Kontrowersyjna postać, świetny polski pisarz, podróżnik, dziennikarz, publicysta i fotograf. Osoba, która głośno i odważnie mówi to, o czym niektórzy boją się nawet pomyśleć. Wojciech Cejrowski. Jestem pewna, że tej postaci nie trzeba przedstawiać Wam – czytelnikom mojego podróżniczego bloga.
O Cejrowskim można mówić długo. I ta konwersacja o nim może mieć bardzo burzliwy przebieg, szczególnie wtedy, kiedy rozmówcy należą do przeciwnych obozów: zwolenników i przeciwników tego charakterystycznego pana lubiącego kroczyć przez życie na bosaka. Cejrowski należy do specyficznego rodzaju ludzi – tych, których albo się nienawidzi, albo kocha, bo opcji pośredniej raczej nie ma. To nie jest osoba „bezpłciowa” i pozbawiona osobowości. To nie jest ktoś, kogo poznaje się na początku przyjęcia, a na jego końcu już nie pamięta jego imienia i twarzy.
Barwna postać Cejrowskiego mi nie przeszkadza. Nie irytuje mnie, nie sprawia, że przełączam kanał, widząc jego twarz w telewizji. Wręcz przeciwnie – lubię słuchać tego, co mówi, intryguje mnie jego nietuzinkowa osobowość. Jego poglądy nie bulwersują mnie, ale to prawdopodobnie dlatego, że w wielu przypadkach mam bardzo podobny punkt widzenia. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale szanuję go za to, że ma swoje zasady, że ich przestrzega, że nie boi się płynąć pod prąd. To mój podróżniczy autorytet. Nie tylko dlatego, że facet jest bardzo inteligentny, zwiedził kilkadziesiąt krajów, przemierzył kilka kontynentów, lecz także dlatego, że jest on uosobieniem tego, kim ja nie jestem. To jest podróżnik przez duże P. Ja jestem turystką przez małe t.
Pierwszym dziełem Cejrowskiego, które trafiło w moje ręce było „Gringo wśród dzikich plemion”. Przeczytałam je z wielkim zainteresowaniem i przyjemnością, często śmiejąc się z kapitalnego poczucia humoru autora. Książka trafiła na zaszczytne miejsce na regale, gdzie wkrótce dołączyła do niej kolejna świetna pozycja tego autora - „Rio Anaconda”. I znów był śmiech, gwałtowne przekręcanie kartek, by dowiedzieć się, co będzie dalej i czytanie z wypiekami na twarzy.
Kiedy pod choinką znalazłam między innymi „Podróżnika WC”, nie potrafiłam odłożyć tej książki na stos innych czekających cierpliwie na swój moment. Takich rzeczy się nie robi. Nie z Cejrowskim. Zatem w drugi dzień świąt umościłam się wygodnie na włochatym dywanie w salonie i przestałam istnieć. Moja powłoka cielesna fizycznie była obecna w domu, ale cała reszta znajdowała się w świecie „Podróżnika WC”. Czytelniczy trans przerywałam z bardzo prozaicznych przyczyn – trzeba było zmienić pozycję, w której siedziałam, albo udać się do kuchni po kolejny kubek kawy / cappuccino / herbaty. Za każdym razem jednak były to przerwy krótkotrwałe. Za każdym razem wracałam do książki, bo zwyczajnie nie potrafiłam jej odłożyć. I nie odłożyłam dopóki, nie dotarłam do ostatniej strony.
„Podróżnik WC” to pierwsza podróżnicza książka Cejrowskiego. Ukazała się w niewielkim nakładzie w 1997 roku, szybko podbiła serca czytelników i szybko zniknęła z księgarnianych półek. Pomimo wielu namów Cejrowski nie chciał wznawiać nakładu. Bo nie pisał wtedy wystarczająco dobrze, bo zawarł w niej za mało dialogów, bo książka była zbyt cienka. Bo opowiadała historie, które niekoniecznie zostałyby ponownie opowiedziane przez autora. Bo... Bo...
Ostatecznie autor uległ sugestiom i propozycjom. Po kilkunastu latach ukazał się „Podróżnik WC” w wersji poprawionej i rozbudowanej. W moje ręce trafiła pięknie wydana książka, doskonały okaz dbałości edytorskiej: w grubej oprawie, na dobrym papierze, niezwykle przyjemna wizualnie. Kolejna perełka wydawnictwa Poznaj Świat. Złożona z nieco ponad 250 stron książka jest zbiorem interesujących reportaży wzbogaconych licznymi fotografiami wnoszącymi powiew egzotyki, a także szeregiem przydatnych porad i informacji. To książka na jeden wieczór, ale zdecydowanie nie jednokrotnego użytku. Do takich pozycji po prostu się wraca.
„Podróżnik WC” jest faktycznie nieco odmienny w stylu od dwóch wyżej wspomnianych książek, wcale nie jest przez to gorszy. Czyta się równie dobrze, szybko i przyjemnie. Obawy autora odnośnie wznowienia nakładu były absolutnie nie na miejscu. To ciągle ten sam Cejrowski – człowiek z ogromnym darem opowiadania. Polecam.
Lubię Cejrowskiego jako podróżnika, cenię jego programy i książki, nie znoszę Cejrowskiego jako polityka. Nie oceniam go jako człowieka, bo go nie znam :)
OdpowiedzUsuńLubię programy podróżnicze Cejrowskiego. Książek nie czytałam, ale słyszałam, że lepsza książka jest Martyny Wojciechowskiej. Trzeba będzie przeczytać :)
OdpowiedzUsuńTo kwestia gustu. Wg mnie Cejrowski ma bardziej oryginalny i ciekawy styl pisania, a także fajniejsze poczucie humoru. Wczoraj skończyłam czytać "Blondynkę w Tanzanii" Pawlikowskiej [rozczarowała mnie mocno] i rozpoczęłam "Przesunąć horyzont" Wojciechowskiej. Bardzo fajna książka, dotarłam do połowy i gdyby nie to, że rano musiałam wcześnie wstać, to czytałabym do późna w nocy. Jeśli chodzi o Martynę, to czytałam "Etiopia. Ale czat!" i bardzo mi się podobała. Następna w kolejce jest "Kobieta na krańcu świata". Już nie mogę się doczekać. Bardzo cenią Martynę za jej upór i wolę walki. Bardzo fajna babka. Jeśli szukasz książek podróżniczych to szczerze polecam Ci jej pozycje. Fajnie, że się odezwałaś :) Trzymaj się ciepło :)
OdpowiedzUsuńCejrowski- podróżnik jest zdecydowanie łatwiejszy do polubienia niż Cejrowski-polityk. Pomijając jednak jego poglądy religijne, czy polityczne, trzeba przyznać, że książki jego autorstwa są naprawdę wartościowe. Zresztą ilość sprzedanych egzemplarzy mówi sama za siebie. Pozdrowienia przesyłam, Elso :)
OdpowiedzUsuńPodróżnik WC jest jedyną pozycją Cejrowskiego jaką czytałam, z resztą całkiem niedawno. Byłam zachwycona i pochłonęłam ją dosyć szybko. Przede wszystkim genialnym poczuciem humoru, ale też podróżniczym doświadczeniem. Jak to czasami w życiu bywa za czytanie literatury podróżniczej zabrałam się od d. strony. Jako pierwszą zaczęłam czytać Wojciechowską, która więcej ma wspólnego z marketingiem i reklamą niż bycie podróżnikiem przez wielkie P. Dopiero potem sięgnęłam po Pawlikowską, którą jestem zachwycona (na swoją pierwszą podróż zarabiała na zmywaku w Anglii i do dziś sama opłaca swoje wojaże, nie towarzyszy jej stado sponsorów i nie udaje, że przechodzi czy przepływa przez Amazonię) i na samym końcu po Cejrowskiego. Cejrowski to zupełnie inna bajka, poglądy ma różne i można się nie ze wszystkim zgodzić, ale to nie zmienia faktu, że jest elokwentnym i obytym człowiekiem.P.S. Mam nadzieję nie obraziłaś się, że nie odpisałam ostatnio od razu na ten e-mail?
OdpowiedzUsuńWiesz, koszt wyprawy - dajmy na to - na Everest jest tak ogromny, że naprawdę nie dziwię się, iż kobieta szukała sponsora. Martyna często pojawia się w telewizji, wielu osobom kojarzy się dość negatywnie [Big Brother, pikantne sesje do Playboya, CKM], a jej wizerunek postrzegany jest jako bardzo komercyjny. Czasami jednak mam wrażenie, że to ona zasługuje na większy szacunek niż np. Cejrowski. Tyle wypadków przeszła, miała na koncie chemioterapię, złamania kręgosłupa, traumatyczne przeżycia po wypadku samochodowym, a mimo to wstała, walczyła i zdobywała to, co chciała. Wiesz, ile osób poddałoby się na jej miejscu?Jeśli byłaś zachwycona "Podróżnikiem WC", to jestem niemalże pewna, że Gringo wśród dzikich plemion" i "Rio Anaconda" jeszcze bardziej Cię oczarują. Cejrowski faktycznie prezentuje tam lepszy styl przez co książki są jeszcze ciekawsze. Pawlikowska nie do końca mnie przekonała do siebie, ciągle jednak łudzę się, że to się wkrótce zmieni - wtedy, kiedy zabiorę się za "Blondynkę na Czarnym Lądzie". Przeczytałam dwie inne jej książki i rewelacji nie było. Spodziewałam się czegoś więcej. Czegoś lepszego. Zresztą, widzę po ocenach internautów, że jej książki są mniej cenione niż Cejrowskiego i Wojciechowskiej. P.S. No wiesz co? Obrazić to się mogę za to, że TAK sobie pomyślałaś. Nic się przecież nie stało. To nie była sprawa życia i śmierci. Nie oczekuję od NIKOGO, że będzie on-line 7/24. Zresztą sama widzisz, że nawet jeszcze Ci nie odpowiedziałam na Twojego maila :) Bez obaw, wszystko w porządku. Wierz mi.
OdpowiedzUsuńNie mam na myśli Everestu, samo wejście na ten czy inne szczyty kosztuje niebagatelną kwotę o przygotowaniach, sprzętach nie wspominając (stąd tak mało rodaków na szczytach). Czytałam jej książkę o tej wspinaczce, podobnie wiem o jej zmaganiach i o tym, że myśl zdobycia Everestu zrodziła się w niej kiedy leżała na łóżku, a lekarze mówili, że już nie będzie chodzić. Podziwiam ją za to wszystko. Jednak po wielkim podziwie przyszły do mnie mieszane uczucia. Wszędzie sponsorzy, mnóstwo ludzi, nic jej się nie może stać bo ma wiele kontraktów i jakby cokolwiek się jej stało wiele głów by poleciało i wielkie straty finansowe (tu można też rzec, że dużo finansuje). Chodzi mi o to, że nie przemierza sama najbardziej niebezpiecznych miejsc. Cejrowski ma ze sobą jak najmniej bo wie, że biały człowiek to potencjalny łup, kojarzy się z bogactwem. Wchodzi do rzeki gdzie są piranie, podobnie Pawlikowska przeszła przez najbardziej malaryczną dżunglę. A może po prostu ulegam złudzeniu i wydaje mi się, że Wojciechowska tylko dobrze wygląda i dzięki temu wiele jej się udaje, a oni wszystko od początku zdobywają ciężką pracą? Trudno powiedzieć. To są zupełnie inne typy podróżników. Pawlikowska też wiele przeszła, jest powściągliwa w zwierzeniach na temat rodziny, ale ma za sobą anoreksję, bulimię, gwałt i wiele innych mało ciekawych rzeczy. Ja czytałam głównie jej poradniki i słuchałam niegdyś w radiu zet. Podróżniczych książek nie czytałam jeszcze.P.S. Ufff;)
OdpowiedzUsuńLubię jego książki, uwielbiałam oglądać serię "boso przez swiat".Mam w domu jego książkę "Rio Anaconda" i często do niej wracam. Nigdy się nie nudzi.W tym roku również zakupiłam na prezent jego książki...A jakim jest człowiekiem prywatnie, nie wiem, nie znam osobiście:)Dlatego się nie wypowiadam. Cenię go za to co pisze i robi.Pozdrawiam serdecznie i Wszystkiego Najlepszego w 2012.
OdpowiedzUsuńKupiłam Mamie na prezent książkę Pawlikowskiej. Myślałam,że dobrze się ją czyta. Przynajmniej miała dobre recenzje. Niestety mamie się nie podoba. Myślałam o Wojciechowskiej ale jakoś opis do mnie nie przemówił.Niestety wszystkie książki kupuję przez internet i nie mogę jej dotknąć, otworzyć i przeczytać fragmentu....dlatego opieram się na opiniach innych.Następnym razem będzie Wojciechowska.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTez musze powiedziec, ze lubie Cejrowskiego :) jakos nie jest on dla mnie specjalnie kontrowersyjny :) za to byl wszedzie tam, gdzie mi sie marzy kiedys dotrzec :) chociaz zapewne ulamek tego co on zobaczyl dla mnie bylby juz niesamowicie satysfakcjonujacy :) Od czasow LO fascynuje mnie Ameryka Poludniowa! Po prostu musze kiedys pojechac do krainy Inkow czy Aztekow! Zawsze z checia ogladalam jego programy podroznicze. Ale rowniez program "Po Mojemu" na tvn style mi sie podobal, podobnie jak Ty, Taito, czesto widze swiat jak Cejrowski :) A poczucie humoru facet ma kapitalne :) Juz wiem co sobie kupie po powrocie do domu w lutym :)Szczesliwego Nowego Roku Taito!! Pieknych podrozy i jak najwiecej slonca na co dzien :)cieplo pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńDo tej pory przeczytałam tylko trzy książki Pawlikowskiej [zaraz zabieram się za czwartą], ale z tego, co zauważyłam, prezentują one dość zróżnicowany poziom. Żadna jakoś szczególnie mnie nie urzekła, mam nadzieję, że po przeczytania "Blondynki na Czarnym Lądzie" będę mogła powiedzieć, że to jest właśnie "to", czego szukałam. Może bezpieczniej byłoby kupić mamie Cejrowskiego? Jaki tytuł nabyłaś?
OdpowiedzUsuńKsiążki jego autorstwa są bardzo dobrym prezentem dla ludzi ciekawych świata - dla miłośników podróżowania i przekraczania granic. Zauważyłam, że Cejrowski bardzo skutecznie przemawia do zróżnicowanych wiekowo grup. Jego twórczość cenią zarówno starsze osoby, jak i bardzo młodzi ludzie. Ja z kolei rzadko oglądałam jego programy. Odrobinkę irytuje mnie jego maniera mówienia, choć ten czasownik ma tu zdecydowanie za mocny wydźwięk. To człowiek bogaty w przeróżne ciekawe doświadczenia. Ubolewam nad faktem, że jego podróżniczy dorobek literacki jest tak ubogi. Miłego weekendu życzę.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za życzenia :) Jak wiesz, ładna pogoda bywa u nas towarem deficytowym. Zima u mnie wyjątkowo łaskawa w tym roku, śniegu nie ma [jak dobrze!], za to ostatnio cały czas pada. Odliczam dni do sezonu turystycznego, a w międzyczasie zaczytuję się w podróżniczej literaturze :) Po ostatnio przeczytanych książkach z chęcią wyskoczyłabym na Wyspę Wielkanocną albo do Peru. Ach...I też chciałabym zobaczyć choć 1/10 tego, co udało się zwiedzić Cejrowskiemu. Lusin, wszystkiego najlepszego dla Ciebie :)
OdpowiedzUsuńI w tym się z Tobą jak najbardziej zgadzam - to są różne typy podróżników, nie ma sensu ich porównywać i roztrząsać, kto jest bardziej doświadczony, lepszy. A czy jest w ogóle jakaś uniwersalna miara wielkości danego podróżnika? Martyna wiele dokonała. Zapewne nieraz pokonała swoje słabości i lęki. Zapracowała na to, co osiągnęła. I dla mnie nie jest istotne to, że jest w dużej mierze sponsorowana. To nie czyni jej gorszą. Aby pozyskać sponsora też trzeba się niejednokrotnie wykazać pomysłowością, uporem i wysiłkiem. Miłego weekendu życzę :) Wreszcie udało mi się wysłać Ci maila. Trzymaj się ciepło, a teraz znikam, bo jestem dziwnie zmęczona i naprawdę potrzebuję odpoczynku.
OdpowiedzUsuńja mam jego ksiazke Rio Anaconda. kupilam w czerwcu i niestety nie zmoglam. moja mama mawiala,ze Cejrowski opowiada wspaniale i uwielbia jego programy.kiedys,kiedy jeszcze mieszkalam w Polsce takze ogladalam.do niczego przyczepic sie nie mozna. wczoraj bylam w ksiegarni w moim rodzinnym miescie i namnozylo sie ksiazek podrozniczych. jest ich bez liku. wszystko w niezliczonej ilosci fotografii, papier gruby kredowy,ale z trescia marnie. gdyby wyrzucic zdjecia pozostaloby ze 100 stron tekstu,o ile wogole. Cejrowskiego pozostawiam na moj coroczny,podlaski urlop:) teraz czytam Malgorzate Szejnert i jej ksiazki takze nie powalily mnie na kolana.jakbym czytala archiwa. napracowala sie kobieta bardzo, tylko to wszystko suche fakty, bez zycia te ksiazki.pozdrawiam taito.wszystkiego dobrego w nowym roku.
OdpowiedzUsuńjakoś do tej pory nie czytałam nic Cejrowskiego .... hmmm
OdpowiedzUsuńOj, tak, słuszne spostrzeżenie. Chyba panuje jakaś moda na spisywanie swoich podróżniczych przeżyć i publikowanie tych zapisków - szczególnie dotyczy to Toskanii. I potem mamy mnogość wyboru i dziesiątki książek opisujących najprostsze czynności z życia codziennego, które wydawać by się mogło, nabierają niecodziennego charakteru tylko dlatego, że są wykonywane w tym regionie Włoch. Stają się jaką niesamowitą ceremonią, którą koniecznie trzeba opisać. Jest popyt, to jest i podaż. Stąd chyba ten cały boom na Toskanię. Nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadzało. Ot, taka luźna uwaga. Czytałam ostatnio właśnie dwa takie dzienniki podróżnicze - każdy dość małych rozmiarów, gdyby odjąć wszystkie fotografie nie zostałoby tam prawie nic. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie porządnej podróżniczej książki bez kolorowych zdjęć. Właśnie dzisiaj skończyłam czytać jedną pozycję Pawlikowskiej i tym razem było to coś, czego szukałam. Wartość merytoryczna wreszcie na poziomie. Powiedzmy, że czuję się usatysfakcjonowana :)Jakoś tak prawdę powiedziawszy nie zdziwiłam się, że nie przeczytałaś Cejrowskiego. Już oswoiłam się z myślą, że masz często odmienne zdanie i nietypowe opinie o jakimś mieście / książce. I nie piszę tego z żadną uszczypliwością :) Wszystkiego najlepszego dla Ciebie - przede wszystkim zdrowia. I wspaniałego pobytu w Amsterdamie :) Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, bo przyznam, że z chęcią poczytałabym potem Twoją relację i obejrzałabym zdjęcia.
OdpowiedzUsuńŚmiem twierdzić, że powinnaś to zmienić :)
OdpowiedzUsuńno to może się skuszę jak już przeczytam wszystko co dostałam na urodziny i święta :))
OdpowiedzUsuńJa dostałam mnóstwo książek, co mnie oczywiście ogromnie ucieszyło, ale niestety sporą część już przeczytałam. To tak na marginesie, gdybyś się zastanawiała po co weszłam na allegro ;)
OdpowiedzUsuńno jak to po co ??? po "Kolejkę" ;DD
OdpowiedzUsuńHehe, "Kolejkę" skonsultuję z Połówkiem, jak wróci z pracy. W końcu sama nie będę w nią grać :) I tak może być problem, bo sama wspominałaś, że lepiej mieć więcej chętnych do gry. A u mnie nie ma nikogo więcej w domu. Jakbyś przeczytała coś ciekawego, to daj znać :) A gdyby to było coś podróżniczego, to tym bardziej byłabym wdzięczna za cynk :)
OdpowiedzUsuńNo pięknie i zamiast odpoczywać jednak odpisywałaś na komentarze;) Widzisz, nie ma jak kreatywna dyskusja zmieniająca punkt widzenia. Najważniejsze, że mamy jeszcze kogo podziwiać i jest tylu ludzi, którzy potrafią przekraczać swoje słabości, stają się wielkimi i pokazują często, że wystarczy mocno chcieć osiągnąć cel i do niego dążyć, a wtedy nie ma rzeczy niemożliwych. Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku!P.S. A z tym Sylwestrem w wannie to na poważnie?;)
OdpowiedzUsuńNie mówiłam Ci, że czasami jestem nieznośnym uparciuchem? Obejrzałam "Selekcję" z Colinem Farrellem, potem wypiłam kawę, czytałam książkę. Spać poszłam dopiero po drugiej w nocy, co wydaje się być małym cudem, zważywszy na fakt, że już na filmie przysypiałam ;) Dobra rola Colina, porządne kino dające do myślenia, ale to nie jest film akcji - stąd pewnie te niskie noty na filmwebie. A Ty znowu na temat tej wanny, Ty mała zbereźnico :)
OdpowiedzUsuńPamiętam, że ponoć jesteś uparta. Piszesz o Colinie, ale nie wspominasz tytułu filmu. Ja za nim nie przepadam (oglądałam intermission o którym pisał Pendragon). Na dziś zaopatrzyłam się w kilka filmów irlandzkich. Wiesz zależy jak kto lubi odpoczywać. Ja wracając nawet bardzo późno do domu potrzebowałam tak zwanej chwili dla siebie. Nie potrafiłam mimo wyczerpania od razu iść spać. Musiałam poczytać wiadomości, komentarze na blogowisku, coś obejrzeć. W weekend zaś koniecznie spacer. To też jest odpoczynek.P.S. "Zbereźnico? Dobrze choć, że "mała" napisałaś;)
OdpowiedzUsuńWidzisz, ślepa jestem. Przepraszam;) Już widzę tytuł.
OdpowiedzUsuńja na razie przerabiam po kolei wszystko Marleny de Blasi ale nie powiedziałabym że to książki podróżnicze ;D
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku, podróżniczko Taito, spełnienia planów na rok przyszły, dobrego humoru i zdrowia oraz satysfakcji z pasji podróżniczej, co wyjdzie nam wszystkim na dobre, bo się przynajmniej czegoś ciekawego dowiemy :-)dr Woland.
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem wielką fanką Farrella i nie zaliczam go do grupy moich ulubionych aktorów, ale całkiem dobrze poradził sobie ze wspomnianą rolą. Ciekawa jestem, jakie filmy są przygotowałaś na dzisiejszy wieczór. Daj znać, który najbardziej przypadł Ci do gustu. "Intermission" widziałam dawno temu. Mam podobnie i rzadko kiedy idę prosto do łóżka. Rzadko też chodzę spać przed północą, bo jestem typową sową ;) A jak inaczej mogłam Cię nazwać? ;) Z tą wanną to całkiem poważnie pisałam. Zdziwiło Cię to?
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki, Wolandzie. Plany podróżnicze - zarówno wyspiarskie jak i zagraniczne - już mam, jakże mogłoby być inaczej? Pozostaje trzymać kciuki, by wszystko wypaliło. Wszystkiego najlepszego: oby udało Ci się wprowadzić w życie wszystkie plany na przyszłość. I niech ta przyszłość będzie pogodna i łaskawa dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńO tej pani tylko słyszałam. Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z jej twórczością.
OdpowiedzUsuńwcale się nie dziwię bo ona o Włoszech pisze nie o Irlandii ;D
OdpowiedzUsuńWłochy też lubię, ale Irlandię bardziej. Parę lat temu podobnie jak Ty przechodziłam przez fascynację tym krajem i językiem - z zupełnie nieprzymuszonej woli uczyłam się nawet po około 100 słówek dziennie. Potem mi przeszło ;) A teraz wstyd, że tyyyyle rzeczy zapomniałam.
OdpowiedzUsuńMan of Arran, Ja w środku tańczę, Kisses. Na razie nie podzielę się wrażeniami, bo obejrzałam tylko pierwszy. W TV emitowali Pretty Women, a ja niegdyś byłam fanką Julii i uwielbiałam ten film, sentyment mi pozostał. I ja jestem sową, jednak kiedy funkcjonuję na pełnych obrotach do 1 padam. Nigdy natomiast nie przyzwyczaiłam się wstawać o 5 rano. Kiedy wstawałam tak przez rok do pracy to była dla mnie masakra. Znacznie lepiej funkcjonuję wstając później. Pytałam o tą wannę bo i mi się marzy taki Sylwester w wannie, ja jednak tymczasowo nie posiadam wanny:) Choć dziś sobie pomyślałam, że nawet jakby cały wieczór spędzić w wannie to mogłoby to się niekorzystnie odbić na skórze;)Tak, ja za chwilę przywitam Nowy Rok, a Wam jeszcze trochę zostało:)
OdpowiedzUsuńPóki co widziałam tylko ten ostatni - taki dość gorzki obraz Dublina. "Man of Aran" nabyłam jakiś czas temu cudem - wcześniej nie mogłam go znaleźć w żadnym tutejszym sklepie. I wiesz co? Wydałam prawie 20 euro i schowałam go do szafki z filmami. Jakoś nie mogę się za niego zabrać. Może jutro? Nawet mi nie mów - piąta rano to przecież barbarzyńska pora. Czasami wstaję po szóstej i jest mi z tym niezbyt dobrze, a co tu dopiero mówić o piątej? W ciągu tygodnia nie siedzę do drugiej, bo zwyczajnie bym nie wyrobila potem, ale jak przychodzi weekend, albo jakiś nadprogramowy dzień wolny to czemu nie? Z chęcią zarywam pół nocy. I wcale nie muszę tego potem jakoś specjalnie odsypiać. Sześć- siedem godzin snu mi wystarczy. Całego wieczoru na pewno bym nie przesiedziała w wannie - choć to przyjemne wychodzę zazwyczaj po 20 minutach :) Proszę, proszę, jakie towarzystwo zgromadziło się u mnie na blogu :) Trzeba było mówić, że macie ochotę spędzić ze mną Sylwestra, wyciągnęłabym z szafki przykurzonego Baileysa, albo jakieś wino :) Mam na pozbyciu :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale ja pod koniec filmu zaczęłam przysypiać. Choć jestem pełna podziwu jak ludzie sobie radzili, naprawdę. Ciągle przewija się ten Dublin i jego niezbyt dobry obraz, a ja pojechałam tam tak niczego nie świadoma.Ja się nauczyłam krótko siedzieć w wannie jak nie miałam czasu na dłuższą kąpiel, kiedy człowiek żyje w ciągłym biegu to wszystko wykonuje w minimalnym czasie. Wiesz czym wzniosłam toast noworoczny? Guinessem przywiezionym latem z Kołobrzegu, słucham sobie Twojej, mojej płyty The High Kings i pochłonęłam połowę czekoladek Bailays od Ciebie, tym razem nawet trzasnęłam fotkę. To Ty nie wiesz, że chcielibyśmy spędzić z Tobą Sylwestra?Happy New Year!
OdpowiedzUsuńOstatnio oglądałam "Some Mother's Son" - dobry i poruszający film, rzucający nieco więcej światła na sprawę strajku głodowego w więzieniu Maze i Bobby'ego Sandsa. O śmierci Sandsa powstał już film "Hunger" (mocny i ciężki, bardzo specyficzny, zdecydowananie nie dla każdego). "Some Mother's Son" jest znacznie lżejszy, zainteresował mnie od samego początku. Jest w 10 lub 11 częściach na youtube, gdybyś była zainteresowana. Sylwester w iście irlandzkim duchu ;) Czasami lepiej jest nie wiedzieć. Dzięki swojej ignorancji można w spokoju zwiedzać miejsca, których być może byś nie zwiedziła właśnie ze względu na złą reputację.
OdpowiedzUsuńksiazka podroznicza bez zdjec nie jest zla.reportaze o Wyspach Owczych zawieraja kilka zdjec.ale ta ksiazka poza tym to kilkaset stron swietnego tekstu i takie ksiazki lubie. chodzi mi o to,zeby zdjeciami nie zapchac ksiazki i wydac ja tylko po to, aby wydac. w XXI wieku nie ma juz terenow,prawie,do ktorych zwykla invitada czy Halina dotrzec nie jest w stanie. skonczyla sie era podroznicza, to jest zwykla turystyka.i zeby nie wiem jak puszyc sie i nadymac,ze jest sie podroznikiem,to zwykle klamstwo.moi znajomi za dwa miesiace jada na trekking do Afryki,byli w Indiach,Nepalu,Tybecie,Maroku. zwyczajni ludzie.wszystko dla wszystkich jest osiagalne.to jest era internetu,gdzie mozna zobaczyc na zdjeciach,jak miejsca wygladaja.ksiazki typu: Heniek na rowerze przez Afryke,Mariola na kajaku w Ameryce Pd. nie robia wrazenia.rozumiem,ze dla Marioli jest to przezycie i jak ktos chce jej ksiazke wydac,to fajnie.ma kobieta pamiatke.ale to jest to samo, gdybys jechala do Irlandii Pn. odleglosci sa inaczej postrzegane,miejsca takze.dla mnie jest identycznie z ksiazkami typu: wyjechalam do Grecji,zamieszkalam w odrestaurowanej szopie.super. tylko w 2011 roku takich odbudowanych ruin,domow jest krocie. Europa prawie nie ma granic i wiz.ja zakladam,ze tacy ludzie pisza ksiazki dla siebie,jako pamiatke.jesli to sie sprzeda- fantastycznie.mi w ksiazkach bardziej chodzi o informacje,a nie o skladniki zaprawy murarskiej,ktora ktos wykorzystal do odbudowy domu. historia,reportaz,ciekawe rozmowy z ludzmi.minimum zdjec.i bez zadecia pisane.Cejrowski nie wiem,czy by mi sie spodobal,bo nie doczytalam.a o Wlochach tez mozna pisac ciekawie, nawet po raz setny.tylko bez tej powtarzalnosci.jak kupilam grunta:),walczylam z elektrykami,patrzylam na pierwsza cegle w scianie domu.bo niby co ja z takiej ksiazki wyniose?
OdpowiedzUsuńA ja do rana oglądałam Inside I'm dancing. Podobał mi się, poruszający film na którym można się pośmiać, ale też popłakać. Przynajmniej ja płakałam. Polecam Ci jeśli jeszcze nie widziałaś. Też jest na youtube.Dodałam sobie Some Mother's Son do zakładek, aby obejrzeć. Na ciężkie filmy muszę mieć nastrój, generalnie czasami już mam ochotę obejrzeć coś bardzo lekkiego, bo zazwyczaj to dramaty są dobrymi gatunkowo filmami. Abstrahując od kina irlandzkiego oglądałam ostatnio Wieczną miłość o Beethovenie, świetny film. Nie przesadzałabym z tym "irlandzkim duchem";) Raczej namiastka, nie kpij ze mnie Taito;D
OdpowiedzUsuńwow no to faktycznie szkoda, że zapomniałaś jak się tak uczyłaś ;[
OdpowiedzUsuńWszystkiego oczywiście nie zapomniałam, ale nieutrwalone słownictwo umyka po paru latach. Wiesz jak to jest z tymi nieużywanymi narządami ;)
OdpowiedzUsuńJa mam bardziej pobłażliwą definicję podróżnika i chyba dużo bardziej łagodne podejście do podróżniczych książek. Dlatego nawet jeśli wspomniana 'Mariola na kajaku w Ameryce Płd' nie byłaby wybitnie odkrywcza, to ja i tak z chęcią bym ją poczytała. Bo po prostu lubię taką tematykę i chętnie czytam o cudzych przygodach, spostrzeżeniach i przeżyciach. Jeśli chodzi o mnie, to jestem typem wzrokowca. Wysoko cenię to, co jest estetyczne, dlatego wszystkie wabiki wydawców w postaci ładnej okładki, dobrego papieru, kolorowych zdjęć jak najbardziej na mnie działają. Książka podróżnicza bez zdjęć jest dla mnie uboga, nawet jeśli pod względem merytorycznym jest super. Mamy najwidoczniej inne oczekiwania. I właśnie ta różnorodność sprawia, że wspomniane przez Ciebie typy książek ciągle dobrze się sprzedają.
OdpowiedzUsuńDzięki za cynk, tak się składa, że nie widziałam jeszcze tego filmu. W wolnej chwili obejrzę. Dramaty nie są mi straszne, co więcej - lubię je. Ależ to nie była żadna kpina. Wiesz jak mawiają: z braku laku dobry kit ;)
OdpowiedzUsuńte ksiazki pseudo- podroznicze w Pl dobrze sie sprzedaja, bo nie ma wyboru. nie ma osobowosci,autorytetow i wiele ksiazek z niemieckiego,angielskiego,francuskiego nie tlumaczy sie na polski, bo jest ryzyko,ze sie nie sprzeda. jest Kapuscinski,ktory jest osobowoscia i ksiazki bez zdjec sprzedaja sie doskonale. ale zeby upchnac ksiazke takiej Marioli trzeba wcisnac pol ksiazki zdjec,zeby czytelnika czyms zachecic. ktos to lubi,ktos inny nie. ryzyko mniejsze.wydawnictwa musza wyczuc trendy, bo zadne nie wyda czegos,co sie nie sprzeda.kazdy musi na czyms zarobic.kiedys rozmawialam z czlowiekiem z bardzo duzego wydawnictwa i zapytalam dlaczego nie wydaje sie nic w naprawde duzych wydawnictwach o UK i Irlandii.odpowiedziano mi,ze to sie nie sprzedaje. o Afryce,Argentynach,Nepalach jeszcze tak.najlepiej,zeby o takich Indiach napisal pan Kret z Pogody a o Wenezueli Wojciechowska, bo ludzie znaja ich z tv i to sie na pewno sprzeda. ludzie kojarza nazwisko z twarza.wszystko zysk i dobrze przemyslany marketing.bo ksiazka to inwestycja i zarobek.zreszta rynek polski zawalony jest takimi ksiazkami i czyms ludzi trzeba do ksiazki przekonac.ksiazki sa drogie i nie kazdy pojdzie wydac 50 zl na Palkiewicza,a co dopiero na Mariole na kajaku.kazda ksiazka to praca w nia wlozona i tego nie podwazam.czasami ciezka praca.ale nie kazda jest ciekawa i kazdego zainteresuje.i aby ksiazki uplynniac,wydawcy zaczeli blogerom wysylac ksiazki do recenzji. bo blog ma sile medialna. noi taki bloger, czy mu sie ksiazka podoba, czy nie, chwali,bo dostal za darmo.tego to wogole nie rozumiem,ale to juz mniejsza z tym.ja bym raczej przeczytala ciekawa ksiazke o Irlandii niz o Afryce.tylko nie kolejna kopie przewodnika,a naprawde cos ciekawego. no i nie o domu na wsi. bo to juz nie jest ksiazka podrozniczo- turystyczna.to jest biografia.
OdpowiedzUsuńNie od dziś wiadomo, że reklama jest dźwignią handlu. Oczywiście, że łatwiej sprzedać nawet średniej jakości książkę Pawlikowskiej czy Wojciechowskiej niż na przykład debiutancką, bardzo dobrą zresztą pozycję nieznanej osoby.Kiedy mam kupić jakąś podróżniczą książkę, podchodzę sceptycznie do nazwisk, które nie są mi znane. Jeśli wcześniej trafiłam na pozytywne recenzje, to najprawdopodobniej zdecyduję się na kupno. Wydawcy doskonale wiedzą jaką siłę mają rekomendacje znajomych i bliskich. Produkt, który ktoś Ci rekomenduje, ma zdecydowanie większą szansę na sprzedaż. I jak słusznie zauważyłaś widać to na blogach. Nie tylko tych książkowych. Śledzę też kilka modowych i ta tendencja jest tam doskonale widoczna. Ludzie zarabiają nieraz niezłą kasę poprzez prowadzenie blogów. Książki, o których piszesz też są potrzebne. Czytanie niesie ze sobą ogromne korzyści, dlatego lepiej, że ludzie kupują i czytają nawet takie Mariole, niż gdyby w ogóle mieli nie czytać. Jeden woli Pałkiewicza, inny Fiedlera, Wojciechowską, Cejrowskiego lub Pawlikowską. Przeczytałam tylko jedną książkę Kapuścińskiego - słynnego "Cesarza". Jezu, to była dla mnie męka. Tak nudną książkę czytałam ostatnio w liceum i to była "Lalka" Prusa. Może źle trafiłam. Postaram się jeszcze kiedyś sięgnąć po coś z jego twórczości. Może zmienię zdanie. Oczywiście, że literatura o Irlandii i UK nie sprzedaje się tak łatwo jak o krajach egzotycznych. Książki tego typu kupuje głównie małe grono ludzi, pasjonatów tych krajów, koneserów, mogłabym rzec. Mam mnóstwo książek o Irlandii, ale te najciekawsze [w tym także przewodniki] są anglojęzyczne. Pod choinkę dostałam trzy pozycje o wyspie - każda po angielsku. Gdybym nie znała tego języka, wiele bym straciła.
OdpowiedzUsuńno ja mysle,ze kazdy niech czyta to, co lubi. jesli ktos ma nic nie czytac,to niech czyta po raz setny Pana Samochodzika.ja akurat za Kapuscinskim nie przepadam. taki przyklad tylko podalam.zadnej ksiazki o Szkocji nie mam po polsku.nic zwiazanego z kultura,historia. wszystko po angielsku. a chetnie cos o Edynburgu bym poczytala. tylko nie o swietlicy polskiej:)i Polakach, tylko na przyklad dobry reportaz o Szkocji. nie ma nic. O Irlandii czytalam tylko jakis badziew o kobiecie,ktora tam mieszkala,ktorej nic sie nie podobalo.zreszta napisany brzydka polszczyzna.pozdrawiam taito,do uslyszenia:)
OdpowiedzUsuńTak, pamiętam Twoją recenzję o tej książce - to było dawno temu i jeszcze na Onecie. Nie udało mi się trafić na tę książkę, więc nic więcej nie napiszę. Fajnie o Irlandii pisze Pete McCarthy. Ostatnio czytałam też "Irlandię: celtycki splot" Brylla, całkiem dobra. Bardzo podobała mi się "Wyspa Celtów" Gitlina: stara, wysłużona książka, bodajże z 1960 roku. Ale ją bardzo ciężko dostać. Mam w domu kilka powieści o wyspie, ale żadna nie jest jakaś rewelacyjna i szczególnie godna uwagi. Mój czytelniczy rok zamknęłam książką Forsytha - wczoraj ją skończyłam. Dzięki za polecenie, uśmiałam się. Podziwiam Neila za fantazję. A tak na marginesie, to nie wiedziałam, że on jest taki młody.
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że nie widziałaś. I ja lubię dramaty, ale czasami już mam przesycenie. Doprawdy paskudna jesteś Taito;) Kit? Toż ja oglądałam dobre kino, popijałam rzekomo najlepsze piwo na świecie i jadłam pyszne paluszki a Ty mi o kicie mówisz. A fe!;P
OdpowiedzUsuńOk, zanotowane w notesie. Pierwszego stycznia o 19:27 Bezimienna stwierdziła: "Doprawdy paskudna jesteś Taito". Czekaj, czekaj, jeszcze będziesz inaczej śpiewać! :)
OdpowiedzUsuńYyyy, eeee;) No to się teraz naraziłam na całą resztę roku, nabieram wody w usta;D
OdpowiedzUsuńmlodszy ode mnie:) i baaaardzo sympatyczny oraz skromny.bo to jest wlasnie ksiazka na poprawe humoru i do posmiania:)ja rok zakonczylam Malgorzata Szejnert razy dwa. nawet nie bylo tak zle,jak wydawalo sie na poczatku ksiazek.a ja pakuje sie do Amsterdamu,bo mi sie wyjazd o dwa dni przesunal, i w koncu do Edynburga.wszedzie dobrze,ale w domu na pewno najlepiej;)
OdpowiedzUsuńUno, no to trzymam kciuki za Twoją podróż. Niech będzie bezpieczna, a wyjazd jak najbardziej udany. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że autor książki jest dużo starszy - chyba patrzyłam na niego przez pryzmat Boba Servanta ;) Zdziwiłam się, kiedy poszukałam informacji w necie i okazało się, że to taki młody gość. Zapomniałaś dodać, że też całkiem przystojny ;)
OdpowiedzUsuńDoigrałaś się. Ładnie zaczęłaś rok ;) Musisz dodać 51 punkt na swojej liście: wkupić się w łaski Taity ;)
OdpowiedzUsuńWstyd mi, biję się w piersi i kłaniam w pas;) 52 Kochana, 52;)
OdpowiedzUsuńoj,tak.i ma ladny glos;) w radio byl z nim wywiad,sluchalam.faktycznie,jak ktos pisze o Bobie i spolce to wydaje sie,ze to pan okolo 60 lat:)dziekuje taito.dlugow Amsterdamie nie bede,ale jesli mi sie spodoba,zawsze mozna wrocic;)
OdpowiedzUsuńLubię mężczyzn o ładnych głosach :) Chociażby dlatego, że przyjemnie się ich słucha. Widzisz, gdyby nie Ty nigdy bym się nie dowiedziała o istnieniu Forsytha. To jest właśnie to, o czym pisałyśmy - siła blogów i rekomendacji. Tylko, że Ty, czy ja piszemy to, co na prawdę myślimy o danej książce, a nie to, za co nam płacą sponsorzy. Sponsorowane notki są niestety niewiarygodne i ja osobiście nie wierzę zbytnio w to, co taka osoba poleca. Jasne, że zawsze można wrócić. Choć muszę przyznać, że mnie trochę szkoda czasu na ponowne wizyty, skoro w tym samym czasie mogłabym zwiedzać coś zupełnie nowego.
OdpowiedzUsuńCzasami sam żal za grzechy nie wystarczy, by otrzymać całkowite rozgrzeszenie ;) O przepraszam, to faktycznie numer 52.
OdpowiedzUsuńTaitko Kochana, ależ ja nie mam możliwości wyspowiadania się u Ciebie i okazania najprawdziwszej skruchy;) Oczywiście postanawiam się poprawić;)
OdpowiedzUsuńNo i powinnaś być zadowolona z tego powodu, bo Twój spowiednik jest z pewnością łagodniejszy ode mnie. Ja jestem zbyt pamiętliwa. Jak ktoś mi podpadnie, to potem niezwykle ciężko takiej osobie odzyskać moje zaufanie i sympatię. Wiadomo, że jednym wybacza się łatwiej, innym trudniej, ale generalnie pamiętliwa ze mnie zołza. A Chrystus nakazywał, by przebaczać 77 razy.
OdpowiedzUsuńOj dostrzegam wielką cechę wspólną między nami;) Ja też jestem pamiętliwa okropnie. No ale już, ja Cię tak pieszczotliwie paskudną nazwałam;DA tak na poważnie to mi się zdarzało dawać ludziom drugą szansę, ale zazwyczaj kończyło się to i tak samo.
OdpowiedzUsuńMyślisz, że możesz tak łatwo ugłaskać taką bestię? ;) Nie tacy śmiałkowie próbowali ;)No niestety, tak to właśnie często wygląda. Ponoć nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
OdpowiedzUsuńJa dam radę! Jeszcze zobaczysz, wszak mojego uporu i dążenia do celu pozazdrościłby mi nie jeden książę walczący ze smokami;)
OdpowiedzUsuńKupiłam "Blondynku w Peru:) I drugą książkę dla mamy Cejrowskiego Gringo...Nie chciałam dwóch tego samego autora. A myślałam o Wojciechowskiej lub książce Danuty Wąłęsy. - ponoć bardzo dobra.Nic, następnym razem..Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo Peru brzmi bardzo interesująco, ale skoro piszesz, że Twojej mamie się nie podobało, to raczej nie będę ryzykować kupna. Może kiedyś uda mi się wypożyczyć tę książkę.
OdpowiedzUsuńTo że ktoś ma poglądy polityczne nie czyni z niego polityka, z tego co wiem pan Wojciech nie nalezy do żadnej partii więc nie jest politykiem.
OdpowiedzUsuń