sobota, 8 stycznia 2011

Warto obejrzeć: "W Imię Ojca"

Kolejnym filmem, o którym chciałabym dziśwspomnieć kilka słów, jest „In the Name of the Father” [„W Imię Ojca”] -produkcja znakomitego irlandzkiego reżysera Jima Sheridana. Film liczy sobiejuż kilkanaście lat, lecz, co mnie czasami zaskakuje, dla wielu osób ciąglejest on zupełnie nieznany. Moim zdaniem warto byłoby to zmienić.

 

Nie lubię i nie umiem pisać recenzji,postaram się jednak zachęcić Was do obejrzenia tego filmu. Nigdy nie wiem, copowinnam napisać, a czego nie zawierać w tekście, by nie popsuć komuśprzyjemności oglądania. Zatem ograniczę się do napisania, że fabuła filmuukazuje przejmującą historię Gerry’ego Conlona, młodego złodziejaszka zBelfastu, który zostaje niesłusznie oskarżony o udział w zamachu bombowym wangielskim mieście Guildford.

 

Piszę o tym filmie nie tylko w kontekścieIrlandii. „W Imię Ojca” chciałabym polecić nie tyle miłośnikom Zielonej Wyspy,lecz przede wszystkim osobom ceniącym dobre i ambitne kino. Sheridan stworzyłfilm, który ukazuje widzowi historię wprost absurdalną. Historię, która zawszeprzywodzi mi na myśl oniryzm, Franza Kafkę i jego „Proces”. Ta opowieść doskonalemogłaby posłużyć jako kanwa do nowego surrealistycznego dzieła literackiegoKafki.

 

Jest jedna ważna rzecz, o której należywspomnieć: historia ukazana w „In the Name of the Father” to historia napisanaprzez życie. To absurdalny autentyk, jeśli mogę się tak wyrazić. Coś, co nigdynie powinno było się wydarzyć, ale się wydarzyło i zniszczyło życie wieluludzi. Kiedy się słyszy o tego typu wydarzeniach, na usta najczęściej cisną sięsłowa wyrażające brak wiary. Bo takie rzeczy dzieją się zazwyczaj w świeciefilmu i książki. A tymczasem życie pokazuje, że jest zupełnie nieprzewidywalne,że absurdalne i niedorzeczne sytuacje spotykają zwykłych ludzi, których częstogłówną winą było to, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednimczasie. To właśnie przytrafiło się Gerry’emu. Bo choć był on w pewnym sensiebłaznem i drobnym rzezimieszkiem, nie zasłużył na to, co go spotkało. Nie byłwyzuty z ludzkich uczuć i odruchów, co doskonale widać w drugiej części filmu.Miał niezbyt fajny pomysł na swoje życie, ale miał też prawo spędzić swenajlepsze lata egzystencji w inny sposób. Zamiast tego zmarnował je wwięzieniu. Padł ofiarą chorego systemu policyjno-sądowego. Został kozłemofiarnym. Ofiarą wojny politycznej rozgrywającej się między Irlandią a Anglią.

 

„W Imię Ojca” cenię nie tylko za dobrąrobotę Sheridana i za zgrabną fabułę. Nie wiem, jak jest w Waszym przypadku,ale w moim dodatkowej przyjemności z oglądania filmu dostarcza mi moja ulubionaobsada. Aktorstwo w „In the Name of the Father” stoi na wysokim poziomie, aaktorzy słusznie dostali nominacje do Oscara. Daniel Day-Lewis wcielając się wGerry’ego po raz kolejny udowodnił swój kunszt. Emmę Thompson – grającą paniąadwokat - uwielbiam. Gdyby moje nauczycielki angielskiego miały akcent i barwęgłosu Emmy, dobrowolnie zwiększyłabym sobie liczbę lekcji. Angielka spisała siędobrze, podobnie zresztą jak Pete Postlethwaite [o którym ostatnio było głośnoz powodu jego śmierci], wcielający się w rolę poczciwego staruszka, ojcaGerry’ego – kolejnej ofiary chorego systemu. Dobrze wypadł kolejnyprzedstawiciel brytyjskiej szkoły aktorskiej, Gerard McSorley. Ten facet doskonalesprawdza się w rolach bastardów i typów spod ciemnej gwiazdy. W innychkreacjach aktorskich jest dobry, ale nie aż tak przekonujący i sugestywny. 

 

Co jeszcze rzuca się w oczy i uszy w czasieprojekcji filmu? Kilka naprawdę fajnych scen i dialogów oraz klimatycznaścieżka dźwiękowa – doskonałe uzupełnienie filmu. Piosenka „You Made Me the Thief of Your Heart" w wykonaniu Sinéad O'Connorciągle i niezmiennie powoduje u mnie gęsią skórkę. Podobnie zresztą jak „In theName of the Father” w wykonaniu Bono i Gavina Friday. Muzyka w tym filmiezdecydowanie pełni rolę wisienki  natorcie.

 

Obejrzyjcie, naprawdę warto. 

32 komentarze:

  1. wstyd przyznac, ale mimo ze film juz najnowszy nie jest, to do tej pory go nie obejrzalam. zbieram sie do tego juz dobrych kilka lat i na postanowieniach sie konczy zawsze.moze jak pokoncze wszystko, to wtedy rozejrze sie za filmem. pozdrawiam taito, znowu sniegu nasypalo, fuj.

    OdpowiedzUsuń
  2. mój Lu widział ten film kilkakrotnie i też uważa, że jest bardzo dobry ... ja nie widziałam ale to zmienię :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Una, jest tyle naprawdę dobrych i ambitnych filmów, że nic dziwnego, iż niektóre nam umykają. Nie sposób obejrzeć wszystkie. Mam nadzieję, że wygospodarujesz kiedyś dwie wolne godziny i oglądniesz ten film. Warto go znać chociażby po to, by zobaczyć, jak wielka machina policyjno-polityczna potrafi przemienić życie człowieka w piekło. Ile razy oglądam ten film, tyle razy kręcę z niedowierzaniem głową, bo ciężko mi uwierzyć, że taka sytuacja miała kiedyś miejsce. U mnie też biało, ale i słonecznie. Właśnie posprzątałam dom na błysk i relaksuję się przy kubku kawy :) Miłego weekendu. Jeśli wypali Ci plan z Glasgow, to życzę udanej podróży :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniecznie, Polly, koniecznie, szczególnie, że nie tylko ja twierdzę, iż jest bardzo dobry :) Mam w swojej filmotece mnóstwo filmów, ale ten chyba był najczęściej przeze mnie oglądany. Co ciekawe widziałam go już chyba około dziesięciu razy, a mimo to jestem pewna, że za jakiś czas znów go obejrzę. Tak już mam. Rzadko oglądam telewizję, ale czasami nachodzi mnie ochota na jakieś dobre kino, więc idę do salonu, przeglądam moją kolekcję filmową i coś z niej wybieram. To dobry sposób na relaks. Oglądając już raz widziany film przynajmniej mam pewność, że się nie rozczaruję. Bo z kinem różnie bywa. Kilka tygodni temu wybraliśmy się na "Turystę" i muszę przyznać, że film mnie rozczarował. Owszem, oglądało się go łatwo i przyjemnie, ale to nie było to, czego oczekiwałam. Pozdrawiam serdecznie z białej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja bym znowu obejrzala ten film, ktory kiedys mi przeslalas. tytulu nie pamietam, ale to historia o dwoch chlopcach z Irlandii.ten film powinnas zareklamowac. mialam kupic dvd i jakos odkladalam i odkladalam i zapomnialam. a teraz bym sobie wlaczyla.to jest przeuroczy film i chyba pojde jutro zobaczyc, czy przypadkiem nie ma go w sklepie jeszcze.do Glasgow nie jade, zapadalo i problemy komunikacyjne:) do wiosny pewnie bede musiala zaczekac;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spokojnie, wszystko w swoim czasie :) Jest wiele bardzo dobrych irlandzkich lub brytyjsko-irlandzkich produkcji, które wypadałoby tutaj zareklamować. Przyjdzie na nie pora, jako że raz na jakiś czas zamierzam wrzucać tutaj recenzje ciekawych filmów czy też książek [to rzadziej]. No i muszę się pochwalić, że zaczęłam czytać dwie irlandzkie książki :) "Mickybo i ja" jest kapitalny :) Za jakiś czas go zareklamuję :) Mam już nawet napisaną recenzję :) Naskrobałam ją kilka miesięcy temu i tak jakoś wyszło, że jeszcze jej nie opublikowałam. Jak wiele innych postów w tym cykl o Starym Kopiuchu ;)Ach, ta irlandzka zmienność aury. Ranek był piękny, bo słoneczny. Wyniosłam zatem moje dywaniki do ogródka, żeby je wytrzepać i przewietrzyć. Zostawiłam je, zapomniałam no i deszcz mi je zalał, bo piękne oberwanie chmury mieliśmy. Silly me ;) Glasgow nie ucieknie ;) A pogoda potrafi namieszać, dlatego na razie nie planuję żadnych podróży oprócz wspomnianego wylotu do Polski, ale to dopiero pod koniec marca :) Wtedy pogoda powinna być już ustabilizowana.

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam ten tytuł doskonale i sama nie wiem skąd, ale filmu nie widziałam... Jest na seans24.pl i właśnie rozpoczynam projekcje ;) Napiszę więc dłuższy komentarz, kiedy już obejrzę. Obym tylko nie musiała używać rękawa. Pozdrawiam!PS: Mam nadzieję, że dostałaś maila i kiedys na niego odpiszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Ola - Mama Adasia8 stycznia 2011 16:08

    Widzialam i zgadzam sie z recenzja. Swoja droga to bylo juz dosyc dawno i moze nadszedl czas na kolejny powrotke. Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
  9. Pełnoletnia, uniżenie proszę o wybaczenie :) Maila oczywiście dostałam, ale nie miałam czasu odpowiedzieć na niego - zapowiada się dłuższa historia. Nowy rok zaczął mi się niezwykle pracowicie i dopiero teraz - w weekend - nieco odetchnęłam. Co do "W Imię Ojca" to ja już niejeden rękaw zasmarkałam ;)A Ty lepiej powiedz, czy obejrzałaś film i czy przypadł Ci do gustu :) Jestem ciekawa Twojej opinii :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czemu nie? To jeden z tych filmów, które można oglądać wiele, wiele razy. Ja lubię do niego powracać co jakiś czas. Cieszę się, że Ci się podobał i że Cię tutaj widzę :)Pozdrawiam z ośnieżonej Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj, słyszałam o tym filmie i chciałam oglądnąć, ale za nic nie potrafiłam go znaleźć...Pozdrawiam z nawiedzonej odwilżą i chodnikami skutymi lodem Polski:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bezimienna, jeśli jeszcze nie widziałaś tego filmu, to masz okazję to zmienić :) W jednym z wcześniejszych komentarzy Pełnoletnia podała namiary strony, na której można obejrzeć ten film on-line. Trzeba tylko się tam zalogować. Wiadomo, że lepiej oglądać na telewizorze [większy komfort, szczególnie jeśli ma się duży rozmiar ekranu], ale zawsze jest to jakaś opcja :) Pozdrawiam ze słonecznej i białej wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej : ) Jeżeli choć trochę lubisz podróże , serdecznie zapraszam Cie na www.podroznicy.fora.pl . Liczymy na twoją obecność :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Taito i wszystkiego dobrego w Nowym Roku!! Zamierzam w koncu odp na Twojego ostatniego maila:)ale wiesz jak to czasem jest z tym pisaniem:)Co od tego tytulu, to rowniez tez film bardzo lubie!! :) historia faktycznie jest tak absurdalna, ze az sie w czlowieku cos gotuje jak pomysli o tym co musieli przejsc jej bohaterowie:/a tak z zupelnie innej beczki irlandzkeigo kina, ogladalas film "Once"? jesli tak, to czy sie Tobie podobal? bo mnie bardzo:)zwlaszcza, ze znam taki Dublin:)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie widziałam tego filmu, ale poszukam w internecie, mam nadzieję, że znajdę. Zachęciłaś mnie swoją recenzją.Pozdrawiam ciepło Taitko :))

    OdpowiedzUsuń
  16. Witaj, Luizo :) Spokojnie poczekam na maila :) I tak mam teraz urwanie głowy w pracy i mało czasu dla siebie, więc nie wiem, kiedy będę mogła na niego odpowiedzieć. Tak, widziałam "Once" już jakiś czas temu i muszę przyznać, że miło mi się go oglądało. W ogóle lubię oglądać filmy nakręcone w miejscach, które znam. To dodaje smaczku :) A "Once" uważam za miły, pozytywnie nastrajający, wyciszający i naprawdę klimatyczny. Piękna muzyka! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Miledo, w jednym z powyższych komentarzy jest adres strony, na której można obejrzeć "W Imię Ojca" on-line. Pozdrawiam serdecznie z ośnieżonej wyspy :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Chyba rzeczywiście powinienem obejrzeć, wiem że film widziałem, ale mam taką pustkę w głowie, że kompletnie nic nie pamiętam, wydaje mi się, że ktoś siedzi w więziennej celi, ale o co chodzi...???dr Woland.

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo dobrze, ze skrobniesz czasami o filmach. Przebicie sie przez hollywoodzka kurtyne jest trudne i juz prawie zapomnialam o tym, ze kino europejskie pisze sie przez duze K. Ostatnio powtorzylam maraton filmow Herzoga, uff, a teraz jak widze kolej na twoja propozycje. Nie trace czasu na opery mydlane ale i tak tutejszej kinematografii jest tyle, ze czasu brakuje aby tylko te lepsze tytuly ogladac. Dziekuje poprzednikom za wskazowki, o taki internet to lubie!Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  21. wpadnij do mnie odebrać wyróżnienie ;D

    OdpowiedzUsuń
  22. Obejrzę go na pewno! Pomimo tej pierwszej depresji ;) To nawet nie chodzi o tematykę, tylko o coś, czego sama nie potrafię wyjaśnić. Ale obejrzymy go razem z Tygrysem, bo on lubi takie filmy. I wtedy dam znać. Na maila czekam cierpliwie i naprawdę, nie czuj się poganiana.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ataner, miłego oglądania. Mam nadzieję, że nie będziesz rozczarowana!

    OdpowiedzUsuń
  24. Wolandzie, nie jest tak źle z Twoją pamięcią! Jeśli chodzi o mnie, to jest to jeden z tych filmów, które mogę oglądać wiele razy. To film na poziomie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że nie każdemu może przypaść do gustu.

    OdpowiedzUsuń
  25. O, proszę, a to niespodzianka :) I jak? Podzielisz się swoimi wrażeniami? Ps. Dzięki za maila z nowymi namiarami :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Pełnoletnia, nic na siłę, jeśli znów się do niego zniechęcisz, to trudno ;) Wiem, że pewnie wolałabyś oglądać coś w stylu "Waking Ned" ;) Wczoraj miałam ochotę ponownie go obejrzeć, ale ostatecznie zajęłam się czym innym. A mail już wysłany :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Polly, jest mi niesłychanie miło! Bóg zapłać :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Dzięki Taitko:)

    OdpowiedzUsuń
  29. A ja lubię Twoje recenzje, pamiętam tą "Moja lewa stopa", oglądałam potem ten film (dzięki Twojej rekomendacji) i byłam bardzo zadowolona. Tego też będę szukać. W taki jesienno-zimowy czas zwykle nadrabiamy z K zaległości filmowe, wiosna i lato zarezerwowane są na spacery i wycieczki ponieważ zimą nie bardzo lubię podróżować, na nartach nie jeżdżę. PozdrawiamP.S. Jesteś gdzieś na filmwebie?

    OdpowiedzUsuń
  30. Droga Taito,odczułem nieodpartą potrzebę rekomendowania Ci dwóch zgrabnych filmików. Choć przypuszczam, że już je widziałaś.Pierwszy z nich nakręcił Sheridan (a jakże), dokładnie pomiędzy "Lewą stopą" a "W imię ojca". Rzecz nosi tytuł "The Field". Taka nieco antyczna tragedia w realiach Irlandii lat 30-tych. W obsadzie plejada gwiazd: Richard Harris, John Hurt i Sean Bean. Fenomenalny film!Druga, to z kolei dziełko zaangażowanego politycznie Angola - Kena Loacha. Nie, nie chodzi mi o "Wind That Shakes The Barley" (choć też był niezły). Tytuł brzmi: "Hidden Agenda". Nakręcony w 1990, zaangażowany thriller polityczno-kryminalny, a akcja dzieje się w Ulsterze. Może nie arcydzieło, ale dosyć ciekawy.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  31. Witaj, Kocie! Bardzo mi miło widzieć Cię tutaj ponownie :) Mniemam, że jesteś tym samym Kotem, który skomentował mój post o górach Wicklow :)No, ale do rzeczy :) Pierwszy film - "The Field" - widziałam już jakiś czas temu. Podobał mi się, a jego zakończenie było chyba najlepszą częścią całego filmu. Nie wiem, czy wiesz, ale teraz w Dublinie wystawiana jest sztuka "The Field". Jeśli się nie mylę to w Olympia Theatre. Strasznie, ale to strasznie mnie kusi, by ją zobaczyć. Drugiego filmu nie widziałam, za to "Wiatr buszujący w jęczmieniu" jest mi doskonale znany. Zresztą, tak prawdę powiedziawszy, znam bardzo wiele irlandzkich produkcji - ten temat mnie po prostu interesuje. Z wielką przyjemnością oglądam tutejsze kino, ale nie każdy film polecam na blogu i recenzuję :) Czasem brak ochoty, czasem czasu ;)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  32. O, proszę! Nie wiedziałam, że oglądałaś "Moją Lewą Stopę", albo wiedziałam i zapomniałam. Bardzo się cieszę, że ten film przypadł Ci do gustu. Jest niezmiernie poruszający, ale i dający do myślenia. "W Imię Ojca" powinno być łatwiej zdobyć niż "MLS". Zresztą, zawsze możesz go obejrzeć on-line. Adres strony internetowej przewinął się w jednym z komentarzy.Ps. Jestem. Jak nie zapomnę to się ujawnię ;)

    OdpowiedzUsuń