czwartek, 4 sierpnia 2011

Ruiny wchłaniane przez las

 

Do Castle Caldwell ForestPark przybyłam z zamiarem bliższego przyjrzenia się znajdującym się w nimzamkowym ruinom. Niewiele jednak pozostało z tej siedemnastowiecznejrezydencji. Ruiny praktycznie zostały wchłonięte przez bujną florę lasu.Przedzieranie się przez chaszcze jest nieprzyjemne, a sama eksploracja obiektu jestczynnością o dość wysokim stopniu zagrożenia, o czym informuje umieszczona tamtablica.

  

Nic innego niewspółgrałoby tak idealnie z wizerunkiem ruin, jak mroczna opowieść o zamkowymduchu. Powtarza się zatem legendę o wysokim jegomościu w czarnym płaszczu ikapeluszu, który od czasu do czasu objawia swe oblicze przypadkowo napotkanymna drodze ludziom. Jego wpływ na śmiertelników ma być tak silny, że spotkaniprzez niego kierowcy zatrzymują się, oferując mu podwiezienie. Po dotarciu doruin zamku Caldwell jegomość znika bez słowa, nie czyniąc nikomu krzywdy.

  

Sam las jest bardzopopularnym miejscem wśród amatorów przyrody. Jego malownicze położenie nadjeziorem Lower Lough Erne jest doskonałym miejscem do odbywania spacerów,odpoczywania, a zarazem podziwiania otaczającego krajobrazu.

  

To właśnie w czasiejednego z takich spacerów natrafiłam zupełnie przez przypadek na ruinytajemniczej świątyni. W pierwszej chwili ogarnęła mnie konsternacja. "Ocholera", pomyślałam sobie. Takie miejsca widuje się w horrorach ikoszmarach sennych.

  

Przez długi czas przemierzania tego kraju wzdłuż i wszerz podświadomieszukałam właśnie takiego "miejsca mocy". Miejsca, w którym poczujędreszczyk niepokoju. Miejsca magicznego, a zarazem mrocznego i na swój sposóbstrasznego.

  

Jakiś nieznany impulskazał mi podejść bliżej. Stojąc przed tą mroczną i niesamowitą budowlą miałamciarki. A był to środek dnia. Gdybym trafiła tutaj sama w nocy, chybaumarłabym. Przedwcześnie. Na zawał. Tak po prostu. Ze strachu. Bo o ile mojaciekawa paranormalnych zjawisk natura może udawać odważniaka w ciągu dnia, otyle po zapadnięciu zmroku zwija się słodko w kłębek i już nie przypominawalecznego lwa, ale potulnego, strachliwego kociaka.

  

Siła przyciągania tychruin była ogromna. Magnetyczna, powiedziałabym, bo czułam się tak, jakbym byłanędznymi opiłkami metalu nie mającymi żadnych szans w konfrontacji z potężnym magnesem.Ja byłam pragnieniem, ruiny Spritem, a jak wiemy z reklamy - pragnienie nie maszans.

  

Ruiny tej najprawdopodobniejosiemnastowiecznej świątyni mają niewielkie rozmiary, ale w połączeniu zgarstką tajemniczych tablic i nagrobków sprawiają duże wrażenie. Ścianyporośnięte przez roślinność wydają się zanikać. Zupełnie tak, jakby las i ruinybyły jednością. Kompleks zlewa się w całość, a zachłanne pędy powoli oplatająmury, wyrywając to, co wydawać by się mogło, należy nie do świata architektury,ale bujnej, leśnej roślinności.

  

52 komentarze:

  1. A mnie przyciągnęło mnie słowo "las". To, co Irlandczycy klasyfikują jako las, w Polsce nazwalibyśmy parkiem lub porośniętym zboczem góry. Lasu w Irlandii mi brakuje, jeśli tylko jestem w Polsce, to staram się wpaść do jakiegoś prawdziwego lasu. Jeśli jakiś odkryłaś, to daj cynk!dr Woland.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle przetrzepałaś Fermanagh :) Nawet nie wiedziałem, jak to miejsce się nazywa, przy tych ruinach przecież nie ma żadnej tabliczki? Najbardziej podobał mi się ten grobowiec z gwiazdą i płaskorzeźba z rycerskim hełmem z przyłbicą - takie jakieś nie-irlandzkie. Fajne i ciemne miejsce, nawet w pogodny dzień (mroczne). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie jakoś nie brakuje lasów. Owszem, nie ma ich tutaj aż tak dużo, ale ilość otaczających mnie drzew zupełnie mi wystarcza. W moim regionie jest ładnie i zielono. Gorzej pod tym względem jest np. w Dingle. Dużo drzew jest chociażby we wspomnianym przeze mnie Castle Caldwell Forest Park i w Wicklow. Fajny i ciekawy jest też Deerpark Forest. Przyjemny spacer można także zaliczyć w lasku koło Cromlech Lodge w Co. Sligo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Fermanagh. A to, co opisałam to tylko mała część tego, co tam widziałam i zwiedziłam. Przewodniki opisują kilka najbardziej oczywistych atrakcji - zabytków i ciekawostek jest tam zdecydowanie więcej. Gwiazda na grobowcu działa na wyobraźnię. Zresztą jak całe miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super zdjecia i jeszcze lepszy opis :) Chcialbym kiedys to zobaczyc na wlasne oczy. A moze? Jestem na drodze do Europy. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. faktycznie wygląda jakby tam składano ofiary ... z ludzi ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie fotografujesz, urokliwe miejsce na Ziemi znalazłaś :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. o cholera, czy to nie znaki templariuszy???w Irlandii tez się ukrywali

    OdpowiedzUsuń
  9. tak, na pewno znaki graficzne o tym świadczą gwiazda i krzyż w jednym wow to nie samowite!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. na cholerę ta lampa!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie podobają mi się Twoje zdjęcia zarówno te, jak i poprzednie. Dzięki za to, że założyłaś tego bloga :) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, że lubisz takie opuszczone i zapomniane miejsca. W Irlandii pełno ruin, w których nikogo nie spotkasz, więc pewnie czułbyś się jak ryba w wodzie. Powodzenia w Hiszpanii :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie ukrywam, że przeszła mi taka myśl przez głowę, choć zapewne jest ona całkowicie bezpodstawna. Jednak lokalizacja tych ruin jest niecodzienna i mroczna, co wpływa na takie, a nie inne odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  14. Urokliwe, spokojne, nieprzeludnione, a do tego umożliwiające wspaniały kontakt z naturą. Irlandia to niesamowity kraj pod względem swojej urody. Dziękuję za miłe słowa, choć komplement chyba nie do końca zasłużony. Podróżowanie to moja pasja, fotografowanie nie, więc moje zdjęcia raz są lepsze, raz gorsze. Cieszę się jednak, że to, co stworzyłam, przypadło Ci do gustu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wygląda mi to na symbol tego zakonu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Yyy, bo taki był mój kaprys?

    OdpowiedzUsuń
  17. Gabrielu, wielkie dzięki za komplement. Moje zdjęcia są różne: raz lepsze, raz gorsze, te zaliczyłabym akurat do tej drugiej grupy. Fotografowanie nie jest moją pasją, podróżowanie - tak. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  18. cudowne miejsce,robi wrażenie,zazdroszczę możliwości oglądania i smakowania takich tajemniczych zakątków.

    OdpowiedzUsuń
  19. Robię, co mogę, by czas w Irlandii wykorzystać jak najbardziej efektywnie :) Trzeba korzystać z atrakcji turystycznych, jakie oferuje ten kraj.

    OdpowiedzUsuń
  20. Piękne ruiny. Zazielenione dla odmiany od szarych. I tym razem historia jest bardziej optymistyczna. Żadnych ofiar:) Jak tak piszesz o tym co sobie pomyślałaś. To ja się zaczęłam zastanawiać w jakim języku myślisz? Jeszcze polskim czy już z przyzwyczajenia angielskim?

    OdpowiedzUsuń
  21. Rose, ja nie należę do emigrantów, którzy po trzech miesiącach zapominają rodzimego języka. Po pięciu latach mieszkania tutaj nie mam problemów z posługiwaniem się polskim, nie mam obcego akcentu. Myślę po polsku, a po angielsku... sporadycznie przeklinam ;) Nie znoszę przekleństw i chyba łatwiej przechodzi mi przez gardło obcy "fu.ck", a nie jego polski odpowiednik :)Ruiny bardzo klimatyczne i tajemnicze - do tego stopnia mroczne, że żadna z towarzyszących mi osób nie chciała ich zwiedzić. Cieniasy, nie? ;)

    OdpowiedzUsuń
  22. Mężny Pendragon siedziałby tam pewnie w nocy o północy na masce samochodu, ćmiąc fajeczkę i popijając kawę z Centry, czekając na jegomościa w czarnym kapeluszu :)A co z Połówkiem, nie czujesz się bezpiecznie przy swym Paladynie?

    OdpowiedzUsuń
  23. Witaj po moim powrocie Taitko.Ileż mi ciekawych Twoich opowieści umknęło podczas mojego urlopu. Ale nadrobię na pewno. To cała przyjemność móc wędrować z Tobą po irlandzkich ścieżkach.Pozdrawiam ciepło :))

    OdpowiedzUsuń
  24. Zaraz sprawdzam na mapie gdzie to dokładnie jest. Brzmi fantastycznie!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Droga Taito, wiadomo, że każdemu zdarzają się lepsze i gorsze zdjęcia. Te uważam za piękne - mimo możliwych niedociągnięć technicznych - bo pokazują piękno i tajemniczość miejsca, a że jestem niepoprawnym miłośnikiem miejsc tajemniczych, fantastycznych i przepełnionych magią - a więc Irlandię, Walię i Szkocję i Twoje zdjęcia wywołują u mnie wielkiego rogala na twarzy :)Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie podejrzewałam Cię o to. Pytałam, ponieważ ja zauważyłam u siebie, że po tygodniu łapałam się na myśleniu po angielsku. No pewnie-cieniasy;) Ciekawe czy ja bym weszła z Tobą czy stchórzyła;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Zgadza się :) Profesjonalista ma prawo do błędu - w końcu "errare humanum est" jak mnie uczono na łacinie - a co dopiero taki amator jak ja :) W każdym razie dzięki za wyrozumiałość i zainteresowanie moją stroną. Mam nadzieję, że będziesz usatysfakcjonowany kolejnymi relacjami i zdjęciami. Dużo podróżowałam, będzie co opisywać, tylko że chyba gdzieś po drodze zgubiłam moją wenę twórczą. Na razie zdania układają mi się w głowie, przyjdzie czas, kiedy przeleję je na klawiaturę ;)Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Mnie się to naprawdę sporadycznie zdarza, widocznie szybciej się "asymilujesz". To dobry znak. Najważniejsze, by nie robić kalek językowych, bo to może zrodzić nieporozumienia i różne - mniej lub bardziej - zabawne sytuacje. Myślę, że poszłabyś ze mną. To nie jest aż tak straszne miejsce, jak mogłoby się wydawać.

    OdpowiedzUsuń
  29. Castle Caldwell Forest Park, Co. Fermanagh, United Kingdom, jakieś 2,5 - 3 godzin drogi od Ciebie. Ruiny jak to ruiny, ale ile tam innych atrakcji w pobliżu... Spokojnie mogłabyś tam spędzić 3 dni i miałabyś co zwiedzać.

    OdpowiedzUsuń
  30. Hehe, czuję, ale to nie zmienia faktu, że i tak bałabym się tam zjawić późną nocą. Strachliwa jestem, nie da się ukryć.A Paladyn, no cóż... powiedzmy, że siedzenie w samochodzie bardziej go interesowało od ruin ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Miledo, mam nadzieję, że przywiozłaś ze sobą mnóstwo wspomnień i zdjęć. Chętnie poczytam, gdzie byłaś. Mój urlop jeszcze nie został do końca wykorzystany, co mnie bardzo cieszy. To przyjemność pokazywać innym Irlandię. Gdyby nikt tutaj nie zaglądał, pewnie nie pisałabym tego bloga. Cieszę się, że są ludzie, którzy chcą bliżej poznać ten kraj. Przesyłam ciepłe pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  32. To jest jezeli sie kiedykolwiek do tej Hiszpanii dostane.

    OdpowiedzUsuń
  33. Być może. Co masz na myśli pisząc o kalekach językowych?Myślisz, że to miejsca bywają straszne? Ja myślę, że złe bywa myślenie o miejscach, a nie same miejsca...

    OdpowiedzUsuń
  34. Miałam na myśli kalki - zwane także odbitkami językowymi - czyli dosłowne tłumaczenie zwrotów z polskiego na angielski, czego słynnym przykładem może być "thank you from the mountain" :) Miałam trochę tłumaczeń na studiach i pani psorka zawsze zwracała nam uwagę, by tego nie robić. Słusznie zresztą. Tak. Sądzę, że są na tym świecie złe miejsca - miejsca promieniujące złą energią będącą wynikiem dramatycznych wydarzeń z przeszłości, złych właścicieli parających się na przykład czarną magią [okultyzm, Goecja...], itd. Te ruiny nie były takim miejscem. Chyba tylko raz zdarzyło mi się być w Irlandii w miejscu, w którym czułam się naprawdę źle. To były pewne zamkowe ruiny. I choć uwielbiam zamki i zawsze zwiedzam je z zainteresowaniem, wtedy po paru minutach powiedziałam do Połówka "chodźmy już stąd". Coś mi się tam wtedy nie podobało. Nie wiem, co i szczerze powiedziawszy nie chciałam wiedzieć, co to było. Nie wykluczam, że to była moja wina a nie ruin - może byłam wtedy zbyt przewrażliwiona, lub coś w tym stylu ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. Uśmiałam się. To się dogadałyśmy. W sumie ja pomyślałam o kalekach językowych, więc to prawie to samo co kalka językowa, która kaleczy język;) Staram się sobie przypomnieć czy ja kiedykolwiek byłam w takim miejscu i nie potrafię....Spotykałam ludzi, przy których tak się czułam, czasami związanych z sektami i już po oczach było widać, że coś z nimi nie tak....Czyli nawiedzone miejsca naprawdę istnieją?

    OdpowiedzUsuń
  36. Juz slysze jak ekolodzy dra moja skore na pasy. Pomimo dbania o zielone pluca powinnismy zadbac o to co moze przeminac. Ruiny przepadna na zawsze a roslinki odnowia sie ze znana sobie regularnoscia wiec chwytajmy za maczety!!!Moze nie az tak drastycznie ale mchy i porosty tez nie sluza starym kamieniom.Czy jest taka sciezka ktora nie dojdziesz do kolejnego zamczyska aby podzielic sie z nami jego widokiem?

    OdpowiedzUsuń
  37. Przepraszam za podwojny wpis ale internet mnie zawiodl, Taito wykasuj moj ten i jeden z poprzednich komentarzy, dziekuje i przepraszam za balagan. Na swoje wytlumaczenie mam tylko jedno jestem dopiero w trakcie pierwszej porannej kawy:)))

    OdpowiedzUsuń
  38. Moim zdaniem zdecydowanie tak. Ludzkie oczy wiele zdradzają. Czasem patrzę sobie na obcą osobę i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest niesympatyczna i nie chciałabym mieć z nią nic wspólnego. Są też oczywiście odwrotne sytuacje :)

    OdpowiedzUsuń
  39. Tego nie wykasuję, bo to fajny "komć" jest ;) To chyba nie jest Twoja wina, bo od dobrych paru dni dostaję zdublowane komentarze. Zresztą ostatnio Onet coś nawala i czasami nie mogę wejść na własnego / cudzego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  40. "chwytajmy za maczety" - świetne :) Totalnie mnie rozbawiłaś, Wojownicza Ataner :)

    OdpowiedzUsuń
  41. ~Obiezy_swiatka9 sierpnia 2011 19:39

    Taito, bardzo tajemnicze zdjęcia w tajemniczym lesie :)O.

    OdpowiedzUsuń
  42. Miejsce wygląda jakby zamknęło na zawsze jakieś tajemnice, a przecież widzę to tylko na zdjęciach! Co mówić o namacalnych odczuciach, właśnie tam, na miejscu? Piękne ruiny.Anka

    OdpowiedzUsuń
  43. ... w bardzo tajemniczym kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  44. W pewnym sensie właśnie tak jest, bo niezwykle ciężko dotrzeć do jakichkolwiek informacji na temat tego miejsca. To chyba najbardziej zagadkowe ruiny, na jakie tutaj natrafiłam.

    OdpowiedzUsuń
  45. Mi zdecydowanie brakuje intuicji do ludzi. Są tacy jak pisałam, że od razu widać, że coś jest nie tak, a i tacy którzy się niebywale dobrze kamuflują.

    OdpowiedzUsuń
  46. To chyba jedne z najbardziej fascynujących ruin, jakie u ciebie znalazłam, Taito. Mówisz, że umarłabyś? Ja też, ale bardziej z emocji, z podniecenia niż ze strachu. Uwielbiam takie klimaty, mroczne i tajemnicze, doświadczenia z pogranicza światów... ach odezwała się moja romantyczna natura!

    OdpowiedzUsuń
  47. Fakt, ale nie można kamuflować się w nieskończoność. Kiedyś trzeba pokazać swoje prawdziwe oblicze, swoją ciemną stronę, którą moim zdaniem większość z nas [jeśli nie wszyscy] ma. Ja zazwyczaj dość szybko - już po paru pierwszych minutach spotkania - wiem, czy to ktoś "w moim stylu" i czy coś z tego będzie. Są ludzie, z którymi rozmawia mi się świetnie i z którymi MAM ochotę rozmawiać. A są też tacy, którzy wcale nie nastrajają mnie na jakikolwiek kontakt z nimi. Normalne. Nawet po blogowych znajomych widzę tę ludzką różnorodność: różne osoby budzą we mnie różne odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  48. Widziałam ładniejsze miejsca, ale nie bardziej intrygujące od tego. Ta leśna lokalizacja, ta aura tajemniczości robią swoje. Ja prawdę powiedziawszy jestem wyjątkowo strachliwa - nie lubię sama przebywać w domu w nocy, bo się od razu negatywnie "nakręcam", a co dopiero w takim lesie... Brr. Ps. Cieszę się, że jesteś już po zabiegu i że wszystko jest w porządku. Najważniejsze, że masz to za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  49. To prawda co piszesz. Z blogowiskiem jest ta różnica, że można się okropnie pomylić co do ludzi. Ktoś może być zupełnie kim innym niż się przedstawia w sieci...Zdziwiłabyś się jak czasami wszystko jest wyreżyserowane-każde słowo, ile naniesionych poprawek, a nawet zdjęcia przemyślane...

    OdpowiedzUsuń
  50. Zakładam, że mówisz o jakimś konkretnym przypadku? Ja na szczęście nie miałam okazji trafić na oszustów blogowych, co nie zmienia faktu, że doskonale zdaję sobie sprawę, że tacy istnieją. Zobacz, jak powszechna jest kradzież cudzych zdjęć umieszczonych na blogach. Czasami nie dziwię się, że ludzie przenoszą się z Onetu, gdzie hasła nie ma, na inne platformy i dopiero tam - w spokoju sumienia - zamieszczają swoje prywatne zdjęcia. Ja dość sceptycznie odnoszę się do internetowych znajomości, rzadko kiedy przenoszę ja na grunt prywatny.

    OdpowiedzUsuń
  51. ,,Ruiny wchłaniane przez las'' - od razu do głowy przyszedł mi program telewizyjny, bodajże z National Geographic, w którym przedstawiane były miasta Majów, które systematycznie pożerała dżungla :-) Te Twoje ruiny są podobne, przynajmniej tak sobie to wyobraziłem. Świetnie się to wszystko zakamuflowało, jak tu wcześniej było skomentowane, dodają te roślinki klimatu, jakiejś magii, trochę strachu - piękne przemieszanie ;-) Mam nadzieję, że dam radę kiedyś tam pojechać, wszak Fermanagh jest stosunkowo niedaleko ode mnie.Korzystając z okazji - po prawie 2 miesiącach - pojawił się! Wpis podróżniczy. U mnie. Zapraszam! ;-)pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  52. Kolega kazał na siebie dłuuugo czekać :) Cieszę się jednak, że wreszcie coś opublikowałeś. Lubię Twoje spojrzenie na Irlandię, więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz :) Dobrze wiem, że masz co opisywać :) Nie bądź egoistą, podziel się tym z innymi ;) O miastach Majów to ja mogę pewnie tylko pomarzyć.

    OdpowiedzUsuń