Zrobiłam sobie małą przerwę w publikacji postów na temat fascynującej wyspy Tory, ale jeszcze wrócę do tego tematu. Nie będę kłamać, jakoś specjalnie mi się nie spieszy, bo część z Was wyjechała na swoje urlopy, ja również coraz częściej myślami jestem na moim sierpniowym wyjeździe. Poza tym niestety opuściła mnie wena, która dzielnie mi towarzyszyła w trakcie tworzenia poprzednich relacji, i teraz pewnie znów przyjdzie mi czekać pół roku, aby wrócić do swojej formy.
Mam teraz, co prawda, tygodniową przerwę od pracy, ale ten lipcowy urlop z założenia miał być spędzony w domu i jemu też poświęcony. Już bowiem od dawna chciałam wziąć się za gruntowne porządki, uszczuplić zawartość szaf i wyodrębnić w nich miejsce na kilka nowych gier planszowych, które do tej pory zalegały na kuchennym stole i krzesłach, skutecznie kłując w oczy.
Dla tych, którzy jeszcze mnie nie znają - pozwólcie, że się Wam przedstawię. Zwę się Taita i jestem uzależniona od porządku. Albo raczej: uczulona na bałagan. Przestrzeń wokół mnie nie musi błyszczeć niczym gwiazda na niebie (kto z nas, pracujących na pełen etat, ma w ogóle na to czas i chęci?!), ale muszę mieć względny porządek, aby nie postradać zmysłów.
To cotygodniowe sprzątanie domu jednak nie do końca wystarcza. Raz na rok muszę wziąć pod lupę zawartość szafek, szuflad i regałów - które jakimś cudem same się zapełniają! - aby pozbyć się nieużywanych rzeczy. I między innymi właśnie tym miałam się zająć w czasie tego tygodnia.
Niestety, moje plany tak jakby nieco mi się rozminęły z rzeczywistością. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie byłam w najlepszej formie, przez co nie do końca potrafiłam wykrzesać z siebie odpowiednią motywację. Z drugiej strony, nie poniosłam też totalnej porażki w starciu ze swoim lenistwem, bo wreszcie zniknął wstydliwy stos gier (1:0 dla mnie), a kuchenne szafki niemal w całości przeszły reorganizację (2:0, ha!). Dokończyłam też czytane książki i posadziłam zakupione kwiaty, co spotkało się z wyraźną aprobatą pszczół.
Wczoraj kupiłam kolejne (kwiaty, nie pszczoły), bo oczywiście jak tylko weszłam do Woodie'sa (pod pretekstem kupna kuchennego kubła na śmieci), to przecież nie mogłam wyjść stamtąd z pustymi rękami. Połówek twierdzi, że jestem niereformowalna pod tym względem. Chyba wypadałoby mu wierzyć - nikt inny nie zna mnie tak dobrze jak on. Ponoć nie ma już dla mnie ratunku. Cóż, jakoś przeżyję tę diagnozę.
A dziś od samego rana leje jak z cebra. Trochę pokrzyżowało mi to plany, bo sadzenie nowych nabytków będzie musiało poczekać - zanim dotarłabym z domu do szopy, w której przetrzymuję ziemię i donice, z powodzeniem można by było mnie wyżymać.
Nie ukrywam, trochę niepokoi mnie ta lipcowa pogoda pod psem, tym bardziej, że mój urlop tuż za rogiem, a pogoda długoterminowa nie przewiduje znaczącej poprawy.
Połowa roku już za nami, mieliśmy całkiem przyzwoite lato w czerwcu - dużo suchych dni i wysokich temperatur - ale lipiec to pogodowa porażka. Temperatury drastycznie spadły, nawet do 16 stopni jak dzisiaj, a do tego jest deszczowo, wietrznie i nieprzyjemnie. Brr! A skoro ja tak mówię, to znaczy, że jest naprawdę źle. Ci, co mnie znają, doskonale wiedzą, że nie jestem zmarzluchem ubierającym się na cebulkę jak Marek Kamiński przed wyprawą na biegun południowy.
W międzyczasie zaś przeglądam różne oferty sprzedaży i wzdycham do sof, bo nadal chodzi za mną chęć urządzenia sobie przytulnego kącika do czytania, gdzie żaden kot mnie już nie dopadnie. Zasięgam też języka u moich nieocenionych, nowych kolegów instagramowych, którzy mają swoje drony i jak najbardziej je polecają (coraz poważniej rozważam kupno). Mówiłam już, że jestem zachwycona Instagramem? Poznałam tam wielu naprawdę fascynujących ludzi!
No nic. Kończę ten wpis (napisany głównie po to, abyście wiedzieli, że żyję), obejrzę ze dwa motywacyjne filmiki na YT, a potem włączam jakiś ciekawy podcast i zabieram się za kuchenne porządki. Powiedzcie proszę, że każdy z Was ma w domu taką szufladę wstydu ;) Muszę zrobić z nią porządek, zanim zajrzy do niej opiekunka do zwierząt. W końcu nie mogę ryzykować uszczerbku na jej zdrowiu!
To ja, wiatrakowa Marta, ale jakoś google nie chce mnie wpuścić z tradycyjnego konta. Zacznę od końca...szufladę wstydu mam, a jakże... Mam nawet biurko wstydu, na szczęście w mojej sypialni i zawsze mogę zamknąć drzwi od pokoju i wejść do łóżka jak już się ściemni, nie widząc tego chaosu. Mam też w sypialni krzesełko wstydu...
OdpowiedzUsuńW Anglii pogoda też typowo irlandzka i dziś wracając z pracy pomyślałam, że to już chyba jesień zaczyna się na północy kraju. Jak ja lubię tu kwiecień, maj i czerwiec...A teraz ta szarosc, wiatr i deszcz totalnie mnie dobija :( a urlop też mam zaplanowany na sierpień, z czego tydzień spędzę w domu i moze też idąc Twoim tropem...posprzątam te wszystkie miejsca "od wstydu" .
Gdzie się Taitko wybierasz na urlop?
Uścicki.
A witam witam, Panią :) Kalosze są? Anorak? Parasolka? ;) Bo tu dziś niesamowicie mokro, choć na szczęście trochę się przejaśniło i już nie jest tak ciemno w domu.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, masz rację, jakiś problem był, bo choć się zalogowałam, to widniałam jako anonimowa. Dopiero po którymś tam odświeżeniu zadziałało należycie :)
Tak po prawdzie to mam więcej niż jedną szufladę wstydu :( Głównie dlatego, że jestem typem człowieka "out of sight, out of mind". Czasami chowam coś do szuflady, żeby nie leżało na widoku i nie patrzyło na mnie z wyrzutem ;) Na szczęście, jak otwieram drzwi do szafy, to nic na mnie nie leci :)
Wypluj te słowa, kochana! Jaka jesień? Toż to dopiero lipiec! To byłoby wysoce nieuczciwe, gdyby jesień już teraz nadeszła. Moje kwiatki jeszcze nie zaznały ciepła i letniego słońca! Nie zgadzam się na tak wczesną jesień - wszystko w swoim czasie :)
A zatem życzę Ci powodzenia w ogarnianiu domu. Normalnie, kiedy cały tydzień pracuję, to nie mam ochoty na dogłębne porządki, więc staram się robić to w dniach wolnych od pracy. Poza tym teraz pogoda nie sprzyja, więc nie jest to dobry czas na podróżowanie po kraju.
Wbrew aurze na zewnątrz wysyłam Ci gorące pozdrowienia i uściski :)
ja mam sporo mebli wstydu nie tylko szufladę. Mam też krzesło ze stosem ubrań i różne takie inne ;)
OdpowiedzUsuńlipiec w Polsce zawsze jest miesiącem statystycznie z największymi opadami. Ciekawe czy gdzie indziej też :)
Instagram też mnie wciągnął. Zupełnie inny klimat niż FB i można mieć znajomych z całego świata lub tylko podglądaczy. Też poznałam sporo osób z różnymi zainteresowaniami. Fajna zabawa hasztagami choć dawno odkryłam, że limit jest 30 i więcej nie puści ;)
Życzę pogody na urlopie albo przynajmniej suchości bez deszczu. My mieliśmy 2 dni deszczu w tym raz burzę z gradobiciem :) ale żeby to ochłodziło temperaturę to niestety nie :D
Dzięki, już nie czuję się taka wyalienowana ;) Staram się mieć jak najmniej takich krzeseł czy szuflad, bo bałagan zwyczajnie źle na mnie wpływa. Poza tym nie lubię zagraconych przestrzeni, im mniej mebli i "durnostojek" w domu, tym łatwiej zapanować nad nim. Sprzątanie nie zajmuje wtedy dużo czasu.
UsuńRóżnie z tym bywa. Swego czasu brałam tygodniowy urlop na początku czerwca, pogoda nie zawsze dopisywała. Tegoroczny był bardzo ładny i ciepły. Z kolei w lipcu mieliśmy nieraz upały, a w tym roku najwyższą lipcową temperaturą było u mnie chyba 22-23 stopnie. Nie zgadniesz ;)
Otóż to :) Dla mnie najfajniejsze jest to, że zrzeszam wokół siebie obcych (nie dawałam namiarów na siebie żadnym znajomym/rodzinie), którzy podzielają te same pasje. Owszem, czasem napatoczy się ktoś interesowny, kto daje "follow", a potem zabiera, jeśli też mu nie dasz, ale jednak mnóstwo tam inspirujących ludzi. Z łatwością też można wspierać swoich ulubionych twórców ("celebrytów") - jako dziecko pisałam listy do moich ulubieńców, teraz już nie muszę ;)
Bardzo, bardzo by się przydała :) Dziękuję :) Bo jak dzień w dzień będzie lało jak z cebra, to pozostanie mi jedynie siedzenie w domu przy kominku i czytanie książek. A chciałabym jednak trochę pozwiedzać, nacieszyć się plażami, szlakami, ruinami, morzem...
do mojego bajzlu to Ci serio daleko :) niestety od dziecka mam problem z porządkiem.
UsuńU nas te statystyki się sprawdzają kiedyś mówił mi dekarz, że zawsze w lipcu mają dużo przymusowych postojów w pracy :)
Ja też nie mam na Insta znajomych to wiele ułatwia :D i tylko obcy z podobnymi zainteresowaniami. A, że nie jestem skora do re-obserwowania tylko oglądam to co chcę to często mam tak, że ktoś polubi a potem odlubia. Ale to są takie żebrolajki jak to nazywam żeby zwiększać zasięgi a mnie na tym nie zależy więc olewam. Sporo też mam spamu pt: prześlij foto tam i siam ale to ignoruje bo sie tego nie uniknie
No to trzymam !
Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci ;) Ja z kolei od zawsze miałam zamiłowanie do porządku, gdybym miała bajzel wokół siebie, to chyba bym wylądowała w wariatkowie ;)
UsuńAż z ciekawości sprawdziłam, jak to tutaj wygląda, i jeśli wierzyć Google, to lipiec zalicza się do jednych z najbardziej suchych miesięcy - a to ci niespodzianka!
Zaciekawiłaś mnie tym stwierdzeniem: "Ja też nie mam na Insta znajomych to wiele ułatwia :D" W jakim sensie? Mogłabyś rozwinąć tę myśl? :) Chodzi Ci o to, że nie czujesz presji dawania lajków/obserwacji swoim znajomym? Właśnie z podobnych powodów wolę mieć na Instagramie tylko obcych - nie chcę, żeby ktoś czuł się zobowiązany do obserwowania i lajkowania. A co do "żebrolajków", to celowo zwlekam z "followami", żeby sprawdzić, czy ktoś chce wyłudzić moje, czy też autentycznie jest zainteresowany tym, co publikuję :) Jak daje i zabiera, to od razu wiem, z kim mam do czynienia :)
Czytam Wasze opinie na temat dawania i odbierania lajków na Insta... Ja tak dosyć często robię, że polubiam, a po jakimś czasie odlubiam (bywa że po 5 minutach) ale to nie ma nic wspólnego z wyłudzaniem polubień innych. Polubiam, jak mnie zaciekawi, odlubiam jak mi się znudzi albo stwierdzę niezgodność przekonań. Mam gdzieś, czy tę osobę mój profil zainteresuje czy nie. Ba, częstokroś wręcz mam nadzieję, że nie... Jest mi też równo w paski, czy znajomi (albo ktokolwiek inny) mnie obserwują czy nie. Siedzę na insta od lat i żałuję, że nie jest już tym, czym bym, zanim kupił go FB i przerobił na modłę głupiego tiktoka i nadźgał reklam, ale i ten tiktokowaty ma swoje zalety i też kupę fajnych ludzi tam poznałam no pierdyliardy cudnych fotek obejrzałam.
UsuńPrzyznam, że to zupełnie niezrozumiałe dla mnie. O ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że po paru miesiącach może się komuś znudzić obserwowanie jakiegoś konta, o tyle nie ogarniam bardzo szybkiej zmiany zdania. Poza tym profile takie jak nasz (o Polly i mnie mowa) nie są ani opiniotwórcze ani kontrowersyjne, by ktoś nagle mógł dojść do wniosku, że mu z nami nie po drodze, bo jesteśmy po przeciwnych stronach barykady.
UsuńDzięki jednak za zabranie głosu i przedstawienie sprawy z Twojego punktu widzenia - zawsze fascynowała mnie ludzka psychika i motywy konkretnych działań :)
To prawda - Instagram to skarbnica pięknych fotografii i inspirujących ludzi. To jednak mimo wszystko maszynka do robienia pieniędzy i tych reklam faktycznie jest zatrzęsienie. A jakby tego było mało, często mam w feedzie mniej postów obserwowanych ludzi, niż jakichś nieznanych kont i reklam.
dokładnie tak. To dawanie o odbieranie lajków w naszym przypadku jest typowo komercyjne i dla wzajemności. Zresztą ja dostałam już chyba ze 3 razy wiadomość, że jak coś tam zrobię i polubię to w zamian dostanę ileś tam polubień od ludzi. Czyli sporo ludzi właśnie jedzie na tym, żeby mieć tysiące followersów nie ważne jakich byle było polubienie.
UsuńNo ja właśnie niedawno otrzymałam propozycję zostania ambasadorką marki promującej bransoletki, haha :) Ja to w ogóle mam podejrzenia, że ludzi sobie te lajki kupują. Często jest tak, że ktoś ma niby tysiące obserwatorów, a w ogóle nie przekłada się to na zaangażowanie społeczności - bardzo mało interakcji, lajków, komentarzy. No, ale jak masz tysiące lajków, to jesteś bogiem i bardzo atrakcyjnym kandydatem dla sponsorów :) Dostałam ostatnio dwóch nowych obserwatorów, robię zakłady, jak długo wytrzymają, zanim sobie pójdą ;)
Usuńtaaa ja to samo ale mnie zapraszali do jakiegoś wyzwania które mi miało zapewnić nowych obserwujących z wzajemności. A jak zaczęłam dopytywać to też się okazało, że coś tam będą potem sprawdzać czy ktoś odlubił po wyzwaniu i coś tam dalej. Odpisałam, że nie jestem jednak zainteresowana takimi zabawami. Ja mam kilka osób z kont prywatnych co nawet nie wiem co oni publikują u siebie
UsuńWidzę, że to dopiero przede mną, bo póki co nikt mi jeszcze nie złożył takiej propozycji ;)
UsuńTak, ja też mam wśród obserwatorów osoby z prywatnymi kontami, wtedy przynajmniej wiem, że im nie zależy na "follow za follow" :)
A o co chodziło Ci z tym, że łatwiej nie mieć znajomych na Instagramie? Domyślam się, ale pewności nie mam :)
Ja polubiam czasem profil po obejrzeniu jakiegoś ciekawego postu albo i kilku, a potem zaczynam skrolować dalej i dalej, i nagle odkrywam, że ta osoba, którą tyle co polubiłam, np jest bardzo pobożna i ma wiele wpisów na ten temat, no to już nie mam chęci jej oglądać... albo ma niewłaściwe (wg mnie) podejście do macierzyństwa itd itd albo zwyczajnie poz tym jednym postem pozostałe są całkiem z innej dziedziny i nie ma szans by mnie obchodziły... A jest mnóstwo rzeczy, których ja nie chcę oglądać i czasem zwyczajnie się mylę w zbyt rychłym polubieniu czyjegoś profilu. No ale co najważniejsze, dla mnie osobiście polubienia mojego profilu nie mają żadnego, ale to żadnego znaczenia. Nawet nie wiem, ile osób mnie obserwuje i nigdy tego nie sprawdzam, bo mnie to nie obchodzi i w ogóle tego fenomenu nie rozumiem. Nie mogę w ogóle pojąć, dlaczego dla innych ludzi to jest w ogóle istotne. No okej, jak ktoś zarabia w ten sposób to rozumiem ale dla zwykłego użytkownika, który przychodzi popatrzeć na ładne obrazki, posłuchać żartów, czy sprawdzić, co tam u danej rodziny czy osoby słychać, to jakie by to niby ma znaczenie, ilu ludzi obserwuje mój profil? Serduszka lubię dostawać, bo potwierdzają, że komuś innemu się moje zdjęcie też spodoba, ale po tym jak odkryłam, że ludzie serduszkują najbardziej mój ryj a nie piękne widoki czy zwierzęta to też już na to nie patrzę tak bardzo. W dużej mierze dla mnie instagram jest ciągle tym, czym był kiedy dodawało się na niego tylko zdjęcia i to tylko kwadratowe i tylko z telefonu. Gdy nie było tam filmów, jakichś posranych rolek, żadnych wiadomości, reklam, pierdyliarda funkcji i zadnych (pseudo) celebrytów. Mentalnie jestem ciągle w tamtym czasie instagrama. Tego dzisiejszego nie rozumiem. To nie jest mój świat, ale innego niestety nie ma.
UsuńMagda ja nawet nie wiem że takie były początki Insta bo ja tam jestem od roku :)
UsuńDzięki za obszerny wpis, teraz Twoje zachowanie jest dla mnie bardziej zrozumiałe :) Wiesz, ta różnica wynika po prostu z tego, że najwyraźniej obracamy się w innych internetowych kręgach, bo ja obserwuję głównie profile podróżnicze, nie bawię się w politykę, religię, sprawy bieżące, bo tego zwyczajnie mam po kokardy na co dzień - każdymi otworami wylewa się to na człowieka, czy tego sobie życzy czy nie: z radia, tv, sieci... Dlatego dla mnie Instagram jest takim "szczęśliwym miejscem", w którym otaczam się tylko tym, co mi się podoba, co mnie w jakiś sposób inspiruje i co działa na mnie pozytywnie.
UsuńWiesz, dużo osób zakłada swoje konta po to, by się na nich wzbogacić i chyba po prostu stąd to ciśnienie na jak największą liczbę followersów. Ja nie zrobiłam tego dla komercyjnych celów, przez pierwsze półtora roku w ogóle nic tam nie publikowałam, po prostu obserwowałam konta, które lubię. To wszystko. Z czasem zaczęłam wrzucać kolejne zdjęcia, a kiedy zaczęły one gromadzić wokół mnie ludzi o podobnym hobby i pasji, to mi się to zwyczajnie spodobało i postanowiłam kontynuować. Nie łudzę się, że zostanę gwiazdą - nie żebrzę o lajki i nie kupuję obserwatorów, by robić za celebrytkę. Jasne, nowi goście i serduszka są zawsze mili widziani, ale to wszystko. Tu, jak widzę, w pełni się zgadzamy :) A żeby uniknąć takiej sytuacji, o której piszesz, to po prostu najpierw oceniam całokształt czyjeś twórczości, a dopiero potem obserwuję. Za to serduszka rozdaję na prawo i lewo, bo to tylko "lajk", i nawet nie sprawdzam, jak wygląda konto takiej osoby, bo jakie ma to znaczenie - nie obserwuję jej, daję serduszko pod konkretnym wpisem tylko.
A to, że najwięcej lajków dostajesz za swoje selfie, to akurat zrozumiałe - poczytaj sobie to za komplement :) Ludzie po prostu Cię lubią i zawsze cieszą się, że mogą zobaczyć Twoją nową fotkę. Widok to tylko widok - coś "bezpłciowego", Ty natomiast jesteś konkretnym człowiekiem, z krwi i kości, znanym im i szanowanym. Tak to wygląda z mojego punktu widzenia :)
Szuflada wstydu? Phi, oby tylko, bo ja mam na wstyd cała komodę, wieloszufladkową żeby nie było. Mnóstwo tam wszystkiego i wielkimi krokami, w podskokach, zbliżają się wielkie porządki. Na szczęście pedantką nie jestem aczkolwiek lubię mieć wszystko na swoim miejscu. I zawsze wieczorem muszę mieć ogarniętą kuchnię czyli wszystkie naczynia w zmywarce i jako tako ogarnięte blaty bo jak wstaję rano i robię sobie kawę to na sam widok bałaganu jestem tak zmęczona, że biorę pod uwagę oszukańcze L4.
OdpowiedzUsuńDo minimalizmu mi daleko, mam w domu mnóstwo pierdół, pamiątek z podróży, naczyń z muszlami, kamieni, na ścianach zdjęcia, co trochę pomaga ukryć rozgardiasz bo zawsze sobie mówię, że to nie jest nieporządek tylko mój artyzm 🙂.
Za to umywalkę uwielbiam mieć czystą, i wannę. I okna 😀
Aha, mogłabyś zerknąć na odpowiedź Guciamal na Twój komentarz u mnie? Dziękuję :)
UsuńJuż się tym zajęłam, wybacz, że tak późno, wcześniej jednak zaglądałam na blogi z pracy i z telefonu, a wtedy żadnych nie komentuję.
UsuńO dziwo, komoda to jedyny mebel z szufladami, w których mam porządek, ale to głównie dlatego, że tam trzymam bieliznę. Cała reszta - szuflady kuchenne i te w szafkach nocnych to istne mydło i powidło. No dobra, teraz już nie, bo rozprawiłam się z tymi kuchennymi, a na dniach planuję ogarnąć nieład w innych :)
U mnie naczynia lądują w zmywarce zaraz po skończonym posiłku, nie lubię widoku piętrzącego się brudnego stosu. Masz całkowitą rację, nie ma to jak obudzić się w czystym pomieszczeniu i rozpocząć dzień w uporządkowanej kuchni :) Poranna kawa/herbatka od razu smakuje lepiej :)
Co do minimalizmu, to wypadałoby go najpierw zdefiniować, bo coś mi się wydaje, że ile ludzi, tyle opinii ;) Na pewno nie jestem ekstremalną minimalistką, ale jednak sukcesywnie dążę do redukcji rzeczy w swoim otoczeniu. No i jakżeby inaczej - mam ze dwa szklane pojemniki z muszelkami, a także kilka nietuzinkowych kamieni zajumanych z plaży :)) Jeden robi za przycisk do papieru ;)
O taak, czysta łazienka to jest to! :) A co do okien, to właśnie zaaranżowałam wizytę czyściciela okien na następny tydzień :) Mieszkam w piętrowym domu, w którym okna otwierają się na zewnątrz i nie mam ich jak umyć (tych na piętrze), a wyglądają t r a g i c z n i e!
Cześć Taito!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdecydowałaś się na krótką lipcową przerwę od publikowania postów na temat wyspy Tory. Od czasu do czasu każdy potrzebuje odpoczynku i czasu dla siebie. Ja dzis pisze z wkacyjnego leżaka, bo wygrzewam się na słońcu :) To świetnie, że masz swoje plany na spędzenie lata, w tym sierpniowego wyjazdu, który pewnie obecnie krąży w Twoich myślach i wzbudza ekscytację :) no i jestem ciekawa gdzie Cie poniesie :)
Nie musisz się martwić, jeśli czasem brakuje Ci weny do pisania. To normalne i zrozumiałe, że twórcza energia ma swoje wahania. Czasami potrzebujemy przerwy, aby zebrać nowe inspiracje i wrócić do działania z jeszcze większym zapałem. Jesteś utalentowaną opowiadaczką historii, więc pewnie wkrótce Twoje pomysły wrócą pełne wigoru! To wspaniałe, że wykorzystujesz lipcowy urlop na uporządkowanie swojego domu i znalezienie miejsca dla nowych gier planszowych. To idealny sposób na relaks i czerpanie radości z czystości w swoim otoczeniu.
Jestem pewien, że znajdziesz harmonię między pracą, odpoczynkiem i tworzeniem :) Niestety, ta ulewna lipcowa pogoda może pokrzyżować nie tylko Twoje plany :( nas tez wykurzyła z Norwegii...jest bardzo deszczowo i zimno I właśnie odpoczywamy na greckiej wyspie Korfu i ślę pozdrowienia :)
Dzięki, Aniu, że chciało Ci się przerwać to Twoje błogie lenistwo i zamieścić ten komentarz :) W Irlandii obecna pogoda jest bardziej jesienna niż letnia, ale i tak wolę to od greckich pożarów i upałów. Korzystaj ze słońca, póki możesz :)
UsuńBrak weny jednak mnie nieco martwi, bo im więcej czasu mija od danego wyjazdu, tym bardziej maleją szanse na to, że kiedykolwiek go opiszę. Chciałabym Wam pokazać jeszcze wiele irlandzkich miejsc, ale przy moim aktualnym tempie tworzenia, możecie tego zwyczajnie nie doczekać ;)
Porządek i relaks to w moim przypadku naczynia połączone - nie potrafiłabym żyć, ani odpoczywać w syfie.
Alez nie ma problemu, ten nasz wyjazd to typowy odpoczynk relaks i wygrzewanie się. Mój ślubny dużo pracuje i bardzo chciał poleżeć na leżaku i nic nie robić... Ja nie byłabym sobą gdybym go troszkę nie poganiała i to że nie lubię czekać, to od razu zwiedziliśmy północ Korfu która w niedziele trochę się paliła... sytuację szybko opanowanowali także dalej korzystamy z ciepełko...
UsuńU nas temperatury w Norwegii nie lepsze niż u Was i następny tydzień zapowiadają cały deszczowy, a ja wiesz... pracuje na zewnątrz to mało optymistycznie są to prognozy...
Szkoda że tak mówisz i tak myślisz...Ja bym poczytała i popatrzyla na Twoje miejsca bo nie wiem kiedy dojadę do Irlandii :)
Mam nadzieję że jednak coś Cie pchnie do tego pisania i pokażesz nam coś nowego :)
Strasznie przykra sprawa z tymi pożarami w Grecji i nie tylko - zawsze myślę o tych biednych zwierzętach, które ponoszą obrażenia/śmierć :( Dlatego jestem niemal pewna, że nigdy nie wybiorę się do Grecji w czasie lata i wysokiego sezonu. Mam nadzieję, że pomimo tych niedogodności dostaliście to, po co tam pojechaliście, byliście bezpieczni i mieliście wspaniały wypoczynek :)
UsuńDaj spokój, cały lipiec spisany na straty - pada i pada, mało słońca, kwiaty nie chcą mi rosnąć, lato się kończy, ludzie zaczęli znów palić w piecach i jesień już za rogiem. Trochę więcej słońca by się przydało, na wysokich temperaturach mi nie zależy. Zresztą ostatnio nie są jakieś niskie - nawet 20 stopni, ale jednak mokro, nie idzie wysuszyć prania na zewnątrz przez te nieobliczalne opady.
Serdeczne pozdrowienia zasyłam :)
Mnie też totalnie wena opuściła, więc Ci się nie dziwię. Niestety u mnie w domu z porządkami przegrywam i to solidnie, nawet jak mam luźniejszy dzień to robię wszystko, żeby nie sprzątać...
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu. Najgorsze jest to, że mam tyle wspaniałych miejsc do pokazania, niestety nie przekłada się to na mój zapał do opisania tego wszystkiego. W dodatku zachowuję się jak rozpieszczona księżniczka śpiąca na ziarnku grochu - wszystko mi przeszkadza, nie mogę się skupić i stworzyć sobie dogodnych warunków do pracy przy komputerze :(
UsuńDo sprzątania mam jeszcze mniej zapału, ale ponieważ nienawidzę bałaganu, to zbieram się w sobie i sprzątam. Inaczej bym oszalała ;)