Naprawdę nie potrafię znaleźć powodu, dla którego nie warto byłoby się wybrać do Parke's Castle leżącego w hrabstwie Leitrim. Symboliczna opłata wstępu, malownicze położenie nad Lough Gill - jeziorem opiewanym przez Yeatsa, narodowego wieszcza Irlandii - mury skrywające bogatą przeszłość i przeróżne ciekawostki. To wszystko czeka tam na turystę.
Zamek położony jest przy drodze, ciężko byłoby go zatem przegapić. Ta trzykondygnacyjna rezydencja z XVII wieku to jeszcze jedna pozostałość po okresie kolonizacji tutejszych ziem przez osadników przybywających głównie ze Szkocji i Anglii.
Historia zamku to losy głównie dwóch zupełnie różnych rodzin: irlandzkiej i angielskiej. Pierwotnie w XVI wieku wewnątrz pięciokątnego muru obronnego stała wysoka, ufortyfikowana wieża należąca do potężnego irlandzkiego klanu O'Rourke.
Z tamtego okresu pozostał głównie tylko mur obronny i północno-wschodnia wieża. A także pamięć o gościnności i szczodrości Briana, przywódcy klanu, który w 1588 roku udzielił schronienia oficerowi z roztrzaskanej o irlandzkie brzegi, hiszpańskiej Armady płynącej na Anglię. Szlachetności Briana nie doceniła królowa Elżbieta I. Irlandczyka sprowadzono przed jej oblicze, ale wódz nie uląkł się królewskiego majestatu. Zlekceważył Elżbietę, odmówił oddania jej hołdu, a tym samym podpisał na siebie wyrok śmierci. Został powieszony.
Tym sposobem z fabuły zniknął Brian, a w jego miejsce pojawił się Robert. Kiedy zamek został odebrany klanowi O'Rourke, nowy pan na włościach, Anglik Robert Parke, postanowił urządzić się po swojemu. Bezpardonowo zburzył wieżę swego poprzednika, a pozyskane kamienie wykorzystał do wzniesienia nowego budynku - wygodnego, ale zarazem ufortyfikowanego dworku.
Były to czasy nadal niezbyt stabilne politycznie - Irlandczycy często próbowali odzyskać ziemie zawładnięte przez intruzów, Anglik nie mógł zatem oczekiwać, że tutejsza ludność przyjmie go z otwartymi ramionami. Jeśli Parke myślał, że irlandzka ziemia będzie dla niego rajem, to się mylił. Dwójka jego dzieci, Robert i Mary, utopiła się w jeziorze. Pozostała mu tylko jedna córka - Anne. I to ona odziedziczyła zamek, który później przeszedł na jej syna, Roberta Gore. To on był najprawdopodobniej ostatnim mieszkańcem Parke's Castle.
To tyle jeśli chodzi o historię zamku. Pozostałe ciekawostki odkryjcie sami, a najlepiej w towarzystwie przewodnika. My wybraliśmy właśnie tę opcję i było to doskonałe rozwiązanie. Anna, pani przewodnik, kobieta w średnim wieku w interesujący sposób oprowadziła naszą dwójkę, pokazała tajne przejście prowadzące z zamku do jeziora, opowiedziała o irlandzkich tradycjach i ciekawostkach, a Połówka udało jej się nawet namówić do wczołgania swych stu osiemdziesięciu kilku centymetrów ciała do niewielkiego otworu "sweat-house", prymitywnej sauny.
Całe oprowadzanie wydłużyło się o dobre 10 minut, bo nasza rozmowa zeszła niespodziewanie na tematy Polski, sytuacji ekonomicznej wyspy, emigrantów i naszych podróży po Irlandii. Było sympatycznie i ciekawie. Z zamku wyszłam z dużym uśmiechem na twarzy i z nowymi wiadomościami. Połączyłam przyjemne z pożytecznym i o to chodziło.
Przyjedźcie tu. Zobaczcie na własne oczy nietypowe schody - wijące się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, dostosowane do leworęcznego Roberta Parke'a, pięknie zrekonstruowane w ciągu 12 miesięcy przez jednego rzemieślnika. Oglądnijcie dwie urocze wieżyczki w szkockim stylu i dajcie się ochłodzić bryzie znad jeziora. A jeśli będziecie mieć ochotę na więcej atrakcji, możecie udać się na rejs łodzią po Lough Gill. Zdecydowanie polecam.
to jak to wlasciwie jest. piszesz, ze nie lubisz przewodnikow i doskonale sie bez nich obchodzisz, bo przynudzaja, a wybierasz opcje zwiedzania z przewodnikiem?:)ja z punktu widzenia przewodnika moge tylko napisac, ze ludzie, ktorzy zwiedzaja, to dopiero potrafia byc nudni i bezbarwni.czasami naprawde, kiedy sie na nich patrzy, ma sie ochote nie mowic nic, tylko bez slow isc do konca, zamknac za nimi drzwi i miec wszystko w nosie.mialam w ubieglym sezonie kobiete z USA, ktora za moimi plecami doslownie mnie obgadywala. ale Amerykanie z reguly sa damn ass i elokwencja nie rzucaja na kolana. i moge zapytac jaka to flaga powiewa na zamku? tutaj jest to zwykle szkocka, chyba ze taki Balmoral zwiedzamy, ktory jest rezydencja rodziny krolewskiej, wtedy powiewa brytyjska. a tutaj nie widze, zeby to byla irlandzka. coz to jest?
OdpowiedzUsuńbardzo blisko jeziora ten zamek no i historia utopienia dwójki dzieci strasznie tragiczna ;/Ale zachował się ładnie, miło coś takiego sobie zobaczyć :)
OdpowiedzUsuńOj, chyba nie pisałam, że przynudzają. Z tego, co kojarzę, to tylko raz poczułam się naprawdę znużona nadmiarem niepotrzebnych i mało interesujących informacji, ale pochodziły one od audio-przewodnika w Gandawie, więc to się nie liczy ;)Już Ci wyjaśniam, jak to jest, bo to bardzo złożona sprawa :) Otóż nie cierpię grupowego zwiedzania i zawsze wtedy, kiedy mam wybór: samodzielne zwiedzanie vs grupowe, decyduję się na to pierwsze. Bo męczy mnie tłum, nie lubię się dostosowywać do cudzego tempa, bo czasami przeszkadzają chociażby te znudzone twarze turystów, o których wspominałaś ;) W takich licznych grupach często zdarzają się marudzące dzieci, rozmawiający dorośli, itd, itp. Niektóre atrakcje można zwiedzać tylko i wyłącznie w obecności przewodnika. W innych takiego nakazu nie ma - tak było na przykład w opisanym zamku Parke'a. Pomimo pięknej pogody byliśmy wtedy sami, a co za tym idzie, mieliśmy panią przewodnik na wyłączność. Takie sytuacje BARDZO lubię i wtedy w 99% przypadków decyduję się na towarzystwo przewodnika. To doskonała okazja, by zadawać tyle pytań, ile się chce, a przy okazji porozmawiać na inne tematy. W grupie nie byłoby takiej możliwości: przewodnik nie wdaje się wtedy w "niepotrzebne dyskusje", stara się zakończyć oprowadzanie w wyznaczonym czasie. Kiedy ma tylko jedną lub dwie osoby, a do tego ruch jest naprawdę nieduży, wtedy może pozwolić sobie na więcej. Podsumowując: grupowemu zwiedzaniu mówię stanowcze NIE i to nie ze względu na samego przewodnika tylko ten męczący mnie tłum. Jeśli jest mini-grupa [do 4 osób łącznie ze mną], wtedy nie mam nic przeciwko. Optymalna wersja to oczywiście taka, w której jestem sam na sam z oprowadzającym. Zaborcza jestem ;)Przewodnicy nie są źli, nie zrozum mnie źle. Trafiłam tu kilka razy na przesympatycznych "guidów". I gdyby nie oni, nie wspominałabym danych zabytków z takim sentymentem. Zamki Drimnagh, Clonony, czy chociażby ten Parke'a wspominam naprawdę miło głównie z uwagi na przesympatyczny przebieg wizyty i fajnych przewodników. Do zamku Malahide już bym w życiu nie wróciła, bo tam był prawdziwy Sajgon - kilkadziesiąt osób, tłok jak na spędzie bydła. Nie było możliwości dokładnego obejrzenia umeblowania, zrobienia fotek, bo szybko trzeba było lecieć z jednego pomieszczenia do drugiego. Okropieństwo. Dobry przewodnik potrafi sprawić, że nawet średnio interesująca atrakcja turystyczna zostanie przedstawiona w niezwykle ciekawy sposób, a turyści ani przez minutę nie będą się nudzić. Najgorsi są tacy, którzy wykonują ten zawód zupełnie bez pasji. Bo muszą, bo nie mają innego pomysłu na siebie i swoje życie. Wtedy najczęściej faktycznie wieje nudą. Na zamku powiewa flaga OPW: Office of Public Works, rządowej organizacji odpowiedzialnej głównie za ochronę i konserwację tych zabytków, które znajdują się w posiadaniu państwa irlandzkiego. OPW w znacznej mierze przyczyniło się do takiego, a nie innego wyglądu zamku Parke'a. Bo to ruiny były. OPW to mniej więcej taki odpowiednik National Trust albo Historic Scotland. P.S. Niedługo postaram się odpowiedzieć na Twojego maila. Miałam Cię wcześniej pytać, ale zapomniałam - jakiego obciążenia [ile kg?] używasz ćwicząc z Cindy?
OdpowiedzUsuńO tragedię niestety nietrudno. Lokalizacja jest przepiękna - następnym razem z chęcią wybrałabym się na rejs po jeziorze. Obecny wygląd zamku to w dużej mierze zasługa OPW - organizacji odpowiedzialnej za konserwację zabytków. Kiedyś Parke's Castle wyglądał dużo, dużo gorzej.
OdpowiedzUsuńCześć!Parke's Castle miałem przyjemność wizytować na wiosnę 2011 roku i również mogę potwierdzić, że zameczek ten ma w sobie to coś. Taki kameralny zameczek, tak jak piszesz fajnie położony, obecnie blisko drogi a więc łatwo dostępny. Zwiedzaliśmy tylko my, tj. moje dwie dziewczyny i szwagier z rodzinką, innych ludzi nie było. Nawet nie wiedziałem, że można tam skorzystać z pomocy przewodnika, jedyne co nam babka sprzedająca bilety zaoferowała, to oglądanie krótkiego filmu w tej małej salce kinowej.Tym wpisem spowodowałaś (zawstydziłaś, w sensie że znów opisałaś pierwsza miejsce, w którym ja również byłem), że zabrałem się za opisywanie Półwyspu Iveragh... Miejsc, które odwiedziłem we wrześniu 2010 roku :-)pozdrówka!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że my nawet nie widzieliśmy tego filmiku? Jakoś tak wyszło. Jeśli chodzi o oprowadzanie, to zaraz po przyjściu do recepcji poinformowano nas, że za kilka minut będzie można zwiedzać z przewodnikiem. A ponieważ byliśmy jedynymi turystami, to bardzo chętnie się zgodziliśmy. Anna Mai Smith zdecydowanie godna polecenia, nawiązaliśmy wspólny język :) Jak pewnie zauważyłeś po zdjęciach, byliśmy tam w lecie. Pogodna była boska, choć rano nic na to nie wskazywało. Założyłam więc bluzkę z długim rękawem, a potem się smażyłam. Fajne, klimatyczne miejsce. PS Jak miło mi to czytać! Uwielbiam Półwysep Iveragh, ale to już pewnie wiesz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że te zamki są zawsze powiązane z takimi tragicznymi wydarzeniami. Sto osiemdziesiąt ile???? Ojej....To ja jakbym koło Połówka stanęła to dopiero widać jaki ze mnie krasnal;)
OdpowiedzUsuńTaka już specyfika tych budowli. Ich historia zazwyczaj ocieka krwią. Gdybyś stanęła koło mnie, wyglądałabyś jak krasnal, a co dopiero koło Połówka ;) Wysoki facet to dar boży, pamiętaj :) Inna sprawa, że pojęcie "wysokiego mężczyzny" jest dość względne. Bo jeśli kobieta ma dajmy na to 150 cm wzrostu, to ktoś wyższy od niej o 20 cm może uchodzić za naprawdę wysokiego ;)
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy identyczną, równie słoneczną pogodę - byliśmy w kwietniu, czy też w maju, nie pamiętam. A filmik w większości pokazywał okoliczne atrakcje m. in. Belbulben czy Carrowmore a tylko kawałeczek było o Zamku Parka. Nie wiem być może uda mi się tam jeszcze kiedyś zawitać, tak aby pobyć w Parke's Castle dłużej, na spokojnie pooglądać wszystko, porobić jakieś bardziej przygotowane fotki bo ostatnio było to takie na chybcika. A Iveragh? Sam się dziwię, że w końcu do tego wróciłem, hehe. Ale myślę, że będzie dobrze ;-)pozdrówka!
OdpowiedzUsuńZa dużo tej krwi w historii Irlandii. Dlaczego "dar boży"? Nie będę pisać ile mam wzrostu;)
OdpowiedzUsuńrozumiem. ale uwierz, wszystko zawsze dziala tak samo w dwie strony. turysci to takze chamy, ludzie, ktorzy zupelnie nie wiem po co chca chodzic z przewodnikiem, nie szanujacy pracy innych, z poblazliwoscia odnoszacy sie do przewodnikow. obgaduja ich, glupio sie smieja i nie sluchaja. mialam nawet turyste, ktory zbytnio wczul sie w miejsce i zaczal oprowadzac zamiast mnie. to akurat mi nie przeszkadzalo, bo tamten pan urodzil sie w wiosce i we mlynie pracowal jego wujek, wiec duzo sie nauczylam. najfajniejsi turysci to Szkoci, Niemcy, Holendrzy i Austriacy. trzy ostatnie narodowosci z wielka uwaga i szacunkiem odnosza sie do przewodnickiej pracy, a Szkoci zwyczajnie sa dumni ze swego dziedzictwa narodowego i z tego, ze ktos, kto nie jest Szkotem polubil ich kraj tak bardzo, ze czesto wie o nim wiecej niz oni:) sa tez Polacy, ale oni nie chca placic za nic i potrafia sie wpychac za friko lub robic zdjecia przez szpary w drzwiach, co widzialam na wlasne oczy. do cwiczen uzywalam butelek poltoralitrowych z woda, to kiedy nie mialam ciezarkow, a teraz mam 2 kg na jeden ciezarek. wiecej mi nie potrzeba, bo mi nie o miesnie Tysona chodzi, tylko o to, aby reka miala ksztalt:)
OdpowiedzUsuńAleż wierzę. O tym akurat nie musisz mnie przekonywać. Nie mam zamiaru wybielać turystów i oczerniać przewodników. Byłam nieraz w grupie zwiedzających i widziałam, jak zachowują się niektóre osoby. Nie wiem, czy przewodnicy z czasem przyzwyczajają się do tego, ale to chyba musi być deprymujące, kiedy starasz się zainteresować ludzi, a oni Cię jawnie lekceważą. Wyobraziłam sobie opisaną przez Ciebie scenkę :) I nie potrafię się przestać śmiać. Ach, nasi rodacy zawsze potrafią sobie poradzić w każdej sytuacji :) Mnie też nie chodzi o muskuły Pudziana, ale wydaje mi się, że mam za małe obciążenie - nieco ponad kilogram na ciężarek. Nie czuję zbytnio tego ciężaru. Będę musiała to zmienić.
OdpowiedzUsuńWróć koniecznie tym bardziej, że cena za wstęp jest bardzo korzystna. County Leitrim jest urocze i ma dużo więcej atrakcji do zaoferowania. Sama chętnie pojechałabym tam jeszcze raz. Może uda mi się tego dokonać w tym roku. Oby tylko pogoda była łaskawa! Pozytywne nastawienie to połowa sukcesu :) A wiesz, jakie ja mam zaległości? Wierz mi, nie jesteś sam z tym problemem. Staram się jednak systematycznie nadrabiać straty. Warto - po opisanych zabytkach zostaje namacalny ślad. Reszta z czasem odchodzi w zapomnienie. Powodzenia i wytrwałości życzę. Tylko się nie poddawaj zbyt łatwo :)
OdpowiedzUsuńChyba kiedyś wygadałaś się na swoim blogu, ale na Twoje szczęście nie pamiętam, ile to dokładnie było ;)Gdyby mój partner był niski, nie założyłabym szpilek, bo dziwnie bym się czuła przerastając go. Przy Połówku mogę zaszaleć nawet z 10 cm obcasem.
OdpowiedzUsuńpo pieciu minutach mowienia do ludzi widzi sie, z kim ma sie do czynienia. i uwierz mi, jesli oni maja przewodnika gdzies, przewodnik robi to samo. mowi sie na skroty, bez detali i byle do przodu.i tak nikt nie jest zainteresowany, po co sie wiec wysilac? czasami ludzie nie zadaja pytac, bo nie wiedza o co zapytac, rozumiem. wtedy mowi sie to, co sie wie. ale zdarza sie turysta, ktory pyta i pyta lub sam opowiada jak to za komuny byl w Polsce i plynal na statku Batory:) lub podobne historie. wtedy po oprowadzaniu stoi sie z tymi ludzmi przez dodatkowe pol godziny i rozmawia.bywa fajnie, ale bywa ze nie chce sie wracac nastepnego dnia, bo czlowiek boi sie, czy nie trafi na kolejnego niemilego czlowieka.
OdpowiedzUsuńNiemożliwe. Mój wzrost jest ściśle tajny i ujawniam go co najwyżej osobiście. No to należysz do Wielkoludów;) Faktycznie w byciu niską zaletą jest to, że nie ma sposobu na znalezienie niższego mężczyzny od siebie;)
OdpowiedzUsuńJakaś słaba ta zaleta ;) Nie przekonuje mnie. Nie należę do niskich osób, ale gdyby to ode mnie zależało, chętnie dodałabym sobie do wzrostu jakieś dodatkowe 5 cm. Zawsze podobały mi się wysokie dziewczyny i ich długie nogi :)
OdpowiedzUsuńEch, samo życie. Nie zawsze jest idealnie, ale ważne jest, by się nie poddawać. Rozumiem Cię doskonale. Przypomina mi to nieco niewdzięczną pracę nauczyciela. Na początku człowiek ma mnóstwo zapału, chce się nim dzielić, ale kiedy natrafia na osoby, które nie są zainteresowane tym, co ma do powiedzenia, to jego zapał stygnie. Zawsze jednak znajdzie się chociażby mała grupa, dla której warto się wysilać. Takie jest moje zdanie. Przewodnikowi powinno być teoretycznie łatwiej, bo ma w grupie osoby, które znalazły się tam dobrowolnie. Uczniowie siedzą w klasach zazwyczaj z przymusu.
OdpowiedzUsuńJak juz zwiedzimy wszystkie polskie zamki :) to przyjedziemy chyba do Irlandii :) bo widzę, że cuda tam macie :)
OdpowiedzUsuńHm..a ja się już przyzwyczaiłam i chyba nawet czasami nauczyłam wykorzystywać;) Wiesz, drobne, filigranowe rude dziewczę sprawia wrażenie bardziej bezbronnego niż wielkie z długimi nogami;))
OdpowiedzUsuńTu się zgodzę - "miniaturowe" rozmiary kobiety w istocie mogą powodować w mężczyznach odruch opiekuńczy, ale muszę przyznać, że i ja spotkałam się z takimi przejawami - szczególnie od Irlandczyków i to tych starszych ;) Wysokie szpile rzadko noszę, bo w moim przypadku nawet średniej wysokości obcas (dajmy na to 7-8 cm) powoduję, że jestem zmuszona patrzeć na innych "z góry". A tego nie lubię. Z drugiej strony nie chciałabym, aby inni wiecznie patrzyli w ten sposób na mnie. A tak by było, gdybym była niska.
OdpowiedzUsuńOj, Promyczku, wiele wody upłynie w Wiśle, zanim będziesz mogła odmeldować się słowami "mission accomplished". Powodzenia i do zobaczenia za kilkanaście lat w Irlandii ;)
OdpowiedzUsuńMi nie chodziło o mężczyzn tylko w ogóle. Już dawno stwierdziłam, że facet któremu się spodobam musi mieć jakieś skłonności pedofilskie;) Naprawdę młodo wyglądam i to jest problem, ponieważ bardzo często podkochują się we mnie dużo młodsi panowie, w których nie gustuję. Może Irlandczycy już tacy są?:) Co do patrzenia z góry i do góry nie mam kompleksów. Czasami tylko się śmieję, że nie widzę tego co powyżej albo jak idę kupić coś do sklepu to muszę prosić, aby ktoś mi podał (i tu się zdarzało, że mi sprzedawczynie brzydko odmawiały).
OdpowiedzUsuńPorządna lekcja historii i jak zawsze konkretny zastrzyk dobrych zdjęć :)Wybacz że mało kiedy zaglądam na bloga ale niestety dopadła mnie sesja ;) Także pewnie dopiero za jakieś dwa - trzy tygodnie nadrobię wszystko. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWybaczam i daję rozgrzeszenie ;) Powodzenia w sesji. Już zapomniałam, jak to było...
OdpowiedzUsuńZnam to, tyle, że w moim przypadku to ja jestem stroną proszoną, a nie proszącą. Pod koniec minionego roku dwa razy zdarzyło się, że jakieś niskie babcie prosiły, bym podała im coś z górnej półki, co też uczyniłam z uśmiechem na twarzy i "there you go" na ustach :) Młody wygląd to niewątpliwy atut, co niekoniecznie można powiedzieć o absztyfikantach z mlekiem pod nosem ;) Mnie zawsze podobali się starsi koledzy, nigdy nie miałam znajomych rówieśników, bo zawsze byłam najmłodsza w klasie. Ach, starsi panowie lubią młode i ładne dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńWidzisz jakie Ty masz dobre serce! Otóż to;) Wiesz, ja się nigdy nie odnajdywałam wśród rówieśników, zawsze raczej miałam znajomych starszych od siebie, a co się z tym wiąże zawsze byłam i jestem zbyt odpowiedzialna, za bardzo poukładana na swój wiek:)Starsi mężczyźni powiadasz...Ostatni znajomy się naśmiewał ze mnie czy nie lubię facetów vintage;))
OdpowiedzUsuńZamek aż zaprasza do zwiedzania.Pozdrawiam.lui445.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńWidzę, że wreszcie, oprócz zwyczajowych zdjęć krajobrazowych, postanowiłaś zaprezentować fotografię głównych bohaterów. Co Połówek wyczynia z tą mandoliną? Wywrócił się niezdara? ;)
OdpowiedzUsuńOo, nareszcie "moj" zamek :) teskno mi troche do okolic Mayo i Sligo :) Zamek jest naprawde ciekawy, chociaz chyba niezbyt popularny bo kiedykolwiek tam nie bylam bylo pusto! A bylam kilka razy :)Niestety zdjecia mi sie laduja okropnie wolno i tylko do polowy:/ Ja juz w Indiach, dzis luzniejszy dzien, wiec mam chwile na internet :) a niedlugo jedziemy do Delhi, odebrac moich gosci z Polski :) pozdrawiam cieplo!
OdpowiedzUsuńWitaj :-) Zrobiłam sobie małą przerwę na herbatkę i luknęłam na Twój najnowszy wpis. Przyznam, że strasznie mnie cieszy jak sa tak pięknie zachowane zamki, ze nikt nie wpadł na pomysł wyburzenia, że były pieniądze na renowację i wszystko. W wakacje byliśmy na takim małym zameczku w Toszku (woj. opolskie) i też było pięknie i co nas zaskoczyło nawet nie było wstępu. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńA ja jednak nie pojade do Irlandii aby ogladac zamki. Nikt lepiej nie oprowadza po zamczyskach niz Ty wiec pozostan moim przewodnikiem tak jak teraz. Zawsze znajdziesz w zanadrzu jakas historyjke i nawet nie wiadomo kiedy jak czas zwiedzania sie konczy. Zawsze jednak moge powrocic i znow Taita wciela sie w role przewodnika. Bede w ten sposob poznawac Irlandie - jezeli pozwolisz.
OdpowiedzUsuńhehe za kilkanaście lat będę już stara i nie będzie mi sie chciało :P
OdpowiedzUsuńNas nie tylko umiejętnie skusił [nie mieliśmy go w swoich planach], ale także zaintrygował i zauroczył. To był najlepszy punkt na liście zabytków zwiedzonych przez nas tamtego dnia.
OdpowiedzUsuńTo nie my tylko te dzieci, o których wspominałam w poście. A że młody wyczynia cuda z mandoliną, to fakt. Nic dziwnego, że się niezguła utopił ;) Pewnie lepiej grał niż pływał ;)
OdpowiedzUsuńLusin, życzę Ci zatem cudownej ceremonii zaślubin, bezpiecznej podróży i dobrej zabawy w towarzystwie bliskich. Wracaj do nas szczęśliwie. Zamek chyba faktycznie nie jest zbyt oblegany przez turystów. Zdecydowanie jednak warto tam zajrzeć.
OdpowiedzUsuńTroska o dziedzictwo narodowe jest zawsze godna pochwały, a brak zainteresowania spuścizną przodków jest wyrazem ignorancji i oznaką nieposzanowania. Jestem zdecydowanie za wszelkimi programami mającymi na celu konserwację i ochronę atrakcji turystycznych. Przecież to wspaniałe bogactwo każdego kraju.
OdpowiedzUsuńJasne, że pozwalam. Oglądaj i podziwiaj, a jak ktoś Ci kiedyś będzie próbował wcisnąć kit twierdząc, że Irlandia to brzydki i nieciekawy kraj, to spokojnie możesz mu odpowiedzieć: bullshit :) Uwielbiam zamki i zawsze biorę je pod uwagę przy ustalaniu trasy zwiedzania. Często jest tak, że to właśnie na tych budowlach bazuje nasz plan.
OdpowiedzUsuńCzyś Ty oczadziała, kobieto? Za kilkanaście lat będziesz ryczącą czterdziestką przeżywającą drugą młodość :)
OdpowiedzUsuńGdyby nie znaczne różnice w wyglądzie, pomyślałabym, że jesteś nie tylko moją bratnią duszą, lecz także siostrą syjamską ;)
OdpowiedzUsuń:-))) Tak samo jest dla mnie ważne niewycinanie lasów i niezaśmiecanie ich. Ja właśnie wróciłam do domu, chwila spokoju i znów do pracy. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńZacny komplement to dla mnie, zostać porównaną tak bardzo do Ciebie. Wyglądu jestem bardzo ciekawa:)
OdpowiedzUsuńNie podlizuj się ;)
OdpowiedzUsuńGdyby tylko więcej osób zechciało przywiązywać wagę do ochrony środowiska... Strasznie irytują mnie zaśmiecone ulice - potrafią pozbawiać uroku nawet najładniejsze miejsce. Że też nie można pracować tylko dwa dni w tygodniu, a przez pięć pozostałych mieć wolne ;) A my mamy wolne - sprawy urzędowe w Dublinie trzeba pozałatwiać.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wetknęłaś zatrutą jadem włócznię w moje dobre serce;)
OdpowiedzUsuńOd tego się nie umiera - dobry kardiochirurg spokojnie sobie z tym poradzi ;) Będziesz jak nowa :)
OdpowiedzUsuńTaito, od strzał zatrutych jadem nie umierają tylko Indianie, bo są uodpornieni;) I Ty mnie jeszcze do lekarzy wysyłasz? No wiesz!To "Będziesz jak nowa" skojarzyło mi się z "będzie cacy" z Leap Year;)
OdpowiedzUsuńKobieto, Ciebie nic nie zabije ;) Osiągnęłaś najwyższy poziom uodpornienia ;)
OdpowiedzUsuń;))Chciałabym żeby było jak piszesz;)Poza tym wiesz, lepiej nie ryzykować Droga Taito, żeby nie mieć blogowiczki na sumieniu;)
OdpowiedzUsuń