środa, 27 stycznia 2016

Weekend w Sligo (2)


W mieście Sligo leżącym na północnym zachodzie wyspy w całkiem niedużej odległości od siebie stoją dwie katedry: katolicka Niepokalanego Poczęcia z XIX wieku i protestancka  Świętego Jana Chrzciciela. Ta druga jest starsza i to w niej w XIX wieku John Butler Yeats poślubił Susan Pollexfen. Para doczekała się garstki dzieci, ale tylko dwoje z nich zdobyło wielki rozgłos i na zawsze zapisało się na kartach irlandzkiej historii. William Butler Yeats dorobił się tytułu cenionego poety, a jego młodszy brat utalentowanego malarza.



Bracia realizowali się na nieco innym polu, a łączyło ich nie tylko nazwisko, lecz przede wszystkim sentyment do ukochanego Sligo, gdzie zwykli spędzać swoje dzieciństwo. To tam łapczywie chłonęli babcine opowiastki o mitologicznej Irlandii, podziwiali sielskie krajobrazy, by w późniejszych latach odzwierciedlić je w swoich dziełach. Za wspaniałe lata dzieciństwa bracia odwdzięczyli się z nawiązką – uratowali Sligo od zapomnienia. Hrabstwo Sligo nabyło przydomek Krainy Yeatsów. Czasem nazywa się je również pieszczotliwym i nostalgicznym określeniem, którego używał starszy z braci – The Land of Heart’s Desire.  


Relax, Take It Easy...



Sligo posiada dwie katedry, co dla niektórych jest wystarczającym argumentem do tego, by przypisać mu status city. W minionych latach miasto doczekało się wielu pokaźnych inwestycji, przeszło przez szereg mniejszych i większych zmian, ale mimo to nie bardzo zmienił się jego charakter. Dla niektórych osób Sligo zawsze będzie tylko  the arse end of nowhere. Dla innych the hidden gem in Ireland’s crown – klejnotem w irlandzkiej koronie. I choć daleka jestem od propagowania pierwszej tezy, Sligo jest dla mnie zdecydowanie town, a nie city. Bo z tym miastem jest jak z posiadaniem swojskiego Fiata 126p i nazywaniem go pieszczotliwie Mercem. Albo BMW. Wypowiedziana nazwa może brzmi dumnie, ale w żaden sposób nie zmieni skromnej bryły auta w luksusową limuzynę. Sligo jest zatem bardzo „małomiasteczkowe” i prowincjonalne. Ale ma swój urok.




Stopień prowincjonalności jest tu dość mocno odczuwalny, a kiedy mówi to Wiejska Baba, to musi to być prawda. Już po pierwszym dniu przebywaniu w Sligo, po kilkukrotnych objazdach autem, czułam się tu na tyle swobodnie, że spokojnie mogłabym samotnie pokonać na mieście dystans większy niż odległość od mojego hotelowego łóżka do łazienki. Prawdopodobnie obyłoby się bez interwencji służb ratunkowych i szeroko zakrojonych poszukiwań mej skromnej osoby.


Pytanie za 100 punktów: co bardziej przykuło moją uwagę? Auto czy budynek? 



Shelly place - miejsce obfitujące w muszle - to irlandzka nazwa Sligo. W czasie stawiania fundamentów pod miejskie budynki natrafiano tu na ogromne pozostałości po muszlach przeróżnych skorupiaków. A na co można obecnie trafić? Na liczne skupiska łabędzi pływających po rzece Garavogue, która w przeszłości nazywała się Sligo River.



Obiekt westchnień wielu kobiet ;)


Sligo może w istocie nie jest najładniejszym i najciekawszym miastem Irlandii, ale mimo wszystko warto tu zajrzeć. Krążąc po przeróżnych uliczkach, doszłam do wniosku, że miasto jest dość przeciętne pod względem urody. Potem jednak dotarłam do ścisłego centrum i po romantycznych spacerach wzdłuż rzeki, z widokiem na kolorowe elewacje i mosty, uznałam, że Sligo posiada naprawdę przyjemne centrum.



The Glasshouse Hotel - wart polecenia


Brak tu spektakularnych zabytków. Po średniowiecznym zamku Sligo nic niestety nie pozostało, w szczątkowej formie przetrwało za to wniesione kilka lat później Sligo Abbey, opactwo dominikanów, które za symboliczną opłatą można, a nawet wypadałoby, zwiedzić. Naturalne, urocze położenie nad zatoką w pobliżu łańcuchów górskich, a także szereg powiązań literackich i muzycznych – to tu należy szukać korzeni chociażby Westlife i Dervish – sprawia, że Sligo nie narzeka na brak zainteresowania ze strony turystów. To miasto do doskonała baza wypadowa, a atrakcji w okolicy naprawdę nie brakuje.




W centrum, przed budynkiem Ulster Banku, rzuca się w oczy dość nietypowa i nieruchoma sylwetka. Po tym jak W.B Yeats unieśmiertelnił Sligo w swoich dziełach, mieszkańcy miasta postanowili mu się zrewanżować. W 1989 roku, w 50 lat po śmierci pisarza wzniesiono posąg ku jego pamięci – ciało Williama pokrywają jego własne słowa.



Lokalizacja monumentu nie jest przypadkowa. Rzeźby nie postawiono tu z uwagi na malowniczy pejzaż. Kiedy w 1924 roku poeta odbierał nagrodę Nobla z rąk króla Szwecji, stwierdził, że sztokholmski Pałac Królewski przypomina mu budynek Ulster Banku w Sligo. Stoi tu zatem William Butler Yeats wrapt in his words i przyciąga kolejnych chętnych do zdjęcia turystów.



Nieco dalej, na Quay Street, dość przyjemnym zakątku miasta, nad brzegiem rzeki Garavogue umieszczono kolejną rzeźbę. To Famine Memorial, posąg, który dobitnie pokazuje, że Sligo nie zapomniało o swojej smutnej przeszłości. Po najazdach wikingów, średniowiecznych walkach i potyczkach miasto prześladowały kolejne nieszczęścia. Dziewiętnastowieczna epidemia cholery zebrała wyjątkowo obfite żniwo w Sligo. Umarli gęsto wyścielali ulice. Świadkiem tamtego horroru była m.in. matka Brama Stokera, autora „Drakuli”. Niektórzy twierdzą, że jej opowieści rozbudziły wyobraźnię syna i stanowiły dla niego inspirację.




Po epidemii cholery nadeszły lata wielkiego głodu. Ulice miasta pustoszały w zastraszającym tempie, wypełniały się za to statki z chętnymi do rozpoczęcia swego emigracyjnego życia za oceanem. Szacuje się, że w latach 1847-51 ponad 30 tysięcy ludzi wyemigrowało z portu w Sligo. Hrabstwo stało się mocno wyludnione, szkoły świeciły pustkami, a pola przez długie lata leżały ugorem. Sligo is no more – tak kiedyś podsumował ówczesną sytuację jeden z dziennikarzy. Rzeźba nad rzeką upamiętnia wszystkich tych, którzy wyemigrowali, jak również tych, którzy stali się ofiarami głodu.




34 komentarze:

  1. Bajeczny, przepiękny zamek!
    Zaintrygował mnie temat muszli.
    Na dokładkę, jeszcze bardziej zaciekawiła mnie teraz matka Stokera. Heh, zabawne, dopiero co wspomniałam o tematyce wampirycznej u mnie ;) "Dracula" to klasyka, w dodatku piękna i romantyczna. Czytałam tę książkę? Mam jeszcze drugą część, pisana przez jego syna, ciągle tylko nie mam kiedy się za nią zabrać, bo w głowie mam co rusz nowe, inne natchnienia literackie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo Cię zdziwię, jeśli powiem Ci, że to nie zamek tylko... jedna z dwóch wspomnianych katedr? :) Nie dziwię się jednak, że oko Cię zwiodło, bo ma trochę zamkowe kształty.

    A wiesz, że chyba mam tu gdzieś "Drakulę" w oryginale? Jeszcze jej nie czytałam.

    "ciągle tylko nie mam kiedy się za nią zabrać" - to tak jak ja. Mówią, że od przybytku głowa nie boli, a tymczasem mam niezłą zagwozdkę, bo mam wielki stos ciekawych książek do czytania, i nie wiem, po którą sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No hej!
    Fajnie czyta się Twoje relacje. Choć myślę, że znajdzie się część czytelników, z zazdrością czytających o kolejnych wycieczkach i dalszych wojażach. Ciekawe ilu z nich mruczy pod nosem "A dziecko se urodź a nie po świecie rozjeżdżaj!" ;)
    Poproszę o dopisanie mi 100 punktów, jeśli dobrze odgadnę. Auto przykuło Twą uwagę. Jako posiadaczka "dresowozu" skłonna jesteś dostrzegać tę markę częściej niż inne. Tak mi wyszło "...po długim procesie tentegowania w mojej głowie...". ;)
    "Obiekt westchnień wielu kobiet ;)" A podpis nie omsknął się o dwa zdjęcia w dół? No bo chyba nie szło o nazwę sklepu nieco frywolnie brzmiącą w ustach wielu Polaków zamieszkujących ten piękny kraj. ;) A witryna Foley'a to chyba na westchnienia mężczyzn narażona bywa.
    Ładnie, kolorowo i słonecznie. Kiedy spoglądam za szybę okienną to myślę, że strasznie dawno robiłaś te zdjęcia. Już mi się tęskni do słońca i chociaż dwóch dni, jeden po drugim, bez deszczu i wiatru.
    I proszę, ledwie wytrzeźwieliśmy po Sylwestrze a tu już koniec stycznia. Ależ ten czas biegnie. Zaraz Walentynki, św. Patryk i już Wielkanoc.
    Właśnie czytam "Świat Równoległy" Michniewicza, którym uraczył mnie Mikołaj w minione święta. Jakże inny jest Świat opisywany przez niego czy też innych podróżników, od tego co serwują nam media masowe... ( http://przygodkilka.pl/ , http://re-moto.com/ )

    Pozdrawiam,
    J.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zieelaak! :) Gdzie byłeś, kiedy Cię nie było? ;)

    To przerażające, jak Ty dobrze mnie znasz ;) Sto punktów oczywiście wędruje na Twoje konto. Co jak co, ale na słaby wzrok to Ty chyba nie narzekasz, skoro udało Ci się poprawnie rozszyfrować markę sfotografowanego samochodu. Jako blachara przez duże B uwielbiam piękne, szybkie i mocne samochody, i nie bardzo potrafię przejść koło nich obojętnie. Bez znaczenia czy to BMW, Audi, Opel, Nissan... Jedni lubią biuściaste kobiety, inni piękne auta ;) A mówiłam Ci już, że jednym z moich marzeń jest posiadanie uroczego VW Transportera T2? Zdaje się, że tak, bo właśnie przypomniałam sobie, że mi kiedyś podsyłałeś linki do camper vanów.

    Zaiste, "Stefek" też jest obiektem westchnień wielu kobiet, ale akurat nie moich. Nie mój typ urody, a poza tym on strasznie młody jest. I nieszczególnie dobre wrażenie na mnie zrobił. No, ale może miał kiepski humor po przegranym meczu.

    Zdjęcia robione latem, a co do pogody, to jeszcze tak źle nie jest. U mnie tradycyjna mieszanka słońca z deszczem. A poza tym temperatury dość "wysokie" jak na styczeń.

    Nowy rok, a czas nadal robi nam stare numery i pędzi jak szalony. Toż to prawie luty i - jeśli wierzyć w tubylcze zapewnienia - pierwszy dzień wiosny :)

    Jeszcze nie miałam okazji poczytać książek Michniewicza, ale mimo wszystko nie próżnuję i czytam inne. Bo trochę zawstydziłam się, kiedy zrobiwszy podsumowanie, okazało się, że w minionym roku przeczytałam zaledwie 48 książek. Trochę mało jak na moje standardy.

    Trzymaj się ciepło, Zielaku. Dużo słońca i ogólnie pogody ducha życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Taito :)

    Zalegam z komentarzami, zalegam z odpisaniem na Twojego maila, zalegam ze wszystkim z czym tylko zalegać można ;) jednak żeby nie było że zapomniałem zupełnie - pochwalam wpis, zdjęcia i nieprzerwaną chęć do zwiedzania. Mi podobnych chęci ostatnio brakuje, czekam na wiosnę - Mayo nie jest zbyt wymarzonym miejscem na zimowanie, jeśli u Ciebie jest słonecznie (lub przynajmniej bezdeszczowo) to możesz być pewna, że to dlatego iż deszcz się wypadał właśnie tutaj. Nie zliczę który to już 'sztorm' tej zimy właśnie przechodzi (woah, 80km/h, tutaj to "refreshing breeze" zaledwie). Nie żebym narzekał - raczej w tym znajduję wytłumaczenie dlaczego mając wybór wybieram kominek i grzane wino póki chmur troche nie rozwieje (czyli do wiosny ;) ).

    Pozdrawiam Cię ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sligo, Sligo, Sligeach, Sligo... :)
    Zapewne już to pisałem, ale Sligo uważam za mój oficjalny debiut podróżniczy w Irlandii. To w s Strandhill pierwszy raz widziałem Ocean, to tu byłem pierwszy raz na wizytowaniu ruin Opactwa :) Mam jakiś sentyment do tego miasta/miasteczka :) A właśnie, piszesz, że co najwyżej Town? Ciekawe jak określiłabyś moje Longford? Double Village? Imperial Village (posługując się nomenklaturą piwną) :))) Tak prawdę mówiąc, jeśli przyjąć standardy dajmy na to polskie, to mianem City można by w Irlandii określić tylko Dublin, Cork, Limerick, Galway :)

    Co do rzeźb, to jest też jedna fajna (Ty jako miłośniczka i znawczyni tematu) pewnie ją dobrze znasz, która też traktuje o emigracji (lub albo bardziej o tym: o żegnaniu i witaniu rybaków/żeglarzy wypływających w morze) w okolicy Sligo. Jaka to rzeźba? :) A te na temat Wielkiego Głodu są bardzo sugestywne i generalnie dość do siebie podobne (ta Twoja tutaj i na przykład słynna wędrująca rodzina w Dublinie)...

    Stefek smutny bo przegrał albo może bardziej smutny, że nie zrobił furory na San Siro i musiał udać się na zesłanie do Monaco :) Swoją drogą patrzy się na takie zdjęcie, czy na żywo się go widzi jak Wy i człowiek sobie myśli: ile ten dzieciak ma hajsu... Grube bańki, o których my możemy sobie tylko pomarzyć. :) Pozostając w tematyce futbolowej, to na ostatniej focie Ciro Ferrara i jego ziomki wyglądają jakby poszli sobie na małego dymka po skończonej robocie (czytaj: egzekucji, betonowe buty i wio z gościem do Donegal Bay) :) Ładne ujęcia nam tutaj serwujesz ;)

    Zaintrygowało mnie jeszcze jedno zdjęcie: miejscowa młodzież łowiąca ryby z mostu. Ten rybak w niebieskiej bluzie nie wpadł czasem na dół do wody? Ja bym tam na pewno nie wlazł, toż to mało bezpieczne się wydaje :)

    Kończąc, muszę przyznać, że potrafisz wycisnąć z jednej wizyty, z jednego odwiedzonego miejsca (w tym przypadku miasta tfu! miasteczka:) dużo ciekawe treści. Dobrze, że posiłkujesz się zdjęciami, które nam tu ładnie pomagają podczas tej wirtualnej wędrówki.

    Dobra robota.

    pozdrawiam mocno! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Peadairs! :) Pozwól, że przywitam Cię życzeniami noworocznymi, bo jeszcze nie miałam okazji tego zrobić. Tak szybko i nagle zniknąłeś mi z oczu pod koniec zeszłego roku. Wspaniałego 2016 roku, wielu niezapomnianych przygód i wycieczek po wyspie. Cieszę się bardzo, że wróciłeś i że wraz z kilkoma innymi komentator(k)ami umilasz mi moje blogowe życie :) Nie wiem, co ja bym bez Was zrobiła. Wielkie dzięki za współtworzenie ze mną tego bloga! :)

    Biorąc pod uwagę ostatnie powodzie, sztormy i huragany to chyba mało które miejsce w Irlandii jest wymarzonym miejscem do zimowania ;) Wczoraj były u mnie jakieś przebłyski słoneczne, dziś za to wszystko wróciło do normy [czytaj: dużo deszczu i wiatr]. No ale nic dziwnego - to chyba anonsująca się Gertruda ;) Ja jednak jestem w tej komfortowej sytuacji, że tak naprawdę pogoda w ciągu tygodnia jest mi dość obojętna, bo mało czasu spędzam na świeżym powietrzu. Otwieram drzwi domu, robię cztery kroki i jestem w aucie. Potem wysiadam z niego, robię dziesięć kroków i jestem w pracy, gdzie jest sucho, ciepło i przyjemnie.

    Z tą "nieprzerwaną chęcią do zwiedzania" to po prawdzie jest u mnie tak samo jak u Ciebie :) Teraz z różnych przyczyn nie jeżdżę na żadne wycieczki. Nie bez znaczenia jest tu pogoda. Przyjdzie wiosna, to sobie odbiję. Teraz jednak wolę zaszyć się w cichym i przytulnym domu. Powoli jednak zaczynam główkować nad przyszłymi wypadami, bo nie powiem, zaczynam mieć już klasyczne objawy "itchy feet" ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ćwirku, ale się uśmiałam z tego komentarza, wielkie dzięki! :)

    Taki urok pierwszych razów :) Ja z kolei żywię duży sentyment do hrabstwa Cork i Kerry, bo to tam udałam się na swoją pierwszą, długą wycieczkę po Irlandii. Nie dość, że pogoda dopisała, to w ogóle było kapitalnie. Od tamtego razu ukochałam sobie te strony wyspy. Miło wspominam też Birr - to była moja pierwsza wyprawa z noclegiem :) A co się zaś tyczy Sligo, to naprawdę je lubię. Spędziłam tam super chwile, mimo że Sharaawy się do tego nie przyczynił ;)

    Wiem! Wiem! Wiem, o jakiej rzeźbie mówisz :) Chodzi oczywiście o jedną z moich ulubionych "Waiting on shore", która od dobrych ponad 10 lat stoi sobie w Rosses Point, mam rację? :) Od razu zwróciłam na nią uwagę i sfotografowałam z każdej możliwej strony. A tak w ogóle, to jestem pod wrażeniem, że pamiętałeś o moim zainteresowaniu irlandzkimi rzeźbami przydrożnymi - szacun przez duże Sz ;)

    No niestety, z kontuzjami nie wygrasz. Słuszne spostrzeżenie - Faraon na brak funduszy narzekać nie może. Ale weź na przykład pod lupę niewiele starszego od Stephana Mario Balotelliego - ten to dopiero jest nadziany. Czasami nie dziwię się, że mu woda sodowa uderza do głowy.

    A tak na marginesie, to miałam wielką nadzieję, że mnie nie zawiedziesz i pomożesz w zidentyfikowaniu kolegi Arrigo Sacchiego i Ciro Ferrary, tego środkowego elegancika na ostatnim zdjęciu, któremu to dorobiłeś taką fajną historyjkę o betonowych butach i dymku :)

    Co się zaś tyczy tego wyrostka łowiącego ryby, to nie ukrywam, że liczyłam na ciekawsze zakończenie przedstawienia. Nawet karetka już czekała ;) Skończyło się happy endem i bez rozlewu krwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Sligo... pisz dalej i nim, to przynajmniej poczytam sobie o miejscach wartych odwiedzenia, nasycę oczy zdjęciami. Jak tylko zobaczyłam pierwszą fotkę, to aż chciałoby się już wyrwać w trasę. Co za widok.
    Nic dziwnego, że Sligo to city, skoro nasze Portarlington to town! no ale jest town i koniec i dumni z tego jesteśmy ;)
    no miałam ze zdjęciem zagwozdkę, co przyciągnęło Twoją uwagę:), bo sam budynek nie można powiedzieć, że takie jak wszystkie, ale auto "tyż pikne". nie znam Cie jednak na tyle, by trafnie to roztrzygnąć :) ale już widze ktoś to zrobił.

    Wiesz co lubię w tych wszystkich miastach i miasteczkach irlandzkich? Te wszystkie elewacje, ich kolorystyka i różnorodność. Gdzie nie pojedziesz, tam możesz pół kliszy wypełnić samymi budynkami, co widac po Twoim wpisie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Doskonale Cię rozumiem, Hrabino, bo mnie także brakuje bycia w trasie. Już nie mogę się doczekać lata i tej bujnej zieleni wokół!

    Budynek ładny, wpadł mi w oko, ale auto fajniejsze ;)

    Dokładnie tak - już dawno zauważyłam, że te irlandzkie elewacje budynków to po prostu majstersztyk! Szczególnie puby [i niektóre sklepy] wiodą tu prym. A te piękne i jasne kolory to chyba celowo zostały użyte, by rozjaśniać nawet najpochmurniejszy dzień ;) Jak słusznie zauważyłaś - mam do nich słabość, stąd tyle fotek z różnymi elewacjami.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wetnę się w rozmowę, tak na szybko :)

    Piszecie o pięknych elewacjach. Słynie z tego Dingle (Taita musi o tym wiedzieć :)), piękne kolorowe domy. Podziwialiśmy to również w Portmagee (brama Wyspy Valentia na Ring of Kerry).

    To tyle. Dyskutujcie dalej, ja uciekam ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cała przyjemność po mojej stronie :)

    Gwoli ścisłości, to taki największy sentyment mamy do Connemary, bo tam udaliśmy się na naszą dłuższą, 2 dniową przejażdżkę, to tam narodziła się nasza miłość do Irlandii... Sligo było za czasów przed-samochodowych, kulaliśmy się tam autobusem jeszcze. Birr też super! Byliśmy tam pół dnia, i bardzo miło wspominamy, pomimo, że zamek widzieliśmy tylko z zewnątrz. Pojechaliśmy do Birr w dzień po katastrofie Smoleńskiej - ale ten czas leci, Victoria była jeszcze taka mała... :)

    Pamiętam, pamiętam o tych rzeźbach :) Zawsze jak przejeżdżam obok stojącej Marii Edgeworthstown to myślę o Tobie :) Co do „Waiting on shore” to tak, chodzi o nią. Widzieliśmy ją pierwszy raz zdaje się, że w 2007 roku.

    Ballotelli rzeczywiście, ma więcej szmalu niż El Shaaravy. Zwróciłem tylko uwagę na tą konkretną fotografię Stefka, taki naturalny, młody chłoptaś - taki na wyciągnięcie ręki (na małym stadioniku w Sligo jeszcze bliższy się pewnie wydawał). Z reguły patrzy się na tych gwiazdorów w telewizji. Co do Stefka to wczoraj zdobył swojego pierwszego gola dla nowego klubu - Romy. Wrócił z tułaczki do Italii, może się chłopak odbuduje jeszcze? Pozostając przy futbolu to niestety nie wiem co to za trzeci koleś tam stoi. Może jakiś kierownik drużyny?

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ proszę bardzo, czuj się jak u siebie w domu :)

    A wiesz, że czytałam wczoraj Twoje archiwalne wpisy [o Valentii i forcie Staigue bodajże] i tam o tym wspominałeś? Uwielbiam takie kolorowe wioski i miasteczka. Dingle jest urocze, to prawda. A Portmagee wręcz uwielbiam [będzie o nim wpis za jakiś czas]. Na uwagę zasługuje też Kinsale czy Sneem, choć oczywiście takich "tęczowych miasteczek" jest tu całkiem sporo. To już chyba taka wizytówka Irlandczyków.

    Miłej niedzieli, Ćwirku :)

    OdpowiedzUsuń
  14. My do Birr też wyruszyliśmy autobusem, bo to było w kilka miesięcy po naszym przyjeździe i nie mieliśmy wtedy samochodu. Był środek marca, popadał nawet śnieg, zamku też nie zwiedziliśmy, bo jest on zamknięty dla zwykłych śmiertelników [nadal mieszka tam hrabiostwo Rosse], ale i tak było kapitalnie. A jak już nabyliśmy auto to wyruszyliśmy eksplorować południowy zachód Irlandii. I to tam się zakochałam w tym kraju. Chciałabym w tym roku wrócić do tamtych zakątków, na półwysep Beara.

    Marię mam już obfotografowaną, bo zdarzyło mi się wielokrotnie koło niej przejeżdżać i oczywiście nie mogłam się jej oprzeć. Dużo, bardzo dużo tutaj takich przydrożnych rzeźb z ciekawą historią. Nie wszystkie mi odpowiadają, ale już zdążyłam natrafić na takie, które przedarły się do czołówki moich ulubionych. Swoją drogą, dawno nie było wpisu o rzeźbach, czas to nadrobić :)

    Niewykluczone, że to tylko kierowca autobusu, którym podjechali na stadion ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. No ja tych miejsc, o których pisze Ćwirek, jeszcze nie odwiedziłam, ale wszystko przede mną :) natomiast niezmiennie chwytają moje oko wszelkie domy i domki, domeczki, kamienice w każdej mniejszej i większej miejscowości. W Dublinie, gdzie bywamy w miarę regularnie, niegdy nie mam dość czasu, żeby wszystko obfocić, a przecież tam całe zatrzęsienie przepięknych elewacji i budynków. I nie tylko tego zresztą.
    Te mocne, jasne kolory faktycznie rozjaśniają tutejszą szaro-deszczową codzienność.

    OdpowiedzUsuń
  16. Koniecznie musicie tam kiedyś pojechać - to piękne strony wyspy.

    Ja za Dublinem akurat nie przepadam i jestem tam tylko wtedy, kiedy muszę, ale przyznaję, zdarzało mi się dostrzec naprawdę ładne i przykuwające uwagę elewacje.

    OdpowiedzUsuń
  17. Pewnie dlatego czytałaś, że dałem te historię na samą górę bloga :) Sneem też fajne, zatrzymaliśmy się tam kiedyś na momencik. A Portmagee tylko z oddali widzieliśmy. Co do Dingle, to cały czas w głowie mi siedzi, jak wymieniliśmy dyskusje w jednym z komentarzy na temat Dingle o pewnej fladze klubu piłkarskiego. Wisiała w jednej knajpce z jedzeniem. Pamiętasz? :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kolorowe elewacje piękne. Ale czasem wrażenie robią także proste, stare, wapienne czy kamienne, domki budowane bez pomocy zaprawy. Takie jak na Wyspie Achill, czy na Aranach. One również mają klimat staroirlandzki. Te Dublińskie to ciekawe są drzwi - również różnokolorowe. Można by fajną fotorelację z tego zrobić, np. ,,Drzwi Dublina'' :) Ja się do takiego czegoś przymierzam, ale u nas w Longford.

    Hrabino, jak ruszają Cię tego typu budowle to pewnie masz coś w sobie z architekta? :)

    OdpowiedzUsuń
  19. takie małe niepozorne i małomiasteczkowe Sligo a zasłużyło aż na tyle wpisów no proszę :) a piłkarz tak bez Twojego komentarza? tak nic ? lubię, nie lubię, obojętny mi on, przeszkadza mi żel łamiący mu włosy ? no ej ... :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Bo to wszystko wina mojego rozwlekłego stylu pisania. O Sligo można by spokojnie jeden post napisać :)

    A co tu komentować? :) Jak już wspominałam w którymś z wcześniejszych komentarzy - El Shaarawy nie bardzo jest w moim guście. Przede wszystkim to dzieciuch ;) A poza tym wolę trochę wyższych i lepiej zbudowanych ;) Napatoczył się, to go sfotografowałam, ale nie żebym była jego fanką. Piłkarz z niego dobry, zaistniał w młodym wieku i zarobił taką kasę, o której wielu jego rówieśników może tylko pomarzyć.
    Czyżby wpadł Ci w oko? ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Między innymi dlatego ;) Nie było nic innego do poczytania, ani nowego posta, ani Twojej odpowiedzi, to zajęłam się czytaniem czegoś innego :)

    Ciekawość zaraz mnie zeżre, ratuj! Wiesz, ile się nagłówkowałam nad tym, ile włosów z głowy wydarłam... i nic! Nie chcę oszukiwać i szukać w Twojej historii, liczę, że się zlitujesz i mnie oświecisz, bo niestety nie mogę liczyć na moją kapuścianą głowę. Obstawiałabym jednak flagę którejś z drużyn z Serie A. Może Juve?

    OdpowiedzUsuń
  22. Zgadza się, te domki też mają w sobie coś, też mi się podobają, ale te kolorowe bardziej przyciągają mój wzrok. Co nie zmienia faktu, że taka wioska złożona w dużej mierze z białych bungalowów robi naprawdę fajne wrażenie.

    Lubię kolorowe drzwi i swego czasu chciałam pomalować te w naszym domu na piękny odcień lawendowego, ale zgadnij, czemu tego nie zrobiłam? Połówek oczywiście nie był wniebowzięty takim pomysłem, więc ostatecznie pomalowałam je na błyszczący brązowy kolor. Boooooring! A wiesz, że u nas chyba nie ma aż tak wielu kolorowych drzwi w prywatnych domach? Sami nudziarze wokół mieszkają ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. ha ha ha bynajmniej :D generalnie to mnie wpadają w oko tak różni faceci, że samą mnie to dziwi a ten na pewno mi nie wpada :)

    OdpowiedzUsuń
  24. No właśnie mnie też - nie mam jednego konkretnego typu. Podobali mi się blondyni, bruneci, łysi, krótkowłosi, długowłosi, z brodą i bez... Uroda to jednak nie wszystko. To, co w moich oczach czyni mężczyznę pociągającym i atrakcyjnym to przede wszystkim intelekt i sposób bycia.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ha! Dałaś się zagiąć! A więc, żeby nie było łatwo, to podam tylko barwy, może odgadniesz? Kolory to biały i niebieski :)
    Druga podpowiedź: nie jest to klub z Serie A. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie da się ukryć, że mnie zagiąłeś :) Wyciągnąłeś wnioski po ostatnim odpytywaniu mnie ze znajomości rzeźb i postanowiłeś znacznie wyżej zawiesić poprzeczkę :) Obawiam się, że jej nie przeskoczę ;)

    Ech, i nawet nie podał kraju dla ułatwienia sprawy, okrutnik ;) To może tym razem będę celować w Polskę i Hiszpanię. Ruch Chorzów [bo Ty ze Śląska jesteś, to możesz być kibicem] albo Deportivo La Coruna? Nie ukrywam, że liczę na nagrodę, nawet jeśli się mylę - życzę sobie linka do tego archiwalnego wpisu, abym mogła sobie odświeżyć pamięć :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Dobry strzał! :) Tzn. jeden w 10-tkę, ale drugim mnie mocno zraniłaś :-( Jestem ze Śląska i kibicuję GKS-owi Katowice a Ruch Chorzów to największy wróg :)

    Deportivo La Coruna. Tutaj link dla przypomnienia: http://www.wrobels.pl/dingle-peninsula/

    Nagroda? A czego sobie życzysz? :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Coś się ociągałeś z odpowiedzią, a mnie zżerała ciekawość, więc poszperałam w Twoim archiwum i się wszystkiego dowiedziałam :)

    Wybacz za cios poniżej pasa ;) To wszystko wina Ruchu Chorzów - to on mnie zwiódł tymi biało-niebieskimi kolorami. RCh to zło ;)

    Nagrodą miał być właśnie ten link, ale ciii... Skoro jesteś taki chętny do wynagradzania, to może... jakiś nowy post jeszcze w tym tygodniu? ;) Dobra, dobra, już sobie idę i nie drażnię lwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Hej, hej!
    Naprawdę ktoś pokusił się o nazwanie Sligo „city”?? Koperty adresujemy Sligo Town póki co ;). Miasto jest brzydkie jak diabli – mieszkałam w nim przez moje pierwsze 5 lat w Irlandii, ale jeśli porównasz z tym, co tu było 20 lat temu, to zobaczysz spektakularną różnicę. Nad rzeką było dosłownie wielkie Nic, płot, a zanim jakieś magazyny, szopy i tyły budynków. W ostatnich 15 latach wybudowano kilka osiedli domków jednorodzinnych, w tym ukochany przez naszych rodaków Rusheen Ard, Glass House postawiono w miejsce dawnego hotelu Silver Swan, kompleks City Gate, obie „galerie” handlowe, apartamenty przy Quayside, przebudowano galerię The Model, dwukrotnie zmieniano przeznaczenie O’Connell St, a nawet Penneys zyskał niedawno nowy wygląd. Miasto przeobraża się w zastraszającym tempie, recesja mocno wyhamowała ten pęd, ale pomału zaczyna się znów ruch w budownictwie. Ostatnia inwestycja to rozbudowa szpitala (a ma być zupełnie przebudowany). Kiedy porównuję zdjęcia sprzed 20 lat i obecne, to dopiero zaczynam rozumieć mieszkańców.
    Moje ulubione obiekty w mieście to zabawny budynek sądu, Yeats Memorial Building, budynek loży masońskiej, budynek z ceglanymi gables przy Union St, stara zabudowa przy Wine St (zagłębie dentystyczne ;) ), J.Fallon footbridge i fasada baru D. McLynn przy Old Market St. W sumie może Sligo nie jest aż tak brzydkie...
    Pozdrawiam serdecznie :)
    A skoro lubisz rzeźby, co sądzisz o rybie?

    OdpowiedzUsuń
  30. Hej, Dagmara :)

    Z tym stwierdzeniem, że miasto jest brzydkie jak diabli, to jednak w żadnym wypadku nie mogę się zgodzić. Owszem, nie twierdzę, że jest najładniejsze, bo widziałam dużo ładniejszych, ale po wizycie w nim byłam zadowolona. Nie brakowało mi obiektów do fotografowania, a to już o czymś świadczy. Rozumiem jednak, że komuś może się nie podobać. Do mnie też nie wszystko przemawia. Dziękuję jednak za długi i ciekawy komentarz. Zawsze fajnie poczytać, jak to wygląda z punktu widzenia (byłego) mieszkańca.

    O rybie? Której? Jedyna, jaka mi przychodzi do głowy w tym momencie to "Big Fish" w Belfaście [piękna], ale nie wiem, czy to ją miałaś na myśli.

    Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ryba przed wejściem do IT. Każdy absolwent tej zacnej uczelni fotografuje się przy rybie podczas graduation. Też mamy takie zdjęcie, bo mój mąż w Sligo dokończył studia.
    Miło mi, że tak bronisz Sligo. Perspektywa gościa i turysty jest z pewnością inna. Dobrze, że goście zabierają ze sobą ładne wspomnienia i ciekawe fotografie.
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  32. Aaa, chodzi Ci o Salmon of Knowledge. Bardzo fajna, muszę powiedzieć, podoba mi się. Plus za adekwatny dobór rzeźby do budynków/instytucji.

    O, proszę. Nie wiedziałam, że Twój mąż tam studiował. Ciekawi mnie, jaki kierunek wybrał i czy był zadowolony.

    PS. Przepraszam za późną odpowiedź. Ostatnio jakoś nie po drodze mi z blogiem.

    OdpowiedzUsuń
  33. Haha, w Sligo mówimy po prostu Fish Sculpture i nie znam nikogo (no może poza pracownikami IT), kto jeszcze pamięta, do jakiej legendy ta rzeźba nawiązuje. Lokalny artysta (mieszka niedaleko nas) Brian wygrał konkurs, to było jeszcze zanim tu przyjechaliśmy. Rzeźba musiała pasować do miejsca.
    Mój mąż nie tyle studiował w IT, co zrobił tam dyplom. Jak na kogoś, kogo żona zmusiła do uzyskania „papierka”, był całkiem zadowolony. Jest architektem, ale na IT akurat zawieszono architekturę, więc ten dyplom ma z Interior Architecture.

    OdpowiedzUsuń
  34. O, proszę, jaki ten świat mały! Fajnie mieć artystę-rzeźbiarza za sąsiada.

    OdpowiedzUsuń