środa, 18 stycznia 2012

Bruksela część pierwsza - zejście na ziemię



Bruksela była ostatnim – trzecim – przystankiem na naszej belgijskiej trasie. Już pierwszego dnia w tym mieście szybko zrozumiałam, że chyba powinnam była ustalić inną kolejność: najpierw Bruksela, potem Gandawa, a na końcu Brugia. Takie rozwiązanie byłoby dla mnie mniej bolesne. Do stolicy Belgii trafiłam bowiem z pięknej, klimatycznej i wymuskanej Brugii i szybko przeżyłam szok. Po wysoce estetycznej Brugii Bruksela – "stolica Unii Europejskiej" - wydała mi się brudna, kosmopolityczna, niepotrzebnie napuszona i pozbawiona uroku.


 


Przez połowę dnia deptałam po zaśmieconych ulicach i dokonywałam psychicznego samobiczowania: „dlaczego, ale to dlaczego, głupia, nie zostałaś dłużej w Brugii?”  Układałam w głowie możliwie najdelikatniejszą odpowiedź na zawieszone w czasie pytanie mojej znajomej Belgijki: „jak podobała ci się stolica?”. Otóż prawda jest taka, że w tamtym momencie Bruksela wcale mi się nie podobała. Być może dlatego, że mój stan psychiczny i fizyczny nie pozwalał mi zbytnio dostrzegać plusów miasta. Po części dlatego, że mój duch najwyraźniej ciągle przebywał w malowniczej Brugii, a powłoka cielesna była już osłabiona intensywnym programem zwiedzania minionych dni i ubogim śniadaniem złożonym z kawy i dwóch jajek.


 


Humor zdecydowanie poprawiła mi wizyta w Musées d’Extrême-Orient [Muzeach Dalekiego Wschodu] –kompleksie złożonym z trzech fantastycznych obiektów, wspaniale wyróżniającymi się na tle szarych i zwyczajnych budynków. Całość składa się z repliki pawilonu chińskiego, japońskiej pagody, a także budynku mieszczącego muzeum sztuki japońskiej. Znajduje się tutaj unikatowa w skali światowej kolekcja orientalnych rycin i chińskich wyrobów z porcelany.


 


Bilet kosztuje tylko 4 euro, a zwiedzanie zdecydowanie warte jest tej ceny. Wszystko prezentuje się bardzo przyjemnie dla oka: począwszy od japońskiego ogrodu, gdzie fruwają duże, ale bardzo zwinne i szybkie ważki, które najwyraźniej mają w życiu tylko jeden cel: nie dać się sfotografować, aż po efektowne, dopracowane wnętrza pagody i pawilonu, gdzie widać ogromną dbałość o szczegóły.


 


Kompleks wnosi orientalny powiew świeżości w schematyczny z reguły świat muzealny, dlatego wizyty w tym miejscu nie traktowałam jako pobytu w tradycyjnym muzeum, a bardziej jako egzotyczną i ciekawą lekcję na temat Orientu. Autentyzm, z jakim odtworzono chiński pawilon i japońską pagodę, sprawiał, że nietrudno było dać się zwieść pozorom i pomyśleć, iż faktycznie jest się teraz w azjatyckim kraju.


 


Budynki zwiedza się we własnym tempie w towarzystwie wliczonego w cenę biletu audioprzewodnika. Przy przechodzeniu z budynku do budynku lekko irytował każdorazowy obowiązek pokazywania biletu kustoszowi muzealnemu. Nieco nielogiczny wymóg i niepotrzebne zawracanie głowy: już fakt posiadania przez nas audioprzewodników mógłby być wystarczającym dowodem na to, że nie przedarliśmy się na teren muzeów, a zwyczajnie zakupiliśmy bilet.


 


Wizyta zabrała nam 1,5 godziny, ale bez wątpienia moglibyśmy dłużej tam zabawić. Zwiedzanie wypadło w naszych oczach bardzo pozytywnie, choć ja osobiście ubolewam nad faktem, że nie ma tam lepiej rozwiniętej infrastruktury turystycznej. Orientalna kawiarenka idealnie wpisałaby się w klimat muzeów. Zamiast tego jest marna namiastka restauracji, niezbyt zachęcająca nawet do wypicia filiżanki kawy.


 


Muzea znajdują się w północnej dzielnicy Brukseli - Laeken - gdzie wybudowano także królewską posiadłość. Ze względu na obecność królewskich szklarni i ogrodów botanicznych okolicę nazywa się „szklanym miastem”. To dość przyjemna i zielona część miasta. Nieopodal znajduje się między innymi kopia fontanny z Piazza del Nettuno we włoskiej Bolonii. Przedstawia ona Neptuna i personifikacje czterech rzek, symboli jedynych znanych w XVI wieku kontynentów. Dunaj symbolizuje Europę, Nil Afrykę, Ganges Azję, a Amazonka Amerykę.


 


To był dopiero początek września, a oświetloną ciepłymi promykami drogę wyściełała gruba warstwa kasztanów i wysuszonych liści przyjemnie szeleszczących pod nogami. To była pierwsza i jedyna oznaka jesieni, na jaką natrafiłam w Brukseli. Przysiadłam na chwilę w tym jesiennym otoczeniu i wzięłam do ręki kilka kasztanów. Kiedy nie pozowałam Połówkowi do zdjęć, patrzyłam przed siebie. Na obiekt, który od dawna mnie przyciągał – na brukselski symbol, Atomium. Kilka minut później ruszyliśmy do majaczącego przed nami obiektu, nie wiedzieliśmy jednak, że zostaniemy odprawieni z kwitkiem. Ale o tym opowiem następnym razem.


 

42 komentarze:

  1. ~Obiezy_swiatka18 stycznia 2012 16:38

    Mnie się Bruksela tak sobie podoba. Ma ciekawe budynki, ale w całości nie za bardzo. Wolę mniejsze belgijskie miasteczka i wioski, chociaż drogi w nich pozostawiają wiele do życzenia. Tyle się po nich najeździłam, i ciągle się dziwiłam, że są w takim stanie.Pozdrawiam Taito.O.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obiezy_swiatko, mówisz tak, bo jeszcze nie byłaś w Irlandii i nie widziałaś tutejszych wąskich i krętych dróżek, często bez pobocza. Niekiedy są tak "ciasne", że przy mijaniu się z innym autem - i w starciu z głupotą jego kierowcy - możesz stracić lusterko. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. O to właśnie chodzi - Bruksela jako całość nie zachwyca. Są tam ciekawe miejsca i ładne budynki, ale całość prezentuje się w moim odczuciu niezbyt rewelacyjnie. Ale o tym jeszcze będzie w innych postach.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Obiezy_swiatka18 stycznia 2012 21:45

    To prawda, w Irlandii nie byłam, ale najeździłam się wiele razy po drogach np. skandynawskim, daleko w Laponii i przy Kole Podbiegunowym. Wąskie, jak jedzie auto z przeciwnej strony, to trzeba czasem wycofać do szerszego miejsca (zwłaszcza, jak my jeździmy naszym wohnmobilem), ale są dobrze utrzymane :) Nawet te, po których raz na jakiś czas się jeździ ;) Ale na wschodzie Belgii to myślałam, że nam podwozie całkowicie siądzie ;)Czekam na kolejne posty o Brukseli.Dobrego wieczoru.O.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, niby oczywista rzecz, że jak nadjeżdża samochód, to trzeba zjechać do najbliższej zatoczki, ale niestety nie każdy uczestnik ruchu drogowego jest inteligentem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tu był mój komentarz:(

    OdpowiedzUsuń
  6. Do mnie nic niestety nie dotarło.

    OdpowiedzUsuń
  7. Onet coś szalał, pewnie dlatego. Pisałam, że Bruksela mi się nie podoba i nigdy mnie nie ciągnęło, aby ją zobaczyć.P.S. Przebrnęłam przez Blondynkę na Czarnym Lądzie, ale ciężko było. Mało tam wiadomości podróżniczych, a więcej co się komu przytrafia albo jaki do kogo lub czego autorka ma stosunek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz częściej mu się to zdarza. Wczoraj udało mi się opublikować posta dopiero za trzecim razem. Ja również nie planowałam nigdy wyjazdu do Brukseli, ale skoro już tam trafiłam, to głupio byłoby nic nie zwiedzić. Miasto nie należy do grupy moich ulubionych. Nie ma po prostu klimatu. Książka nie jest zła, czytałam gorsze jej autorstwa, ale prawdą jest to, co piszesz. Mnie dodatkowo nieco irytowała jej maniera wypowiadania się o innych - miałam wrażenie, że jest nieco zarozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  9. W każdym razie do zdjęć wybrałaś tematy, na których brudu nie widać, a wręcz zachęcają do wizyty w tym mieście. A ja, jak to ja, nie bardzo mnie ciągnie do miast, chyba że pogoda jest niepewna, wtedy lepiej poszwędać się tam, gdzie cywilizacja daje łatwe schronienie. Dlatego w miastach bywam częściej, gdy dzień jest krótszy niż noc. Porę cieplejszą zostawiam szeroko pojętej naturze.dr Woland.

    OdpowiedzUsuń
  10. Głupio fotografować brudne ulice, a później rozpowszechniać takie zdjęcia. Nie lubię tego. Zawsze staram się skupiać na pozytywnych stronach danego miejsca. Wychodzę z założenia, że każda zwiedzona atrakcja wzbogaca mnie intelektualnie.Pobytu w Brukseli na pewno nie żałuję. Mimo tego, że miasto nie powaliło mnie na kolana i zabrakło mi w nim odpowiedniego klimatu, trafiłam tam także na ciekawe rzeczy, czego doskonałym przykładem są zamieszczone fotki muzeów. Gdybym zamieściła same brzydkie zdjęcia, a do tego niezbyt zachęcający opis, można by było odebrać to jako zniechęcanie ludzi do odwiedzenia stolicy Belgii. A nie o to tutaj chodzi. Nie mam zamiaru nikogo odwodzić od pomysłu udania się tam. Wręcz przeciwnie. Zamieszczone zdjęcia są dobrymi "kontrargumentami". Ja również preferuję kontakt z naturą, ale czasem dla odmiany dobrze zawitać do jakiejś metropolii i zobaczyć, co się dzieje w wielkim świecie. PS Może następnym razem zamieszczę choć jedno zdjęcie, na którym doskonale widać brzydotę Grand Place :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak sama wiesz najlepiej, brzydotę można dobrze sprzedać. Najlepiej, bo zapewne zwróciłaś uwagę w irlandzkich kioskach na pocztówki z Irlandii, w których główne role grają wątpliwej urody szczerbaci, zmęczeni życiem, ale uśmiechnięci mieszkańcy Zielonej Wyspy, wsparci o wejście do pubu lub prowadzący wiekowy rower, przeganiający krowy, bądź owce, etc..dr Woland.

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślisz o zmianach na blog spota na przykład?Hm..a jakie miasta z klimatem zwiedziłaś? Pozwolę się Ciebie zapytać:) Choć mój pierwszy z możliwych wyjazdów za granicę jest jasny jak tylko wszystko się poukłada:)Dokładnie to miałam na myśli, bardzo łatwo przychodzi jej oceniać innych. Różnie to można rozumieć, jedni powiedzą, że zarozumiała, inni że zna swoją wartość...

    OdpowiedzUsuń
  13. Jasne, że zwróciłam na nie uwagę - nawet mam w swojej kolekcji kartki ze słynnym 'Irish traffic jam' :) A wspomnianych przez Ciebie obrazków nie postrzegam jako brzydoty, toż to kwintesencja Irlandii, Wolandzie, cały jej klimat :)Brzydota może być czasami piękna - że się tak górnolotnie i enigmatycznie wyrażę :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czasami tak, choć w najbliższym czasie nie planuję żadnej przeprowadzki. Każde z odwiedzonych przeze mnie miejsc zazwyczaj miło wspominam, ale najbardziej podobało mi się w Brugii i Edynburgu. Te miasta zdecydowanie mają swój niepowtarzalny klimat. Ja nie znoszę ludzi zadufanych w sobie, z przerośniętym ego. Zazwyczaj nie nadaję z nimi na tych samych falach. Lubię za to ludzi skromnych i z pokorą, a nie tych, którzy trąbią wszem wobec, jacy są wspaniali... co z resztą często wcale nie jest prawdą. Owszem, trzeba znać swoją wartość, ale przede wszystkim mieć umiar we wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
  15. nie wiedziałam, że Bruksela ma takie orientalne miejsca ;D w życiu bym po zdjęciu nie powiedziała, że to nie Japonia ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Edinburgh też wydaje się ciekawy, ale mnie generalnie w te strony nie ciągnie. Taito-myślę, że nam ludziom łatwo popadać w skrajności i trudno wypośrodkować. Szczęśliwie ja znam swoją wartość (choć czasami przychodzi mi to z trudem), ale też potrafię przyznać się do błędu i bardzo sobie cenię tą umiejętność.

    OdpowiedzUsuń
  17. Mało widziałam, w niewielu miejscach byłam, więc i Bruksela by mnie pewnie cieszyła. Mam nadzieję, że jeszcze wiele w moim życiu się zmieni i zdążę (oraz będę mieć na to środki) pozwiedzać.Myślę, że i mnie spodobałaby się ta orientalna część miasta. Lubię takie klimaty :)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Ken_G, ja cieszę się z każdego odwiedzonego miejsca. Taką mam filozofię podróżniczą. Jedne zachwycają mnie bardziej lub mniej, inne prawie wcale, ale nie żałuję żadnej zwiedzonej atrakcji. Gdyby nie ten orientalny kompleks muzealny, Atomium i Mini-Europe nie wspominałabym Brukseli tak miło. Dzięki powyższym atrakcjom nasz pobyt w tym mieście zaliczyliśmy do udanych, choć początek naszej wizyty nie zapowiadał się zbyt ciekawie. Brzmi banalnie, ale prawdą jest, że trzeba wierzyć w swoje marzenia i dążyć do ich realizacji. Tylko tak możemy je urzeczywistnić. Są jakieś szczególne kraje, do których chciałabyś kiedyś zawitać? Miłego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Są rzeczy w Brukseli, o których się nawet filozofom nie śniło ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. No jak to Cię nie ciągnie, skoro Edynburg jest oddalony od Dublina o rzut beretem? :) A z turystycznego punktu widzenia jest też dużo ładniejszy od niego. Masz rację - sama często mam problemy z tym wypośrodkowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Marzy mi się wycieczka na jakąś egzotyczną wyspę - żeby zobaczyć te widoki, jakie podziwiam tylko na monitorze. Niby banalne, ale nigdy nie dotykałam palmy. Chciałabym popluskać się w tak niebieskiej i czystej wodzie jak na obrazkach, z których robię sobie tapety :))) Byłam parę lat temu w Chorwacji, ale mieliśmy takiego pecha, że akurat było brzydko, chłodno i padało. Znajomi się dziwili, kiedy opowiadałam o pogodzie, ale niestety udowodniłam im, że i tam może być paskudna pogoda. I Japonia mi się śni. I ogółem takie dalekie kraje, odległe kilometrowo i kulturowo. Oj, pozwiedzałoby się. A póki co, to nawet i do Niemiec bym pojechała. A co! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  22. Na bezrybiu i rak ryba :) Wiem coś o tym. Marzy mi się Wyspa Wielkanocna, Peru - generalnie Ameryka Południowa - a na urlop znowu jadę do kraju europejskiego. Co nie zmienia faktu, że i tak nie mogę się doczekać.Nam fortuna póki co sprzyjała - w czasie urlopu pogodę zazwyczaj mamy super. Tak było w Szkocji [pomijam Glasgow zimą], jak również w zimnej i - jak mogłoby się wydawać - nieprzyjaznej Norwegii. Mam ogromną nadzieję, że w tym roku również będziemy mogli cieszyć się przyjazną aurą.Współczuję Ci tego deszczu - to potrafi zepsuć urlop, lub przynajmniej znacznie pokrzyżować plany. Swoją drogą, Chorwacja jest na mojej liście - bardzo chciałabym tam kiedyś zawitać. Dubrovnik mnie kusi, choć nieco obawiam się tłumu turystów. Jeśli tam kiedyś pojadę, to jednak w celu zwiedzania, a nie leżenia na plaży, bo tego naprawdę nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
  23. Rzut beretem powiadasz?;) Ale to już nie Irlandia. Choć słyszałam, że Szkocja jest również piękna.

    OdpowiedzUsuń
  24. Jak lecieliśmy do Glasgow, to jeszcze dobrze się nie rozsiedliśmy w fotelach, a już trzeba było wychodzić z samolotu. Lot trwał 45 minut. Podobnie było w przypadku z Edynburgiem. Tak, Szkocja jest równie piękna, a miejscami może nawet piękniejsza - Highlandy są boskie!

    OdpowiedzUsuń
  25. Taito, 45 min to sporo czasu, wiesz ile rzeczy można zrobić?;)Jesteś pewna, że piękniejsza?

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie jestem, dlatego napisałam "może" :) Irlandię znam bardzo dobrze - pierwszym autem pokonaliśmy blisko 28 000 km, tym obecnym mocno ponad 33 tysiące. 45 minut to niewiele biorąc pod uwagę fakt, że drogą lądową trzeba by było przejechać jakieś 500 km i spędzić kilka godzin w trasie :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Gdzie Wy w tej małej Irlandii tyle kilometrów zrobiliście? Jak pokazywałam znajomym wyspę z samolotu to reakcja każdego była taka sama: "Taka mała?!" 45 minut w drodze powietrznej, a lądowej czy jeszcze morskiej stanowi nie lada różnicę. Dlatego dobrze, że ktoś wymyślił samolot, a ktoś inny nauczył się i pokolenia następne latać;)

    OdpowiedzUsuń
  28. Sama się dziwię, że mamy już tyle kilometrów przejechanych w Irlandii - to dość dużo biorąc pod uwagę, że nigdy nie braliśmy naszego auta na zagraniczne wycieczki [nie mówię tu o Irlandii Północnej], a Połówek ma do pracy tylko kilka kilometrów. Nie żałuję ani jednej przejechanej mili :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Widać po tym jak dużo zwiedzacie. Irlandii Północnej nie wzięłabym jako "zagranicę". To ważne żeby w życiu niczego nie żałować, nawet ani jednej przejechanej mili:) Udanego tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  30. Ogladajac Twoje zdjecia Bruksela prezentuje sie calkiem niezle, moze dlatego, ze nie sfotografowalas tego brudu ;) Mysle, ze brud jest domena wszystkich wielkich miast.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  31. Wiesz, gdyby podzielić te 60 000 przejechanych kilometrów na pięć - bo od tylu lat jesteśmy zmotoryzowani - to wyszłoby 12 tysięcy na rok. Dla jednych mało, dla innych dużo. Gdybym miała możliwość cofnięcia czasu, zmieniłabym parę rzeczy w moim życiu. Jeśli jednak chodzi o aspekt podróżniczy mojej egzystencji, to niczego nie żałuję. No może tylko tego, że nie udało mi się zwiedzić więcej zakątków Polski i świata :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Tak, to niestety zmora wielu metropolii. Małych miast również. Brud sfotografowałam, ale nie opublikowałam fotek. Bez sensu pokazywać takie zdjęcia, skoro mam ładniejsze :)Pozdrowienia przesyłam.

    OdpowiedzUsuń
  33. Witaj Podróżniczko! ;-)Osobiście, będąc w miastach, w których Ty byłaś jednym z obowiązkowych punktów zwiedzania byłyby stadiony :-) Takie moje zboczenie delikatne hehe. A jeśli udałoby się trafić jeszcze na mecz Genku, FC Brugge czy Anderlechtu to byłaby to wisienka na moim piłkarskim torcie :-)Piszesz, że Bruksela swoją kosmopolityczną aurą, zgiełkiem i szybkością życia mieszkańców (jak to w stolicy) męczy. Wierzę w to, bo będąc w Madrycie przeżywałem coś podobnego. A powiedz jak długo w tej Brukseli zabawiliście? Przypuszczam, że będąc tam z tydzień bądź dwa byłoby to o wiele bardziej korzystne. Smakowaliście słynnej belgijskiej czekolady? Albo frytek z majonezem? :-) Zdaje się, że to jedne z ich narodowych przysmaków i kulinarnych pomysłów? Ja pochwalę się, że robimy drugie podejście jeśli idzie o wyjazd do Cannes :-) W drugiej połowie sierpnia mamy w planach się tam zjawić i mam nadzieję, że tym razem nikomu w głowie nie będzie strajkować. Dziady francuskie :)pozdrowienia bardzo serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  34. Dużo. Co do życia i różnych jego aspektów, w tym podróżniczych to piszesz jakbyś była u schyłku egzystencji. Taito! Całe życie jeszcze przed Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  35. Jaki tam schyłek życia? Nie ma o nim mowy - od początku roku skrupulatnie zapełniam terminarz planowanymi wyjazdami, różnymi atrakcjami, wieczory spędzam na opracowywaniu tras, etc. Tak nie robi ktoś, kto stoi jedną nogą nad grobem.

    OdpowiedzUsuń
  36. Byłam na Ibrox Stadium w Glasgow i San Siro w Mediolanie - jak tylko czas pozwala, to chętnie odwiedzam obiekty sportowe w danym mieście. W Brugii były jednak ciekawsze obiekty do zobaczenia :) Chcieliśmy za to koniecznie wejść na Heysel [Stade Roi Baudouin], ale niestety musieliśmy zadowolić się patrzeniem na niego "z lotu ptaka" i z zewnątrz. Ale o tym jeszcze będzie w jednym z postów na temat Brukseli, nie ma zatem sensu wyprzedzać faktów. Jasne, że nie omieszkaliśmy skosztować belgijskich specjałów - ten kraj nie bez kozery słynie z piwa i czekoladek. Gofry też mają nieziemskie!

    OdpowiedzUsuń
  37. Rzeczywiście gofry również są znane ale, żeby Belgia słynęła z piwa? Stella Artois owszem, czasem popijam ale tak po za tym jednym to nie kojarzę :-) Co do futbolu jeszcze to mam takie marzenie aby mieć kasę, najlepiej dużo, czas, akceptację najbliższych :-) i zrobić sobie takie półroczne lub całosezonowe tournee po wszystkich najważniejszych i najciekawszych meczach odbywających się w Europie.... Oh ale by była bajka :-)

    OdpowiedzUsuń
  38. To doskonały kraj dla piwoszy, degustacja może trwać całą wieczność ;) Może ciężko w to uwierzyć, ale w Belgii wytwarza się kilkaset rodzajów tego trunku. Produkcją często zajmują się zakonnicy, a sam proces spożywania piwa nabiera czasami znamion rytuału i ceremonii. Już same naczynia, w których serwuje się piwo, są bardzo ciekawe. Często są to pucharki przypominające kieliszki do wina. Kwaka podaje się na przykład w bardzo wysokiej i wąskiej szklanicy, która wcale nie ułatwia picia. Połówek szybko wypracował sobie odpowiednią metodę, ale facet, który siedział w restauracji obok nas, miał małe problemy :) Fajne plany :) Mnie póki co wystarczyłby choć jeden mecz, ale taki z prawdziwego zdarzenia: 70 tysięcy rozwrzeszczanych gardeł, emocje sięgające zenitu, atrakcyjność gry, no i oczywiście wygrana "mojego" klubu ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. Uff, co za ulga. Nie wiem jak Ty, ale ja uwielbiam planowanie tras, punktów zwiedzania, opracowywanie mapy. To wszystko zawsze czyni czas oczekiwania bardziej znośnym.

    OdpowiedzUsuń
  40. Na zdjeciach brudu nie widac ale wiem jak dokladnie patrzy turysta z wyrobionym okiem. Czasami widzi za duzo i psuje to urok miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  41. Ja jestem niepoprawną estetką i nawet garść śmieci na trawniku strasznie mnie razi. Nie cierpię tego i nie lubię ludzi zaśmiecających świat wokół siebie.

    OdpowiedzUsuń