Marzec dobiega końca (nawet nie wiem, kiedy to zleciało!), znów coś się kończy i coś zaczyna. Już od ponad tygodnia trwa kalendarzowa wiosna, ale pogoda średnio z nią współgra. Gdyby nie długi dzień (zmrok zapada dopiero o 20:00), powiedziałabym raczej, że jest iście jesienna aura. Marzec okazał się dość chłodny (choć ogrzewanie zostało już na dobre wyłączone dwa tygodnie temu), a nade wszystko deszczowy, co zaowocowało w niektórych miejscach niegroźnymi podtopieniami.
Czytam to, co piszecie i widzę, że u większości panują wisielcze nastroje: ponure jak obrazy Beksińskiego i pesymistyczne jak poezja Beaudelaire'a. Tylko nielicznym wygrywa w duszy "Wiosna" Vivaldiego, ale ja do tych szczęśliwców nie należę.
Po wyjątkowo stresującym okresie w pracy, kiedy niemal każdej nocy śniły mi się koszmary z nią związane, nastała cisza. Z troski o kondycję finansową firmy przeforsowałam swoją decyzję, niejako wbrew życzeniom Bossa, i bałam się, że jak coś się schrzani (a wszyscy doskonale wiemy, co na ten temat ma do powiedzenia Murphy...), to cały deszcz fekaliów spadnie oczywiście na mnie. Na szczęście obyło się bez potknięć, cały proces zakończył się sukcesem, a ciśnienie znacząco spadło. Mój organizm przeszedł z wysokich obrotów na niskie, w efekcie czego pochorowałam się ku własnemu zniesmaczeniu.
Znacie te historyjki o ludziach, którzy pomimo stresu i napięcia doskonale funkcjonowali w swoim środowisku zawodowym, a jak tylko przeszli na emeryturę/wyjechali na urlop (niepotrzebne skreślić), to od razu padli trupem?
No właśnie.
W świetle takich wydarzeń, to chyba powinnam się cieszyć, że skończyło się tylko tak. Zawsze mogło być gorzej, prawda?
Generalnie jednak, to ten obecny kwartał całkowicie spisuję na straty. Zdecydowanie nie sądziłam, że ten rok będzie tak właśnie wyglądał, a przynajmniej jego początek.
Przede wszystkim sam szef nieźle mi w nim namieszał, potwierdzając to, czego się obawiałam, ale jednak w co nie do końca wierzyłam.
Chyba za bardzo uwierzyłam w to, co opowiadał w wywiadach - biznes, który był spełnieniem jego "odwiecznych" i największych marzeń. Nie sądziłam więc, że zachowa się jak cienki Bolek i tak łatwo z niego zrezygnuje. Tym bardziej, że potencjał jest, tak samo zresztą jak popyt i klientela. Trochę cierpliwości, a nade wszystko chęci i odpowiednich działań, i firma z roku na rok rosłaby w siłę. Trend zwyżkowy był wyraźnie widoczny. Ale nie. Cienki Bolek i Mały Jasio w jednym postanowił władować się na minę i przez najbliższe piętnaście lat spłacać ogromny kredyt, który właśnie zaciągnął na realizację nowego projektu (niech zgadnę, kolejne wielkie marzenie z dzieciństwa?)
I tą oto jedną decyzją sprawił, że zostałam z ręką w nocniku.
Alternatywa, którą mi zaoferował, jest śmiechu warta. Dosłownie. Kiedy bowiem mi ją przedstawił, roześmiałam się na głos, będąc świecie przekonana, że sobie jak zwykle żartuje. Nie, nie żartował.
Namieszał mi mocno w życiu, nie tak bowiem sobie wyobrażałam resztę roku. Szlag trafił moje plany zawodowe, które wiązałam z tą firmą, te prywatne zaś (w tym dwa wyjazdy, które tak kapitalnie się zapowiadały) stanęły pod wielkim znakiem zapytania.
Zepsuł mi humor (nowe współprace i rosnąca liczba zamówień już nie cieszą), a także pozbawił motywacji do działania - bo jaki jest tego sens?
Jestem przy okazji trochę zła na siebie, bo co tu dużo mówić, przyzwyczaiłam się do wygodnego i spokojnego życia, kiedy co miesiąc na konto wpadała mi ładna kwota.
Staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że to jeszcze jedna z tych tajemniczych zmian, które początkowo wydają się przykre i niepożądane, z biegiem czasu jednak okazują się być błogosławieństwem. Miałam już ich kilka w życiu. W ostatecznym rachunku wszystkie wyszły mi na dobre.
Może to po prostu jakże potrzebny mi znak od losu?
Przez minione lata bowiem zaniedbałam kilka spraw i aspektów mojego życia, nigdy nie miałam na nie odpowiedniej chęci bądź czasu. Moje życie zdominowane było pracą.
Może już pora zwolnić nieco tempo, przemyśleć to i owo, dokonać ważnych zmian? Powiadają, że jak się coś wali, to tylko po to, żeby w tym miejscu wybudować coś nowego.
Tak, pogoda jest bardzo jesienna, choć wkoło wszystko cudnie kwitnie i ptaszki od świtu ćwierkają...
OdpowiedzUsuńDo tego jakoś dziwnie wielu znajomych ( i ja sama) zderza się teraz z mniej lub bardziej nieoczekiwanymi problemami zmuszającymi do refleksji nas własnym życiem i dokonania jakichś zmian... W sumie dobrze jest czasem coś w życiu zmianić, ale zwykle nam się nie chce, dopóki sytuacja do tego nas nie zmusi i nie musimy wychodzić ze swojej strefy komfortu i przyzwyczajeń...
Podoba mi się to, że wreszcie nie mam problemów z pobudkami, nie podoba mi się za to wiele innych rzeczy - kiedy żyje się w dużym skupisku domów, to niestety wraz z nadejściem cieplejszej pory roku można zapomnieć o ciszy i spokoju (a ja potrzebuję ich do odpoczynku psychicznego tak jak ryba wody): rozwrzeszczana dzieciarnia, nieustanny jazgot kosiarek (zaczęło się już...), "fajni" sąsiedzi w dni powszednie urządzający sobie imprezy w ogrodzie do późnych godzin porannych... Zaczynam tęsknić za jakimś odludziem. A to dopiero początek kwietnia. Najgorsze przede mną.
UsuńNo właśnie do bani ten nowy rok - ledwo się zaczął, a już przyniósł mi kilka niemiłych niespodzianek. To, co wyżej napisałam to tylko jedna z nich. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że reszta roku będzie lepsza.
Jak najbardziej rozumiem, że zmiany są potrzebne, czasami wręcz konieczne, by iść do przodu, ale chyba nie do końca widzę sens ulepszania czegoś, co jest dobre i mi odpowiada. Można wtedy z łatwością zamienić siekierkę na kijek.
Podobało mi się to, co robiłam, dobrze się w tym odnajdowałam, odpowiadały mi pieniądze, a teraz grunt usuwa mi się pod nogami i muszę zdecydować co robić. Zostać i męczyć się w pracy (bo już nie będę robić tego, co bym chciała), czy po prostu przejść na zasiłek i w spokoju dumać nad swoim życiem, szukając przy okazji czegoś, co mogłoby mi dać satysfakcję. Generalnie to moja obecna sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, niż to tutaj przedstawiłam, ale nie chciałam wyciągać na światło dzienne wszystkich szczegółów.
Auć! To trochę się popaprało, ale jak to mówią, co straciłaś w ogniu, odnaleźć możesz w popiele. Coś dobrego jeszcze może z tego wyjść.
OdpowiedzUsuńU nas na początku marca już wiosną zapachniało. Osiemnaście stopni w pewnym momencie termometry pokazały i nawet mi to w smak nie było, bo właśnie kupiłem narty na posezonowej wyprzedaży, a tymczasem z narciarskich stoków spłynęły kaskady wody.
Także ... nie zawsze to co pozornie dobre, jest takim w istocie.
I na odwrót.
Chyba...
Wszystkiego dobrego Taito. Głowa do góry, zawsze wszak spadasz na cztery łapy.
Narty nie zając - nie uciekną :) Jeszcze zrobisz z nich użytek, czego oczywiście gorąco Ci życzę. Wielkie dzięki za znak życia i słowa otuchy, Michałku. Jak zawsze można liczyć na Twoją empatię i życzliwość :)
UsuńPrzykro mi, że tak się wydarzyło i że stało się tak szybko. Ostatnio jak rozmawiałyśmy myślałam, nie przypuszczałam - Ty chyba też, że aż tak szybko. Trzymaj się, trzymam kciuki za Ciebie i ściskam mocno :*
OdpowiedzUsuńDzięki, kochana :* Priorytety, Elso - w momencie, w którym zaangażował się w nowy projekt, firma poszła w odstawkę. A ponieważ zainwestował w niego prawie dwa miliony, to nie może - albo raczej nie chce - narażać się na straty finansowe. Jestem generalnie rozczarowana jego postawą, bo bardzo łatwo odpuścił, a wcześniej tyle było gadania, jak to "nie wszystko kręci się wokół pieniędzy". Zaprzeczył sam sobie.
UsuńTaito, bardzo mi przykro. w zasadzie nie byłam w takiej sytuacji, tylko słyszałam o tym, i widuje we filmach ...i wierzę, że faktycznie coś się kończy, coś się zaczyna, oczywiście Sapkowski )) w moim wieku już mi rewolucje raczej nie potrzebne, owszem wychodzę ze strefy komfortu, owszem uczę się nowego ale na całkowitą zmianę raczej nie reflektuje. to jest raczej czas na odcinanie kuponów...no i w temacie kuponów, to zakreślam te cyferki bo właśnie mam zamiar wygrać dużą kasę i rzucić każda robotę w cholerę. Dużo spokoju i trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńnapisałam o filmach w komentarzu do poprzedniego posta
UsuńWiesz, ja też nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Pracuję połowę swojego życia i nigdy nie byłam na bezrobociu. Chyba po prostu niepotrzebnie aż tak się zaangażowałam w tę pracę. A że do tanga trzeba dwojga, to sama nic nie zdziałam. Jeśli jemu nie zależy na tej firmie, to chyba po prostu wypada mi solidarnie odejść razem z nią, i nie godzić się na jakieś beznadziejne alternatywne rozwiązania.
UsuńKiedy mam dobry dzień, wmawiam sobie, że wyjdzie mi to jeszcze na plus. W gorsze dni... nie pytaj ;)
Co do uczenia się nowego, to odbyłam w tym tygodniu jedno szkolenie z marketingu, mam jeszcze kilka innych zarezerwowanych na najbliższą przyszłość - muszę być jak najbardziej atrakcyjna dla potencjalnego nowego pracodawcy ;)
Och, wygrana na loterii... Rozmarzyłam się!
Dziękuję za słowa otuchy - bardzo, bardzo doceniam.
Tak, tak - widziałam, przeczytałam i jak tylko będę mieć okazję, to skorzystam z rekomendacji :) Dzięki wielkie.
UsuńTaito, no rób i tak dalej, szkolenia, kursy i daj sobie czas na to nowe, może też wykorzystaj ten czas na odpoczynek, odsap, ładowanie akumulatorów. Nadrób zaległości książkowo-filmowe :-) Żeby sobie ruszyć z nową energią. Wiem, że łatwo się radzi, ale wiesz ja nie nie z tych ciotek dobra rada. Nie mam też pojęcia jak wygląda rynek pracy w Irlandii.
UsuńNawet nie wiesz, ile mądrości napisałaś w tym komentarzu i jak bardzo masz rację :) Ja akurat jestem tą osobą, która po podzieleniu się informacjami ze swojego życia oczekuje jakichś komentarzy - Wasze zdania, rady, punkty widzenia są jak najbardziej mile widziane. Po to właśnie o tym wszystkim piszę. Warto czasami spojrzeć na swoje życie / daną sytuację z innego punktu widzenia, oczami innych osób.
UsuńTo że Was tu czarno na białym nie proszę o jakieś rady, to absolutnie nie znaczy, że nie chcę znać Waszego zdania i ich usłyszeć. Jak najbardziej czujcie się do tego upoważnieni :)
Mam jeszcze dwa inne szkolenia w najbliższym czasie, może zapiszę się na jakieś kolejne, choć czasami niestety trudno upchnąć je do harmonogramu, kiedy od rana do późnego popołudnia siedzi się w pracy.
Mam nadzieję, że wyjdzie mi to na dobre. Na razie pracuję nad zmianą nastawienia i powoli zaczynam się cieszyć na myśl o wolnym od pracy. Tyle mam rzeczy do zrobienia w domu i poza nim... Jako bezrobotna będę mogła za to wszystko się zabrać.
Co do rynku pracy - praca jest. Byle jaką pracę zawsze można dostać, ale nie chcę brać pierwszej lepszej. Chcę zakotwiczyć się w miejscu, które będzie mi oferowało jakieś perspektywy.
Wielkie dzięki za komentarz. Pozdrawiam z wiosennej i ciepłej dziś wyspy :)
:-)
Usuń:-))
UsuńTaito kochana nic nie dzieje się bez przyczyny i wierzę, że znajdziesz lepszą pracę. Pamiętaj, że po burzy wychodzi słońce.
OdpowiedzUsuńU mnie pogoda też kiepska i nastrój jakiś taki depresyjny. Zaniedbałam swojego bloga i blogi, które regularnie czytywałam...
Tak właśnie myślałam, bo nigdzie nie natrafiałam na Ciebie w sieci, a u Ciebie była przedłużająca się cisza. Ja zaniedbałam swoje życie, zdrowie, relacje międzyludzkie... wszystko, więc może jak przestanę chodzić do pracy, to znajdę czas i chęci, by co nieco odbudować.
UsuńWszystkiego dobrego dla Ciebie, Marto: wypoczynku i wielu wspaniałych przygód w tych nadchodzących miesiącach cieplejszej pory roku.
Mam nadzieję kochana, że życie wróci u nas na prawidłowy tor. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńTrzymam za Ciebie kciuki :)
UsuńNo ten wpis mnie zmartwił.. Nie lubię takich wiadomości, nie lubię jak moim bliskim jest źle.. Smucę się tak samo i chciałabym pomóc ale nie mam jak.. A przy takich wtakiej sytuacji żadna pogoda nie będzie idealna. U nas marzec był bardzo w kratkę, padało wiało i bo ciągle zimno i jak by mi takiej temperatury było mało poleciałam na północ Norwegii gdzie śniegu było strasznie dużo ale za to było bardzo piękne i tym rezem wróciłam bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńTaito kochana będzie dobrze, wierze w to...
Pogoda to akurat moje najmniejsze zmartwienie - niespecjalnie mi na niej zależy. Marzec był zimny i deszczowy, kwiecień póki co też się podobnie zapowiada. Z tego co jednak słyszę, to nie tylko u nas tak jest, bo w Polsce ponoć jeszcze gorzej! Ciekawa jestem, czy tegoroczne lato też będzie raczej z tych chłodniejszych.
UsuńCieszę się, że wróciłaś zadowolona ze swojego wyjazdu - wiem, jak takie podróże potrafią naładować baterie :)
na pewno wyjdzie Ci to na dobre jestem pewna. Czas ruszyć dalej i pozostaje się cieszyć, że teraz a nie za 5-10 lat kiedy będzie z tym ruszaniem w nowe coraz gorzej :) no to powodzenia Ci życzę bo mnie to czeka w przyszłym roku choć ja jeszcze zupełnie nie wiem co bym miała robić i gdzie :)
OdpowiedzUsuńChciałabym mieć Twoją pewność :) To się okaże dopiero za jakiś czas. I choć nie miałam w planach pracować tam do końca życia/emerytury, to jednak myślałam, że co najmniej rok jeszcze pozbieram doświadczenie. Co do tych 5-10 lat, to myślę, że początki zawsze są trudne, a nowe trochę przeraża (zwłaszcza takich ludzi jak mnie).
UsuńDziękuję za życzenia :)
Ha! No to to jedno nas łączy - obydwie nie wiemy, co i gdzie miałybyśmy robić ;)