poniedziałek, 13 maja 2013

Szukając morskich klimatów w Howth


w drodze do Howth


Kalendarzowe irlandzkie lato zawitało na wyspę pierwszego maja, a już trzy dni później przyniosło ze sobą swoje pierwsze błogosławieństwo pod postacią ‘święta bankowego’, zwanego w narzeczu tubylców bank holidayem. Długo na to czekałam. Z jednej strony radość mnie rozpierała na tę okoliczność, z drugiej wyłaniał się strach o to, że kapryśna pogoda popsuje mi plany. Bo jak głosi jedno z praw Murphy’ego, albo hasło przewodnie pesymistów [niepotrzebne skreślić]: jeśli coś może się nie udać, to na pewno tak się stanie.



Od trzech dni wolnego może się niektórym poprzewracać w głowie, a od trzech słonecznych dni to już w ogóle można zwariować i skakać ze szczęścia niczym po wypiciu soku z gumijagód. W moim przypadku ryzyko związane ze zwariowaniem było podwójne. Coraz bardziej zaczęłam nabierać obaw, że jeśli w ten weekend nie ruszę się gdzieś poza wydeptaną trasę dom-praca-dom, to po prostu eksploduję. Zainaugurowanie mojego prywatnego sezonu turystycznego nieco mi się przesunęło w czasie, a zarazem dało mi w kość.



W dniu zaplanowanej przeze mnie wycieczki wstałam wcześnie rano i chyżo pobiegłam do komputera, by sprawdzić prognozę pogody. Z duszą na ramieniu zerknęłam na mapę Irlandii i tylko obowiązująca jeszcze cisza nocna powstrzymała mnie przed krzyknięciem: I don’t believe it!* Prognoza okazała się bardziej niż satysfakcjonująca. Pogratulowałam sobie wieczornej zmiany planów z Into The West na Into The East, bo na wschodzie – jak to zwykle bywa - miało być ładniej i cieplej.




Dublińską Zatokę umiłowałam sobie już dawno, a każdorazowa wizyta w tym miejscu tylko potwierdza moje odczucia. Tym razem również nie było inaczej. Howth, uroczy półwysep, położony na północnym-wschodzie od Dublina, oferuje nie tylko doskonałe widoki, ale także atrakcje. Piętnastokilometrowa odległość od centrum stolicy wyspy [kolejka DART dociera tu w niecałe pół godziny] czyni to miejsce niezwykle przystępnym i atrakcyjnym dla dublińczyków pragnących chwilowo uciec od zgiełku miasta. Zresztą nie tylko dla nich.




Howth najprawdopodobniej nie zagwarantuje nam pustych ulic, ale na relaks i dobrą zabawę raczej nie będziemy mogli narzekać. Każdy znajdzie tu coś dla siebie: piechurów zapewne urzeknie jedenastokilometrowy szlak biegnący w dużej mierze nad urwiskami, na miłośników zabytków czeka zaś średniowieczny, całkiem okazały zamek, ruiny malowniczo usytuowanego opactwa, czy też owiany legendą megalityczny grobowiec. Niedaleko portu znajduje się Ireland’s Eye, niewielka wysepka z ruinami i wieżą Martello. Tym razem nie wystarczyło mi czasu na rejs, ale następnym razem na pewno się tam wybiorę. Ci mniej aktywni mogą zadowolić się spacerami po głównej ulicy, lub betonowym molo wżynającym się w Morze Irlandzkie przez ponad pół kilometra.



wyspa Ireland's Eye




W tak przyjemny i słoneczny dzień miasteczko wypełniały spore skupiska ludzi: plac zabaw szturmowały rodziny z dziećmi, a ci bezdzietni okupowali molo. Wydawało się, że szczęście jest po naszej stronie, a miasteczko specjalnie czekało na nasz przyjazd. Na pobliskim parkingu znaleźliśmy jedyne wolne miejsce. Na przedostatnim kierowca uparcie walczył z zaparkowaniem swojego wozu, ale długi Volkswagen niechętnie współpracował. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasz pojazd weźmie przykład ze swojego niesfornego kuzyna, a nam przyjdzie obejść się smakiem. Po szybkiej próbie wciśnięcia się między inne auta, jasnym stało się, że albo będziemy daremnie próbować i słuchać wycia czujników parkowania, albo poszukamy parkingu, gdzie indziej. Decyzja okazała się pożyteczna nie tylko dla nas, lecz także dla staruszka za kierownicą, który wjeżdżał na parking w momencie naszego wyjazdu. Myliłam się, myśląc, że to miejsce czeka na nas. Ono po prostu było skrojone dla filigranowej Japonki zwanej Toyotą Yaris.




My z kolei znaleźliśmy dla siebie przytulne miejsce niedaleko portu. Długo tu jednak nie zabawiliśmy. Zostawiliśmy karocę w dobrym towarzystwie, by konie mogły ochłonąć i daliśmy się ponieść oczom. I na tym wypada zakończyć moją relację, bo jej kontynuowanie mija się z celem: ciąg dalszy składałby się tylko z ochów i achów. Bo to, co później robiliśmy, było zbyt nudne w swojej monotonności, by je opisywać, ale zarazem niesłychanie przyjemne dla ciała i duszy. O spacerowaniu mowa. Dodaję tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś podejrzewał mnie o inną czynność. Dodam też, że po wszystkim postanowiliśmy wstąpić do Beshoff Bros na fish’n’chips, choć moje przewodniki polecały Ye Old Abbey Tavern. Beshoff Bros to zwykły take-away, gdzie nie ma nawet stolika, by usiąść, ale w żadnym gastronomicznym lokalu nie ma takich kolejek jak tam właśnie. Tego dnia chyba połowa Howth miała na obiad rybę z frytkami.




Życie w małym mieście nie naraża mnie na jego zgiełk, w Howth nie szukałam więc wytchnienia od niego. Zamarzyły mi się za to morskie klimaty: szum i zapach morza, malownicze trasy spacerowe, skrzeczenie mew, foki figlarnie wystawiające głowy spod wody i bryza we włosach. W Howth znalazłam to, a nawet więcej. Tuż przed bramą do zamku natrafiłam w trawie na... mapę Dublina i jego okolic. Musiała wypaść jakiemuś pechowcowi. Dobra, niezniszczona, zalaminowana. I to był dla mnie znak, takie swoiste zaproszenie od tego uroczego zakątka: wróć tu jeszcze. Jasne, że wrócę. Po przejściu kilkunastu kilometrów moja przygoda z Howth się nie skończyła. Ona dopiero się zaczęła. Zapewne w przyszłości zobaczycie na tym blogu jeszcze więcej zdjęć z uroczego Howth.




Do domu wracaliśmy późnym popołudniem po tym, jak słońce zniknęło gdzieś z nieboskłonu. Oczywiście pojawiła się chęć, by zostać w Howth dłużej, najlepiej na nocleg, ale rozsądek był nieugięty: jutro też jest dzień. I to w dodatku roboczy. Ciężko było dyskutować z takimi argumentami. Rozsądek i serce nie po raz pierwszy znajdowały się po przeciwnych stronach barykady.




Miasteczko  wolno wypluwało z siebie kolejne samochody, które jeszcze do niedawna wypełniały jego „wnętrzności”. Ruchem drogowym sprawnie kierowali funkcjonariusze policji. Skończyła się sielanka, czas wracać do rzeczywistości. Długo zwlekałam z tym drugim, rozmyślając w drodze powrotnej, jak by to było, gdybym - wzorem wielu znanych osobistości - mieszkała właśnie w Howth. Odpowiedź podsunął mi później Internet: cholernie drogo. Po przyjęciu do wiadomości, że za wynajęcie domu o podobnym standardzie do mojego, musiałabym zapłacić miesięcznie ponad 1000€ więcej, pokornie postanowiłam zostać tu, gdzie mieszkam.





 

 

 

______

* „Nie wierzę!” - ulubione zdanie Victora Meldrewa, bohatera sitcomu „Jedną nogą w grobie”

37 komentarzy:

  1. ~una invitada13 maja 2013 07:50

    Widzę kwitnące magnolie. Teraz jest chyba najpiękniejszy czas na wyspach. Wszystko kwitnie, pachnie trawa, ptaki śpiewają. Aż nie chce mi się myśleć, że już niedługo listopad:)

    No i widzę sklepik z książkami. Za to też lubię Wyspy. W byle wiosce znajdzie się choćby jedno pudło z książkami w którym można poszperać, o ile ma się czas. Osobiście lubię zwyczaj zostawiania w B&B i hostelach przywiezionych ze sobą książek, lub możliwości wymiany swojej, przeczytanej na inną. A pogoda faktycznie ładna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam klimatyczny pub pod stacją darta i sklep rybny w porcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, Sokole Oko :) Zastanawiałam się, czy ktoś zwróci uwagę na magnolie. Piękne są! Trawa koło zamku usłana była płatkami magnolii, miałam ochotę się w nich wytarzać ;)

    Kwitną azalie, rododendrony, świat stał się znacznie barwniejszy. W czerwcu będzie jeszcze ładniej. Wtedy wszystko będzie zielone, teraz natrafić można jeszcze na wiele drzew bez pąków i liści.

    Nie myśl o listopadzie, ciesz się pełnią wiosny/latem. Po co wybiegać w przyszłość i psuć sobie humor? To zupełnie niepotrzebne.

    Sklepik super, od razu przykuł moją uwagę. Zamieściłam to zdjęcie specjalnie dla Ciebie. Wiem, że lubisz takie zakątki. Gdyby nie fakt, że miałam przed sobą kilka kilometrów spaceru, żadnej torby/plecaka, to z pewnością nabyłabym kilka pozycji. Nic straconego, jeszcze tam wrócę. Uwielbiam Howth, niedługo znów tam jadę.

    A wiesz, że nie słyszałam o tym zwyczaju? Ciekawa jestem, czy u nas też to funkcjonuje.

    Pogoda była super. W Dublinie było wtedy około 20 stopni, w Howth mniej. Słońce świeciło, ale mimo to musiałam wyciągnąć kurtkę z bagażnika, bo bez niej było mi zimno. Strasznie wiało.

    OdpowiedzUsuń
  4. PS. Idąc od stacji w kierunku przeciwnym do portu, znajdziemy mały kościółek z dwiema pnącymi różami - białą i czerwoną, w którym żona pastora jest Polką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz na myśli The Bloody Stream? Wpadłam tam na chwilę. Wielkie dzięki za wszystkie wskazówki, niedługo znów jadę do Howth, więc Twoje rady są w cenie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szłam w tamtym kierunku i jedyny kościół, jaki widziałam, był całkiem sporych rozmiarów i znajdował się niedaleko zamku. Następnym razem uważniej będę się rozglądać.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~una_invitada13 maja 2013 22:02

    mnie nawet nie raduje kupowanie (chociaż to też), ale przeglądanie książek i sama świadomość, że ktoś je wystawił, bo pomyślał, że znajdzie się osoba zainteresowana nimi.
    oj, tak. rododendrony, cherry blossoms, nawet mlecze, a też już widziałam pączki na bzach. cudnie. tutaj już drzewa , zaliszczone, natomiast na północy zgnilizna jeszcze. niedługo pewnie kasztanowce zaczną kwitnąć, rzepak.
    jeśli gdzieś jadę to biorę książkę, której nie będzie mi żal zostawić. najczęściej kryminały:) tak zrobiłam i w Maroku i Algierii i Paryżu. nawet na pustyni widziałam poupychane książki dla turystów:)
    za zdjęcie dziękuję. super!

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Przypadkowy Turysta14 maja 2013 11:22

    Będąc (oczywiście przypadkowo...jak pamiętam ) w Howth a raczej już na początku szlaku na urwiska wiedziony nazwijmy to instynktem, zszedłem ze szlaku i tam wśród skałek znalazłem ślady wycieku oleju skalnego... czyżby ROPA?! Co prawda nie napełniłbym tym nawet zapalniczki ale tłuste wycieki pobudziły moja wyobraźnię na tyle że dopiero jakieś głośne okrzyki tambylca kazały mi wrócić na szlak... Było Ups... i skończyło sie na wymianie uśmiechów. Tak więc nie zapuszczajcie się tam poza szlak z jakimiś bańkami bo może wzbudzić to agresję Trola ( lub jego irlandzkiego odpowiednika, nazwy którego nie pamiętam)To był chyba taki ichni Skarbnik pilnujący złoża, albo mi sie tylko wydawało. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. piękna ta latarnia

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawda, buszowanie wśród książek jest bardzo przyjemne. Ale niestety łatwo wtedy stracić rachubę czasu. Lubię też zaznajamiać się z księgozbiorami znajomych. Jeżeli tylko mam taką możliwość, to sprawdzam, co czytają inni. Nie ma szansy, bym przeszła obojętnie koło takiego regału.

    Mleczów Ci u mnie dostatek... w ogródku. Niedawno potraktowałam je herbicydem :) Myślałam nawet o sprawieniu sobie jakiegoś rododendrona albo fuksji, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Pola rzepakowe są niesłychanie efektowne! Cieszą mnie coraz bardziej zielone drzewa i ten piękny, soczysty odcień zieleni. Brakowało mi tego. Już miałam dość nagich gałęzi.

    OdpowiedzUsuń
  11. Schodzenie ze szlaku w Howth - oh my! - hardcore z Ciebie, Przypadkowy Turysto! Tylko żeby nie przyszło Ci do głowy zbaczanie ze szlaku na Klifach Moheru, bo wprawdzie gościnny występ w serwisach informacyjnych jest wówczas zagwarantowany, ale głównemu bohaterowi nie będzie już dane tego zobaczyć ;)

    A pilnującego ropy Leprechauna lepiej nie drażnić, bo... poleje się krew ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mnie również się podoba. Następnym razem pokażę zdjęcie innej, równie ładnej, a w dodatku super usytuowanej.

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Przypadkowy Turysta15 maja 2013 07:31

    No tak, moja eskapada nie była do końca przemyślana, wszak dziełem przypadku była... Ale bez tego nie widziałbym tego co tam odkryłem:) Występ w Waszych wiadomościach na razie mi nie grozi bo do klifów mam obecnie jakieś 2300 km ale dziękuję za troskę. Z prawdziwa przyjemnościa oglądnąłem Twoje zdjęcia z Howth - to tak jakbym tam znowu był :) Życzę dużo słońca w rozpoczętym sezonie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ciesze się, że moje zdjęcia przywołały dobre wspomnienia. To naprawdę urocze miejsce. Pomyślę o Tobie przy następnej wizycie w Howth :)

    A z życzeniami trafiłeś w samo sedno - po obiecującym początku maja nastąpiło znaczne ochłodzenie. Temperatury dość niskie, wiatr i atakujące znienacka opady deszczu i gradu. Przydałyby się słoneczne i ciepłe weekendy.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tobie też się przesunął sezon wycieczkowy:( w sumie nic dziwnego, mieszkamy na tej samej wyspie. ja jeszcze bardziej ograniczałam możliwości wycieczek ze względu na moje "mrówki", bo nie bardzo chciałam je przewiać i walczyć później z katarem.
    Piękne miejsce i w sumie nie tak daleko od nas. już w tamtym roku namawiali nas ludzie na wypad do Howth, ale jakoś lato umknęło, a my nie zrealizowaliśmy tego pomysłu. Może teraz? Zwiedziliśmy już kolejne miejsce dzięki Twoim podpowiedziom blogowym. Dziękuję

    Pozdrawiam

    Anka

    OdpowiedzUsuń
  16. Taito, znowu sprawiłaś mi ogromną radość przywołując moje wspomnienia z półwyspu Howth. Bardzo mi się podobał. Chociaż mieszkam w Gdańsku i morze mam 200m od domu to atmosfera jaka panuje na półwyspie jest wyjątkowa. Połączenie morza i stromego wybrzeża daje niesamowite doznania. Wyczytałam u Ciebie, że wśród atrakcji można zobaczyć też megalityczny grobowiec. Nie dotarłam do niego i nie wiem gdzie go szukać.
    Radością napawa mnie świadomość, że w czerwcu ( będę w Dublinie) będą kwitły rododendrony. Ominął mnie ich piękny widok w ubiegłym roku. Myślę, że te najpiękniejsze znajdę w parku przy zamku. Na początku drogi do zamku znajduje się ładny (oglądałam z zewnątrz) kościółek. Zrobiłam nawet zdjęcie przez dziurkę od klucza. Niestety nie najlepszej jakości. Nie mogłam nigdzie znaleźć o nim informacji. Może masz coś w swoich zbiorach?
    Czekam na dalsze relacje z Howth. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj Taito,
    Dawno nie buszowalam po blogach ale dzisiaj zagladam :-) Dwa zdjecia zwrocily moja uwage: magnolia na tle murow starego zamczyska i mala ksiegarenka. To ciekawe, ze ktos powyzej tez zauwazyl te 2 fotografie. Kocham magnolie i bardzo podoba mi sie ta fotka, bo pokazuje kontrast delikatnej magnolii, ktorej kwiaty tak krotko kwitna i za chwile opadna, z solidnymi murami zamku ktory przetrwal zab czasu i stac bedzie pewnie jeszcze bardzo dlugo niewzruszony obserwuajc zmieniajace sie pory riku. A zdjecie ksiegarenki ma klimat. Chyab kazdy od razu chcialby tam wejsc poszperac wrod starych ksiazek, szukajac jakiejs perelki lub dobrego czytadla za pare groszy. Malo jest juz takich sklepikow. W wiosenny dzien wole poczytywac ukratkiem prawdziwe ksiazki w takim sklepiku niz czytac ebookai an ekranie ipada. Eh, nostalgia...
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Przypadkowy Turysta16 maja 2013 07:57

    Gratuluję, znowu udało Ci się mnie sprowokować;) Z tymi życzeniami słoneczka to wcale nie była kurtuazja, ale troska o dalsze Twoje relacje. Wszyscy wiemy jak zła pogoda umie( a może umi - hmm..albo jakoś tak) pokrzyżować najlepsze plany. Podobno najważniejsza jest pogoda ducha a nie to co na dworze, ale jednak kto by chciał się wlec gdzieś tam jak leje i jest zimno? A zatem kierowany chyba samolubstwem nadal życze Ci dużo słońca i aury sprzyjających pisaniu kolejnych pogodnych reportaży. Trzymaj się ciepło i pisz dalej....

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo ladne zjdecia dodajesz i piszesz ciekawie. Tak to juz jest w tej Irlandii pody nie da sie tutaj przeiwdziec :(.Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://monia8712.blogspot.ie/

    OdpowiedzUsuń
  20. Kolejne miejsce, w którym jeszcze nie byłem :) Jakieś tam wyobrażenie o Howth miałem, ale nie przypuszczałem, że kryje on w sobie tyle różnych ciekawych rzeczy :) Bałem się, że Howth nie ma klimatu, że daleko mu do Zachodnich krain, że mnóstwo turystów i tak jakoś nie miałem wielkiego ciśnienia aby tam pojechać. Trzeba przyuważyć dobrą aurę, wpakować się do auta i pojechać, co by trochę rodzinnie spędzić czas i przy okazji skonfrontować ;)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Ach, powróciły wspomnienia :)))
    Odwiedziłam oba swe ulubione miejsca nad morzem, Bray i Howth przed wyjazdem z Irlandii i przypominał mi się ten cudowny, gorący upalny dzień w Howth :) Bosko było!!! Jak może wiesz, nie przepadam za morzem, ale tam te morskie klimaty za bardzo nie kłują w oczy, więc można wytrzymać ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Przesunął się, to prawda, ale lato dopiero się rozpoczęło. Mam zamiar nadrobić wszystkie zaległości.

    Zawsze do usług, Hrabino :) Ja również polecam Wam Howth. Super miejsce zarówno na dłuższy, jak i krótszy wyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  23. Zastanawiałam się wcześniej, czy już tam dotarłaś, bo chciałam polecić Ci to miejsce. Zdecydowanie podzielam Twoje odczucia. Uwielbiam Howth i zawsze z radością tam powracam. Jutro - jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - też się tam pojawię :)

    Skoro wspominasz o zamkowych rododendronach, to znaczy, że byłaś bardzo niedaleko wspomnianego przeze mnie grobowca. Mowa o Aideen's Grave, sporym dolmenie, który znajduje się na zamkowych włościach. Następnym razem wejdź do lasu znajdującego się koło pola golfowego, a na pewno znajdziesz grobowiec Aideen. Dolmen niestety nie przetrwał do naszych czasów w nienaruszonym stanie, ale mimo wszystko ma imponujące rozmiary. No i owiany jest nutką tajemniczości :) Jeśli wierzyć legendom, Aideen pękło serce po tym, jak dowiedziała się, że jej ukochany mąż zmarł w bitwie. Jej teść pochował ją w tym miejscu. Tutaj link do grobowca: http://www.megalithicireland.com/Howth%20Dolmen.htm

    Co się zaś tyczy wspomnianej przez Ciebie świątyni, to zapewne masz na myśli Saint Mary's Church. To kościół anglikański pochodzący z XIX wieku, nie byłam wewnątrz. Kilka zdjęć i garść informacji: http://members.virtualtourist.com/m/p/m/20d107/

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj, Imagiku, miło mi znów Cię tutaj widzieć.

    Ja również uwielbiam magnolie, szkoda tylko, że są takie nietrwałe i że nie można się nimi cieszyć przez cały rok. Albo chociaż pół roku :) Podoba mi się Twoja interpretacja tego zdjęcia.

    Sklepik z książkami zdecydowanie przykuł moją uwagę. Wystawione przed nim książki kosztowały tylko 1 euro, więc to naprawdę bardzo przystępna cena.

    Doskonale rozumiem Twoje preferencje odnośnie czytania papierowych książek. Może ciężko w to uwierzyć, ale nigdy nie korzystałam z audiobooków [mimo że dużo czytam], ani z czytników typu Kindle. Nie lubię ich, nie jestem "gadżeciarą". Zdecydowanie wolę dotyk papieru. Pod tym względem jestem tradycjonalistką. Ze smartfona korzystam tylko dlatego, że go dostałam, a i tak nie wykorzystuję wszystkich jego funkcji.

    OdpowiedzUsuń
  25. Racja, ja bym nie chciała. Jak pogoda jest piękna, to korzystam i zwiedzam. Jak pada, to siedzę w domu i opisuję, jak to było, gdy nie lało :)

    Dziękuję za troskę. W ciągu tygodnia może padać, nie zależy mi zbytnio na tym, bo i tak większość dnia spędzam w pracy. Jutro planuję jednak wyrwać się z domu, by zrelaksować się na świeżym powietrzu i nabrać energii na nowy tydzień.

    Pozdrowienia i uściski!

    OdpowiedzUsuń
  26. Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Wizyta u Ciebie została już zaliczona.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ćwirku, wygląda na to, że... miałeś absolutnie mylne wyobrażenie o Howth. Jestem bardziej niż pewna, że półwysep przypadłby Ci do gustu. Idę o zakład! :) Ja byłam w czasie bank holidaya i pięknej pogody, więc wcale się nie dziwię, że było tam tyle ludzi. W normalne weekendy i w dni powszednie pewnie nie ma tam takiego ruchu. Parkingi były zapchane, to prawda, ale nie ulice. Generalnie mówiąc, nie odczułam tam żadnego ścisku i natłoku ludzi. Znośnie było.

    To uroczy zakątek wyspy, zaufaj mi :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Ach, jak miło mi Cię tutaj widzieć i czytać takie rzeczy :) Bray też lubię, ale nie byłam tam już chyba ze dwa lata. Wypadałoby przetrzeć szlaki.

    Wierzę, że było bosko. Inaczej być nie mogło! :)

    Yy, nie przepadasz za morzem? To co Ty robiłaś tyle lat na wyspie? ;) A tak całkiem poważnie, to przyznam, że nie wiedziałam o tym.

    OdpowiedzUsuń
  29. Dziękuję Ci serdecznie za te wiadomości o Aideen. Spróbuję odnaleźć grobowiec. Poszukuje teraz ciekawych miejsc do poznania blisko Dublina lub w samym mieście. Poza utartymi szlakami turystycznymi. Może coś mi doradzisz? Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  30. Myślę, że bez problemu odnajdziesz grobowiec. To nie szukanie igły w stogu siana :)
    Nie jestem specjalistką od atrakcji w Dublinie, nie przepadam za tym miastem, męczy mnie ono. Rzadko tam bywam. Za to serdecznie polecam okolice Dublina. Zaledwie kilkanaście kilometrów od stolicy wyspy jest już zupełnie inny świat. Skerries, Sandycove, Howth, Rush, Dun Laoghaire, Dalkey, Killiney i wiele, wiele innych uroczych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  31. Znów muszę nadrabiać czytanie zaległości. Dziękuję za moje wspomnienia, wywołane Twoją wizyta w Howth :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Mam nadzieję, że to nadrabianie nie jest przykrym obowiązkiem ;)

    Dziękuję za odwiedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Wizyta u ciebie, nawet kiedy wiąże się z nadrabianiem, jest przyjemnością. :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Ciebie, przepraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Witaj Taito, dziękuję za podpowiedzi miejscowości wokół Dublina. W kilku z nich już byłam a na pewno skorzystam z tych pozostałych. Nie chciałabym Cię zanudzać prośbą o informacje ( a może już pisałaś) o Skerries czy Rush. Nie bardzo mogę znaleźć informacje na ich temat. Jeśli nie masz czasu, to wybacz mi tę natarczywość. Pewnie w tych miejscowościach w informacji turystycznej coś znajdę. Pozdrawiam serdecznie Irena

    OdpowiedzUsuń
  36. O Skerries pisałam dawno temu, mój wpis możesz znaleźć tutaj: http://taita.blog.onet.pl/2008/10/24/skerries/
    O Rush niestety nigdy nie wspominałam na blogu. Może za jakiś czas to zrobię.

    To żadna natarczywość, naprawdę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Dzięki, Zdzisławie! :)

    OdpowiedzUsuń