sobota, 2 czerwca 2018

Powrót córki marnotrawnej



Ponad dwa miesiące upłynęły od mojego ostatniego wpisu na blogu, a ja tradycyjnie nie mam pojęcia, kiedy to zleciało! 

Kiedy publikowałam ten ostatni post, była końcówka marca i choć wedle kalendarza mieliśmy już za sobą prawie 2/3  wiosny  - która  wypada tutaj pierwszego lutego, w dniu świętej Brygidy, patronki Irlandii - rzeczywistość była mniej kolorowa, a ja wyglądając przez okno mojej sypialni, wychodzące wprost na ogródek, myślałam wielokrotnie, że wiosna w tym roku wyjątkowo nie chce przyjść. 

Rzuciłam się zatem w wir czytania, by nie dać się przedłużającej się zimie i sezonowym zaburzeniom nastroju, co ostatecznie wyszło mi na dobre, bo przez kilka pierwszych miesięcy przeczytałam niemal tyle samo książek, co w całym minionym roku. Ucierpiała przez to moja blogowa aktywność, ale prawdę powiedziawszy, nie miałam zbytnio ochoty do pisania, a skoro mogłam sobie pozwolić na małą przerwę, tak też uczyniłam. Z doświadczenia wiem, że zmuszanie się do robienia czegoś na co nie mam chęci, nie prowadzi do niczego dobrego, bo zwyczajnie nie daję wtedy z siebie 100%. 

Tak pochłonął mnie ten książkowy i serialowy świat, którym umilałam sobie moje chwilowo wyjątkowo monotonne życie, że lato zaskoczyło mnie jak zima polskich drogowców. Pewnego dnia obudziłam się i po zimie nie było już ani śladu. Po wiośnie zresztą też. Jak za dotknięciem magicznej różdżki wskoczyliśmy na główkę w samą pełnię lata. Rozpoczął się bowiem maj - miesiąc wyjątkowo pogodny, suchy i słoneczny, który to zmusił nasze rozleniwione zimą ciała do ruszenia dupska z kanapy, ściągnięcia pajęczyn z grilla i ogarnięcia ogródka, który po raz pierwszy od dobrych kilku lat nie cieszył oka, a wręcz powodował słuszny dyskomfort. 

Tak się zaczytałam w książkach ściąganych hurtowo z bibliotek w przeróżnych częściach Irlandii [pani bibliotekarka już zna moje dziwaczne nazwisko na pamięć i obudzona w nocy o dowolnej godzinie jest w stanie płynnie je wyrecytować niczym imiona swoich dzieci, a nawet przeliterować od tyłu], że zupełnie wypadłam z obiegu i nie wiedziałam, co się dzieje na świecie. O Eurowizji na przykład dowiedziałam się przypadkiem z ust mojej znajomej dziesięcioletniej Irlandki, kiedy to zapytała mnie, czy jest mi smutno, że Polska nie dostała się do finału. Oczywiście poczułam się wtedy jak rasowy imbecyl, bo dotarło do mnie, że to stojące przede mną dziecko ma większą wiedzę o bieżących sprawach niż ja. Eurowizja to jest w ogóle dla mnie taki specyficzny konkurs, którym - w zależności od nastroju - utwierdzam się w przekonaniu, że jestem albo:

 a) niesamowicie wyjątkowa i niepowtarzalna,  bo nikomu innemu nie podobają się te same piosenki
 b) nie znam się za grosz na muzyce i już najwyższa pora zdać sobie sprawę z tego, że kiedy mama mówiła mi w dzieciństwie, iż "słoń nadepnął mi na ucho", to naprawdę miała na myśli dosłowne znaczenie, a nie to przenośne.

W tym roku było podobnie. Zacznę może od tego, że telewizor włączyłam prawie w połowie finału, bo kiedy sobie o nim przypomniałam, minęła już jakaś godzina od jego rozpoczęcia, ale później nadrobiłam zaległości i powiem dyplomatycznie, że to, co mnie ominęło, dupy nie urywało. Z pierwszych kilku piosenek jedynie Litwy, Austrii i Niemiec mogłabym posłuchać dłużej niż kilka minut, bez narażania się na migrenę, a i tak moi faworyci wystąpili w drugiej połowie, i co ciekawe, od razu przypadli mi do gustu, albo raczej słuchu. Tak było z Danią, Finlandią, Holandią, Węgrami i Włochami, przy czym zaznaczam od razu, że do włoskiej muzyki mam zwyczajnie słabość, bo jej kiedyś namiętnie słuchałam i nawet gdyby Włosi śpiewali o czopkach i hemoroidach, to i tak byłby to miód dla moich uszu. Węgrzy zaś zaimponowali mi ostrymi dźwiękami i dużymi jajami - śpiewali w swoim języku, mimo że pewnie zdawali sobie sprawę, iż stawiają się w ten sposób w gorszej sytuacji. Nie zrozumiałam ani słowa z całej piosenki, ale i tak był ogień - nie tylko na scenie. Kupili mnie swoją żarliwością już w pierwszej minucie swojego - jakże odmiennego od pozostałych, popowych piosenek! - wykonania. 

Jako że w międzyczasie wyjątkowo spontanicznie zarezerwowałam tydzień pobytu nad ukochanym oceanem, niejako postawiłam samą siebie pod ścianą, bo nagle uświadomiłam sobie, że na idealne beach body  to już jest zdecydowanie za późno. Zebrałam w sobie bohaterską odwagę i dzielnie udałam się do łazienki, by tam w kilogramach oszacować straty po zimie. Kiedy jednak weszłam na wagę, ta odmówiła mi posłuszeństwa, wyświetlając komunikat: LO, co odczytałam jako zachętę do wymiany baterii. Połówek jednak zbytnio się nie przejął moim odkryciem, stwierdzając, że waga z pewnością miała na myśli LOL. I chyba jestem w stanie uwierzyć w jego wersję i pogodzić się z faktem, że bardziej nadaję się do leżenia i pachnienia niż do odczytywania skrótowców, bo kiedy kilka dni później udało mi się wydusić z tej niewdzięcznicy wynik, rezultat był faktycznie śmiechu wart. Takiego przez łzy. Jeszcze nie zdecydowałam, czy po plaży będę paradować w worku pokutnym, abai czy zakonnym habicie z kapturem [jako że dodatkowo mam radiową urodę], ale biorąc pod uwagę, że przy okazji mam zamiar żarliwie się modlić, by Greenpeace nie wziął mnie za wieloryba i nie zepchnął do wody, wybór sutanny wydaje się być optymalny. 

Jako że zastanawiamy się dość mocno nad zmianą auta na coś z mniejszą pojemnością silnika, by zmniejszyć wydatki idące na czterokołowca, mam do Was - zwłaszcza tych mieszkających w Irlandii - nieco niedyskretne pytanie, ale że tutaj sami swoi, liczę, że nie będziecie mieć oporów, by uchylić nieco rąbka tajemnicy. Chciałabym wiedzieć, jak często mniej więcej zaliczacie wizyty u mechanika, ile Was to kosztuje i jakie marki polecacie do częstych eksploatacji. Od razu jednak zaznaczam, że jak przystało na prawdziwą blacharę, dla której rozmiar ma istotne znaczenie, nie interesują mnie tu żadne samochody "pudełka od zapałek". No i chyba lepiej, żeby to jednak był sedan, bo choć szalenie podobają mi się kabriolety, to jednak jeszcze nie odważyłam się na kupno jednego z nich. 

Na koniec dodam tylko, że bardzo wszystkich przepraszam za ciszę na blogu, nawet Sokole Oko, która mi tu podburzała czytelników pod moją nieobecność, a także Zielaka, który sugerował, że jestem jak ogr, bo mam warstwy ;) Wiem, że obiecałam Wam w komentarzu rychły powrót na bloga i uczyniłabym to szybciej, ale najpierw przez dwa dni nie miałam dostępu do komputera, bo Połówek zagracił cały pokój, bawiąc się w Małego Majsterkowicza i rozkręcając nadłamane łóżko od A do Z, by je naprawić [to naprawdę NIE tak, jak myślicie!], a później nadszedł ten cholerny upał, kiedy to miałam niemal codziennie po trzydzieści stopni w sypialni i autentycznie czułam, jak mózg mi skwierczy, co oznacza ni mniej, ni więcej, że tak nadawałam się do pisania jak łysy do reklamy grzebieni. Dlatego z wielką radością powitałam wczorajszą burzę, bo po ostatnim gorrrącym tygodniu poważnie rozważałam przeprowadzkę do Grenlandii i hodowlę pingwinów...

16 komentarzy:

  1. A jednak można! Brawo Ty! Owszem, po Twoim odgrażaniu się, że niby w piety nam pójdzie rozmiar kolejnego posta, spodziewałem się kilkunastu akapitów więcej, ale darowanemu postowi w akapity zaglądał nie będę. :D
    Nie wiem czy już się chwaliłem, ale zrezygnowaliśmy z TV, więc i Eurowizji nie widzieliśmy. Jednak kolejne finały które jeszcze do niedawna oglądałem, utwierdziły mnie w przekonaniu, że to jakaś równia pochyła się zrobiła. Co rok gorzej. Albo to mi się poziom oczekiwań podwyższył.
    Burzę miałaś? Wczoraj? Szczęściara. U nas popadało, i owszem, zapachniało ozonem jak po letniej burzy, ale obydwa gromy bez błyskawic jeszcze burzą nazywać nie zwykłem. Za to ślimaki ruszyły do szturmu na odbudowaną szklarnię. No mówię Ci, człowiek ledwie się obrócił na sekundę a one myyyyyk, myyyyk i już prawie na progu. Ale jakieś niedobitki dostały się do środka i sałatę i sadzonki ogórków mi zżerają nocą. :(
    Od roku jeździmy Priusem drugiej generacji. Trzecia jest sporo lepsza a czwarta to już w ogóle kosmos. Nie tylko z wyglądu. I powiem, że jestem bardzo zadowolony. Małżonka również. Automat - pozycje do wyboru: do przodu, neutral i do tyłu. Przekładnia bezstopniowa, więc lewarek jak joystick. Silnik 1.5l późniejsze 1.8l. Z 18 tysięcy kilometrów średnia 5.6l/100km. Koszty? Po zakupie wymieniłem łożyska przednich kół bo jedno już szumiało (170 tys. km) z wymianą 260E. Z tym, że to raczej auto rodzinne niż dla blachary. Jeśli w ogóle będziesz brała pod uwagę, to polecam jazdę próbną, możesz być mile zaskoczona.
    A komentując jeszcze Twą radiową urodę, to nie wspominałaś, że opisywani w poprzednich postach Irlandczycy (któryś był nawet bardzo zawiedziony, że Połówek jest z Tobą), zainteresowani Twoją osobą, wszyscy byli z psami przewodnikami lub białymi laskami. ;) Pewnie wtedy miałaś jeszcze włosy lub perukę i nie wyglądałaś jak na zdjęciu profilowym powyżej. ;) Dzięki za długo wyczekiwany wpis i czekam na kolejne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Zielaku!

      A dziękuję, wymęczyłam tego posta. Rodził się w bólu, ale na szczęście już po. Teraz mam nadzieję, że będzie z górki, bo w planach mam regularne publikowanie. Muszę też wrócić do relacjonowania wyprawy do Walii, bo opóźnienia mam okropne.

      Ja akurat oglądałam w TV, ale podejrzewam, że w sieci też można było. Wielką fanką nie jestem, bo gust muzyczny mam dość ukierunkowany i większość piosenek zaprezentowanych na Eurowizji po prostu nie trafia w mój gust.

      Miałam, chyba po raz pierwszy albo drugi w całej mojej historii pobytu na wyspie :) Brzmiało jak burza, wyglądało jak burza, pachniało jak burza, więc to musiała być burza ;) Dziś pierwszy chłodniejszy dzień, prawie zero słońca i spore zachmurzenie, ale jakoś nie rozpaczam. A jak u Was? Też mieliście taki upał?

      Ślimaki są u mnie na czarnej liście. Już dawno wytoczyłam im wojnę. Doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Ktoś, kto nie ma z nimi do czynienia, nie uwierzyłby w jak szybkim tempie potrafią zeżreć plony! Normalnie to jestem hipiską pełną gębą, jeśli chodzi o zabijanie, pająkom i myszom regularnie ratuję życie [no chyba, że koty mnie uprzedzą], ale w przypadku ślimaków nie mam litości. Masz jakieś humanitarne metody na nie? Zbierasz i wyrzucasz? Wabisz na piwo, faszerujesz niebieskimi granulkami, czy mordujesz z zimną krwią? ;)

      Prawdę powiedziawszy nigdy nie myśleliśmy o Toyocie, ale wiem, że masz i chwalisz, zatem dam jej szansę. Słyszałam, że to solidna marka. Już odpalam donedeal, by zorientować się, jak to cenowo wygląda i jaki jest wybór.

      My obecnie mamy silnik 2.5, co generuje spore wydatki. Auto dobrze się spisuje, jest mocne, wygodne i solidne, mam do niego sentyment, ale chyba pora się z nim rozstać i przerzucić na coś, co ma mniejszy tax i tańsze części. Parę lat temu mieliśmy auto o pojemności 1.6 i w zupełności nam wystarczało. Parę dni temu Połówek miał próbną jazdę kabrioletem i - o dziwo! - był zadowolony mimo, że to było auto z manualną skrzynią biegów. Nie jestem jednak do końca przekonana do kabrioletów. Podobają mi się, ale wydają mi się mało praktyczne. Obawiam się, że po kupnie szybko zaczęłabym tęsknić za zwyczajnym pięciodrzwiowym autem.

      Rozumiem, że to cena robocizny i części? Nie wydaje się wygórowana. Nam właśnie zbliża się NCT, trzeba zrobić serwis i wymienić parę rzeczy. Wstępna wycena to prawie 700 euro.

      Haha, wiem, o kim mówisz! To był irlandzki staruszek, który zawsze lubił się serdecznie ze mną witać na mieście, mimo że się znaliśmy tylko z widzenia. Wtedy jednak byłam "podlotkiem", teraz jestem już "stateczna matroną" ;) Dawno go nie widziałam, więc nie wiem, czy nadal jest taki wylewny.

      To zdjęcie to wypadałoby zmienić, bo wstawiłam je wieki temu, kiedy zakładałam profil na blogerze, by móc komentować zaprzyjaźnione blogi.

      Usuń
    2. Taaaak... Jeśli kabriolet to tylko roadster. Podobają mi się BMW serii Z i Mazdy MX, ale jako mąż i ojciec wybieram nieco bardziej praktyczne auta. Passat opuścił naszą rodzinę gdy okazało się, że pojawiająca się w kabinie woda to poważniejszy problem i dość kosztowna naprawa, więc wiem jak to jest. Tax też do najniższych nie należał. Jednak uczciwie muszę przyznać, że jak na diesla to Passat był dość ekonomiczny w serwisie i nie palił wiele. Będę go miło wspominał, ale po Toyocie już chyba nie wrócę do europejskich samochodów. Niemniej podstawową zasadą, niezależnie od marki, jest zapobiegać a nie naprawiać. Kiedy widzę w warsztacie zaniedbane auta, "sznurkiem" powiązane to aż mi ich żal.
      A jeśli chodzi o ślimaki to wejście do szklarni zabezpieczyłem niebieskimi (kwiatami z kolcami ;)) granulkami. Ale wojna czasem przybiera charakter wojny totalnej, więc w grę wchodzą silniejsze argumenty. Na piwo ich nie zapraszam, bo wszystkie puby zdążą zamknąć nim dotrę w takim towarzystwie.
      Ha, ha, ha!!! Stateczna matrona!!! No boki zrywać. Ja, w wieku jezusowym, jeszcze miałem rok wolności (no, może nie całkowitej) przed sobą i wiele mi do stateczności brakowało. Co ja piszę?! Do stateczności to i jeszcze dzisiaj mi czasem brakuje, więc bardzo Cię proszę nie nadwyrężaj mi przepony. :) Zgoda, podlotkiem już nie jesteś, ale do matrony to jeszcze Ci sporo brakuje. :D I mógłbym tu pewnie Połówka na świadka powołać. :)
      Na zdjęcie profilowe proponuję Whoopi Goldberg. Będzie tak samo do Ciebie podobna a jednak już kobieta. :)
      Miłego weekendu.

      Usuń
    3. Piękne te wspomniane przez Ciebie modele, ale chyba ciut zbyt... sportowe jak na mój gust. I to obniżone zawieszenie - nie do końca jestem fanką. Tak naprawdę to najchętniej chyba kupiłabym SUV-a, bo mam już dość wykopywania auta ze śniegu i piasku ;)

      Mój brat jest fanem Passatów. Miał swojego przez długi czas i bardzo sobie chwalił. Prawie się załamał, kiedy w przypływie pomroczności zamienił go na Borę. Teraz buja się Mercem [najnowszy nabytek] i ponoć bardzo sobie chwali.

      Kwiaty z kolcami :) Haha. Widzę, Zielaku, że humor Ci dopisuje :) Możesz dodatkowo zabezpieczyć je "kolczatką" w postaci połamanych skorupek jaj. W końcu w miłości i na wojnie wszystkie chwyty dozwolone.

      Cóż począć, kiedy duchem jestem podlotkiem, a fizycznie stateczną matroną ;)

      A może zamiast Whoopi Shrek? W końcu sam zasugerowałeś, że mam warstwy :) No i byłby bardziej adekwatny.

      Usuń
    4. Już przestań, przestań. Shrek również jest rodzaju męskiego. A nie sądzę aby Połówek, po tylu wspólnych latach, nie zorientował się, że mu ladyboy kawę do łóżka przynosi. ;) Pozostańmy przy Goldberg, jeśli koniecznie chcesz być do siebie niepodobna.
      Fanem Passata bym siebie nie nazwał, jednak muszę się przyznać, że marne 130 KM niemieckiego diesla miało całkiem przyjemny moment obrotowy już w niskim zakresie obrotów silnika. A to jest to, co lubię. Dlatego tak okrutnie podobają mi się widlaste Yamahy o pojemności 1600ccm.
      SUVy jak na mój gust są nieco za duże do codziennego użytku, ale małżonka ma wierciła mi kiedyś dziurę w brzuchu, aby kupić Suzuki Jimny. Ja wtedy byłem zwolennikiem Volvo xc70 cross country (też z napędem na cztery koła).
      Ale wiesz jak jest, samochód dobiera się aby kolorem pasował do torebki. Reszta nie jest już taka ważna. :)
      Powodzenia w poszukiwaniach i trafnego wyboru życzę.

      Usuń
    5. Nie no, Prius zdecydowanie ładniejszy od tego paskudztwa Jimny'ego ;) Za bardzo przypomina mi Land Rovera Defendera, do którego też nie pałam sympatią. To Volvo też nie do końca w moim guście. Yamaha za to fajna. Swoją drogą, to całe wieki nie jeździłam na motorze. Ostatnio chyba w szkole podstawowej...

      Teraz to już sama nie wiem, czy będziemy sprzedawać auto. Mieliśmy niedawno okazję jeździć autem zastępczym, kiedy nasze rezydowało u mechanika, i powiem Ci, że po jeździe nim od razu doceniliśmy swoje :) Pojutrze mamy NCT, liczę na to, że przejdzie je od razu.

      Usuń
  2. Sokole Oko

    no wreszcie !!! ale się musieliśmy z Panem Zielakiem naczekać ! co za traktowanie czytelników no wiesz ...

    Co do wiosny to zgadzam się, że nigdy jej nie widać a potem nagle szastu prastu i jest. Nie wiadomo skąd i kiedy.

    Co do książek to ja spokojnie też wyrobię za "chwilę" zeszłoroczny limit. Strasznie się w kryminały wciągnęłam ale muszę chwilę przystopować bo czeka mnie egzamin z angielskiego a szczerze sobie mówiąc tego roku nie dałam z siebie za wiele. Chyba mam zmęczenie materiału.

    Eurowizję oglądam co roku obowiązkowo od czasów liceum. Czyli już baaaaaardzo długo. Można by rzec, że od czasów ABBY (ha ha ha ha) i co roku mam te samy co Wy z Zielakiem przemyślenia bo też obstawiam zwykle tych co do finału nie wchodzą lub tych co wejdą ale kryją tyły. W tym roku moim faworytem była Dania z wikingami (jakże przystojny rudzielec z błękitnymi oczami śpiewał jak by jeszcze miał dołeczki to gotowam do Danii lecieć za nim). W zasadzie też nie wiem po co to oglądam od tylu lat teraz to już chyba głównie dla docinków Pana Artura Orzecha ;)

    Po-zimowej nadwagi tego roku nie posiadam. Posiadłam takową po przejedzeniu kilogramów burgerów rok temu na wakacjach i skutecznie ją zbiłam zimą na rowerze. Zatem teraz mogę zakładać na tyłek jak najbardziej wzorzyste gacie poszerzające i nawet białe pogrubiające optycznie. No ale nie będę drażniła ...

    Co do auta to nie pomogę bo się nie znam. Nasze auto dogorywa od zimy pod blokiem i nie wiadomo czy sprzedać czy reanimować.

    A w podburzaniu jestem miszczem więc jak będziesz nadal się tak zachowywać i znikać to zrobię tu z Zielakiem większą zadymę. I też jestem badełej za zmianą profilowego fotosa może chociaż na damską wersję. Może być ta cała Goldberg :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę, proszę, toż to Naczelny Wichrzyciel we własnej osobie! Tak właśnie mi się wydawało, że kapitalnie nadawałabyś się na przywódczynię wiecu, a teraz sama mi to potwierdziłaś. Widać masz to we krwi.

      Kryminały są the best. Mało co mnie tak wciąga i relaksuje jak one. Tess jest tu mistrzynią, choć i ona ma na swoim koncie parę gniotów - mam tu na myśli głównie te powieści, które zawierają wątki romantyczne, ale zdaje się, że już kiedyś o tym rozmawiałyśmy i Ty też za nimi nie przepadasz. Ja teraz czytam "Peggy Sue Got Murdered".

      Rasmussen może nie do końca w moim guście, ale jest bardzo męski, co się ceni w dzisiejszych czasach. Enrique Iglesias mógłby pobierać u niego lekcje męskości :) Może gdyby zgolił albo chociaż nieco przyciął tę brodę, bardziej by się wpisał w moje kryteria ;) Lubię długie włosy, ale nie jestem fanką długich bród.
      Co się zaś tyczy piosenki, to ta od razu przypadła mi do gustu, a to nie zdarza się zbyt często. Ktoś jeszcze Ci się podobał?

      Nad wagą już pracuję. Odstawiłam wszystkie słodycze + pieczywo, przerzuciłam się ze smażenia na gotowanie na parze i efekty już są. Dalej powinno być już z górki, bo latem akurat uwielbiam zajadać się surowymi warzywami. Gorzej porą zimową. Niedługo chyba dorzucę też regularne treningi na moim "wieszaku" stacjonarnym, skoro tak sobie to chwalisz, no i na orbitreku. Trochę za dużo u mnie tego siedzenia przed komputerem, dlatego ruch jak najbardziej się przyda.

      W Twoim przypadku to nawet wskazane, żebyś okrywała swoje kształty neonowymi i jasnymi kolorami, bo jesteś tak drobna, że doprawdy można Cię nie zauważyć ;)

      Usuń
    2. Droga Sokole Oko,
      na Pana to cza mieć wygląd i pieniądze (look and money jak mawiają lokalsi) :D, więc proszę nie tytułuj mnie bo ani jednego ani drugiego u mnie nie uświadczysz. Ale zadyma, w tak zacnym celu, może liczyć na me wsparcie. ;)
      Powodzenia na egzaminie.

      Usuń
    3. Sokole Oko

      Zielaku - żartowałam z tym Panem. Wiedziałam, że nie każesz mi walić w tak oficjalne tony (ale nie wiedziałam, żeś brzydki i biedny :DDDD)

      No to będziemy teraz Taitę straszyć zadymą w razie długiej nieobecności. Przy czym sami uznamy jak długo jej ma nie być żebyśmy zaczęli burdę ;D

      Taito - krew mam szybko płynącą i nie stygnącą więc miej się na baczności. Tym bardziej, że Zielak się przyłącza ... :D

      Tess to już przeleciałam wszystko co mieli w bibliotece (prócz tych romansowych gniotów. Kilka trafiłam więc przebrnęłam ale teraz świadomie je omijam). O Pegi Su jeszcze nie słyszałam. Ciekawe czy jest już po polsku.

      Ja nie mam nic do brodaczy choć może aż takich z długimi brodami jak ZZ Top to bez przesady :)

      Na Eurowizji jeszcze mi się Niemcy podobały, Australia choć fałszowała i lubię też Rybaka cokolwiek śpiewa. Nasza piosenka w sumie też nie była zła ale im nie wyszła. Fałszowali.

      O tak, bierz wieszak w ruch i zobaczysz efekty :)

      Właśnie ubiłam deal spodenkowy heh. Na kolorowy szał.

      Usuń
    4. Oj tam, oj tam! Biedny to byłem kiedyś, zanim kupiłem słownik. Teraz jestem niezamożny. :) A czytając ów "bestseller" doszedłem do tego, że polubiłem eufemizmy. Dlatego nie czuję się brzydki a niepiękny. :D :D :D
      Miłego dnia.

      Usuń
    5. Sokole Oko

      No to zdecydowanie niezamożny i niepiękny brzmi lepiej :D w zasadzie do tej definicji wszyscy pasujemy i Ty i ja i nawet Taita kobieta o męskiej twarzy :DD

      Usuń
    6. O mało mi kawa nosem nie wyszła. :D :D :D "Taita kobieta o męskiej twarzy" ha! ha! ha! :) :) :) Jak dla mnie tekst miesiąca Ci się udał. Ciekawe co na to sama zainteresowana? Teraz to już będzie musiała zmienić foto.
      Zapowiadali na dzisiaj thunder storm i nic. Piękna, letnia pogoda.
      Miłego weekendu.

      Usuń
    7. Sokole Oko

      Jak widać jest nadal w szoku bo ona na to nic :D i w dodatku jakoś nie zmienia ... nie mamy siły przebicia :)

      Usuń
  3. Dzień dobry!

    Ty żyjesz!

    Zaintrygowała mnie Twoja "radiowa uroda", cóż ta metafora oznacza?

    Troszkę czuję się zawiedziona, ponieważ tak ostatnio mnie strofowałaś, że ja tu biorę się w garść, dbam o pewną regularność, a Ty całą wiosnę przezimowałaś w jaskini:P Mimo tego, że i ja stworzyłam sobie mur obronny z wielu pozycji książkowych...

    Całkiem niedawno oglądałam film o ratowaniu wielorybów, więc możesz być spokojna. Jestem całkowicie pewna, że do wieloryba Ci jeszcze daleko. Poza tym istnieje całkiem realne podejrzenie, że wagi w Irlandii działają wbrew grawitacji i pokazują całkowicie odjechane liczby. Mam pewne doświadczenie w tej kwestii:D

    Co ja bym dała za tydzień nad oceanem! Duszę diabłu bym sprzedała!

    Powodzenia w poszukiwaniu samochodziku życzę;)

    P.S. Liczę, że opiszesz ten pobyt nad oceanem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A witam, witam!

      Żyję, a jakże, i mam zamiar jeszcze trochę pożyć :)

      Radiowa uroda oznacza ni mniej, ni więcej, że jestem tylko odrobinkę ładniejsza od mitologicznej Meduzy, i że spokojnie można by mnie wziąć za siostrę Bazyliszka :)

      Przezimowałam, pełna zgoda, ale jednocześnie przyznałam się do winy, wykazałam skruchę i chęć poprawy. Czy to nie wystarczy, aby Wysoki Sąd spojrzał na mnie łaskawszym okiem i wziął pod uwagę okoliczności łagodzące? Hibernacja w jaskini była konieczna do przetrwania mojego gatunku.

      A skoro o wielorybach mowa, to ja z kolei czytałam wczoraj artykuł o tym, jak jeden z nich umarł niedawno w Tajlandii, bo najadł się plastikowych reklamówek. Kilkudniowa walka o jego życie skończyła się niepowodzeniem. Sekcja zwłok wykazała 8 kg plastiku w tym 80 reklamówek w jego żołądku :( Kolejna ofiara destrukcyjnego wpływu człowieka na środowisko.

      "Fausta" w szkole nie czytała? ;) Dramatu o zblazowanym doktorku, który sprzedał duszę Mefistofelesowi i dobrze na tym nie wyszedł. Nie popełniaj jego błędów, wszak w dzisiejszych czasach do pobytu nad morzem wystarczy parę dni urlopu i karta kredytowa. Rozumiem jednak Twoje ciągoty, bo sama odczuwam zew oceanu przez co taki pobyt robi mi wyjątkowo dobrze na psychikę i duszę :) Nie mogę się też doczekać, kiedy... odwiedzę wszystkie moje znajome konie! :)

      Dziękuję, przyda się, bo nie jest to łatwy i prosty zakup. Ciekawa jestem, czy Ty masz coś na oku. VW Beetle?

      Też na to liczę ;)

      Usuń