Odkrywanie nowych zakątków często wiążę sięz wieloma przygodami. Rozczarowanie, zachwyt, miłe niespodzianki, zawód – towszystko jest mocno wpisane w tę jakże fascynującą czynność zwanąpodróżowaniem. Gdybym miała powiedzieć, co najbardziej urzekło mnie w Mayo, aco też rozczarowało, nie miałabym problemu z udzieleniem szybkiej odpowiedzi.
Zdecydowanie największym rozczarowaniembyło dla mnie stanowisko archeologiczne o dość tajemniczo brzmiącej nazwie„Céide Fields” [Pola Céide]. Planując naszą trasę po Mayo, nie mogliśmy ominąćtych właśnie pól. Każdy przewodnik, który brałam do ręki opisywał je równiezachęcająco, rozwodząc się przy tym nad ich znaczeniem. Opierając się nawiadomościach zawartych w kolorowych bedekerach, można było wywnioskować, że toznak rozpoznawczy Mayo. Swoiste „must-see”. Coś, czego absolutnie nie możnapominąć.
Wyobraźnia podsuwała mi imponujące obrazymegalitycznych grobowców, a ja nie mogłam doczekać się zobaczenia ich na własneoczy. Jak się później okazało – były to igraszki mojej fantazji, bo na miejscunie zobaczyłam nic, co by mnie urzekło. Fantazyjna była jedynie forma centruminformacji turystycznej – przeszklona piramida łatwo komponująca się wotaczającą scenerię. W słoneczny dzień musi niezwykle malowniczo wyglądać.
Ciekawy wygląd to nie jedyny plus tegocentrum. Inna jego zaleta to platforma widokowa znajdująca się na szczyciepiramidy – to dobre miejsce do podziwiania pobliskich klifów. Lepiej jestjednak rzucić na nie okiem z małego punktu widokowego, usytuowanego tuż przydrodze. Z tej perspektywy wybrzeże jest bardziej imponujące, a swego rodzajubliskość urwiska podnosi adrenalinę i atrakcyjność oglądanego obiektu. Z tegopunktu doskonale słychać szum fal regularnie chłostających brzeg i czućorzeźwiającą morską bryzę, o której możemy zapomnieć w momencie wkroczenia docentrum. Bo tam kłębią się turyści, a wnętrze wypełnia mieszanka zapachówwydobywających się z małej restauracyjki.
Nasz pech polegał na tym, że dotarliśmy docentrum na jakieś pięć minut przed kolejną turą zwiedzania pól z przewodnikiem.Uznaliśmy to za znak – czy jest sens wyruszać samemu, jeśli można iść z pilotemwycieczki? Wtedy uznaliśmy, że nie ma, teraz już wiem, że BYŁ. Bo to, cozobaczyć można było samemu w ciągu 10-15 minut [podejrzewam, że szybki Lopezporadziłby sobie z tymi „atrakcjami” w ciągu 5 min], grupie z przewodnikiemzabrało godzinę. Nie jakąś tam zwykłą godzinę. To było jedno z najdłuższych 60minut w moim życiu.
Czas nas gonił, mieliśmy ściśle zaplanowanydzień, mnóstwo kilometrów do przebycia, a przewodnik gadał, gadał i gadał. Naniekorzyść całej sytuacji działały także warunki atmosferyczne – na takiejwysokości, jak ta, szalało małe „tornado”, a zimny prąd oceanicznego powietrzaskutecznie zbliżał ludzi do siebie [w przenośni i dosłownie]. Znudzenieokazywały nie tylko małe dzieci, wrzaskiem przypominając o sobie co jakiś czas,lecz także starsi, w tym ja [coraz mniej ukradkowo zerkając na zegarek i zastanawiającsię, czy zdążymy zrealizować nasz plan].
To nie była wina przewodnika – on starałsię rozgrzać atmosferę. Mówił ciekawie, ale problem polegał na tym, że tu wzasadzie nie było NIC do oglądania. Nic oprócz pola i znudzonych twarzyturystów. Nic oprócz kamiennych murków – niezbyt spektakularnych zresztą. Poosadzie rolników z epoki kamienia nie został ani ślad. Wszystko zostało pokrytegrubą warstwą torfu. Przypominają o tym mokradła pokrywające wzgórze,nieznacznie zapadające się pod ciężarem ciała.
Z bólem przeżyłam te sześćdziesiąt minut,żałując przez cały czas trwania oprowadzania nie tych wydanych euro, leczstraconego czasu, który mogliśmy spędzić w dużo atrakcyjniejszym miejscu. Wgłównym celu tamtejszego dnia – na wyspie Achill. Miejscu, które będzie tematemkolejnego posta.
Wieczorem zaś, kiedy blisko północywróciliśmy do naszego B&B, przed domem ponownie powitał nas Peter. Zdającmu krótką relację z przebiegu dnia, nie omieszkaliśmy wspomnieć o miejscu, wktórym strasznie się wynudziliśmy. Nie zdążyliśmy wypowiedzieć jego nazwy, bouprzedził nas nasz Gospodarz, stwierdzając, że w przypadku Céide Fieldswystarczające byłoby oglądnięcie krótkiego filmu wyświetlanego w centrum, a mynie bez powodu przyznaliśmy mu rację.
Céide Fields mogą być wymarzonym miejscemdla archeologów, zarówno zawodowców i amatorów, ale nie dla mnie. Niestety. Wyobraźnięmam dużą, ale nie na tyle, by z kilku marnych kamieni stworzyć w swoim umyśleprehistoryczną wioskę i odtworzyć życie, które kiedyś się w niej toczyło.
Czasammi tak bywa, że wycieczka okaże się niewypałem. Dobrze, że najczęściej jesteśmy zadowoleni z tego co zwiedzamy i oglądamy :)))Buziaki Taitko i dziękuję za niezwykłe widoki :)) Ja lubię takie miejsca, trochę dzikie, trochę tajemnicze. Po prostu inne :)
OdpowiedzUsuńCoś cicho u Ciebie było przez cały weekend, wiedziałam, ze gdzies pojechaliście zwiedzac nowe kąty :) Tak to już bywa w życiu, nie wszystko musi sie zawsze podobać, zdziwiło mnie, że do łażenia po wzgórzach i polach irlandzkich potrzeba płatnych przewodników :) ale jak wiadomo, każdy dziś chce dorobić :P najwyraźniej teren na którym byliście być moze ma wiekszą wartośc archeologiczną i geologiczną (zdjecia wybrzeża w warstwami geologicznymi są super!) niz krajobrazową. Ta piramida ze szkła wygląda jakby stała na jakims kurhanie...Dla mnie super! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że na Achill miałaś trochę słońca? Moje fotki są bardzo deszczowe ;)
OdpowiedzUsuńZ zasady zwiedzam zawsze na chybił trafił (oczywiście w pewnym sensie sugerując się opinią innych, ale tylko jako azymut trasy) i w ten sposób odkryłem wiele urokliwych miejsc, których nie znajdziesz w żadnych przewodnikach. Myślę, że każdy po prostu oczekuje innych wrażeń, że tylko część ludzi daje się ponieść baraniemu pędowi . Jeśli chodzi o podziwianie natury , of course...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOkazuje sie więc jednak, żnie zawsze atrakcja jest uzasadniona. Ale przecież to trudno z góry przewidzieć. Gdybyście nie pojechli, z pewnoscią mielibyście przeświadczenie o pominięciu czegoś nadzwyczajnego. A tak przynajmniej wszystko jest dopowiedziane. A tak nawiasem mówiąc, to klifowe wybrzeże zaprezentowane na zdjęciu wygląda imponująco. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńWow! Oczarował mnie ten klif - piękny, imponujący, wprost zapiera dech w piersiach!!!
OdpowiedzUsuńNa szczęście na moim koncie nie ma aż tak wiele niewypałów. Samo hrabstwo jest ciekawe i urocze, ale Ceide Fields to coś zupełnie nie w moim guście.Pozdrowienia z jesiennej Irlandii.
OdpowiedzUsuńKlify w istocie imponujące - punkt widokowy znajduje się na skraju urwiska, więc czuje się tę bliskość i potęgę oceanu. Niestety pogoda nie obnażyła całej urody tego miejsca - co zresztą widać po zdjęciach. W momencie naszego przyjazdu padał deszcz, potem na szczęście przestał.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, Pioanko :) Jak znam siebie - jestem pewna, że żałowałabym, gdybyśmy tam nie pojechali. Tak jak żałuję, iż nie udało nam się zrealizować całego planu zwiedzania Mayo. Teraz przynajmniej wiem, jak to w rzeczywistości wygląda. Pozdrawiam serdecznie z deszczowej krainy :)
OdpowiedzUsuńA nieprawda ;) Weekend spędziliśmy w domu - z przyczyn niezależnych od nas, niestety. A szkoda, bo aura jak najbardziej sprzyjała podróżom.Post o Ceide Fields to kolejna część wspomnień z naszego tegorocznego urlopu. Kolejne wkrótce ;) A cicho było, bo ostatnio jakoś rzadko surfuję po internecie. Długie i chłodne wieczory sprzyjają błogim romansom łóżkowym... z książkami ;) Więc czytam, czytam i czytam. Pora znów odwiedzić bibliotekę, bo to co miałam przeczytać w miesiąc przeczytałam w dwa tygodnie ;)Pozdrowienia i uściski :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że tak? Mieliśmy ogromne szczęście, bo niebo rozjaśniło się dokładnie w chwili naszego wjazdu na Achill! Pojawiło się słońce i świat od razu nabrał piękniejszych barw. Tak więc klątwa tej deszczowej wysepki została pokonana ;) PS. Post o Achill już wkrótce.
OdpowiedzUsuńJa zanim gdzieś wyruszę - szczególnie przed kilkudniową wyprawą - doskonale zapoznaję się z charakterystyką danego regionu i jego atrakcjami. Lubię wiedzieć, czego mam się spodziewać. To jednak nie oznacza, że w mojej podróżniczej przeszłości nie udało mi się przypadkowo odkryć ustronnych zakątków o niesamowitej urodzie. Mam parę takich miejsc i są to moje ukochane zakątki. O których zazwyczaj nie mówię zbyt głośno ;) Chcę, by jak najdłużej zachowały swój naturalny wygląd i oryginalny charakter.A skoro już mowa o owczym pędzie, to jego doskonałym przykładem są rodaków wyprawy na Cliffs of Moher ;) Sporo osób ogranicza się tylko i wyłącznie do tych klifów. A szkoda, bo uważam, że w Irlandii są równie ładne, a nawet ładniejsze miejsca.Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńTaito! Jakie piękne odsłonięcie geologiczne :-))) Śliczne warstwowania, laminacje - czyli coś co koty lubią najbardziej:-))Swoja drogą też kiedyś nacięliśmy się na "must-see". To było w górach Izerskich (które nota bene bardzo lubię), wybraliśmy taką a nie inną trasę (po drodze zaliczając kilka kamieniołomów, m.in. kwarcu "Stanisław", wiem to naprawdę dziwne ale ja UWIELBIAM chodzić po kamieniołomach, mam do nich dobrą pamięć) aby dotrzeć do sławnego schroniska w którym to podobno jest niesamowita atmosfera. Hmm ;| Atmosfery nie poczuliśmy. Może rzeczywiście było mniej komercyjne niż te w Karkonoszach (które moim zdaniem schronisk nie przypominają) ale daleko im było do schronisk w Beskidach, czy choćby do odwiedzanej przeze mnie ostatnio na Ukrainie Chatki u Kuby. To samo było w Kijowie. Przewodnik opisywał takie bzdury że szkoda była tam iść (wiem bo tam byłam) ale ani słowa nie wspomniał choćby o pałacu prezydenckim (Śliczny). To tak jakby nie był pod Pałacem Buckingham (dla mnie bez szału, ale to kwestia gustu, mnie najbardziej podobała się brama przed nim hehe). Napisz Taito co ciekawego jeszcze widziałaś podczas swojej wyprawy? To super że masz zgraną ekipę z którą możesz zwiedzać takie piękne okolice:-) Co czytasz teraz ciekawego? Ja "Morderca bierze wszystko" i oderwać się nie mogę (oprócz małej wizyty na blogu i ulubionych blogach:-)) Ściskam ze słonecznej (wreszcie!) Polski:-)
OdpowiedzUsuńCzyli typowa atrakcja paskalowa :D (mój jest gruby i zielony) współczuję... Ja osobiście chyba najbardziej zawiodłam się na klifach Slieve Liegue, opisanych jak ósme cudo świata...
OdpowiedzUsuńHie, hie, Kocie :) Moja ekipa jest skromna ;) To Połówek i nasz wierny czterokołowiec, którym przejechaliśmy już około 30 000 kilometrów po irlandzkich drogach i dróżkach. I wiesz co? Powiem szczerze, że preferuję podróże i zwiedzanie w małym gronie. Do kontemplacji pięknych widoków nie potrzebuję zbędnego balastu na tylnym siedzeniu ;) Oj, czytałam u Ciebie, że pochłonęła Cię ta książka. Ja jestem w trakcie czytania dwóch ["Zła godzina" Marqueza i "Prochy Angeli" McCourta] i nie mogę doczekać się końca tej pierwszej. Absolutnie mnie nie zainteresowała. Jest nudna i męcząca. Mimo że ma niewiele stron czytam ją na raty - góra 30 stron dziennie. A "Prochy Angeli" dopiero się rozkręcają. Mam za sobą zaledwie 1/6, ale już mi się podoba. Jakiś czas temu oglądałam film o tym samym tytule, tym razem chciałam zapoznać się z książką. A bohaterowie książki to Irlandczycy, of course :)) U mnie nastała pora deszczowa ;) Skończył się fantastyczny wrzesień [ponad dwa bezdeszczowe tygodnie], nastał chłodny i kapryśny październik.Pozdrowienia i uściski! :)
OdpowiedzUsuńO kurde, nie mów! Kocham Slieve League! Są przepiękne! Nie lubię za to Moherów - mamy zresztą z Połówkiem pogardliwe [ale nie wulgarne] określenie na nie, ale nie będę publicznie pisać, bo zaraz odezwie się tłum oburzonych osób ;)Aaa, chyba wiem, jaki masz przewodnik. Jeśli na okładce jest zamek Doonagore [w zasadzie to taka wieżyczka znajdująca się w Clare], to mam taki sam i naprawdę go lubię. Uważam, że to jeden z lepszych. Szkoda tylko, że nie ma w nim fotografii i że można w nim natrafić na błędne wskazówki. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńTaitko, dla mnie najgorsz co moz byc to zwiedzanie z przewodnikiem..nie z wny przewodnikow, ktorzy czesto wyszukuja naprawde ciekawostki godne uwgi, ale to moj charakter nie pozwala na dostosowanie sie do rytmu wycieczki..zwykle podczas szkolnych wycieczek gubilam sie, bo interesowaly mnie rzeczy, na ktore nikt inny nie zwracal uwagi:). Co do miejsca, o ktorym piszesz, rzeczywisce najpiekniejsze sa klify i charakterystyczne centrum informacji. A o jakich grobowcach psizesz? byly tam niby grobowce?
OdpowiedzUsuńmoja wyobraźnia jest wielka, ale nie aż tak..... :)
OdpowiedzUsuńNo, no, widzę, że pozytecznie spędzacie czas :P :D i słusznie :PSama również chciałabym znaleźć czas i siły na czytanie, mam sporo róznych ksiażek, które stoja na półkach i aż prosza sie o czytanie ale zawsze wskakuje mi cos innego albo poprostu jestem juz zbyt senna na czytanie. uwielbiam czytac w ciszy wieczorami :)B. Dziekuje za pocztówke :) wspominałam juz o tym u siebie na blogu ale nie wiem czy dotarłaś do tego posta :) ale napisze tu jeszcze raz.Idę odpoczywac, w koncu dzis piątek a ja uwielbiam piatkowe wieczory.pozdrawiam jesiennie.
OdpowiedzUsuńDroga Taito! Przyznam Ci się że mam podobne zdanie na temat wypraw. Tzn na jednodniową wyprawę rowerową chętnie pojadę z moją przyjaciółką i jej facetem (ostatnio byliśmy na wspaniałej wyprawie, muszę ją w końcu opisać, to ta o której Ci mówiłam że 70km przejechaliśmy) bo przez lata doświadczeń bardzo się zgraliśmy. Natomiast na dłuższe wyprawy wybieramy się z K. sami. Raz (we Lwowie) byliśmy z towarzystwem i to nie było to samo. Niby było ok, ale to nie był czas dla nas. Co do García Márquez Gabriel to czytałam tylko Miłość w czasach zarazy i powiem Ci że ksiażka mnie znudziła. To były (moim zdaniem tylko, z tego co czytałam na biblionetce masę ludzi było innego zdania, no cóż, ja jestem w sumie takim przeciętnym czytelnikiem) opowiadania o coraz to kolejnych przygodach miłosnych Florentina Arizy. Dla mnie nic szczególnego. Teraz czytam szwedzki kryminał, wyśmienity! "Księżniczka z lodu" :-) Mam ostatnio szczęście do książek, co nie pomaga mi w pisaniu pracy mgr hahahaŚciskam cieplutko
OdpowiedzUsuńWielka szkoda, ze nie zajrzeliscie kawalek dalej. a moze jednak tam tez byliscie? Niedaleko Ceide Fields (jakies 10 min samochodem) znajduja sie o wiele bardziej imponujace widoki!! Bez zadnych barierek i puntkow widokowych - tylko otwarta przestrzen pelna "dziur w ziemi" - ocean wyrywa wyspie coraz wiecej tworzac przepiekny krajobraz:)tam tez znajduje sie downpatrick head, widok na prawde imponujacy:)
OdpowiedzUsuńNiestety nie dotarliśmy do Downpatrick Head, ale dzięki za polecenie tego zakątka. Chciałabym jeszcze kiedyś, prawdopodobnie w następnym roku, zawitać w tamte strony - wtedy postaram się nadrobić straty. Widoki fajne, jednak samo Ceide Fields mocno mnie rozczarowało.Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń