Średniowiecze już dawno minęło, ale pozostałości po nim jest tutaj całkiem sporo. Nieco ponad dwadzieścia kilometrów na wschód od Galway znajduje się Athenry. Miasteczko nie grzeszy rozmiarami, za to ma mnóstwo średniowiecznych atrakcji do zaoferowania. Warto zjechać z autostrady, by dotrzeć do miasta, które ciągle otoczone jest murami z kilkoma wieżami obronnymi i nadal imponującą North Gate, bramą wjazdową.
Zamek Athenry ma małe rozmiary, ale mimo to ciężko byłoby go przegapić. Góruje nad okolicą i kusi. Niechlubny okres czterystuletniego rozpadu ma już zdecydowanie za sobą. Teraz jest wymuskany i imponujący. Wygląda tak jak prezentował się przed XVI-wiecznym atakiem klanu O’Donnell. Do jego obecnego wyglądu przywróciło go pod koniec XX wieku OPW, organizacja zajmująca się ochroną i konserwacją irlandzkich zabytków, dlatego też jej flaga jak najbardziej ma prawo powiewać teraz dumnie na szczycie twierdzy.
Zamek jest pamiątką po najeździe Normanów na wyspę i powstał w 1235 roku dzięki (nie)uprzejmości niejakiego Meilera de Bermingham. Ów jegomość wpadł na pomysł, by zbudować zamek nad rzeką Clareen, założyć miasto, otoczyć je murem obronnym i fosą zasilaną wodą z pobliskiej rzeki.
Ciężkie to były czasy, o czym zapewne przypominał sobie Meiler wchodząc do swojej twierdzy. Wszystko, co tutaj widzicie, powstało nie dla wygody lecz dla bezpieczeństwa – mówi nasza pani przewodnik. Zamek był zimny, ciemny, ponury i śmierdzący. Suterena, w której się znajdujemy, nie sprawia wrażenia przytulności, choć oczywiście starano się jak najwierniej ją zrekonstruować. Kilka wieków wstecz było w niej zdecydowanie bardziej nieprzyjemnie. Przede wszystkim w pierwotnej wersji – zamek powstawał w trzech fazach – na parterze, gdzie znajduje się wspomniana suterena, nie było drzwi wejściowych. Powstały one dopiero w XV wieku, kiedy to zamek przeszedł sporą modyfikację.
Wcześniej suterena pełniła m.in. funkcję magazynu. Przedmioty umieszczano w niej z poziomu pierwszego piętra, o czym przypomina dziura w suficie, teraz zabezpieczona szkłem. Drzwi być może okazały się koniecznością, jako że w XV wieku zmieniła się rola, jaką pełnił zamek. Mniej więcej w tym okresie familia de Bermingham przeniosła się do wygodniejszej rezydencji w mieście.
Na pierwsze piętro wkraczamy po drewnianych schodach. Tak to mniej więcej wyglądało na początku XIII wieku. Tylko to wejście umożliwiało przedostanie się do środka twierdzy. Portal wejściowy udekorowano ładnymi płaskorzeźbami, co jest elementem wartym odnotowania. Tego typu zdobienia są typowe dla budowli sakralnych, nie dla zamków. Być może Athenry Castle jest ich jedynym zamkowym przykładem.
Wejście wprowadziło nas bezpośrednio do pomieszczenia zwanego great hall, „królestwa” jego właściciela. Znajdziemy tu dwa okna z kolejnymi zdobieniami, nieco schowaną latrynę i w zasadzie nic więcej. Żadnych śladów po kominku, żadnych mebli. Tylko kolejne drewniane schody prowadzące na piętro wyżej.
W swojej oryginalnej postaci zamek był niski – składał się tylko z sutereny i great hallu, „sali bankietowej”. Prawdopodobnie ocieplano go za pomocą paleniska znajdującego się w centralnym punkcie tego pomieszczenia. Dym wydostawał się przez otwór w dachu. Z tego rozwiązania zrezygnowano jednak w XV wieku, kiedy dodano kolejną kondygnację i drewniany sufit. Zamek stał się jeszcze bardziej nieprzyjaznym miejscem do życia – zimnym i ponurym, jako że nowe piętro nie miało żadnych okien. Nic dziwnego, że jego właściciele postanowili poszukać przytulniejszego gniazdka. W zamku zaś, w późniejszym okresie nieużytkowania, gniazda zaczęły wić ptaki. Jednak dzięki interwencji OPW dziś Athenry Castle jest małym, ale imponującym zamkiem, dumą miasta. To skromna twierdza, ale mimo wszystko ciekawa. Warto ją odwiedzić. Koniecznie z przewodnikiem.
Dzień dobry:)
OdpowiedzUsuńNareszcie coś dla mnie, czyli szkoda, że mnie tam nie było. Zamek raczej skromny jeśli chodzi o bryłę. Bardziej pasuje mi to na fortecę albo zgoła magazyn o walorach skarbca :) Bardzo przypomina mi to zamek w Chudowie k/Gliwic :) Dobrze ,że rekonstruując budowlę nie pokuszono się o przeładowanie jej przypadkowym wyposażeniem, a podkreślono to co zostało z tamtych czasów. Po prostu jest tak, jak być może naprawdę było. I to w obu przypadkach - tam u Ciebie i tu u mnie ( ....no prawie u mnie) :)
Jak zwykle fotografie na medal ! Mocnym atutem była też pogoda :)
Jak na turystę przystało, wszedłem również na inne dostępne opisy miejscowości :) Ładnie tam jest .... i tak średniowiecznie miejscami. Tak sobie myślę, że dla nasycenia wrażeń trzeba by jednak trafić w kilka miejsc w tamtej okolicy w jednym dniu - chyba że są tam na miejscu też i inne atrakcje ? Dobrze, że takie perełki są odnawiane i objęte ochroną i mecenatem.
Dziękuję za wycieczkę :)
Pozdrawiam serdecznie ...Przypadkowy Turysta
Fiu, fiu, fiu. Athenry z Twoich zdjęć w niczym nie przypomina mojej wizyty w tym miejscu, kiedy z nieba patrzyły na mnie srogie chmury, w zamku było ciemno jakby to był loch nie zamek. Piękne zdjęcia, nie umywają się do moich Taito. No i mi nikt nie zaproponował zwiedzania z przewodnikiem, para po mnie też była bez przewodnika. Widzisz jak czasami pogoda potrafi wpłynąć na odbiór danego miejsca? Miasteczko wtedy sprawiało wrażenie zupełnie opustoszałego...
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym nawet, że nie "czasami" ale "zawsze". W deszczu wszystko wygląda dużo gorzej. Szkoda, że nie miałaś ładnej pogody. Podejrzewam, że wtedy bardziej by Ci się tam podobało. Z posta na Twoim blogu wyczułam małe rozczarowanie Athenry. Szkoda też, że nikt Cię nie oprowadził po zamku. Nie przez przypadek wspomniałam o przewodniku. Zwiedzaliśmy ten zamek aż trzy razy [zabieraliśmy tam gości], w tym także bez przewodnika i wtedy już nie było tak interesująco. Jako że zamek jest praktycznie pusty w środku, to aż się prosi o ciekawego przewodnika, który w interesujący sposób przybliżyłby historię tego miejsca.
OdpowiedzUsuńMam w swoich albumach zdjęcia Athenry zrobione w gorszych warunkach pogodowych [tylko jedno z nich zamieściłam we wpisie], ale zdecydowałam się na te z pewnego gorącego, lipcowego dnia, kiedy to postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym, czyli trochę pozwiedzać, a potem pojechać nad ocean, by nieco się ochłodzić.
Jeszcze możesz tam być, nic straconego. Zamek nie zając, nie ucieknie :)
OdpowiedzUsuńPrawda - Athenry Castle to skromna wieża mieszkalna, praktycznie bez mebli, ale i tak warto go odwiedzić. Bilet wstępu kosztuje grosze, a jak trafisz na odpowiedniego przewodnika, to będziesz bardzo miło wspominał wizytę w tym miejscu. Samo miasto, noszące miano heritage town, również jest ciekawe. Praktycznie naprzeciwko zamku są ruiny XIII-wiecznego klasztoru dominikanów, a oprócz tego są tam pozostałości po obwarowaniach, wieże obronne, Athenry Heritage Centre, gdzie można zapoznać się z różnymi wystawami, obejrzeć średniowieczne kostiumy etc. Podsumowując mój wywód - te strony wyspy są zdecydowanie warte zobaczenia. Stamtąd tylko rzut beretem do spektakularnych klifów Moheru, zadziwiającego Płaskowyżu Burren, czy do zjawiskowej, kojącej duszę Connemary.
Tak, pogoda zdecydowanie była korzystna. Jak już pisałam Rose, to był upalny wakacyjny dzień. A niebo... Niebo bajka :) Jak pewnie zauważyłeś. Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam parę fotek "nieba na tle zamku" ;) Chmury utworzyły fajne wywijasy na nim.
Trzymaj się ciepło i do pogadania :)
Eh. I nakłoniłaś mnie do kontynuowania w końcu moich szmaragdowych opowieści...
OdpowiedzUsuńAthenry Heiritage było zamknięte, więc chyba po prostu źle trafiłam, ale nic to...Może kiedyś...;)
Sentymentalnie mi się zrobiło i powiało tęsknotą. Oj Ty!
Dzień dobry :) ...To znowu ja .... :):)
OdpowiedzUsuńTamtej strony wyspy czyli zachodniej w ogóle nie znam i gdyby nie całkiem przypadkowy charakter moich wojaży to bym mógł powiedzieć : ...A taaaakie miałem plaaaanyyyy... No cóż, następny wyjazd ( jak się trafi ) będzie zupełnie mniej przypadkowy :) ...tak myślę.
A widzisz - odkryłem Twoją przewrotność!! W tak ciekawej okolicy pochwaliłaś tylko jeden "rodzynek" a resztę tortu zostawiłaś dla rozbudzenia ciekawości , co ci się całkowicie udało... :) Zakładam, że o to właśnie chodziło, a nie o mechaniczne pokrojenie tortu na potem :). Gdybym nie wlazł na "obce" opisy to mógł bym pomyśleć, że tam rzeczywiście nic więcej nie ma. Udało Ci się, ale skierowałaś moją ciekawość już może nie całkiem na same atrakcje turystyczne, ale na sposób w jaki je opiszesz.... będzie trudno...(oczywiście Tobie) ...hehehe... Mam nadzieję, że 'wabik" był zapowiedzią następnych reportaży ;)
Tak między nami powiem, że bardziej lubię ludzi ciut "strategicznych" od tych mocno przewidywalnych - ...no, masz kolejnego plusa;)
Do poczytania ... Pozdrawiam serdecznie !
Witaj droga Taito,
OdpowiedzUsuńWidzę że zbłądziłaś nieomal pod próg mojego domu - Athenry jest położone 'zaledwie' 50 km ode mnie :) Chociaż patrząc na zdjęcia było to chyba o zupełnie innej porze roku, którą można teraz co najwyzej tęsknie powspominać ;)
Jako, że o swojej okolicy wspomniałem nie mógłbym nie polecić Ci dość ciekawego miejsca, które juz dosłownie zaledwie krok ode mnie się znajduje - nie wiem czy kiedykolwiek miałaś okazję odwiedzić Moore Hall? Nie można co prawda zwiedzić wnętrza stojacego tam pałacyku, jako że wnętrze owo zwyczajnie nie istnieje, jednak mimo to miejsce to robi fantastyczne wrażenie. Gdy zaś pozna się je nieco lepiej, to i wejście do części pomieszczeń można, przy odrobinie wysiłku, znaleźć. Równie fantastyczna jest okolica - las otaczający pałacyk, ciagnący się wzdłuż brzegów Lough Carra, po którym można spacerować dyskretnie wytyczonymi ścieżkami (latem i jesienią wśród wystepujących tu obfitymi stadami borowików koźlarzy), przy odrobinie szczęścia trafiając do ukrytych między drzewami grobowców rodziny Moore i dalej brzegiem dość specyficznego wapiennego jeziora o lazurowej barwie wody - godzina, dwie, albo i trzy spokojnego spaceru :) Szczerze polecam!
A tak swoją drogą ITAKA nie próbowała się aby z Toba kontaktować? ;)
Pozdrawiam ciepło,
P.
I bardzo dobrze! Najwyższa pora, byś zrelacjonowała nam, co udało Ci się zobaczyć i przeżyć :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Przypadkowy Turysto :) Być może Cię rozczaruję, ale nie przewiduję więcej postów o atrakcjach Athenry. W przeszłości pisałam już o niektórych ciekawych miejscach leżących stosunkowo niedaleko od tego miasteczka. Post miał być o zamku, a nie o innych zabytkach, dlatego to na nim się skupiłam. Zamki to mój "konik", i to najczęściej im poświęcam relacje z danej wycieczki.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, jest w tym sporo mojej winy - powinnam była wspomnieć, że miasto ma więcej atrakcji. Wybacz mi to niedopatrzenie ;) Choć z drugiej strony tak sobie myślę, że nie powinnam Wam podawać wszystkiego na tacy, bo później nie mielibyście żadnej przyjemności z przebywania w danym miejscu ;)
Miłego weekendu życzę. Mój jest krótki, bo to akurat ta sobota, podczas której musiałam wpaść na chwilę do pracy. Za tydzień również pracuję sześć dni, więc czas wolny nieco mi się skurczy. A do świąt już tylko parę tygodni... Nie wierzę!
Witaj ponownie, Peadairs! :) Kopę lat! ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - "zaledwie" 50 km. Tylko jakimi drogami :) Podejrzewam, że te kilkadziesiąt km zabrałoby mi prawie godzinę życia. Nie raz już ubolewałam nad faktem, że do Twojego hrabstwa nie ma jakiejś autostrady ode mnie. To samo dotyczy paru innych stron wyspy, które lubię i chciałabym ponownie odwiedzić, ale jak sobie pomyślę, że musiałabym spędzić w aucie 4-6 godzin, to trochę mi się odechciewa. Podróż autostradą to sama przyjemność. Trochę nie lubię tych wąskich, krajowych i nie zawsze bezpiecznych dróg.
Ja nie tylko nie widziałam, ale nawet nie słyszałam o Moore Hall :) Teraz jestem już mądrzejsza, bo odrobiłam pracę domową i wiem, o czym mowa. Fajne ruiny. Przypominają mi jakieś, które już widziałam. Dzięki za rekomendację, postaram się zapamiętać i odwiedzić to miejsce przy pierwszej nadarzającej się okazji.
A skoro już mowa o laskach, grobowcach i Twoich "okolicach", to ja z kolei polecam Ci Monivea Woods z tamtejszym mauzoleum "ukrytym" w lesie. Kurczę, to jedno z tych miejsc, które już dawno powinnam była opisać... Może jutro spróbuję.
ITAKA, powiadasz? Aaaa, tak, tak! To by wiele wyjaśniało. Ostatnio obcy ludzie dziwnie mi się przyglądali, a jeszcze inni wyciągali na mój widok telefony ;)
Trzymaj się ciepło :)
Pospieszasz mnie czy coś?;) Staram się, naprawdę. Nawet jeszcze nie przerobiłam wszystkich zdjęć, wiesz?;)
OdpowiedzUsuńA za chwilę będę miała do przerobienia następne...
Poza tym jak już wspomniałam przypominanie sobie tego wszystkiego budzi we mnie smoczą, dogłębną tęsknotę.
Irlandia jest jedyna w swoim rodzaju, nie ma drugiego takiego miejsca.
P.S. Jak się zaopatrujesz na mój e mail?;)
No co Ty, nawet do głowy by mi nie przyszło, by Cię pospieszać ;) Ja się tylko cieszę, że będę mogła o tym poczytać. Wiem, wiem. Zdjęcia zawsze są kłopotliwe. Ich wybór i obróbka zawsze zajmują dużo czasu.
OdpowiedzUsuńChyba musisz jakoś zdusić tę tęsknotę. Pocieszaj się tym, że za niedługo znowu tu będziesz. Czas przecież tak szybko płynie.
PS. Pamiętam o nim. Leży i czeka na swoją kolej :)
Znam Monivea Woods, ale dziękuję za przypomnienie - z przyjemnością odwiedzę je ponownie :)
OdpowiedzUsuńWidzę że nieco się różnimy w wyborze dróg i dróżek - ja wolę te mniejsze, kręte, może nie do końca bezpieczne ale i ciekawsze od autostrad - te ostatnie są zbyt monotonne i gdybym się ich trzymał takiego Athenry bym pewnie długo nie zobaczył (jako że szybciej mi ze wschodu autostradą do Galway i później na północ podróżować). Prawda, że czasem trzeba, ale jednak te mniejsze mają swój nieodparty klimat - nie pomnę ile razy zatrzymywałem się gdzieś na poboczu takowej tylko po to by uchwycić jakiś widoczek :)
Pozdrawiam,
P.
A byłeś w środku mauzoleum? No chyba, że nie lubisz takich klimatów, to nie namawiam :)
OdpowiedzUsuńWyboru ta ja przeważnie nie mam, ale kiedy już pojawia się szansa: jechać autostradą albo zwykłą drogą, to wolę tę pierwszą. Czas to pieniądz, a ja jestem bardzo ograniczona czasowo, jeśli chodzi o podróże. Wiadomo, jakie są "widoki" na autostradzie. Ja jednak lubię je przede wszystkim za to, że pozwalają zaoszczędzić czas i umożliwiają przeważnie bezproblemowe dotarcie z punktu A do B. No i za prędkość, którą można na nich rozwinąć ;) Brak traktorów i innych zawalidróg to zdecydowany plus.
Nienawidzę N4 Sligo-Dublin z jej białymi krzyżami i jeszcze paru innych...
Miłego wieczoru życzę :)
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńNo, po prostu kobita zmyłą mi głowę ... a to tylko z powodu słabego odczytania Jej intencji? Ok. O.k ten "rodzynek " też mi się podobał a resztę będę musiał zwiedzić sam (jak się zdarzy). Jak widzisz było coś inspirującego w Twoim poście, bo zacząłem się ślinić na więcej- zupełnie jak moja Bella :)
Na tacę nie liczę, bo to nie moja profesja :):)
Nie lubię pracować w soboty i najchętniej "wyślizgał" bym się z takiej przyjemności ale jak mus to mus... Współczuję Ci takich dwóch sobót pod rząd. A pomyśleć że kiedyś pracowało się we wszystkie a potem jedna była wolna... Stare dzieje, ale mogą wrócić bo w Zrzeszeniu Pracodawców już coś koło tego majstrują i chcą nowej ustawy... o pracy w soboty jako norma :(
Święta za pasem a więc i klimat świąteczny tuż tuż. Dla mnie to podpowiedź, żeby już planować wyjazd na działkę - logistyka to podstawa :)
Życzę Ci miłego oczekiwania na te rodzinne i radosne święta.
Pozdrawiam ciepło :)
Dzień dobry ;)
OdpowiedzUsuńCzy u Was też już to wiadomo( http://www.twojapogoda.pl/wiadomosci/114321,w-wyspy-brytyjskie-za-5-dni-uderza-fale-o-wysokosci-18-metrow ) ? Skóra cierpnie na samą myśl o takiej sile.
Trzymaj się mocno, ciepło i kup kalosze.
Pozdrawiam
Witaj, Przypadkowy Turysto. Ja jak zwykle opóźniona jestem, więc dopiero teraz piszę :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, już czuć i słychać, że coś nadciąga znad Islandii ;) Najbardziej ucierpi jednak zachodnie i północo-zachodnie wybrzeże [Sligo, Mayo i Donegal], czyli nie moje strony. Jestem bezpieczna, jeśli Cię to uspokoi :)
Dzień dobry Droga Taito :)
OdpowiedzUsuńNo to już jestem spokojny, że nic Ci nie grozi. Na wszelki wypadek nie rób jednak porządków w swojej torebce (jak nie robi tego żadna znana mi niewiasta), bo po pierwsze wiatr i tak tam zakotłuje, a po drugie to zawsze jakaś kotwica - spory ciężar jak znam życie ..... :):)
U mnie też następują różne zmiany, więc od nowego roku mój e-mail już nie będzie aktywny... a potem zobaczymy.
Bardzo miło było mi Cię poznać i z dużym żalem na jakiś czas znikam. A jeśli za nadto nie naprzykrzyłem Ci się jako stary nudziarz , to mogę obiecać, że w miarę możliwości będę tu do Ciebie czasem zaglądał - jak życie i Ty, oraz zasięg netu pozwolą.
Trzymaj się ciepło. Dziękuję Ci za atrakcyjny kontakt bratniej turystycznej duszy :)
Miłych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i wspaniałego Sylwestra, a przede wszystkim wspaniałych przygód w nowym roku życzę !!!
O nieeee, ale mnie zasmuciłeś tą wiadomością :( Blog bez Ciebie to już nie to samo. Zdecydowanie będzie mi brakowało Ciebie, Twoich komentarzy i Twojego poczucia humoru. Rozumiem jednak, że życie przynosi nam zmiany, które niekoniecznie nam się podobają. Mam jednak nadzieję, że pozostaniemy ze sobą w kontakcie :) Jak pewnie się domyślasz, nie mogę obiecać Ci, że będę pisać często i regularnie, ale będę odzywać się od czasu do czasu. Jeśli tylko dasz mi namiary na siebie, rzecz jasna.
OdpowiedzUsuńTorebka jako kotwica :) Hahahaha :) Coś w tym jest - szczególnie od kiedy regularnie zaczęłam nosić ze sobą książkę/i. I to takie ważące nieraz ze dwa kilo ;)
Dziękuję za miły, ale mimo wszystko smutny komentarz. Ja również życzę Wam wspaniałych, zdrowych i nastrojowych świąt, a także mnóstwo wypoczynku i pozytywnych doświadczeń :)