wtorek, 16 lutego 2010

By każdy dzień był jak Walentynki...

Nigdy jakoś specjalnie nie świętowałam Walentynek. Niekupowałam kartek z krwistoczerwonymi sercami, misiami, kotkami i innymipluszakami. Nie wysyłałam miłosnych listów z odciskiem moich umalowanychszminką ust i nie robiłam tragedii, kiedy w dniu świętego Walentego niedostałam żadnego liściku z gorącymi wyznaniami.

 

Już we wczesnych latach młodzieńczych z dużym dystansemodnosiłam się do nastoletnich miłości i „musu” posiadania chłopaka. Mojezachowanie nie uległo zmianie nawet wtedy, kiedy poszłam na studia. Kiedykoleżanki wypłakiwały łzy na moim ramieniu, kiedy użalały się nad sobą, że niemogą znaleźć sobie odpowiedniego chłopaka, pocieszałam je, ale tak naprawdę nierozumiałam ich zachowania. Nie rozumiałam całego tego szaleństwa dotyczącegoposiadania swojej drugiej połówki. Byłam wolna, niczym nie ograniczona, byłamszczęśliwa. Przede wszystkim niezależna. Mogłam robić to, co chciałam i kiedychciałam. Nie miałam problemu, by wygospodarować czas na naukę, naprzyjemności, czy chociażby na weekendowy przyjazd do rodzinnego domu. Byłamsinglem i nie widziałam w tym nic złego. Wręcz przeciwnie. Patrząc na problemykoleżanek, które były już zajęte, byłam zadowolona, że sama nie muszę przez toprzechodzić.

 

Aż pewnego dnia pojawił się w moim życiu Połówek. Nieszukałam miłości. To ona znalazła mnie. I choć brzmi to banalnie, tak właśniebyło. Zawsze pocieszałam koleżanki, mówiąc, by wyluzowały. By nie szukałymiłości na siłę, bo to zazwyczaj prowadzi do rozczarowań. Radziłam im, byprzestały zadręczać się poszukiwaniami tego wymarzonego księcia. By uzbroiłysię w cierpliwość i pozwoliły na to, aby miłość sama je odnalazła. I wkrótce,jakby na potwierdzenie moich słów, przyszła miłość. Przyszła, ale do mnie. Doosoby, która nie wyobrażała sobie bycia ze swoim facetem 24/24 h. I choć napoczątku trochę się przed nią wzbraniałam, z czasem zrozumiałam, że to nie masensu. Zauważyłam, że zaczęłam się zmieniać. Że wkroczyłam w nowe stadium. Iteraz, po sześciu latach bycia razem, widzę, jak bardzo się zmieniłam. Jakbardzo zmieniło mnie to uczucie.

 

Teraz już wiem, że miłość to coś wspaniałego. Tonajpiękniejsze uczucie, jakie może spotkać każdego człowieka. I nie ma tuznaczenia, czy jest to osoba kilkunasto, czy kilkudziesięcioletnia. Zrozumiałam,że prawdą jest, iż życie bez miłości nie jest nic warte. Zrozumiałam to mojeuczucie i zaczęłam je doceniać. Do dziś z żalem patrzę na tych, którym nigdynie udało się doświadczyć mocy najpotężniejszego z wszystkich uczuć. Żal mitych osób, bo wiem, że nigdy nie mieli okazji dowiedzieć się, jak to jest zutęsknieniem oczekiwać na swoją drugą połówkę. Nigdy nie dowiedzieli się, jakto jest drżeć o zdrowie swojego ukochanego partnera i nigdy też nie przeszli dotego specyficznego - pełnego przeróżnych pięknych doświadczeń - etapu, doktórego drzwi otwiera tylko klucz miłości…

 

Tym, którzy naprawdę kochają nie potrzebny jest dzieńświętego Walentego. Bo święto zakochanych trwa tak długo, jak długo trwa naszeuczucie. A prawdziwa miłość jest wieczna. I objawia się w codziennych prostychczynnościach. W niewielkich, na pozór nic nie znaczących gestach. Czyny zawszemówiły i będą więcej mówić niż słowa. Łatwo wyrazić swoje uczucia w słowach. Ichoć łatwo omamić drugą osobę pięknymi i czułymi słówkami, czyny mają tęprzewagę nad słowami, że przemawiają głośniej.

 

Nie potrzebuję Walentynek, by poczuć się kochana idoceniana. Nie potrzebuję drogocennych prezentów, olbrzymiego bukietu kwiatów iszałowej randki. Moje prywatne święto zakochanych trwa nieprzerwanie od sześciulat. Dostaję upominki i kwiaty bez okazji. A nade wszystko dostaję od swojegopartnera tyle troski i miłości, że i bez 14 lutego wiem, iż to jest właśniemiłość. Ta prawdziwa. I codziennie, z zachwytem małego dziecka, nie mogęzrozumieć, jak to jest, że lata mijają, a moje uczucie ciągle się umacnia. Czyżto nie piękne? Każdemu życzyłabym takiej miłości.


A Walentynki? Cóż. W kalendarzu są takie dni, które nie mają dla mnie prawieżadnego znaczenia. I takim dniem – oprócz Sylwestra i Dnia Kobiet – są dla mnieWalentynki.

25 komentarzy:

  1. Mój znajomy ma teorię, że Sylwester nie ma znaczenia dla ludzi, którym życie układa się tak jak by tego chcieli. Za niczym nie gonią i niczego więcej do szczęścia im nie trzeba. Wszyscy inni mają nadzieję, że nowy rok będzie lepszy od starego, więc powitać należy go z pompą.Osobiście uwielbiam Sylwestra, ale w kwestii Walentynek jestem po Twojej stronie, choć może z nieco mniej doniosłych pobudek:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Titania_yng_Nghymru16 lutego 2010 09:38

    Taitko, mam nadziejęm ze miło spędziłas walentynki i swiętowanie rocznicy sie udało :) my walentynki spędzilismy w tym roku nie tyle jedząc czekoladki ile na swiezym powietrzu w manchesterze swiętując nowy rok chinski :Pa co do rocznic to nasze sie bardzo zbiegły :P 13 lutego mamy nasza rocznice znajomosci a 14-tego są juz walentynki. liczba 13 ma dla nas szczegolne znaczenie, poznalismy sie 13, 13 przewija sie w naszym wieku, ja w pl mieszkalam pod 13 i moi rodzice poznali sie tez 13 tego :Posobiscie lubie idee walentynek samą w sobie, takie miłe swieto dla zakochanych, ale nie lubie niektorych kiczowatych prezentow jakie towarzysza walentynkom - przesłodzone misie z serduszkami albo jakies dziwaczne serca z z twarza i nogami (WTF!), plastikowe ozdobki i balony. ale kartka walentynkowa, czeko, róze i wino owszem :D to taka moja dygresja na temat komercjalizmu współczesnych świątTaitko, duzo duzo milosci Ci / Wam życzę, abyście trwali w niej do konca zycia i zawsze, ale to zawsze byli szczęśliwi ze sobą.pozdrawiampaps

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Tobą - Walentynki dzień jak co dzień. Ważniejsze jest to jak troszczymy się o siebie nawzajem każdego dnia i że po wielu latach wciąż się dziwimy, że dalej nam zależy, że dalej tęsknimy za sobą, choć nie widzimy się pół dnia. Mnie ciągle dziwi, że po 13 latach w oczach mojego Mężczyzny wciąż widzę ten błysk :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja sie podpisuję pod postem pełnym imieniem i nazwiskiem :):) nie wiem co mogłabym dodać więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~www.kotwbutach.blox.pl16 lutego 2010 21:43

    Witaj Kochana!! U mnie chyba na przekór Walentynki obchodzimy, tyle że po swojemu. Obowiązkowa karteczka, naszą tradycją jest znalezienie najmniej "zamisionej" karteczki jaka jest. Słodkim misiom z serduszkiem w dłoni i napisem Misiu dla Misia mówimy - NIE ;-) W tym roku daliśmy sobie książki. Tzn ja dostałam, a moja jeszcze jest w trakcie zamawiania. Lubię Sylwester, Walentynki, Dzień Kobiet, urodziny i wszystkie święta gdzie można świętować. Bardzo lubię się bawić. Niedługo mam nadzieję, będziemy opijać obronę mojego K. (tak na marginesie dodam że moja obrona przesuwa się i przesuwa... promotor najpierw był 2 tygodnie chory a teraz poszedł na tacierzyński urlop). Myślę, że prawdziwa miłość jest właśnie taka jak Wasza:-) Taka jaką opisałaś. To bardzo piękne!!! A co Droga Taitko u Ciebie? Dostałaś mojego maila?? Ściskam cieplutko i dobrej nocy!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Pięknie napisałaś o tym Waszym uczuciu.Życzę Wam żeby trwało jak najdłużej i było coraz silniejsze.Pozdrawiam z zasypanej śniegiem Ojczyzny

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak milo jest przeczytac tak pozytywny tekst na temat milosci. Zyjemy w czasach skrajnego egocentryzmu, wiec o prawdziwe uczucie oparte na wzajemnym wspieraniu sie i dbaniu o partnera jest tym bardziej cenne. Zycze Wam by taka milosc nigdy nie zbladla i przetrwala wszelkie przeciwnosci losu. PS. My wlasnie obchodzilismy 6 rocznice bycia razem w Walentynki :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. O jaa! :) No my też :) Cóż za zbieg okoliczności :) Może to głupie, ale wydawało mi się, że jesteście ze sobą dłużej :) Pozdrawiam serdecznie z zielonej krainy i cieszę się bardzo, że pozostawiłaś ślad po sobie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście mam nadzieję, że Twoje życzenia się spełnią :) Dziękuję i przesyłam ciepłe pozdrowienia z Irlandii :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A gdzie to imię i nazwisko? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Elso, i to jest właśnie piękne w tych naszych związkach! Imponujący jest ten Wasz staż, oby kolejne wspólne lata były równie, a nawet bardziej, piękne :) Pozdrawiam Cie serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmm, niech pomyślę [a procesy myślowe przebiegają dość wolno u blondynek]... Chyba coś w tym jest. Ja nigdy nie czekam z niecierpliwością na nowy rok. Zawsze mi szkoda tego kończącego się starego. A za Sylwestrem nie przepadam także z kilku innych powodów.

    OdpowiedzUsuń
  13. Proszę, proszę... A mówią, że trzynastka przynosi pecha. A we Włoszech to siedemnastka jest ponoć pechowa. I chyba także w Irlandii, bo dziś o mało co nie spaliłam odkurzacza ;) Było gorąco ;) Walentynki - nie jestem ich wielką miłośniczką, ale też nie jestem zagorzałą przeciwniczką. Są mi tak naprawdę obojętne, ale tak się składa, że w tym dniu obchodzimy swoją rocznicę. Połówek chyba liczył na moje miłosierdzie i właśnie w tym dniu mi się oświadczył ;) Walentynki miały u nas normalny, niedzielny przebieg ;) Spędziliśmy je w domu, oglądając "Last chance Harvey" z Dustinem Hoffmanem i Emmą Thompson, którą wprost uwielbiam. Kocham jej akcent! Mogłabym jej słuchać godzinami, ale to tak na marginesie :) Film bez rewelacji, ale bardzo ciepły i przyjemny. W sam raz na relaks. Rocznicowego prezentu nie było - tzn. dopiero będzie. Został nieco odsunięty w czasie - wybierzemy się na jakąś super wycieczkę :) Jeszcze nie zdecydowaliśmy dokąd się udamy :) A Wam jeszcze raz serdecznie gratuluję kolejnej rocznicy :) Ściskam ciepło i przesyłam ciepłe myśli tak po sąsiedzku ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dostałam, Kochana, dostałam, ale ostatni tydzień miałam tak hardkorowy, że nie było mowy o żadnym wolnym czasie i błogim lenistwie. Miałam dużo nadgodzin, przez co wracałam naprawdę późno do domu [nienawidzę tych moich nowych godzin pracy]. Dziś też niespodziewanie zasiedziałam się w robocie 10 h. Wróciłam skonana, ale na szczęście jutro mam dzień wolny, więc postaram się nadrobić zaległości i odpowiedzieć na Twojego maila [ciągle o nim pamiętam!]Co do Walentynek, to tak jak wspominałam w odpowiedzi do komentarza Titanii. Nie jestem ich wielką miłośniczką, ale 14 lutego... przypada nasza rocznica, więc to ją świętujemy. W tym roku w ramach rocznicowego upominku planujemy wybrać się na jakąś wycieczkę. Yippee, już się cieszę! :)Miejmy nadzieję, że w tym roku będzie podwójny powód do zabawy - Wasza piątkowa obrona! :)Pozdrawiam cieplutko i do poczytania maila :)

    OdpowiedzUsuń
  15. ~www.kotwbutach.blox.pl17 lutego 2010 22:55

    Taitko Kochana! O obronie napiszę w mailu. Nieraz idzie się tylko postrzelić z tymi naszymi promotorami. Dobrze, że mamy poczucie humoru i zdrowy dystans. Nie samą uczelnią człowiek żyje. Ja ostatnio zapaliłam się do nowego pomysłu:-)) Ale o tym w mailu. Teraz mykam pod prysznic i z książką do łóżka. Godziny pracy masz zdecydowanie okropne, przykro mi że nic w tym temacie się dla Ciebie na lepsze nie zmieniło.Jutro planuję jechać zrobić zdjęcie do CV i ciasto upiec. K już się zastanawia jakie hehe. Bo on ma rzucić pomysł. Słodkich snów. Jak tam książka? Choć podejrzewam, że raczej czasu na nią nie masz. Tym mocniej ściskam i trzymam kciuki za pomyślne rozwiązanie spraw!!!Ciumek

    OdpowiedzUsuń
  16. Pięknie i mądrze napisane! Również jestem zdania, że miłości na siłę nie ma co szukać, w pewnej chwili się pojawi sama, w najmniej oczekiwanym momencie. Tak też się stało ze mną i moją obecną żoną... Zresztą czy bycie razem nie było nam pisane przez los skoro mieszkaliśmy oddaleni od siebie o ponad 300 kilometrów? :-) Taito fajnie, że od tylu lat się wspieracie i to Wasze miłość każdego dnia się wzmaga. To jest ważne i starajcie się taki stan rzeczy utrzymać. A, jedna rzecz: pojawi się pewnie u Was uczucie i pewien niepowtarzalny stan, dorównujący dotychczasowej Miłości. I odczuje to Twój facet ale najbardziej sama Ty. Jak myślisz co to będzie? ;-)pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  17. incognito :):)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ha, wiem, o czym mowa :) Ale to uczucie musi jeszcze długo poczekać :) Wiem, wiem, czytałam dzisiaj o Waszych początkach i muszę przyznać, że mamy coś wspólnego, bo przez długi czas byliśmy właśnie takim związkiem na odległość. Z tym, że w naszym przypadku dystans był dużo, dużo większy. Ciężko uwierzyć, co? :) Zobacz, Ty i Ewelina, ja i Połówek jesteśmy świetnymi przykładami na to, że związek na odległość nie musi oznaczać końca. Wszystko zależy od nas samych. Od tego, jak bardzo zależy partnerom i jak mocne jest ich uczucie.Pozdrawiam Cię serdecznie i do poczytania :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zgadza się, ostatnio nie miałam ani czasu ani ochoty na czytanie. Utknęłam na jednej z początkowych stron. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie :)Co do pracy, to niestety, muszę się przyzwyczaić do takiego systemu, aczkolwiek jest mi on strasznie nie na rękę. Godziny powinny mi się zmienić, tzn. wrócić do normy [7:00-15:00/16:00] pod koniec roku. O ile wcześniej się nie zdenerwuję i nie poszukam sobie innej pracy ;) Myślałam, że dzisiaj wezmę się za nadrabianie zaległości mailowych, ale chyba mi to nie wyjdzie. Poczułam wiosnę i zabrałam się za wielkie sprzątanie :) Za robienie rzeczy, których nie mam w zwyczaju robić w czasie normalnego, cotygodniowego sprzątania. Pobawiłam się też kombinerkami i gwoździami - musiałam naprawić jedną z szuflad w komodzie. Operacja zakończona pełnym sukcesem :)A powiedz mi, Moja Droga, jak minął Ci dzień? Zrealizowałaś swoje plany? No i jak ciasto? Co też K. wymyślił? :)Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Pięknie i mądrze napisane... Zgadzam się z Tobą Taitko, ale ja czasem jdnak miałabym ochotę na jakieś czerwone miśkowo-kwiatowe szaleństwo... Nie wiem czy wynika to ze sposobu w jaki zostałam wychowana (u nas w domu zawsze świętowało się wszystkie okazje), czy jestem po prostu rozwydrzoną jedynaczką? Brrr. W każdym bądz razie zawsze na czas uswiadamiam sobie co tak naprawdę się liczy. Ale trochę szleństwa by się przydało. Chyba zżera mnie monotonia... Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie jesteś żadną rozwydrzoną jedynaczką, to po prostu Twoja wewnętrzna potrzeba. Wiadomo, że monotonia nie służy związkom. Na Twoim miejscu szepnęłabym coś A., niech się facet weźmie do roboty i czymś Cię zaskoczy :) Ja akurat nie mam takich problemów. Za miśkami nie przepadam, a kwiaty dostaję dość często :) A tandety i kiczu nie lubię :) Wzięłam się w garść i wysłałam maila :)Trzymaj się cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Co prawda to prawda. Choć znam sporo osób o których gdy w dany szczególny dzień się zapomni to dają do zrozumienia że czują się niedowartościowane. Wszystko zależy od człowieka, charakteru no i wzajemnych relacji oczywiście. Ot przykład, kiedyś w szkole zapomnieliśmy o dniu kobiet no i pani nauczycielka wszystkich chłopaków ostro przepytała na lekcji. Niby więc daty nieważne ale czasem jednak

    OdpowiedzUsuń
  23. ~www.kotwbutach.blox.pl20 lutego 2010 15:21

    Witaj! Będę dziś piec ciasto, bo ta znajoma która miała wpaść będzie w pn. Dzwoniłam do Cioci i ona podała mi fajny przepis na ciasto Zebra z oranżadą:-) I dziś pieczemy, od razu na dwie brytfanny, żeby dla gości (jutro może wpadnie moja przyjaciółka z Bielska) coś zostało i żebyśmy i my sobie pojedli:-) Na wieczór pewnie film jakiś oglądniemy. Resztę skrobnę w mailu:D Myślę, że jeśli by się dało to może warto zmienić pracę? Na pewno to nie będzie proste, ale ja widzę że bardzo się męczysz!! :-(Udanego weekendu MałaCiumek

    OdpowiedzUsuń
  24. Witaj, Alku :) Co tu dużo mówić - jest dokładnie tak, jak napisałeś. Wszystko zależy do indywidualnego podejścia, ja na przykład nie obchodzę wszystkich kalendarzowych świąt tylko te, które są dla mnie ważne. A co do szkoły - tak na marginesie - to u mnie nieraz nieźle się kombinowało, przygotowywało własnoręcznie robione upominki dla nauczycieli, aby tylko nie pytali ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ja dostaję kwiaty od wielkiego ale to naprawdę wielkiego dzwonu. A jak dostałam wielki bukiet ostatnio i stał na stole, to Tygrys stwierdził że... nie widzi mnie zza tego żywopłotu...

    OdpowiedzUsuń