Ponoć świat składa się z trzech rodzajów ludzi: z psiarzy, kociarzy i nudziarzy. To już oficjalne i potwierdzone: jestem stuprocentową kociarą. A dla sąsiadów z osiedla pewnie „tą wariatką, która ma całe stado kotów”.
Teraz już wiem, że gdybym dziś miała określić się jako dog person albo cat person, bez cienia wahania wybrałabym to drugie. Jeszcze parę lat temu - zresztą co ja piszę, jeszcze na początku tego roku! - nie umiałabym odpowiedzieć na to pytanie. Bo jak już niejednokrotnie wspominałam na blogu, uwielbiam zwierzęta i zawsze, ale to zawsze, przez całe moje dzieciństwo miałam pod ręką jakiegoś czworonoga. Niekoniecznie puchatego i milusińskiego. Kiedy bowiem pewnego dnia znalazłam na podwórku nietoperza z uszkodzonym skrzydłem, podjęłam się wyzwania przywrócenia go do „używalności”. Niestety mój ambitny plan zniweczył nocą kot. Rankiem zastałam w pudełku tylko resztki skrzydła, ale nawet wtedy nie wytoczyłam kotom wojny.
Czasami mam wrażenie, że moim przeznaczeniem było zostać damską wersją dr Dolittle. Przez wszystkie lata mieszkania w Irlandii więcej znajomości nawiązałam z osiedlowymi kotami niż sąsiadami. W moim domu zawsze znalazło się coś do zjedzenia dla przygodnego przybłędy. Choć nie posiadałam swojego kota, często jakiś u mnie przebywał. Nie tylko ludzie nie gardzą darmowym noclegiem i cateringiem. Koty również.
W ostatnim czasie coraz częściej błogosławię dzień, w którym znaleźliśmy przed domem małą, czarną kulkę. Gdyby los nie wziął spraw w swoje ręce, dziś nie byłabym posiadaczką kotów. Odkąd bowiem mieszkam w Irlandii, wydawało mi się, że nie jestem idealną kandydatką na kociego właściciela. I nie było to jakieś marne usprawiedliwianie się, czy wzbranianie się przed czworonogiem. Ja autentycznie byłam przekonana, że taki kot nie byłby ze mną szczęśliwy. Bo co mu po właścicielu, którego przez większość dnia nie ma w domu? Co jak co, ale od dawna wpojone miałam, że zwierzę wymaga odpowiedzialności i poświęconego mu czasu. Tymczasem zaś ze zdziwieniem odkrywam, że nasza kocio-ludzka współpraca pięknie się odbywa, i co najważniejsze – na zasadzie symbiozy.
koci węzeł gordyjski, czyli policz nas, jeśli zdołasz :)
wyginam śmiało ciało ;)
Czasami wierzyć mi się nie chce, że aż pół roku temu odbierałam poród naszej kotki. Pamiętam to jak dziś. Ekscytacja pomieszana z obawami: jak ona sobie poradzi, jest przecież taka młoda. A co jeśli nie wykaże ani krzty instynktu macierzyńskiego? Dziś jest mi głupio, że w nią zwątpiłam – nie znam bowiem wspanialszej kociej matki, która z takim poświęceniem, z taką czułością i oddaniem zajmowałaby się swoim potomstwem. I która, ku zdziwieniu weterynarza i wszystkich naocznych świadków, karmiłaby je przez kolejne miesiące ich życia.
Życie lubi weryfikować nasze plany. Dlatego pomimo skontaktowania się z odpowiednią organizacją, nadal mamy pod dachem całą kocią rodzinę. Kotów, przez ludzką nieodpowiedzialność, jest dużo. O wiele za dużo. Więcej niż chętnych na nie. A ci, którzy chcieliby przygarnąć kociaka, mają nieraz niemałe wymagania. Czarny nie, bo be. Pechowy. Rudy za to tak. Gingery są urocze. Tak urocze, że chcący przygarnąć rudzielca, trzeba… zapisać się na listę oczekujących.
kocham moją siostrzyczkę!
A małe? Nasze małe są niesamowicie kochane. I wcale nie takie małe, jak sugeruje nazwa. Nazywam je tak z przyzwyczajenia. Rosną jak na drożdżach, uwielbiają pieszczoty brzuszka, regularnie przybierają na wadze, a samiec alfa już teraz, w wieku sześciu miesięcy ma ponad cztery kilo. Podobnie zresztą jak mama, która po odstawieniu małych od cyca i chyba także po sterylizacji nabrała wreszcie masy ciała i już nie wygląda jak podrostek, lecz pełna gracji dama. Macierzyństwo zdecydowanie jej służyło. Przeszła niesamowitą metamorfozę. Z małej, nie bójmy się tego słowa, upierdliwej i stroniącej od kontaktu z człowiekiem kotki, zamieniła się w przekochaną kicię. Słodką, wyciszoną, przytulaśną. Nie sposób jej nie lubić.
Małe też nieco się wyciszyły. Mają za sobą okres najgorszych szaleństw. Dzięki Bogu przestały traktować zasłony i jukę jak ściankę wspinaczkową, ale nadal są w domu pokoje, do których nie mają wstępu. Kiedy ostatnio włamały się do salonu, pokój wyglądał jak po przejściu tornado. Wszystkie poduszki zostały zrzucone na podłogę, a dywaniki, imitujące owczą skórę, mocno sponiewierane. Nie wiem, jakim cudem nie zrzuciły ze stołu szklanego pojemnika na świeczkę.
musi być kontakt z człowiekiem!
Ciągle zdarza im się drapać to, czego nie powinny, mimo że mają do dyspozycji drapak. Mimo wszystko jednak nie potrafię się na nie gniewać. A one najwyraźniej owinęły sobie nas wokół palca – doskonale wiedzą, jak zrobić pozycję, którą nas rozbroi. A w tym są mistrzami. I nieprawda, że koty to samotniki. Widzę, jak lgną do siebie, jak przytulają się w czasie snu, jak dbają o siebie nawzajem, bawią się razem i wiem, że w dniu, w którym będę musiała je rozdzielić, chyba pęknie mi serce.
Hmm..zdjęcia są naprawdę rozbrajające, choć ja nigdy jakoś bardzo nie przepadałam za kotami. Całe życie pałałam ogromną miłością do psów. Nie wiem czy kiedykolwiek to się zmieni. Zastanawiam się tylko jak Wy się mieścicie w domu i w łóżku z takimi rozbestwionymi kociakami;)
OdpowiedzUsuńśliczne kociaki; zawsze wiedziałam, że jestem za kotami. uwielbiam je, choć tutaj nie mam żadnego, oprócz kotki sąsiadki, która spędza u nas połowę czasu(mimo wrzasków dzieci). czarne są piękne, czarnobiałe też i te białe i te bure.... każdy kot ma swój nieotparty urok i osobowość.
OdpowiedzUsuńAnka
Niech zgadnę - pewnie nigdy nie miałaś swojego kota? Coś mi mówi, że gdybyś przygarnęła/dostała takiego malucha, to z pewnością byś się z nim zżyła i świata byś poza nim nie widziała :) Koty są słodkie, inteligentne i kochane. Tylko trzeba je sobie odpowiednio wychować :) Nikt mnie nie przekona, że koty są głupie - dobrze wiedzą, kiedy coś nabroją, i też można je "wytresować". Mój polski kot potrafił np. sam otwierać sobie drzwi.
OdpowiedzUsuńZdziwiłabyś się - nasz obecny dom jest dużo większy od poprzedniego. Koty zajmują najmniejszą sypialnię, tam mają łóżko, na którym mogą się wylegiwać. Do dyspozycji mamy jeszcze dwie inne plus salon, ale tam obowiązuje je zakaz wstępu, bo kiedyś rozbiły mi moją ulubioną wazę ;) Czasami je tam wpuszczamy, ale tylko wtedy, kiedy są pod naszym nadzorem.
No to masz ode mnie dużego plusa, a nawet dwa :) Pierwszego za to, że lubisz koty, a drugiego za to, że nie masz głupich uprzedzeń do tych czarnych. Nie wiem, jak w XXI wieku można jeszcze wierzyć w gusła i przesądy na temat czarnych kotów.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam moje czarnuchy, choć biało-czarny jest moim oczkiem w głowie. Kiedy się urodził, byłam w siódmym niebie. W Polsce miałam kiedyś dwa czarne kocury i nigdy - nawet przez moment - nie przeszło mi przez myśl, że są brzydsze od rudych [tu niejeden Irlandczyk by ze mną polemizował]. Śmiem nawet twierdzić, że są ładniejsze, bo jeśli są zadbane i dobrze odżywione, mają przepiękne, błyszczące i aksamitne futro. A takiego nigdy nie widziałam np. u rudych kotów.
Nie, nie miałam swojego kota. Chcesz jednego mi przysłać w paczce?:D Cejrowski w ostatniej książce pisze o tym jak mu kota wsadzili do skrzynki...Słyszałam, że kota podobno nie da się wychować, ale ile w tym prawdy to nie wiem.
OdpowiedzUsuńLepiej nic nie pisz o domu czarownico. Nie dałaś mi adresu, nie mogłam wysłać kartki. Wstydź się!
No właśnie, nie mam więcej pytań ;) To wszystko tłumaczy :)
OdpowiedzUsuńRaczej nie skorzystam z propozycji podesłania Ci któregoś. Maluchy są dziś po zabiegu sterylizacji, więc nie chciałabym stresować ich bardziej niż to konieczne ;)
Cejrowski - umieściłam go na mojej liście życzeń, kiedy pisałam list do Mikołaja :) Mam nadzieję, że go dostanę.
Wszystko w swoim czasie :) Obawiałam się, że wyślesz coś więcej niż kartkę.
Ojej, zabrzmiało prawie jak w sądzie. Zdaje się tylko Kafka by mnie zrozumiał pisząc swój Proces;)
OdpowiedzUsuńBidulki, ogołociłaś je. Tak, tak. Wiem, że to konieczne. Tak tylko drażnię lwa na dobranoc:)
Widzisz Kobieto, a ja mam jednego na zbyciu bo mi się zdublował. Najpierw kupiłam sama, a potem dostałam:)
Coraz więcej ludzi mi czyta w myślach, chyba robię się banalna;)
Taito, wszystkiego najlepszego w Świąteczny czas i Szczesliwego Nowego 2015 Roku
OdpowiedzUsuńżyczy Ataner.
Dzięki, Ataner, i wzajemnie. Powodzenia w 2015 roku.
OdpowiedzUsuńBo tak właśnie miało zabrzmieć :)
OdpowiedzUsuńNie mam wyrzutów sumienia, bo kocia mama i jeden z "chłopców" już dawno zostali wysterylizowani i jakoś nie widać, by im było z tym źle. Wręcz przeciwnie. Zabieg przeszli bezproblemowo. Maluchy też mają się świetnie, wczoraj wręcz rozsadzała je energia.
O, proszę! Może znajdzie się jakiś potrzebujący :)
Ha! Czyli miałam rację!
Rose, wspaniałych świąt Ci życzę. Jeśli się wyrobię, to jeszcze dziś napiszę maila [bo tylko Ty mi zostałaś z "zaległości"]. Jeśli nie, to odezwę się za kilka dni. Trzymaj się ciepło :)
Wesołych Świąt Kochana :)
OdpowiedzUsuńSterylizacja to podstawa! Wiem ze Twoje kotki to tez byla "wpadka" ale Ty sie nimi opiekujesz i szukasz domu, ile jest takich ktore wyladowaly na ulicy z powodu glupoty ludzi ktorzy swoich kotow nie sterylizuja. Ostatnio uslyszlam od kogos kto ma kocura wychodzacego ze po co tracic pieniadze na kastracje skoro to kot nie kotka wiec problemu do domu nie przyniesie...a ile sie przez to bezdomnych kociat urodzi to tej osoby juz nie interesuje. Zawsze mialam slabosc do czarnych kotkow. Ale tez podchodzilabym z rezerwa do osob ktore chca tylko rude a innych nie - albo chcesz dac dom kotu albo nie, to nie jest przedmiot ktory ma pasowac kolorem do mebli. Pewnie ze tez rudaski mi sie podobaja ale chcialam miec kota, trafila sie czarna Kitty i ja pokochalam, a drugi jest tuxedo cat czyli bardzo pospolity ale to sa moje koty i dla mnie sa najpiekniejsze na swiecie.
OdpowiedzUsuńOwszem kota sie nie da wychowac i nie jest sie nigdy "wlascicielem" kota. Albo ktos to rozumie albo nie i jak nie to nie powienien kota adoptowac.
Też tak uważam i wydawać by się mogło, że to "oczywista oczywistość", ale niestety nadal nie brakuje osób, które z różnych przyczyn nie chcą "OKALECZAĆ" swoich czworonogów. Sama najlepiej wiem, że zabiegi nie są tanie [w mojej lecznicy 75 euro za kotkę i 50 za samca], ale to jednorazowy wydatek, który zaprocentuje w przyszłości. Doskonale się o tym przekonałam, kiedy opiekowaliśmy się porzuconym, niewykastrowanym kotem. Pewnego dnia wrócił do domu z tak paskudną raną, obolały i poturbowany, że wizyta u weterynarza okazała się koniecznością. Nie mogłam patrzeć jak cierpi. Wizyta w lecznicy i leki kosztowały chyba około 40 euro. Wykastrowany kot nie dość że ma dwukrotnie zwiększoną szansę na długie i szczęśliwe życie, to do tego nie wykazuje ciągot do walki o teren i samicę. I nie znaczy domu moczem. Akurat w przypadku tego kota nie miało to znaczenia, bo to kilkulatek był, ale u młodych i dojrzewających kocurków jest to poważny problem. Chcieliśmy tego uniknąć, bo mieliśmy pod dachem kilku dojrzewających "chłopców", teoretycznie już aktywnych seksualnie. Na szczęście są już parę dni po zabiegu. Wszystkie mają się świetnie. Nawet "dziewczynka", a u samiczek te zabiegi zawsze są bardziej inwazyjne niż u samca. Jedyne na co może narzekać to kilkudniowy szlaban, no ale to musi mi wybaczyć, bo nie mogę jej wypuścić na podwórko ze świeżą blizną po zabiegu. Póki co rana goi się bezproblemowo, a mała nie wykazuje żadnych odchyleń od normy: jak zawsze domaga się pieszczot i uwagi i upewnia się, że każdy wyraźnie ją słyszy :) Zostałam wielką zwolenniczką sterylizacji, bo po doświadczeniach z pięcioma kotami, wiem, że nie taki diabeł straszny jak go malują.
OdpowiedzUsuńCzarne koty są piękne, o czym zresztą zawsze przypomina nam weterynarz, kiedy komplementuje mamę i jej potomstwo :) Mają piękne i lśniące futro, bardzo przyjemne w dotyku. A ci, którzy uwielbiają te futrzaki, nie powinni wybrzydzać. Schroniska pękają w szwach, nasze lokalne SPCA ma ręce pełne roboty i mnóstwo kotów, którym trzeba znaleźć dom, ale niektóre z nich mają niestety kiepskie szanse na nowego właściciela. Z powodu czystej głupoty ludzkiej, o czym pisałam w poście. Szlag mnie trafił, kiedy dowiedziałam się, że utworzyła się lista oczekujących na rude koty. For fuck's sake... To już jest jakaś paranoja. Ale OK, niech będzie. Ja moich i tak nie oddałabym pierwszej osobie, która by się napatoczyła. Jak przystało na "matkę" zapatrzoną w swoje ukochane dzieci, mam wysokie wymagania do kandydatów na kociego właściciela. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że już po świętach dwa (!) maluszki idą w dobre ręce. Co najważniejsze - do tego samego domu, gdzie ich głównym zadaniem będzie leżenie i pozwalanie się głaskać :)
Dziękuję za pamięć, Aga :) Życzę Wam wszystkiego najlepszego w tym nadchodzącym roku.
OdpowiedzUsuńTaito, jaki fajny post! Nie miałam pojęcia, że masz koty. Czytając cię, jakbym czytała siebie. W pewnym momencie mieliśmy 9 kotów... Teraz już "tylko' 4 (rozdaliśmy sporo). Nasza kotka, Marysia już miała jechać do sterylizacji, już pożyczyliśmy klatkę do przewozu kota od znajomych, kiedy po prostu nie wróciła do domu... Nie ma jej już jakieś 1,5 miesiąca. I już nie mam nadziei... Mamy teraz 3 kocury i jedną, malutka kotkę... Muszę im zrobić sesję zdjęciową :) no i też są biało czarne!!! Pozdrowienia od kotów polskich dla kotów irlandzkich :)
OdpowiedzUsuńWitaj, Pełnoletnia :) Miło mi Cie tutaj widzieć :)
OdpowiedzUsuńMnie się wydawało, że to my mamy dużo kotów, tymczasem w ostatnim czasie spotykamy ludzi, którzy mają nawet po... kilkanaście sztuk! Z piętnastoma pewnie nie dałabym sobie rady, ale pięć kotów to jeszcze nie tak dużo ;) Najgorzej jest, jak każdy chce być głaskany w tym samym momencie. Są zazdrosne o naszą uwagę i kiedy głaszczemy jednego, drugi się popisuje i też chce być głaskany. Słodziaki. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez kota, wiesz?
Tak, pamiętam, jak wspominałaś o Marysi. Ja też nie wierzę, by wróciła po tak długim czasie. Z doświadczenia wiem, że przeważnie już nie wracają.
Koniecznie sfotografuj swoją wesołą gromadkę :)
Trzymaj się ciepło :) Życzę Wam wspaniałej końcówki 2014 roku i jeszcze lepszego 2015 :)
I jak tam? Byłaś grzeczna w tym roku czy masz na sumieniu coś więcej niż tylko sterylizację niewinnych kociąt?;)
OdpowiedzUsuńChyba się nie wyrobiłaś. Nic to. Pozostaje mi się przyzwyczaić i kochać Cię taką:P
Tak prawdę powiedziawszy to chyba niekoniecznie grzeczna, ale święty i tak mnie odwiedził :) I miał baaardzo duży worek ;) Pełen dobrodziejstw :) Mam taką teorię: albo ma do mnie dużą słabość, albo po prostu lubi grzeszne dziewczynki ;)
OdpowiedzUsuń"Pozostaje mi się przyzwyczaić i kochać Cię taką:P" Awww! <3
PS Mail właśnie wysłany :)
Co do tego, że lubi grzeszne dziewczynki to już wiadome od dawna.
OdpowiedzUsuń:D
Odpisałam na szybciutko. Dłużej innym razem.
o z tymi czarnymi demonami trzeba uważać ,mogą zaczarować na całe życie.Już niestety nie mam mojej Oliwki,odeszła w kwietniu,ale zachodziłdo niej czarny mefisto,który skradł serce mi i mojej cici.Tak cudnego kota -czarnrgo w zyciu nie widziałam,oczyska wielkie zielone,świecący jak puma,ruch jak w w 3d.skubany taki cudny,pozdrawiam kocie towarzystwo nieliczne ale śliczne.
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o swoich kotkach, ja nigdy nie miałam zwierzaka, a baaardzo chciałabym mieć swojego kota. Zastanwiam się nad kupieniem brytyjczyka krótkowłosego. Mam obawy, czy nadaję się na właściciela kota, bardzo dużo pracuję, mąż pracuje poza krajem a syn mieszka w innym mieście - studia, w związku z czym kot byłby skazany na dużą dawkę samotności. Nie wiem czy podołałabym, może to jeszcze nie ten moment.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Doradzam szybko wziazc sie za ogloszenia, bo teraz jest ostatni dzwonek na wyadoptowanie kociakow urodzonych w 2014roku. Wiosna bedzie kolejny wysyp maluszkow i wtedy niewiele osob zdecyduje sie na adopcje ubieglorocznych kociakow. Dla dobra kotow i dobra nowych wlascicieli dobrze jest doradzac kazdemu adopcje parami.
OdpowiedzUsuńAcha, po Nowym Roku zaczna sie ruje i dlatego warto jest jak najszybciej wysterylizowac tegoroczne koteczki, a kocurki mozna troche pozniej (wtedy, gdy dojrzeja).
Uwielbiam koty, choc od zawsze mialam psy i koty rownoczesnie. Psy bardzo lubie, ale koty sa na specjalnych prawach. Kazdy kociarz wie, o co chodzi.
Śliczne kociaki. Też mieszkam w Irlandii i mam wielką slabość do kotów. Obecnie mam trzy, niestety nie tolerują się. Jedna kotka( szylkretka z przewagą czarnego) jest chora, nie słyszy, prawie nie widzi, grozi jej usunięcia oka ale nie zdecydowaliśmy jeszcze. Znaleźliśmy ją na parkingu przy Lidlu jak miala około 4 miesięcy. Drugi kocur mocno chorowal więc go przygarnęliśmy, biało-czarny, ma okolo 5 lat. Trzecia zaraza znalazła nas w lecie. Była potwornie chuda i miała gdzieś jedno małe, prawdopodobnie malucha przygarnęli jacyś ludzie. Jak zaczęło się robić zimno wprowadzila się do nas. Też jest szylkretką ale bardziej brązowo - beżowo- ruda, ma około roku. Trzy koty i wynajęty dom, kontrakt kończy się za trzy miesiące. Szukamy domu dla tej maluchy, jeszcze musimy ją wysterlizować. Co będzie dalej nie wiem. Wynajęciu domu mając zwierzaki to nie lada problem. Musimy znaleźć dom dla kocurki i może kocura, bo Naki (chora) zostanie z nami do końca.
OdpowiedzUsuńPIES MA PRZYJACIELA A KOT NIEWOLNIKA!!! Kto zdecyduje sie na kota powinien byc swiadomy ze bestia ostrzy pazury na wszyskim co sie da, siersc jest wszedzie, jezeli kocicho ma ochote sie bawic to wcale mu nie przeszkadz ze to srodek nocy a Ty jestes zmeczona po calym dniu pracy.
OdpowiedzUsuńWyrazy szacunku bo jest Pani odpowiedzialna osoba i pisze o swoich z ogromna miloscia;
Szczesliwego Nowego 2015 Roku!
Im wcześniej koty rozdzielisz, tym lepiej.... Daj ogłoszenia do internetu (ze zdjęciami)/gazety. Licząc na pomoc organizacji ograniczasz się do jednego źródła (ok kanału dystrybucyjnego). I w zasadzie stawiasz wszystko na jedną kartę.
OdpowiedzUsuńJak będziesz oddawać koty, zapytaj kandydatów, czy mieli kota i co się stało z poprzednikiem (z moich doświadczeń osoby, które nie miały kota wcześniej-się nie sprawdzają- po prostu mają inne wyobrażenia, które potem weryfikuje życie). Koniecznie też utrzymuj kontakt telefoniczny (ale nie narzucający się), a jeszcze lepiej mailowy. Ja zawsze proszę o maila- to podeślę zdjęcia kota. Podpisz umowę adopcyjną i powiedz wyraźnie, że gdyby coś poszło nie tak zawsze kota przygarniesz z powrotem.
Uwierz mi lepiej zagwarantować sobie czyste sumienie niż potem martwić się (albo nawet dowiedzieć się), czy ktoś kota nie wyrzucił. W umowie też powinna być informacja, że zastrzegasz sobie prawo do odebrania kota, gdyby warunki były nieodpowiednie. I jeszcze bardzo ważne, abyś dopilnowała sterylizacji tych kotów.
To tyle.
Powodzenia życzę.
Dla nas zdecydowanie lepiej by było, gdybyśmy oddali je, kiedy były malutkie. Przez te pół roku mocno się do siebie przywiązaliśmy, małe bardzo nas lubią, a my ich. Ciężko będzie mi się z nimi rozstać. Mam wrażenie, że nikt nie zapewni im lepszej opieki i nie da tyle miłości co ja. Mam w dodatku głupie myśli, że w przypadku oddania będą za nami tęsknić. I że to nie fair z naszej strony, by pozbywać się tak dużych kociaków.
OdpowiedzUsuńDziękuję za rady, ale ja to wszystko już wiem. Zdążyłam się doszkolić. Bez obaw, nie planuję oddać kotów pierwszej lepszej osobie. Szukam odpowiedzialnego i kochającego kandydata. Maluchy miały niedawno zabieg sterylizacji [pewnie jeszcze napiszę o tym na blogu, bo to naprawdę ważna sprawa, a dużo osób ją lekceważy] i mają się świetnie.
Pozdrowienia przesyłam :)
Dobrze jest mieć taką świadomość, ale nie powiedziałabym, że to zachowanie, które występuje u każdego kota. Moje polskie kocury nie niszczyły żadnych mebli, ale może dlatego, że sporo czasu spędzały na podwórku. Nasza obecna kotka też nie ma takiego nawyku - pięknie korzysta z drapaka. Niektóre maluchy natomiast czasami się "zapominają" i drapią drewnianą barierkę lub dywan. Zwłaszcza ten mój biało-czarny piękniś w tym przoduje.
OdpowiedzUsuńPrawda - mój kocur potrafił obudzić mnie w środku nocy, bo chciał się bawić, lub po prostu wyjść na nocny spacer. Ale i tak mu to wybaczałam :) Moja kotka ma natomiast w zwyczaju wychodzenie późnym wieczorem i wracanie wczesnym porankiem. Nie wiem, jak ona to robi, ale praktycznie codziennie o tej samej porze budzi mnie jej miauczenie za oknem. W zasadzie to nie wiem, po co jeszcze korzystam z budzika w telefonie, skoro ona świetnie spisuje się w jego roli :)
Nie robię nic nadzwyczajnego ani godnego szacunku, ale dziękuję za miłe słowa. Miło natrafiać na kolejnych kociarzy :) Koty rządzą ;) Ja również przesyłam Pani serdeczne życzenia noworoczne. Oby ten nowy 2015 rok był znacznie lepszy od swojego poprzednika.
Jolu, od czytania takich komentarzy rośnie i raduje się moje serce! :) Okropnie mi szkoda Twojej biedulki. Mam nadzieję, że wszystko będzie z nią OK. I podziwiam Was, że nie pozbyliście się tych chorych zwierzaków. Wiem, że wiele osób, by tak postąpiło na Waszym miejscu. Jak pewnie doskonale wiesz, lekarstwa i wizyty u weterynarza nie należą do najtańszych.
OdpowiedzUsuńMoże uda Wam się przedłużyć kontrakt i będziecie mogli zostać w obecnym domu? Powodzenia Wam życzę, bo zdecydowanie będzie Wam potrzebne. Wierzę jednak, że wszystko ułoży się po Waszej myśli!
Ja sobie doskonale zdaję sprawę z tego, że najlepiej byłoby oddawać je parami, problem jednak w tym, że ciężko znaleźć chętnego na jednego kociaka, a co dopiero dwa. Nasze lokalne "schronisko" ma do oddania kilkadziesiąt kotów, a co gorsza, ich liczba stale rośnie. Pierwszeństwo mają zwierzaki bezdomne, więc nasze są gdzieś na końcu listy. Jedna z pracownic powiedziała nam kiedyś, żeby nie martwić się tym, iż kociaki szybko rosną, bo niektórzy ludzie szukają dorosłego osobnika. Maluszki - jak wiadomo - są bardzo pocieszne, ale też psotne. U mnie przejawiało się to m.in. tym, że z uporem maniaka wspinały się po juce i zasłonach, a także drapały wykładzinę podłogową zaciągając i prując ją.
OdpowiedzUsuńKociaki są już wysterylizowane, więc jeden problem z głowy. Nie muszę się już martwić o kolejne mioty, czy znaczenie domu moczem.
Wcale Ci się nie dziwię, bo to piękna rasa jest. Gdyby nie to, że mam już pod dachem szczęśliwą kocią rodzinkę, to może sama bym się pokusiła o takiego pięknisia.
OdpowiedzUsuńJeśli miałabyś możliwość wypuszczania kota z domu [one uwielbiają zabawy na świeżym powietrzu], to pewnie jakoś wybaczyłby Ci Twoją nieobecność :) Moje czasami spędzają większość dnia same w domu [lub ze swoją mamą], ale po powrocie z pracy wszystko im wynagradzam. Dobrze jest też zainwestować w kocie zabawki, które stymulowałyby zwierzęta do zabawy. Dzięki temu nie nudziłyby się tak bardzo. A tak poza tym - pamiętaj, że koty naprawdę dużo śpią ;)
Trzymaj się ciepło :)
A który stary pryk nie lubi młodych i grzesznych dziewcząt? ;) A jeszcze jak któraś do tego jest ładna... ;)
OdpowiedzUsuńNo to masz szczęście, bo tak krótki mail, napisany na kolanie, na pewno u mnie nie przejdzie ;)
Współczuję utraty ukochanego czworonoga. Tak - te wielgachne oczyska potrafią chwycić za serce. Moja kicia właśnie takie ma - duże, piękne, niczym postaci z mangi :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
wow podziwiam że taka gromada kotów jest na utrzymaniu :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko że ludziska tak nie lubią kotów oraz tych co je dokarmiają lub trzymają w większych ilościach
ostatnio widziałem osobę co trzyma 7 kotów i 1 psa (żyją towarzysko), ale na podwórku uważana jest za wariatkę i z tego co słyszałem szykanowana :(
ale nie ma co się dziwić, skoro ludzie nie pomagają sobie wzajemnie to tym bardziej mają znieczulicę i na zwierzęta
Swięta prawda! Całe życie byłam psiarą. Sądziłam,że nie przepadam za kotami. Odkąd mam kota kocham go na zabój i nawet mój jeden z trzech psów jest zazdrosny.
OdpowiedzUsuńPonad dwa lata temu odkryłam w sobie kociarę, nie wiedziałam że nią jestem. Moja trzy kolorowa kotka sama sobie mnie wybrała i już tak zostało. Nie miałam pojęcia, że koty to takie wspaniałe zwierzątka. Dzisiaj jestem posiadaczką dwóch kotek i jednego kotka i wiem, że nie mogłabym bez nich żyć. Wszystkie przypadkiem znalazły się w moim domu i bo po prostu nie miały innego i nie wyobrażam sobie, że nie przyjęłabym ich ze względu na kolor sierści. Oczywiście czarna koteczka też jest i jest ukochana i uwielbiana przez wszystkich domowników tak jak i reszta. Całkowicie rozumiem Cię Taita, moje kotki też drapią nową tapetę i sama nie wierzę, że na to pozwalam. Pozdrawiam wszystkich kociarzy!
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję gromadki, sama mam 6 kotów i psa i wiem, że z biegiem czasu coraz trudniej oddać stwora. Fakt, jest pełno sierści , fotele podrapane, czasami ktoś przebiegnie po twarzy w środku nocy, ale nie oddałabym żadnego. Mam czarne, białe i bure, prawie wszystkie znajdy , niechciane, porzucane, u nas dożyją swoich dni. Przynajmniej nasze dzieci( córka 18 lat i synek 6 miesięcy) nauczą się żyć szanując inne istoty. A pani koty rozkoszne słodziaki
Coś w tym jest - osoby, które mają dużo kotów często są negatywnie postrzegane przez otoczenie. Sama niedawno poznałam Irlandkę, która dokarmia w naszym mieście kilkanaście bezdomnych kotów. Oczywiście zaraz znalazł się ktoś, komu było to nie na rękę. W efekcie kobieta przestała to robić, bo ją facet skutecznie zastraszył. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWe wczesnej młodości, kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, miałam dwa psy. Fajne stworzenia, nie powiem, ale teraz wolę koty. Moi byli sąsiedzi nieco "obrzydzili" mi psy. Psie ujadanie to coś strasznego i denerwującego, kiedy człowiek chce się zrelaksować w ciszy. Teraz też mamy sąsiadów, którzy mają psy. Całkiem spore osobniki. Tak się składa, że buda i wychodek jednego z nich przylega do lewej strony naszego ogródka. Fetor, jaki unosił się w tamtym miejscu w lecie, był wprost ohydny...
OdpowiedzUsuńW zasadzie to mogłabym powiedzieć, że to moja własna historia :) Moje koty też przypadkowo do mnie trafiły. To one wybrały mnie, nie ja i ich. I choć jeszcze niedawno nie rozważałam posiadania kota na stałe [dokarmiałam koty "dochodzące"], teraz nie wyobrażam sobie mojego życia bez nich. Takie małe stworzenia, a tyle szczęścia potrafią dostarczyć. Kontakt z nimi wspaniale relaksuje.
OdpowiedzUsuńJa trochę stopuję moje kociaki i wyznaczam im granice, których nie powinny przekraczać. Muszę, bo inaczej na głowę by mi weszły ;)
Jaka tam znowu pani? :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, rozkoszne są, bardzo pocieszne i przyjacielskie. Boję się tego oddania ich w cudze ręce. Maluchy różnią się od siebie charakterem i upodobaniami, ale każdy z nich jest fajny na swój sposób. I każdego z nich bardzo lubię. Czas trochę działa na naszą niekorzyść. Z jego upływem coraz bardziej się do nich przywiązuję. Ostatnio jedna kobieta w lecznicy przekonywała Połówka, by nie oddawał maluchów, bo "pięć kotów to nie jest dużo! Ja mam ich... 15!".
Pozdrowienia przesyłam i uściski dla zwierzaków ;)
WIedzieliśmy, że jest chora. Vet mówił, że nie pożyje dlugo a jest z nami 21 miesięcy. Jest jak male niepelnosprawne dziecko ale potrafi być strasznie kochana. Chociaż od kiedy jest z nami nie przespalam całej nocy to i tak nie zamieniłabym jej na żadnego innego kota. Przed nami trudna decyzja, narazie jest na kroplach na jaskrę, ciśnienie w oczkach jest bardzo wysokie ale chyba nie zgodzimy sie na usunięcie oka, bo nie ma pewności czy to pomoże. Urwis, kocur też ma problemy, jutro będą mu czyscić uszy, bagatela 80E ale trzeba mu pomóc.
OdpowiedzUsuńCo do domu to myślimy o wynajęciu gdzieś poza miastem(Co Tipperary), większa szansa na pozwolenie na zwierzęta. A zmienić chcemy, bo dom duży i niestety bardzo zimny. Wszystko byłoby fajnie gdyby zwierzaki sie dogadywały. Naki syczy na wszystkich, atakuje, wiem boi się. Urwis z kolei chce wszystko dla siebie a maluszka boi się obydwu. Poukładamy to jakoś. Dzięki.
Wielki szacunek i podziw się Wam należy. Cieszę się ogromnie, że Naki trafiła na tak kochających i odpowiedzialnych ludzi. Skoro koty nie mają ze sobą dobrych kontaktów, to chyba faktycznie należałoby poszukać domu dla dwóch pozostałych. To by zapewne bardziej odpowiadało Waszej kotce. Trzymam kciuki za zdrowie kici i Waszą przeprowadzkę.
OdpowiedzUsuńJestem od zarania dziejów psiarą ale Twoje kociątka bardzo mnie rozczuliły. Cudne są, życzę Wam wiele zdrowia i szczęścia w nadchodzącym Nowym Roku. A tak na marginesie to podobno jak ma się w domu czarnego kota to te obce przebiegające drogę już nie są szkodliwe i pecha nie przynoszą :-)
OdpowiedzUsuńjakie super! sliczne! wycalowalabym je wszystkie! Mam psa (duzy) i kota ale zdecydowanie jestem kociara! Uwielbiam syjamskie! Czarne tez sa ladne :)
OdpowiedzUsuńJa muszę się mocno powstrzymywać, by ich nie całować. Są "do zjedzenia" :) Pozdrawiam z chłodnej Irlandii :)
OdpowiedzUsuńPsiaro, wielkie dzięki za komentarz, miłe słowa i życzenia. Ja również życzę Ci wszystkiego dobrego w tym nadchodzącym roku.
OdpowiedzUsuńA maluchy faktycznie są rozczulające. Uwielbiam na nie patrzeć, kiedy przytulają się do siebie, liżą nawzajem i śpią. Są wtedy takie urocze :) Mój Połówek nigdy nie miał kota, od zawsze był wielbicielem psów, a teraz wprost rozpływa się na widok naszej kotki i jej małych :) Trzeba by było mieć serce z kamienia, albo w ogóle go nie mieć, by pozostać obojętnym na ich urok.
Co do ostrzenia pazurkow na wszystkim - moje koty nie wychodza a nic mi nigdy bnei podrapaly oprocz tego co moga - maja jeden wielki drapak - cat tree - i pare malych rozstawionych po calym domu plus stara skorzana pufe ktora moga drapac ile chca. Nowe sofy, meble i krzesla sa nietkniete. Jak kot probuje drapnac cos czego mu nie wolno wystarczy go przegonic i zrozumie. Wystraczy zapewnic kotom duzo drapakow no i przycinac pazurki.
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałaś o tym, by je wypuszczać? Wiem, że w starym mieszkaniu nie wchodziło to w grę, sama też nie wypuszczałabym kotów, gdybym mieszkała w Dublinie. Trochę szkoda, że nie mogą bawić się na podwórku. Koty to uwielbiają.
OdpowiedzUsuńMy też mamy cat tree, widać je zresztą na zdjęciach, ale maluchy nie zawsze z niego korzystają. Chyba wyrobiły sobie zły nawyk, kiedy były maleństwami. Wtedy jeszcze nie mieliśmy drapaka, bo nasza kotka nie robi żadnych zniszczeń i nie było potrzeby posiadania go.
Czytalam duzo na ten temat glownie rzeczy napisanych przez tzw kocich psychologow - koty wychowane w domu od poczatku nie czuja zadnego dyskomfortu nie wychodzac na zewnatrz. Mam duzy pietrowy dom teraz z mnostwem przestrzeni plus duzy osiatkowany taras na ktorym lubia siedziec ale bez przesady. Wola nasze kolana ;) To ze nie nie mieszkam w Dublinie nie znaczy ze koto by tu nie grozilo niebezpieczenstwo - zwlaszcza takim wychowanym w domu - jest mnostwo doroslych kotow wkolo ktore nocami sie bija i gryza (slysze to), lisy, samochody - co prawda malo bo nie ma tu drogi jako takiej ale mieszkancy osiedla wjezdzaja i wyjezdzaja. Juz o chorobach do zlapania od innych kotow nie wspomne. Moja mama miala wychodzacego kota przez 6 lat a mieszka tez w bardzo spokojnej willowej okolicy, raz kot zniknal na 2 dni i wrocil z przecietym brzychem, rozdartym doslownie. Dwa miesiace byl leczony i w koncu zdechl(nie lubie tego slowa). Mam do tej pory placze kiedy wchodzimy na temat kotow. Nie wyobrazam sobie straty ktoregos moich kotow . A Killer raz przypadkiem zszedl z tarasu na dol na ogrodzenie (siatka byla zle zamocowana) i ze strachu miauczal jakby go ze skory obrywano, moj chlopak go poszedl ratowac i mowil ze kot sie caly trzasl i nie bardzo chcial eksplorowac teren ani sie "cieszyc wolnoscia" a wrecz przeciwnie. Potem sie przez jakis czas do tarasu nie zblizal.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za literowki ale Killer wlasnie mi siedzi na kolanach i domaga sie glaskania ;)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam? Ja częściej korzystam z komputera i biurka niż laptopa, więc nieraz muszę pisać "po omacku", bo kot akurat wymyślił sobie siedzenie na biurku i zasłanianie monitora. Teraz akurat mam spokój, bo większość maluchów zażyczyła sobie poranny spacer. Dziewczynka bawiła się liśćmi w ogródku - jest dość wietrznie, więc musiała się trochę nabiegać i naskakać. Pociesznie to wyglądało :)
OdpowiedzUsuńCo się zaś tyczy kotów "indorów" i outdoor, to każdy musi znaleźć złoty środek. Skoro Twoje od zawsze były wychowywane w domu, to pewnie nawet nie wiedzą, co tracą. Na podwórku mogłyby czuć się naprawdę zagubione. "Więzienie" moich w domu nie wchodzi w grę, bo po pierwsze posmakowały wolności, kiedy były malutkie [wtedy wypuszczaliśmy je tylko na zieloną trawę do ogródka i nie pozwalaliśmy wydostać się z niego], a po drugie rozwaliłyby mi dom ;) Zazwyczaj roznosi je energia, więc szaleją jakby się czegoś naćpały - ścigają się, "walczą", chowają. A robią przy tym tyle hałasu, że można by pomyśleć, że mam w domu hipopotamy a nie koty. Kocia mama np. wychowała się na ulicy, więc nie ma szans na to, by nagle przeobraziła się w indora ;) Kiedy chce wyjść, usiada pod drzwiami i patrzy takim błagalnym wzrokiem, by ją wypuścić. Jak miałabym jej odmówić? Nie umiem i nie chcę, choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że na zewnątrz czyhają potencjalne niebezpieczeństwa. Na tym osiedlu lisów jeszcze nie widziałam, ale np. na starym już tak - zdarzało się, że widywałam jednego lub dwa. Walczące koty też czasami słyszę w nocy lub nad ranem. A z potencjalnymi chorobami u kotów radzę sobie w jedyny możliwy w naszym przypadku sposób, czyli szczepionką. Na resztę nie mam wpływu. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że koty nie wpadną pod samochód.
Współczuję Twojej mamie, bardzo przykra sprawa. Może powinna wziąć sobie pod dach nowego kociaka? Wiem, że ludzie różnie podchodzą do takiego pomysłu, szczególnie zaraz po stracie ukochanego czworonoga, ale w wielu przypadkach jest to naprawdę świetne rozwiązanie. Niedawno zdechł nasz polski pies, którego wszyscy domownicy uwielbiali. Oczywiście było z tego powodu wiele łez, bo śmierć przyszła nagle i niespodziewanie. Najpierw mama zarzekała się, że już nie chce żadnego psa, bo nie chce ponownie przechodzić przez jego stratę, a teraz znów jest wniebowzięta, bo dzięki dobremu duszkowi pod ich dachem zamieszkał mały i kochany urwis. Na złamane serce najlepsza jest nowa miłość. Tak to już jest w życiu - umarł król, niech żyje król.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię Killerowi. Po takim traumatycznym przeżyciu z radością powróciłabym na domowe łono :) Nasz kociak wspiął się kiedyś na drzewo przed domem. Pobiegł tam za siostrą. Problem polegał na tym, że ona wiedziała, kiedy zawrócić, a on znalazł się za wysoko i bał się zejść. Nie obyło się bez interwencji Połówka. Men to the rescue! :) Jak dobrze, że mamy naszych mężczyzn :)
Pozdrawiam w Nowym Roku życząc wielu spokojnych i szczęśliwych dni.
OdpowiedzUsuńPs. Moja żona opiekuje się ośmioma kotami w tym jednym w domu :D
haha to fakt tupiace koty robia niesamowicie duzo halasu ;) Mama nie chce wziac kota bo znow musialby on wychodzic z domu a ona nie chce drugi raz przechodzic przez ewentualna strate kota. A musialby bo mama w lecie ma drzwi otwarte caly czas glownie z powodu dobermana ktory biega na dwor i z powrotem a poza tym mama uwielbia miec wszystko pootwierane jak jest cieplo.
OdpowiedzUsuńA tak jeszcze wspomne ze moje dwa koty ktory zostaly z eks mezem juz 15 lat zyja w zdrowiu choc wychodza na dwor.
OdpowiedzUsuńWow, nieźle! Chyba nie znam kota, który dożyłby takiego wieku!
OdpowiedzUsuńAch, no to wszystko jasne. Teraz rozumiem - i obawę przed ponowną stratą i niechęć do zaduchu. Ja wietrzę dom nawet zimą :) Uwielbiam świeże powietrze.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Zdzisławie - tak za pamięć, jak za życzenia. Niech ten rok będzie dla Was dużo lepszy od poprzedniego :)
OdpowiedzUsuńPS To się bardzo chwali :)
Moja znajoma z pracy ma kotke ktora ma 18 lat :)
OdpowiedzUsuńTo prawdziwa kocia seniorka! Pozazdrościć zdrowia i długiego życia.
OdpowiedzUsuńW momencie gdy posiadamy kota to naprawdę bardzo ważne jest to, aby go dobrze wychować. Osobiście spodobał się wpis o kotach w https://business24h.pl/jak-wprowadzic-kota-do-uporzadkowanego-domowego-zycia/ i moim zdaniem jest tak, że z pewnością wielu z nas również tak twierdzi.
OdpowiedzUsuń