niedziela, 8 września 2019

Kiedy piątek trzynastego przychodzi przedwcześnie...


W piątkowy poranek budzę się i czuję, że żyję. Nie jest to bynajmniej wyrażenie określające poziom mojej szczęśliwości. Ja dosłownie czuję to każdym receptorem zmysłowym.
Budzę się połamana, jakbym właśnie przeszła wielogodzinne tortury łamania kołem i zapewne tak też wyglądam. Tu i teraz jestem zaprzeczeniem konceptu kobiety jako przykładu gracji i lekkości. Przypominam bardziej niezdarnego słonia w składzie porcelany. Z trudem podnoszę się z łóżka, zrzucając najpierw prawą nogę, a potem lewą. Strach pomyśleć, co by było, gdybym wstała z łóżka tą lewą [chociaż Połówek codziennie wstaje lewą, a mimo to sprawia wrażenie człeka jak najbardziej zadowolonego z życia...]
Przez chwilę zastanawiam się, za jakie grzechy pokarało mnie tym parszywym bólem pleców, ale nie poświęcam tej myśli zbyt dużo swojego drogocennego czasu, bo po prostu go nie mam. Znów zaspałam. Doprawdy, gdyby pochować przede mną wszystkie kalendarze i zegary, i tak zawsze bezbłędnie odgadłabym, kiedy zaczyna się jesień. Lubię ją, ale to wstawanie, kiedy za oknem ciemno, to jakiś koszmar.
A potem przypominam sobie obiegowy żart: kiedy budzisz się rano i nic cię nie boli, a jesteś po czterdziestce, to znaczy, że nie żyjesz.
A zatem żyję, i żeby nie wyglądać jak zombie - choć tak się czuję - "szybko" przywracam się do stanu używalności. Szybko to porusza się Robert Korzeniowski, a ja mam z nim wspólnego tylko pierwszy człon mojej dolegliwości - korzonki. Człapię jak kaczka i najchętniej trzymałabym się za lędźwie niczym ciężarne w końcowym etapie ciąży.
Na chwilę przed wyjściem do pracy przypominam sobie, że nie skropiłam się żadnymi perfumami, więc moje lenistwo i wzdrygająca wizja wspinania się po schodach na piętro, które jawi mi sie teraz jako Everest, sprawiają, że decyduję się na krok, którego będę potem żałować przez resztę dnia.
Tak się złożyło, że w czwartek wieczorem dotarła do mnie przesyłka z kosmetykami, które zamówiłam. W środku znalazłam też coś, czego się nie spodziewałam: kopertę z nadrukiem Dior, a w niej dwie próbki najnowszych zapachów - męskiego Sauvage i damskiego Joy w wersji "intense". Ucieszyłam się niczym galerianka na nowe spodnie, bo bardzo lubię tę markę. Miałam już perfumy Diora, i chwaliłam je sobie. Nie przyszło mi zatem do głowy, by sprawdzić, jaką kompozycją zapachową są owe perfumy. Wiedziałam tylko, że mają piękny flakonik i odcień różu, który lubię.
Przecież nic, co jest takie ładniutkie nie może być złe, prawda? - pomyślałam sobie między jednym obfitym pstryknięciem a drugim.
Zapewne tak samo pomyśleli sobie obrońcy Troi, kiedy Grecy podarowali im swojego imponującego, drewnianego konia. Wszyscy wiemy, jak się to później dla nich skończyło.
Takim koniem trojańskim okazały się dla mnie perfumy Diora, których to sobie nie żałowałam, aplikując je wszędzie tam, gdzie powinno się je nakładać. I to nie według zaleceń jednej, ale wszystkich mi znanych szkół. A zatem: nadgarstki, zgięcia łokci, szyja, ubranie, no i oczywiście cieplutka skóra za uszami. Na bogato! A co!
No cóż. Powiem tak. Wiem już, jak czuje się ktoś, kto chce wyjść ze swojej skóry. Przez ponad połowę dnia byłam chodzącą bronią biologiczną masowego rażenia.
Każdy mój ruch uwalniał niezwykle drażniącą mnie wiązankę zapachową. Nie mam jednak zdolności Jana Baptysty Grenouille'a z mojego ulubionego "Pachnidła" Suskinda, nie mogłam zatem rozkminić, jakie składniki zapachowe działają na mnie w ten sam sposób co czerwona płachta na byka. Dość szybko jednak przypomniałam sobie o innym niefortunnym razie, kiedy to pragnęłam jak najszybciej zmyć z siebie uporczywą woń. To była woda perfumowana Olympéa Paco Rabanne, którą w przypływie pomroczności niegdyś się popstrykałam. Tak, to było to! Ten sam podobny, równie męczący i drażniący mnie zapach. Istny boa dusiciel!
Coś było na rzeczy, bo po powrocie do domu - i jak najszybszym wyszorowaniu się pod prysznicem - sprawdziłam składniki obydwu zapachów i odkryłam aż trzy wspólne: drzewo sandałowe, wanilię i jaśmin. Obydwa perfumy są kompozycją orientalno-kwiatową, od której zamierzam się teraz trzymać z daleka.
W międzyczasie w pracy dowiedziałam się od szefa, że coś poszło nie tak i moja miesięczna wypłata nie przeszła. Nie żebym nie miała co jeść i czym płacić za rachunki, ale kiedy masz zły dzień, poruszasz się niczym Pinokio, śmierdzisz jak skunks, to - umówmy się - wiadomość o opóźniającej się wypłacie sprawia, że efekt kuli śnieżnej jest tylko jeszcze bardziej odczuwalny, a wyimaginowany scyzoryk w kieszeni zaczyna cię coraz bardziej uwierać.
Ale to jeszcze nic. Najlepsze nastąpiło w domu, kiedy okazało się, że na nasz adres przyszedł mandat. Mandat! Po trzynastu latach "przepisowej" jazdy. I to w dodatku na auto, które niedawno sprzedaliśmy! Ale to już opowieść na inny raz...
A jak Tobie minął piątek?  

18 komentarzy:

  1. Ojej! To się porobiło. Mam nadzieję, że słynne perfumy Dior nie były z tych, które czujesz nawet po umyciu? Co też Ci przyszło do głowy? Ja mam tak, że większość znanych perfum pachnie dla mnie skunksem, nigdy bym czegoś podobnego nie zrobiła. A jak już są takie, które naprawdę dla mnie pachną-kosztują majątek. I tu Cię zaskoczę-te trzy składniki bardzo lubię i były one w zapachu, który zniknął, a który uwielbiałam-żółtej Halle Berry. Poza tym zaskoczę Cię-La vie est belle też ma dwa te składniki poza drzewem sandałowym.

    Dla mnie takimi duszącymi perfumami są te od Calvina Kleina.

    Coś musi być na rzeczy z tym przesileniem jesiennym, ponieważ ja w piatek wstałam podobnie obolała. Pewnie Cię to nie pociesza, ale chociaż troszeczkę mogę połączyć się z Tobą w bólu.

    Co do mandatu-trudna sprawa. Gdyby panowie policjanci Cię zatrzymali-zawsze mogłabyś polegać na uroku osobistym, a tak-trudna sprawa.

    Mam nadzieję, że weekend był już dla Ciebie lżejszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, na szczęście trochę wywietrzałam w drugiej połowie dnia :) A to, co nie wywietrzało, zostało zmyte :)

      Co mi przyszło do głowy? Po prostu nie pomyślałam, że perfumy Diora mogą mi się tak nie podobać. Miałam kiedyś Dolce Vita, nadal mam i uwielbiam J'adore. Woda perfumowana Joy zmyliła mnie swoim niewinnym wyglądem, spodziewałam się czegoś innego. Poza tym późno już było i nie miałam czasu na czytanie składników. Weź też pod uwagę, że byłam obolała, a wtedy człowiek robi różne głupstwa :)

      To chyba wina drzewa sandałowego, wiesz? Ja też mam La Vie Est Belle i choć te perfumy nie detronizują moich ulubionych, to jednak nie wywołują u mnie takiej reakcji jak właśnie Joy Intense. Jaśmin i wanilia są przyjemne same w sobie - jakiś czas temu nawet bardzo chciałam kupić Połówkowi Gentleman Givenchy EDP, bo ta wanilia w nich wydawała mi się taka zmysłowa.

      O tak, zaskoczyłaś mnie tą informacją o zapachu Halle Berry! W zupełności go nie kojarzę.

      Obydwoje mieliśmy w przeszłości Calvina Kleina - mnie kiedyś skompletowała ekspedientka, kiedy pachniałam Euphorią, a Połówka jego koleżanka z pracy, kiedy używał wody toaletowej One od CK, ale to jest akurat dobry zapach do korporacyjnego światka, bo jest lekki, świeży i nie drażni.

      Ale chodzi o to, że ten mandat się nam nie należy, bo żadne z nas nie prowadziło tego auta i nie mogło przekroczyć prędkości. Właścicielem jest już ktoś inny.

      O tak, weekend był super. I nie uwierzysz, po raz pierwszy od dawna niedziela nie przeleciała mi w mgnieniu oka! :)

      Usuń
    2. Wywietrzałaś mówisz?;-)

      Żaden Dior, którego wąchałam nie sprawił, abym go zapragnęła.

      Najbardziej zmysłowe są: wanilia, piżmo, drzewo sandałowe. To chyba takie afrodyzjaki;)

      Ten zapach był trudno dostępny, a w końcu zniknął. Uwielbiałam go.

      Euphoria jest dla mnie zdecydowanie za słodka. Wszystkie perfumy tej marki, które kupiłam oddałam komuś w prezencie.

      No to pięknie. I co teraz z tym mandatem?

      Dobrze, że weekend był udany!

      Usuń
    3. Wanilia jest bardzo fajna, a cała reszta to dla mnie raczej środki antykoncepcyjne niż afrodyzjaki ;)

      Jestem wielką miłośniczką Diora. Kilka moich ulubieńców kosmetycznych to właśnie produkty tej firmy.

      Chyba mamy po prostu odmienny gust w kwestii powonienia :)

      Najgorzej! To samo się stało z moim ulubionym zapachem. Gdzieś tam jeszcze jest dostępy w odmętach Internetu, ale trzeba się nieźle nakopać, żeby go znaleźć.

      Co z mandatem? Sprawa w toku, trzeba było udowodnić, że nie jest się wielbłądem.

      Weekend jak weekend, ale ogólnie ten tegoroczny wrzesień jest dla mnie udany, a to jeszcze nie koniec moich planów z nim związanych :)

      Usuń
    4. Dostałam kiedyś próbkę olejku migdałowego połączonego z piżmowym. Rewelacja;-)

      Nurtuje i intryguje mnie ta myśl. Skoro dzięki Tobie pokochałam La vie est belle, to może jednak z tym Diorem jest coś na rzeczy? Musimy o tym podyskutować;-)

      Bardzo nie lubię kiedy moje ulubione kosmetyki znikają i nigdzie ich już nie ma. Tak się kiedyś wydarzyło z rudą farbą, jak również ulubionym podkładem Clinique.

      Mam nadzieję, że sprawa mandatu rozwiąże się dla Was pomyślnie.

      Cieszę się. Ja też sobie zrobiłam wyjazdową niespodziankę, której nie miałam w tym roku w planach.

      Usuń
    5. Hmm, nie bardzo mogę sobie to zwizualizować, ale kto wie, może taka mieszanka przypadłaby mi do gustu? Jestem otwarta na nowości. Jednak póki co olejek migdałowy kojarzy mi się tylko z wypiekami, do których czasami go dodaję :)

      Hihi. Nie znam wszystkich produktów Diora, bo przecież ich ceny podchodzą pod sumy bajońskie, ale mam ulubioną pomadkę, dzięki której czuję się jak milion dolców, tusz do oczu [podstawa mojego makijażu] i perfumy.

      Ja od dłuższego czasu poluję na puder w kompakcie Clinique i zawsze żal mi na niego kasy. A jakby tego było mało, skończył mi się teraz podkład Estee i jadę na darmowych próbkach Lancome :( A tak bardzo chciałam ograniczyć wydatki we wrześniu. No nie da się! ;)

      Ulala... Brzmi intrygująco! Do tell! Ja zarezerwowałam wyjazd sylwestrowy, zastanawiałam się też nad długim weekendem październikowym na pewnej pięknej wyspie, ale to już chyba byłaby przesada, bo ciągle w planach mam pobyt w jakimś ekskluzywnym hotelu [z okazji urodzin Połowka] ze SPA, gdzie by mogli zrobić mu naprawdę dobrze ;) No i jest jeszcze to moje marzenie związane z oceanem, o którym Ci już wspominałam. Wydaje mi się, że tyle wyjazdów po prostu nie da się upchnąć w naszym harmonogramie. W pracy może być problem z dniami wolnymi.

      Usuń
  2. Oj, współczuję ciężkiego piątku. Zapewne to żadne pocieszenie, ale mam wrażenie, że poza perfumami, takie piątki zdarzają się z wiekiem zdecydowanie za często. I zeby to tylko piątki! ;)
    A swoją drogą, powinnaś tego posta opublikować na jakimś portalu społecznościowym. Toż to balsam dla duszy 99% populacji. Przecież wszyscy wiemy, że nic tak nie poprawia humoru jak świadomość, że inni mają gorzej. ;)
    "Kiedy budzisz się rano i nic cię nie boli..." nooo, to jeszcze nie musisz się tym zamartwiać, prawda? :)
    To chyba nie wręczyliście dowodu rejestracyjnego nowemu właścicielowi, żeby samodzielnie wysłał do przerejestrowania? Ja po zakupie auta miałem problem z opłaceniem M50, bo poprzedni właściciel zapomniał wykasować nr rejestracyjny z systemu Eflow. W zasadzie trzeba było milczeć i jeździć na jego koszt, aż by się zorientował. :)
    Miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Zielaku, wybacz, że tak długo musiałeś czekać na moją odpowiedź. Dziękuję za cierpliwość i współczucie.

      Tak się zastanawiam, czy to uczucie "obolałości i połamania" nie jest związane z moim, nie najlepszym już, materacem? Tak się bowiem składa, że łóżko, na którym śpię, ma najgorszy materac ze wszystkich, które mam w domu. Chyba czas zmienić sypialnię ;)

      Wczoraj zmieniałam pościel i postanowiłam przy okazji przewrócić i przekręcić materac. Efekt - w nocy nic mnie nie łupało w plecach w czasie przekręcania się z boku na bok.

      Nie pomagasz tym stwierdzeniem, że z wiekiem takie piątki zdarzają się częściej ;)

      Nowy właściciel dostał wszystko, aż za dużo, choć powinien był dostać tylko kopa w tyłek, bo okazał się kłamcą i oszustem podającym fałszywe dane.

      Brawo za uczciwość! To taka piękna cecha na wymarciu.

      Usuń
  3. no jak się wali, to się wali, na całego, na bogato, jak Ty z perfumami :)

    Lubię diora bardzo, j'adore, pure poison... ale lubię też Elizabeth Arden -splendor, a niedawno namówiła mnie babeczka w samolocie na próbki i... skusiłam się na 5th avenue :) ot, takie małe szaleństwo.
    Przyznam jednak, że jeszcze tak nie miałam, żeby mnie coś tak dusiło, czy przeszkadzało. No nie mam tak i koniec.

    Z mandatem załatwicie bez problemu, tylko znowu trzeba na to poświęcić chwilę, niestety.

    Też nie lubię wstawania gdy ciemno... ale nie oszukujmy się, tutaj przez większą część roku budzę się i wstaję, gdy ciemno. Za to cieszymy się dłuższymi wieczorami... z tym, że sama nie wiem co lepsze? Łatwiej się jednak wstaje, gdy promienie słońca zaglądają do okien, tak myślę.... moja znajoma kupiła sobie nawet specjalny budzik, który delikatnie się rozświetla i wybudza ją ze snu. Podobno pomaga i wstaje się jej o niebo lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ponoć nieszczęścia chodzą parami/stadami :)

      O, proszę, kolejna miłośniczka Diora, jak miło! Perfumy Elizabeth Arden znam tylko "z widzenia", kojarzę flakony, bo nieraz je widziałam na stronach, na których zaopatruję się w kosmetyki, nigdy jednak żadnych nie miałam. Kiedyś skusiłam się tylko na jej krem, Visible Difference, ale już więcej go nie kupię. Oddałam Połówkowi, żeby mi nie podkradał moich ulubionych :)

      Są niestety perfumy, których nie cierpię. Zalicza się do nich słynna Chanel No 5. Okropny śmierdziuch.

      Zgadza się, jest trochę tego odkręcania. Sprawa w toku. Coś mi jednak podpowiada, że gdyby to była Polska, to byłoby znacznie gorzej.

      Uwielbiam wstawać latem, wtedy sama się budzę i jestem jakoś pozytywniej nastawiona do życia. Jesienią/zimą czasami dopada mnie SAD - taka łagodna forma zimowej chandry.

      Interesujący pomysł z tym budzikiem. Słyszałam o nich, ale nigdy nie robiłam za królika doświadczalnego.

      Usuń
    2. Diora poison dostaję od męża, bo on pamięta o tym, że go lubię, jadore - od szwagierki, splendora od teściowej - one to zapamiętały :), a tylko 5th avenue kupiłam sobie sama. ale ile można mieć perfum, skoro nie zużywa się ich litrami! Szwagierka swego casu zasypała mnie najróżniejszymi, które oddałam dalej w rodzinie, bo wiem, że straciłyby swoją moc(czy raczej przybrałyby na sile) czekając na swoją kolej
      ten chanel też mi nie podchodzi i nie mogę zrozumieć, jak ludzie go tak kochają!

      W Polsce już nie zawsze jest tak źle. Ja w tym roku złożyłam paiery o dowody dla wszystkich dzieci, dla siebie(pani zadziwiła się, że mam już ponad 5 lat nieaktualny), założyłam profil zaufany, i orzymałam możliwośc elektronicznego podpisu(na razie mało popularne, ale przyszłościowe). Online można załątwić mnóstwo rzeczy w urzędach, do tego nie ma rejonizacji - co dla mnie jest ogromnym ułatwieniem. Panie w urzędzie są niesamowicie miłe i pomocne... szok!!!!
      W Warszawie zaskoczyła mnie ilość i dostępność rowerów miejskich i elektrycznych hulajnog do wynajęcia. Moja najstarsza bardzo często korzysta z tych "wynalazków".

      Ten przygnębiający czas właśnie jest u mnie... ale może nie na długo. Zapalam świeczki, oglądam zdjęcia... i jakoś leci. :)

      Usuń
    3. Tutaj biję się w piersi i przyznaję, że ja mam za dużo perfum. Postanowiłam jednak nie kupować żadnych nowych, dopóki nie zużyję tych starych.

      Fajnie, że bliscy pamiętają, co lubisz. Ja wiem, że każdy upominek powinno się doceniać, ale czasami jest się obdarowanym czymś kompletnie bezużytecznym, w dodatku czymś, co nie trafia w nasz gust. Tak najgorzej, bo ktoś się wykosztował, a radości z prezentu nie ma. Ja również staram się wyłapywać, co kto lubi, by uniknąć takich sytuacji.

      To fantastyczne wieści! Zatem nasza ojczyzna pomalutku zmienia się na lepsze. Ja niestety pamiętam głównie nieuprzejmych urzędników i ekspedientki, a czasami nawet gburowatych kierowców publicznych środków transportu.

      O szaleństwie na hulajnogi wiedziałam :)

      Korzystajmy z uroków jesieni :)

      A na koniec serdeczne podziękowania za Twoje komentarze, Hrabino, wiem, że krucho u Ciebie z czasem. Tym bardziej je doceniam!

      Usuń
  4. Są takie dni ... A co dopiero będzie jutro ? Na zapominanie użycia perfum mój Mąż wymyślił super patent - większość perfum ma w łazience na górze, ale jedne są zawsze w toalecie na dole, więc jak już wychodząc przypomni sobie, że nie użył perfum, to nie musi biegać po schodach. Po kilku zapomnieniach z mojej strony jedna z mich buteleczek również wylądowała obok jego ;)
    Ja też codziennie rano "czuję, że żyję", ale ja już grubo po 40-stce, a Tobie jeszcze sporo brakuje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo wczorajszy dzień minął mi bez żadnych zakłóceń ;) Najwyraźniej wyczerpałam limit nieszczęść na cały miesiąc :)

      Dobry pomysł, praktykuję coś podobnego i przeważnie mam butelkę jednego zapachu w swojej torebce, jednak tego konkretnego dnia zapragnęłam przetestować Joy. Zostałam pokarana za swoje lenistwo - trzeba było wdrapać się na piętro! ;)

      Jakie są Twoje ulubione zapachy? Zawsze lubię wiedzieć, czym pachną inni :)

      Usuń
  5. Sokole Oko

    dla mnie piątki 13-tego są dniem jak co dzień. Nie jestem przesądna :) minął mi więc jak zwykle i nic ani super fajnego nie przyniósł ani niemiłego.

    Co do korzonków to odpukać na razie mnie to straszne coś nie dopadło jeszcze ale słyszałam wiele opowieści z krypty na jego temat. Póki co raz tylko niedawno doświadczyłam bólu pleców w podobnej lokalizacji ale spowodowanych stresem. Wydawało mi się to niemożliwe, żeby plecy łupało ze stresu a jednak to prawda. Ból minął sam po kilku dniach i aż tak mnie nie połamał ale był nieprzyjemny i trudno było znaleźć sobie pozycję do siedzenia zatem korzonki są pewnie X razy gorsze. Współczuję.

    Co do samochodu to po sprzedaży naszego też nam przyszły mandaty za nie opłacone parkowanie i trochę z tym było odkręcania i trochę nas policja ścigała ale się wyjaśniło. W Polsce problem stanowi brak obowiązku przerejestrowania samochodu po jego zakupie. Można jeździć na poprzednich tablicach przypisanych od wcześniejszego właściciela a, że sami nie zgłosiliśmy sprzedaży w UM to i nasza po części wina i głupota.

    Co do perfum to czuję, że to moje klimaty bo kocham wanilię a i drzewa piżmowe i sandałowe są mi znane i lubiane więc pewnie ja byłabym przeszczęśliwa :D ale z kolei mam takie zapachy które nie tyle mi przeszkadzają co jakby uczulają i powodują, że woda leje mi się z nosa jak z kranu i przykładowo działa tak na mnie męski Fahrenheit nie wiedzieć czemu. Wystarczy, że wyczuję u kogoś i przerąbane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry! :) Znowu się zsynchronizowałyśmy i w tym samym czasie buszowałyśmy u siebie :)

      Ja też nie jestem absolutnie przesądna - gdyby tak było nie miałabym czarnych kotów, nie rezerwowałabym rejsu po kapryśnych wodach na trzynastego... Długo by wymieniać :) Tytuł nie jest w pełni poważny, ale pasował mi do pechowego dnia, więc się na niego zdecydowałam :)

      Haha, zabawne, bo Połówek jeszcze parę miesięcy temu używał wody toaletowej Fahrenheit :) Wy to w ogóle powinniście się od nas trzymać z daleka - jak nie alergia Twojego męża na koty, to znowu Twoje uczulenie na męskie perfumy ;)

      No właśnie jest sporo odkręcania z tym mandatem. Taka ironia losu - przez tyle lat jeżdżenia i pokonania grubo ponad 100 000 km na irlandzkich drogach nigdy, ale to nigdy nie dostaliśmy mandatu za przekroczenie prędkości. A potem sprzedajemy auto, i niedługo później dostajemy mandat za przekroczenie prędkości o 30 km. Nowy właściciel ewidentnie zachłysnął się liczbą koni mechanicznych pod maską...

      Ja już sama nie wiem, o co chodzi z tymi perfumami i czy to aby drzewo sandałowe jest winne moim cierpieniom ;) Z tego, co zauważyłam, jest to bardzo popularny składnik i - o dziwo! - zdarza mu się występować w zapachach, które nawet mi się podobają.

      Usuń
    2. Bry!
      Droga Sokole Oko, Twój komentarz przypomniał mi zabawną kwestię, wypowiadaną przez Piotra Fronczewskiego w jakimś niespecjalne inteligentnym sitkomie. Widziałem to ze dwadzieścia lat temu i utkwiło mi w pamięci a przypomina się przeważnie w piątki trzynastego. Piotr Fronczewski jako kapitan samolotu został zapytany o coś czego nie pamiętam i odpowiedział "Ja przesądny nie jestem, bo to przynosi pecha." Jak dla mnie idealne motto na piątek trzynastego.

      Usuń
    3. Sokole Oko

      Siemasz z wieczora Zielaku ! Jak to mawiamy w katolickim kraju pokój Twemu domowi :)

      Faktycznie idealne biorąc pod uwagę, że psychologowie uważają, że pesymiści są pechowcami bo sami ściągają na siebie nieszczęścia non stop o nich myśląc. Może to działa jak samospełniająca się przepowiednia ;)

      Usuń