Wielokrotnie przechodziłam koło stoiska z irlandzkimi filmami. Wiele razy spoglądałam na okładkę filmu „Veronica Guerin” i wiele razy odchodziłam stamtąd z innym filmem w koszyku. Zawsze wydawało mi się, że film przedstawiający historię dziennikarki „The Sunday Independent” nie jest aż tak bardzo wart uwagi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak daleka byłam od prawdy.
„Veronica Guerin” ukazała się w 2003 roku, siedem lat po śmierci dziennikarki. To biograficzny, niezwykle poruszający film wyreżyserowany przez Joela Schumachera. Zgrabnie przedstawiona historia zamyka się w niezbyt długim odcinku czasu. Film trwa półtorej godziny i przedstawia krótki wycinek z życia dziennikarki. Schumacher nie stworzył filmu dokładnie obrazującego żywot Veroniki Guerin. Historia przedstawiona w filmie to historia ukazująca działania dziennikarki zmierzające do zdemaskowania jednego z najpotężniejszych dublińskich gangów narkotykowych. To brudny i brutalny świat Dublina, gdzie nie ma miejsca na sentymenty. To szara, przygnębiająca rzeczywistość, w której często jedynym kolorowym promykiem jest krwistoczerwony Opel Calibra, którym porusza się Veronica.
Już na samym początku filmu widz wprowadzony zostaje w realia, w których osadzona jest fabuła „Veroniki Guerin”. Lata 90-te w Irlandii to lata, w których kraj zalała narkotykowa fala. Rok 1994 był wyjątkowo krytyczny. To właśnie wtedy 15 000 osób codziennie faszerowało się heroiną. Najmłodsi uzależnieni narkomani mieli zaledwie 14 lat. To był także rok przełomowy dla samej bohaterki filmu. Po latach opisywania skandali kościelnych i korupcji Veronica decyduje się na pisanie o narkotykowej gorączce trawiącej stolicę Irlandii. Nie kierują nią pobudki egoistyczne. Na jej decyzję wpływają przerażające sceny z dublińskich osiedli. Swoją decyzję argumentuje krótko: „Nobody’s writing about it. Nobody cares. Somebody needs to get after these bastards”. Jako matka kilkuletniego syna Veronica ma na uwadze przede wszystkim jego dobro [„You’d do the same. If you saw these kids on the street, you would do the same”]. Szlachetne pobudki prowadzą jednak do zagmatwanego, niebezpiecznego światka przestępczego. Dziennikarka wkracza na szalenie niestały grunt.
"Be Not Afraid" - napis na monumencie upamiętniającym dziennikarkę
W roli Veroniki wystąpiła wspaniała Cate Blanchett. Pomimo tego, że wcześniej widziałam ją w kilku filmach, dopiero po obejrzeniu „Veroniki Guerin” doceniłam jej kunszt aktorski. Blanchett spisała się świetnie. Została profesjonalnie ucharakteryzowana przez co jej fizjonomia przypominała prawdziwą Veronikę. Ta sama fryzura, podobne rysy twarzy i barwa głosu. To wszystko działało oczywiście na plus. Podobała mi się doborowa obsada. W filmie występuje wielu cenionych aktorów irlandzkiego i północnoirlandzkiego pochodzenia, jak chociażby Ciaran Hinds i Gerard McSorley, który kapitalnie wcielił się w rolę bezwzględnego brutala i bossa gangu – Johna Gilligana.
Dużym plusem jest przepiękna ścieżka dźwiękowa, która skutecznie buduje napięcie i porusza wrażliwe struny duszy. Fabuła filmu wciąga w zasadzie od samego początku. Akcja jest wartka, nie ma dłużyzn. Kiedy po raz pierwszy spojrzałam na czas trwania filmu, wyświetlany na odtwarzaczu DVD, upłynęło już ponad pięćdziesiąt minut. Po godzinie akcja staje się jakby szybsza. Zakończenie „Veroniki Guerin” zawsze niesie w moim przypadku wielki ładunek emocji. I nie ukrywam, że za każdym razem po skończonej projekcji tego filmu łzy cisną mi się do oczu.
Tutaj zwiastun filmu.
Widzisz, ja bym tego tak dobrze nie opisała i nie mam tak dobrego zdjęcia popiersia Weroniki. Film rewelacyjny, tak jak piszesz jest ciekawy, więc się nie dłuży. Sama historia przerażająca. Swoją drogą obejrzałam już sporo filmów kina irlandzkiego i wszystkie, które widziałam są w różnym stopniu poruszające. Opowiadają historie zwykłych ludzi, którzy zazwyczaj są bohaterami w swojej szarej codzienności. Bohaterami na inny sposób niż w hoolywodzkich produkcjach. Zazwyczaj niosą jakieś przesłanie i nawet jeśli tak pesymistyczne jak film o Weronice to dodają jakiejś wewnętrznej siły. Nigdy nie wyjdę z podziwu dla ludzi, którzy wyłamują się poza schematy i mają odwagę walczyć nie dla swoich pobudek egoistycznych, ale dla lepszego świata. Walka z "przemysłem" narkotykowym musiała być dla niej walką na śmierć i życie, innej opcji nie było, dlatego wszyscy starali się usilnie ją od tego odsunąć.
OdpowiedzUsuńAleś trafiła. Właśnie przymierzam się do obejrzenia tego filmu. Nie ukrywam, że zainspirowany krótkim wpisem u naszego wspólnego przyjaciela ;). Troszku się obawiam, bowiem ja człek prosty jestem i filmów trudnych oraz poważnych zwykle staram się unikać. Dlategoż dla właściwego podkładu idę dziś do na smerfy :).P.S. Zauważyłaś, że smerfy nie mają dziurek w nosie.... ?
OdpowiedzUsuńA mają te smerfy gdzieś w ogóle jakieś dziurki? Misza, kojarzysz taki wjazd z globusem z Twojego miasteczka na autostradę? To własnie tam zginęła Veronica. Zawsze mam ciary jak tamtędy przejeżdżam. Goń lepiej do xtra vision.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobała rola Cate Blanchett, dopiero przy tym filmie przyjrzałem się jej dokładniej i ją doceniłem. Poza tym lubię słuchać jak różni aktorzy przyswajają sobie na potrzeby filmu irlandzki akcent, ona to zrobiła świetnie.
OdpowiedzUsuńZakładam, że smerfy są w ogóle wolne od wszelakich otworów. Anieśka swoim zwyczajem zauważyła też, że ...hmmm ... nie mają z przody wypchanych spodenek. Nic dziwnego, że wyginęły.Globus kojarzę. Anieśka, która projekcję filmu ma już za sobą, właśnie mówiła, że Guerin zamordowali kawałek za naszym cmentarzem.A jak już w temacie irlandzkich filmów jesteśmy... Obiło Ci się o uszy Song for a raggy boy? Mocne kino...
OdpowiedzUsuńCate Blanchett prezentuje wysoki poziom aktorstwa i nie mam wątpliwości, że jest bardzo dobra w tym co robi. Jednak dopiero po tym filmie jakoś bardziej ją doceniłam. Utorowała sobie drogę do grona moich ulubionych aktorek. Akcent dobrze jej wyszedł, to prawda - sami Irlandczycy tak twierdzili, więc chyba wiedzą, co mówią ;)
OdpowiedzUsuńHaha, ale mnie rozśmieszyłeś - takiego pytania absolutnie się nie spodziewałam. Smerfy w ogóle są dziwne. Nie dość, że nie mają dziurek w nosie, to na dodatek na 100 Smerfów przypada jedna Smerfetka ;)Daj znać, jak już obejrzysz film - o ile się oczywiście odważysz ;) Ps. Jak to się w ogóle stało, że widziałeś "Song for a Raggy Boy"? To jest dopiero mocne kino.
OdpowiedzUsuńJa prezentuję podobny punkt widzenia. Niestety nie brakuje ludzi, którzy twierdzą, że "głupia dziennikarka nie powinna była wkładać nosa w cudze sprawy". Niektórym ciężko zrozumieć, że ona nie robiła tego dla sensacji, ale przede wszystkim z myślą o swoim dziecku. Dla mnie Veronika jest bohaterką - walczyła o lepszą przyszłość, chciała coś zmienić. Przede wszystkim działała, a nie narzekała, że jest źle i że ktoś powinien naprawić tę chorą sytuację. Nie do końca się jej to udało, ale jej walka nie poszła też na marne.
OdpowiedzUsuńMam ten film na liście i jeszcze go nie widziałem. Na razie przerabiam Cilliana i Collina if you know what I mean.
OdpowiedzUsuńZawsze się znajdą tacy ludzie. Powszechnie przyjęło się, że nikt nie robi wielkich rzeczy bezinteresownie. Ona robiła dla dziecka, ale też dla lepszej rzeczywistości. Dokładnie tak jak napisałaś, choć jak pomyślę o sobie to często narzekam, ale brakuje mi pomysłów jak ten mój świat czy w ogóle świat zmienić. No i całe życie powtarzają mi, że mam zająć się własnym podwórkiem bo świata nie zbawię;) Właśnie, co to zmieniło? Na koniec filmu było co prawda powiedziane, ale już nie pamiętam.
OdpowiedzUsuń... Anieśka kazała....
OdpowiedzUsuńhmmm nie znam tego filmu ale rzadko oglądam takie ciężki historie ...
OdpowiedzUsuńI dobrze zrobiła! :)
OdpowiedzUsuńNie nazwałabym tego ciężką historią, ale nie namawiam na film, bo wiem, że nie każdy lubi dramaty. Ja tak.
OdpowiedzUsuńMnie się podobał. Dobre, mocne i poruszające kino. Polecam jeśli nie masz nic przeciwko dramatom.
OdpowiedzUsuńpowiedzmy, że nie każdy lubi po pracy oglądać podobne rzeczy i sprawy co w pracy :)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko, pod warunkiem, że dzieją się w Irlandii :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie rzecz ujmując jej śmierć była punktem zwrotnym w walce z gangami narkotykowymi. Dopiero to wydarzenie otworzyło ludziom oczy i pobudziło ich do działania - zaczęto między innymi organizować antynarkotykowe marsze protestacyjne. Z filmu dowiadujemy się, że wkrótce po jej śmierci zwołano specjalne posiedzenie parlamentu i wprowadzono zmiany do konstytucji, które pozwoliły na konfiskatę mienia narkotykowych bossów - z tego co mi wiadomo nie jest to prawdą. Jej śmierć przyczyniła się także do powołania do życia CAB [Criminal Assets Bureau - rządowej agencji do walki ze zorganizowaną przestępczością w Irlandii]. No i na koniec - w wyniku zmian, które zaszły po śmierci dziennikarki w następnym roku przestępczość spadła ponoć o 15 %. Veronica walczyła z narkotykowymi bossami - teraz leży na cmentarzu w sąsiedztwie przeróżnych mafiozów i dealerów. Pocieszające jest jednak to, że Meehan, Ward, jak i Gilligan - osoby odpowiedzialne za jej śmierć - zostały ukarane.
OdpowiedzUsuńW takim układzie powinieneś być usatysfakcjonowany. W podobnym klimacie utrzymane są "Siostry Magdalenki" - też poruszający film, a w dodatku żadna tam fikcja.
OdpowiedzUsuńAch, no chyba że tak :) Odpoczynek od pracy jak najbardziej wskazany!
OdpowiedzUsuńWidziałem, płakałem :) jak to na dobrych filmach ;)
OdpowiedzUsuńGłusi też potrafią śpiewać !! Kołysanka w języku migowym :)http://www.youtube.com/watch?v=MyP9Vw2cG8Q
OdpowiedzUsuńhistoria veroniki była mi już znana, gdzieś kiedyś o niej czytałam, nie wiadziałam natomiast, że sfilmowali jej historię, dzięki Taita za namierzenie tego filmu:)
OdpowiedzUsuńRoweno, jest też inny film przedstawiający historię Veroniki Guerin - "When the Sky Falls" [Kiedy niebo runie]. Jeszcze go nie widziałam, więc nie mogę się wypowiedzieć na jego temat. Niektórzy twierdzą, że jest nawet lepszy niż "Veronica Guerin".
OdpowiedzUsuńPłakałeś i jeszcze się publicznie do tego przyznajesz? Godne pochwały! :) Film dobry i wzruszający, to fakt.
OdpowiedzUsuńTo pierwszy film na który poszłam w Irlandii do kina i byłam pod niesamowitym wrażeniem- do dziś pamiętam jego zakończenie jakbym to oglądała wczoraj. A Cate zagrała zjawiskowo.
OdpowiedzUsuńJednak coś ruszyło, coś się zmieniło. Ciekawe jak się potem wychowywało jej dziecko, w sensie czy osiągnęła to, co chciała.
OdpowiedzUsuńVi, piękny masz staż w Irlandii skoro widziałaś tutaj Veronikę :) Ja dosyć późno zaczęłam korzystać z usług tutejszego "omniplexa". Zaczęło się od "Robin Hooda", a potem już poleciało: "Książę Persji", "Shrek Forever", "Incepcja", "Drużyna A", "Turysta", "Unknown", "Horrible Bosses"... Ostatnio byliśmy na "The Guard" - fajny irlandzki filmik, miło spędziliśmy czas, czasami śmiejąc się na głos. Jak będziesz miała okazję, to obejrzyj :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak potoczyły się losy Cathala. Żal mi go - zresztą jak każdego innego dzieciaka, które przedwcześnie straciło kochającego rodzica. Mąż Veroniki ponownie się ożenił, jest zatem jakaś szansa, że Cathal miał w miarę szczęśliwe dzieciństwo.Narkotyki to choroba od dawien dawna trawiąca Irlandię. Nawet jeśli po śmierci Veroniki narkotykowa przestępczość spadła, to teraz pewnie i tak jest większa niż była w latach dziewięćdziesiątych. Gangi, porachunki, dealerzy, strzelaniny - to jest nieodłączny element Dublina i Limericku.
OdpowiedzUsuńStaż na pewno długi- w czerwcu minęło 8 lat i końca nie widać- dobrze że tak nam się tutaj podoba:) W sumie to nawet nie wiem dlaczego do kina chodzę tak rzadko, ale jednym z moich postanowień zanim skończę 30 lat (już we wrześniu!!!) to właśnie wybrać się sama do kina:)
OdpowiedzUsuńEe, to ja przy Tobie jestem emigracyjnym żółtodziobem :)Spiesz się, bo trzydziestka szybko Cię goni! :) Ja bardzo lubię moje miejscowe kino. W Polsce dość rzadko pojawiałam się w tego typu przybytkach - zwłaszcza po tym jak w jednym z nich zbłaźniłam się wrzeszcząc na pewnym horrorze ;) Tutaj chodzę z przyjemnością do kina - bilet jest w miarę tani [szczególnie jeśli idzie się na seans przed 19:00], fotele wygodne, a sala nowoczesna. Miłej soboty życzę :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tym filmem... i do tego Blanchett... Muszę go poszukać!
OdpowiedzUsuńHistoria warta obejrzenia, takie jest moje zdanie. Ten film to obowiązkowa pozycja dla każdej osoby zainteresowanej Zieloną Wyspą i irlandzką kinematografią. Osiołku, jak będziesz szukać filmu, to rozglądnij się także za "When the Sky Falls" - ta produkcja także nawiązuje do Veroniki Guerin. Miłego weekendu życzę.
OdpowiedzUsuńO Limerick słyszałam, Dublin mnie zaskakuje.
OdpowiedzUsuń"Veronikę" już obejrzałam, a na te"niebo" też będę musiała zapolować :)
OdpowiedzUsuń