Czas mija nieubłaganie - jeszcze niedawno narzekałam tutaj na skwar, jaki w wakacje nawiedził wyspę, a teraz mamy już połowę września. Z powodzeniem można stwierdzić, że jesteśmy już w przededniu jesieni: gdzieniegdzie chodniki wyścielają już szeleszczące liście, zmrok zapada znacznie szybciej, słońce coraz rzadziej się wychyla, za to deszcz coraz śmielej toruje sobie drogę. A do tego temperatury ostatnio znacznie spadły w nocy, przez co niektórzy trzęśli się podwójnie: z zimna i ze strachu przed tym, co przyniesie zima. Irlandii bowiem nie ominął kryzys energetyczny, bo dlaczego miałby?
Po dość chłodnym i mokrym początku września, który niestety negatywnie odbił się na moich pięknych pelargoniach, nastał relatywnie ciepły, suchy i pogodny weekend - tak bardzo nam wszystkim potrzebny.
W sobotę zewsząd dobiegały do mnie dźwięki warczących kosiarek, jednak tym razem miałam dla nich więcej zrozumienia niż zazwyczaj. Po części dlatego, że wcześniej faktycznie nie było okazji do koszenia, a częściowo dlatego, że coraz większymi krokami zbliża się mój urlop nad Atlantykiem, i wiem że już niedługo będę słuchać tylko skrzeczących mew, hulającego wiatru i fal rozbijających się o klify.
Sama zresztą dołożyłam swoją cegiełkę do tego osiedlowego harmideru (jedynie 96 dB, więc jeszcze nie tak źle w porównaniu z niektórymi spalinowymi potworami sąsiadów, od których pękają bębenki w uszach). Skwapliwie też urządziłam wielkie pranie i wysuszyłam je w ogródku (mniejszy rachunek za prąd jak najbardziej mile widziany), bo już wypadało zmienić pościel - tym bardziej, że ostatnio coraz częściej odwiedza mnie w łóżku moja powsinoga, która ma sto przeróżnych kocich spraw do załatwienia i nie może przecież usiedzieć w domu na tyłku.
Rzadko tutaj piszę o swojej codzienności, bo zwyczajnie nie wydaje mi się ona na tyle atrakcyjna, by o tym pisać. Wszak, co tu ukrywać, życie starej panny z kotami jest bardzo przewidywalne i dość monotonne. Wypełnia mi je głównie domowa rzeczywistość i praca. W jednej i drugiej "nuda".
W tej ostatniej wreszcie odżyłam, od kiedy Boss przerzucił mnie do innej firmy i nareszcie mam większe pole manewru i większą satysfakcję. Nie mam już poczucia tkwienia w martwym punkcie i jakoś tak rzadziej przeglądam oferty pracy, a jeśli już to robię, to raczej po to, by wiedzieć, co w trawie piszczy, a nie z samej chęci zwolnienia się (to mi już przeszło).
Najbardziej cieszy mnie fakt, że jestem sama sobie panią (nie cierpię mikrozarządzania, i wolę być samotnym wilkiem niż częścią wielkiej drużyny), a Boss nie traktuje mnie jak głupią dziewczynkę, którą trzeba prowadzić za rękę i kontrolować.
Był czas, kiedy byłam sfrustrowana swoją sytuacją zawodową i zaczynałam żywić do niego urazę, niejako widząc w nim przyczynę takiego stanu. Dziś jednak powiedziałabym, że nasze relacje są lepsze niż kiedykolwiek. Zawsze uważałam, że jest świetnym i dobrym człowiekiem, ale teraz to już przeszedł samego siebie ;) I choć czasami bywa ciężko ze względu na nierównomiernie rozłożony nakład pracy (jedne dni aż za spokojne, inne z kolei ciut za bardzo pracowite), to jednak zawsze jest wesoło.
W piątek po południu wraca umęczony jak stonka po opryskach (David, jego prawa ręka z drugiej firmy miał tydzień wolnego i Boss musiał się dwoić i troić, przez co rzadko go w tym tygodniu oglądałam na oczy), z plaśnięciem siada na krześle obok, by szybko rzucić okiem na zaległe maile, i mówi: "przypomnij mi, po co ja to wszystko robię?".
"Dla kasy i sławy" - mówię.
Z rozbawieniem stwierdza, że "jakoś jednego ani drugiego nie widać", a ja - jak na kochaną i empatyczną pracownicę przystało - podsuwam mu pod nos laptopa i obwieszczam, że właśnie dostaliśmy fakturę z Francji i potrzebuję na nią ponad 40 tysięcy euro (bo kopanie leżącego to moja specjalność).
"Nie, nie chcę tego widzieć!" - mówi i teatralnie zasłania się przed laptopem jak opętany przed krucyfiksem.
Okay, okay! Wyparcie rzeczywistości - jest to jakiś sposób na (nie)radzenie sobie z rzeczywistością ;)
Ja tymczasem nie radzę sobie z wypadającymi włosami, jak to zwykle bywa co roku o tej porze. Jeśli więc tu i teraz ktoś mi nie doradzi, co zrobić z tym fantem, to uświadamiam Wam, że będziecie odpowiedzialni za stworzenie Kojaka. Albo Frankensteina!
Ratunku! ;)
Kryzys energetyczny? Ale w sensie, że gdzie? ;) Przecież mamy przesiadać się na autka elektryczne. I przybywa ich na ulicach wciąż więcej i więcej... A docelowo wszyscy mamy zmienić nasze wysłużone spalinowe na nowoczesne ekologiczne. To skoro już jakiś kryzys energetyczny ma przyjść, to chyba do każdego auta dołożą prądnicę na korbkę.
OdpowiedzUsuńHa ha ha. Ja też wczoraj kosiłem. I pewnie jeszcze przed zimą zdarzy się raz czy dwa.
Kolejny urlop nad Atlantykiem? W kolejnym domu latarnika?
A za tydzień wybierasz się do Birr? Będzie kolorowo jeśli tylko pogoda dopisze. Cały weekend i jeszcze kilka dni w tygodniu. Jeśli mi szczęście dopisze, to w niedzielę pojadę ustrzelić parę fotek.
Ale ja jestem nudna i przewidywalna - pięknie mnie rozpracowałeś! :) Skąd wiedziałeś? ;) Będzie Atlantyk, domek latarnika i piękna latarnia, ogień trzaskający w kominku, cudne widoki, sporo (dobrych, mam nadzieję!) książek do czytania i słodkie lenistwo :)
UsuńWydaje mi się, że ja też ostatnie koszenie odstawiałam gdzieś w październiku. Zobaczymy, jaka będzie pogoda, bo jak jest mokra trawa, to moja kosiarka odmawia posłuszeństwa. Najważniejsze jednak, że trawa moooocno zwolniła wzrost :)
A co jest za tydzień w Birr? Jakaś niedzisiejsza jestem ;) Dziś z kolei przypomniałam sobie, że przecież Culture Night się zbliża, przeglądałam repertuar, bo wypadałoby się "odchamić", ale jeśli już coś przykuło moją uwagę, to było daleko od domu - trudno będzie pogodzić to z pracą i dojazdem.
Baloniki będą!!! No... chyba, że pogoda nie dopisze.
OdpowiedzUsuńPrzewidywalna? Być może. Do pewnego stopnia. Ale nudna?! No weź. Rozumiem, że to tylko taka uwaga, żebym mógł zaprzeczyć. :) Ja albo ktokolwiek inny.
Jaka ekscytacja :))
UsuńAch, już znalazłam :) Mistrzostwa w puszczaniu... balonów ;) Jak długo żyję, tak tego jeszcze nigdy nie widziałam! Nie sądzę jednak, bym się wybrała, chociaż weekend ma być w tych stronach ładny i suchy, a to jest kluczowe, jak już zauważyłeś :)
Nie musisz zaprzeczać, co więcej, nawet nie obraziłabym się, gdybyś stwierdził, że jestem nudna :) Nigdy nie twierdziłam, że mam ekscytującą osobowość (patrz: mój profil po prawej stronie bloga). Bliżej mi do szarej myszki bądź nudziary podpierającej ściany niż do duszy towarzystwa. I niech tak będzie - nie wszyscy przecież muszą być gwiazdami :)
stara panna z kotami no leżę i kwiczę. A co z Połówkiem ? wyeksmitowałaś ?
OdpowiedzUsuńPamiętam, że nasz pies mimo że szorowany po każdym spacerze i tak syf nam wnosił do łóżek bo zawsze skubany się tam skitrał jak wychodziliśmy z domu także znam temat brudnej pościeli.
Fajnie, że w pracy się tak udało wszystko ułożyć, że zamiast jej zmiany jest polepszenie warunków :)
A u nas też kijowy wrzesień. Pada, jest zimno już od kilku dni po 15 stopni a wczoraj to nawet 10 było i wiatr i nasz regionalny pogodynek raczej nie wróży już poprawy a raczej jesienne klimaty. Szkoda bo można jeszcze tak fajnie lato przeciągnąć jak jest ładny wrzesień.
Co do włosów to u mnie wiem jaką używają wcierkę ale to typowo polska to raczej u siebie nie kupisz :)
Czyś Ty oszalała? Wiesz, jakie życie drogie? Ja się zastanawiam, czy nie zacząć pobierać opłaty od kotów za "wikt i opierunek", a Ty pytasz, czy eksmitowałam Połówka! ;) Kto by mi się wtedy do czynszu dokładał? :)
UsuńKoty to bardzo czyste zwierzęta - połowę życia spędzają na spaniu, a drugą na myciu się ;) Mimo to jednak linieją, a poza tym mamy na osiedlu pewnego stukniętego i agresywnego kota, który atakuje inne, między innymi ją właśnie, a ponieważ ona nie da sobie w kaszę dmuchać, to zamiast podkulić ogon i uciec, broni się i bije z nim. Ma więc trochę zadrapań na sobie, więc zdarza się jej pobrudzić koc/pościel krwią.
I kiedy Wy tego psa mieliście?! W ogóle NIE kojarzę! To chyba nie za mojej "kadencji" ;)
No właśnie mogłoby być ociupinkę cieplej i słoneczniej - brakuje mi takiej "złotej, polskiej jesieni". Póki co niestety wrzesień rozczarowuje. U mnie akurat przez kolejne dwa dni 19 stopni, ale nadchodzą chłodne noce z 7-8 stopniami.
Wcierkę Jantar? Mam, ale ponieważ jestem leniwa i mam do tego długie włosy, to nie lubię tego robić. Z krótszymi pewnie znacznie łatwiej. Myślałam bardziej o czymś do łykania - chyba znowu kupię sobie tabletki na porost włosów (odstawiłam jakiś czas temu), a do tego skrócę je o jakieś 10-20 cm.
oszzzzz kurde ale żeś mnie zaskoczyła tym Jantarem. To ta wcierka jest taka sławna ?? bo dokładnie o tej mówiłam. Masz ją u siebie ??? wow ! Ale długie włosy nie mają nic do tego bo przecież to się wciera w skórę głowy a nie we włosy.
UsuńJa tam nigdy w jakieś kapsułki i inne pierdy na włosy i paznokcie nie wierzyłam. Jakoś na mnie to nie działało.
No właśnie o Połówku nic nie wspomniałaś więc musiałam się o niego upomnieć :D
Psa to miałam jak byłam nieletnia nie możesz tego pamiętać ani wiedzieć :D to był pies kupiony na otarcie łez po śmierci ojca. Taka rodzinna terapia.
U mnie leje, leje i non stop codziennie leje ...
Internet to skarbnica wiedzy i w taki oto sposób dobrych kilka lat temu odkryłam Jantara - wiele osób ją polecało. Mam ją z Polski, nie Irlandii - nie mam pojęcia, czy można ją tu kupić w "polskich sklepach". Nie zużyłam jej jednak, bo wcierka to nie szampon, który nakładasz na całą długość włosa. Im dłuższe, tym bardziej przeszkadzają we wcieraniu jej. Zdecydowanie bardziej odpowiada mi przyjmowanie jakichś suplementów - łykam, popijam wodą, problem z głowy. Dwie sekundy roboty. Idealne rozwiązanie dla leniwca :)
UsuńTo nie kwestia wiary :) Choć wierzę, że nie u każdego sprawdzi się ta sama metoda. Na mnie akurat działało. Rozmawiałam ostatnio o tym z mamą, i polecała mi właśnie tabletki, które jej pomogły.
Nie wspomniałam, bo z Połówkiem czy bez nadal jestem starą panną z kotami :) Jak widzisz nic to nie zmienia :) Jak na dziwaczkę przystało, nigdy nie marzyłam o "weselichu" i białej sukni, a na oświadczyny reagowałam przerażeniem, więc chyba po prostu jest mi pisane odejście z tego świata jako nieskalana dziewica ;)
Ach, no i to wszystko wyjaśnia :) Nie mogłam pamiętać psa!
U mnie było sucho i pogodnie, aż musiałam podlać wszystkie kwiaty. Dziś w nocy za to ma zacząć padać i tak aż do jutra - już wiem kogo winić za ten deszcz! ;)
nie do wiary ... ta wciera jest mega słynna w takim razie :D ufff kupiłaś w PL no to ulga bo myślałam, że nawet już ona podbija europę :D
UsuńJa jakoś nie ufam tym łykańcom i nie lubię ja będę używać wcierkę :)
Nie zapominaj o nim bo ktoś gotów pomyśleć, że go wygnałaś :) z dziewicą to nie przesadzają. Panną owszem ale dziewicą to nie bardzo :D
No nie mogłaś bo go nie znał nikt z czytelników. Dawno już jest RIP.
U mnie nadal pada ale na szczęście przelotnie więc zdążyłam dziś przelecieć do lekarza i nie zmoknąć
Ja mam jeszcze taką w szklanej butelce, nie wiem, czy kojarzysz :) Właśnie widziałam, że zmienili opakowanie jakiś czas temu i teraz Jantar ma aplikator, który ponoć bardzo dobrze się spisuje i ułatwia życie.
UsuńA skąd Ty to wiesz? Masz ukrytą kamerkę w mojej sypialni i wiesz, co się w niej dzieje? Nie wiesz, że seks tylko po ślubie, bezbożnico?! ;)
A u mnie nawet sucho i słonecznie - zaraz będę wieszać pranie w ogródku. Trzeba korzystać, dopóki pogoda sprzyja :)
ja jej jeszcze nie mam na razie nie potrzebna ale pewnie kupię :)
UsuńNie muszę mieć kamerki. Jakbyś nadal była Orleańską to by było bardzo niezdrowo w tym wieku :D
U mnie było fajnie ale znów pada :/
A wiesz, że mnie zainspirowałaś i wczoraj, po raz pierwszy od bardzo dawna, wygrzebałam tę wcierkę w "oldskulowym" szklanym opakowaniu i wtarłam w skórę głowy po umyciu włosów. Zobacz, jaką masz siłę przekonywania - nawet nic szczególnie nie robiąc, natchnęłaś mnie do tego ;)
UsuńHaha, mówisz, że celibat nie jest zdrowy w tym wieku? ;) Co, kto lubi :)
Deszcz jest fajny ;) Pocieszę Cię, właśnie sprawdziłam prognozę (ochłodzenie idzie!), i wygląda dość mokro. Ach, no i - odbiegając od tematu - zaczęłam nastawiać się psychicznie na napisanie maila, bądź więc w pogotowiu ;)