niedziela, 22 kwietnia 2012

Atrakcje hrabstwa Galway : zamek Aughnanure

 


Niepozorną drogą podjechaliśmy na dość obszerny parking w zacisznej okolicy. Nie ociągałam się z opuszczeniem auta. Po pierwsze dlatego, że ciało miało już dość siedzącej pozycji wymuszonej poprzez dość długą jazdę samochodem. Po drugie do głosu doszedł zew natury. Nieopodal parkingu był zamek Aughnanure, a ja chciałam jak najszybciej znaleźć się na jego dziedzińcu. Wysiadając z auta wymieniłam przyjazny uśmiech z turystką w sąsiednim samochodzie i bez ociągania ruszyłam przed siebie. „Jaka przyjemna okolica” – to była jedna z moich pierwszych myśli.


  


Idąc wzdłuż nastrojowo szeleszczącej rzeki Drimneen, wśród drzew i krzewów, poczułam, że to będzie jedna z tych wycieczek, które na długo zapisują się w pamięci. Intuicja – tak to się chyba nazywa. Ścieżka szybko przeszła w niezbyt szeroki trakt prowadzący prosto do zamkowej bramy.


  


Moją uwagę na chwilę odwróciła tabliczka z napisem ancient yew tree, podpowiadająca przypadkowemu przechodniowi, że właśnie mija niemego świadka wydarzeń rozgrywających się tutaj przez długie setki lat. Drugiego takiego już się tutaj nie znajdzie. Rosnący przede mną cis był smutnym dowodem na to, że natura czasami nie ma szans w starciu z człowiekiem. On ma nad nią często przewagę – nawet jeśli tylko pozorną – a ona jest bezradna niczym małe dziecko. 


  


Ofiarą ludzkich rąk padło bogate skupisko cisów pospolitych rosnących niegdyś w pobliżu zamku. Cis, ukochany totem Celtów, święte drzewo otaczane przez nich wyjątkową czcią, znalazło uznanie także w oczach średniowiecznych społeczności. Szybko doceniono jego niewątpliwe zalety. Jakość tego surowca posłużyła do wyrobu szerokiego wachlarza asortymentu narzędzi codziennego użytku, jak również broni. Cisy szybko przerobiono na włócznie, trzonki do sztyletów, kufle, podłogi, misy i łuki. Nie przetworzono tylko tego jedynego okazu – ostatniego Mohikanina z rodziny cisowatych. Po urodzajnym niegdyś kompleksie tych drzew pozostała nazwa Aughnanure wywodząca się od irlandzkiego achadhna-Iubhar. The field of the yews. Cisowe pole.


 


 


 


Dla niezbyt spostrzegawczego turysty zamkowe wnętrze będzie przedstawiało się niezbyt ciekawie. W tej sześciokondygnacyjnej wieży z XVI wieku nie ma praktycznie mebli, sporo jest natomiast tablic informacyjnych obszernie opisujących różne ciekawostki związane z zamkiem.


  


Ci, którzy znają angielski i nie mogą narzekać na brak wyobraźni, będą mogli we własnej głowie stworzyć wizję tego, jak mogło wyglądać tutaj życie kilka wieków wstecz. Z pewnością nie można byłoby przypisać im zbyt aromatycznych zapachów [wiadomo, że higiena w średniowieczu ciągle pozostawiała wiele do życzenia], bez problemów można by było powiązać je z różnymi odgłosami: nastrojowymi dźwiękami wydobywającymi się z harf, krzykami rannych, rżeniem koni, cichymi pogawędkami haftujących kobiet, czy chociażby głośnymi rozmowami przy suto zastawianych stołach, gdzie zagryzano mięsiwo, popijano whiskey, wino, maślankę i miód pitny.


  


Małe okna, strzelnicze otwory w murach i grube ściany twierdzy może nie dostarczały zbyt komfortowych warunków życia klanowi O’Flaherty, były za to niezastąpione w pełnieniu funkcji obronnej. Twierdza odgrodzona od świata dwoma murami obronnymi wyposażonymi w bastiony była pełna życia, mimo że nie oferowała luksusów. Wykuwano tu broń, robiono tarcze, ostrzono miecze, uprawiano hazard, siłowano się, tańczono, opracowywano strategie walk, wymierzano sprawiedliwość rzezimieszkom.


  


Na zewnętrznym dziedzińcu po południowej stronie zamku warto zwrócić uwagę na pozostałości po sali bankietowej. Nie był to budynek tak mocno ufortyfikowany jak wieża, był za to zdecydowanie bardziej komfortowy i przyjazny do życia. Chętnie tu ucztowano, a niewygodnych gości pozbywano się w dość szybki i niespodziewany sposób – poprzez zapadnię w podłodze. Nieszczęśnicy wpadali bezpośrednio do podziemnej rzeki przepływającej tuż pod salą.


  


Takie położenie sali bankietowej przyczyniło się nie tylko do zagłady wielu pechowców, lecz także zrujnowało budynek, kiedy to zawalił się naturalny łuk, na którym opierała się konstrukcja. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności przetrwały ruiny ściany z dwoma ładnie zdobionymi oknami i do dziś można podziwiać płaskorzeźbę zdominowaną przez motywy bujnych kiści winogron – dowodu potwierdzającego zamiłowanie właścicieli zamku do krwistoczerwonego trunku.




  




Zamek ma bardzo fajną lokalizację, która niegdyś odgrywała ogromną rolę strategiczną. Wzniesiono go na skalnym półwyspie, na bardzo niskim klifie, pod którym można dostrzec niewielkie jaskinie. Bezpośrednie sąsiedztwo rzeki Drimneen umożliwiało zatem zaopatrywanie zamku łodziami w przeróżne artykuły, a zarazem stanowiło naturalną linię obrony. To, w połączeniu z bartyzanami na wysokości trzeciej kondygnacji, flankowanymi murami, bastionami, otworami strzelniczymi w murach, morderczą dziurą i machikułami, czyniło Aughnanure Castle warownią ciężką do zdobycia. Na przykładzie tego zamku można by było spokojnie objaśniać poszczególne elementy architektoniczne typowe dla  ufortyfikowanych twierdz.  


  


Zanim opuściłam zamkowe mury, pochyliłam się chwilę nad księgą gości. Przejrzałam tylko kilka kartek tej grubej książki pamiątkowej, by utwierdzić się w przekonaniu, że moje odczucia zostały podzielone przez innych zwiedzających. Różne rzeczowniki znalazły się w rubryce „narodowość” – od Irlandczyków, Amerykanów, przez Francuzów, Walijczyków, aż do Szwedów, Australijczyków i Słowaków – ale komentarze były niemalże takie same: Awesome! Great! Fabulous! Cool! Lovely! Well preserved. Brilliant! Interesting.


  


Wychodząc, czułam się nie tylko w pełni usatysfakcjonowana tym, co zobaczyłam, ale także nieco oszukana przez przewodniki po Irlandii – bo żaden z nich nie opisuje zamku szerzej. Albo bardzo skąpo wydziela mu się kilka linijek opisu, albo też całkiem pomija. A przecież zamek Aughnanure jest jedną z najwspanialej zakonserwowanych wież mieszkalnych w całej prowincji Connaught.


  


Gdybym po powrocie do domu usłyszała od kogoś pytanie: how was your day off?, bez wahania odpowiedziałabym, cytując jednego z moich ulubionych bohaterów filmowych: Energetic! Pełen energii, dobrych wrażeń, bardzo pozytywny. Mimo, że tamtego dnia spędziliśmy w samochodzie jakieś pięć godzin. I jeśli ktoś z Was jakimś cudem zastanawia się teraz, czy warto było, równie stanowczo odpowiadam: głupie pytanie! 


  

24 komentarze:

  1. Wspaniałe miejsce. Jeśli chodzi o wyobraźnię Droga Taito to nie muszę sobie wyobrażać. Posiadam przyjaciela, który uczestniczy dziś, w XXI wieku w życiu średniowiecznym, ratuje nasze rodzime zamki i wspiera różne takie akcje. Świetna sprawa. Jakże mnie uszczęśliwiłaś swoim powrotem i wiadomością:)Dobrego wieczoru niedzielnego:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam wszelkie budowle warowne, od ostrokołem otoczonych osad poprzez wszelkie średniowieczne zamki po dziewiętnastowieczne forty i dzisiejsze bunkry. W moim rodzinnym mieście udostępniono zwiedzającym, jakiś czas temu, forty broniące wejścia do portu. Też ładne i ciekawie opisane a z tego co czytam czasem w necie, posiadające pokaźną już kolekcję eksponatów. Taaaak... Ale nie są to zamki średniowieczne.A ten, który właśnie zaprezentowałaś, jest wspaniale zachowany. Na prawdę piękny zabytek. Owszem, mieszkanie w nim w wiekach średnich nie było pewnie tak komfortowe jak w dzisiejszych domach, nie tak ciekawe życie jak dzisiaj, opieka medyczna też pewnie szwankowała, ale jakiś urok musiało posiadać. Na pewno posiadało, bo skąd by się wzięły takie zastępy ludzi, którzy przebierają się w średniowieczne stroje (często samemu je robiąc), i żyjący po kilka tygodni w roku z rodzinami w namiotach lub drewnianych chatach na wszelkiego rodzaju festiwalach. Choćby Grunwald, Wolin, Drohiczyn, Byczyna, Wałbrzych, Golub-Dobrzyń żeby wymienić tylko kilka i w samej Polsce. Jakiś urok takiego życia był, jednak po obejrzeniu produkcji Mela Gibsona, doszedłem do wniosku, że życie w średniowieczu miało urok dla nielicznych raczej. I wbrew temu co twierdzą wszelkie wróżki i jasnowidze spoglądający w przeszłość, nie mogliśmy wszyscy być księżniczkami, książętami i rycerzami w poprzednich życiach. Tak więc zdecydowana większość społeczeństwa tylko w zbawieniu po śmierci mogła widzieć plusy życia w średniowieczu.Jednak zwiedzanie zamków, dotykanie kamieni z których budowano je i otaczające dziedzińce mury obronne powoduje we mnie jakąś niewytłumaczalną tęsknotę. Za czym? Nie wiem. Może za nieco powolniejszym upływem czasu. Może za Bogiem, którego co raz trudniej spotkać w codziennym biegu od obowiązku do obowiązku ze stoperem w ręku... Któż zgadnie?Tak Taito, takie miejsca warto odwiedzać i warto o nich czytać. Pewnie warto też spędzić w nich więcej czasu ale to towar strasznie deficytowy w dzisiejszym świecie.Wiosna nie rozpieszcza nas w tym roku, więc z niecierpliwością czekam na poprawę pogody i wiosenną wycieczkę do ogrodów Johnstown Castle.Pozdrawiam i dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre zdjęcia, ciekawa okolica :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyobraziłem sobie te haftujące kobiety (biedaczki) i jakoś mi to nie licowało z dostojeństwem zamku :) Notabene ładna okolica i całkiem przyzwoita ruinka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyobrażam sobie. Piękne zamczysko. Gdyby te ruiny umiały mówić to pewnie każdy kamień opowiedziałby swoją historię.Alina.

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie bardzo przyjemne miejsce :) A jednak dalej na onecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No, jasny gwint, to kolejne fajne miejsce, gdzie się spóźniłem- zamykali i zapraszali na jutro. No i oczywiście, jutro nie nadeszło nigdy i czeka na swoją kolej. I muszę Ci powiedzieć, że wywołałaś we mnie uczucie nostalgicznej tęsknoty za okolicami Galway, które leży zupełnie nie po drodze do niczego, przynajmniej dla mnie. No chyba, że się wybiorę do Connemary, ale wtedy szkoda będzie mi czasu na Galway.Ale czymże jest ten zamek, wobec zamku Termonfeckin?! Położony w otoczeniu stacji benzynowej i kilku wspaniałych okazów irlandzkiej XXI- wiecznej architektury wiejskiej, aż się prosi o zbadanie tajemnicy powstania. Kto i dlaczego wpadł na ten obłędny pomysł? Czy był to szalony hodowca chomików, nad którym zbuntowane gryzonie przejęły kontrolę? Być może tego nie dowiemy się już nigdy, ale warto tam dojechać, warto by choćby zatankować na pobliskiej stacji benzynowej samochód do pełna i z dumą ogłosić: tak, byłem, widziałem, to ukryta perła architektury szalonej i nonsensownej (z ang. Crazy Nonsense Architecture). Pozdrawiam z okolic tego dziwu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozumiem, że przyjaciel demonstruje Ci, jak to wszystko się odbywało w średniowieczu ;) A fajny z niego koleś? Nie szuka czasem dziewczyny? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zielaku, bardzo podoba mi się to, co napisałeś. Zdecydowanie podzielam Twoją pasję do zamków, ale to już pewnie dawno zauważyłeś.Nie chciałabym żyć w średniowieczu, współczesność bardziej mi odpowiada, ale gdybym miała czapkę niewidkę i mogła z niej skorzystać, to chętnie postałabym sobie gdzieś na uboczu i na własne oczy przekonała się, jak to wtedy było. Mimo wszystko to był ciekawy okres w dziejach ludzkości. Pogoda - u mnie przynajmniej - nie była do tej pory zła. Dziś za to jest okropna. Czuję się tak, jakby to był jakiś zimowy dzień - wichura, zimno, ponuro, strach wychylać nos za drzwi. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za obszerny i ciekawy komentarz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki, Ewo. W okolicy nie brakuje innych atrakcji.

    OdpowiedzUsuń
  11. Pendragonie, chyba za bardzo poniosła Cię wyobraźnia ;) Swoją drogą, zastanawiam się, ilu osobom skojarzyło się to właśnie w taki sposób :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Idę o zakład, że w większości byłyby to historie z dreszczem. Zamek bardzo przypadł nam do gustu. To niby tradycyjna wieża mieszkalna, jakich pełno na wyspie, a mimo wszystko inna i interesująca.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest znaczna poprawa, więc nadal tutaj piszę. Nie wiem jednak, jak długo tu zostanę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeśli macie korzystną cenę za diesla, to ja chętnie zapełnię swój siedemdziesięciolitrowy zbiornik paliwa :) Przyda się na wyjazd w okolice Galway, bo też się stęskniłam za tamtymi stronami. Oj tam, oj tam. Wyszydzany przez Ciebie zamek ma "corbelled roof", dach wykonany ciekawą metodą - nachodzących na siebie kamiennych płyt. I chociażby dlatego jest wart uwagi :)Do mojej listy powodów przemawiających za wypadem do Termonfeckin dopisuję jeszcze stację paliw ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Taito! Ja tu o urokach średniowiecza a Ty...;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Do tego zmierzam, jeden z przekazów głosi, że ta ciekawa metoda budowania dachów, to zachcianka zbuntowanych chomików. Ale powodów do przyjazdu jest dużo: Tu jest naprawdę ładnie, choć akurat nie w samym Termonfeckin, lecz odrobinę na północ- od Clogherhead do Annagassan jest kawał przepięknego wybrzeża z jednym z najpiękniejszych pejzaży na wschodzie. Na korzystne ceny diesla nie licz, nawet jeśli się trafią nieco niższe, to na 70 litrach fortuny nie zrobisz.-Woland.

    OdpowiedzUsuń
  17. a ja też :) O urokach w pełnym tego słowa znaczeniu :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam w tamtych stronach kilka zamków do "zaliczenia", więc wycieczka jest tylko kwestią czasu. Dzięki za cynk, Wolandzie. Poszukałam trochę informacji na temat wspomnianych przez Ciebie miejscowości i muszę powiedzieć, że bardzo zainteresował mnie sierpniowy Annagassan Viking Festival. Mam nadzieję, że będę wtedy w Irlandii i uda mi się pojawić na tej imprezie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeśli nie sierpień i Annagassan, to połowa lipca i Clogherhead Prawn Festival- żre się krewetki i przeciska w tłumie, dla którego przygotowano festyn z występami scenicznymi i konkursami, jak bicie rekordów Guinessa w tym i owym. Jest fajna restauracja, gdzie można zjeść smacznie i miło (choć dość drogo), lecz podczas festiwalu wszystko będzie zarezerwowane, o dziwo, nierzadko przez miejscowych, którzy AKURAT WTEDY przypominają sobie o tym miejscu (poza sezonem z powodu braku klientów, restauracja jest nieczynna). Z zamkami tutaj krucho, oprócz twierdzy chomika w Termonfeckin, najbliższe coś, co przypomina zamek, jest gdzieś koło Dundalk (kilka nieprzesadnie wielkich ruin, które są dla mnie na tyle mało pociągające, że nawet nie chce mi się sprawdzać, jak się nazywają). W Dunany jest zapuszczona posiadłość prywatna, wygląda mi na XIX wieczną, ale nie mam info, wlazłem tam kiedyś wbrew informacjom, że to prywatne, dziki ogród w stylu angielskim od dawna nie pielęgnowany oraz okazały dom, zamieszkały przez właścicielkę. W kierunku Dublina, najbliższy znany jest i Tobie Ardgillan Castle obok Skeeries.-Woland.

    OdpowiedzUsuń
  20. Aż tak dużo jest tych amatorów krewetek? Trochę zniechęca mnie wizja tych tłumów. To coś, czego naprawdę nie znoszę. Mam nadzieję, że impreza z Wikingami nie jest aż tak oblegana. Sąsiednie hrabstwo Down obfituje w interesujące mnie ruiny. Kiedyś urządzę sobie wycieczkę ukierunkowaną na te wszystkie zamki: zaczynając od twierdz nad Carlingford Lough [Greencastle i Narrow Water Castle] przez Dundrum Castle, Jordan's Castle, Kilclief, Strangford, a kończąc na Audley's Castle :) Już się nie mogę doczekać! Oczywiście moim priorytetem będzie wspomniany już pałac w Termonfeckin :) Specjalnie dla Ciebie będę musiała rozwiązać tę zagadkę z chomikami ;) Skerries lubię za fajny klimat i urocze wiatraki. Ardgillan Castle również przypadł mi do gustu. Piękna okolica, ale zamku nie zwiedziłam, bo już było za późno na oprowadzanie.

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetna miejscówka tego zamku! Wszędzie zielono, drzewa, lasy - na prawdę uroczo. Jeszcze to słońce sprawia, że chciało by się do tych Twoich fotek wskoczyć. Zamek rzeczywiście, zachowany w dobrym stanie, wiesz sama jakie potrafią być zamki w Irlandii - ten nie ma się czego wstydzić.Fajnie, że wróciłaś. Z tym tekstem miałaś prawdziwe wejście smoka!pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Przesympatyczny komplement, dzięki :) Oj, doskonale wiem, co masz na myśli. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w moim zamkowym portfolio około 3/4 sfotografowanych obiektów stanowią ruiny.

    OdpowiedzUsuń
  23. Och, nie wyobrażasz sobie jak niesamowite mam czasem skojarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Mam niewielkie wyobrażenie - zauważyłam, że masz m.in. nietypowe poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń