poniedziałek, 14 marca 2011

Półwysep Iveragh i irlandzkie dolce vita

Kiedydotarliśmy do Półwyspu Iveragh, odetchnęłam z ulgą. Po dwóch dniach spędzonychna peryferyjnym Dingle narodziła się we mnie głęboka potrzeba kontaktu zcywilizacją. Półwysep Dingle, choć niewątpliwie uroczy, w pewnym momencie mnieprzytłoczył. Patrzyłam na potężne góry, nieprzyjazne rolnikom ziemie,bezbrzeżny ocean, sporadycznie rozrzucone chatki i… chciałam stamtąd uciec.Zatęskniłam za moim hrabstwem, które w porównaniu z Dingle wydało mi się oazązieleni na pustyni.

  

NaPółwyspie Iveragh poczułam, że jestem wśród cywilizacji, że znów nawyciągnięcie ręki mam wszystkie dobra. Tu miałam to, czego mi brakowało: licznesklepy, budynki państwowe, domy, ludzi, a do tego równie piękne pejzaże.Szukałam jakichś oznak życia i tu je znalazłam. Wreszcie znów mogłam wsłuchiwaćsię w głośno bijące serce ożywionego miasteczka.

  

PółwysepIveragh leży na zachodnim krańcu Zielonej Wyspy w niezwykle malowniczymhrabstwie Kerry. Dalej na zachód jest już Ocean Atlantycki. Kerry jest wysokocenione nie tylko przez rodzimych mieszkańców, lecz także przez turystów,którzy ściągają tutaj z różnych stron świata.

  

Latemgłówne miasteczka hrabstwa Kerry ożywają i zamieniają się w mini tyglenarodowe. Ulice wypełniają ludzie o różnym pochodzeniu, kolorze skóry, mówiącyw różnych językach. Najczęściej zaopatrzeni w plecaki i wygodne obuwietrekkingowe. Są też tacy, którzy wolą przemieszczać się na rowerach lubsamochodami. Ten ostatni środek transportu daje największe możliwości.

  

Wciągu jednego dnia można objechać cały półwysep słynną Pętlą Kerry. Trasa jestniezwykle widokowa i, co najważniejsze, nie jest monotonna. Prowadzi przez góryi jeziora, wije się wśród zatoczek, pagórków i urwisk. Dostarcza pozytywnychemocji, dumnie demonstruje szalenie nostalgiczne zakątki Irlandii.

  

Oczywiścienajlepiej byłoby zostać w tym hrabstwie znacznie dłużej, by móc rozsmakować sięw jego uroczych wioskach i miasteczkach. Ludność Kerry doskonale zdaje sobiesprawę z atrakcyjności ich hrabstwa. Region ten jest tak mocno nastawiony naturystykę, że nie sposób tego nie zauważyć.


 

Charlie Chaplin


Gdybymmusiała wybierać pomiędzy półwyspem Dingle a Iveragh, chyba wybrałabym tendrugi. Bo to właśnie tam znajduje się uroczy Park Narodowy Killarney, to tam sąpiękne jeziora, łagodne wzgórza wyłożone zielonym aksamitem. Uwielbiam półwysepIveragh właśnie za te góry i jeziora, za jego małe, ale niezwykle żywe miastaKenmare i Killarney. Uwielbiam go za panującą tam atmosferę. Atmosferę radości,zabawy i beztroski. Za irlandzkie dolce vita.

  

Charakterystycznymakcentem miasta Killarney są konie zaprzężone w małe dwukółki. Tuż obok nichstoją właściciele zwani „jarveys”. Irlandczycy. Czasem relatywnie młodzi,czasem dawno już mający za sobą swoją pierwszą młodość. Czasem gadatliwi, mniejlub bardziej zadbani, czasem z twarzami zdradzającymi słabość do napojówwyskokowych. Mniej lub bardziej natrętni. Zawsze jednak chętni, by za całkiemniemałą opłatą zabrać turystę na przejażdżkę bryczką po okolicy.

 

  urocza Molly i jej właściciel


Imy daliśmy się skusić jednemu z nich, choć na początku sceptycznie podchodziłamdo tego pomysłu. Być jednak w nastrojowym Killarney i nie skorzystać z usługtutejszego woźnicy – to po prostu nie przystoi. Tak więc zasiedliśmy na„naszej” dwukółce chyboczącej się przy wsiadaniu i wysiadaniu. Okryliśmy nogiciepłym pledem podanym nam przez woźnicę i ruszyliśmy w drogę. Do wodospaduTorc. Wodospad przeciętnej urody, widziałam ładniejsze, za to wrażenia z jazdycałkiem ciekawe. W pierwszych minutach nie mogłam powstrzymać panicznegośmiechu. Bawiła mnie ta cała sytuacja: podskakująca bryczka, wolno truchtającąMolly, urocza kobyłka naszego „jarveya” i mały wężyk samochodów ciągnących sięza nie spieszącą się, nie zważającą na ruch Molly. Dla tych wspomnień, dlauśmiechu Połówka, dla naszego woźnicy i jego wiernej towarzyszki warto byłowydać te trzydzieści euro.

  wodospad Torc


Killarneyto taka skarbonka bez dna. Skarbonka, do której turyści hojnie wrzucają datki.Ale przede wszystkim urocza i warta zachodu skarbonka. Warto się tam udać.Warto wybrać się na rejs łodzią po tamtejszych jeziorach, bo skąd będziemy miećlepszy widok na ich urodę, jeśli właśnie nie z łodzi? Tamtejsze widoki, spacerypo wzgórzach, charakterystyczny klimat miast, to wszystko warte jest swojejceny i każdego przejechanego kilometra. To jeszcze jeden region wyspy, którytchnie romantycznym mistycyzmem. Pokochałam tamtejsze strony w momencie, wktórym je ujrzałam. Wiem, że będę tam wracać.

23 komentarze:

  1. ~pełnoletnia14 marca 2011 16:21

    Ale miałam nosa, zaglądając dziś do Ciebie :) Ring of Kerry to nasza wymarzona, ale pozostająca wciąż w strefie marzeń, podróż. Taki mięliśmy plan, żeby właśnie w tym roku pojechać do Kerry i do Szkocji. To drugie być może w tym roku odpadnie, ale mam nadzieje, że uda nam się odwiedzić Kerry :) A z tego, co piszesz, opłaca się tam jechać :) Mięlismy wybrać się ze znajomymi, ale chyba przyjedzie nam podróżować tylko we trójkę, ale wiesz co, moze to i dobrze ;) Życzę miłego tygodnia i przede wszystkim cudownego Dnia Świętego Patryka :) Ja właśnie wyciągam z szafy zakurzone, trójkolorowe peruki i zielone kapelusze i wybieram się w czwartek na paradę w naszym miasteczku :) Tylko, że podobno ma sypnąć śniegiem... Dziś jechała przez nasze miasto cieżarówka wypełniona po brzegi solą... Zaczynam mieć złe przeczucia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, właśnie jutro wyposażony w plecak i wygodne obuwie trekkingowe jadę do Kerry. A Ty młoda damo, o ile pamięć mnie nie myli, miałaś dzielić się siedmioma sekretami...

    OdpowiedzUsuń
  3. No ba! Jasne, że opłaca się tam jechać. W county Kerry zakochałam się od pierwszego wejrzenia, tak samo w hrabstwie Cork. Jedźcie koniecznie, tylko zabierzcie ze sobą sporą sakiewkę, by móc skorzystać z usług "jarveysów" ;) Kto wie, może nawet spotkacie "naszą" Molly i jej pana :) Dla mnie ten region Irlandii jest niewyobrażalnie romantyczny i nastrojowy. Pomimo tego, że w Kenmare i Killarney zazwyczaj nie brakuje turystów, nie przeszkadza mi to. A tłumów nie znoszę. Dla tamtych okolic warto się czasami poświęcić. A ja się jeszcze miotam - sama nie wiem, co będę robić w czwartek. Oczywiście mam kilka pomysłów, ale co z tego wyjdzie, to jedna wielka zagadka. Śniegu nie chcę! Ja już wystawiłam moje kwiatki na parapet - nie chcę ich znowu trzymać w domu. Trzymaj się ciepło :) I pisz na blogu. Dużo i często :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty się lepiej nie odzywaj ;) Nie za dobrze Ci? Dopiero co wróciłeś z taaaakiej wyprawy i znów ruszasz w teren? Zazdroszczę!! Ja będę gnić w pracy. Hmm, sekrety będą w swoim czasie. Obawiam się jednak, że Ciebie Michałku już niczym nie zaskoczę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam o pięknie Killarney w przewodniku i początkowo myliłam je z miejscowością nieopodal Dublina, której nazwy do dziś nie potrafię wymówić, podobno ma tam swoją rezydencję Bono. Czasami mam wrażenie, że Irlandia ma niemal same piękne miejsca. Pozdrawiam z coraz cieplejszej Polski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Killiney - Killarney faktycznie może się mylić. Killiney jest bardzo ładne, lubię tam zaglądać. A do Killarney koniecznie musisz kiedyś zawitać. Naprawdę warto. U mnie też coraz bardziej wiosennie. Choć straszą jeszcze śniegiem! Dasz wiarę?

    OdpowiedzUsuń
  7. To ciekawe gdzie ja umieściłam komentarz??? Pisałam rano, wchodzę teraz a tu nie dość, że nie ma odp to jeszcze nie ma komentarza:/Kusisz Irlandią, kusisz... Każdy wpis przybliża mi Twój kraj zamieszkania. Ale nadal na pierwszym miejscu Donegal ;)Wpadłam przy okazji poinformować o nowym "adresie". www.kobiecatorebka.wordpress.comZapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. O, proszę, nic do mnie nie dotarło. Czasami tak się zdarza. Ja też teraz miałam problem z opublikowaniem komentarza na Twoim nowym blogu. Wysłałam go i nic. Kiedy ponownie próbowałam opublikować, pojawił się komunikat, że wykryto duplikat. Tego typu problemy mam często u mojego blogowego kolegi, Cwirka. Domyślam się, że niestety nie zawsze będę mogła u Ciebie komentować. Lubię Donegal [to uroczy kawałek wyspy], ale Kerry jest mi bliższe. Poza tym mam strasznie daleko do Donegalu, co przekłada się na rzadkie wizyty w tamtych stronach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Na wordpressie jest takie ustawienie, że każdy komentarz musi być moderowany przez amina bloga. Zmieniłam to i teraz powinno hulać normalnie. Także spokojnie możesz komentować.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki za kolejny ciekawy post - czytam prawie regularnie:)zapraszam skromnie na mój codziennik z Indonezjihttp://www.yellowlittleduck.com/i pozdrawiam z Javy

    OdpowiedzUsuń
  11. faktycznie uroczy zakątek :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Po fotorelacji nasuwa mi sie mysl, ze dla kazdego cos milego w tym zakatku czeka na turyste. Sa zamki, jeziora i wodospady. Moze przez ta roznorodnosc wiele rodzin moze tam jechac razem bez obawy o nude jednego z czlonkow wycieczki. Takie dobrze zorganizowane logistycznie miejsca uatrakcyjniaja miejsce. Ladnie tam i popatrze sobie jeszcze przez chwilke i pomarze o wakacjach.

    OdpowiedzUsuń
  13. Fałszywy alarm, jak się okazało :) Widziałam, że komentarz się opublikował, więc jest ok :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piotrze, dzięki za zaproszenie. Ps. Wszyscy wiemy, że "prawie" robi różnicę ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Potwierdzam. Myślę, że przypadłby Ci do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Słuszne spostrzeżenia, Ataner. Właśnie tę różnorodność cenię w tamtych stronach :) To jest nie tylko bardzo plastyczny i malowniczy region, lecz także bardzo zróżnicowany. Byłam tam już trzykrotnie i za każdym razem się nie nudziłam. I co więcej, z chęcią zawitałabym tam ponownie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Przyznaję bez bicia (a wstyd mi się przyznać koleżanko! ;-), że dopiero po kilku zdaniach uświadomiłem sobie, że Półwysep Iveragh to Ring of Kerry! :-))) Rzadko używana jest ta nazwa, wszyscy jadą na Pętlę Kerry a nie na Płw. Iveragh. Rzeczywiście jest on piękny, ma mnóstwo ciekawych miejsc do zobaczenia i jednodniowa po nim podróż jest stanowczo za krótka na penetrację, Oczywiście można to zrobić ale będzie to raczej takie na chybcika... Co do głębokiej sakiewki, no cóż zależy kto, za co i gdzie wydaje bo np. można zaoszczędzić na spaniu, można nie kupować pamiątek, można mieć swoje jadło a jedynie za wstępy płacić no i oczywiście za benzynę (chyba, że znajdą się piechurzy/rowerzyści). Napisałaś też wyżej, że znacznie bardziej cenisz sobie Kerry od Dingle, że jest tłoczniej i ruchliwiej. Ja sam nie wiem, wydaje mi się chyba, że jednak Dingle choć oczywiście zbyt krótko byłem w tych miejscach. Świetnie Taita, dzięki za relację, mam nadzieję, że zdopinguje mnie to do pisania bo wielkimi krokami zbliża się nowy sezon a w mojej głowie siedzą jeszcze wyprawy z ostatniego...pozdrowionka z przepięknego wczoraj i dzisiaj z aury miasteczka, w którym mieszkam!

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie ma się czego wstydzić, Ćwirku :) Nazwa "półwysep Iveragh" faktycznie jest najczęściej zastępowana "pętlą Kerry". Lubie jednak tę pierwszą nazwę. Jakaś taka nastrojowa i melodyczna jest :) I chyba bardziej tajemnicza niż pętla ;)Napisałam, że chyba wybrałabym półwysep Iveragh, a nie Dingle. Prawda jest taka, że wybór jest bardzo trudny, bo to są bardzo malownicze zakątki Irlandii. Z tym, że - tak jak pisałam - po dłuższym pobycie w Dingle, zaczęłam nabierać jakiejś "depresji". Bardzo fajnie tam było, ale zaczęłam szukać większego kontaktu z cywilizacją. Odludzia mnie męczą na dłuższą metę. A co do pieniędzy, to oczywiście dla chcącego - albo biednego w tym wypadku ;) - nic trudnego. Można zaoszczędzić na wszystkim: spożywać przywieziony ze sobą prowiant, spać pod namiotem / w samochodzie / albo pod chmurką, nic nie kupować, tyle tylko, że to nie będzie miało zbyt dużego uroku. Bo żeby m.in poznać klimat danego miejsca, trzeba spróbować się w nie wtopić. A pojechać na Półwysep Iveragh, nie zwiedzić zamku Ross, nie przejechać się bryczką, nie popłynąć na rejs, to wielka strata. Ale wiadomo: każdy urządza sobie urlop pod siebie :) Mnie by nie zadowoliło takie oszczędzanie na wszystkim. U mnie też ostatnio było ładnie, choć wczorajszy poranek był strasznie mglisty. Mam nadzieję, że pogoda dopisze dzisiaj, bo żal byłoby moknąć na paradzie. No i czekam z niecierpliwością na te Twoje relacje :) Faktycznie powinieneś się pospieszyć, bo nowy sezon w zasadzie już się rozpoczął i nowe przygody czekają na wróbelsa :) Do dzieła, Ćwirku :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Masz rację, w końcu znamy się jak łyse konie ;). Niemniej spragniony jestem kompromitujących historii, grzechów młodości i soczystych sekretów. A podczas gdy Ty świętować będziesz dzień Paddiego, ja będę gnił w pracy. I w weekend też. Sniff

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale bym sie taka dorozka przejechala! Zakatek ten wydaje sie byc uroczy. My wybieramy sie iedlugo na Dingle, jeszcze nic konkretnego, ale zarys planu juz jest. Ale mowisz, ze polwysep Iverragh lepszy? W Kilarney mieszkala kiedys nasza znajoma, niestety my nigdy tam nie dotarlismy. Jest tyle miejsc w Irlandii gdzie chce sie wybrac! Teraz bylismy na Loop Head w Co. Clare, pustkowie niesamowite, ale tam mi to pasowalo. Podchodzi sie do klifow a w kolo zywego ducha! Nie to co na Moherowych klifach!

    OdpowiedzUsuń
  21. Ha! Czyli jednak jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie. Bo wiesz, Michałku, jakby Ci to powiedzieć... wyobraź sobie, że ja mam długi, czterodniowy weekend. Co ja zrobię z taką ilością wolnego czasu? ;) Myślałam, że to jakiś dłuższy urlop w Kerry :) Kolega spragniony jest grzesznych tajemnic Taity :) A ja już Ci mówiłam, że grzeczną dziewczynką byłam. Więcej grzechów popełniłam w dorosłym życiu niż w nastoletnich latach ;) A skoro mam już te cztery dni wolnego, to pewnie spłodzę jakiegoś posta o tych sekretach :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Lusin, tak naprawdę ciężko mi powiedzieć, który półwysep jest ładniejszy. Obydwa są bardzo malownicze, ale ja chyba jednak mam większy sentyment do Iveragh. Dingle na dłuższą metę zaczęło mnie nieco przytłaczać. Co nie zmienia faktu, że bardzo chętnie tam kiedyś wrócę. Dorożkarzy pełno w Killarney :) Choć ich usługi nie należą do najtańszych, uważam, że warto zaszaleć i pozwolić sobie na małą wycieczkę zaprzęgiem konnym :) To dodaje smaczku całej wyprawie :) A jak tam u Ciebie obchody dnia świętego Patryka? Byłaś na paradzie? Ja tak, ale chyba nie zdążę już wrzucić dzisiaj zdjęć. Zobaczę. Na razie potrzebuję chwili wytchnienia, bo jestem nieco zmęczona. Nawet nie zdążyłam przeglądnąć zrobionych fotek, a trochę ich mam... Chyba ok 200 sztuk. Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  23. ~Wirtulandia.pl25 marca 2011 09:21

    Publikuj swoje teksty u nas - w Czasopiśmie tworzonym przez wszystkich Czytelników.Promuj swój blog albo pisz anonimowo.Docieramy do wszystkich.

    OdpowiedzUsuń