poniedziałek, 3 sierpnia 2015

O człowieku, który zło dobrem próbował zwyciężać


Jego słowa: „Przemoc nie jest oznaką siły lecz słabości. Komu nie udało się zwyciężyć sercem lub rozumem, usiłuje zwyciężyć przemocą” wyryły mi się w pamięci na długo przed tym, zanim tak naprawdę zrozumiałam, kim był, i jaki jest ich sens. Wielokrotnie wpatrywałam się w nie jako dziecko w czasie kolejnych nabożeństw w mojej rodzinnej parafii. Niewiele wtedy o nim wiedziałam. Na lekcjach religii, pozostawiających wiele, wiele do życzenia, nie mówiło się o nim. Kiedy zrozumiałam, jak ważną postacią był, i jaką piękną postawę prezentował w swoim dość krótkim życiu, jego już dawno nie było pośród żywych. Bestialsko zabito go zanim się urodziłam. Jego słowa są jednak do dziś żywe.


O „Matce Świętego. Poruszającym świadectwie Marianny Popiełuszko”, książce Mileny Kindziuk, dziennikarki i publicystki, usłyszałam po raz pierwszy od mojej mamy. Jej słowa, w pozytywnym świetle malujące obraz matki bł. Ks. Popiełuszki, na tyle mnie zaintrygowały, że postanowiłam przy pierwszej nadarzającej się okazji przeczytać tę książkę. Oczywiście irlandzka biblioteka nie przyszła mi tu z pomocą, ale św. Mikołaj – już tak.


Zmarła dwa lata temu Marianna Popiełuszko miała coś, czego nie można kupić, a co niejedna osoba chciałaby mieć – charyzmę. I to chyba ją wyssał z mlekiem mały Alfons [ks. Popiełuszko zmienił to imię w późniejszym okresie życia]. Prosta, ale nie prostacka, kobiecina ze wsi, miała w sobie tyle dobra, miłości i mądrości, że mogłaby nimi obdzielić kilku ludzi. Żyjąc według prostej filozofii: „I radość, i cierpienie pochodzi od Boga” z ogromną pokorą przyjmowała kolejne ciosy od życia. A ono doświadczyło ją jak mało kogo.


Śmierć od dawna była jej towarzyszką życia. Podążała za nią niczym cień. Marianna przeżyła śmierć dwuletniej córki, zabójstwo przez Rosjan jej ukochanego młodszego brata Alfonsa [na cześć którego dała to imię ks. Popiełuszce], stratę obydwojga rodziców, młodej synowej [której dziećmi musiała się zaopiekować], osiemnastoletniego wnuka, swojego długoletniego męża, no i oczywiście syna Jerzego. Tego syna, którego jeszcze przed narodzeniem ofiarowała Bogu. Wielu na jej miejscu nie podniosłoby się po tych wszystkich nieszczęściach. Wielu na dobre przeklęłoby Boga i wypowiedziało mu wojnę. Wielu zamieniłoby się w zgorzkniałych, ponurych i smutnych. Ale nie ona, bo dla niej każde cierpienie miało sens. Głęboka wiara była jej opoką, nie pozwalającą upaść i pozostać przygniecioną przez ciężar życia.


Zaimponowała mi tą niewyczerpaną wiarą i pogodą ducha. To jest coś, co niesamowicie rzucało się w oczy nie tylko w czasie spotkań na żywo z Marianną, tym, którym było to dane, ale nawet w czasie czytania książki o niej. Była zwykłą-niezwykłą bohaterką, która wydała na świat księdza, który najpierw był człowiekiem, a dopiero później kapłanem. Człowiekiem głębokiej wiary, którego nie można było złamać ani groźbą ani torturami. Ten mocny charakter i silną wolna zdecydowanie odziedziczył po matce.


Ksiądz Popiełuszko był niepokornym kapłanem stawiającym opór politycznej indoktrynacji i za to przyszło mu zapłacić ogromną cenę. Już w wojsku był prześladowany przez swoich dowódców z powodu praktyk religijnych. Brutalnie „uczony pływania”, zmuszany do stania na mrozie gołymi stopami, pozbawiony przepustek, dręczony psychicznie i fizycznie. Gnojony.


Wojsko zrujnowało mu zdrowie i niemal pozbawiło życia. Mimo to nie użalał się, nie marudził i nie skarżył rodzinie. Marianna dowiedziała się o tych brutalnych praktykach znacznie później, od jego kolegów z wojska. Mimo usilnych prób dowódców wojsko nie zabiło w nim ani wiary, ani tej naturalnej dobroci i życzliwości, która sprawiała, że gromadził wokół siebie innych, zjednywał zarówno młodych jak i starych. Ludzie czuli w nim dobroć i lgnęli do niego niczym ćmy do światła, by w trudnych dla nich i dla ojczyzny czasach ogrzać się jego ciepłem i pokrzepić dobrym słowem. Był ich powiernikiem, przyjacielem i duchowym przewodnikiem. Dla władz PRL-u zaś drzazgą w oku, którą należało jak najszybciej usunąć, bo „nadużywał wolności sumienia i wyznania”. Jego dobroć miała zbyt duży zasięg „rażenia”. Postanowiono więc uciszyć go raz na zawsze. Wszystko to w nadziei, że jak uderzy się pasterza, to owce się rozproszą.


Książka nie traktuje o kontrowersjach. Nie ma w niej rozdziałów poświęconych procesowi toruńskiemu, długich rękach esbeków. Są w niej archiwalne zdjęcia z rodzinnych albumów, zeznania Marianny w procesie beatyfikacyjnym, a przede wszystkim dwie słodko-gorzkie historie niezwykłych ludzi: matki i syna. Dwójki Polaków, o których wypadałoby pamiętać.


To zdecydowanie była pouczająca i wzbogacająca lektura. Ale niestety też smutna. Mimo że przebija się z niej wiele optymizmu i nadziei na to, że zło można zwyciężyć dobrem, to jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że na dobre tkwimy w szambie, które sami sobie wyprodukowaliśmy. Pozostał mi po niej smutny wniosek: świata nie da się naprawić. Wystający gwóźdź zostanie wbity. Wcześniej lub później.

18 komentarzy:

  1. Książkę musze sobie zapisać, bo uważam, że warto takie lektury czytać. i nawet jeśli pozostanie w nas smutek, nawet jeśli brutalność ludzi w nas uderzy tak, że ciężko się pozbierać(choć to przecież tylko - i aż - zapisane wspomnienia), to warto kolekcjonować takie odczucia. To one - tak mi się wydaje - często dają nam siłę, kiedy przychodzi trudny czas. I oczywiście, tak jak napisałaś, wypadałoby wiedzieć coś o naszych wybitnych rodakach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie tak. Marianna Popiełuszko była zwykłą i prostą kobietą ze wsi, której kłaniali się wielcy tego świata. Skoro słyszał o niej świat, to nam, Polakom, tym bardziej wypadałoby coś o niej wiedzieć. Zasłużyła na mój podziw. Zazdroszczę jej tego twardego charakteru, olbrzymiej wiary i miłości do bliźniego. Trzeba mieć w sobie ogromne pokłady miłosierdzia i dobra, by potrafić wybaczyć oprawcom swojego brutalnie zabitego syna.

    Milena Kindziuk napisała kilka książek o ks. Popiełuszce, a także o innych ważnych duchownych. Z chęcią bym się z nimi zapoznała, ale do tej pory udało mi się przeczytać tylko "Matkę Papieża" - książkę poświęconą Emilii Wojtyłowej. Dobrze się ją czytało, znów dowiedziałam się faktów, o których wcześniej nie wiedziałam.

    A wracając do "Matki Świętego", to pomimo że nasuwała smutne wnioski, to paradoksalnie była także lekturą pokrzepiającą duszę. Robi się cieplej na sercu, kiedy czyta się o tak odważnych i dobrych ludziach - ludziach, którzy żyli według pewnych wartości i nie bali się oddać życia za wiarę, prawdę i swoje przekonania. Świat potrzebuje takich bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  3. świat potrzebuje takich bohaterów i ogółnie ludzi, którzy nie gonią tylko za pieniądzem i sławą, ale potrafią dostrzec drugiego człowieka i tak po prostu próbowac go zrozumieć, pomóc, czasem tylko słowem. potrzebujemy takiego utwierdzenia w przekonaniu - przynajmniej ja potrzebuję - że wiara w długiego człowieka to nie naiwność i głupota.... bo to dookoła słyszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze jest zapotrzebowanie na bohaterów. I mówiąc "bohaterów" mam na myśli zwykłych ludzi, nie celebrytów i "gwiazdy" z szerokiego ekranu. Zwykłych ludzi z dobrym sercem, którzy robią w życiu wiele dobrego, ale nie obnoszą się z tym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Piękna!

    Wpadłam tu szepnąć słówko na dobranoc żebyś nie myślała, że o Tobie zapomniałam albo co gorsza utopiłam się w gorącym Bałtyku.

    Gmail spłatał mi figla i pomieszał konta na androidzie tak, że nie przyjmuje mi żadnego hasła. Zabrakło mi już pomysłów na ich zmienianie.

    Trafiłaś w sedno z tą książką. Miałam szczęście i jak na moje krótkie życie znałam sporo dobrych ludzi. Łączą ich dwa fakty: wszyscy mieli trudne życie, 99 procent z nich już nie żyje. Czasami słuchając ich i widząc ich dobroć zastanawiałam się: jak oni to robią? Nie oceniają, potrafią usprawiedliwić i przebaczyć każde zło. Pamiętasz Filomenę? Ten moment przebaczenia w filmie strasznie mną wdtrząsnął. A Jan PawełII,który wybaczył niedoszłemu zabójcy?

    Wtedy myślę sobie, że ja nigdy taka nie będę. Nie wierzę i wierzę w ludzi jednocześnie. Wiem, że dobro się nie opłaca, ale nie potrafię być niedobra.

    Nie trafiłam nigdy na te książki. Warto jednak zainteresować się historią ks Jerzego bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  6. I jeszcze jedno: ten cytat w obliczu wielu ostatnich wydarzeń prywatnych jest jakby nie patrzeć wielce pokrzepiający.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przede wszystkim jest prawdziwy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj, Rose :)

    A ja wczoraj akurat wcześniej wyłączyłam komputer, bo doszłam do wniosku, że nikt już nic nie napisze, wiec zamiast ślęczeć przed monitorem pójdę poczytać książkę. Wczoraj zaczęłam czytać historię Belgijki, która w wieku 12 lat została uprowadzona przez pedofila. Zapowiada się ciekawie.

    Gorący Bałtyk - no właśnie, jak Ty znosisz te polskie upały? Jejku, ale się cieszę, że mnie nie ma w tym czasie w Polsce. W moich rodzinnych stronach temperatury dochodziły do 40 stopni. Straszne!

    99% już nie żyje? To nie brzmi zbyt pokrzepiająco. Wychodzi na to, że bycie dobrym skraca życie i chyba faktycznie się nie opłaca ;) A tak całkiem poważnie, to sądzę, że trzeba robić swoje. Czyli żyć wg swoich [moralnych] zasad i szerzyć dobro. I to niekoniecznie z myślą o tym, że kiedyś zostaniemy za to wynagrodzeni. Tak po prostu - bezinteresownie.

    Tak, Papież wybaczył Agcy, ale u niego ten gest był jakby "normalny". Był głową Kościoła, powinien być wzorcem dla innych i jestem pewna, że wiele, wiele osób oczekiwało tego od niego. Albo inaczej: spodziewało się, że nie postąpi inaczej. A Marianna Popiełuszko była tylko zwykłą kobietą, której uprowadzono, torturowano i brutalnie zabito syna. Wybaczyć oprawcom w takiej sytuacji to naprawdę jest wielki gest miłosierdzia.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Piękna!

    Wróciłam! Cieszysz się? No, no. Mam tu ukrytą kamerę i widzę jak się śmiejesz:D

    To Cię zaskoczyłam, co? Na urlopie przeczytałam dwie czy trzy książki, już nie pamiętam. W końcu dotarłam do Stephena Kinga i jego pióro bardzo mnie uwiodło!

    Nad Bałtykiem pierwszy tydzień był chłodnawy, w kolejny nie było aż tak czuć tego gorąca przy plaży. Na Śląsku teraz to jest dopiero piekarnik. Ciągle ocieram pot z czoła. Zrobienie czegokolwiek w takiej temperaturze graniczy z cudem. No worry. Jeszcze około dwa tygodnie i będę w sprzyjającym klimacie;)

    Może nie do końca tak. Ja to sobie tłumaczę, że złych ludzi w zaświaty nie zabierają. Jak już człowiek osiągnie taką dobroć to hop i już go nie ma. Wiesz nie na darmo się mówi, że złego diabli nie biorą. Też mam swoje zasady, ale czasami okazują się one zbyt kontrowersyjne. Coraz częściej wydaje mi się, że moja moralność, zasady, sumienie nie mają życia w Polsce. Tu lepiej postępować źle, knuć i tak dalej. Zdecydowanie lepiej jest to widziane.
    Czy ktoś tu jeszcze wierzy w bezinteresowność?

    Wiem. Dlatego wspomniałam o Filomenie, ona też była zwykłą kobietą. Mam wielki podziw i szacunek dla takich ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  10. No jasne, że się cieszę! Już się zaczęłam obawiać, że będę musiała zamknąć bloga, bo Rose zaginęła w akcji i nie będzie miał kto komentować i nakręcać ruchu na stronie ;)

    Czytałam kilka pozycji Kinga, całkiem fajne były, nie polecałabym tylko "Gry Geralta" i "Regulatorów". Niezbyt mi się podobały, jakiś dziwny klimat miały. Muszę się kiedyś wziąć za "Lśnienie", bo jeszcze nie miałam okazji przeczytać.

    A ja niedawno ze smutkiem sobie uświadomiłam, że w tym roku jeszcze nie kąpałam się w oceanie. I raczej już nie będę. To już nawet nie chodzi o brak słonecznych dni, bo były nawet takie upalne [od 26-28 stopni], tylko o brak okazji. Przeważnie bywało tak, że jak pogoda sprzyjała, to był to środek tygodnia, kiedy byłam w pracy [za późno, by po jej zakończeniu jechać nad ocean]. Nie kojarzę aż tak gorących weekendów, które nadawałyby się na kąpiel w morzu. Najważniejsze jednak, że udało mi się wyrwać nad morze. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to czekają mnie jeszcze co najmniej dwa nadmorskie wyjazdy z noclegiem.

    Czasami faktycznie można odnieść takie wrażenie, zwłaszcza kiedy ma się do czynienia z przedwczesną śmiercią dobrej osoby, która miała serce na dłoni. Ilu z nas powtarzało sobie w takiej sytuacji: "Boże, dlaczego on(a), a nie X, Y, Z"?

    Nie mów tak - to nie jest tak, że w Polsce dobro nie ma racji bytu. Wszędzie jest zepsucie moralne, nepotyzm, niesprawiedliwość, zło. Chyba rozgoryczenie ciągle przez Ciebie przemawia. Jak zamieszkasz w Irlandii, to może [czego Ci nie życzę] przekonasz się kiedyś, że tutaj też istnieją te same problemy.
    Nie musisz daleko szukać takiej osoby - ja wierzę w bezinteresowność. Zdecydowanie uważam, że nie wymarła jak dinozaury :) Ciągle zdarza mi się robić coś bezinteresownie i nie uważam, by była to jakaś anomalia wśród ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Uff. Byłabym zdziwiona i rozczarowana gdybyś napisała inaczej;)

    Ta, którą ja czytałam to była z Dolores w tytule, o kobiecie, która zabiła męża;) Bardzo dobrze mi się ją czytało. Zamierzam sięgnąć po więcej pozycji tego autora.

    Daleko od Ciebie do oceanu? Kąpałam się nad morzem, ale pobyt w sezonie nad morzem to mimo wszystko nie to. Jarmark próżności;) Wolę jak jest spokojniej. Ja się nie kąpałam, ale nogi zamoczyłam w marcu w oceanie;) Szczęściara. Mam nadzieję, że również znajdę czas, aby wyskoczyć nad ocean i nad morze.

    Ja to wiem, że wszędzie. Tylko u nas jakoś tak bardziej odczuwalnie. Nie...Ani przez chwilę nie byłam rozgoryczona. Było mi przykro, jasne, ale już z rozmowy wyszłam z przekonaniem, że tak miało być. Żałuję jedynie, że sama nie zakończyłam tego wcześniej. Wakacje sprawiły, że zapomniałam o wszystkim. I dobrze. Gdybym została sama na trzy tygodnie w domu myślałabym o tym i pielęgnowała jad, a po co?

    Też tak uważam. Jednak zawsze jak próbuję zrobić coś bezinteresownie ludzie czują się zobowiązani i za wszelką cenę chcą się odwdzięczyć;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wolałam nie ryzykować i nie narażać się na Twoją zemstę - powszechnie wiadomo, że nie ma nic gorszego niż rozwścieczona kobieta ;)

    O, to jest właśnie ta, która bardzo mi się podobała, i którą oceniłam najwyżej z wszystkich przeczytanych książek Kinga. "Dolores Claiborne", tak się bodajże zwała.

    Nad ocean to kilka godzin jazdy - jakieś trzy, czasami dłużej. Zależy, które miejsce obieram na celownik. Morze mam znacznie bliżej, po stronie wschodniej, ale nie mam tam żadnych ulubionych plaż. Moje faworytki leżą na zachodzie.

    No właśnie miałam pisać, że to się nazywa mieć "wyrąbane na wszystko" [jechać na wakacje zamiast szukać nowej pracy], ale nie chciałam przeginać pały takim stwierdzeniem. Teraz rozumiem, co Tobą kierowało.

    Bo to właśnie tak działa - czynisz dobro i dostajesz dobro w zamian. No dobra, nie zawsze ;) Był nawet taki film "Podaj dalej" czy coś w tym stylu.

    Trzymaj się ciepło, uciekam pod prysznic, bo po pracy pojechałam prosto na zakupy, które się przedłużyły i teraz jestem naprawdę zmęczona. Dobranoc :)

    OdpowiedzUsuń
  13. :) Wesołego łykendu!!!
    Wakacje w pełni a Ty, moja droga taaaki wpis. No, poważniej to już chyba o śmierci i śmiertelnych chorobach by trzeba. Toż ja musiałem międlić ten temamat dwa tygodnie, żeby coś w końcu napisać, a i to zbyt mądre ostatecznie nie będzie.
    Tak, ten film to "Podaj dalej" świetny film z Haley'em Joel'em Osment'em, Helen Hunt i Kevinem Spacey. Jeden z moich ulubionych.
    Ale wracając do tematu... Nie czytałem i nie wiem kiedy i czy w ogóle wpadnie mi ta książka w ręce. Może nie jestem człowiekiem wielkiej wiary i stąd moje podejście do instytucji cudu i świętości osób, jednak Karola Wojtyłłę uważam za człowieka ze wszech miar wielkiego i wartego naśladowania. O Księdzu Jerzym niestety nie wiem, praktycznie nic, poza tym co mówiono o jego śmierci w prasie i telewizji. Twój wpis wielce mi przybliżył jego samego i jego matkę. Podziwiam ludzi, którzy znajdują tak wielkie oparcie w wierze, szanuję ich choć wiary tej nie podzielam. I to chyba ten brak wiary powoduje, że nie widzę w nich świętości a głębokie człowieczeństwo, dobroć i empatię. Wydaje mi się, że nasz obecny Ojciec Święty będzie podobny.
    Taito i Rose, jest mnóstwo ludzi bezinteresownych na świecie. Jest też wielu, wielu dobrych ludzi. Tylko jak sami dobrze wiemy to zło dobrze sprzedaje się w Tv i portalach internetowych więc o nim słychać najwięcej.

    Miłego weekendu. Czas wracać do pracy

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzień dobry, Zielaku, w ten piękny, rześki sobotni poranek :) A niedługo będzie jeszcze piękniejszy, bo zamierzam zrobić sobie kawę :)

    Wydaje mi się, że nigdy nie ma idealnego momentu na taki wpis. Tak, jak jednak już gdzieś wspominałam, ta książka zapisała mi się w pamięci, bo w jakiś sposób urzekło mnie dobro jej bohaterów. Ciążyła mi na duszy, musiałam coś o niej napisać. Teraz mam czyste sumienie. Jeśli post natchnie kogoś do przeczytania książki lub zapoznania się z postacią ks. Popiełuszki [jest kilka filmów o nim] - super. Jeśli nie, to nic się nie stanie. Nie mam zamiaru nikogo namawiać i robić mu prania mózgu. Nie należę do świadków Jehowy ;) Swoją drogą, jakiś czas temu regularnie nas nachodzili. Dwójkami. W jeden tydzień przychodziła jedna para, grzecznie dostawała odmowną odpowiedź, w następny - albo nawet kilka dni później! - pojawiała się inna para. Jakoś nie bardzo chcieli powiedzieć, skąd wiedzą, że pod tym numerem mieszkają Polacy [nie, nie mamy firanek w oknach] ;) Po otwarciu im drzwi od razu odzywali się po polsku.

    Zgadzam się co do wielkości naszego Papieża. Niepowtarzalny człowiek, zdecydowanie ogromny powód do dumy dla wszystkich Polaków.
    Też niestety nie mogę powiedzieć o sobie, bym była człowiekiem wielkiej wiary. Życie jest wtedy chyba znacznie łatwiejsze, kiedy z taką pokorą można przyjąć wszystkie nieszczęścia i niepowodzenia. Najważniejsze to być dobrym człowiekiem. Niektórym wcale nie jest do tego potrzebny Kościół.

    Dokładnie tak. Wierzę w istnienie dobrych i bezinteresownych ludzi. To jest trochę tak jak z Polakami w Irlandii - wyjdziesz na ulicę, to najbardziej w oczy [a raczej w uszy] rzucają się ci najgłośniejsi i najbardziej obciachowi. Ale to przecież nie oznacza, że irlandzka Polonia składa się tylko z takich elementów.

    Serdeczne pozdrowienia i miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Dokładnie tak! To ta książka. Mówisz, że zaczęłam od najlepszej? Mi również się bardzo spodobał jej styl i cięty humor.

    Mnie dotychczas zachód również uwiódł najbardziej. Też nie przypominam sobie dobrych plaż nad morzem. Chyba w większości są kamieniste. Prawda? Za to są śliczne miasteczka jak Howth. Dużo też słyszałam o Greystones, w którym jeszcze nie byłam. Będę mieć do oceanu całkiem podobnie jak Ty.

    Wyrąbane? Oj chyba naprawdę będę musiała Cię znaleźć i wytargać za uszy. Pracę znalazłam jeszcze jak byłam na legalnym urlopie, na długo przed wyjazdem;) A nawet gdybym miała wyrąbane to co tam. Raz nie zawsze;)

    Podaj dalej bardzo wzruszający. Podobno każde dobro i zło wraca do nas podwójnie. Podobno. Tak normalnie to przydałby się dobrym sercom pancerz na szanowną część ciała.

    Dobrej nocy Taito!

    OdpowiedzUsuń
  16. Żeby móc odpowiedzieć na to pytanie, musiałabym przeczytać cały dorobek Kinga. Najlepsza z tych, które czytałam, a było ich może z pięć. Zaciekawiła mnie i z pewnych powodów była mi bliska.

    Zachód bardziej mi odpowiada, bo jest bardziej dziki. Dobry na odpoczynek od zgiełku cywilizacji.
    Nie powiedziałabym, że większość plaż po stronie wschodniej jest kamienista. Południowo-wschodnie wybrzeże wyspy zwane Sunny South East ma mnóstwo złocistych plaż. Co więcej, wiele z nich ciągnie się przez długie, długie kilometry i ma piękne wydmy. Bunmahon Beach, Curracloe, Tramore, Clonea, Brittas Bay, Woodstown, Ardmore... długo by wymieniać.

    Bardzo lubię Greystones - za widoki, fajny klimat, kolorowe elewacje. Za to, że przejeżdżając przez nie, chce się zatrzymać auto i wysiąść.

    Wczoraj odkryłam, że film "Podaj dalej" nakręcono na podstawie książki "Pay It Forward". Sprawdziłam nawet, czy jest w bibliotece i ku mojemu zadowoleniu okazało się, że jest. Przeczytam ją za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  17. Teraz to mnie zaintrygowałaś i rozbudziłaś moją ciekawość. Muszę sięgnąć po dalszą literaturę Kinga, będziemy mogły wtedy dalej poprowadzić tą dyskusję. Lubię rozmawiać z ludźmi o literaturze. Kiedy mieszkałam w Katowicach okazało się, że potwornie mało ludzi czyta tam książki. Każdą taką osobę chłonęłam. Czasami koleżanka z pracy podrzucała mi jakieś książki, które twierdziła, że koniecznie muszę przeczytać i faktycznie zwykle to były trafne wybory.

    Mało jeszcze wiem o Irlandii Taito. Trzeba to zmienić. Zachód jest bardziej dziki. Może mam do niego sentyment, bo tam po raz pierwszy zobaczyłam dziką Irlandię? Jednak okolice Killarney National Park czy Ring of Kerry też są piękne.

    Koniecznie muszę pojechać do Greystones wobec tego.

    Nie wiedziałam. Ja z kolei czytam książkę na podstawie której powstał film o World Trade Center, Strasznie głośno, niesamowicie blisko. Najpierw oglądałam film, ale też bardzo chciałam przeczytać książkę. Zwykle wolę najpierw przeczytać książkę, aby mieć własne wyobrażenia postaci. Kiedy najpierw obejrzę film wyobraźnia mi nie działa, wstawiam postaci z filmu.

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja z chęcią bym sobie odświeżyła pamięć i ponownie przeczytała "Dolores Claiborne", ale kompletnie nie mam na to czasu. Mam w domu dwie książki z biblioteki, sześć kolejnych czeka w kolejce, a oprócz tego kilka moich w domu. I ciągle wisi nade mną mnóstwo teorii do wykucia. Chciałabym mieć to już za sobą.

    Czytanie trzeba lubić. Z miłością do książek jest tak, że albo się z nią rodzisz [mój przypadek], albo nabywasz gdzieś po drodze swojego życia. Są ludzie, którym nie po drodze z książkami [np. moje rodzeństwo] i jest im z tym dobrze. Dla mnie książki mają jednak ogromne znaczenie. Zawsze je czytałam, ale w ostatnich latach, to już w ogóle przeszłam samą siebie ;)

    Coś jest na rzeczy z tymi pierwszymi razami. Moja pierwsza dłuższa wyprawa w głąb wyspy była właśnie na płd-zach Cork i do Kerry. Do dziś uwielbiam te hrabstwa. Nie twierdzę, że nie ma równie ładnych, ale z sercem nie wygrasz.

    To zrozumiałe, ja też preferują taką kolej rzeczy. Czasami jednak obejrzę jakiś film zupełnie nieświadoma, że to ekranizacja/adaptacja, a potem decyduję się na książkę. Nawet jeśli są podobieństwa i nie ma już elementu zaskoczenia, to jednak film i książka to dwie różne rzeczy. Warto niekiedy zapoznać się z jednym i drugim, by uzyskać pełen obraz sytuacji.

    OdpowiedzUsuń