czwartek, 8 lutego 2024

Jakie to było dobre!

Całkiem niedawno po raz kolejny przekonałam się, że nieświadomość jest błogosławieństwem.

Nieświadoma, że po wielkim sukcesie "La Casa De Papel" ("Domu z papieru") twórcy przystąpili do realizacji "Berlina", który niejako miał być jego preludium, któregoś wieczoru z wielkim zaskoczeniem odkryłam jego istnienie na Netfliksie. A jako że okoliczności mi sprzyjały, do jego oglądania przystąpiłam od razu.

Wbiło mnie w fotel. Plan był bowiem wybitnie nieskomplikowany - obejrzeć odcinek, może dwa, aby zobaczyć, czy to zjadliwe. Jednak nawet najprostsze plany biorą czasem w łeb. Po każdym odcinku chciałam więcej i więcej. W efekcie obejrzałam całość za jednym zamachem, co zdarza mi się niezwykle rzadko.

Połknęłam nie tylko przynętę, ale także haczyk i linkę!

Ludzie, jakie to było dobre! Palce lizać!

Zacznę może od tego, że serial jest niezwykle estetyczny dla oka. Ktoś tu chyba porządnie odrobił zadanie domowe. Tajemnicą poliszynela bowiem jest, że ludzie lubią to, co piękne. Mamy więc nie tylko urodziwe tło - wygładzoną i sterylną wersję Paryża, która idealnie wpisuje się w romantyczną kliszę stolicy Francji: ani jednego papierka na ulicy, ani jednego nielegalnego imigranta.

Do tego urodziwa obsada aktorska. Dla każdego coś miłego. Dla młodego i dla starego.

Jest efemeryczna Camille z oczkami błyszczącymi jak supernowa. Przywodziła mi na myśl młodą wersję Sophie Marceau. Choć aktorka wcielająca się w Camille jest Meksykanką, doskonale wpisuje się w wyobrażenie stereotypowej Francuzki.

Jest tytułowy bohater, Berlin - niepoprawny romantyk, gotów zrobić wiele głupstw i niemal wszystko dla miłości.

Jego młodszy wychowanek Roi - bardzo apetyczny i tajemniczy "pan czarna rękawiczka".

Jest zniewalająca "wariatka" Cameron, chodząca bogini, która z powodzeniem może przyprawić mężczyzn o bolesny skręt karku.

Jest Keila - "brzydkie kaczątko". Usposobienie dziewicy orleańskiej, mózg Einsteina, umysł ostry jak brzytwa.

Jest też jej całkowite przeciwieństwo: Bruce. Na pierwszy rzut oka ciemny jak tabaka w rogu, obcesowy i obciachowy prostak mający DNA w 90% zgodne z burakiem.

Dla pań lubiących dojrzałych panów na poziomie jest łebski i delikatny jak mimoza Damian.

Twórcy kokietują widza, wręcz prowadzą z nim grę wstępną, obiecując więcej później, a bohaterowie flirtują ze sobą i z innymi. Mimochodem jest wspomniane, że za tymi ładnymi buźkami kryje się coś więcej. Uważny oglądacz wyczuje trop i pójdzie jego śladem. Jest tu bowiem historia do odkrycia.

Jest tu wciągająca jak tornado fabuła serialu. Z powodzeniem może przyprawić nerwowych widzów o arytmię serca i obgryzione do krwi paznokcie. A jeszcze innym zafundować płaskodupie od zbyt długiego siedzenia w fotelu, albo... zwolnienie z pracy, jeśli delikwent zarwie noc i zapomni się do niej stawić następnego dnia.

Uda się im? Nie uda? Nakryją ich? Będzie coś z tego? Czy nie będzie? Te i inne pytania błąkały mi się po głowie w czasie seansu "Berlina".

Choć serialowi daleko do komedii, to momentami naprawdę się uśmiałam. Inne sceny z kolei wzbudziły we mnie sentyment i przywiodły na myśl piękne lata młodości, kiedy włoska muzyka była integralną częścią mojego życia. (Ach, kiedyś to było!)

Jako że nie miałam żadnych konkretnych oczekiwań wobec tego serialu, nie czułam się rozczarowana jak wiele innych osób, które z niecierpliwością na niego czekały, później zaś z radością wylały na niego wiadro pomyj.

Tak sobie myślę, że "Berlin" trochę padł ofiarą naszych czasów, a widz (ten, który czytał recenzje i się nimi ekscytował) ofiarą samego siebie.

Dziś dobrych seriali mamy na pęczki. Wyrastają jak grzyby po deszczu. Gdyby "Berlin" powstał z 15-20 lat temu, to niemal wszyscy biliby mu brawa. Zachwycaliby się nim jak "Dr House", pialiby z zachwytu jak nad "Skazanym na śmierć" ("Prison Break") czy "Zagubionymi" ("Lost").

Ja tam prosty człowiek ze wsi jestem i się nie znam, ale jak już wspomniałam na wstępie, mnie akurat "Berlin" przygwoździł do fotela. I tak jak normalnie marudzę, kiedy film trwa dwie godziny albo dłużej, tak tu po każdym odcinku błyskawicznie włączałam kolejny, i siedziałam do późna w nocy, bo MUSIAŁAM dowiedzieć się, jakie będzie zakończenie.

Nawet dubbing mi nie przeszkadzał, a lubimy się tak jak diabeł z wodą święconą.

Czy było to górnolotne kino? Nie. Pewnie gdyby się człek uparł, znalazłby w fabule tyle dziur, ile jest w szwajcarskim serze, tylko po co? To nie jest dokument, lecz kino rozrywkowe. I jako takie doskonale wywiązuje się ze swojej roli.

Można nawet dopatrzeć się w nim pozytywnego przesłania, o którym trąbili już starożytni mędrcy - carpe diem. Żyj pełnią życia. Wystarczy bowiem dobrze się rozejrzeć wokół siebie. To smutne, ilu ludzi wegetuje. I dla ilu z nich pojęcie szczęścia i radości stanowi jakiś absurdalny i nieosiągalny koncept.

31 komentarzy:

  1. O proszę po takiej recenzji muszę obejrzeć koniecznie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie namawiam, z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, dziękuję jednak za wizytę i komentarz :)

      Usuń
    2. Dom z papieru mi się podobał, a sama postać Berlina przypadła mi do gustu, więc jestem zaciekawiona. :)

      Usuń
    3. Mnie również, dlatego właśnie bez wahania zdecydowałam się na "Berlina". Rozerwałam się, nieco rozmarzyłam, pośmiałam (uwielbiam scenę z "dresami"), więc zdecydowanie warto było, niczego nie żałuję :)

      Usuń
  2. Oglądałam jakiś czas "Dom z papieru", zaczęłam rozumieć jego fenomen do pewnego czasu. Najpierw zawrócił mi w głowie inteligencją tej fabuły. Ale gdy w każdym odcinku musiałam oglądać czyjąś gołą dupę i jej rżnięcie, czasem nawet kilka razy w ciągu jednego odcinka, odechciało mi się dalej oglądać.
    No i widzę, że to paryskie preludium jest na podobnym poziomie.
    Nie kręci mnie takie kino. Mam wrażenie, że jak są gołe dupy, sine trupy i puste pudełka (jakieś tajemnice), to już film bije rekordy popularności, tylko że tak naprawdę nadal widz po prostu patrzy na dupy, może nie od razu gołe, lecz jednak priorytet się w głowie sam ustawia. A chyba nie o to chodzi w kinie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dom z papieru" zaczęłam oglądać bardzo późno, kiedy już wszyscy zdążyli odmienić jego nazwę przez wszystkie przypadki. Tam tej golizny było więcej, bo serial liczył pięć sezonów, "Berlin" ma tylko osiem odcinków i jest bardziej "family friendly", choć nie polecałabym go dzieciom, aby nie zaczęły sobie wyrabiać jakichś głupkowatych wyobrażeń o życiu i pomysłów na nie ;) Sama nie lubię oglądać golizny na ekranie, a już szczególnie gołych męskich zadów, nie powiedziałabym jednak, że serial nimi epatował. Idealny na pewno nie jest, ale z pewnych powodów przypadł mi do gustu. Ta estetyczna strona miała duże znaczenie. Poza tym lubię oglądać na ekranie znane mi miejsca.

      Usuń
  3. Visit here from Indonesia 😊
    Nice blog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Welcome to my humble abode ;) Just wondering, what brings you to my Polish blog?

      Usuń
  4. O, obgadam z córką sprawę. Dom z papieru oglądałyśmy razem, więc teraz albo razem, albo wcale :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. o proszę mnie się początkowo Dom z papieru podobał ale jakoś im bliżej końca tym mniej. Ale Berlin chętnie zobaczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często tak bywa. Oglądałam wiele seriali, bardzo dużo z nich nigdy nie zakończyłam, bo na pewnym etapie mnie znudziły, a losy bohaterów totalnie przestały interesować. Nie lubię zabierać się za te, których produkcja nadal trwa, bo czekanie na nowy "sezon" mnie dobija. Im dłuższa przerwa, tym więcej rzeczy zapominam.

      A skończyłaś chociaż "1670"?

      Usuń
    2. ja też wolę oglądać zakończone. Nie mam cierpliwości tak jak kiedyś czekać na bieżące ...

      Nie, jakoś zobaczyliśmy 2 czy 3 i utknęło :/

      Ale Berlin już czeka w kolejce. Bo ehmmm wstyd się trochę przyznać ale odpaliłam sentymentalnie Beverly Hills 90210 i oglądam i jestem w szoku jaki to był wspaniały serial jak pokazywał ponadczasowe problemy i uczył przyjaźni. MEGA. Wciągnęłam się bo oglądałam to w liceum ale wiadomo nie widziałam wszystkich odcinków ani nawet sezonów.

      A u mnie teraz jest golizna :D

      Usuń
    3. Jak my kiedyś żyłyśmy, kiedy na nowy odcinek czekało się cały tydzień?! ;) A jaki ubogi repertuar wtedy był...

      Tak właśnie myślałam, i wnioskując po tym, że nie obejrzeliście "1670", myślę, że "Berlin" też nie trafi w Twój gust. Będzie mi jednak bardzo miło, jeśli okaże się, że się myliłam :) A tak na marginesie, skończyłam "Forsta" - dialogi ubogie, za dużo niepotrzebnej golizny i wulgaryzmów (jak można tak "rozmawiać"?!), nieco przewidywalny, ale muzyka i widoki pierwsza klasa.

      Bardzo lubiłam "Beverly Hills 90210" jako dziecko/nastolatka. To serial mojej młodości. Skąd Ty go wytrzasnęłaś? Na Netfliksie jest?

      Usuń
    4. na pewno Berlin zobaczę żeby wyrobić sobie zdanie :) także dam znać !

      Nieeee na Netflixie nie ma, oglądam starocie na vider albo freedisc ;) tam jest wszystko całe 10 sezonów a tylu na pewno nie widziałam. Sama jestem ciekawa na którym sezonie urwie się moja pamięć ;) póki co już teraz wiem, że kilku odcinków nie widziałam i jakoś zupełnie ten serial inaczej pamiętałam pod kątem charakterów niektórych bohaterów. Jestem zaskoczona jak bardzo on jest ponadczasowy a minęło 30 lat od nakręcenia ... szok ! to wielka pochwała dla reżysera czy tam tego który wymyślił taki film i fabułę.

      Usuń
    5. No, no, ciekawa jestem, jaką opinię wydasz :)

      Ja też na pewno nie widziałam wszystkich odcinków, w tamtych czasach nie mieliśmy możliwości oglądania powtórek w sieci ;)
      Wydoroślałaś, więc i perspektywa Ci się zmieniła.

      Usuń
  6. Tak się czasem zastanawiam, czy jestem jedyną osobą w Polsce, która nie ma netflixa? :D Miałam kiedyś, przez moment, obejrzałam BoJack Horsemann i kilka filmów i tyle. Niestety, czy też stety, seriali w ogóle nie oglądam. Filmy pełnometrażowe, bardzo chętnie, ale do seriali potrzebna jest ciągłość, której mi brakuje. Oglądam, potem nie, gubię się, nie wiem który odcinek mam obejrzeć a jak jest ich ponad 20 to już w ogóle labirynt świadomości :D Może kiedyś znów powrócę do tej platformy. Czuję się bardzo zachęcona twoją recenzją. Może Berlin sprawi, że wciągnę się w oglądanie, tak na nowo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mamy go od bardzo dawna, chyba od samego początku, kiedy kosztował jeszcze "grosze". Nie oglądam "normalnej" telewizji, więc cenię go sobie, kiedy mam ochotę na wieczór przed TV. Ogromny wybór produkcji (czasami aż za duży) i swoboda - nie jest się ograniczonym godzinami emisji, co bardzo mi odpowiada.
      Ja z kolei rzadko oglądam filmy, bo... paradoksalnie szkoda mi czasu na długie siedzenie przed TV. Poszczególne odcinki są znacznie krótsze, w przypadku "Berlina" to chyba 40 minut tylko.

      Usuń
    2. Ja zazwyczaj oglądam filmy online, w tv to tylko tak okazjonalnie ale bez telewizora mogłabym żyć. Komputer to coś, co jest mi niezbędne do spędzania czasu, realizacji pasji i poznawania hobby :D

      Usuń
    3. Ja lubię oglądać na dużym ekranie, więc telewizor jest mi potrzebny w tym celu. Mały ekranik zabija całą przyjemność.

      Oj tak, komputer to Z Ł O T O! :)

      Usuń
  7. Witaj Taito :) dawno mnie nie było ale nie tylko tu u Ciebie... jakoś czasu mi brakuje a niby zima jest i więcej go powinno być:) Co do serialu to czasami najbardziej niespodziewane odkrycia stają się prawdziwymi perełkami. Opisujesz 'Berlin' w sposób, który naprawdę przykuwa uwagę - i wzbudza emocje. To zdecydowanie zachęcające, aby dać mu szansę! Chyba zabiorę się za niego w weekend :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikogo nie namawiam, bo wiadomo, że jeszcze się taki nie urodził, coby wszystkim dogodził. Serial na pewno nie każdemu przypadnie do gustu, jest bardzo dużo negatywnych głosów na jego temat, więc niejako dla przeciwwagi zamieściłam tu swoją pozytywną opinię. My obejrzeliśmy z wielkim zainteresowaniem.

      Usuń
    2. I to jest prawda :) Rozumiem, że każdy ma inne gusta i preferencje, dlatego fajnie, że podzieliłaś się swoją pozytywną opinią na temat tego serialu! To, że zainteresował was i przypadł Wam do gustu już dużo mówi :)

      Usuń
    3. Lubię sobie tutaj czasem spisać swoje przemyślenia :) Fajna pamiątka.

      Usuń
  8. Ten wpis przekonał mnie (a ja Małżonka) do obejrzenia pierwszego odcinka Domu z papieru (wcześniej tak nas reklama na głównej stronie Netflixa wkurzała, że postanowiliśmy tego nie oglądać. Zwykle tak na mnie działają reklamy i polecajki) no i wciągnęło nas... Dobry serial

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, skąd ja to znam? Jestem trochę przekorna z natury, więc jeśli coś jest nachalnie i wszędzie promowane, to są duże szanse na to, że się tym nie zainteresuję. Nie sugeruję się żadnymi recenzjami znanych krytyków, bo wychodzę z założenia, że ja sama wiem najlepiej, co lubię, a żaden krytyk nie zna mojego gustu. Generalnie mam swoje preferencje, wiem, co lubię, czego nie, i ufam swojemu instynktowi, bo wielokrotnie rozczarowałam się czyimiś rekomendacjami filmowymi/książkowymi.

      To prawda, dobrze się go oglądało, i takie samo zdanie mam o "Berlinie". Nie cierpię nudnych produkcji, a w przypadku tych seriali w ogóle się nie nudziłam. "Squid Game" też był wyborny pod tym względem. Jak to wciągało!

      Usuń
  9. My dopiero od jakichś 3 miesięcy mamy Netflixa i właśnie wczoraj skończyliśmy "Dom z papieru" dawno nie wiedziałam tak dobrego filmu (mam tu na myśli trzymanie w napięciu i zwroty akcji). Berlin jest też na liście, ale to już po powrocie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie za to lubię zarówno "Dom z papieru" jak i "Berlina". Nie ma nic gorszego niż nudny serial/film, przy którym nawet cierpiący na bezsenność by zasnął. "Squid Game" też mocno trzyma w napięciu i nie puszcza. Nie są to absolutnie żadne wybitne produkcje, ale idealnie spisują się jako rozrywka.

      Usuń
  10. A jeszcze polecam film, też hiszpański "El embarcadero". Twórcą jest podobnie jak w "Domu z papieru" Álex Pina, a główną rolę męską gra "Profesor", czyli Álvaro Morte. Film jest jednak w kompletnie innym klimacie i kompletnie inna tematyka. Jest boski, zwroty akcji, zaskoczenie, polecam. Polski tytuł "Przystań". Tylko nie wiem gdzie jest dostępny - przez dłuższy czas był na HBO, ale teraz nigdzie nie mogę go znaleźć. Dwie serie po 8 odcinków. Jak Ci się uda trafić to obejrzyj koniecznie. Oglądałam 2 razy, raz po polsku raz w oryginale ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jest na freedisc ;) przycupnęłam i sobie już dodałam do kolejki ;)

      Usuń
    2. Kusisz, oj kusisz :) Dzięki za cynk, zobaczę, co da się z tym zrobić. Póki co nadal zima, długie wieczory, więc przyjemnie mieć coś wciągającego do oglądania :) Nie samymi książkami człowiek żyje ;)
      Haha, przybij piątkę, ja dwa razy oglądałam "Berlina" :) To drugie oglądanie nigdy nie jest takie samo jak pierwsze, bo widz jest już mądrzejszy i wie to, czego wcześniej nie wiedział :)

      Usuń