedzUsuńO, to będę z niecierpliwością czekać na recenzję "Coco". Muszę przyznać, że mnie zainteresowałaś tą książką. To biografia była? Normalnie pewnie nie zwróciłabym na nią uwagi, bo rzadko kiedy czytam książki poświęcone słynnym osobom. Chyba niewiele straciłaś - to naprawdę specyficzny zapach. Jak będziesz kiedyś w perfumerii, to powąchaj z ciekawości. Nie dość, że mi śmierdział okrutnie, to jeszcze nie mogłam go z siebie zmyć. Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń po lekturze "Blondynki na Czarnym Lądzie". Koniecznie daj mi znać :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.empik.com/coco-sanchez-andrade-cristina,prod59640295,ksiazka-p tą książkę czytałam. Jest chyba jeszcze jakaś inna. Ja się zainteresowałam bo obiło mi się o uszy jaką osobą ona była, a mnie ciekawią tacy nieszablonowi ludzie i ich historie. Ja nie czułam czytając, że to książka biograficzna. Co do zapachu pewnie szybko nie sprawdzę. Nie lubię chodzić do perfumerii, gdzie ochroniarz chodzi za mną krok w krok jak za potencjalną złodziejką. Trochę to potrwa. Wczoraj zaczęłam czytać "Kobietę na krańcu świata 2".
OdpowiedzUsuńJak kiedyś wpadnie mi w ręce, to przeczytam. Niedawno rozpoczęłam czytanie biografii Zlatana Ibrahimovica i utknęłam na trzecim rozdziale. Zrobiłam sobie dłuższą przerwę na czytanie podróżniczych książek. A wiesz, że ja też czytam teraz "Kobietę na krańcu świata 2"? Idzie mi wolniej niż myślałam, czytam rozdział o czarnoskórej kobiecie za sterami samolotu. A teraz idę sprawdzić, czy mam jeszcze płyn do kąpieli "muscle soak", bo nadwyrężyłam sobie mięśnie ud i mój obecny chód mógłby sugerować, że weekend spędziłam na ujeżdżaniu mustangów ;) Myślałam, że może uda mi się zrobić jakąś podróżniczą relację, ale nie mam weny. Zatem kąpiel, a potem czytanie Wojciechowskiej.
OdpowiedzUsuńPawlikowska powiadacie ? :) No nie wiem, nie wiem czy przekonałaby mnie jako pisarka, póki co znam ją tylko z przygotowywań niedzielnego obiadu :)( zawsze kiedy gotuję włączam radio i Pawlikowska ma swoją audycję w niedzielne przedpołudnia ).Szczęśliwego Nowego Roku Taito :)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie jest nudna, przynajmniej dla mnie. Co do kobiety ja zazwyczaj chłonę szybko, ale ciągle ktoś lub coś mi skutecznie przeszkadza. Ja wczoraj w nocy zaczęłam (a może dziś?) i zaledwie przeczytałam o hipopotamie, ale nie podoba mi się ta historia.Kto wie coś Ty w weekend Taito robiła, co?;) Ja to bym chętnie ujeżdżała mustangi, zawsze chciałam jeździć konno bo oprócz łyżew to jedyne co mi wychodzi od razu;) Tak jestem totalnie asportowa. Udanego relaksu zatem (czy Ty musisz mi machać tą wanną jak szynką głodnemu przed oczami?;D).
OdpowiedzUsuńPięknie celne rozwinięcie tego skrótu! Ubawiłem się czytając te wszystkie komentarze, faktycznie mają tam w centrali jakiegoś specjalistę od przekręcania treści, żeby tak Pawlikowską pomylić z pidżamą... Czemu nie zrobili tego przy Cejrowskim (skojarzenia z WC mogły wzbudzić jeszcze większe zainteresowanie :)
OdpowiedzUsuńJeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Z zamieszczonych komentarzy wynika, że Pawlikowska nie zrobiła większego wrażenia na swoich czytelnikach. Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńTy też miałbyś wiele do powiedzenia w tym temacie - jeśli się nie mylę, to Tobie również nieraz dali swój "bardziej odpowiedni" tytuł. Już odzwyczaiłam się od najazdu trolli ;)
OdpowiedzUsuńA ja zawsze marzyłam o posiadaniu konia. O jeździe konnej też, ale do tego najlepiej mieć swojego wierzchowca :)"Przesunać horyzont" dosłownie pochłonęłam, natomiast tą czyta mi się dużo gorzej.
OdpowiedzUsuńJa może o posiadaniu nie, ale o jazdach jednak to sporo kosztuje. Nawet w Krk jest możliwość, że jesteś wolontariuszem i masz taniej to i tak drogo wychodzi. Moja siostra ma konia, ale dojazd jest do niej kiepski i na tyle rzadko się widzimy, że to i tak nic. Ja miałam podobnie, Przesunąć horyzont i Kobietę na krańcu świata 1 pochłonęłam szybko, natomiast tą faktycznie czyta się gorzej. Coś jakby była odgrzewanym kotletem...
OdpowiedzUsuńDzień Dobry!Na początek spóźnione, noworoczne życzenia z mojej strony! Aby był on lepszy niż jego poprzednik, abyś była zdrowa, szczęśliwa i pełna radości życia! Abyś miała fajne pomysły na podróże i chęci na je opisywanie. A na koniec spełnienia marzeń! ;-) Oczywiście wszystko to co przed chwilą, również kieruję w stronę Twojego Połówka, choć nie znam :-)Co do nocnych kreacji (podłącze się do dyskusji, a co! ;) to nie będę w tym temacie oryginalny: śpię w piżamie/pidżamie, dwuczęściowej. Rzadziej inaczej a już w ogóle nago. Muszę mieć coś na sobie, lubię być przykryty, nie wstaję na siusiu i nie pijam po przebudzeniu :-)Co do twórczości Pawlikowskiej to niestety nic w dyskusję nie wniosę gdyż niefortunnie nie czytałem jej dzieł... Może kiedyś? Chętnie za to przeczytałbym Cejrowskiego, którego za podróżnicze programy w tv cenię. Ogólnie lubię chłopa za oryginalność, walenie prosto z mostu i osobowość. Bywa co prawda czasem, czy też wydaje się narcyzowaty i cwany ale można mu to wybaczyć. Ma gadane, zna się na fotografii, więc z pisaniem przypuszczam, że również jest za pan brat.Tak w ogóle Taito, Ty nigdy nie myślałaś o wydaniu własnej książki podróżniczej? To, że byłaby ciekawa jest raczej pewne. Myślę, że powinnaś się nad tym poważnie zastanowić ;-)A tymczasem pozdrawiam i raz jeszcze życzę wszystkiego NAJ! ;-)
OdpowiedzUsuńWitaj, Ćwirku :) A ja sobie nieskromnie życzę, byś w tym nowym roku częściej publikował posty na blogu, bo coś ostatnio zaniedbujesz swoją stronkę. Czekam na te spóźnione relacje z wyspiarskich - i nie tylko - podróży, a Ty milczysz uparcie. Ja Wam również życzę wszystkiego dobrego - niech spełnią się Wasze plany, marzenia, a nowy rok niech będzie łaskawy i pełen przesympatycznych niespodzianek. Myślę, że Cejrowski przypadłby Ci do gustu. Ma facet talent do opowiadania. Można go lubić lub nie, ale nie można mu odmówić świetnego pióra. Nah, nie myślę o tym. Jestem dość sceptycznie nastawiona do mojej "twórczości". Kto by to chciał kupić? ;) Jest sporo osób, które mają więcej do zaoferowania niż ja. I to nie jest żadna fałszywa skromność, ale realizm i uzasadniona samokrytyka.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo chciałbym to wszystko nadrobić ale co zrobić jak się człowiek niemiłosiernie zakopał i trudno mu się teraz szybko odkopać. Małymi kroczkami i mam nadzieje, że wrócę na powierzchnię ;-)Nie bądź już taka skromna, ja uważam i założę się, że wszyscy czytający tego bloga tylko to potwierdzą, że przelanie tych interesujących podróży na papier byłoby strzałem w dziesiątkę! W formie nie wiem, opowiadań podróżniczych, przewodników, czy czegoś w tym rodzaju. Pomyśl nad tym bo szkoda by było zmarnować taki potencjał! ;-)
OdpowiedzUsuń