niedziela, 15 września 2019

Mountmellick 2019



Wiele miesięcy upłynęło od mojej poprzedniej wizyty w Mountmellick, wiele się w tym czasie wydarzyło, ale postawa Połówka nie uległa żadnej zmianie. Za każdym razem, kiedy usiłowałam go przekonać, że potrzebuje kontaktu z prawdziwą sztuką, bo do tej pory obcował tylko z  tępą sztuką [mną] i sztuką mięsa na talerzu, ten z uporem maniaka powtarzał, że yarn bombing, który z takim zamiłowaniem praktykują panie z Mountmellick, jest badziewiarski i tandetny. Nie powstrzymało mnie to jednak przed tym, by go regularnie trollować, a pewnego dnia nawet doczekałam się zgody na to, byśmy tam razem pojechali.  

Mountmellick, małe miasteczko w hrabstwie Laois, leżące niecałe 100 km od Dublina i ponad godzinę drogi od niego, raczej nie można nazwać jednym z ładniejszych miast na wyspie. Niczym specjalnym się nie wyróżnia, co więcej - widać jak na dłoni, że miasteczko ma już dawno lata świetności za sobą. Sporo budynków jest starej daty, wiele odrapanych, zaniedbanych, część opuszczonych z oknami zabezpieczonymi dyktą przed wandalami. 


Po takim opisie można by pomyśleć, że Mountmellick skazany jest na zapomnienie i ignorancję turystów. Jednak oprócz tej brzydszej strony miasteczko ma przede wszystkim coś, z czego może być dumne - swoich mieszkańców. Ludzi kreatywnych, z głową pełną pomysłów i chętnych do pracy. Ludzi, którym się chce. A takich ludzi nie sposób nie doceniać. Bo narzekać jest łatwo, ale wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować zmienić swoją opłakaną sytuację - już gorzej. 


Wiem, że jest trochę racji w tym, co mówi Połówek, bo nie wszystkie prace, którymi udekorowane jest miasto, są na tym samym - wysokim - poziomie,  ale hej, czyż nie wmawiano nam zawsze, że liczą się dobre chęci i wysiłek? Te same dobre chęci wystarczyły, by umieścić miasto na turystycznej mapie Irlandii. Do tego pozornie nieciekawego miasteczka przyjeżdżają dzisiaj ciekawscy turyści. A robią to po to, by zobaczyć coroczne dekoracje, którymi w wakacyjnym okresie zdobi się miasto. 

Z tego, co mi wiadomo, wprowadzenie koloru i elementu zabawy do swojego życia jeszcze nikogo nie zabiło, zatem mogę powiedzieć tylko jedno - mnie mieszkańcy Mountmellick kupili. No i dodać, że fajnie by było, gdyby śladem tego miasteczka poszły inne w Irlandii. 

Liczba dekoracji okazała się całkiem pokaźna, wszystkich tutaj nie umieszczę, zatem najprawdopodobniej powstanie jeszcze jeden post w kolorach tęczy. Tymczasem zaś sami popatrzcie, jak prezentował się Mountmellick w wydaniu 2019. 



 
























20 komentarzy:

  1. Dobre kilka lat wstecz bywałam przynajmniej co tydzień w County Laois i wywarło ono na mnie dokładnie takie wrażenie. Jak na Irlandię jest to dosyć nijaki rejon. Sklepy pozamykane, bardziej przypomina miejsce, o którym świat zapomniał...Za to rejon, w którym odwiedzałam znajomych był bardzo ładny. Miłe domki szeregowe, przyzwoity pub w okolicy..Nie rzuciło mi się w oczy miasteczko, o którym wspominasz...Mimo to uważam dekoracje za świetną inicjatywę społeczną. Wprowadzenie koloru w życie naprzeciw wszystkiemu.

    Najbardziej mi się spodobał indiański namiot i choinka. Zastanawiam się czy jest ktoś, kto obok tych dekoracji przechodzi obojętnie...

    Coś, co mi osobiście przeszkadza w Irlandii to to, że większość przestrzeni jest pozastawiana całkowicie samochodami. Samochody są wszędzie. Czasami widzisz ładne miejsce, chcesz zrobić zdjęcie, ale na drodze stoją Ci samochody...Ja mimo tego, że coraz częściej używam ostatnio swojego samochodu, specjalnie zostawiam go czasami daleko od miejsca docelowego, aby zrobić sobie spacer dla zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej się zgadzam. Nie ma co ukrywać, że "Midlandy" są dość nieciekawe. Brak tu spektakularnych widoków tak charakterystycznych dla Wild Atlantic Way. Failte Ireland próbuje wypromować te mniej ciekawe strony wyspy jako "Ireland's Hidden Heartlands", ale gdybym była turystką i miała tylko parę dni na zwiedzenie wyspy, to zdecydowanie ominęłabym "Midlandy".

      Cieszę się, że dołączyłaś do mojej drużyny, a nie Połówka ;)

      I znowu muszę przyznać Ci rację, bo choinka i tipi to także moi faworyci! Zdjęcie namiotu niestety nie najlepsze, bo robione w trakcie jazdy, ale mimo wszystko zdecydowałam się je umieścić, bo uważam, że to jeden z ciekawszych "eksponatów".

      "Zastanawiam się czy jest ktoś, kto obok tych dekoracji przechodzi obojętnie..." - Tak, Połówek!

      Hmm, nie zwróciłam na to nigdy uwagi. Wyjątkiem są niektóre plaże w upalne dni, jak np. Duncannon Beach w hrabstwie Wexford, która potrafi być niemal cała zapchana autami, przez co od razu traci na atrakcyjności. Ludzie gdyby mogli, to wjeżdżaliby tymi autami do morza, żeby się wykąpać...

      Jeśli zaś chodzi o miasta, to czasami nie mogę ująć jakiegoś ładnego budynku w kadr, bo samochód blokuje widok.

      Usuń
    2. Mysle, ze nie tylko w spektakularnych widokach rzecz, lecz rowniez i w wielu innych rzeczach, w tym w mentalnosci, podejsciu i charakterze ludzi ktorzy - jakby nie patrzec - rozni sa w roznych regionach wyspy. Ja osobiscie odnioslem wrazenie, iz im dalej na zachod i polnocny-zachod, tym wiekszy koloryt i krajobrazow i osobowosci. Mysle ze to rowniez ma jakis wplyw na to, jak owe miejsca sie prezentuja.

      A tak poza tym to... witaj droga Taito (i Ty Rose rowniez - wybacz ze sie pod ten watek rownie niespodziewanie co bezczelnie podpialem). Pomyslalem sobie, ze szybciej mi bedzie wrzucic tu komentarz niz skonczyc odpisywac na Twojego maila (a uwierz mi, ze odpisuje, tylko z braku wolnego czasu idzie mi to naprawde tragicznie powoli).

      Zas co do dekoracji - pomysl ciekawy, fajny sposob na to by przyciagnac uwage i kosztem pewnie prawie ze zadnym sprobowac przykryc te szarosc o ktorej wspomnialas. Pod sztuke bym tego co prawda nie podciagal, ale niewatpliwie jest to przyjemna ciekawostka :)

      A tak na marginesie - mam wrazenie, ze minelismy sie o wlos w pewnym miejscu ktore odwiedzilas tu, na zachodzie (a ktore jest moze z 15 min drogi ode mnie). Mam na mysli Brigit's Gardens w dlugi majowy weekend :)

      Pozdrawiam goraco z cudnie slonecznej Connemary!
      P.

      Usuń
    3. Peadairs!!! :) Własnym oczom nie wierzę! Pojawiłeś się! A jednak udało Ci się pokonać ten blogowy Trójkąt Bermudzki i zamieścić komentarz - niezmiernie mnie to cieszy!

      Spokojna głowa, mailem się nie przejmuj. Nie pali się :) Poczekam, ile trzeba będzie. Doceniam Twoje poświęcenie w pisaniu go :)

      No jak to nie podciągnąłbyś tego pod sztukę? ;) Zrobić coś z niczego to nie sztuka? Pozyskać kilka tysięcy fanów na Facebooku z kilkudziesięciu krajów to nie sztuka? ;) Bardzo podoba mi się ta inicjatywa, bo ma naprawdę wiele zalet. Integruje lokalną społeczność, promuje to miasto nie tylko na lokalnej arenie, lecz także tej światowej, wnosi trochę koloru do szarej rzeczywistości...

      Ach, czyli to tam osiadłeś po przeprowadzce z uroczego Mayo?

      Connemara musi cudnie się prezentować w te jesienne, ale jakże słoneczne i ciepłe dni! Zazdroszczę! Nadal nie pożegnałam lata wyjazdem nad morze... Może w ten weekend się uda...

      Usuń
    4. Dobry Wieczór!

      Wild Atlantic Way to coś, co zdecydowanie kocham najbardziej. Od dawna podoba mi się to, że Irlandia potrafi się świetnie sprzedać-każdy wiatrak, ruina, czy ot choćby taka sztuka na zawołanie, aby rozwiać szarości. Piękne to jest. Widać niektórzy wiedzą jak ubić turystyczny biznes.

      Odpuść Połówkowi!;-) Założę się, że są takie rzeczy, doświadczenia obok których Ty przechodzisz obojętnie, a Połówek się zachwyca :D

      Witaj Pedairs.

      Dziki zachód jak wspomniałam wcześniej jest czymś, co tygrysy lubią zdecydowanie najbardziej. Dla mnie zachód Eire to kwintesencja wyspy. Mam wrażenie, że dopóki nie wyruszyłam na zachód, nie poznałam Irlandii.

      Jesienna Connemara-rozmarzyłam się!

      Pozdrawiam Was serdecznie!

      Usuń
    5. Zgadza się, trudno dyskutować z takimi argumentami. Irlandia jest bardzo chodliwym towarem, a turyści zalewają kraj, co częściowo nie dziwi, bo po pierwsze - świat stoi przed nami otworem, a podróżowanie stało się łatwiejsze, po drugie - to naprawdę piękne państwo, o czym doskonale się przekonałaś.

      Wild Atlantic Way to wszystko, co Irlandia ma najlepszego. I ja uwielbiam tamte strony, co pewnie już zauważyłaś. Często przedkładam "staycation" na wyspie nad jakieś zagraniczne podróże. Po prostu wiem, że tam na pewno dostanę to, czego chcę, dlatego wracam i wracam w tamte strony. Tak w ogóle, to bardzo kusi mnie, by przetestować, jak się żyje na zachodzie wyspy, zwłaszcza gdzieś w okolicach oceanu. Zastanawiam się, po jakim czasie miałabym dość i kiedy zatęskniłabym za sielskim charakterem mojego hrabstwa i jego wysokimi temperaturami latem ;)

      Usuń
    6. "Chodliwy towar" źle mi się kojarzy. Wśród moich znajomych raczej nie ma osób, które podróżują do Irlandii, niezmienne od wielu lat pukają się w czółko, kiedy ja się zachwycam Eire. Jeżdżą do Grecji, Chorwacji, Egiptu i innych takich.

      To pewnie zależy od tego jak bardzo lubisz, kiedy wiatr chłosta Twoją twarz:D A rano masz zaparowane okna i wilgoć dookoła..;-)

      Usuń
    7. Taito, dokladnie tu osiadlem po przeprowadzce z Mayo, na wiatrem i deszczem smaganym wybrzezu z widokiem na Aran Islands, brzegiem oceanu jakies sto metrow od domu, gdzie nie tylko w sklepach i pubach, ale i na spacerach czesciej zdarza sie slyszec Gaeilge niz angielski :)

      Co do tematu Twojego posta - nie zrozum mnie zle, nie mam zamiaru w najmniejszym stopniu deprecjonowac yarn bombing i uwazam ze inicjatywa jest swietna, sympatyczna, pozytywna i dodajaca kolorytu i jak najbardziej mi sie podoba :) Swoja droga drobna jej namiastke moge zobaczyc kilka krokow ode mnie, wpleciona w inne odmiany sztuki roznorakiej, w dosc znanym przyjezdnym miejscu, charakterystycznie kolorowym. Ciekawi mnie czy je skojarzysz :)

      I mysle ze zycie na zachodzie wyspy by Cie nie zawiodlo - zawsze w ramach oderwania moglabys uciekac w inne rejony tak, jak teraz odwiedzasz te :)

      A Connemara pieknie teraz wyglada - az zal ze nie da sie tu wrzucic zdjec. Moze podesle kilka mailem :)

      Rose, podzielam Twoje poglady w stu procentach - w kazdym zakatku wyspy mozna znalezc cos ciekawego, ale jednak zachod jest kwintesencja tego wszystkiego co irlandzkie. Mozna odniesc wrazenie jakby terazniejszosc przeplatala sie tu z przeszloscia, surowosc z delikatnym pieknem.

      A zamiast sie pograzac w marzeniach o jesiennej Connemarze po prostu ja odwiedz, poki jesien sie jeszcze nie skonczyla :)

      Pozdrawiam Was cieplo!
      P.

      Usuń
    8. Rose, moi znajomi też gustują w ciepłych i egzotycznych krajach, ale to nie znaczy, że my też musimy :)

      Peadairs, rozbudziłeś moją ciekawość, nie powiem! :) Mam wrażenie - zapewne mylne - że osiadłeś gdzieś w okolicach Spiddalu. Czyżbyś miał na myśli Craft Centre? Tylko to przychodzi mi do głowy. Nie jestem aż tak dobrze obeznana z rejonem koło Galway. Kiedy już jadę do Connemary, to najczęściej na półwysep Renvyle.

      Pięknie to musi wyglądać, tak sobie wnioskuję po opisie, który zamieściłeś. I ta linia brzegowa 100 metrów od domu - no, bajka, szczęściarzu! Nie czujesz się tam przypadkiem jak na ciągłych wakacjach? ;)

      O tak - mail z fotkami jak najbardziej pożądany! W planach na ten rok mam co prawda jeszcze wyjazd na jedną z wysp Aran, ale zdjęcia Connemary, i to Twojego autorstwa, zawsze mile widziane.

      I jak? Udało Ci się zobaczyć ten koncert [albo coś innego] z okazji Culture Night?

      Usuń
    9. Taito!

      Nie musimy zdecydowanie. Mi się zdecydowanie bardziej marzą Lofoty, Spitsbergen czy kraina lodu i ognia-Islandia. A wiesz, że ostatnio mi się śniło, że byłam w Galway? Takie teraz miewam sny.

      Peadairs, ta bliskość oceanu nasuwa mi na myśl-Salthill, ewentualnie okolice Barny, Spiddal czy idąc na całość-Carraroe. Moje ulubione okolice. Co Ty na to? Bingo or not? Nie ma jak to o poranku przejść się promenadą, powygrzewać w słońcu na kamieniu jak jaszczurka, a po zmroku słyszeć nieustanny ryk Atlantyku...

      Myślę, że nawet gdybym miała to na co dzień, nie przestałabym tego kochać mimo wilgoci, zimna i wiatru. No, może czasami bym ponarzekała.

      Pozdrawiam Was serdecznie!

      Usuń
    10. Musze wyrobic sobie nawyk kopiowania komentarzy po ich napisaniu, gdyz po raz kolejny moj piekny, dlugi tekst zostal pozarty przez jakias blogspotowa poczware...

      A poza tym, Taito i Rose, wygralyscie gorace Latte w Builín Blasta Café w jeden z wietrznych, wilgotnych dni w blizej nieokreslonej przyszlosci ;)

      Taito droga, coz moge powiedziec - strzal w sam srodek dziesiatki, nie spodziewalem sie az takiej precyzji :) Czasami wychodze na spacer na plaze naprzeciw Craft Village i wracajac lubie i to miejsce odwiedzic, zawsze i niezaleznie od pogody (a moze wrecz wbrew pogodzie) odwiedziny tam pozostawiaja po sobie jakies przyjemne, pozytywne wrazenie. Moze to ta, wszechobecna tam, feeria barw? Nie wiem czy wiesz, ale w tym roku fasade jednego z tych domkow calkiem ladnie upiekszyli namalowana scenka z zycia dawnego Spiddal.

      Na koncert niestety sie nie wybralem, zbyt wiele obowiazkow mi na ten sam czas przypadlo, wiec nadrobie to innym razem (a przynajmniej tak sobie probuje wmawiac ;) ).

      Pomachaj w moja strone gdy sie bedziesz na Arany wybierala. Ja w tym roku odwiedzilem je trzy razy i kolejny chyba dopiero w przyszlym. Chociaz ciagnie mnie tam :)

      Rose, musisz sie uwielbieniem do tych okolic podzielic ze mna, obawiam sie :) I tak, tak jak wyzej wspomnialem to Spiddal. Ale czesto, gdy mam ochote gdzies sie wybrac a nie mam sprecyzowanego pomyslu gdzie, wsiadam w auto i jade na zachod. Pewnie kojarzysz te widoki - charakterystyczna pracownia kowala niedaleko Aer Arann, waski dlugi most prowadzacy przez Costelloe, widok na jezioro w Carraroe, Coral Beach i drewniana laweczka abstrakcyjnie umiejscowiona na totalnym odludziu na koncu pieru na polnoc od niej, trasa to Lettermore dlugimi kamiennymi mostkami przeskakujaca od jednej do kolejnej wysepki, by doprowadzic na sam koniec Letermullan... :)

      Tak swoja droga dawno temu tu bylas? Jak duzo czasu tu spedzilas? Dziwi mnie ze mimo Twojego uwielbienia dla tego miejsca nie przechadzasz sie codziennie tutejsza promenada :)

      Przyjemnej reszty dnia Wam zycze :)

      Usuń
    11. O tak, koniecznie! Najgorsze jest to, że te blogspotowe potwory wydają się mieć nienasycony apetyt! Swoją drogą, muszę iść zaraz spać, bo... zaczynam robić się głodna i burczy mi w brzuchu ;)

      Jaka wspaniała nagroda! Czy może być coś przyjemniejszego od pysznej kawy spożywanej w dodatku w tak uroczym miejscu? Nie wierzę, że udało mi się trafić! Żeby tylko tak łatwo szło mi w EuroMillions! ;) Nie mam szczęścia do wygranych.

      Udzieliłeś mi bardzo dobrych podpowiedzi [region, w którym mówi się po irlandzku], a skoro postawiłam już na Spiddal, to tylko jedno kolorowe miejsce przychodziło mi do głowy.

      O nowym malunku oczywiście nie miałam zielonego pojęcia, bo bardzo dawno mnie tam nie było. W ogóle rzadko zapuszczam się w okolice Spiddal, raczej trzymam się N59 i mknę za sam zachodni kraniec.

      Pomachać oczywiście mogę, ale na Arany wyruszam z Doolin, Ty pewnie z kolei z Rossaveal? Zaskoczyłeś mnie tą informacją o trzykrotnej wizycie. Zazdroszczę! Masz swoją ulubioną wyspę?


      Usuń
  2. Sokole Oko

    Byłam tu już wczoraj ale widzę, że nie zostawiłam odcisków :)

    Pamiętam Twoją poprzednią wizytę we włóczkowym miasteczku. Strasznie mi się ono podobało. Nie tyle te dekoracje bo faktycznie część była nie obrażając słaba, ale sam pomysł jest super żeby na okres wakacyjny tak stroić. Pamiętam że wtedy się dziwiłam nawet jak to możliwe, że te dekoracje takie ładne i czyste jak przecież pada i na pewno to moknie czasem.

    Fajnie, że nacykałaś tyle fotek, że będzie jeszcze jeden wpis. Aaaaaaaaaaaaaa takiego kuraka to bym chętnie przygarnęła jednego ...

    Ta rodzinka na końcu z lodami ... mistrzostwo ! wszystko można obszydełkować :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie mów, że komentarze znów giną :( Dzięki, że się ponownie odezwałaś - doceniam poświęcenie i wysiłek :)

      A wiesz, że jak publikowałam ten wpis, to zastanawiałam się, czy ktokolwiek będzie jeszcze pamiętał moją poprzednią wizytę? No i dostałam odpowiedź :) W minionym roku jakoś przegapiłam te dekoracje, w tym na szczęście przypomniałam sobie w porę.

      A zauważyłaś coś, co umieściłam tu z myślą o Tobie? Obrazek z nakrętek. Nie tylko w Ameryce takie mają ;) Choć muszę przyznać, że po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim tutaj.

      Zgadza się - nie ma limitu dla wyobraźni mieszkanek Mountmellick :) Był już samochód, w tym roku zaś choinka, tipi, koń i jego powóz ;) Zawsze z ciekawością czekam na te największe obiekty.

      Bardzo fajne te kury! Idealne do koszyka wielkanocnego ;)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jak miło! Cieszy mnie ten komentarz tak bardzo, jakbym co najmniej sama była odpowiedzialna za te robótki na drutach :)

      Usuń
  4. Większośc wakacji spędzióąlm poza Wyspą, więc nie jeździłam przesadnie po okolicy, ale pierwszy mój przejazd przez Mountmellick od razu przykuł moją uwagę i oczywiście od razu przypomniałam sobie Twój wpis. Zastanawiałam się nawet, czy byłaś tutaj w tym roku:)
    Mój małżonek wyszedł nawet z uwagą, że może zatrzyma się, żebym porobiła zdjęcia, ale jakoś tak nie byłam w nastroju.

    Niektóre dekoracje są niesamowite, inne ciekawe, jeszcze inne kiczowate, ale najważniejsze, że komuś się chciało i zrobł to na miarę swych możliwości lub gustu. Poza tym de gustibus non est disputandum, jak mowiła moja babcia i mama :)

    Ja mam to szczęście mieszkać w tej nijakiej części Irlandii. Nawet na jednym ze zdjęć załapał się znak do Porarlington:), w tę drogę przeważnie skręcamy, jadąc do domu.
    I pomyśleć, że mogliście wpaśc do nas na kawę :) Jak już będziesz się wybierać w te strony, to zapraszam koniecznie. Zawsze możecie pójść do koni ;) i nad jezioro torfowe... może to nie wild Atlantic Way, ale zawsze coś :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak miło! Tak się składa, że ja również myślałam o Tobie - nie tylko widząc ten znak - bo wiem, że to Twoje strony.

      Jaki kochany! Połówek przeżywał katusze w Mountmellicku ;)

      Zgadza się. Yarn bombing nie jest czymś, co każdemu przypadnie do gustu, ale mimo wszystko ma wielu fanów, bo w końcu - jak to mawiają - nie to piękne, co piękne, lecz co się komu podoba.

      A to z tym "szczęściem dotyczącym mieszkania w tej nijakiej części Irlandii", to ironia czy najprawdziwsza prawda? :) Powiem Ci, że doceniam bujną zieleń Midlandów, ciepłe lata, ale jednak trochę już mi się przejadły te płaskie jak naleśnik krajobrazy...

      Dziękuję za zaproszenie! Te konie kuszą! ;)

      Usuń
  5. tak się rozpisałam, że zapomniałąm napisać o tym, co mi wpadło w oko: rowery to nr 1, płotki przy szosie i drzewa.
    Też myslałam nad tym, jak to wszystko jest takie czyste; znając się rochę na "nitkach" dochodzę do wniosku, że wszystko to zrobone jest z akrylu, który pierze się w deszczu. To chyba jedyne wyjaśnienie, bo o ile dekoracje umieszczone dalej od trasy mogą być/lub wydawać się czyste, to te przy samej szosie, musiałyby być już brudne. Tylko po akrylu może tak to spłynąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie się na tym nie znam, bo mam dwie lewe ręce do dziergania [choć może tylko mi się tak wydaje, bo nigdy tak naprawdę się w to nie zagłębiałam...], za to Ty jesteś ekspertką w tej dziedzinie, musi być tak, jak piszesz :) Wiem jednak, że po ściągnięciu dekoracji są one prane. Może nie wszystkie, ale część na pewno.

      Usuń