niedziela, 19 maja 2019

Niesamowite zamki króla Edwarda I: Caernarfon



Nie ma ani krzty przesady w stwierdzeniu, że zamek to współczesna chluba miasta Caernarfon. Oczywiście nie zawsze tak było, bo gdyby cofnąć się o kilkaset lat, do czasów średniowiecza, i zapytać ówczesnych, rodzimych mieszkańców tego walijskiego miasta o to, co sądzą na temat tej majestatycznej i pięknej budowli, wątpię byśmy usłyszeli choć jedno zdanie zawierające superlatywy. Na pewno nie od nikogo przy zdrowych zmysłach. Taki stan rzeczy absolutnie by mnie nie zdziwił, wszak w naturze uciemiężonych leży burzenie się przeciwko najeźdźcy próbującemu założyć nam kaganiec. 

Najeźdźcą - dokładnie tym był dla Walijczyków król Edward I, pomysłodawca projektu i pierwszy właściciel tej imponującej budowli słynnej dziś w wielu krajach. A jako że król ten był jednym z najbardziej walecznych angielskich władców, geny wojownika kazały mu sięgać po to, co sobie wymarzył. Nawet jeśli trzeba było to coś wydrzeć komuś przemocą. 

Jak wiemy, w miłości i na wojnie nie ma sentymentów, dlatego też król Edward I w sentymenty się nie bawił. Rozmiłowany w turniejach rycerskich, w których to zresztą radził sobie wyśmienicie, jako że był jednym z najlepszych rycerzy swoich czasów, zawsze sfokusowany na zwycięstwie - niczym chart goniący królika - lubił w walce być Goliatem a nie Dawidem z procą. Odważny, waleczny i zuchwały, nie miał żadnych oporów, by zmusić przeciwnika do ucieczki, a następnie gonić go przez ponad sześć kilometrów. To był człowiek, który potrafił obezwładnić i uśmiercić nasłanego na niego asasyna, mimo że ten ostatni zdołał go już solidnie dziabnąć zatrutym sztyletem. 

Dlaczego o tym piszę? By pokazać, że król nie lubił bawić się w półśrodki. Lubił ze swojego arsenału wytaczać największe działa. Zamek Caernarfon, którego budowa nieprzypadkowo rozpoczęła się po stłamszeniu ostatniego księcia niepodległej Walii, był właśnie takim "działem" na podbitą ludność. Miał onieśmielać i zarazem zniechęcać. Kastrować niepodległościowe zapędy rebeliantów. Dla samego króla zaś miał być to nie tylko symbol jego władzy i zwycięstwa, lecz także przyjemna rezydencja królewska. 



O ile Edwardowi I nieobce było ryzyko na polu walki, o tyle król z ostrożnością podchodził do budowy swoich zamków na walijskich ziemiach. Tutaj wolał nie eksperymentować, dlatego też za wzniesienie zamku w Caernarfon odpowiedzialny jest ten sam człowiek - sabaudzki geniusz wśród ówczesnych architektów, mistrz James z Saint George, który z powodzeniem nadzorował budowę kilku innych twierdz Edwarda I w Walii.  Zwiedziłam sześć z nich i każda czymś zachwycała, bardzo często spektakularnym położeniem. 

Z zamkiem Caernarfon jest podobnie. Nie jest on zachwycająco ulokowany na skraju klifu jak na przykład Criccieth Castle, ale strategiczne położenie nad rzeką Seiont, u ujścia do Cieśniny Menai, również jest malownicze. Co więcej, kiedy już wespniemy się na jedną z dziewięciu wież lub przespacerujemy się ufortyfikowanymi murami łączącymi wspomniane wieże, będziemy mieć doskonały widok na sielski krajobraz, w tym na urocze pagórki Snowdonii. 

Najlepsze widoki na miasto, a także na wybrzeże Północnej Walii rozciągają się z Eagle Tower  [Orlej Wieży].  Wieży, którą wzniesiono jako królewski "apartament" Edwarda I i jego żony. Wieloboczna Eagle Tower to w ogóle jest doskonały przykład na to, jaki wpływ miała na swego małżonka Eleonora Kastylijska i jaką miłością darzył ją król, albowiem zamek z trzema wieżyczkami, takimi właśnie, jakie ma wspomniana wieża, to symbol Kastylii, z której pochodziła Eleonora.  

Tu warto wspomnieć o samym małżeństwie Edwarda I i Eleonory Kastylijskiej. Jak na ówczesne czasy zdecydowanie było ono osobliwe. Dlaczego? Otóż jak wiemy z lekcji historii małżeństwa aranżowane już na wstępie są niejako skazane na porażkę, jak to na przykład miało miejsce w przypadku Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej. Tymczasem Edward i Eleonora zadali temu kłam. Ich związek miał ogromny potencjał do tego, by być jednym wielkim niewypałem.  Nie dość, że małżeństwo miało polityczne podłoże, zostało zawarte w celu zażegnania sporu o Gaskonię, a zatem z rozsądku, to na domiar złego sami zainteresowani byli niesamowicie młodzi. On miał piętnaście lat, ona jakieś trzynaście. Zapewne sami macie, albo znacie dzieci w tym wieku. Wyobrażacie ich sobie zawierających małżeństwo? No właśnie. To nie miało szansy się udać, a jednak się udało. 


Małżonkowie byli sobie wyjątkowo oddani, a ich związek udany. Eleonora zdecydowanie odstawała od wizerunku "kury domowej", której życie sprowadzało się do usługiwania mężowi i dzieciom. Z historycznych zapisków wyłania się obraz średniowiecznej kobiety sukcesu: bizneswoman z dobrym wykształceniem, z zamiłowaniem do literatury i podróży. Była harda, zdeterminowana i twarda. Rzadko odstępowała męża na krok [sceptycy powiedzieliby, że to pewnie dlatego Edward I nigdy jej nie zdradził, ani nie spłodził dzieci z nieprawego łoża], towarzyszyła mu w podróżach, a nawet w wyprawie krzyżowej. Nie była jednak powszechnie lubiana. Uważano ją za manipulantkę, za osobę pazerną i chciwą, w dodatku niezbyt interesującą się swoimi dziećmi.

Król jednak był jej oddany do tego stopnia, że kiedy zmarła, pogrążył się w żałobie, a następnie zarządził budowę dwunastu "krzyży Eleonory" dla upamiętnienia zmarłej. Wzniesiono je tam, gdzie odbywały się nocne postoje konduktu pogrzebowego, transportującego zwłoki królowej z Lincoln do Londynu. Eleonorę pochowano w Opactwie Westminsterskim [Edward dołączył do niej po swojej śmierci]. 

Choć kilka lat później król sprawił sobie nową żonę, zrobił to najprawdopodobniej dla umocnienia swojej dynastii. Bo choć z Eleonorą powołali na świat szesnaścioro dzieci, wiele z nich zmarło. Udało się przeżyć tylko pięciu córkom (a te, jak wiemy, nie miały aż takiego znaczenia jak męski potomek) i najmłodszemu synowi - Edwardowi II, którego to Eleonora urodziła właśnie tu, w 1284 roku, w jakimś prowizorycznym budynku, kiedy zamek Caernarfon był jeszcze placem budowy. To właśnie Edward II został w 1301 roku pierwszym angielskim księciem Walii, a w 1969 roku w zamku Caernarfon królowa Elżbieta uroczyście wręczyła insygnia koronacyjne swojemu młodziutkiemu synowi, Karolowi (temu od Lady Diany), czyniąc go tym samym kolejnym angielskim księciem Walii. 


Zamku w Caernarfon nigdy nie ukończono, mimo że tysiące robotników w pocie czoła pracowało długie lata nad jego budową. To w zasadzie i tak nie ma większego znaczenia, bo to, co przetrwało do naszych czasów i co zostało w międzyczasie podreperowane, było na tyle imponujące, by w nieco ponad 700 lat później mogło zostać wciągnięte na listę UNESCO. 


Taki oto prezent pozostawił Walijczykom król Edward I. Ten zły, ten obcy, ten wróg, ten najeźdźca i ten obiekt ich nienawiści w gruncie rzeczy wyświadczył najechanemu narodowi przysługę. Bo to dzięki tej warowni ruch turystyczny w mieście kwitnie. A Walijczycy słusznie korzystają z tego podarunku. Głupotą byłoby z ich strony zabicie tej tłustej gąski znoszącej złote jajka. Dzięki temu - w przeciwieństwie do durnych bohaterów bajki Ezopa - nie będą musieli pluć sobie w brodę, słuchając pieśni wyśpiewywanej przez wiatr: 
"Możesz nawet w małpim szale gęś co złote znosi jaje
Zabić, rozciąć, wybebeszyć, żeby w końcu się ośmieszyć."