„Mickybo & Me” w reżyserii Terry’ego Loane’a nie jest nowością na brytyjsko-irlandzkim rynku filmowym. Film miał swoją premierę kilka lat temu i spotkał się z przychylnymi opiniami krytyków. Odkryłam go dość późno, ponad dwa lata temu. Od tego momentu wracam do niego od czasu do czasu. Lubię go, bo to taka słodko-gorzka mieszanka. Z jednej strony mamy do czynienia z poważnymi problemami rozgrywającymi się w Belfaście lat 70., z drugiej zaś mamy tutaj wysublimowany humor wywołujący na twarzy widza lekki uśmiech, a czasami nawet zmuszający do głośnego śmiechu.
„Mickybo & Me” mogłabym w zasadzie podsumować jednym bardzo wymownym słowem: beezer! W północnoirlandzkim slangu „beezer” określa wszystko co jest super, niesamowite, cool, świetne. I taki właśnie jest ten film. To jedna z irlandzkich pozycji filmowych, które troskliwie przechowuję w swojej filmotece i którą bardzo cenię za niezwykle sympatyczny całokształt.
Film Loane’a jest niezwykle ciepłą i przyjemną opowieścią o chłopięcej przyjaźni. Przyjaźni, która zrodziła się nagle i ze względu na swoją specyfikę miała dość burzliwy przebieg. To historia dwóch chłopców stojących po przeciwnych stronach barykady. Tytułowy Mickybo to chodzący kłopot. Jest zwariowany, zadziorny i doskonale przystosowany do radzenia sobie w trudnej rzeczywistości. JonJo, jego przyjaciel, jest jakby jego zupełnym przeciwieństwem. Wyważony i kulturalny stanowi ciekawą przeciwwagę dla szalonego Mickybo. Chłopcy znacznie się od siebie różnią. Łączy ich wielka fascynacja legendarnymi kowbojami: Butchem Cassidym i Sundancem Kidem, a także głowa pełna dziecięcych marzeń.
Powiedziałabym, że „Mickybo & Me” jest bardzo zgrabnie nakręconym filmem. To film o dzieciach, ale niekoniecznie dla dzieci. Dziewięćdziesięciominutowa historia przenosi widza w burzliwe realia Irlandii Północnej lat siedemdziesiątych. Łatwo wpadająca w ucho muzyka jest zdecydowanym plusem filmu. Wprowadza przyjemny nastrój, potęguje emocje, wzrusza. Mnie szczególnie poruszyła scena końcowa: dialog rozentuzjazmowanego Mickybo i zasmuconego ojca, mającego łzy w oczach przez większą część rozmowy - tego swoistego ostatniego pożegnania.
To piękna historia i piękne spojrzenie na świat widziane z perspektywy dziesięciolatka. „Mickybo & Me” wspaniale obnaża dziecięcy tok myślenia [„if Superman was there, he would've stopped the bullets, wouldn't he, Da?”]. Podoba mi się właśnie ta możliwość spojrzenia na Belfast dziecięcym wzrokiem. Możliwość zakradnięcia się do umysłu chłopców i zapoznania się z ich dziecięcymi marzeniami, obawami i pragnieniami.
Wziąłem kiedyś ten film z biblioteki ale płyta była porysowana i nie obejrzałem. Po Twojej zachęcie rozejrzę się po dalszej okolicy.
OdpowiedzUsuńPiękny film. obejrzałam trzy razy, ryczałam trzy razy i śmiałam się trzy razy. i obejrzałabym ponownie, gdyby ktoś nie kupił filmu w Filmhouse. ale kiedyś go kupię, bo cudny jest. wczoraj zaczęłam oglądać coś o Irlandii Pn z Bradem Pittem, ale Brad Pitt i Irlandia to tak jak ja i Grenlandia, i wyłączyłam.miłego dnia.
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji na pewno obejrzę.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńKolejny film z kina irlandzkiego konieczny do obejrzenia, już go nawet przechwyciłam w sieci:) Fajne są takie spostrzeżenia i recenzje, wtedy można trafić na dobre kino, którego się nawet nie szuka i wobec tego nie znajdzie.
OdpowiedzUsuńTeż tak miałam, choć przy każdej kolejnej projekcji ładunek emocji jest jednak mniejszy. Jak znam siebie, to jeszcze kiedyś go obejrzę. Mam takie filmy, do których po prostu lubię wracać. Brad Pitt w filmie o Irlandii? Zupełnie nie mam pojęcia o czym mowa. Jakbyś przypomniała sobie tytuł, to daj znać :)
OdpowiedzUsuńTylko nie odbieraj tego jako "to był znak, by nie oglądać" ;) Myślę, że "Mickybo & me" przypadnie Ci do gustu - fajne poczucie humoru, dobra gra aktorska i przyjemny klimat.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać :)
OdpowiedzUsuńKinematografia irlandzka oferuje wiele takich ciekawych pozycji :) Koniecznie obejrzyj w wolnej chwili. Mam nadzieję, że będziesz usatysfakcjonowana.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że interesują się nią głownie wielbiciele wyspy, w krajowej telewizji rzadko kiedy jest emitowane coś z Irlandii. Niegdyś bywało, ale to o 2, 3 w nocy...Jak obejrzę podzielę się wrażeniami:)
OdpowiedzUsuńDevil`s Own. to tytuł filmu. badziew nad badziewiem:)
OdpowiedzUsuńZ tego co zauważyłam, to Ale Kino emituje czasami irlandzkie filmy i to o całkiem przyzwoitej porze. Kiedyś udało mi się obejrzeć na tym kanale "Tara Road" i bodajże "Egzorcyzmy Dorothy Mills". Nie wiem, czy oglądałaś "Leap Year" i "Happy Ever Afters" [ten wyjątkowo mi się nie podobał]- swego czasu dość często emitowało go albo HBO albo Canal+.
OdpowiedzUsuńDzięki, jak kiedyś będę mieć okazję to i tak obejrzę. Poczytałam trochę na jego temat i ponoć sam Pitt określił go jako "disaster". Niektórzy narzekali na akcent Brada i kulawy scenariusz. Na portalach filmowych "Devil's Own" ma średnią w granicy 6-7 w dziesięciopunktowej skali.
OdpowiedzUsuń"Tara road" był niedawno na jedynce. Ale kino-takich luksusów to aż nie mam;) Egzorcyzmy są w sieci za darmo, ale nie lubię takiej tematyki, natomiast Oświadczyny po irlandzku to mój najlepszy poprawiasz humoru, momentami tak głupi, że nie można się nie śmiać;)
OdpowiedzUsuńNie znam, a raczej staram się oglądać takie filmy. Zapisałam sobie do zdobycia. Pozdrawiam z Donegalu
OdpowiedzUsuńObejrzałam! Genialny film. Trzeba umiejętności, aby o tak przykrych rzeczach kręcić z humorem.
OdpowiedzUsuńWitam :-) Bardzo lubię takie opowieści, będę go poszukiwać na pewno ;-) Ja na Święta zaplanowałam sesję z najnowszą serią Dextera. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńTo nie jest zbyt popularny film. Sama trafiłam na niego zupełnie przez przypadek. Nikt mi go nie polecał. Mam nadzieję, że uda Ci się go zdobyć i że przyjemnie spędzisz czas na oglądaniu go.
OdpowiedzUsuńJa czekam na Połówka i jak tylko wróci z pracy, zabieramy się za ostatni odcinek. "Mickybo & Me" powinnaś znaleźć w sieci. Bezimiennej się udało.
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak szybko udało Ci się go obejrzeć, a jeszcze fajniej, że masz taką pozytywną opinię o nim :) "Egzorcyzmy Dorothy Mills" to nie jest jakiś wybitny film, ale całkiem niespodziewanie mnie zainteresował. Miał fajny klimat, na który w dużej mierze złożyły się irlandzkie pejzaże :)"Leap Year" nawet przyjemnie się oglądało, ale film nie zrobił na mnie zbyt dużego wrażenia. Raczej nie obejrzałabym go ponownie.
OdpowiedzUsuńI ja się cieszę bo poprawił mi mocno nastrój:)Generalnie nie przepadam za tematyką egzorcyzmów, jeszcze ostatnio jak pracowałam to się naoglądałam i naczytałam, że spać po nocach nie mogłam. Nawet dla samych pejzaży nie dam rady:)Leap year tak jak pisałam jest tak głupiutki, że znacznie poprawia mi humor bo cały czas się na nim śmieję. Dobry na "odchamienie się". Niestety większość dobrych filmów to dramaty, a czasami chciałoby się psychicznie odpocząć. Wtedy taki film jest dobry.
OdpowiedzUsuńFilm jest na chomiku czy choćby na youtube w częściach:)
OdpowiedzUsuńAle tam nie ma się czego bać. Tytuł nie jest zbyt adekwatny. To nie są absolutnie "Egzorcyzmy Emily Rose". Swoją drogą, długo zwlekałam z oglądnięciem go, bo się naczytałam różnych strasznych rzeczy na forum filmowym. Jak się okazało, nie było powodów do strachu. Nie budziłam się o 3:00 w nocy.
OdpowiedzUsuńMiałaś rację, film był świetny, właśnie taki jak lubię. A ten tekst "Oh son, it's terrible thing, we had to sell him to Gypsy's. Broke my heart but what had to be done, had to be done" będę musiał sprzedą zaraz jak ktoś przyjdzie po mojego 9latka :)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że mama Mickybo to niezła agentka. Zresztą cała rodzina była fajna :) Było tam sporo fajnych tekstów, np. ten o kupnie rękawiczek do zmywania i wynalezieniu samochodów :) Uff, nie przepadam za polecaniem filmów i książek, bo zawsze jest ryzyko, że to, co rekomenduję nie przypadnie komuś do gustu. Cieszę się, że Ci się podobało. To kolejna pozytywna opinia :)
OdpowiedzUsuńJa to wszystko rozumiem, ale po prostu nie lubię tej tematyki:)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku, dużo zdrowia i radościżyczy Ataner i p.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Jak byłam młodsza, to lubiłam oglądać thrillery i horrory - szczególnie te drugie. Jakoś mi przeszło z wiekiem i teraz naprawdę rzadko oglądam coś "strasznego".
OdpowiedzUsuńAtaner, ja również przesyłam Wam serdeczne życzenia :)
OdpowiedzUsuńJa też miałam taki czas na horrory jak byłam nastolatką. Tymczasem tematyka egzorcyzmów w związku z moim zawodem jest mi aż nazbyt znana i z doświadczenia wiem, że jest się czego bać. Dlatego nie lubię takich tematów.
OdpowiedzUsuń