Nie
ma ani krzty przesady w stwierdzeniu, że zamek to współczesna chluba miasta
Caernarfon. Oczywiście nie zawsze tak było, bo gdyby cofnąć się o kilkaset lat,
do czasów średniowiecza, i zapytać ówczesnych, rodzimych mieszkańców tego
walijskiego miasta o to, co sądzą na temat tej majestatycznej i pięknej
budowli, wątpię byśmy usłyszeli choć jedno zdanie zawierające superlatywy. Na
pewno nie od nikogo przy zdrowych zmysłach. Taki stan rzeczy absolutnie by mnie
nie zdziwił, wszak w naturze uciemiężonych leży burzenie się przeciwko
najeźdźcy próbującemu założyć nam kaganiec.
Najeźdźcą
- dokładnie tym był dla Walijczyków król Edward I, pomysłodawca projektu i
pierwszy właściciel tej imponującej budowli słynnej dziś w wielu krajach. A
jako że król ten był jednym z najbardziej walecznych angielskich władców, geny
wojownika kazały mu sięgać po to, co sobie wymarzył. Nawet jeśli trzeba było to
coś wydrzeć komuś przemocą.
Jak
wiemy, w miłości i na wojnie nie ma sentymentów, dlatego też król Edward I w
sentymenty się nie bawił. Rozmiłowany w turniejach rycerskich, w których to
zresztą radził sobie wyśmienicie, jako że był jednym z najlepszych rycerzy
swoich czasów, zawsze sfokusowany na zwycięstwie - niczym chart goniący królika
- lubił w walce być Goliatem a nie Dawidem z procą. Odważny, waleczny i
zuchwały, nie miał żadnych oporów, by zmusić przeciwnika do ucieczki, a
następnie gonić go przez ponad sześć kilometrów. To był człowiek, który
potrafił obezwładnić i uśmiercić nasłanego na niego asasyna, mimo że ten
ostatni zdołał go już solidnie dziabnąć zatrutym sztyletem.
Dlaczego
o tym piszę? By pokazać, że król nie lubił bawić się w półśrodki. Lubił ze
swojego arsenału wytaczać największe działa. Zamek Caernarfon, którego budowa
nieprzypadkowo rozpoczęła się po stłamszeniu ostatniego księcia niepodległej
Walii, był właśnie takim "działem" na podbitą ludność. Miał
onieśmielać i zarazem zniechęcać. Kastrować niepodległościowe zapędy
rebeliantów. Dla samego króla zaś miał być to nie tylko symbol jego władzy i
zwycięstwa, lecz także przyjemna rezydencja królewska.
O
ile Edwardowi I nieobce było ryzyko na polu walki, o tyle król z ostrożnością
podchodził do budowy swoich zamków na walijskich ziemiach. Tutaj wolał nie
eksperymentować, dlatego też za wzniesienie zamku w Caernarfon odpowiedzialny
jest ten sam człowiek - sabaudzki geniusz wśród ówczesnych architektów, mistrz
James z Saint George, który z powodzeniem nadzorował budowę kilku innych
twierdz Edwarda I w Walii. Zwiedziłam
sześć z nich i każda czymś zachwycała, bardzo często spektakularnym położeniem.
Z
zamkiem Caernarfon jest podobnie. Nie jest on zachwycająco ulokowany na skraju
klifu jak na przykład Criccieth Castle, ale strategiczne położenie nad rzeką
Seiont, u ujścia do Cieśniny Menai, również jest malownicze. Co więcej, kiedy
już wespniemy się na jedną z dziewięciu wież lub przespacerujemy się
ufortyfikowanymi murami łączącymi wspomniane wieże, będziemy mieć doskonały widok
na sielski krajobraz, w tym na urocze pagórki Snowdonii.
Najlepsze
widoki na miasto, a także na wybrzeże Północnej Walii rozciągają się z Eagle Tower [Orlej Wieży]. Wieży, którą wzniesiono jako królewski
"apartament" Edwarda I i jego żony. Wieloboczna Eagle Tower to w ogóle jest doskonały przykład na to, jaki wpływ
miała na swego małżonka Eleonora Kastylijska i jaką miłością darzył ją król,
albowiem zamek z trzema wieżyczkami, takimi właśnie, jakie ma wspomniana wieża,
to symbol Kastylii, z której pochodziła Eleonora.
Tu
warto wspomnieć o samym małżeństwie Edwarda I i Eleonory Kastylijskiej. Jak na
ówczesne czasy zdecydowanie było ono osobliwe. Dlaczego? Otóż jak wiemy z
lekcji historii małżeństwa aranżowane już na wstępie są niejako skazane na
porażkę, jak to na przykład miało miejsce w przypadku Henryka VIII i Katarzyny
Aragońskiej. Tymczasem Edward i Eleonora zadali temu kłam. Ich związek miał
ogromny potencjał do tego, by być jednym wielkim niewypałem. Nie dość, że małżeństwo miało polityczne
podłoże, zostało zawarte w celu zażegnania sporu o Gaskonię, a zatem z
rozsądku, to na domiar złego sami zainteresowani byli niesamowicie młodzi. On
miał piętnaście lat, ona jakieś trzynaście. Zapewne sami macie, albo znacie
dzieci w tym wieku. Wyobrażacie ich sobie zawierających małżeństwo? No właśnie.
To nie miało szansy się udać, a jednak się udało.
Małżonkowie
byli sobie wyjątkowo oddani, a ich związek udany. Eleonora zdecydowanie odstawała
od wizerunku "kury domowej", której życie sprowadzało się do
usługiwania mężowi i dzieciom. Z historycznych zapisków wyłania się obraz
średniowiecznej kobiety sukcesu: bizneswoman z dobrym wykształceniem, z
zamiłowaniem do literatury i podróży. Była harda, zdeterminowana i twarda.
Rzadko odstępowała męża na krok [sceptycy powiedzieliby, że to pewnie dlatego
Edward I nigdy jej nie zdradził, ani nie spłodził dzieci z nieprawego łoża],
towarzyszyła mu w podróżach, a nawet w wyprawie krzyżowej. Nie była jednak
powszechnie lubiana. Uważano ją za manipulantkę, za osobę pazerną i chciwą, w
dodatku niezbyt interesującą się swoimi dziećmi.
Król
jednak był jej oddany do tego stopnia, że kiedy zmarła, pogrążył się w żałobie,
a następnie zarządził budowę dwunastu "krzyży Eleonory" dla
upamiętnienia zmarłej. Wzniesiono je tam, gdzie odbywały się nocne postoje
konduktu pogrzebowego, transportującego zwłoki królowej z Lincoln do Londynu.
Eleonorę pochowano w Opactwie Westminsterskim [Edward dołączył do niej po
swojej śmierci].
Choć kilka lat później król sprawił sobie nową żonę, zrobił to
najprawdopodobniej dla umocnienia swojej dynastii. Bo choć z Eleonorą powołali
na świat szesnaścioro dzieci, wiele z nich zmarło. Udało się przeżyć tylko
pięciu córkom (a te, jak wiemy, nie miały aż takiego znaczenia jak męski
potomek) i najmłodszemu synowi - Edwardowi II, którego to Eleonora urodziła właśnie
tu, w 1284 roku, w jakimś prowizorycznym budynku, kiedy zamek Caernarfon był
jeszcze placem budowy. To właśnie Edward II został w 1301 roku pierwszym
angielskim księciem Walii, a w 1969 roku w zamku Caernarfon królowa Elżbieta
uroczyście wręczyła insygnia koronacyjne swojemu młodziutkiemu synowi, Karolowi
(temu od Lady Diany), czyniąc go tym samym kolejnym angielskim księciem Walii.
Zamku
w Caernarfon nigdy nie ukończono, mimo że tysiące robotników w pocie czoła
pracowało długie lata nad jego budową. To w zasadzie i tak nie ma większego
znaczenia, bo to, co przetrwało do naszych czasów i co zostało w międzyczasie
podreperowane, było na tyle imponujące, by w nieco ponad 700 lat później mogło zostać
wciągnięte na listę UNESCO.
Taki
oto prezent pozostawił Walijczykom król Edward I. Ten zły, ten obcy, ten wróg,
ten najeźdźca i ten obiekt ich nienawiści w gruncie rzeczy wyświadczył
najechanemu narodowi przysługę. Bo to dzięki tej warowni ruch turystyczny w
mieście kwitnie. A Walijczycy słusznie korzystają z tego podarunku. Głupotą
byłoby z ich strony zabicie tej tłustej gąski znoszącej złote jajka. Dzięki
temu - w przeciwieństwie do durnych bohaterów bajki Ezopa - nie będą musieli
pluć sobie w brodę, słuchając pieśni wyśpiewywanej przez wiatr:
"Możesz
nawet w małpim szale gęś co złote znosi jaje
Zabić,
rozciąć, wybebeszyć, żeby w końcu się ośmieszyć."
Wygląda na to, że Młot na Szkotów miał też i drugie oblicze. Kto by pomyślał, że twardziel z filmu Gibsona potrafił tak bardzo kochać? Ależ te mury są majestatyczne. Przepiękny zamek. Wysforował się na pierwsze miejsce zamków Edwarda, w mojej klasyfikacji zamków opisanych i obfotografowanych przez Ciebie. A swoją drogą to Elka musiała się sporo nadreptać za nim, żeby nie miał okazji jej zdradzić. Toż w takim zamku sprawdzić czy ulubiony koń dostał obroku i zapalić papierosa to pewnie ze dwie godziny mogło zająć. :)
OdpowiedzUsuńNa to wygląda :) Myślę też, że często tak właśnie jest z mężczyznami - na pierwszy rzut oka wydają się twardzielami, których mało co może wzruszyć i rozczulić, a dopiero na łonie rodzinnym wychodzi z nich ich romantyzm, czułość i wrażliwość. Dlatego nie bardzo dziwi mnie to czułe oblicze Edwarda. Bardziej to, że byli tak udanym i trwałym małżeństwem.
UsuńAch, jakże miło czytać takie słowa :) Cieszę się, że twierdza przypadła Ci do gustu. Masz zatem o czym marzyć i wiesz już, gdzie pojechać na wakacje ;)
Rozległe zamczysko, masz rację, trzeba się trochę nadreptać. Ale jaką kondycję oni musieli mieć! Wiesz, ile w tych wszystkich wieżach i wieżyczkach jest schodów? Chodakowska przez cały rok ćwiczeń na stepperze tylu nie pokona, co ja tamtego dnia w czasie zwiedzania ;)
Imponujący zamek, widoki wspaniałe, choć tylko na zdjęciach. Być tam, widzieć to na włąsne oczy, poczuć wiatr na twarzy... to musiało być wspaniałe przeżycie.
OdpowiedzUsuńHistoria króla ciekawa... cóż, wielcy wojownicy nigdy nie byli kochani przez podbijany lud.
Oczywiście, że tak. Wiadomo, że na żywo jest jeszcze lepiej, bo bodźce są dużo mocniejsze. Mieliśmy szczęście, że przez cały pobyt w Walii pogoda nam sprzyjała [nie licząc jednego gwałtownego, ale dość krótkotrwałego oberwania chmury...], mieliśmy więc idealne warunki do podziwiania pejzaży. Chce się tam wracać. Tak bardzo chce!
UsuńSokole Oko
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia, piękne miejsce i historia jak zawsze ciekawa i wnikliwie opisana :) a u mnie dziś o pałacach których nie zobaczyłam ;)
Ależ mi słodzisz! ;) Dziękuję za dobre słowo, dobra kobieto :)
UsuńA wiesz, że natchnęłaś mnie do przejrzenia przewodnika po Portugalii? Już wiem, co będę przeglądać, leżąc w łóżku :)
Dobry Wieczór!
OdpowiedzUsuńOkazałe zamczysko! Ciekawa jestem ile czasu zabrało Wam zwiedzanie go. A zaraz po tym jak wspomniałaś o królowej Elżbiecie zaczęłam się zastanawiać czy byłaś gdzieś w pobliżu pałacu, w którym rezyduje? Swoją drogą miło z jej strony, że ona podniosła rangą rodzące się dziewczynki i teraz nie tylko już męski potomek się liczy najbardziej. Co o tym myślisz?
Miłej niedzieli Taito.
No dzień dobry!!!
UsuńWłaśnie sprawdziłam. Byliśmy tam jakiejś półtorej godziny, ale powiem Ci szczerze, że nie czytałam wszystkich tablic informacyjnych i nie oglądałam wszystkich filmików, bo gdybym to zrobiła, to pewnie siedziałabym tam co najmniej dwa razy dłużej. Skupiałam się głównie na widokach, a mniej ciekawe rzeczy jak np. muzeum traktowałam po macoszemu.
Odpowiadając na Twoje pytanie - ja nie byłam, ale Połówek był parę lat temu.
A co o tym myśleć? Dobra zmiana. Oczywiście, że jestem przeciwko faworyzowaniu męskich potomków. Nie żyjemy w średniowieczu, a kobiety już dawno temu udowodniły, że potrafią być równie dobrymi naukowcami, lekarzami, politykami, prawnikami etc co mężczyźni. Trzeba tylko dać im szansę, a nie zamykać w kuchni na krótkim łańcuchu, wmawiając im przy tym, że do niczego innego się nie nadają.
Dziękuję i wzajemnie. Całkiem fajna niedziela :) Ładna i słoneczna, tylko wiatr ciut za mocno wieje na dłuższe siedzenie w ogródku. Ale przynajmniej pranie schnie w okamgnieniu!
Również nie czytam nigdy wszystkich tablic. Jakoś mnie to nudzi, chociaż być może zakrawa na ignorancję.
UsuńKiedyś słyszałam, że mężczyzna kobietę zamyka w kuchni, kiedy nie wie co z nią robić w innym miejscu;-)
U nas ciepło, bardzo ciepło! I moje pranie również wyschło! :-)
Nikt ich chyba nie czyta ;) Rzadko kiedy trafiam na tablice informacyjne, które mnie interesują i zachęcają do uważnego czytania.
UsuńA to nie jest czasem tak, że ci, którzy by najchętniej zamykali kobiety w kuchni, traktują je też przedmiotowo pod względem seksualnym?
Wiwat pranie suszące się na świeżym powietrzu! :)